Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Pozwany po 17-u latach małżeństwa.
Autor Wiadomość
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-26, 20:25   

Jarosław napisał/a:
Mami radzisz mi jakieś zmiany, ale nie mam możliwości ich wprowadzenia sprawy chyba zaszły za daleko.


nie sugeruje zmian pod kogoś...a dla siebie...
czy tobie Jarosław dobrze z samym sobą? czy może potrzebujesz towarzystwa, obecności innych syna, żone, rodziny by czuć sie bezpieczny? to ważne byś sobie uczciwie na to odpowiedział...
w zależności od odpowiedzi tak rób i zyj...nie bede sugerowała ci odpowiedzi, bo sam musisz sobie odpowiedzieć... czy jakieś zmiany moga dac ci cokolwiek...
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 18:45   

cierpliwy napisał/a:

-czy jestes w stanie zaakceptować przemiany zony w jakie wchodzi????

Cierpliwy niestety nie jestem w stanie zaakceptować tych zmian.
Komórka żony grzeje się od sms-ów, a jestem pewny, że dochodzi i do spotkań między nią, a tym trzecim jak coś takiego można zaakceptować.
Gdy staram się zareagować słyszę tylko, że to nie moja sprawa bo pozew odebrałem.

[ Dodano: 2009-09-27, 18:48 ]
mami napisał/a:
Jarosław napisał/a:
Mami radzisz mi jakieś zmiany, ale nie mam możliwości ich wprowadzenia sprawy chyba zaszły za daleko.


nie sugeruje zmian pod kogoś...a dla siebie...
czy tobie Jarosław dobrze z samym sobą? czy może potrzebujesz towarzystwa, obecności innych syna, żone, rodziny by czuć sie bezpieczny? to ważne byś sobie uczciwie na to odpowiedział...
w zależności od odpowiedzi tak rób i zyj...nie bede sugerowała ci odpowiedzi, bo sam musisz sobie odpowiedzieć... czy jakieś zmiany moga dac ci cokolwiek...

Chciałbym byśmy dalej tworzyli rodzinę. To oczywiste. Tyle tylko, że na dzień dzisiejszy nie widzę możliwości przełamania lodów.
Żona zachowuje się obcesowo, a znając jej charakter wiem, że przy moim zablokowaniu rozwodu zrobi się jeszcze bardziej impertynencka.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 19:04   

Jarek..........a do tanga trzeba dwojga.
Oj,facet....weż no Ty sie za siebie najpierw ....................... jak żeniłessie to żóna tez taka była???
A jak nie była tak ,to przy Tobie sie tak zmieniła i zgłupiała? stała sie arogancka??
Czy pod Twoim wpływem dokonała sie w niej tak zmiana???
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 19:14   

Jarosław napisał/a:
Cierpliwy niestety nie jestem w stanie zaakceptować tych zmian.
Komórka żony grzeje się od sms-ów, a jestem pewny, że dochodzi i do spotkań między nią, a tym trzecim jak coś takiego można zaakceptować.

Jarosław ja nie mówie o akceptacji -czegoś co jes złym.
Ja mówie o akceptacji stanu faktycznego-bo przeciez na to nie masz wpływu.
Przeciwstawisz sie???,zakarzesz???,głosno wykrzyczysz robisz żle???

To cos da???? raczej nie jeszcze zostaniesz wplatany w to że sie znecasz.


Jarosław ja pisze o akceptacji-pogodzeniu.

Nie mam na to wpływu,ale rozsądkiem i mądrym działaniem moge powiedziec NIE.

I wbrew temu co mozna ci sugerowac,zarzucic -masz do tego prawo
Chciałbym byśmy dalej tworzyli rodzinę Jarosław chcesz?? -zacznij cos robić.
Jarosław napisał/a:
Żona zachowuje się obcesowo, a znając jej charakter wiem, że przy moim zablokowaniu rozwodu zrobi się jeszcze bardziej impertynencka.


Nie zastanawiaj sie co zrobi zona,jak bedzie reagowac-rób co czujesz za stosowne dla was wszystkich -rodziny.

