Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Pomóżcie, jak żyć po zdradzie męża
Autor Wiadomość
Ela1969
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 21:14   Pomóżcie, jak żyć po zdradzie męża

Witam!
Jestem tutaj nowa i niebardzo wiem od czego zacząć. Zacznę od początku. Jestem mężatką z szesnastoletnim stażem małżeńskim. Po piętnastu latach udanego małżeństwa (tak mi sie wydawało) mój mąż (40 lat) zdradzał mnie z 22 letnią dziewczyną, koleżanką z pracy, półroczną mężatką. Ich wpadka była typowa, przeczytałam sms-a od niej. Gdy zapytałam męża co to znaczy, powiedział, że zupełnie nic. Wysłałam więc sms-a do niej z zapytaniem co to za czułe powitanie mojego męża. Odpisała mi, że to pomyłka, że miała wysłać do swojego męża, a wysłała do mojego (jej mąż ma tak samo na imię). Znałam tę dziewczynę wcześniej, byliśmy na ich weselu, oni też czasami bywali u nas. Mąż przysięgał wtedy na wszystkie najważniejsze w życiu świętości, że to nic nie znaczy i naprawdę to pomyłka. Zawsze bardzo ufałam mężowi i nigdy jakoś szczególnie nie kontrolowałam, wszystko zawsze robiliśmy razem, wspólna pieniądze, zawsze razem spędzane urlopy itp. Wówczas uwierzyłam w to, jednak ziarno niepewności zostało zasiane. Później znów zobaczyłam, że późnym wieczorem mąż rozmawia z nią na gg. Powiedziałam, że nie chcę aby rozmawiał z koleżanką z pracy, a w dodatku taką młodą późnym wieczorem. Zaczęłam drążyć temat i którejś nocy otworzyłam w komputerze elektoniczny billing telefonu mojego męża. Zobaczyłam szereg połączeń i sms-ów do tej dziwczyny o różnych porach dnia i nocy (od sierpnia 2008 r., a był styczeń 2009 r.). Przeżyłam szok tym co zobaczyłam. Mój mąż w dalszym ciągu twierdził, że to nic nie znaczy. Ja natomiast złudzeń już nie miałam. Zaczęły się awantury, a dziecko było świadkiem tego wszystkiego.
Od połowy 2008 r. nasza trzynastoletnia córka źle się czuła, miała mdłości, nie chciała chodzić do szkoły, zaczęła bać się ciasnych pomieszczeń. Ja jak oszalała zaczęłąm biegać od lekarza do lekarza, robić badania aby zdiagnozować chorobę córki. Wszystkie badania wychodziły dobrze, nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, aż w końcu któryś lekarz skierował ją do psychiatry, myślałam ,że problem jest wszkole. Po kolejnej awanturze córka pękła i powiedziała, że wie o nich od samego początku, że trwa to mniej więcej od początku 2008 r., widziała ojca maile do tej dziewczyny, czułe słówka na gg i w aparacie zdjęcia w objęciach , u niej w domu . Po tym co usłyszałam kazałam mężowi się wyprowadzić (a był to już marzec 2009r.) Wtedy dopiero mąż się przyznał. Spotykali sie u niej w domu rano przed pracą dlatego mi trudno było się zorientować.Jej mąż cały tydzień pracował poza Warszawą i przyjeżdzał tylko na soboty i niedziele.
Wyobraźcie sobie jaka musiała to być trauma dla mojej córki, która zawsze była bardzo zżyta z ojcem. Przez cały rok prowadziła swoje prywatne śledztwo, nie wiedziałam dlaczego wcześniej mi nie powiedziała. Psycholog wyjaśniła mi jednak, że ona poprostu chroniła naszą rodzinę. Kocham ją bardzo, to dzielna dziewczyna ale przecież to tylko dziecko.
Nie wiedziałam co mam robić. Z jednej strony ogromna krzywda dziecka, a z drugiej ta "smarkula" odbierająca mi męża i ojaca dziecku. Wyrzuciłam na kilka dni męża z domu. To co się ze mną wtedy działo wie tylko ten kto przez to przeszedł. Po kilku dniach zaczęłam walkę o mężą, ojca, rodzinę, Wtedy prosiłam męża walcz o tę rodzinę póki nie jest za późno. Zaczełam się modlić, codziennie chodzić do kościoła i prosić Matkę Boską o pomoc. Mąz tak naprawdę nigdy nie wyprowadził się z domu, ale ta dziewczyna nie dawała nam spokoju, wydzwaniała co chwila z telefonów o różnych numerach albo z telefonów zastrzeżonych. Na mnie też opowiadała mojemu mężowi różne rzeczy, że jej ubliżam, że wydzwaniam do niej z pracy, że powiedziałam całej jej rodzinie (chociaż chyba powinnam). itd. Mój mąz też święty nie był i nieodrazu to zakończył (jak później się dowiedzialam), oszukiwał mnie, przez trzy miesiące lawirował pomiędzy nami dwiema, chyba nie wiedział na którą ma się zdecydować. Byłam też u pracodawcy męża z prośbą o to aby zwolnił męża z pracy. Pracodawca natomiast prosił mnie abym nie zabierała mu najlepszego pracownika i efekcie końcowym zwolnił ją, bo chyba by to się nigdy nie skończyło.W końcu sprawa oparła się o męża tej dziewczyny. Oni uknuli plan, że to mój mąż ją poderwał, a ona jest tylko ofiarą, ja myślę jednak, że 50% na 50%, nikt przecie na siłę nikogo do lóżka nie ciągnął. Ja wiem napewno od naszej wspólnej koleżanki, którą znam wiele lat a ona ją trzy, że mój mąż zawsze się jej podobał, jeszcze przed jej ślubem, od kiedy pojawiła się w ich pracy. Ona nawet ją upominała, mówiła jej "on ma żonę i dziecko". sprawa została zakończona w marcu albo kwietniu, mąż teraz stara się bardzo, ale we mnie coś pękło i nie umiem sobie z tym poradzić. Kochałam męża zawsze i kocham nadal pomimo wszystko, ale ten żal mnie dusi, albo krzyczę, albo płaczę. Są dni, że jestem pełna optymizmu, że się uda, a za chwilę mam strasznego doła, te zmiany nastroju są straszne, nie jest to już to co było na początku(płacz, nie mogłam jeść, spać, poczucie wartości równe zeru) ale nie umiem też z tym żyć. Nie mogę pogodzić się z tym, że ją dotykał, chciał zamienić nas na nią, nie mogę też wybaczyć męzowi, że w najtrudniejszym dla mnie okresie (ostani semestr studiów, straszne kłopoty w pracy) nie było go przy mnie. Nie umiem też wytłumaczyć sobie tego, jak ojciec może zgotować coś takiego własnemu dziecku. Wszyscy, którzy nas znają a wiedzą o wszystkim są w szoku, że właśnie nam się to przytrafiło. Wielu ludzi uważało nas za idealne małżeństwo, ja też tak myślałam, że mam ogrone szczęście w życiu. Dlaczego to się stało do dzisiaj nie umiem sobie tego wytłumaczyć, mąż, jak mówił u psychologa też nie wie. Pokłosie tego zbieramy cały czas, nerwica u dziecka i u mnie, wszyscy skończyliśmy u psychiatry i psychologa ale narazie niewiele to pomaga. Może jest ktoś na forum, kto jest po kryzysie małżeńskim i poradzi, czy z czymś takim można jeszce żyć razem, czy da się to jakoś posklejać, czy te zmiany nastroju kiedyś miną i czy to wogóle ma sens. Wiem, że te moje krzyki nie pomagają w odbudowaniu małżeństwa ale nie umiem inaczej, może ktoś mi podpowie.
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-02, 00:02   

