Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
jak długo można zyc osobno?
Autor Wiadomość
jeszcze_zona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-02, 18:25   jak długo można zyc osobno?

Witajcie!

Kiedyś opisywałam swoją historię na tym forum... dużo sie nie zmieniło niestety...powiedzcie jak i ile można życ osobno? bez podejmowania żadnych kroków? kiedy czas na rozwód? zastosowalam twarda milosc wobec meza,ale nie przynosi to zadnych skutków.. wystapilam do sadu ze sprawa o alimenty bo musze z czegoś zyc, a on musi czuc sie odpowiedzialny za dziecko. niestety jesszcze nie dostalam terminu rozprawy... ja naprawde juz zaczynam watpic w to malzenstwo... w to ze nagle wszystko sie zmieni :/
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-10, 00:21   

Czytając twój post nie zrozumiałam co to znaczy "zastosowałam twarda miłośc wobec męża"?Myślę,że to co twarde to z natury nie przynosi rezulatau.Widzisz ja tu sie nie wymadrzam bo na te sprawy nie ma mądrych ,jedynie Bóg wie co z nami się dzieje,ale czasem trudno odczytać wole boga wobec nas stąd wiele ludzkich tragedii takich jak moja również.Wasz związek ma 3 lata a mój 33.pojawia sie tu dylemat czyja tragedia większa czy ta po 3 latach czy ta po 33 latach, a tak naprawde każda tragedia warta jest wytrwałości w modlitwie ,tylko to nam pozostaje.trwajmy więc w niej jak najdłużej ile starczy nam siły i wiary!
 
