Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Jest mi potwornie ciężko, bo go kocham
Autor Wiadomość
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-15, 08:55   

Witajcie.śledzę Forum od wielu dni, a dzis postanowiłam napisać.
Nie radzę sobie, nie radze sobie, nie umiem poradzic sobie z tym co zadziało sie w moim zyciu, jestem w szoku, czuje sie pobita emocjonalnie.
Mój mąż po 15 latach wspólnego zycia ( i po siedmiu latach chodzenia ze sobą) powiedział mi: nie kocham cie, nie chce i nie potrafie z tobą żyć. mamy 15 i 12 letnie dzieci. Nigdy nie mielismy problemów ( moze finansowe), wspieralismy sie zawsze, ufalismy sobie. Sex nie był juz taki, jak kiedys, ale czułam miłośc i dawałam miłość. Była między nami bliskość, może też trochę zmęczona, bo mąż ma dwie firmy ( małe i niespecjalnie dochodowe) oraz pracuje w szkole więc był przepracowany.
Prosiłam go zamknij chociaż jedną, damy sobie radę. szkoda życia na ciągłą pracę. Ale on nie: to moja pasja- mówił. Kocham to, co robię.
A teraz dowiedziałam sie, że u niego całe uczucie wygasło, a on chce odczuwac uniesienia jak wtedy gdy mielismy po 23 lata. Gdy sie wyprowadzał 4 dni temu powiedział, jeszcze, że kocha dzieci , bedzie do nich przychodził a mnie mija jak powietrze, ledwie burknie cześć jak mnie zobaczy.
Jest mi potwornie ciężko, bo go kocham. Brałam w zyciu pod uwagę różne scenariusze: śmierć, chorobę , ale koniec miłości? NIGDY!
Pytałam czy ma kogos, twierdzi ze nie ma . Potrzebuje tylko uwolnic się ode mnie.
Czytałam Miłośc potrzebuje stanowczości, ale mąż nie pozwolił mi zastosowac zasad Dobsona. Ot wyprowadził się, nie mam z nim kontaktu, unika mnie.
Jego rodzice są dla mnie wsparciem, ale on ich również unika. Nie wiem co moge zrobić, jak zawalczyc o jego miłość. Nie wierze, ze wszystko wygasło.
Mamy wspaniałych przyjaciół, sąsiadów, rodzinę, cudowne dzieci.
A jednak nic nie potrafi ukoić mojego bólu i nikt nic nie potrafi mi zaproponowac. Byłam w poradni psychologicznej na rozmowie. Pani psycholog zainkasaowała 100 zł i niewiele mi pomogła: Niech mu pani pozwoli odejść , moze sie zastanowi to zmieknie. - ot,tak mniej więcej zabrzmiała jej porada. Nie wiem jak żyć, jak sie usmiechać, jak pokazac dzieciom pogodna twarz.
Mam, wrażenie, że sie zapadam w bagno i nie ma juz dla mnie ratunku...

[ Dodano: 2009-07-15, 16:17 ]
Moj mąż wyprowadził sie do mojego mieszkania, które odziedziczyłam po babci.Uważałam, że jesli juz gdzieś chce iść to tam może się zastanowi, przemysli.
Ale chyba byłam w błędzie.
Wczoraj wieczorem dowiedziałam sie, że mąż kupił sobie nowe łózko, mikrofalę, karnisz, maluje ściany w pokolu i ogólnie bardzo jest pogodnie nastawiony do zycia.
Sprawia wrazenie osoby, która zaczyna nowe życie.
Nie wiem, jak sobie to tłumaczyc. Czy on przekreslił nasze wspólne zycie.
I dlaczego przyszło mu to tak łatwo?Czy mam jeszcze szanse, aby uratowac nasze malżeństwo. I co moge zrobić. Mąż traktuje mnie oschle, obojetnie.
Kiedyś, raz jeden widział jak płakałam w związku z całą sytuacją
-Czemu buczysz- zapytał.
On przychodzi po dzieci usmiechniety, czy ja tez mam sie usmiechać?
Czy byc powazna, odpychająca.
Rozmowy z nim nie ma, bo ucina od razu.
To jak mam sie wobec niego zachowywać. Duma mi nie pozwala dzwonic i prosic o rozmowę , ale może tak trzeba.
Proszę, wspierajcie mnie modlitwą, radą bo jestem na krawędzi.
 