Elu , ta szarpanina wewnętrzna , te krzyki itp to oznaka bezsilności. To taki etap. MI pomogła modlitwa , ale taka najprostsza . Kiedy ja czułam ,że dopada mnie to wszystko ,powtarzałam w kółko "JEZU CHRYSTE ULITUJ SIĘ NADEMNĄ " robiłam to tak długo aż poczułam jak ten natłok myśli , uczuć itp. Wygaszał się powoli. Na początku czułam się jak kamień, ale pozostało mi tylko to, więc uparcie powtarzałam "JEZU CHRYSTE ULITUJ SIĘ NADEMNĄ " (u Po jakimś czasie czułam ukojenie , czasem kończyło się to uczuciem oczyszczenia , czasami wyciszenia, spokoju.

Co do wybaczenia , czy wytłumaczenia sobie "dlaczego" - jeszcze dwa tygodnie temu mówiłam , że to co on mi zrobił jest nie do wybaczenia (tym bardziej że już raz szczerze prosił o wybaczenie, dostał je i potem znowu podeptał )

Ale teraz wiem , że w tym wybaczaniu czegoś brakowało , Brakowało tego trzeciego , uczestnika naszego sakramentu małżeństwa - Boga-.

Bóg uleczył moje rany , nawet bez kajania się , czy prośby o wybaczenie ze strony mojego męża.

Myślę , że zamiast rozpamiętywać , jak on mógł mi to zrobić , odkryłam część mojej odpowiedzialności za ten koszmar, bo to było małżeństwo w zwyczajnym ludzkim wymiarze , a nie SAKRAMENT MAŁŻEŃSTWA .

Bóg uleczył moje rany , nawet bez kajania się , czy prośby o wybaczenie ze strony mojego męża.