To że jest teraz slepa,to że widzi tylko siebie i swoje potrzeby-nie znaczy że Jarosław ma nie zawalczyc o siebie,zone i syna.

Dlatego wszyscy ci to pisza spójrz jaki byłes,zobazc jakiego chciała cię widziec żona

Czy nie stac cie na to????-na zmianę,na fajnego faceta

Zacznij sie zmieniać-a moze wzbudzisz ciekawość.

Teraz niestety grasz w gre zony.Cos wykonuje,zakłada i pewnie Jarosław robi dokładnie tak jak zakłada.

Jarku zakończ ta grę i działaj inaczej,tak jak ty chcesz.

A zobaczysz jak to bedzie irytowało.



Manipulanci często narzucaja włąsne reguły gry,manipuluja wciąz w identyczny sposób -bo wiedza gdzie zaatakowac,jak zaatakowac .

By uruchomić pewien schemat,pewien system zachowań.

Ale jeżeli osoba manipulowana nauczy sie przed tym bronić-schemat rozwala sie i wtedy jest panika.




p.s nikt cie do niczego nie namawia-ale pomysl MOŻE WARTO!!!!!!!!!!!
Ostatnio zmieniony przez cierpliwy 2009-09-27, 19:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 19:22   

Cierpliwy teraz zrozumiałem o co Ci chodzi.
Masz 100% racji. Tyle tylko, że teraz żona jest już po drugiej stronie barykady, każdy mój ruch jest pilnie śledzony i nie bardzo wiem jak się poruszać.
że tak powiem każdy z tych ruchów będzie blokowany, przed chwilą rozmawialiśmy wróciła od swoich rodziców pytałem czy była tam z nim?
Oczywiście powiedziała nie twoja sprawa.
Wróciła w dobrym humorze nie w skowronkach, ale z naładowanymi akumulatorami nawet mi radziła bym nie komplikował rozwodu.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 19:29   

Jarek???no to jak było??/ była inna? przy Tobie zgłupiała?
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 19:34   

A jak ty czujesz ????
skomplikujesz ???? czy nie????
warto cos zrobic po swojemu?????
czy dalej bedziesz uczestniczyc w grze????


Jarosław ma rację-nie chce powiedziec,jej prawo.
Choc to dziwne ale zona zadecydowała -małżeństwa w jej pojęciu nie ma.

A skoro nie ma jako osoba wolna ma prawo wyboru co komu chce powiedzieć.


Radze na początek pogodzic sie chociaż własnie z tymi tekstami
-nie twoja sprawa,co cie to obchodzi.

Bys własnie nie popełnia wciąz tych samych błędów-zapeniam ze pewnie spodziewała sie takiego pytania.

A co będzie jak nastepnym razem nie spytasz?????
warto spróbowac co???
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 20:05   

Jak nie zapytam, pewnie będzie zadowolona.
Troszkę porozmawialiśmy, proponuję jej rekolekcje dla małżeństw.
Odpowiedziała: nie męcz mnie klamka zapadła.
Takim stawianiem sprawy przekreśla wszystko.
Jak to widzisz?
Mam nagle zacząć jeździć do jej rodziny?
Tego nie chce, nie chciała nawet pół roku temu bo jest ten trzeci niestety.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 20:25   

Jarosław napisał/a:
Jak to widzisz?

Jarku nie pytaj mnie jak to widzę.
Bo to ty masz zobaczyc jak to widzisz .
Na czym ci zależy????
Czy chcesz podjąć ciężka droge walki o zonę???(choc walka to złe sformułowanie).
Czy wszystko co sie wydarzyło w twoim życiu....małżeństwo,dom,dziecko,wspólne chwile-warte sa tego.????


Nie ma recepty.
Nie ma skutecznych wypowiedzi na tak,czy na nie.
Ja moge Jarku tylko powiedziec o sobie.

Dla mnie wszystko co przeżyłem w małżeństwie-warte było tego zachodu.

