Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Nasz kryzys, czy przetrwamy ten ciąg bólu?...
Autor Wiadomość
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-24, 21:07   

kinga2kinga2 napisał/a:
Jest taki sposób walki o małżeństwo nawet , gdy druga strona jest wroga. Tyle,że wymaga to trochę nauki i walki z sobą. Nazywają ten sposób " bombardowanie miłością". Nie brzmi to swojsko, ale jest stricte chrześcijańskie i daje efekty w 100% przypadków. Jednak nie wszyscy mają odwagę się tego podjąć.

Kingo nie dotarłem do tej audycji-jednak mam małe ale.
Technike bombardowania miłościa ,z tego co sie orientuję stosuja wszystkie sekty werbujące swoich członków.
Jest to nic innego jak pełne uzaleznianie kogos od siebie,jako jedna jedyna alternatywa szczęścia dla tej drugiej osoby.
Zatem na czym ma polegać to dobra forma bombardowania miłościa CHRZEŚCIJAŃSKA????
No chyba że się mylę???-czy dasz rade wyjaśnic to głebiej........
 
     
robert1973
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-24, 22:03   

Cześć Shrequ,
Z Twoich postów wynika, że jesteś bardzo zapracowany i ciągle gdzieś biegniesz. A może potrzebny jest Wam wspólny wypoczynek, zmiana otoczenia, chwilowe odizolowanie się od rodziny... Nie wiem czy tak jest w rzeczywistości, ale taka jest moja refleksja.
Pozdrawiam
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-25, 13:39   

Robert, coś w tym rzeczywiście jest, choć jestem teraz bez stałego zajęcia, jestem strasznie zagoniony, a przy okazji rzeczywiście izolacja od rodziny byłaby bardzo wskazana mojej Żonci, łącznie z wyłączeniem telefonów na kilka dni... Niestety, teraz ze względów finansowych na wypoczynek lub wyjazd widoków brak...
Ale dzięki za radę!
Norbert, naprawdę tak jest z tym bombardowaniem?
Pozdrawiam
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-25, 16:29   

shrequ napisał/a:
Norbert, naprawdę tak jest z tym bombardowaniem?

Shrequ nie wiem o jaka forme chodziło kindze-dlatego prosiłem o wyjaśnienie.
Natomiast mi jest znany temat bombardowania miłościa stosowany przez większość sekt,mało tego nawet wyznawców innej wiary.
Najprostrzym językiem wyglada to tak usmiech,serdeczność,udzielenie pomocy,wsparcie finansowe,pełne okazywanie serca-co prowadzi do pełnego uzaleznienia od osoby stosujacej bombardowanie miłością.
Emocjonalne,uczuciowe i finansowe-prawie okazanie bez mojej pomocy nie przezyjesz.
Shrequ uzaleznianie-to przemoc.
A czy to właściwa forma?????
Napisałem to co wiem ,ale moze ktos inny wie wiecej!!!!!
Nie sądzę abys miał pozyskać uczucie,miłośc i serce żony takimi formami.
Poszukaj sam dojścia do zony,poszukaj znowu mozliwości rozbudzenia jej serca.
Napewno nie jest to łatwe-ale dla pocieszenia Ja sam wciąż jestem przed tym wyzwaniem,
wciąz zabiegam o serce swojej żony-narazie z mizernymi skutkami,ale nie odpuszczam!!!.
Pamietaj shrequ -do wytrwałych świat należy.
Ja sie nie poddaję-i mimo że mnie sie wciąż odrzuca,staram sie na nowo zaskarbic miłość.
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-25, 18:38   