Dostrzegłam swój Grzech.

Jak w tej pieśni

" Nie ma takich gorzkich łez, nie ma takich smutnych chwil, których nie uleczyłby Bóg"- ( i kawałek dalej)
- dobry Bóg przebaczył mój grzech.

Odkrycie i Przyznanie przed Bogiem , że zgrzeszyłam nie dbając o "sakrament" - zaowocowało ŁASKĄ uleczenia moich ran.


TO TYLE MOICH DOŚWIADCZEŃ.

PAMIĘTEJ ! - PAN JEST Z TOBĄ W KAŻDEJ MINUCIE TWOJEGO ŻYCIA.

[ Dodano: 2009-09-02, 00:08 ]
przeczytałam niezwykłą książkę ,
( myślałam że kupuj romansidło na plażę) - K. KINGSBURY G. SMALLEY " Ocalenie"- to historia pewnej rodziny , mocno osadzonej w Bogu

Bohaterka po zdradzie męża , mimo wszystko postanawia o niego walczyć. Mimo że on chce rozwodu, mimo że jej dawna miłość czeka z otwartymi ramionami - ona decyduje się na ratowanie miłości małżeńskiej, sakramentu małżeństwa
Dla mnie ,scena gdy ona wraca do domu , i zastaje pijanego, śmierdzącego męża w ich sypialni i w pierwszym odruch chce uciec od tego "czegoś" ,ale momentalnie przypomniała sobie o swojej decyzji , siada przy łóżku i zostaje i,patrzy, czuwa (tak Panie to ten ktoś jest moją miłością ). DLA mnie Szok. Ja w tej samej sytuacji za którymś razem UCIEKŁAM. Rozwód- Finito.

PRZECZYTAJ JĄ MOŻE I TY COŚ ODKRYJESZ
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-02, 01:34   

Witaj,
wszystko co opisujesz to trauma. Niestety obawiam się, że sam psychiatra z psychologiem nie pomogą.
Myślę, że potrzebujecie duchowego uzdrowienia wewnętrznego oraz terapii przebaczeniem, a to wszystko może ofiarować Wam tylko Bóg.

Dobrym rozwiązaniem oprócz pogłębienia relacji z Bogiem przez sakramenty będą rekolekcje małżeńskie i poszukajcie jakichś rodzinnych. Mogą być indywidualne.

Wszystkim w takiej sytuacji polecam modlitwę o uwolnienie wewnętrzne i szczerą rozmowę z kapłanem duszpasterstwa rodzin. To bardzo pomaga.

A do natychmiastowego wykorzystania podaję Ci modlitwy wybaczenia:

I
"Ojcze, staję teraz przed Tobą, bo pragnę otworzyć się.
Przyjdź proszę i przemień cały brak miłoci w moim życiu.
Panie, zeslij swoją miłość na mój ród, aby go ogarnęła,
uzdrowiła i wyleczyła. W imię Jezusa. Amen"

II
"Panie, modlę się teraz za tę osobę, która zraniła mnie najbardziej w moim życiu-
tę, która pozostaje źródłem bólu. Podnoszę ją ku Tobie, Panie,
aby otrzymała Twoje błogosławieństwo. Amen"

modlitwy z " Modlitwa przebaczenia" o. Robert DeGrandis SSJ

Polecam także zamówienie Mszy Świętej w intencji wybaczenia wzajemnych zranień zadanych w trakcie kryzysu i odbudowania relacji rodzinnych.

Warto naprawiać małżeństwo (2009-02-11)
Rodzaj audycji: [Audycja dla małżonków]
Autor: dr Jacek Pulikowski
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10839

Pęknięta jedność (2008-12-02)
Rodzaj audycji: [Audycja dla małżonków]
Autor: ks. Wacław Grądalski, Monika i Marcin Gajdowie
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10034

Recepta na szczęście w małżeństwie (1) (2008-10-14)
Rodzaj audycji: [Audycja dla małżonków]
Autor: dr Mieczysław Guzewicz, biblista
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=9521

Recepta na szczęście w małżeństwie (2) (2008-12-09)
Rodzaj audycji: [Audycja dla małżonków]
Autor: dr Mieczysław Guzewicz, biblista
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10113

Jak reagować na zło w rodzinie? (2008-09-30)
Rodzaj audycji: [Audycja dla małżonków]
Autor: ks.dr Andrzej Kowalczyk, egzorcysta,
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=9376

Z Panem Bogiem
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-02, 08:13   

Ela1969,
Mam podobne doświadczenia, a teraz jestem szczęśliwą żoną i matką.
Bóg potrafi leczyć najcięższe zranienia, trzeba tylko zawierzyć i prosić o wstawiennictwo Matkę Najswiętszą.
Poczytaj sobie moje posty, jesli będziesz miała pytania to zapraszam na priv.
Podaję link do wartościowego artykułu O.Salija


Pozdrawiam serdecznie.
Miriam
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-02, 08:24   

Ela..... na stronie www.przystanmielno.org.pl znajdziesz namiar na spotkania samopomocowe kobiet po traumie zdrady,kryzysu małżeńskiego.Z tego co wiem ,to od pazdziernika ma ruszyć grupa 12-krokowa dla małżeństw w kryzysie .

