Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Miłość i szacunek
Autor Wiadomość
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-25, 19:34   

rozpatrujesz pod kontem własnego małżeństwa i mężą...
super Katarzyno, twój mąż zadziałał, ale nie znasz męża i Basillicum braków,
a Basililicum częściowo pisze o nich w postach... ludzie są różni ...

jedni działają nieświadomie wyrządzając komuś krzywde,
inni z premedytacją i pełną manipulacją tak kierują innym, by robił to, co mu sie karze, pod włąsne dobro...
/ bo tak zostali wychowani i tak sie manipulowało domownikami w domu by coś osiągnąć... /
nalezy takim manipulatorom wskazac niewłaściwość działania, że manipulowanie, krytykowanie, czy tez agresywne zachowania wobec partnera są niedozwolone i są tylko po to, by zastraszać druga osobe....

a wtedy chwalenie takiego kogoś przez zniewoloną osobe jest błedem i uczenia jej jeszcze, że tak nalezy...

"drobna" różnica w ocenie sytuacji jaka doprowadziła do kryzysu może być dla kogoś utrawaleniem dalej jego zachowań biernych, zamiast zmiany na bardziej asertywne czy czasami wręcz agresywne STOP!
nie ma jednoznacznych metod na wyjście z kryzysu ale jak widze, że druga strona sobie nie radzi z mężem...bo mąż pan wygodnicki za żadną cene nie chce sam wziąć na siebie obowiązków, to przepraszam ale dziękowanie mu, za to, że zaopiekował sie dzieckiem, czy pomógł w domowych obowiązkach pachnie mi bardziej uległością niż pokorą a pod przykrywka własne braki i lęki wobec zmian

polecam zmiany, i Katarzyno dopóki właśnie ludzie nie bądą mądrzy, świadomi swoich zachowań dopóty ten brak dojrzałości będzie doprowadzał do rozwodów...
czyz właśnie,
nie w momencie dojrzewania siebie samej nie doszłaś do tak mądrych jak dziś przemysleń, a które zaobfitowały sukcesem...
to twoja dojrzała przemiana sprawiła wyjście z kryzysu...ale ty masz inne braki do przerobienia, ja inne, a osoba x jeszcze inne...
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-25, 20:06   

Masz rację, Mami.

Nie znamy pełnej sytuacji Basilicum - ani ja nie mam monopolu na wszelkie wyjścia z kryzysu. To jest oczywiste.

Mogę tylko podkreślić, co ja zauważyłam w małym fragmenciku tego, co pisze Basilicum i co według mnie warto poprawić bez względu na wszystko.

Wiesz, mój mąż też był wygodnicki i nie chciał wziąć na siebie obowiązków domowych. Grał na komputerze lub szedł na piłkę, a ja na przykład wymieniałam fugę między płytkami w kuchni lub szorowałam druciakiem zapaskudzony przez gołębie parapet zewnętrzny na czwartym piętrze.

Ale okazało się, że wcale nie jest tak, że mąż nic nie robi. Nie robił tego, co ja chciałam, więc wydawało mi się, że nie robił nic. W związku z tym moje wymagania co do domowych obowiązków rosły, a także i co do jakości wykonywanej przez niego pracy. W rezultacie mąż przestał w ogóle cokolwiek robić, a ja miałam wrażenie, że cały dom jest na mojej głowie. Ze strachem myślałam, co będzie, kiedy przyjdą dzieci i trzeba będzie jeszcze dodatkowo zajmować się sprawami związanymi z nimi.

Wiesz - Basilicum miała okazję zobaczyć, jak mąż myje wannę. Ja mojego męża przy myciu wanny nie widziałam. ;)

I jeszcze raz powtarzam - bo znowu jakby nie zauważyłaś, Mami. ;)

Ja nie polecam chwalenia - że zrobił cokolwiek.

Ja polecam chwalenie i docenianie, że ktoś zrobił coś DOBRZE na rzecz domu i rodziny oraz unikanie krytykowania na każdym kroku.

To ma utrwalić jego złe zachowania? Rozwiń to proszę, bo doprawdy nie bardzo rozumiem.


I nie twierdzę, że to, że Basilicum zmieni sposób komunikowania swoich potrzeb, od razu odrodzi jej małżeństwo. Ja tylko twierdzę, ze pomoże poprawić komunikację między nią, a mężem. A co jeszcze tam trzeba przerobić, to już inna sprawa...
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-25, 21:45   

może jaśniej dopowiem sens postu

ja nie neguje chwalenia...bo to jest gestem w strone innej osoby dobrej woli i pojednania...
i często zachęcam własnie do takich aktów...
ja podważam tylko zasadność udzielania rad...i brania ich do siebie, co często tu wszyscy robią...
dlaczego komuś sie udało postępując tak a mnie nie...by nie popadac poprzez takie myslenie w jeszcze większą bezradność i dołowanie siebie, jestem do niczego...
nie chodzimy w czyiś butach...
ja, nie podważam twoich rad Katarzyno,
bardzo trafne i słuszne dla ciebie, bo pod wpływem analizy własnego małżeństwa i udziału waszych braków na kryzys jaki mieliście....

ale na to, czy ktoś siedzi w jaskini ma często wpływ samo nasze zachowanie... i słusznie można mówić, jeden ucieka przed zbyt despotyczną i wiecznie gderającą pouczającą zoną, zbyt perfekcyjnie czysta i chcąca uchodzić za idealna..
a jeden siedzi tam bo mu wygodnie... najpierw zmanipuluje wszystkimi, by czuli sie podle, bo oskarżają go o brak uczuć, sprawia poczucie nieuzasadnionej winny u nich bo chcieli zmusić do robienia czegoś co nie mu odpowiada...

jednych proszących o pomoc może cechować zachowanie agresywne i manipulacyjne partnerem i wpływać to na ich kryzys...
innych bierne i też wpływac kryzys w związku...
z własnych zachowań nalezy sobie zdawac sprawe, by wiedziec w jaki sposób sama postępuje i poprzez to popadam w kłopoty...