Ale to jestem ja -i kiedys nawet nie spodziewałem sie że mogę byc tak CIERPLIWY.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 20:29   

...Chciałbym byśmy dalej tworzyli rodzinę....

ponownie zadam pytanie, co daje ci rodzina...poczucie bezpieczeństwa?
myśle, że relacje z bliskimi zaspakajają ci potrzebe bezpieczeństwa...utrata bliskiej osoby, jej odalenie powoduje chaos i panike...
pewnie nasiliło sie to po śmierci ojca, i chorobie matki...z jeszcze większa siła zacząłeś swoich bliskich wiązać ze soba, i izolowac od społeczeństwa,
tak że w końcu żona jako dorosła osoba poczuła sie osaczona, uwięziona we własnym domu...
stąd u zony wytworzyła się potrzeba ucieczki od ciągłej kontroli jej pod kontem co robi, gdzie przebywa...
w oddalaniu się od ciebie upatrujesz brak stabilizacji, lęk przed byciem samemu...
coraz mocniej zacząłes kontrolowac i przywiązywać do siebie, powodując coraz większe oddalanie sie zony od ciebie...
...„Zamykanie się w odosobnieniu podnosi poziom bezpieczeństwa. Absolutne bezpieczeństwo jest wegetacją.”...
twoim odosobnieniem jest azyl domowy, w nim upatrujesz szczęscie i poczucie bezpieczeństwa, jednak to twoja wizja poczucia bezpieczeństwa...dla zony jest już dziś czym innym...poczucie bezpieczeństwa to nie wieczne bycie z kims na zawołanie, ...tylko zaufanie i wolnośc, to własne sekrety, marzenia...to prawo do własnej przestrzeni intymnej i prywatnej, tylko dla siebie, do której każdy ma prawo..
jak sie komuś tego zabrania, to w końcu musi taki związek przeżyc kryzys...by druga strona zrozumiała swoje błedy w pojmowaniu właściwych relacji między dwojgiem ludzi w związku....

Różnych rzeczy spodziewamy sie po relacjach z innymi, oczekiwanie, ze druga osoba zapewni nam bezpieczeństwo...to pomyłka
Te poczucia musimy sami w sobie zaspakajać, brak ich jest przeniesieniem z dzieciństwa, gdzie potrzeba bezpieczeństwa nie była zaspokojona i dziś odczuwasz wciąż ciągłą potrzebe jej zaspakajania u innych...
dlatego jeszcze dziś syn jako dziecko zapewnia ci to...ale w niedługim czasie i on dorośnie i odejdzie z domu...co wtedy
od bliskich, partnera można oczekiwać zrozumienie, wsparcie w trudnych chwilach, -ale nie bezpieczeństwa.
Jeśli sam czujesz sie zagrożony niestety nikt nie zapewni ci tego, bedziesz wciąz coraz mocniej oczekiwał tego od innych, a druga strona swoim zachowaniem bedzie starała ci to zapewnić, izolując sie od innych, będąc z toba 24/h, az w końcu zrozumie, iż nie jest w stanie zapewnić ci tego...
zaczyna sie proces odwrotny i ucieczka przed ciągłym zapewnianiem kogoś, że jest wyjątkowy, na rzecz realizowania własnych potrzeb...

a to oczekiwanie, ze będziemy bezpieczni będąc blisko z drugą osoba sprawia tylko, że jestesmy jeszcze bardziej podatni na zranienie,
sami projektujemy wizje tego co moze robić dana osoba gdy nie jest obok nas... zaczyna sie brak wiary i zaufania...na pewno kogoś ma...kogoś lepszego ode mnie jak wciąż mówisz...

daj jej więcej przestrzeni, stać cie na to? bez kontrolowania gdzie jest i co robi?...
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 20:57   

mami napisał/a:
daj jej więcej przestrzeni, stać cie na to? bez kontrolowania gdzie jest i co robi?...

Popieram te słowa mami.

Choc mam małe ale -nie generalizujmy.

Nie każdy facet odrazu musi stwarzac więzienie,nie każdy odrazu jest kontrolerem innego zycia.


Jak wiemy i z forum kobiety tez dostaja przysłowiowego małpiego rozumu.


Co do bezpieczeństwa -ja myslę że większośc facetów tak juz ma zakodowane w genach że sa odpowiedziali za rodzine i bezpieczeństwo w niej.