     
młoda mama
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-12, 20:39   

Ja również jestem w małżeństwie sakramentalnym od 3 lat. Uważałam, że w związek wstępowałam jako osoba dojrzała, chociaż chyba nie do końca byłąm o tym przekonana, bo podczas spisywania protokołu nie powiedziałam prawdy o tym, jak długo się przed ślubem znaliśmy... Pomyślałam, że ksiądz oceni, że zbyt krótko. Bardzo szybko po ślubie nie umieliśmy sobie z męzem odpowiedzieć na pytanie, dlaczego się pobraliśmy. Jedyny powód, jaki udało mi się ustalić to taki, że byliśmy najlepszymi ludźmi, nja jakich udało nam się trafić. Oboje wychowani w katolickich domach, posłuszni rodzicom, żyjący według zasad, tradycji... Dziś wiem, że rok od zaręczyn do dnia ślubu zmarnowaliśmy.. Napiszę za siebie, czego ja żałuję. Załuję, że zamiast naprawdę właśnie w tym czasie zastanowić się, czy tego chcę, oddałam się planowaniu ślubu, wesela, zadowalaniu rodziny w przygotowaniu szczegółów.. wszelkie wątpliwości tłumiłam i odsuwałam.. bo skoro maszyna ruszyła, to nie ma co się zastanawiać. Ostatecznie przyjęłam, że - zgodnie z ideami katolickimi - wszystko ułoży się po ślubie, gdy zamieszkamy razem, lepiej się poznamy, będziemy sami. Miało być dobrze w nowym życiu... Jednak wcale nie było i nie jest. Nie kocham mojego męża. On nie jest pewien, czy kocha mnie. Oprócz pracy, wydarzeń na świecie i od 2 miesięcy dziecka, nie mamy wspólnych tematów. Niczego nie przeżywamy razem. Nie dzielimy się myślami, spostrzeżeniami, uczuciami. Nie łaczy nas bliskość fizyczna, odkąd zaszłam w ciążę - pozwoliłam sobie na zbliżenie mimo poczucia samotności w małżeństwie, by to małżeństwo ratować. Kocham moje dziecko. Kocha je również mój mąż.. ale kochamy je osobno. Jak długo można żyć oddzielnie? Jak długo można prosić kogoś, by porozmawiał, by się otworzył, gdy ten ktoś nie czuje takiej potrzeby i zasypia spokojnie, podczas, gdy druga osoba płacze?
Nie szukałam przygód. Na portalu łączącym ludzi o podobnych zainteresowaniach poznałam kogoś przypadkiem. Dwa lata temu. Zaprzyjaźniliśmy się. Wiedział, że jestem mężatką. Potem pokochaliśmy.. jak ludzie.. bez podtekstów erotycznych. Powiedziałam mężowi, że jest ktoś, kogo kocham, ale z kim zdrady fizycznej nie planuję i że nie odejdę. Dzieliłam się z mężem moimi rozterkami. Codziennie czułam ból tej sytuacji... Bo obiecałam tylko męża kochać. Ten drugi mężczyzna doskonale wiedział o moich przekonaniach. NIe naciskał na nic więcej. Był. Zamiast z mężem codzienne problemy dzieliłam z kimś innym. Ktoś inny wiedział, kiedy mi źle, smutno, kiedy są powody do radości. Ktoś inny pytał, jak to jest w poszczególnych miesiącach ciąży. I ja też nie mężowi a innemu mężczyźnie byłam na co dzień potrzebna.. wyłącznie w rozmowie. Spotkaliśmy się dwukrotnie. Przed każdym ze spotkań informowałam męża, jaki mam zamiar. Godził się na rozmowę i spedzenie 2-3 godzin z tym innym mężczyzną. Przez te dwa lata nie było dnia, żebym nie czuła bólu i żalu, że w moim życiu i w moim małżeństwie powstał trójkąt. Wielokrotnie "maglowałam" tą sytuację w rozmowach z tamtym mężczyzną. Z mężem próbowałam, prosiłam o pomoc.. chciałam ratować małżeństwo. Nigdy ze mną nie porozmawiał. Wystarcza mu tylko to, że jestem. Ja zdradzam męża mentalnie, lecz nie potrafię przestać kogoś kochać, chcieć mu pomagać i sama przestać przyjmować wsparcie. Nie ma to nic wspólnego z banalnym i płytkim mówieniem sobie pustych i ślicznych słów. Przeszliśmy razem przez wiele trudnych sytuacji i właściwie.. znam tego człowieka lepiej niż własnego męża... To straszne i bardzo smutne.
Poszukiwałam pomocy u spowiedników. Spotykałam się ze zrozumieniem i z mądrymi radami, by próbować, ratować dokąd się da.. dokąd jest wola drugiego człowieka. Doradzano mi trwanie w pokorze w kwestii relacji z tym drugim człowiekiem. Tak też żyłam i nadal żyję. On również.
Teraz ja i mój mąż jesteśmy rodzicami.. Dziecko nie powoduje zbliżenia między nami. Jako osoba wierząca i często rozmawiająca z Bogiem, pytam Go, czy rzeczywiście chce, by nasza córka żyła w domu, w którym rodzice się nie kochają.. czy ma być wychowywana przez parę znajomych, którzy szanują się, prawie nie znają, nie kłócą, bo jedna strona zawsze unika konfrontacji.. czy moje dziecko będzie miało szczęśłiwą rodzinę? Czy też może Bóg mi wybaczy, jeśli jednak przestanę szukac w mężu kogoś, kim nie jest i zacznę wszystko od nowa, budując dziecku dom, w którym ludzie rozmawiają i coś ich łączy?.. coś, co bardzo dużo przetrwało.
Śmiem myśleć, że poznałam właściwą osobę za późno. I obawiam się, że rezygnując z miłości, wcale nie stworzę dobrego domu dziecku, ponieważ nabiorę niechęci do męża i w końcu zacznę go obwiniać.. że nie odeszłam.. tylko w imię zasad i danego słowa zostałam..
Muszę podjąć decyzję. Nie chcę, żeby moja córka dorastała w nieporządku emocjonalnym i moralnym. Chcę być dobrym i mądrym człowiekiem.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-12, 22:10   

Do młodej mamy!