zachowania agresywne czy manipulacyjne prędzej czy później muszą być przez kogoś przerobione bo inaczej partner ucieka ze związku...

z zachowaniami biernymi jest tak, że osoba taka uległa często pasuje takiemu partnerowi, poprzez agresje i manipulownie wywiera na nią wpływ zmuszając do działań jakie sam określa pod siebie...
Uległe zachowania ma miejsce wtedy gdy pozwalamy innym ludziom, partnerowi stawiać sie ważniejszym, wiedzącym za nas co dla nas dobre i właściwe, przyjmując taką postawe usuwamy sie w cień, i postępujemy by zadowolić innych...
jesteśmy łatwym łupem dla osób, które kosztem innych chcą wygodnie przezyc życie, bo nasza uległość wysyła sygnał dla takiej osoby, twoje potrzeby są ważniejsze od moich.. ..
dziekując taka osoba za coś co jest słuszna brochą w związku drugiego partnera, jest potwierdzaniem tylko tego, iż ktoś zrobił coś czego nie musiał... i dlatego dziękuje za to, że potrafił byc miły dla mnie...
osoba o zachowaniach biernych, uległych ma niskie poczucie wartości, strach przed porzuceniem ogranicza pozytywne myslenie i kroki w kierunku wyjścia z sytuacji dla nich niekorzystnych...

dlatego czasami popada albo w depresje albo na przemian w agresywne zachowania wywalając całe nagromadzone złe emocje, skrzywdzenie na innych... czując sie potem winna powraca do starych uległych zachowań .... znów unika konfliktów, stara sie utrzymac spokój i równowage... i znów jest postrzegana jako słaby przeciwnik, którego można zmusić do uległości...
czuje sie zatem znów nie szanowana, znów dusi w sobie uczucia urazy i gniewu po jakimś czasie wybucha... by znów powrócic odreagowując do starych zachowań...

dlatego tak ważne są zmiany siebie samego, które w tak znaczący sposób wpływają na partnera i jego zachowania względem mnie, czy są próba ucieczki ode mnie do jaskini...
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-25, 22:32   

Cytat:
dlatego tak ważne są zmiany siebie samego, które w tak znaczący sposób wpływają na partnera i jego zachowania względem mnie, czy są próba ucieczki ode mnie do jaskini...

Mami zgoda z tym wszystkim co piszesz-lecz nie zapominajmy o jednym.
Aby rozpocząc prace od siebie ,nalezy skorzystac własnie z tych rad.

Niestety zapętliło sie to wszystko w ocenach i wywodach,ale to jest faktem.

Zaczynam prace nad soba bo wysłuchałem,bo zastanowiłem sie,bo ktos mi wskazał.

I niestety stwierdzam stanowczo radzenie,sugestje nie sa złem.

złem jest fanatyczne słuchanie innch,bez własnej oceny,bez własnego odczucia.

A fakt jest jeden-wszystko zależy od mądrości człowieka.

Posłucham kogoś rady, zaryzykuje-np pochwale co widze nie przyniosło skutku(zatem nie ta droga).


Wniosek prosty rozum wykorzystywac jak należy i z Boża pomocą wszystko wyjdzie.
 
     
basilicum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-26, 13:29   

Katarzyna74, czytałam Twoje świadectwo. Ba, nawet czytałam fragmenty mojemu meżowi, ktory powiedział: gdybys ty tak robila to moze bym robil inaczej. No i zcaelam robic tak jak pisalas, ale nie dalo to rezultatu, a ja sie zniechęcilam.

Modlę się cały czas o przemianę, to daje mi spokoj. Staram sie reagowac spokojnie na czepianie sie meza: jak ty piszesz na klawiaturze, jak ty karmisz dziecko...

Nie wiem jednak co zrobic z takimi sytuacjami: wieczor, dziecko juz spi, ja przygotowuje kolacje i zapraszam meza,maz gra w gry komputerowe, prosze raz, drugi, trzeci, on za kazdym razem odpowieda: zaraz, po czym nie przychodzi, ja jem sama kolację,jak juz zjem, umyje sie i poloze (komputer jest w tym samym pokoju,w ktorym spimy), wtedy maz konczy i pyta czy juz zjadlam, nie wiem po co, bo przeciez widzi, ze polozylam sie spac. Czasmi gra w gry dalej, kiedy prosze, mowi :zaraz, ale to jego zaraz to oznacza czasmi pol godziny, czasmi 40 minut. Nie przejmuje sie tym kiedy prosze, aby skonczyl, bo jestem zmeczona. Mowi wtedy: jest weekend, nie bede kladl sie wczesniej, apotem w weekend spi sobie do 12. Raz udalo tylko mu sie wstac o 9:30 i to byla naprawde fajnie spedzona niedziela. Gdyby tak bylo swiat bylby lepszy. Ale nie, w weekend nie bedzie wstawal wczesniej. A jak go kiedys probowalam delikatnie i z czuloscia obudzic to reagowal agresywnie, a raz mnie uderzyl. Takie konczenie wieczora oznacza tez,ze nie modlimy sie wspolnie, nie ma tez miedzy nami bliskosci fizycznej.

Nałog chyba ma rację, nie umiem zaaplikować Dobsona i Pulikowskiego do swojego życia.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-26, 15:54   

Chwalić trzeba zawsze.......... tylko szczerze............ chwalić mądrze.......chwalić opisując uczucia a nie osobę.

Basilicum...a może tak? Mąż krytykuje Cie.......... :"Staram sie reagowac spokojnie na czepianie sie meza: jak ty piszesz na klawiaturze, jak ty karmisz dziecko"

Jak tak bardzo się starasz reagowac spokojnie to jeszcze poproś go aby pokazał Ci jak nakarmić dziecko.......tylko spokojnie i z miłością to mu powiedz........... niech pokaże jak to robić.
A potem go pochwal jak to dziecko pięknie zjadło na rekach u tatusia...........
Co do klawiatury........ poproś by Ci pokazął jak on to robi,jak trzma ręce a Ty postwasz sie tez nauczyć tak szybko pisać jak on...............