Czujemy sie odpowiedzialni za rodzinę-a jeżeli faktycznie ktoś trzeci wchodzi w rodzinę.

To bezpieczeństwo zostaje naruszone.

Ale fakt niech Jarosław uczciwie przyjzy sie mami twojej opini-by mógł sparwiedliwie
podejśc do tematu.
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 22:25   

Jarosław

Witaj w klubie. W ponurym klubie. Kilka spraw na początek.

Kryzys - przyczyny, czas trwania, własne błędy, błędy żony, stosunek do teściów, itd. - nieustanna praca nad wydobyciem przyczyn oddalenia i kłopotów. Ale w pokorze własnej głębokiej zadumy, rozmów z Bogiem, być może z pomocą specjalistów. Bez taryfy ulgowej. Prześwietlasz się bracie na wylot. Słuchaj Mami na forum - mądra kobieta.

Za kryzys z żoną odpowiadacie oboje. Natomiast za obecnie rozwijającą się "znajomość" małżonki - niestety tylko ona.

Jeżeli cokolwiek możesz w tej chwili zrobić to: ZAMILKNĄĆ. Jak w nędznym filmie, powiedz ostatni raz: kocham Cię, uznaje swoje winy, pragnę to zmienić i zrobię wszystko, aby tak się stało, na rozwód sie nie zgodzę, reszta należy do Ciebie.

Powiedz to i dalej milcz. Nie proś, nie błagaj, nie zagaduj, nie bądź nagle facetem z naręczami kwiatów. Prawdopodobnie żona już znajduje się w innym psychicznie wymiarze. W jej pojęciu już wszystko się dokonało. Nagle otworzyły się drzwi do rozwiązania jej wszystkich pragnień. Niestety tymi drzwiami jest ktoś trzeci.

Raczej wiele do zony nie dotrze. Jeżeli na cokolwie jest szansa, to na to, że ona sama do czegoś dojdzie. Ale to potrwa. Ty musisz udźwignąć setki zarzutów z którymi się spotkasz, agresję, drwiny, i nie wiadomo co jeszcze. Nie daj się sprowokować. Milcz jak skała. Pewnie odrzuci propozycję wspólnych terapii - trudno, idziesz tam sam.

Perspektywa prawna. Jeżeli w sądzie powiesz "nie" to rozwodu żona nie dostanie, chyba że udowodni Ci winy. Pytanie, co ma na Ciebie? Albo Ty jej udowodnisz, ze jest ktoś trzeci - a wtedy ona - w oczach sądu - jako winna rozpadowi małżeństwa, rozwodu nie dostanie. Dochodzi dobro małoletniego dziecka.

Pamiętaj, że w sądach rodzinnych faceci mają (na ogół) gorzej. Twoje ewentualne dowody to billingi rozmów, smsy, świadkowie, Twoje zeznania. Sprawa będzie się ciągnęła.

Twarda miłość wobec siebie i jej. Nie wolno Ci w żaden sposób ułatwiać jej decyzji - na zasadzie oby się nie zdenerwowała bardziej. Ale także bez zawziętości i złośliwości. Po prostu chronisz swoją rodzinę.

Teraz nie masz żadnego wpływu na jej zachowanie. Rozwścieczy i zdenerwuje ją wszystko. Co nie zrobisz będzie źle. Dlatego Twoją najpotężniejszą bronią ma być spokój.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 08:48   

Cały czas piszesz, że nie umiesz wprowadzać zmian czy raczej nie chcesz, bo jak piszesz
...tak naprawdę to nie chciałbym się zmienić, może to chore, ale najważniejszą istotą na świecie jest mój syn ...

mnie niepokoi nie tyle, brak chęci twoich do zmian, choć chyba pozornie tylko sie za nimi ukrywasz, bo w głębi duszy samemu już pewnie zaczyna ci być cięzko i odczuwasz swoją inność..

mnie niepokoi cały czas to zdanie

........-dziwnie wychowuję syna izolując go od rówieśników.
...