Czytając Twój post miałam porównanie swojego obecnego życia,tylko jakby troche przyspieszonego.jest mi Cie żal ,że tak szybko podjęłaś nieodpowiednia decyzje9tak przynajmniej wynika z opisanej przez Ciebie obecnej sytuacji) Mimo,że jest to strona wsparcia dla tych ,którzy go potrzebuja z uwzględnieniem naszej wiary to moge powiedziec tylko tyle iz powinnas zrobic wszystko twoim zdaniem jak również spróbowac poradzi się twoich spowiedników czy jest szansa i powody aby ten związek unieważnic wobec Boga jesteście młodzi,dzis juz ludzie sa odwazniejsi i wiedza co w życiu jest wazne.miłośc to nie litość,więc wspólnie przeprowadźcie poważna rozmowe ,może nawet w obecności duchownego ,jeżeli sie taki znajdzie aby sobie pomóc.Ja do dzis nie mam wsparcia od męża i nigdy go nie mialam dlatego bardzo Cie rozumie jak to jest razem a tak naprawde osobno.mój mąz nie powinien się żenic bo do dzis nie jest odpowiedzialny za mnie i dorosłe juz dzieci,kiedys nie potrafiłam sie przeciwstawić jego silnej więźi z matką i nikt mi nie podpowiedział ,że można probowac cos uniewaznic.Dzis wiem ,że małżeństwo zaistniało tylko dla ówczesnej ciąży.Niestety serca nie oszukasz,dzis kiedy dzieci są dorosłe od 5 lat trwa straszny ,kryzys,pustka ,która byla do przwidzenie tylko nikt nie miał odwagi jej przerwac.dzis życie toczy sie samo bez nas i myśle,że jesteśmy gorszym przykładem dla dzieci niz wtedy kiedy gralismy dobre katolickie małżeństwo.wiem ,że dla niektórych z was będa to przykre słowa ,jednak ja przestałam wierzyć nawet wcuda w mojej sprawie,bo to ja sama zgotowałam sobie ten los pzez moje złe odczytanie ,drogi która pan Bóg dla mnie przygotował.Uważam ,że skrzywdziłam męża i siebie i dzis modle do Boga o siły abym w tej sytuacjo dała rade życ a jest to bardzo trudne.Tak więc przemyśl jeszcze dobrze swoja decyzje i sytuacje i módl sie do Boga o jasność umysłu ,aby decyzja ,która podejmiecie była dobra dla was trojga.pozdrawiam i zapewniam o modlitwie.
 
     
młoda mama
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-12, 22:29   

Serdeczne Bóg zapłać, Gabrielo. Tego właśnie potrzebujemy.. jasności umysłów i wsparcia w modlitwie.
Bardzo chcę zrozumieć, czy funkcjonowanie jako dobry rodzic dla dziecka wystarczy, by stworzyć dobrą rodzinę. Małżonkami dobrymi nie jesteśmy... a przecież nie przysięgamy dzieciom, a małżonkom do śmierci... Dzieci nie ma się dla siebie na własność.. Gdy odejdą do własnych spraw, trzeba razem żyć dalej.. I kochać się a nie nienawidzieć w morzu wzajemnych wyrzutów, przemilczanych kwestii i nierozwiązanych spraw.
Ja popełniam grzech mentalnej zdrady.. Mój Mąż popełnia grzech zaniedbania.