Co do kolacji............wołasz,nie przychodzi,siedzi pod kompem,a Ty chcesz z nim blisko zjeść kolację............ i co robisz???wołaś.wołasz,złościsz sie ...........i nic...........
to zrób tę kolacje,weż talerz i saidaj obok niego.........i jedz te kanapki....pij herbatę.....patrz w co gra...zapytaj na czym ta gra polega......będziesz blisko.......a on???może zgłodnieje????

I po co sie złośćić????

AAaaaa bo Ty zadrosna jesteś o jego uwagę poświęconą grom zamiast Tobie?????
Tak też bywa,że maż i żona maja inne hobby............. dobrze że to gry a nie czaty czy gg z panienkami............

Twarda miłość Basilicum
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-26, 17:20   

Cytat:
No i zaczelam robic tak jak pisalas, ale nie dalo to rezultatu, a ja sie zniechęcilam.


daj czas czasowi,
nie wszystko od razu musi się udać :) powolutku
zwłaszcza nowe umiejętności powoli wychodzą...ale sprawa warta jest świeczki!
 
     
basilicum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 11:28   

nałóg, to nie jest takie proste. Jak siadam z kanapkami przy komputerze z mężem to on zaczyna si eirytowac i agresywnie do mnie odnosic, pytajac: czego chcesz. Wczoraj wieczorem niezbyt dobrze sie czulam, wiec poprosilam, abysmy zjedli kolacje i polozyli sie spac wczesniej. Maz agresywnie do mnie powiedzial: ale czego ode mnie chchesz i kontunuowal gre. W koncu po moich kilkukrotnych prosbach wylaczyl komputer po 22 i poszedl do kuchni sluchac glosno radia, przez co nie moglam spac. Prosze go, abysmy chodzili wczesniej spac i wczesniej wstawali w weekendy, ale moje prosby nie daja zadnego rezultatu. Nie zmienia sie ta stuacja ani jak prosze, ani jak to akceptuje i wychodze rano z mala na spacer. Wieczorem kiedy ja juz jestem mocno zmeczona maz chce rozpoczac dopiero wieczor. I tak mija nam zycie bez wzajemnego zrozumienia i dopasowania. Dla mnie jest to juz tak meczace,ze mysle powoli o wyprowadzce. Ale wtedy maz straszy mnie,ze zawiadomi policje,ze uprowadzilam dziecko. Nie mam sil i nadziei,ze sie to zmieni.
Moj maz nie jest osoba, do ktorej mozna rano podejsc, pocalowacw czolo i powiedziec: obudz sie kochanie, trzeba wstawac. Bo i tak nie wstanie, a jeszcze zareaguje agresywnie. Ja sie juz po prostu jego boje. Nie mam do niego zaufania i przekonania, ze moge na nim polegac, ze jak poprosze to spelni moja prosbe.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 12:52   

...„Jak się człowiekowi wiele razy wybacza, to się go krzywdzi. Wybaczamy negatywne zachowania. Czyniąc to pokazujemy człowiekowi, że może się dalej negatywnie zachowywać, bo i tak mu się wybaczy. Wybaczając, utwierdzamy człowieka w jego negatywnych, a często patologicznych zachowaniach.”...
generał Dwight David Eisenhower


i sami popadamy w bezradność, tkwimy w poczuciu cierpienia i skrzywdzenia... czemu to ma służyć... coraz większej eskalacji zła i niezrozumienia w związku? coraz większej złości, agresji z poczucia krzywdzenia mnie, nie patrzenia na mój ból...

w akcie wybaczyć, nie znaczy zapomnieć... wybaczenie jest aktem mojej woli, niezależnym od emocji jakie są we mnie - po prostu jest zaniechaniem jakiejkolwiek zemsty, obrażania się. ..w kierunku wyjścia ze skrzywdzenia...
cóż moge trwać wiele lat w związku w którym ktoś mnie krzywdzi..i osoba tak nigdy nie oprzytomnieje i nie uzmysłowi sobie iż mnie krzywdzi...
albo moge poczynać jakieś radykalne kroki w kierunku zmian do wyjścia z tego...

wybór jest zawsze nasz i od nas zalezy jakie mamy zycie... jak nas traktują, na co sobie pozwalamy....
Wybaczanie jest potrzebne przede wszystkim samemu sobie, bo uwolniając sie ze złych emocji jakie towarzysza poczuciu skrzywdzenia pozwalam sobie na odzyskanie energii i mozliwości spojrzenia na czyny i krzywdziciela z innej perspektywy...

dlatego nalezy sie odciąć od czynów tego kto nas skrzywdzi...
jeśli nie potrafimy tego, trzeba sie osobiście przyznac odtąd do tego, iż sama pozwalam na takowe traktowanie...
jestem współodpowiedzialna za życie jakie wiode, bo mając do wyboru odcięcie sie od złego traktowania, od kogoś kto mnie rani nadal trwam w związku, w którym ktoś nie szanuje ani mnie ani moich potrzeb....

wybór jest zawsze...tylko czasami potrzeba czasu by w końcu powiedziec NIE, nie pozwalam by ktoś pomimo mojego starania, prób i walki nie chce tworzyc szczęśliwego związku...

a szczęsliwy związek,to taki w którym partner zna siebie i drugą osobe, szanują sie nawzajem i są otwarci na potrzeby kazdego z osobna...
problem w zwiazku rodzi sie wtedy, gdy jedna ze stron zna tylko swoje potrzeby, realizuje sie sama, zaś potrzeb partnera nie zna, nie obchodzą go wcale, albo nie respektuje praw drugiej strony do nich...
wtedy trudno o jakąkolwiek w takim związku więź...jest tylko jednostronne zaspakajanie własnych potrzeb budzące sprzeciw i ból w drugim...jakakolwiek próba zmian rodzi wtedy
oburzenie, przejęcie dominacji i stwarzaniu poczucia winy u drugiej osoby... to zas do hronicznej bezradności...