widzisz zbytnia nadopiekuńczość rodzi tak samo wiele złego dla dziecka co jej brak, pragniemy dla naszego dziecka jak najlepiej, dlatego pewnie wiele twoich wysiłków i starań idzie w tym kierunku, by syn wyrósł na wspaniałego człowieka...jednak takim sposobem niestety robisz mu ogromną krzywde,
Jarosław, dziecko uczy sie życ, zachowań będąc wśród rówieśników, to w relacjach z nimi musi nauczyc sie akceptacji w grupie, ustępowania, czy też czasami upartego stawiania na swoim, by nie stać sie kozłem ofiarnym klasy...
juz od wieku przedszkolnego kontakt z rówiesnikami, daje mu możliwość oceniania siebie w grupie na podstawie tego jak jestem w niej akceptowany, lubiany, ilu mam kolegów...
relacje z innymi dziećmi uczą poprzez kontakt wychodzenia z dzięcięcego egoizmu...to poprzez relacje z nimi takich doświadczeń dziecko nabywa...oddać zabawke czy ją zachować... ale wtedy inne dzieci sie nie beda ze mną bawic i nie będą mnie lubieć, są wahania i decyzje, co ważniejsze zabawka czy zabawa z innymi... poprzez takie uczenie sie zachowań dziecko poprawnie odnajduje sie potem w grupie...
z takim bagażem wchodzi tez w dorosłe zycie..jako samodzielne i niewystraszone...

gdy zaś dziecku ogranicza sie kontakt z innymi, chcąc je uchronić przed innymi, przed złem tego świata...to jak ma to dziecko poznac prawdziwe zło...jak sie nauczyć reagować w takich sytuacjach i radzic sobie z nim, skoro rodzic chroni cały czas dziecko, a przeciez rodzic nie żyje wiecznie...dziecko dorasta i co sie dzieje........
co prawda wie, że są źli ludzie, ale tylko z opowiadań i przestróg nadopiekuńczego rodzica, ale nie ma zbyt wiele doświadczeń w radzeniu sobie z nimi, bo rodzic nie pozwala na cierpienie i doświadczanie samemu jak sobie pomóc,
jak sobie radzic z kimś kto mi wyrządza krzywde, co robić, powiedzieć...
smutna prawda... staje sie ofiara dla wszystkich złych ludzi, kłamców, wykorzystywany przez swoja naiwność i brak doświadczenia w radzeniu sobie ze soba i innymi, ucieka w samotnośćw obawie zranienia i skrzywdzenia...
a jak w końcu spotyka swoja ukochaną zamyka ją w złotej klatcew w obawie, ze jej tez cośsie stanie...
pragnie ją chronic przed złem tego swiata, izoluje od społeczeńśtwa, bo niedobre, bo zakłamane i próżne, bo nastawione na wykorzystywanie innych...ale to tylko będzie jego pojęcie bezpieczeństwa... partner będzie próbował z początku zapewniać to poczucie bezpieczeństwa, ale z coraz gorszym dla siebie skutkiem, albo popadnie w choroby psychiczne, depresje, albo ucieknie ze złotej klatki zostawiając taką osobe..a osoba ta wtedy dopiero sie utwierdzi w tym iż miała racje...wszyscy ludzie są zli, tylko rodzice są moja ostoja, ale wtedy juz czesto rodziców nie ma albo sami wymagaja opieki....

Jarosław, wiem że pragniesz dla syna jak najlepiej, że jestes dobrym ojcem jednak nie możesz życ życiem dziecka...ono nalezy do niego... masz nie wychowywac przyszła ofiare losu, czy kozła ofiarnego klasowego... tylko w relacjach z innymi może nabyc doświadczeń pomagających mu na właściwą ocene zachowań innych...
rodzic ma byc dla dziecka autorytetem, czuć jego dostępność, że w każdej chwili moge przyjść i sie wyżalić i uzyskać pomoc, ale nie można dziecka bronic i za niego życ...to poważne naruszanie jego praw do wolności i poczucia bezpieczeństwa....

na koniec Jarosław, chciałabym sie mylić i jeśli nie twoje zachowania są inne względem syna to super...jeśli coście niepokoi i coś odbierasz do siebie z postu, prosze przeanalizuj to i staraj sie zmieniać dla dobra wszystkich

pozdrawiam
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 18:52   

mami napisał/a:
...Chciałbym byśmy dalej tworzyli rodzinę....

ponownie zadam pytanie, co daje ci rodzina...poczucie bezpieczeństwa?
myśle, że relacje z bliskimi zaspakajają ci potrzebe bezpieczeństwa...utrata bliskiej osoby, jej odalenie powoduje chaos i panike...