No to widzę Norbert, że jedziemy na tym samym wózku!
Czasem mi się wydaje, że mam coraz mniej siły, zrezygnowałem dla Niej z tylu rzeczy, z tylu ludzi, którzy byli mi w przyjacielski sposób bliscy, taki wiesz, nietoksyczny, normalny, czuję się w tym strasznie samotny, a tu patrz - jak czytam Twoje słowa, to mi trochę skrzydła odrastają...
Dziś nawet dzień nie minął, a już zdążyliśmy się pokłócić, a bzdet, jak zwykle, ja odkurzałem, przyszła Żona "Odkurz tu bo ja chcę tu postawić cośtam", ja że zaraz, bo kończę fragment bez dywanu i zmienię szczotkę, tak to musiałbym 3 razy zmieniać, Ona foch, to ja mówię, że sama nie lubi, kiedy ktoś przychodzi i mówi " zrób to a nie tamto, bo ja tak chcę, rzuciła deską o podłogę i poszła, a potem powiedziała, kiedy wyłączyłem sprzęty, poszedłem do Niej i ją mimo wszystko szczerze przeprosiłem, że nie jestem wart jej łez, nałożyła sobie obiad i zajęła się sobą, a ja... co miałem zrobić, sprzątałem dalej, podczas, gdy moja Żona z upodobaniem zajęła się telewizją... ręce opadają.
Kiedy próbowałem dziś koło południa z nią porozmawiać, przyszedłem do niej, to wiesz, najpierw zrobiła dumną pozę i nie przerywając sobie zajmowania się komputerem, powiedziała zdawkowo: "słucham" tonem pani kierownik... Puściłem to mimo uszu i zacząłem spokojnie z nią rozmawiać, mówiąc, że nie wiem, jak Ona, ale ja nie potrafię żyć i funkcjonować w takim klimacie i że powinniśmy porozmawiać o tym, co się dzieje między nami. Moja Żona spytała mnie, po co przyszedłem, czy po to, żeby Ona powiedziała, żebyśmy się rozwiedli, bo mnie na to nie stać? Czarna rozpacz, po prostu ręce mi opadły, a po tej sprzeczce później, to nie mogę nic zrobić, na niczym się skupić, nawet jeść mi się nie chce, co u mnie jest naprawdę nienormalne, bo apetyt mam zawsze wilczy (a gruby nie jestem)... Norbert, strasznie mi ciężko, wiem, że Tobie też, dzięki Brachu za wsparcie, znowu będę musiał próbować rozpocząć rozmowę, bo wiem, że Promyczeq nie zacznie, jest uparta i nie myśli już o nas w kategoriach rodziny, rodziną jest dla niej Jej dawna rodzina, a że mieszkamy blisko, to łatwiej jest jej mnie trzymać na dystans, co dla mnie jest bardzo trudne, bo w tym mieście jestem po prostu sam...
Wiesz, ja ciągle mam nadzieję, choć wszystko mówi mi "odpuść" - wszystkie te sytuacje, kłótnie, nienawistne słowa, obojętność, zbywanie tanim kosztem, często wykorzystywanie dla swoich celów... A we mnie coś się nadal tli, tylko, że jest tego coraz mniej, boję się, że przyjdzie dzień, w którym "pęknie niebo i runie na nasz dom" jak pisał T.L. i nie będę miał złudzeń, że to koniec, Boże, BOJĘ SIĘ TEGO! NIE CHCĘ TEGO! Chcę by wróciła do mnie ta osoba, którą moja Żona kiedyś była!
Wiesz, czasem myślę, że lżej by było i Jej i światu beze mnie, nie chce mi się żyć, chodzą złe myśli po głowie, ale potem przypominam sobie, że Bóg nie po to mi dał życie, bym je sobie sam odbierał i w łeb biorą czarne plany, i dobrze, bo to głupota i tania ucieczka donikąd, do diabła, ściślej mówiąc... Tylko, czemu próby życiowe są takie trudne?? Wracam do rzeczywistości i idę na rower, muszę przewietrzyć mózgownicę, może mi "wiatr troski przegoni", jak Skrzetuskiemu w "Ogniem i mieczem" miał poczynić, kiedy myślał, że stracił Helenę. Potem wszak ją odzyskał, może tu jest nadzieja? Może trzeba się czasem pokrzepić takimi historiami?
Bóg z Wami, ktokolwiek to czyta i z innymi też,
muszę kończyć, życie stygnie,
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-25, 19:01   

shrequ napisał/a:
Chcę by wróciła do mnie ta osoba, którą moja Żona kiedyś była!

Shrequ bardzo duzo tego co napisałes,wiele krzyku,własnej niesprawiedliwości,własnej krzywdy.
Wiesz z perspektywy tego co juz za mną,napisze Ci tak......
chcesz powrotu tamtej zony????
shrequ to niemozliwe-tamtej zonie było żle.
Przemiana poszła-ucz sie akceptowac taką jaka jest-a zobaczysz że większośc tego złego o jakim piszesz,jest tylko w twojej głowie,twoim sercu-bo to ty nie akceptujesz
nowej żony.
Widzisz shrequ-Ja czekam na żone taka jaka jest w tej chwili,bez marzen o dawnej,bez mysli o takiej zanim sie przemieniła.
Bo wiem że tamta zona nie czuła sie szczesliwa.
Dlatego proponuje wciąz szczescie tej nowej!!!
Wierz mi wiele człowiek musi w sobie zmienić-by zacząc chocby tak widzieć i mysleć...
 