pytanie raczej powinno brzmieć,
- co takiego jest we mnie, iż mimo odczuwania ogromnego krzywdzenia mnie, nieposzanowania w zwiazku jako matki, zony i kobiety...nadal w nim tkwie bezbronnie nie robiąc nic, by samej sie z takiej stresującej sytuacji wybronić ?...
lęk przed samotnością, zbytnia uległość, lęk przed pokazaniem sie silną i niezależną, lęk przed sprawdzeniem siebie w nowej roli...

ja chciałam dodać tylko, że osoba taka, żyjąca z kimś, kto mnie nie szanuje , żyjąca poczuciu ogromnego osamotnienia i oddalenia nawet nie wie jak bardzo jest silna i mocna!!!!!...
musi tylko uwierzyć w siebie, we własne siły i energie by odtąd zacząc sie przeciwstawiac temu, że ktoś mnie rani, krzywdzi, nie liczy sie z moim zdaniem...że potrafi i umie...
powiedz STOP, najpierw w myślach, potem ćwicz powoli małe uparte nie! w jakiś mało znaczących problemach, aż doznasz nowych trwałych doświadczeń, że twoje nie! jest respektowane... mówienie nie! jest w tym wypadku obrona i poszanowaniem własnej miłości i szacunku do siebie...

nikt kto nie ma szacunku do siebie, nie może szanowac drugiej osoby... może to robić tylko poprzez inną osobe, manipulując nią by poczuć dowartościowanie..dlatego tak ważne jest kochać, szanowac siebie...bo tylko tak traktując siebie moge być szczęśliwa a poprzez to inni ze mna...
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-27, 16:52   

Mami,
masz rację, że wybaczając wiele razy pokazujemy drugiemu człowiekowi, że może dalej się tak zachowywać, bo mu się znowu wybaczy. Mój mąż też miał do mnie pretensję, dlaczego nie mogę mu wybaczyć kolejnej zdrady, skoro wcześniej wybaczyłam ? i jeszcze wzbudzał moje poczucie winy, że widocznie nie jestem dobrą katoliczką, bo nie potrafię wybaczać tak, jak mówi się w Ewangelii, ( czyli zawsze...?).

Mami, napisałaś, że należy czasem, gdy nie ma innego wyjścia, odciąć się radykalnie od czynów tego, kto krzywdzi. Nieraz to odcięcie oznacza po prostu odejście od osoby krzywdziciela, rozstanie się, zamieszkanie osobno.
Tylko, że tu znowu rodzić się może problem. Bo osoba, która tak radykalnie się "odcięła", ma czasem wątpliwości, czy zrobiła dobrze? czy może jeszcze trzeba było wytrzymać ? może jestem przewrażliwiona i widzę problem tam, gdzie go nie ma ?
Gdy się żyje przez długi czas z inną osobą, to człowiek się przyzwyczaja do pewnych zachowań i nie widzi, czy ta osoba przekracza granice, czy jeszcze nie. Człowiek może uzależnić się od innej osoby i nie widzieć nawet, że ona jest krzywdzicielem.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 11:03   

artuana napisał/a:
Gdy się żyje przez długi czas z inną osobą, to człowiek się przyzwyczaja do pewnych zachowań i nie widzi, czy ta osoba przekracza granice, czy jeszcze nie. Człowiek może uzależnić się od innej osoby i nie widzieć nawet, że ona jest krzywdzicielem.


masz racje Artuno, dlatego tak ważne jest by w pore odciąc sie od takiej sytuacji....kiedy kat staje sie twoim przyjacielem...
realnie rzecz biorąc by człowiek mógł egzystować w warunkach do niego do przyjęcia, w warunkach ogromnego stresu musi po prostu polubić to na co nie ma wpływu... pojawia sie stan psychiczny, w którym ofiara zżywa sie z osobą, która ją krzywdzi, a czyny prześladowcy zaczyna postrzegać jako normalne i właściwe...

dlatego należy sie bronić przed takim praniem mózgu
kiedy zaczyna sie uruchamiac proces myśleniowy
- to nic takiego, wszyscy tacy sa.... jestem za głupia, dlatego ktoś musi za mnie podejmowac decyzje... nie nadaje sie do niczego... ile on ma ze mną kłopotów i problemów....wszystko dlatego że jestem taki beznadziejny....
taka ofiara działą bezbronnie, nie potrafi już samodzielnie myslec i decydowac o sobie,

jak ktoś zaczyna bronic, stara sie wybielac złe zachowania partnera nalezy sie zastanowić czy nie jest to już czas, by odciąć sie od stawania sie powoli ofiara innego człowieka... bo zaczynam usprawiedliwiać złe zachowania tylko dlatego, że ktoś przejął kontrole nad moim myśleniem, działaniem, zachowaniem...
odcięcie może być czasami STOP, nie pozwalam... czasami odcięcie sie od wspólnego pozycia...a czasami radykalne separacja...wszystko zależy od sytuacji w jakiej jesteśmy...

to straszne, jak cieżko wyjść z takiego myślenia o sobie...
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 18:03   

basilicum

pozwole sobie zacytowac fragm Twojej wypowiedzi

Cytat:
Cytat:
Jak siadam z kanapkami przy komputerze z mężem to on zaczyna sie irytowac i agresywnie do mnie odnosic, pytajac: czego chcesz.

sygnal dla Ciebie, jakos mu to nie pasuje, trudno, ma prawo, ale agresja, na to nie gódz sie, mów stop, nie podoba mi sie takie odnoszenie do mnie, przeprosi ok , nie przeprosi, trudno, probujemy nastepnym razem spokojnie, stanowczo
i juz wiesz ze jak jest agresywny, to mala szansa ze spelni Twoja prosbę
ale obowiazki wobec dziecka ma nadal

Cytat:
Wczoraj wieczorem niezbyt dobrze sie czulam, wiec poprosilam, abysmy zjedli kolacje i polozyli sie spac wczesniej. Maz agresywnie do mnie powiedzial: ale czego ode mnie chchesz i kontunuowal gre.