Nie chodzi tu o chaos i panikę, ani nawet o poczucie bezpieczeństwa jako jedynak byłem w sumie samowystarczalny. Natomiast o stosunek żony nawet jeżeli nie do mnie to do dziecka.
Częste niesnaski wynikały z jej w moich oczach złych odzywek, często zgłaszałem moje uwagi, że odzywa się do syna w sposób grubiański słownictwo, ton ona wtedy się nakręcała, że stoję po jego stronie.
Wspominałem w myślach stosunek mojej mamy do mnie i do swojego męża czyli mojego śp. ojca.
Serce bardzo mnie bolało z tego powodu. Będąc u rodziny żony w narzeczeństwie nigdy nie odnotowałem takiego zachowania teśiowej.
I w czasie naszych scysji oczywiście pytałem: Czy twoja mama też do ciebie mówiła?
No i wszystko się nakręcało.

[ Dodano: 2009-09-28, 18:55 ]
mami napisał/a:

dlatego jeszcze dziś syn jako dziecko zapewnia ci to...ale w niedługim czasie i on dorośnie i odejdzie z domu...co wtedy

Tak też o tym myślę i mam taką świadomość.
Choć co przykre on teraz mówi 13 lat, że się nie ożeni widząc jakie żona ma podejście do niego i do mnie.
Stąd jego decyzja, że chce po rozwodzie zostać ze mną.

[ Dodano: 2009-09-28, 19:03 ]
ketram napisał/a:


Jeżeli cokolwiek możesz w tej chwili zrobić to: ZAMILKNĄĆ. Jak w nędznym filmie, powiedz ostatni raz: kocham Cię, uznaje swoje winy, pragnę to zmienić i zrobię wszystko, aby tak się stało, na rozwód sie nie zgodzę, reszta należy do Ciebie.

Powiedz to i dalej milcz. Nie proś, nie błagaj, nie zagaduj, nie bądź nagle facetem z naręczami kwiatów. Prawdopodobnie żona już znajduje się w innym psychicznie wymiarze. W jej pojęciu już wszystko się dokonało. Nagle otworzyły się drzwi do rozwiązania jej wszystkich pragnień. Niestety tymi drzwiami jest ktoś trzeci.

Raczej wiele do zony nie dotrze. Jeżeli na cokolwie jest szansa, to na to, że ona sama do czegoś dojdzie. Ale to potrwa. Ty musisz udźwignąć setki zarzutów z którymi się spotkasz, agresję, drwiny, i nie wiadomo co jeszcze. Nie daj się sprowokować. Milcz jak skała. Pewnie odrzuci propozycję wspólnych terapii - trudno, idziesz tam sam.


Dzięki Ketram za tę wypowiedź. Bardzo mnie umocniła pomimo pewnych niepewności.
Milczenie odbierze jako moją zajadłość.
Rozumiem to by się nie kajać bo nie litość ma ją przy mnie zatrzymać.
Moja odmowa rozwodu wywoła u niej zdwojenie nienawiści, a tego bym nie chciał bo cały czas będziemy szli w przeciwnych kierunkach chciałby załagadzać, a na to jak piszesz nie nadeszła pora.
Odzruciła już moją propozycję wspólnych małżeńskich rekolekcji.
Nie chciałbym by się "stoczyła" z tym trzecim powrót wtedy może być już bardzo trudny.
Jak wraca wieczorem mam nie reagować? Pomyśli, że dałem za "wygraną".
Jeszcze w tym tygodniu muszę napisać odpowiedź na pozew,bo w piątek mija 14-y dzień od odebrania przeze mnie z poczty.