[ Dodano: 2009-09-02, 08:25 ]
Bo jak czytam to jesteś z Warszawy,a to jest u Jezuitów w W-wie
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-03, 10:33   

Elu... przytulam Cie mocno... i moge ze smutkiem powiedzieć "witaj w Klubie" :-(

Nie napisze nic wiecej, bo problem mam ten sam... trzymaj sie i czytaj co piszą tu mądre osoby.
 
     
Ela1969
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-04, 22:02   

Witajcie!
Dziękuję wszystkim serdecznie za słowa wsparcia i przesłane linki. Pisząc poraz pierwszy miałam wiele wątpliwości ale teraz wiem, że zrobiłam dobrze. Na tym forum człowiek nie jest sam i słowa które skierowaliście do mnie bardzo podnoszą na duchu. Dziękuję za przesłane modlitwy, tego teraz mi najbardziej potrzeba Ktoś napisał na forum o 12 krokach. Muszę wam powiedzieć, że zapisałam się tam, od października ruszają dwie grupy po 20 osób ale my z mężem mamy nuery 42 i 43. Powiedziano nam żeby przyjść, bo jak ktoś nie przyjdzie to wejdziemy my, zobaczymy. Wczoraj byliśmy też u psychologa i pani psycholog wiele mi wyjaśiła, wróciliśmy naprawdę w bardzo dobrych nastojach, podbudowani, ale widmo kochanki nie da o sobie zapomnieć. Przesłała ona wiadomość w imieniu swojego męża, że niby my ich prowokujemy (nie wiem w jaki sposób). Widziała nas razem, dostała szału i znów się zaczęło. Ona wtedy podsyła mi jakieś wysnute wiadomości żeby nas skłócić. Cały obraz znów stanął przed oczami i zaczynam rozmyślać. Nie wytrzymałam i dzisiaj zmieniłam numer telefonu, wcześniej zrobił to mój mąż. Ona zawsze jednak znajdzie sposób na to, żeby się skontaktowac. "Jest naprawdę wyjątkowa", sukcesywnie przypomina o sobie, a to niestety bardzo źle wpływa na nasz kryzys. Powiedziałam sobie dzisiaj, że więcej mnie nie wyprowadzi z równowagi, zobaczymy :->
Pozdrawiam serdzecznie Ela
 
     
sj
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-07, 09:55   

Wiem co czujesz Ela i wiem co przechodzisz.
Mam to samo, walczę juz rok i jest róznie. Modlitwa bardzo pomaga.
Moja historia jest mniej wiecej podoba do Twojej.

pozdrawiam
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-07, 11:03   Re: Pomóżcie, jak żyć po zdradzie męża

witaj,
ja jestem z tej drugiej strony - to ja zdradziam i strasznie skrzywdzilam mojego Mezczyzne. niesamowicie Ci wspolczuje, mam tez nadzieje, ze razem z mezem wytrwale pracujac nad zwiazkiem przezwyciezycie ten kryzys.
zastanowil mnie fragment Twojej wypowiedzi.
Ela1969 napisał/a:
sprawa została zakończona w marcu albo kwietniu, mąż teraz stara się bardzo, ale we mnie coś pękło i nie umiem sobie z tym poradzić. Kochałam męża zawsze i kocham nadal pomimo wszystko, ale ten żal mnie dusi, albo krzyczę, albo płaczę. Są dni, że jestem pełna optymizmu, że się uda, a za chwilę mam strasznego doła, te zmiany nastroju są straszne, nie jest to już to co było na początku(płacz, nie mogłam jeść, spać, poczucie wartości równe zeru) ale nie umiem też z tym żyć. Nie mogę pogodzić się z tym, że ją dotykał, chciał zamienić nas na nią, nie mogę też wybaczyć męzowi, że w najtrudniejszym dla mnie okresie (ostani semestr studiów, straszne kłopoty w pracy) nie było go przy mnie. Nie umiem też wytłumaczyć sobie tego, jak ojciec może zgotować coś takiego własnemu dziecku.

zauwazylam, ze strasznie czesto tak to wyglada w sytuacji kryzysowej.
jedna strona bardzo chce naprawy, powrotu, nawrocenia tej drugiej strony... ale... kiedy ono nastepuje - wczesniej czekajaca, trwajaca i majaca nadzieje na powrot osoba zamyka sie i odwraca. dopiero wtedy do niej dociera, ze nic, co sie teraz zdarzy, ze zadna przemiana nie cofnie tego co sie stalo?
 