Poprosiłaś i dobrze, mąż zareagwał agresją ( powinnas go upomniec), odmowił, miał prawo, tylko skad ta agresja???

moze on czuje ze Ty mu nie dasz, nie pozwolic odmowic? nie wiem, takie moje spekulacje
Moze zachowujesz sie sorry ale jak małe dziecko, zle sie czujesz to jesz i kladziesz sie, tyle
..a Ty chcialas meza zaangazowac w opieke nad sobą...to by bylo ok...ale mozna poprosic inaczej
wiesz,zle sie czuje, chcialabym zebys ze mna zjadl i razem bysmy poszli spac..tego chcesz od meza...a maz pewnie by odmowil, bo jest teraz daleko od Ciebie..wiec malo realna prosba do spelnienia
wyrazilas ja inaczej...maz nie za bardzo wiedzial o co Ci chodzi, czemu ma rezygnowac z czegos co go pochlania bez reszty dla jakis nieistotnych dla niego (teraz) czynnosci i prosilas tak jakby od tego mialo zalezec Twoje zycie i zdrowie...hm..troche jak manipulacja

Cytat:
W koncu po moich kilkukrotnych prosbach wylaczyl komputer po 22 i poszedl do kuchni sluchac glosno radia, przez co nie moglam spac.


uch..jest wsciekly, a Ty go nadal prosisz i to kilkukrotnie....duze ryzyko, wchodzisz w jego granice jak dla mnie...odmawia i tyle, uszanuj, choc Ty chcialabys inaczej
sama nie moglas zjeśc przy swiecach nawet i milej muzyczce? a potem pospać?
zając sie sobą jak zle sie czujesz?
wyraził swoj bunt, zgodzil sie dla swietego spokoju...czy to bylo dobre dla Ciebie?
okazal wscieklosc puszczajac muzyke..i ze spania nici...


Cytat:
Prosze go, abysmy chodzili wczesniej spac i wczesniej wstawali w weekendy, ale moje prosby nie daja zadnego rezultatu. Nie zmienia sie ta stuacja ani jak prosze, ani jak to akceptuje i wychodze rano z mala na spacer. Wieczorem kiedy ja juz jestem mocno zmeczona maz chce rozpoczac dopiero wieczor. I tak mija nam zycie bez wzajemnego zrozumienia i dopasowania. Dla mnie jest to juz tak meczace,ze mysle powoli o wyprowadzce. Ale wtedy maz straszy mnie,ze zawiadomi policje,ze uprowadzilam dziecko. Nie mam sil i nadziei,ze sie to zmieni
.

Znam to, ja tez z grubego kalibru walilam...ze się wyprowadzę ;) mój bunt , a wystarczylo zmienic swoje nastawienie do siebie i do męza
prosisz go, on odmawia, ma inny pomysł na spędzanie czasu, musicie wypracowac jakis kompromis...czemu ma byc tak jak tylko Ty chcesz?
Moze jeden dzien tak jak Ty chcesz, moze drugi tak jak chce maz?
Czy musisz, czy chcesz rano wychodzic z dzieckiem? Rozumiem ze dziecko rano sie budzi i to Ty sie nim wtedy znajmujesz, a chcialabys by maz Cie wyręczył?
Czy lubisz tak rano wstawać po prostu i nie jest to dla Ciebie probem a dla meza tak.
Nie zmuszaj go sila by zmieniał swoje przyzwyczajenia, miloby bylo gdyby zmienił..ale jak nie sprobuj ponegocjować i polubić te jego wlasciwosc.

Mozecie w poludnie razem wychodzić :)
Cytat:
Moj maz nie jest osoba, do ktorej mozna rano podejsc, pocalowacw czolo i powiedziec: obudz sie kochanie, trzeba wstawac. Bo i tak nie wstanie, a jeszcze zareaguje agresywnie. Ja sie juz po prostu jego boje. Nie mam do niego zaufania i przekonania, ze moge na nim polegac, ze jak poprosze to spelni moja prośbę


Wiesz, ja bym tez nie lubiła tego, jakby mi mąż mówil kiedy mam wstawać,brr nie cierpię tego, nastawiam sobie budzik, na kiedy potrzebuję.
Domyslam sie ze przy malym dziecku jest inaczej.
Takiego masz meza nie innego...facec, ludziei nie lubia czasem byc tak budzeni :) i nie jest to zadna wada! uwierzysz!??naprawdę!

wogole byc budzonym to zadna frajda, matka ma inaczej przy dziecku, ale ojciec juz na pewno inaczej reaguje..lepiej moze powiedziec cos do męza?
jak to sie dzieje ze nie wstanie? Nigdy nie wstawał, jak dziecko sie urodziło? Chyba niemożliwe.
Trzeba mu uświadomic, ze bycie ojcem to obowiazek i jak jesc z Toba nie musi tak pomocy przy dziecku nie mozesz mu odpuścic.
Umowa i tyle. Konsekwentnie.
Egzekwuj, ale wazne sprawy...obowiazki wzgledem domu i dziecka. Doceniaj
Osobiste, towarzyszenie przy obiedzie it na razie bym zostawila, silą go nie zmusisz.
Sam musi zatęsknić za Twoim towarzystwem.

Naprawdę wierzę, ze jak pocwiczysz spokoj i szacunek do męża ( niezaleznie od tego co on wyczynia) oraz szacunek dla siebie ( nie pozwalanie sobie na agresywne zachowania męza), uda Wam się znależć złoty środek.