Dziękuję za pomocną dłoń. Dziś łatwiej będzie zasnąć.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-12, 22:55   

do młodej mamy!
pomódl sie do sojego aniła stróża nich Cie strzerze w tych trudnych chwilach.Dobrze ujełas to ,że ślubujemy sobie miłosc i wiernosc a jako świadka bierzemy tez a może przede wszystkim pana Boga.jednakże trzeba dobrze rozważyć wszystkie za i przeciw ze względu na potomstwo na które sie zdecydowaliście,badźcie odpowiedzialni.W modlitwie duch Swiety Wam pomoże Śpij dobrze bo trudne zadanie przed Tobą.pamietam w modlitwie.
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-12, 23:22   

mloda mamo!
Nie usprawiedliwiaj sie tak łatwo ze swojej zdrady emocjonalnej, która pewnie niedługo doprowadzi Cię rownież do zdrady fizycznej. Nie traktuj tego tak lekko, że żyjesz po prostu w grzechu i tyle. Masz jedną droge jak na razie : zerwać z człowiekiem, który wchodzi między Ciebie i Twojego męża i zacząć pracować nad swoim małżeństewm, nad relacją między Wami, bo wydaje mi się, że jak na razie to masz tylko oczekiwania w stosunku do męża, a że on ich nie spełmia, to zabierasz zabawki i idziesz do innej piaskownicy. Może Twój mąż po prostu taki jest i trzeba to zaakceptować. W końcu znałaś go przedtem i jak się to mówi "widziały gały co brały". Na pewno znajdzie się na świecie bardzo wielu mężczyzn lepszych od Twojego męża pod różnymi względami, ale Ty właśnie jemu przysięgałaś i to bez żadnych warunków. Co warte jest Twoje słowo? A kim jest dla Ciebie Bóg, że nie przejmujesz się grzechami i tym,że go obrażasz? Mam wrażenie, że na pierwszym miejscu w Twoim życiu jesteś Ty sama i Twoje potrzeby, a to nie ma tak być. Niszczysz życie świadomie kilku osobom ( sobie, mężowi, dziecku i temu mężczyżnie, który choć daje Ci wsparcie i jest Ci bliski nie jest uczciwą osobą skoro przylepił się do mężatki i uczestniczy czynnie w rozbiciu rodziny). Zatrzymaj się póki czas, zakochaj się w mężu od nowa i zacznij się nim interesować. No i spowiedź prawdziwa, taka w której MOCNO POSTANOWISZ POPRAWĘ, bo inne spowiedzi są po prostu nieważne, jeśli nie zamierzasz zerwać z tym czlowiekiem. Nikt nikomu nie obiecywał i nie obiecuje, że w małżeństwie będzie wspaniale, ponosimy konsekwencje swoich wyborów, a małżeństwo to ciężka praca i zadanie. Poszukaj pomocy w poradniach katolickich, może namówisz męża na wyjazd na "spotkania małżeńskie", a modlitwa niech pomoże odnależć Wam Boga, bo trzeba Go postawić na pierwszym miejscu i dopiero wtedy jest szansa coś naprawiać.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-13, 00:10   

do Kari!
Czy nie uważasz ,że jestes bardzo surowa w osadzaniu innych.Jakie masz do tego prawo.pewnie ,że nikt nie mówił ,ze w małżeństwie będzie lekko i zawsze wspaniale.ja po 33 latach moge cos na ten temat powiedzieć.Czy mnie tez powiesz ,że ja nic nie robiłam dla dobra dzieci i związku tkwiąc w nim tak długo czase bez cienia nadziei.Niestetyczas zrobi swoje .uważam co ma przetrwac to przetrwa,choc trudno mówic w moim przypadku ,że cos przetrwało,jeżeli tak naprawdę żyje sie obok.W naszym małżenstwie zawsze byliśmy blisko Boga i dzis tez.* rekolakcji razem z rodzina 17 lat pracy w kregach domowego kościoła tez nazwiesz niczym .A kiedy usłyszysz od męża ,że jeździł na rekolecje tylko po to abym ja się zmieniła ,czyli oczekiwał od Boga zrealizowania sojego obrazu żony a nie zaakceptowania tego co ma i pracy równiez nad soba.pewnie ,że masz rację iz od zdrady psychicznej do fizycznej to cienka ganica ale jesteśmy tylko grzesznikami na tej ziemii i czasami chcemy tez pomyślec o sobie nie zawsze o innych.człowiek potzrebuje ciepła i zrozumienia tego aby czuł sie potrzebny>Pzn Bóg stworzył mężczyzne i kobiete aby nawzajem sie wspierali a nie niszczyli a życiu częściej wystepuje to drugie.Uważam ,że kobieta jest taka istotą,że jak w małżeństwie sie uklada to nic innego ja nie interesuje i nie rozglada sie za innymi czego nie mozna ogolnie ujmując oczywiście powiedzieć o męzczyznach.tak ,ze ja bym wstrzymała sie z surowymi ocenami o innych ,których tak naprawde nie znamy.Pozwólmy działać Duchowi świetemu i módlmy sie za Tę młoda mamę aby Pan Bóg miał ja w opiece zamiast kogos pouczac to napewno o woele lepsze.pozdrawiam chyba szczęśliwą i spełnioną mężatkę.
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-13, 09:21   