     
sj
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-07, 12:54   

tak, czekanie jest trudne i w pewnym momencie mysli prowadzą nas do obojętności, pustki. Kochamy ale wiemy w świadomości, że ktoś zabrał nam coć cennego coś co było tylko nasze.
Budujemy nasz związek rok, jest różnie, od miłych radośnych chwil po płacz, dół i uciekanie myslami gdzieś daleko. Mój mąz jest wrażliwym człowiekiem i nie zdawał sobie sprawy, że kiedys to wszystko wyjdzie, że doprowadzi małżeństwo do gruzów jednym słowem. Teraz wyrzuty sumienia, myśli wobec tej kobiety, że skrzywdził bo opiecał jej "złote góry". Zresztą sam nie umie powiedzieć dlaczego tak się stało. Budujemy a ja czekam uzbrojona w cierpliwośc i spokój i miewam chwile samotności, pustki, obojętności. Widzę jak mąż się stara, bardzo chce aby udało się, chcę abysmy byli szczęśliwi. Jednak w moich oczach pojawiają sie krople łez bo nierozumiem dlaczego?
 
     
Ela1969
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-07, 20:25   

Moniko, zastanawiasz jak to jest, że najwpierw bardzo chcemy naprawy, powrotu, a pózniej zamykamy sie i odwracamy. Nie znam Twojej historii bo u mnie to wyglądało tak, że ja dowiedziałąm się 3 stycznia a finał tego jak pisałam miał miejsce w marcu lub ostatecznie kwietniu. Wiesz na początku jest szok i poczucie, że ktoś chce nam zabrać coś co należy do nas, nie mamy czasu na dogłębne zastanawianie sie co tak naprawdę się stało i jaki ma rozmiar ta tragedia. Dopiero później przychodzi refleksja i zadajemy sobie pytanie jak ona/on mógł to zrobić, dlaczego, co było nie tak, poczucie wartości równe zeru albo i na minusie. U mnie różnica wieku pomiędzy mną a tą dziewczyną jest 17 lat (jest tylko osiem lat starsza od naszej córki :oops: ). Sama więc rozumiesz jak człowiek zaczyna się czuc. Poza tym mój mąż kończył to przez 3 lub 4 miesiące i to doprowadziło mnie do strasznej nerwicy, z którą do dzisiaj nie mogę sobie poradzic. Gdy zakończył to odrazu w styczniu, myślę , że nie dowiedziałabym sie wszystkiego do końca i nie musiałabym drążyć, szukać i przechodzić przez piekło, które przeszłam, napewno byłoby mniej bólu.Przychodzi w końcu zmęczenie, obojętnośc, coś pęka. Dlatego jeśli jesteś jeszcze ze swoim mężczyzną musisz wykazać się ogromną cierpliwością i dać więcej uczucia niż kiedykolwiek przed tem, udowodnić miłośc swoją postawą.Nie wiem czy Ci to chociaż trochę wyjaśniłam ale tak to wygląda i tak to odczuwamy, przynajmniej ja. Głowa do góry, życzę dużo cierpliwości, a wszystko mam nadzieję pouklada się.Pozdrawiam

Sj jeśli chodzi o Ciebie i Twoją historię to sama najlepiej wiesz co odczuwa... strona zdradzona, ja odczuwam doklądnie to samo.Mój mąż też chyba do końca nie zdawał sobie sprawy, że to wszystko się wyda, że wspóółmałżonek się dowie. Ale dowiedział się i co dalej? Ano obie wiemy jakie to trudne, mam nadzieję tylko, że wogóle możliwe. Z drugiej jednak strony zapomieć o piętnastu latach wspaniałego życia, sesnastego nie liczę, właśnie ten rok chcę wymazać z pamięci. Piszesz, że wyrzuty sumienia, myśli wobec tej kobiety bo mąż obiecywał "złote góry". Tak zgadzam się z tym, każdy zdradzacz powinien miec wyrzuty sumienia ale największe do wspóółmałżonka i dzieci, a na końcu do drugiej strony. Bo widzisz nie tylko nasi mężowie ponoszą całą winę, wina jest dokładnie po obu stronach. W moim przypadku po tamtej stronie może nawet większa bo ona dzieci nie ma, a my mamy i tragedia jest jeszce większa. Każde dziecko chce mieć oboje rodziców, tak już w życiu jest, oboje, wspaniałego tatę i wspaniałą mamę. Kobiety (jak w naszym przypadku) angażując się z kolei w związek z żonantym i dzieciatym (nie wiem czy Ty masz dzieci) mężczyzną muszą sobie zdawać sprawę z tego, że winę i odpowiedzialność ponoszą dokładnie taką samą, nawet jak są młode i dopiero co wyszłąy za mąż. I to własnie tego zrozumieć nie potrafię. My walczymy o naszych mężów po tym co nam zrobili pomimo wszystko (wiele lat się nam nie znudzili), a taka młoda dziewczyna nie umie uszanować swojego małżeństwa po pół roku, eeeh!!!Przepraszam, że tak mówię ale poprostu tak myślę i tak czuję.
 