On kocha was :) ale nie chce żyć tak jak Ty chcesz...mąz jest oddzielną osobą.
Chyba za mocno go naciskalas, stad ta zlosc...bunt
Zacznij odnajdywać radosc w samotnej kolacji, spacerze, miej frajde z tego, naprawde można, a zobaczysz ze maz dolaczy!
Z Panem Bogiem
rozpisalam sie ale Twoja sytuacja przypomina mi kiedys mnie
 
     
basilicum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-01, 11:38   

Cytat:
jak to sie dzieje ze nie wstanie? Nigdy nie wstawał, jak dziecko sie urodziło? Chyba niemożliwe.

MożliweDanka 9, niestety możliwe. On nie wstanie, bo musi sie wyspać, co rozumiem w ciagu tygodnia póki ja nie pracuję, ale nie rozumiem w czasie weekendu.

No i znowu jest źle, po kilku tygodniach ,kiedy wydawało mi się,że jest już lepiej.
w zasadzie straciłam nadzieję,że będzie kiedyś między nami dobrze. Mój mąż należy do ludzi,którzy nie wiedza co to jest kompromis.Mowi: Biblia mowi,ze zony maja byc poddane mezom i ich sluchac. To oznacza,ze mamy robic to co wymyslil moj mąż.Moje zdanie,pragnienia i oczekiwania sie nie licza. A przeciez Biblia mowi tez o tym,ze mezowie maja kochac zony.

NIe ma miedzy nami wiezi. Nie jadamy razem posiłków,bo spedzanie ze mna czasu dla meza nie jest atrakcyjne. Woli komputer.Gdyby poswiecal mi tyle czasu co komputerowi,nasze malzenstwo wygladaloby inaczej.Zreszta juz na to nie nacisakam. Żyje swpim zyciem.

Nie chodzimy razem spac, nie modlimy sie razem. Nie jestesmy wzajemnie upowaznieni do wlasnych kont. Nie spedzamy razem wieczorow.Nie odwiedzamy rodziny. Nie ma miedzy nami intymnosci. Juz przestalam o to prosic, bo upokarza mnie żebranie. Maz mowi: jak chcesz sie przytulic to chodz i sie przytul,ja tego nie zrobie. Tylko jak tak zrobie to jakbym sie do kamienia przytulala. Zadnej reakcji.

Czytam duzo o malzenstwie,ale najwidoczniej mnie tylko jego ratowanie obchodzi.Maz mowi,ze powinnam byc zadowolona,bo ze mna jest.Tylko,ze taka łaska mi nie wystarcza,ja chce miec kogos z kim bede mogla dzielic swoje przemyslenia, na kim bede mogla polegac. Teraz nie moge. Jak o cos poprosze to na 99% tego nie zrobi. Bo ja podobno nie prosze tylko "chamsko żadam".Ja zawsze robie,gdy On mnie o cos prosi na czas,obiad zawsze jest na czas.Jak Mu to mowie,odpowiada,ze nie musze gotowac, bo pojdzie na maiasto cos zjesc.

zastanawiam sie nad rozstaniem,nad odejsciem. Dla mnie jest to zycie niepelne. W towarzystwie mojego meza nigdy nie bede szczesliwa,bo dla niego nie jest wazne to co dla mnie. Zreszta jemu nie zalezy na tym,abym byla szczeliwa. Ciagle mnie krytykuje. Wszystko robie zle. Jak zbliza sie weekend to jestem cala w stresie. Wiem,ze znowu nie spedzimy go razem, on bedzie spal do 11:30 i chodzil spac o 24. A ja takniemoge,bo dziecko budzi sie o 7 i jak pojde o 24 to umre z przemeczenia. Prosze, aby poszedl ze mna spac wczesniej i zebysmy wczesnie wstali, to znaczy, aby on wczesniej wsal. Ale slysze,ze on nie bedzie robil, tak jak ja mu kaze. Wiec ja z dzieckiem dusimy sie wmalym pokoiku, bo on spi. Dzis nie pojechalismy na cmentarz do mojej rodziny (90 km), bo trzebaby wstac wczesnie i jechac,a po co sie meczyc. W przyszlym roku biore dziecko i jade sama,albo z moimi rodzicami.

Moj maz niczym mi juz nie imponuje. Mam wraznie,ze zyje z jakims leniem,ktorego wykancza praca (8 h dziennie,5 dni wtygodniu,zadnych delegacji), ktory ciagle by spal i nie mial zadnych pomyslow na zycie rodziny lub malzenstwo,ani ambicji. Jestem rozgoryczona. Wszystko co dla niego robie, robie z obowiazku. Maz pyta sie dlaczego kiedys pieklam ciasto,a teraz nie. Ano nie,bo nie mam motywacji. Zreszta sprobowalam i raz upieklam. Zjadl i nawet nie podziekowal .ZAchowanie mojego meza i brak reakcji na moje slowa wywoluje we mnie agresje. Czesto jest tak,ze aby wywaolac jakakolwiek jego reakcje mam ochote go uderzyc.

Kazdemu z nas jest z tym zle. Kazde chodzi do spowiedzi. Tylko co to da? Moj maz zamiast wieczorem polozyc sie ze mna wczesniej, bierze komorke i sluchawki i idzie sluchac do kuchni rekolekcje. Nie wiem po co slucha tych rekolekcji,skoro nie wyciaga z nich zadnych wnioskow. Nie widze juz z tego wszytkiego wyjscia. jakaś patowa sytuacja.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-01, 12:23   

Basilicum, może na jakiś czas przestań patrzeć na męża - co on, a żyj pod hasłem - co Ty. Ciasto pieczesz - bo chcesz, lubisz, zjesz sama z dzieckiem, jak reszta świata nie chce, to nie ma obowiązku. Pewnie - fajnie by było, jakby mąż podziękował. Ale na teraz tego nie masz.
Ja myślę, że skoro on chodzi do spowiedzi, słucha rekolekcji.... to jemu też ta sytuacja doskwiera i szuka wyjścia z tego pata. Tylko, że on nie robi tego "po Twojemu". On kombinuje po swojemu. I myślę - że wyciąganie wniosków z wysłuchanych rekolekcji nie musi nastąpić już. Teraz zasiewa się ziarno, zanim wykiełkuje, puści pęd, zawiąże się kłos, ten kłos dojrzeje.... hoho, sporo czasu jeszcze może minąć, a każdy z tych etapów jest niezbędny, aby otrzymać pełnowartościowe ZIARNO w ilości znacznie większej niż zasiano. A Ty możesz to ziarenko podlewać swoją modlitwą , sądzę że warto. Moc modlitwy żony ma ogromną moc :-D
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-01, 16:45   

basilicum napisał/a:
Jak o cos poprosze to na 99% tego nie zrobi. Bo ja podobno nie prosze tylko "chamsko żadam".Ja zawsze robie,gdy On mnie o cos prosi na czas,obiad zawsze jest na czas.Jak Mu to mowie,odpowiada,ze nie musze gotowac, bo pojdzie na maiasto cos zjesc.