     
fraszka33
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-15, 20:43   

Jedyne co moge to wspieram Cie modlitwa:)
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-15, 20:46   

witaj margolcia, ja rozwniez dodaję Ciebie do listy osob za ktore sie modlę.

Jesli moge cos doradzić, załóż swój wlasny wątek!

[ Dodano: 2009-07-15, 20:50 ]
fraszko, czasem w trudnosciach jest tak, ze czujemy się daleko od Boga, różne emocje nam go przesłaniają...Twoje pragnienie Boga i rozmowa z Nim, sakramenty....starasz sie byc blisko, On jest ale tego nie odczuwasz teraz...
Co więcej jest i kocha i nie przestaje choćbyś stanęła na głowie...
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-15, 21:00   

Witajcie
cały czas płaczę i płaczę .
jak znależć siły na cokolwiek.
Danusiu, Fraszko dziekuję.
Nie moge sie teraz modlić, bo nie umiem.
Nie wiem jak.
Danusiu, czy możesz założyc ten wątek za mnie. Nie wiem jak to zrobć.
Boże dorosła kobieta i nic nie wie.
Moze miał rację, że poszedł!
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-15, 23:16   

Margolciu - zrobisz to sama...
wejdź normalnie na rozwód czy ratowanie małzeństwa, nad wątkami masz odnośnik
nowy temat - klikniesz - wprowadzisz tytuł ( temat) i napiszesz swój pierwszy wątek.
Powodzenia i nie bierz do siebie, ze nie wiedziałaś jak to zrobisz - absolutnie nie mozesz mysleć w ten sposób, że miał rację...
Uczymy sie całe życie...
 
     
Alda
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-16, 17:35   

Margolcia rozumiem co czujesz bo doskonale pamiętam co jak czułam po odejściu męża. To okropny ból, brak ochoty do życia. To wszystko jednak mija z czasem. Próbuj nie myśleć o męzu, próbuj żyć własnym życiem, zadbaj o siebie, zrób sobie jakąś przyjemnośc. Czas goi rany.
Ja stanełam na nogi po kilku miesiącach, dziś mąż jest pełen podziwu, że sobie wspaniale radzę. Ból czasem przychodzi, ale chwilowo. Musisz sobie znaleźć jakiś priorytet w życiu inny niż mąż i będzie lepiej...
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-17, 06:41   

witajcie.
Dziekuje za rady, pomoc i modlitwę.Czuję sie troche lepiej.
Zaczęłam więcej rzeczy rovbic z dziecmi, pojechalismy do Nałeczowa na lody,
codziennie wieczorem biegamy, gramy w literaki.
Lepiej poznaje dzieci i zaczynam cieszyc sie nimi nie tylko jako dziecmi , ale jako partnerami do rozmów czy zabawy.
Mają własne interesujące przemyslenia, wiele wiedzą i jeszcze więcej chcą zobczyć.
A mój mąż - niech szuka wiatru w polu.
Krok po kroku stosuje Dobsona. Spokój, brak kontaktu, brak nacisku.
Wczoraj wieczorem chciał mnie odwiedzic po raz pierwszy od wyprowadzki ( miałam urodziny), ale własnie wychodziliśmy biegać więc powiedziałam : niestety .
Żadne z dzieci nie poprosilo: mamo zostańmy, tatus przyszedł.
A dzieci to jego oczka w głowie, więc wyobrażam sobie jak zabolało:
Przyszedłem!!!! a tu echo: edłem, dłem ,em!!!!!
Codziennie mam w sobie więcej siły.
Wiem, że jestem dobrym człowiekiem, wiem, że go nie zawiodłam, a teraz nie zawiode dzieci.
Coś mi sie zdaje, że zielona trawka nie jest taka, jaka miała być.