     
sj
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-08, 09:22   

Ela1969 napisał/a:
Sj jeśli chodzi o Ciebie i Twoją historię to sama najlepiej wiesz co odczuwa... strona zdradzona, ja odczuwam doklądnie to samo.Mój mąż też chyba do końca nie zdawał sobie sprawy, że to wszystko się wyda, że wspóółmałżonek się dowie. Ale dowiedział się i co dalej? Ano obie wiemy jakie to trudne, mam nadzieję tylko, że wogóle możliwe. Z drugiej jednak strony zapomieć o piętnastu latach wspaniałego życia, sesnastego nie liczę, właśnie ten rok chcę wymazać z pamięci. Piszesz, że wyrzuty sumienia, myśli wobec tej kobiety bo mąż obiecywał "złote góry". Tak zgadzam się z tym, każdy zdradzacz powinien miec wyrzuty sumienia ale największe do wspóółmałżonka i dzieci, a na końcu do drugiej strony. Bo widzisz nie tylko nasi mężowie ponoszą całą winę, wina jest dokładnie po obu stronach. W moim przypadku po tamtej stronie może nawet większa bo ona dzieci nie ma, a my mamy i tragedia jest jeszce większa. Każde dziecko chce mieć oboje rodziców, tak już w życiu jest, oboje, wspaniałego tatę i wspaniałą mamę. Kobiety (jak w naszym przypadku) angażując się z kolei w związek z żonantym i dzieciatym (nie wiem czy Ty masz dzieci) mężczyzną muszą sobie zdawać sprawę z tego, że winę i odpowiedzialność ponoszą dokładnie taką samą, nawet jak są młode i dopiero co wyszłąy za mąż. I to własnie tego zrozumieć nie potrafię. My walczymy o naszych mężów po tym co nam zrobili pomimo wszystko (wiele lat się nam nie znudzili), a taka młoda dziewczyna nie umie uszanować swojego małżeństwa po pół roku, eeeh!!!Przepraszam, że tak mówię ale poprostu tak myślę i tak czuję.


Próbuje równiez wymazać z pamięci to co się stało i zapomnieć. Jest cięzko i trudno, może dlatego że nierozumiem dlaczego tak się stało. Jesteśmy dobrym małżeństwem, zawsze takim bylismy na stopie partnerkiej a jednak cos nam uciekło. Wyrzuty sumienia mojego męzą do mnie skierowane są bardzi silnie, poniewaz trudno pogodzic mu się z tym, że skrzywdził mu najbliżesze kochane osoby, mnie, dzieci. Że słuchaj się innych doradców nie słuchajac głosu serca. Mamy dwoje dzieci, ona też ma dwoje dzieci. Męża wzieła rozczuliła swoja sytuacja rodzinną, płaczem nad nieudanym związkiem małżeńskim, nad brakiem ojca, matki, tym ze w zyciu jest sama. Mój mąż kiedy zadawałam 100 pytan, dlaczego jej wiecznie pomaga odp. Kochanie niz złego nie robie, ona jest sama z dziecmi, nie ma nikogo. I po 2 latach okazało się że za pomoc odwdzieczała sie łózkiem. Potem nagle okazało się ze kocha go ponad życie, On wrócił do domu oświadczając, ze odchodzi. Nagle cały świat przewrócił do góry nogami. Ja na zadawane pytania, nigdy nie dostałam racjonalnej odpowiedzi. Już nie pytam. Niestety w moim przypadku "Pani" uważa, że nie ponosi żadnej winy , że to ona została skrzywdzona najbardziej, że całe jej zycie jest pod górkę. Ale co mnie to obchodzi. Czy ona patrzyła na to i myslała ze mnie krzywdzi? Że ja cierpię kiedy romans wyszedł? Nie, nieprzejeła nawet sie tym, że wiąże się z żonatym facetem, że rozbija komus rodzinę.
Budujemy to nasze nowe życie, jest inne niż do tej pory. Uczę się ufac na nowo, oboje uczymu się prowadzić rozmowy ( są trudniejsze niż przed). Jestem dobrej mysli, że z czasem emocje całkiem opadna i spokojnie staniemy się szczęśliwi. Na dzisiaj brakuje nam obojgu tego szczęścia.
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-08, 09:57   

droga Elu, ja rozumiem, ze jest Tobie ciezko.
wiem, ze ciezko Ci to pojac, ale Twojemu mezowi tez jest.
mozna teraz powiedziec, ze sam sobie taki los zgotowal. i to prawda. nie znaczy to jednak, ze nie targaja nim wielkie wyrzuty sumienia i watpliwosci, co z nim bedzie.
ja od roku walcze o mojego mezczyzne. jest to najtrudniejsza walka w moim zyciu, choc ostatnio nie okreslilabym teglo slowem "walka", a "trwanie".