Gogol, mi też nie jest lekko, wcale nie mam łatwego małżeństwa, można powiedzieć, że moje oczekiwania nie zostały spełnione. Ale wg mnie naprawdę nie chodzi o to w życiu, żeby oczekiwania się spelniały. Wazne jest, żeby zastanowić się, czego oczekuje od nas Bóg. A On na pewno nie oczekuje od nas grzechu i pójścia na łatwiznę. Może i jestem surowa, ale trudno głaskać kogoś po głowie za to, że krzywdzi innych. Jaką radę masz dla młodej mamy? Jak ci sie nie układa, to sie rozglądaj za innymi?Rozumiem, że jesteś sfrustrowana swoim małżeństwem i tym, że mąż nie poszedł w tę stronę co trzeba. Bardzo dobrze, że jesteście blisko Boga i jeżdziliście na rekolekcje, może bez tego byloby jeszcze gorzej? Te sprawy bardzo dobrze tłumaczy ks. Pawlukiewicz w swoich kazaniach, ale trzeba zrobić wysiłek i go posłuchać : http://www.choinski.pl/zatoka/ . Może Bóg zupełnie inaczej prowadzi Twojego męża, niż Ty chcesz? Starałam sie nie oceniać, ale napisałam ,co czuje po przeczytaniu mlodej mamy. Może lepiej, żeby bylo surowo teraz niż surowo po śmierci? Też sie modlę za młodą mamę i inne osoby z forum i mam nadzieję, że Duch Świety zadziała. Niemniej upomnienie kogoś , gdy wkracza na złą drogę jest moim obowiązkiem i każdego z nas, nawet, gdyby miało to kogoś urazić. Nie ma tu męża młodej mamy wiec trudno do niego coś napisać, a też by sie przydało.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-13, 14:50   