     
Monika36
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-25, 20:02   

Shregu
No chyba padnę, odkurzałeś i jeszcze przepraszałeś, bo natychmiast nie posłuchałeś ?
Żona do ciebie- słucham .
Przewrotne są te losy ludzkie.
A może to my jesteśmy jednak dziwni ? Jeszce się na forum wyżalamy , a nasi małżonkowie sobie żyją spokojnie i milutko spędzają czas bez nas.
Ale mam dzisiaj doła. Siedzę sobie w jaskini.
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-25, 21:31   

Mimo wszystko staram się żyć dalej i robię co mogę, by naprawić nasze małżeństwo. Tymczasem doszły problemy, bo nie mam pracy, a mamy zobowiązania kredytowe i żyć trzeba.
Kurcze blade, czasem sobie myślę, że chyba jest to dla mnie jakaś cholerna próba, tylko nie wiem, czy charakteru, czy człowieczeństwa, dzięki Wam wszystkim mam przynajmniej gdzie oddać trochę tego, co mnie boli. Dzięki temu, że wiem, że kogoś to obchodzi, że mnie boli, mam więcej wiary w jutro i lepsze, bardziej pogodne spojrzenie w przód. Powtarzam sobie teraz czasem tak, jak mi powiedział jeden Brat podczas jednej z moich lepszych spowiedzi (w Bazylice na Skałce w Krakowie) - Odwagi! A mówiąc więcej, była to o tyle ciekawa dla mnie spowiedź, że pierwszy raz spowiadałem się "oko w oko" z Zakonnikiem. widziałem jak zacisnął dłoń i powiedział "Odwagi!", pokazując mi, gdzie jest moc. Takie epizody umacniają mnie, a nawiasem mówiąc wybieram się do spowiedzi, po chyba 2 miesiącach, niby niespecjalnie długo - miałem w życiu i okres paru lat bez tego - ale czegoś brak, więc idę, może i tu znajdę trochę światła, choć już nie u Braci na Skałce.

Norbert! Podziwiam Cię, nie wiem, czy będę umiał tak spojrzeć na sprawę, bo to dla mnie strasznie skrajne, nie tęsknić do tego co kiedyś było, kiedy wiesz, że to było tak dobre...
Z drugiej strony - nie myśl, że chcę żyć przeszłością, bo to nie tak. Po prostu bardzo mi Jej brak, a widzę, jak coraz bardziej oddala się ode mnie i zaczyna otwarcie okazywać mi niechęć i to jak marnym jestem dla Niej człowiekiem, czy mężczyzną...
Może i Twój sposób jest dobry, może pokuszę się, by tak spojrzeć na sprawy, tylko, co jeśli okaże się, że ta nowa osoba to już nie ta osoba, która chciała z Tobą żyć, tylko ktoś, kto teraz pragnie czegoś innego?... Strasznie dużo mi się rodzi pytań... Kłębią się w mojej głowie i męczą, muszę się z tym przespać. W każdym razie Tobie: ODWAGI!

Moniko! Jesteśmy dziwni. Też mam doła, który ostatnio jawi się być permanentnym. Dobrze, że masz swoją jaskinię, ale nie siedź tam za długo, życie czeka i stygnie. Ja nie mam jaskini, mam piwnicę i garaż, ale ostatnio nawet nie mam czasu tam zajrzeć, to taki joke na marginesie. Odwagi i Tobie!

Z Bogiem
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-25, 21:50   

shrequ napisał/a:
tylko, co jeśli okaże się, że ta nowa osoba to już nie ta osoba, która chciała z Tobą żyć, tylko ktoś, kto teraz pragnie czegoś innego?...

A mamy na to jakis wpływ???
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-25, 22:44   

Dobre, mamy o tyle, o ile naszej wiary w to wystarczy, taką mam nadzieję...
Idę spać, cześć

Z Bogiem
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-26, 10:14   

shrequ napisał/a:
Dobre, mamy o tyle, o ile naszej wiary w to wystarczy, taką mam nadzieję...