[ Dodano: 2009-09-28, 19:09 ]
mami napisał/a:


widzisz zbytnia nadopiekuńczość rodzi tak samo wiele złego dla dziecka co jej brak, pragniemy dla naszego dziecka jak najlepiej, dlatego pewnie wiele twoich wysiłków i starań idzie w tym kierunku, by syn wyrósł na wspaniałego człowieka...jednak takim sposobem niestety robisz mu ogromną krzywde,
Jarosław, dziecko uczy sie życ, zachowań będąc wśród rówieśników, to w relacjach z nimi musi nauczyc sie akceptacji w grupie, ustępowania, czy też czasami upartego stawiania na swoim, by nie stać sie kozłem ofiarnym klasy...

Mam tego świadomość. Nie wiesz ile wysiłków i maów wkładałem w to by syn wyszedł do rówieśników na dwór. Nie chce i koniec.
Czuje się nie pewnie w ich środowisku nie lubi gdy przeklinają etc.
Do tego ma duze kłopoty z nauką. Powiem szczerze, że gdyby nie moja z nim nauka i chodzenie do nauczycieli pewnie musiałby powtarzać klasą ze dwa lata temu.
Ma dysleksję i dyskalkulię.
Nawet dzisiaj gdy robiliśmy matmę to liczy 6+7=15. a to pierwsza klasa gimnazjum.
Oczywiście cały czas odbierałem od żony że jestem nieudolny. Pod jej prasją rok temu załatwiłem korepetycje oczywiście z żadnym skutkiem.
I tak to wygląda.
Pozdrawiam
Jarek
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 19:53   

Jarosławie, witaj!
Przykro mi bardzo, ze jestes w takiej sytuacji. Jednak wierzę glęboko, ze kazdy kryzys ma cos na celu.
Przemianę małżonków?
Pokazuje nam ze cos nie gra.
Za kryzys sa odpowiedzialne dwie strony, jak juz pewnie wiesz, czytales forum.

Co teraz mozesz zrobic?
Na pewno powstrzymac sie od pokusy kontrolowania żony.
Choc wszystko w Tobie gotuje sie, co tez ona robi...zapanuj nad tym, sprobuj.
Nie wypytuj, nie interesuj sie nadmiernie.
Rozmawiaj z zoną jesli chcesz, ale nie osaczaj.
Ona juz podjela decyzje, slowami nie zatrzymasz jej prawdopodobnie.
Jedynie swoja przemianą...
Mieszkacie pod jednym dachem zatem jakos musicie komunikowac się, chocby co do syna.
Sprobuj uzbroic sie w Bozy spokój i miłość.
Pan Bog jest gwarantem Sakramentu, ktory jest miedzy wami i do niego zwracaj sie o pomoc.

Wydaje mi sie ze czeka Ciebie, dluga i ciekawa droga przemiany siebie..jesli bedziesz chciał nią kroczyć Pan Bog będzie pomagał!
Wszyscy na tym skorzystaja i żona i syn. :)

Bardzo namawiam do pogadania z jakims mądrym księdzem ktory zna sie na małżeństwach, z psychologiem, znalezienie grupy wsparcia, jesien wiec rozne grupy sie zaczynaja..
Moze rekolekcje ignacjańskie, warsztaty organizowane przez Jezuitow, rekolekcje Sycharowe?

Ciekawe jak zona zareagowalaby gdybys sie nieco "usamodzielnił" zaczal sam wyjezdzać, zyc swoim zyciem
Moze bylaby zadziwiona? tak czy siak, niezaleznie od żony Ty bys skorzystał a za Toba cala rodzina...
opieke nad synem da się zorganizować na pewno
odpoczalbys od atmosfery w domu, zlapal dystans
piszesz, ze zona wraca z naładowanym akumulatorem..a Ty? co z Tobą?
zadbaj o siebie, Pan Bog chce dla Ciebie, dla Was jak najlepiej
Kocha Ciebie z wszystkich sił, i chce byś też miał dla siebie tę miłość.

Glowa do góry. Z Panem Bogiem
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8