do kari
Pozdrawiam i chce Ci wytłumaczyć ,że mimo dobrych chęci tak do kończ się z Tobą nie zgadzam.Życie katollika oparte jest na naukach kościoła -to prawda,stwierdzasz jednak,że nie wazne w życiu małżeńskim jest to czego my oczekujemy tylko to czego oczekuje od nas Bóg.Tu smie sie zToba niezgodzić,wiadomo,że Bóg nie oczekuje od nas grzesznego życia tylko dążenia do świętości,jednak po to zawieramy małżeństwo aby miec prawo do szczęścia i tego wiem ,że Bóg tego nie kwestionuje bo Bóg jest miłosierny i zawsze nawet gdy dzieje sie nam krzywda to on chce dla nas jak najlepiej.pamietam czasy ,kiedy często wspominano,że Bóg każe ja uważam,że Bóg nie karze ale upomina.Moja wiara jest właśnie na takim etapie czy to sie komu podoba czy nie.Mam wiele rozmów z kapłanami ,którzy mi przyznali racje.My tak naprawde do końca nie wiemy jakie sa plany Boże wobec naszej osoby ,to jest trudne i bez mocy Ducha Sw. często nie do odczytania .Jakakolwiek sytuacja by sie nie zdarzyła to po czasie stwierdzamy pytając czy tego chciał ode mie Bóg.
Dlatego z bagażem takich życiowych doświadczeń a nie innych nigdy nie będę potepiała i pouczała ludzi w tak ostry sposób ,bo oni potzrebują ciepła i zrozumienia a to wcale nie jest wyrazem tego ,że ja pochwalam zło.Kazania ks.Pawlukiewicza juz od dawna są moim przwodnikiem i właśnie od niego nauczyłam sie ltak najprościej rozumiec to czego oczekuje od nas Bóg.Ten kapłan pieknie i proso wyjaśnie zwyczajne sytuacje w życiu i te trudne też.zawsze w swoich kazaniach potrafi wskazać sytuację i odnieść ją do Pisma świetego.Widzisz więc,że za mna nie jest tak źle jestem blisko Boga bo chcę być blisko gdyby nie wiara,którą zaszczepiono mi w domu rodzinnym to moje życie wyglądało by inaczej a przykłady z życia byłyby powodem odejścia od niej.Ale ja wierzę w Boga a nie w słabości ludzkie.pozdrawiam i polecam się modlitwie.
 
     
młoda mama
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-13, 15:54   do Kari

Dziękuję Ci za odpowiedź na mój post.

"Nie usprawiedliwiaj sie tak łatwo ze swojej zdrady emocjonalnej, która pewnie niedługo doprowadzi Cię rownież do zdrady fizycznej. Nie traktuj tego tak lekko, że żyjesz po prostu w grzechu i tyle."

Gdybym lekko traktowała sytuację, w której jestem ja i moi bliscy, z pewnością nie szukałabym w internecie portali katolickich, nie znalazłabym tego forum i nie otworzyłabym się przed całkiem obcymi osobami pisząc o SOBIE w niekorzystnym tonie.. szczerze.
Gdyby było mi lekko i dobrze z tym jak jest, nie zalogowałabym się tu dzisiaj w nadziei, że ktoś odpowiedział mądrymi słowami, lecz kupowała kolejne buty lub torebkę w kolorowej galerii handlowej (tam też jest wielu mężczyzn i przecież można się w ich twarzach poprzeglądać).
Gdybym się z czegokolwiek usprawiedliwiała, nie zamartwiałabym się i nie gryzła z tym wszystkim codziennie, nie szukałabym pomocy w konfesjonale, a raczej w hałaśliwym klubie muzycznym. W moim wieku tam sie spędza wieczory, by uciec od problemów.

Boli mnie nie prawda o życiu prawdziwego katolika i wymaganiach Kościoła, a to jak jeden z nich ocenił MNIE na podstawie kilkunastu linijek tekstu (z ktorego zdecydowanie nie wynika, że nie staram się o małżeństwo).

Znalazłam to forum w sieci, ponieważ bardzo chciałam takie miejsce znależć.. bynajmniej nie po to, by ktoś poklepał mnie po plecach. Wierzę, że chciałaś pomóc mnie i wszystkim innym w moją sprawę uwikłanym, jednak pomoc kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywdzenie kogoś. Przekroczyłaś tą granicę wróżąc mi rychłe wejście komuś do łóżka. To boli.. nie to, że istnieje szóste przykazanie.