A ja mysle szrequ ze tu chodzi o nasza akceptację wyborów.Bo kazde wybory sa wynikiem czegoś.
I własnie to cos trzeba dojrzeć-by zrozumiec dlaczego jest taki wybór.
A sama ocena wyboru,dobry,czy zły-daje juz w nas samych podział,niepokój.
Dlatego ja staram sie zrozumieć wybory,i dzieki temu jest we mnie akceptacja.
 
     
Małgoos
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-27, 14:33   

Shrequ.. kiedyś przeczytałam pewną bajkę o niewidomych mędrcach, którzy mieli wypowiedzieć się na temat słonia. Ten który dotknął ucha rzekł ,że przypomina ogromną płaską przestrzeń. Ten, który dotknął nogi rzekł, że słoń jest kolumną , a ten który dotknął trąby itp. Każdy z nich dotknął pewnego elementu całości i opinia każdego z nich skądinąd prawdziwa nie dawała pełnego opisu . Dopiero całościowe spojrzenie, połączenie tych wniosków mogło przybliżyć prawdę o słoniu. Podobnie jest w Twoim przypadku (jak i każdego z nas) . Poprzez Twoje opisy (kilku sytuacji z Waszego życia) poznajemy Twoje „widzenie” sprawy i na tej podstawie trudno/ryzykownie udzielać jakichkolwiek rad ,ale ...
Nasuwa mi się pewne spostrzeżenie ,że pomimo ogromnego bólu , jaki odczuwa Twoja zona musisz postawić jej granice w jego wyrażaniu . Nie może krzywdzić Ciebie... Postawienie tych granic może jej nawet pomóc.Myślę, że sama już wie, że przesadza, jednocześnie boi się, że swoim zachowaniem może doprowadzić do tego ,że ją „znienawidzisz” , ale nie radzi sobie totalnie sama ze sobą , swoimi emocjami... Powyższe wnioski wyciągnęłam z jej słów : „Moja Żona spytała mnie, po co przyszedłem, czy po to, żeby Ona powiedziała, żebyśmy się rozwiedli, bo mnie na to nie stać”
Czasami działają w nas takie mechanizmy ,ze jeżeli lękamy się jakiejś sytuacji to samo oczekiwanie jest tak nieznośne, że sami prowokujemy sytuacje , których się obawiamy, aby już nie żyć w napięciu czekając na nie ... Myślę ,że Twojej żonie przydadzą się słowa – jasne komunikaty ,że bardzo ją kochasz i nigdy jej nie opuścisz. Jednocześnie uświadomienie jej że, również cierpisz po stracie dzieci, że cierpisz , gdy widzisz jak ona cierpi , że nie potrafisz jej pomóc, ale jednocześnie wyznaczenie jej granic ,że nie pozwolisz tak siebie ranić . I zostaw temat – daj jej czas na przemyślenie ... Głębsze wchodzenie w temat może wywołać niepotrzebną kłótnię , kolejne ranienie się ...
Kiedyś, ujrzenie bólu drugiej osoby pomogło mi „zrewidowac” postrzeganie własnego cierpienia, podjęcia właściwych kroków, nieużalania się nad sobą...Może w ten sposób pomożesz żonie ?
A co do stawiania granic -dziwnym trafem postawienie ich pomaga drugiej stronie, zmusza do pracy nad sobą ... nauczenia się wyrażania złości , bezsilności w inny sposób ... Brak granic tylko pozwala "panoszyc" się złości
Kończąc ..Piszesz ,że nie masz środków na wyjazd, odpoczynek ... Może wieczorny spacer ? Może wspólnie wypita herbata przy świecach ? Pomyśl , jak lubiliście kiedyś spędzać czas...
Pozdrawiam ciepło
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-28, 20:44   

Małgoos, dziękuję Ci bardzo za te pełne nadziei słowa. Ktoś mi już mówił o granicach i chyba rzeczywiście muszę nauczyć się je stawiać, by oszczędzić sobie poniżania, a wysyłając mojej Żonie równocześnie jasne i proste sygnały i komunikaty, że zawsze z nią będę itp. Jest to ciekawy sposób i chyba spróbuję wykorzystać go w tej trudnej sytuacji, rzeczywiście - przecież taka postawa może jej uświadomić, a raczej przypomnieć, że z mojej strony nic się nie zmieniło i jestem i Ją kocham, a równocześnie zdopingować do "nauki siebie", że tak to nazwę :), a może raczej pracy nad sobą.
Dzięki raz jeszcze.