Wczoraj płakałam tylko raz, właśnie w Nałeczowie.Zamówilismy pizzę w knajpeczce, gdzie synek mój obchodzioł 11- urodziny. Bylismy wtedy tacy szczęśliwi. Musiałam odejść od stołu , przeszłam się , uspokoiłam i wróciłam.
A na pytania dzieci: gdzie byłaś i widok mojego czerwonego nosa powiedziałam
- poszłam na karnego jeża, przemyslałam,zrozumiałam błąd więc wróciłam.
Bardzo ich rozsmieszyłam.
C órka zapytała tylko, czego tak krótko tam siedziałam, bo powinnam 38 minut ( tyle ile mam lat).
Dziękuje za modlitwę, za duchowe wsparcie bo tylko ono pozwala mi krzesać z siebie humor i jakoś sie trzymać.
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-17, 07:53   

Margolciu, wiesz co?

Jesteś wspaniała. :-)
 
     
fraszka33
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-17, 08:06   

Margolciu tak trzymaj:)
pozdrawiam gorąco:)
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-17, 11:16   

Dziewczyny,
zawsze kochałam mojego męża, mam brata, fantastycznego tatę, synka...
Ale w trudnych sytuacjach , problemach największym przyjacielem okazują się w moim przypadku dziewczyny.
Mam dwie przyjaciółki od serca ( jedną jest siostra), mam mamę ( ale nie mówie jej wszystkiego bo serce by jej pękło) i osoby bardzo bliskie, których słowem przyjaciółka może bym nie okresliła - choc wiem, że mogę na nie liczyc.
Teraz kiedy czuje w sobie względny spokój moge analizować sytuacje poza osią ja-on.
Widzę jak wiele jest osób skrzywdzonych w małżeństie, ile zdrad, wygodnictwa.
I to niestety panowie najczęściej lubia wygodę ( choc nie uogólniam).
Wczoraj wracając do domu myslałam za czym tak tęsknisz, czego ci tak brak, co on ci daje, że tak długo ryczałaś.
I wiecie co , chyba mi odbiło.
Nie wiem za czym tak płakałam!
Ani sprzatał, ani pomagał, ani inne .. takie tam sprawy!
Więc co przyzwyczajenie?
A może to jest Bozy znak : odnajdź siebie, realizuj się, rób z pasja to co kochasz ( nie wiem czy pisałam , że mój mąż ma pasję , a na moją czasu brakło- bo dom, dzieci itp.)
Sama nienajgorzej zarabiam, mam dwie ręce , dwie nogi a świat jest taki ogromny,
ciekawy, piekny, dzieci zdrowe, ja też.
Jesli to nie jest nastrój depresyjno-maniakalny ( obecnie maniakalny) to widze światełko w tunelu.
I głeboko wierzę, że sprawia to Bóg i Wasza modlitwa, pomoc i wsparcie.

Fraszko, Danusiu, Samotna, Kasiu, Aldo tak bardzo chciałabym Was wesprzec i przekazać to moje nastawienie, nastrój, i zdjąć z Was balsat problemów.
I choć w mojej sytuacji życiowej nic sie nie zmieniło to chyba zmieniam sie ja sama.
Bo jak mam to sobie tłumaczyć?
Ściskam was serdecznie, mam wolny umysł i dzis będę sie modlić - również w Waszej intencji.
 
     
fraszka33
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-17, 11:33   

Ściskam najmocniej jak się da:)) Niech Twój spokój udzieli sie i mi:)
Oj taki kryzys bardzo zmienia. Ja to juz odczułam. Są chwile spokoju, wytchnienia...
Buziaki
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-18, 09:56   

Dzis znowu nie mam sie zbyt dobrze.
Mój mąz powynosił podczas mojej nieobecności meble, które wczesniej ustalilismy, że zabiera. Nie było nas z dziecmi 2 godziny i zdążył sie uporac.
teraz wiem dlaczego tak pytał dzieci o plan dnia.
Szukam jakiejkolwiek oznak, że jeszcze uczucie do końca w nim nie wygasło, ale brak żadnych, jakichkolwiek śladów.
Wyprowadził sie , nie kontaktuje sie ze mna, zabiera po kolei wszystkie rzeczy.
Mamy jechac z dziećmi na kilka dni nad jezioro. Ale waham sie - jechac , nie jechać?
Czy dam sobie radę i nie będe beczeć.