Pozdrawiam Cię i mam nadzieję, że ten dzień będzie dla Ciebie dobry.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-13, 16:13   

Do młodej mamy!
Nie denerwuj sie,uważam ,że bardzo sensownie udzieliłas wyjasnień.Choc Cie nie znam ale uwazam ,że jesteś rozsądna osoba i chcesz jak najlepiej dla twojego związku podobnie ja my wszyscy przegladający te własnie strony a nie inne.Pamietam o Tobie w modlitwie i nie załamuj się .pamietaj nadzieja umiera ostatnia.Pozdrawiam.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-13, 16:19   

Młoda mamo, widzisz.... po prostu tak jest, że ludzie skrzywdzeni często krzywdzą innych, nawet nieświadomie. Może dlatego tak odebrałaś tego posta - że jest dla Ciebie krzywdzący. Ale taki obraz Twojej postaci powstał u kogoś... na podstawie tego co napisałaś, oraz własnych przeżyć, cóż - często utożsamiamy się z "bohaterami" kolejnej historii ludzkich losów na forum.
Być może forma nie ta, ale zgadzam się z tym co napisała Kari. Chodzi o to, że zbyt często słyszymy/czytamy o tym, że ktoś się zauroczył, i kończy się w łóżku... W Twoim przypadku tak być nie musi (oby nie!!), ale może, prawdopodobieństwo jest. I wszak Twoje własne sumienie Ci to mówi. Inaczej nie byłoby Ciebie tutaj - jak sama przyznajesz....

Wiesz, ja bym Ci radziła jednak podobnie jak Kari - zakończyć przyjaźń z "panem od kawy".... A dalej - zależy już od Ciebie. Wg mnie warto spojrzeć jednak na współmałżonka jako na osobę, która jest taka a nie inna, bo nie umie inaczej, nie dlatego że nie chce.

P.S. dla mnie z kolei działa jak płachta na byka słowo "przyjaźń", zwłaszcza taka, jaką Ty opisujesz. Bowiem przez taką "przyjaźń" żyję teraz w separacji. Też mam zatem trochę spaczoną perspektywę. Weszłaś jednak na forum ludzi często mocno przez świat i ludzi sponiewieranych. Więc może warto przyjąć to forum z dobrodziejstwem inwentarza? ;-)
 
     
młoda mama
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-13, 16:51   

Przyjmuję :)

Nie napisałam o "przyjaźni". Napisałam, że kocham tego człowieka. Wiem, że zapalają się wszystkim czerwone lampki w tej chwili. Moja ciągle się świeci. Jestem żoną.

Prawdziwa miłość, jak wszyscy wiemy, pochodzi TYLKO od Boga. Mężowi ślubowałam miłość przed Bogiem, tak jak On ślubował mnie, że będzie razem ze mną o to małżeństwo dbał. Odkąd "coś mi nie pasuje" staram się dbać za dwoje.
Jest to trudniejsze, gdy ma się świadomość, że jeszcze inny człowiek jest ważny.. nie przystojny i ciekawy.. jest ważny. Jest ważne, żeby również był szczęśliwy, miał swoją rodzinę i dom. Przejście w fizyczność nie jest związane z tym przypadkiem. Nikt tego nie chce.
Powiedzcie, co jeśli zerwanie kontaktu niczego nie da? Bo nie kocha się tego, co mówi do Was drugi człowiek, nie kocha się tego, co w nim lubimy i czego nam brakowało, tylko kocha się jego jako Osobę.. z wadami i zaletami się go akceptuje. Wcale najlepszy na świecie nie jest. Ale ważne, że jest. I to zawsze będzie ważne. Niezależnie od tego, czy jeszcze kiedyś odezwie się telefon. Nie mam na myśli "nie zapomnę o emocjach, jakich doświadczyłam". Mam na myśli "pomogę mu zawsze, gdy będzie potrzebował i nie przestanie mnie obchodzić, co się z nim dzieje".
Brałam nawet pod uwagę to, że może mój egoizm jako jedynaczki jest tak wielki, że wpadłam w jakąś manię albo i opętanie.. lub po prostu "chcę kogoś mieć", bo przecież tylko męża mogę kochać. Kupiłam kilka książek o. Gabriela Amortha, dyskutowałam na ten temat z Księżmi. Co jeśli kocha się kogoś jeszcze? I nie mam na myśli miłości romantycznej. To we mnie nie umrze. Gdyby to była kobieta, można by ją nazwać "bratnią duszą" i wszystko byłoby w porządku. To jest mężczyzna. Tak, mogłabym być z kimś takim. Ale jestem związana z Mężem sakramentalnym małżeństwem i chcę, żeby był szczęśliwy. I w tym życiu i po śmierci. Nie mam prawa Mu tego odbierać.
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-13, 17:45   