A czy zastanowiłaś się, czy jest w tym ziarenko prawdy? No bo mąż chyba nie jest zaburzony umysłowo, aby łagodną i spokojną prośbę odbierać jako chamskie żądanie. Może ton? Może forma? Nie wiem, Ty to wiesz najlepiej. Może spróbuj nagrać się, jak prosisz o pomoc w domowych sprawach?

Oczywiście - OBOWIĄZKIEM MĘŻA jest partycypowanie w organizacji życia domowego BEZ ŻADNEGO PROSZENIA. Ale to jest ideał, któremu niewielu panów (pań też) jest w stanie sprostać.

Po prostu upewnij się, że w tym względzie nie można Ci niczego zarzucić, a jeśli jednak coś się znajdzie, to skoryguj to. Nie dla męża. Dla siebie, bo umiejętność komunikowania potrzeb, próśb jest umiejętnością przydatną w każdej dziedzinie życia i w kontaktach z wieloma ludźmi. Dziećmi, rodziną, szefem, sąsiadem, pracownikiem itd.

Może sięgniesz po pozycję "Jak mówić, aby dzieci słuchały"? Tam wiele mechanizmów i sytuacji niewiele różni się od spraw małżeńskich, czy ogólnoludzkich.

Wiem - mąż wydaje Ci się teraz - no... wredny, powiedzmy to. I trudno przyjąć do siebie uwagę osoby, która wrednie się zachowuje. Ale stań ponad to i spójrz, czy faktycznie coś nie szwankuje także i w Twoim sposobie komunikacji.

Bo to możesz, korygować SWOJE zachowania, nawyki, postawę. Mężowej nie skorygujesz, to odrębny człowiek i nie ma sposobu (na całe szczęście), aby móc poruszać nim, jak marionetką na nasze żądanie.

Wiesz - zastanawia mnie ta Twoja - no może nie obsesja, ale główny problem - spania męża. Chyba tez na to Danusia zwróciła uwagę.

Patrzę ze swojego punktu widzenia. Jestem typem sowy, mój mąż skowronka. Gdyby on kazał mi wstawać o siódmej w sobotę lub niedzielę po całym tygodniu pracy, to chodziłabym naburmuszona cały dzień! Nie wyobrażam sobie tego. Czasy, kiedy ktoś mówił mi, kiedy mam kłaść się spać i o której wstawać zakończyły się na chwili, w której opuściłam dom rodzinny, wyjeżdżając na studia. Nie bardzo rozumiem, w czym jest problem i dlaczego upierasz się tak przy tym wspólnym kładzeniu się spać i wstawaniu.

Wiesz - TO NIE ZARZUT w Twoją stronę, tylko no może zastanówmy się - po co Ci to jest?


Rozumiem - dzieciaczek. Ok, on wstaje i nie ma zmiłuj. Trzeba się nim zająć, dać mu śniadanie. No ale taki to czas - matki małego dziecka. Przyjdzie czas, że nie będziesz musiała wstawać o świcie - czy wówczas też będzie Ci przeszkadzało, ze mąż śpi do 11.00? Kiedy nie mieliście dziecka, też Ci to przeszkadzało przecież...


Pamiętam, jak opisywałaś sytuacje, kiedy mąż zachorował, a Ty się nim opiekowałaś. Mąż wtedy docenił Twoją opiekę nad nim, dziękował Ci za nią, pisałaś, że jest spora poprawa, bo mąż bez ociągania się pomaga Ci w domu, kładziecie się spać razem itd.

Może tu warto spojrzeć na siebie - jak zachowywałaś się, jak mówiłaś w tamtej sytuacji? Mąż był chory, więc pewnie byłaś łagodna, współczująca, mąż poczuł się ważny i kochany i... oddał to z nawiązką.

Tak nas naucza Pan Jezus. Dawać, dużo dawać.... i zbierać owoce.


Mąż pracuje 40 godzin tygodniowo, więc nie jest totalnym leniem. Daj mu pospać w weekend i postaraj się nie mieć z tego powodu pretensji. Potrafisz?

Bądź mądrzejsza i tak ułóż dzień, aby - akceptując potrzebę snu męża - samej nie ponosić z tego powodu strat.

Czyli - po co masz dusić się w małym pokoiku? Mąż jest śpiochem? Ok, przenieś się z dzieckiem do większego pokoju, a sypialnię zrób w małym pokoju. Dom jest dla Was, tak go urządźcie, aby Wam wszystkim było dobrze i wygodnie. Zaproponuj mężowi, aby pomógł Ci przemeblować mieszkanie tak, aby wszyscy byli zadowoleni.

Jeśli jesteś zmęczona zajmowaniem się dzieckiem, a mąż Ci nie pomaga, to dlaczego robisz mu obiady? Masz na to czas? Jeśli masz czas i ochotę, to gotuj, ale nie wypominaj mu tego - że Ty mu obiad, a on Ci nic. To tak nie działa.