Nie kontaktowalismy sie od tygodnia ( tzn. od dnia jego wyprowadzki) - czy powinnam cos zrobic, czy mogę coś zrobić.
Dziewczyny, a moze ktos był w takiej sytuacji?
Każdy człowiek jest inny, ale często powtarzamy jakies schematy.
Czuje się fatalnie, ale mam siłe walczyć.
Tylko czy wystarczy tej siły za dwoje?

Jezu, ufam Tobie.
 
     
Kobieta74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-18, 10:07   

czesc Margolcia,
na moje oko na ten czas nic nie mozesz zrobić,aby zachecic meza do siebie. mozesz jedno:zajac sie soba,skoncentrowac sie na sobie,jesli umiesz to na Bogu (zacznij o rozmowy z Nim jak z kims bliskim,opowiedz,co czujesz,co Cię dreczy i popros o madrość i sile).
mąż jesli bedzie chcial odejsc zupelnie to odejdzie.nie masz na to wplywu.mozesz prosic i upokarzac sie,ale to nic nie da.przyczyn jego odejscia moze byc wiele,ale nie ma sensu o nich myslec. za niego jest odpowiedzialny on sam.

daj sobie czas.jak dojrzejesz do rozmowy to ja przeprowadz.

Siły i mądrości:)

[ Dodano: 2009-07-18, 10:10 ]
wiele z nas tutaj bylo w podobnej sytuacji. tylko czas i cierpliwosc pokaza,co z tego wyjdzie.szkoda tracic czasu na niego ,wiec zajmij sie soba.

ból,jaki sie w tej sytuacji czuje jest ogromny.to normalne. z czasem mija.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-18, 11:28   

margolciu, podziwiam Twoją energię i radość w poprzednim poście
Wesoła kobieta z Ciebie z poczuciem humoru, miło się Ciebie czyta

To tak jest w kryzysie, ze raz górka raz dolek
W zyciu tak jest
tak " maniakalno-depresyjnie", wiem o czym mówisz ;)

brakuje nam bożego spokoju
takiego niezależnie od tego czy się pali i wali czy ptaki śpiewają
piszesz
Cytat:
A może to jest Bozy znak : odnajdź siebie, realizuj się, rób z pasja to co kochasz

a może znak zeby wrócic do Boga, być blizej niego

więcej modlitwy, sakrament pokuty :)

zgadzam sie z tym co pisze KObieta74. Pozdrawiam
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-18, 18:26   

Dzięki , dziewczynki, serdeczne dzięki za komentarze.
Ale czy uważacie, że powinnam jechać nad jezioro?
Będą dzieci, koleżanka córki ( juz wczesniej sie umówiły) i my - oczywiście jeśli można powiedziec MY.
Mój mąż juz mi zapowiedział, że może się zdarzyc , że bedzie musiał wyjechac na 2 dni - a nad jeziorem mamy byc 4, czyli tak, jakby chciał jeszcze sie oddalic ode mnie.
A przynajmniej zaznaczyć swoja odrebność.
A jednoczesnie to jedyny czas jaki mozemy jeszcze razem spedzic.

Taka trudna i głupia jest ta cała sytuacja.

On sie trzyma ode mnie z daleka , bo chyba ciągle boi, że rzucę mu się na szyje albo pod nogi.

[ Dodano: 2009-07-19, 15:05 ]
Już nie potrzebuję rad...
Mąż odwołał mój wyjazd...
Nadzieja umiera ostatnia.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9