Nie było moim zamiarem urazić Cię młoda mamo, tylko ewentualnie przyczynić sie do Twojego opamietania. Nie jestem wrożką, żeby coś Ci wróżyć, niemniej wystarczy się rozejrzeć wokół, żeby zauważyć jak kończą się zwykle takie jak opisana przez Ciebie znajomość. Nawet, jeśli Ty myślisz w taki sposob,że ta "miłość" zatrzyma się na pewnym etapie, to wcale nie wiadomo, co myśli ów mężczyzna wplatany w Twoją historię, a mężczyźni zazwyczaj zupełnie inaczej widzą świat niż kobiety.
Na forum jest tekst o zdradzie duchowej, warto przeczytać :
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=3707
Jest trochę różnych aspektow Twojej sprawy. Jeśli dobrze zrozumiałam napisałaś, że jest ważne, aby czlowiek, którego kochasz miał rodzinę, dom i był szczęśliwy. Dla mnie jest jasne, że jeżeli naprawdę byś go kochała to starałabyś sie mu to umożliwić i zniknęłabyś mu z życia. On też ma prawo do prawdziwej, sakramentalnej żony i dzieci i ma prawo do życia blisko Boga. Z Tobą nie będzie miał takiej szansy, bo jesteś żoną kogoś innego i dotąd dopóki nie będzie stwierdzenia nieważności Twojego małżeństwa tak będzie. Jeśli byś go kochała nie narażałabyś go na grzech ciężki i nie odsuwałabyś go od Boga. To jest sprzeczne z Miłością. Mam wrażenie, że to co czujesz to zakochanie, a nie miłość. Myślę, że czas zawsze robi swoje i gdybyś zrezygnowala z tego pana to uczucie ma jednak szansę umrzeć, a jeśli nie to po prostu możesz sie za niego modlić i będzie to chyba najlepsza rzecz, którą możesz mu ofiarować.
Dla Twojego dziecka najważniejsze jest, aby jego rodzice sie kochali i żaden nowy dom i nowy tatuś mu tego nie zastapi. Więc jeśli naprawdę kochasz dziecko to zrób wszystko, żeby waszą miłość uratować.
Obawiam się, że naprawa Twojego małżeństwa nie będzie prosta i może trzeba sie zwrócić z tym do fachowców. Nie wiem jak w tym wszystkim funkcjonuje Twój mąż, jak on sie czuje,gdy Ty spotykasz sie z tym Panem, czy Ci kiedyś to przebaczy?
A czy brałaś pod uwagę, że ten pan może Cię traktować jako chwilową przygodę, może juz wiele takich przygód miał i ma wprawę w docieraniu do serc osamotnionych kobiet? Może on nagle zniknie, bo spotka kogoś nowego? I co wtedy? Może nie jest taki uczciwy i dobry jak myślisz?A może on tez ma żonę i dzieci tylko Ci o tym nie powiedział? ( Już czuję jak mi sie oberwie).
Gogol, a co to jest szczęście? I do jakiego szczęścia masz prawo? I jakim kosztem można to szczęście uzyskiwać? A co ma zrobić mąż, którego żona rozchoruje sie nieuleczalnie zaraz po ślubie i on zamiast poczucia szczęścia ma perspektywę opieki nad nią do końca życia ze zmienianiem pampersów włącznie?
Ja absolutnie nikogo nie potępiam i nie oceniam, żle mnie odczytaliscie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4