Jeśli nie masz ochoty, czasu - bo musiałaś zrobić coś, co powinien zrobić mąż - z obiadu zrezygnuj. Z prasowania jego koszul zrezygnuj. Z usługiwania mu zrezygnuj. Nie martw się, nie polegnie, nie zginie z głodu. Martw się o sobie, abyś Ty się nie przemęczała i nie robiła z siebie niepotrzebnie cierpiętnicy. Abyś miała czas dla siebie, abyś miała uśmiech na twarzy, czuła częściej zadowolenie.

Mąż sam Ci mówi: nie chcesz, to nie gotuj, zjem na mieście. Więc ok! I masz godzinę dziennie na swoje potrzeby.

Poza tym wszystkim - może mąż powinien się przebadać pod kątem cukrzycy, zbadać ciśnienie. Osoby z niedociśnieniem tętniczym są śpiochami. Wiesz - nie można spać żonie na złość, nie dajmy się zwariować. Być może przyczyna jest medyczna. A może on po prostu taki jest!

Kochana, rozumiem Cię. Takie denerwujące i obce zachowania małżonka potrafią zmęczyć, zniechęcić. Ale pomyśl, czy nie bardziej męczą Cię oczekiwania Twoje i Twoje chciejstwo, niż zachowanie męża. Zastanów się, czy Twoje - pewnie często werbalizowane oczekiwania i chciejstwo nie są przyczyną ucieczek męża od przebywania z Tobą. Musi być jakaś przyczyna, że ucieka. Na razie w sen, w gry komputerowe, w lenistwo.


Masz wyobrażenie, że rodzice małego dziecka wstają razem i kładą się spać razem, mąż pomaga żonie bez proszenia, spędza z nią czas, jest czuły, chce się przytulać, okazywać czułość, CHCE GADAĆ I GADAĆ, nie odpycha, pamięta o imieninach, rocznicy ślubu, doceni obiad itd. Być może i są tacy mężowie, takie rodziny.

Na filmach? :D

Wiesz - mój mąż taki nie jest. A ja go kocham i nie zamieniłabym na innego.
Akceptuję jego wady - a w związku z tym wybaczam łatwiej także SOBIE chwile słabości. Nie jestem zdeterminowana, aby było wszystko na tip top w domu. Wcześniej byłam doskonała panią domu i oczekiwałam doskonałego pana domu. Od takiej doskonałej pani domu, mój mąż uciekał w świat gier komputerowych, bo ciężko mu się żyło w przekonaniu, że jest taki beznadziejny przy swojej doskonałej żonie. Nie pomaga żonie, wszystko robi nie tak. A skoro robi nie tak, to nic nie będzie robił. W wirtualnym świecie był panem świata, w pracy szefem, podejmował decyzje itd. a tu musi odkurzać, zajmować się nudziarstwami i znosić uwagi żony. ;)

Z moim mężem nie pogadam na każdy temat, bo jest facetem. Co będę mu zawracała głowę drobiazgami. Dzwonię do koleżanki lub siostry, aby się wygadać. Za to mąż częściej garnie się do mnie, bo mniej mu gderam nad uchem, szybciej wraca z pracy, mniej ucieka w komputer. Paradoksalnie - bo mniej oczekuję, bo mniej mówię, bo częściej się uśmiecham.

A uśmiecham się częściej, bo zrozumiałam, że ode mnie zależy ten uśmiech, nie od tego, co zrobi mój mąż. Ode mnie zależy dzień, jak go spędzę, ode mnie zależy wiele.


Czytając Twoje poprzednie posty, w których cytujesz słowa Twojego męża, można wyłuskać pewne wskazówki. Które pokrywają się trochę z Twoim sposobem pisania o mężu, o Waszym życiu, o Waszych potrzebach. Mówił, że go nie szanujesz. Ty zaprzeczasz - ale wiedz, że mężczyźni są bardzo czuli na tym punkcie. Powiedzieć mężczyźnie, że jest głupi, że jest nieudacznikiem, niczego nie potrafi, nie umie tego, tamtego, inni są lepsi, to jak dla kobiety usłyszeć: jesteś brzydka, zawsze byłaś brzydka, nie mogę patrzeć na Ciebie, idź się schowaj, bo wstyd mi przynosisz przed kolegami, i schudnij, bo wyglądasz jak wieloryb. Moja koleżanka z pracy/była dziewczyna/żona brata są piękne, a Ty jak kocmołuch. Porównywanie męża do kogoś, kto odniósł sukces lub nawet przytaczanie samych sukcesów innych mężczyzn bez porównywania, ale z jasną intencją, aby pokazać mężowi, że ma brać z nich przykład - jest dla mężczyzny brakiem szacunku ze strony żony.

Czułabyś się wspaniale po takich słowach? Miałabyś ochotę na działanie? Na czułość wobec męża, na uśmiech, seks? Na wspólne przebywanie z mężem, który to powiedział?
Piszesz, że mąż nie lubi Twoich bliskich, bo "im się udało, mają dom, dużo zarabiają" itd. To są jego słowa? Czy Twoje spojrzenie na swoich znajomych? Czy dajesz mu do zrozumienia, że właśnie za to ich cenisz?

A jeśli nie masz sobie nic do zarzucenia - co przecież też jest możliwe - i po prostu trafił Ci się taki mąż, to i tak nic nie poradzisz. To tym bardziej, trzeba zapomnieć o idealnym mężu i nie próbować wciskać męża go w tę foremkę. On się nie wciśnie, a Ty się spocisz.

A życie ucieka.

Spójrz na swoje życie - także przyszłe - jak na biznesplan. Określ swoje realne potrzeby, realne możliwości i dostosuj do nich życie. Robić tyle, ile możesz - nie więcej. Kochać siebie i lubić ze sobą przebywać. Rozwijać zalety, walczyć z wadami. Doceniać pozytywy.
Dbać o swoje prawa - nie pozwalać na przemoc!!!! Kochać i nie oczekiwać wzajemności na zasadzie - ile ja Tobie, tyle Ty mnie. Dostrzegać pozytywy i na nich się skupiać. Odpuścić tam, gdzie można. Stanowczo pilnować granic, tam gdzie trzeba.

Z Panem Bogiem. :)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4