Norbert, czasem zrozumieć wybory jest bardzo trudno, rozumiem Twoją determinację w tym działaniu. Ja do tej pory zdążyłem się przekonać o tym, że zrozumienie niektórych wyborów mojej kochanej Żony równałoby się zrozumieniu przeze mnie chińskiego alfabetu, ale staram się, cóż innego mógłbym?

Pozdrawiam Was bardzo ciepło,
Z Bogiem
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-29, 07:20   

shrequ napisał/a:
Norbert, czasem zrozumieć wybory jest bardzo trudno, rozumiem Twoją determinację w tym działaniu

Shrequ tak determinacja-ale razem z nią przyszła właśnie akceptacja.
A akceptować to wcale nie znaczy rozumiec wszystkie wybory,i biernie zgadzać sie z nimi .
Tylko właśnie przyjmować je jakimi są-bez uszczerbku dla własnego stanu psychicznego.
I najprościej to ująć -choc niektóre wybory sa pewnie i dla mnie dziwne -wiem że wpływ mam tylko na własne wybory.
Co do granic?? szrequ zanim zaczniesz stawiać,mocno przemyśl czy postawa wytyczania granić nie spowoduje odwrotnych skutków(jako atak )-wiesz czemu tak piszę???
Granice to odcięcie się -a czy dokładnie nie chodzi o to twojej żonie???

[ Dodano: 2009-07-29, 09:46 ]
p.s a i zapomniałem dodac to ucz sie tego alfabetu-to łatwiej przyjdzie zrozumiec ci zonę...
pozdrawiam
 
     
Małgoos
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-29, 09:28   

Norbercie ... może podam przykład wytyczania granic .
Mój synek, gdy był mały (w sytuacji zmęczenia, zbliżającej się choroby) był bardzo rozdrażniony, jego zachowanie nie było „poprawne” i najlepsze, co mogłam wówczas zrobić to przytulić mocno ,aby mógł przez chwilę „powierzgać” w moich ramionach, wypłakać się . Dopiero wówczas przytulając go mówiłam: Kocham Cię bardzo. Rozumiem Twoje rozdrażnienie, jednak nie zgadzam się na takie zachowanie ... Trudno porównywać dorosłą kobietę i małe dziecko ,ale mam wrażenie, że problem w ich małżeństwie jest głębszy . Strata dzieci tylko to uwypukliła... Sam Shrequ napisał:
„Od początku jednak w naszym małżeństwie mnóstwo było konfliktów, wywoływanych najczęściej błahymi powodami, często nawet pieniędzmi...”
Nałóg napisałby leży komunikacja ... I trzeba nad tym popracować . Jeśli zona nie jest gotowa cóż stoi na przeszkodzie ,aby Shrequ rozpoczął pracę sam ... Ale o tym już było.
Tym bardziej ,że „żona nie chce słuchac tego co mówię choc często mam rację” . Nie wiemy w jaki sposób Shrequ przekazuje swoją prawdę , czy słucha (=wysłuchuje) swojej żony, czy narzuca jej swoje zdanie ,a ona w potwornej bezsilności robi, to co robi itp.
Jedno jest pewne : Shrequ i jego żona potrzebują pomocy .
Ale czy pomocą będzie to ,że jak napisałeś:
„Facet rozumiejący to milczy,jest pokorny,znosi kuksańce,znosi obelgi.
Bo wie ze jego żona ma do tego prawo,bo tak uchodzi z niej coś co rujnuje serce
WIELKI ŻAL.”
Czy rzeczywiście rozumiejący facet musi znosić kuksańce i obelgi ? Wątpię i stąd moje zdanie o stawianiu granic ,aby jego zona uczyła się w bardziej dojrzały sposób wyrażać swój ból ...
Może Shrequ powinien zapytać się zony w jaki sposób może jej pomóc, czego ona od niego oczekuje ? Może jego żona zobaczy ,że stoi on po jej stronie, zobaczy jego dobrą wolę i to wystarczy ? Może ... Ale obawiam się ,że przy pierwszym następnym poważniejszym problemie wrócą ich dawne sposoby radzenia z trudną sytuacją ... Warto więc wykorzystać kryzys i zacząć zmiany ... Pozdrawiam ciepło
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9