co robie? chodze do psychologa od roku. naprawiam gruntownie wszystkie rzeczy, ktore byly we mnie dysfunkcyjne. mysle, ze Twojemu mezowi tez by sie taka terapia przydala. im bardziej przygladam sie sama sobie i im wiecej czytam historii na forum, tym bardziej utwierdzam sie w przekonaniu, ze terapia najpierw indywidualna [a dopiero pozniej malzenska] jest niezbedna kazdemu wracajacemu. im bardziej zaglebiam sie sama w siebie, tym wyrazniej widze, ze osoba, z ktora wszystko jest "w porzadku" w obliczu kryzysu dowolnego nie upadlaby tak nisko! ja mysle, ze indywidualna praca nad samym soba jest niezbedna do prawdziwego powrotu i prawdziwej szansy na pojednanie. moja terapeutka mowi, ze to tak, jakby miec zagrzybiale sciany w domu. terapia dla par jest w takim przypadku jak pomalowanie tej sciany. na krotko da ona efekt, jednak nie da trwalego efektu. najpierw trzeba zajac sie sama sciana, problemem, ktory wewnecznie ja niszczy, a dopiero potem mozna naprawiac relacje miedzy Wami.
ja jestem pewna, ze gdybym wczesniej zajela sie problemami z mojego dziecinstwa, dzis moje zycie wygladaloby zupelnie inaczej. a tak - to jestem 25-latka, ktora czuje sie jakby psychicznie byla dwa razy starsza. jestesmy niby razem, choc on caly czas nie wie czy w ogole mnie kocha.
powrot dla zdradzajacego tez nie jest latwy - musi zmierzyc sie ze zlem, ktore wyrzadzil, z krzywda, musi zyc ze swiadomoscia, ze skrzywdzil bliskie sobie osoby. i nie moze sam spojrzec na siebie w lustrze bez gniewu i pogardy. ale najgorsza z tego wszystkiego jest swiadomosc, ze niezaleznie co teraz zrobi, jak anielsko cierpliwy bedzie, jak dobry - to nie zmieni tej zlej przeszlosci. nic jej nie zatrze, nie zmaze, nie wykasuje. i z tego musicie sobie zdac sprawe oboje. prawdziwy nowy start jest wtedy, kiedy przestaje sie probowac wykasowac przeszlosc z pamieci, a nastepuje pogodzenie z nia i proba bycia razem pomimo tego, co sie stalo.

nie pisze tego wszystkiego, zeby wprowadzic zamet w Twojej glowie czy tez wzbudzic wspolczucie. chcialam po prostu opisac Ci jak wyglada to od strony osoby, ktora odwraca sie od zla i widzi jak wiele krzywdy zrobila.
znaczna wiekszosc ludzi na forum to osoby w Twojej sytuacji - skrzywdzeni. mysle, ze wielu krzywdzicieli po prostu boi sie odezwac, przemowic publicznie, nawet tu. prosciej jest zamknac sie w sobie, starac sie za wszelka cene odciac od tego, co bylo.

mysle, ze Twoj maz i Wasze malzenstwo dostapilo wielkiej laski - on sie ocknal! owszem, zajelo mu to duzo czasu... ale ostatecznie chce byc z Toba, Wami! to cud, o jakim wiekszosc piszacych tu moze tylko marzyc. choc Ty sama dobrze wiesz, ze zerwanie krzywdziciela z grzechem i deklaracja powrotu to dopiero poczatek ciezkiej pracy, jaka jest przed Wami.
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-08, 10:50   

Kochane dziewczyny...
Nie analizujcie juz tak wnikliwie przeszłości, bo to działa destrukcyjnie, wypala jak same zauważyłyście. A w konsekwencji może doprowadzić do pozostania w dołku skrzywdzenia .
Na tym etapie całą energię należy skupić na odbudowywaniu związku, a nie na szukaniu racjonalnego wytłumaczenia na pytanie -dlaczego?
Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Na przeszłość nie mamy już wpływu i jej nie zmienimy. Pozostaje tylko pogodzenie się z tym co się stało inaczej nie ruszymy z miejsca, albo nawet same zaczniemy niszczyć związek.
Przypomnę temat :

sj napisał/a:
Teraz wyrzuty sumienia, myśli wobec tej kobiety, że skrzywdził bo opiecał jej "złote góry". Zresztą sam nie umie powiedzieć dlaczego tak się stało

Tak się dziwnie składa, że te wyrzuty sumienia trafiają do niewłaściwego adresata. Jest to czysta manipulacja złego. Nie należy nad tym rozmyślać.
Jeśli ta osoba była dorosła i sprawna umysłowo, to niestety ona ponosi taka samą odpowiedzialność za wejście w romans.
sj napisał/a:
miewam chwile samotności, pustki, obojętności

Po traumie jaką jest niewątpliwie zdrada często dopada nas pustka, uczucie podobne do śmierci" niby jestem, a czuję, ze mnie nie ma, coś we mnie umarło". Może pojawiać się również nagła chęć ucieczki. Piszę to oczywiście z własnego doświadczenia.
Jaka rada?
Spokojnie i cierpliwie przeczekać takie momenty (nasi mężowie też powinni być tego świadomi ).
Dawać sobie dużo ciepła i czułości.
Spędzać ze sobą czas i rozmawiać o swoich uczuciach.
Nie wracać w miarę możliwości i nie rozdrapywać przeszłości, a skupić się na odbudowie na poprawie waszych relacji.
Nie oczekiwać za wiele, ale cieszyć się każdym sukcesem!
Wasi mężowie starają się na miarę swoich mozliwości i to jest najważniejsze. Nie wolno nam jednak przykładać własnej miary do tego i trzeba mieć świadomość, ze ich może tylko na tyle stać w danym momencie.

Modlitwa bardzo pomaga. Polecam np. "Kwadrans przed Najświętszym Sakramentem."
http://www.oaza.zamosc.op...yk_kwadrans.htm

Jeśli mowa o odbudowie, to tylko na mocnych fundamentach opartych na Chrystusie -- żal za grzechy i sakrament pojednania czyli nawrócenie, zerwanie z grzechem. Wtedy wspiera nas łaska Boża, bez niej sami nic nie jesteśmy w stanie uczynić.
A jeśli postanowienie poprawy to= zero kontaktów z tamtymi osobami. To jest podstawowy warunek odbudowywania zaufania i mówienie sobie o wszystkim już bez żadnych niedomówień i tajemnic.
Róbmy to jednak z miłością bez wypominania i pretensji.

I jeszcze jedna ważna sprawa-przebaczenie choćby aktem woli tym osobom, które nas skrzywdziły. Od sądzenia i wymierzania sprawiedliwości jest sam Pan Bóg.
sj napisał/a:
Jestem dobrej myśli, że z czasem emocje całkiem opadną i spokojnie staniemy się szczęśliwi. Na dzisiaj brakuje nam obojgu tego szczęścia.

Emocje opadną z czasem jeśli nie będą podsycane przez nasze poczucie skrzywdzenia. Do tego potrzebna jest pokora, pogodzenie się ze stratą i przebaczenie również i sobie. To bardzo ważne.
Na dziś może brakuje poczucia szczęścia, bo bardzo oboje cierpicie, ból przesłania wszystko. Potrzebny jest czas "żałoby" do zabliźnienia się ran.
Pamiętajmy jednak, ze prawdziwym lekarzem jest Pan Jezus.
To tyle w telegraficznym skrócie:)
Pozdrawiam serdecznie.

ps. Elu, proszę o cierpliwość -odpiszę jak tylko znajdę troszkę więcej czasu.:)

[ Dodano: 2009-09-08, 11:06 ]
..monika.. napisał/a:
Twoj maz i Wasze malzenstwo dostapilo wielkiej laski - on sie ocknal! owszem, zajelo mu to duzo czasu... ale ostatecznie chce byc z Toba, Wami!

To prawda. Bo prawdziwa miłość jest wyborem. Skoro porzucił uczucia i żądze , to jest to dowód miłości, bo chce być z Tobą i tym samym potwierdza swój wybór.:) Zatem trzeba się weselić i nie wolno zmarnować takiej szansy!
A dobre uczucia można odbudować, można wskrzesić prawdziwy ogień miłości i być po tym wszystkim szczęśliwym.
 
     
sj
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-08, 12:24   

Miriam,
bardzo dziękuję Tobie za ten post,
potrzebuje takich słów aby nie uciec od problemu a wręcz zmierzyć się z nim.
Kiedy dopada męża dół, przytulam go i mówię o miłych rzeczach, spędzamy z sobą bardzo dużo czasu, wspólne wyjazdy, wspólne posilki, razem robimy przeróżne rzeczy. Kiedy głowa jest zajęta, myśli niedobre uciekają daleko. Jednak dopiero minął rok jak budujemy od nowa nasz związek i zapewne potrzeba nam jeszcze wiele czasu aby powoli stawiać mury.
Raz jeszcze dziękuję Miriam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8