Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Proszę o radę- mój mąż przestał mnie kochać
Autor Wiadomość
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-22, 01:29   

Kochana. Nie jesteś osamotniona w swoich przeżyciach. Ja tez cierpię z powodu braku miłości męża. Żeby nie płakać całą noc, modlę się. Kilka dni temu odkryłam to forum i to najbardziej mi pomogło. Pomoc zaczęła się już trochę wcześniej, odkąd zaczęłam chodzić na spotkania grupy wsparcia dla żon alkoholików ( mąż nie pije od marca). Spotkania te są raz w tygodniu, a na to forum możesz wejść codziennie i to jest cudowne! Nagle poczułam, że nie jestem sama!

[ Dodano: 2009-08-25, 21:27 ]
Długo się przed tym broniłam. Jak to? Nie pytać jak się mąż czuje? Chodziłam i myślałam, co by tu zrobić, żeby jemu pomóc. No bo przecież on cierpi - trzeźwiejący alkoholik. W końcu dotarło do mnie - On się nie pyta jak ty się czujesz, jak ci pomóc, co zrobić, żeby dzieci były zadowolone? Chodzi i kopie krzesła, a na dzieci wrzeszczy. Tobie mówi, że czuje do ciebie wstręt i nie obchodzi go jak bardzo to rani.
No i wreszcie udało mi się - odstawiłam go! Nie jest już całym moim światem. Zrobiłam to, co tu wszyscy radzą - zajęłam się sobą. Jezus dał ukojenie moim myślom, a Najświętsza Panienka pogłaskała lęki. Zawierzyłam Bogu - jak dziecko.
Kocham go nadal, ale nie mówię już o tym, nie zgadzam się też, aby na mnie krzyczał, nie zgadzam się na krzyki w stosunku do dzieci.
Zabieram je z domu i wychodzimy. Spędziliśmy fantastyczne popołudnie w niedzielę. jeszcze dał się uprosić na Mszę, ale w kościele się wiercił, męczyło go wszystko. A kazanie było wszak o miłowaniu.
Obrażony siedział przy obiedzie, więc zostawiliśmy go samemu sobie.
Teraz jest spokojniej.
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 18:27   

Anula 1 pozdrawiam Cię serdecznie..
Wróciłam z urlopu, opalona, wypoczęta, "nacieszona" córcią...starałam się nie myśleć o mężu i dni upływały mi naprawdę miło.. tylko wieczorami, gdy córka już spała, a ja czytałam książkę o bliskości kobiety i mężczyzny ogarniała mnie ogromna tęsknota za tym uczuciem...
Teraz znowu codzienne obowiązki, codzienne przebywanie razem- w mężu nic nadal nie drgnęło..jakoś po powrocie tak w przypływie uczuć chciałam go pocałować w usta, to odsunął się i zaśmiał się dziwnie, co robię... takie różne sytuacje bolą mnie bardzo..czasem mam ochotę zakończyć to wszystko, powiedzieć mu żeby wybrał i był albo "normalnym" mężem dla mnie, albo poszedł sobie....przy nim jest mi ciężko mieć dystans, bo jego obcość bardzo boli.
Ale mimo tego, że nadal czasem nie umiem pohamować smutku, to jest trochę lepiej..Staram się stosować do tego co El napisała, mniej nerwów, więcej radości.

Jeśli chodzi o ulepszanie siebie- to stare nawyki niestety nie dają się łatwo wyplenić..zdarza mi się zdenerwować, wybuchnąć,skrytykować..bardzo źle się wtedy czuję, mam żal do siebie, że nie umiem się zmienić..może macie jakieś rady jak skutecznie pracować nad sobą?
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 20:20   

wizyty regularne w konfesjonale i u psychologa.
Sciskam powakacyjnie!
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 20:50   

Pisałam już przy innym wątku, ale powtarzam - mi to pomogło! Patrząc na męża - odrzucona i zraniona mówiłam w duchu:"Zdrowaś Mario..." I Matka Boża litościwie zesłała mi spokój. Bo jest Dobrą Matką i kocha nas!!!
A do męża się nie zbliżam - nie przytulam, nie głaszczę, chociaż w sobotę jak wychodziłam z dziećmi (jechaliśmy na nocne, ostatnie wakacyjne ognisko - BEZ MĘŻA) jakoś tak odruchowo cmoknęłam go w policzek, a on się nie odsunął. Nie wiem, może to przez to zaskoczenie. Ale wiesz co, Niezapominajko? Nie dręczę się już zastanawianiem jakie miał motywy. I brak tych szarpiących myśli daje takie ukojenie, że hej! Nie było nas całą noc , klatka była otwarta. No i same plusy - egoistycznie mówię:
1. Dzieci szczęśliwe, bo mogą patrzeć w ogień, dopóki nie padną.
2. Dzieci nie marudzą i dają wytchnienie mamie.
3. Wreszcie mogłam się nagadać z koleżanką.
4. Mogłam tańczyć, nie myśląc o tym jak się czuje mąż.
5. Po powrocie - pierwsze co usłyszałam, to:"Chcesz kawy?"
Mało?
Nie śmiem marzyć, że osiągnęłam ten stan - "czekać, nie czekając", bo to może za wcześnie. Codziennie dziękuję Mateńce, Jezusowi, św. Judzie, Panu Bogu za ten spokój.
Pozdrawiam Was serdecxznie.
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 20:55   

Anula,
ale to mądrze wykombinowałaś.
Ale żeby tak postapic trzeba miec charakter i siłę.
Żadnych białych flag!
gratuluję.


Powiem jeszcze , że szkoda że los nas rzucił po całej Polsce ( a nawet poza).
Ale bysmy impreze zrobiły!!
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 21:03   

margolcia napisał/a:
Anula,
ale to mądrze wykombinowałaś.


margolcia, chodzi o to, żeby nie kombinować, a w całości oddać siebie i wszystkie sprawy Bogu. On działa i to w taki sposób, że najmądrzejsi ludzie by tak sami nie potrafili.
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 21:10   

kasiu,
można niekombinawać.
Ale trzeba mieć siłe i charakter.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 22:35   

margolcia napisał/a:
kasiu,
można niekombinawać.
Ale trzeba mieć siłe i charakter.


Charakter należy mieć a siły pochodzą od Tego, Który nas umacnia(patrz: Dawid i Goliat)
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 23:20   

Dziewczyny! Niczego nie kombinowałam. Samo wyszło. Po prostu - zamiast patrzeć na skrzywioną czyjąś minę ,lepiej popatrzeć na jezioro i ogień. A swoją drogą - coś w tym jest, że jak już się kobieta nie czepia kurczowo "swojego" mężczyzny, przypomina sobie jak fajnie może być z koleżanką... Nie trzeba zaciskać ust z obawy, że coś ci się wyrwie, że go czymś tam urazisz. Nie znaczy to, że nie kocham męża. Kocham go, ale jakoś tak inaczej. Nie wiem, sama tego nie rozumiem do końca.
Czuję, że coś się we mnie zmienia i przyznam - jestem tym nieco zdezorientowana. Od tygodnia śpię w nocy. Przedtem - szkoda gadać - bywało,że spałam co drugą noc. Możecie sobie wyobrazić jaka wtedy byłam "interesująca". :roll: Z drugiej strony - moja bezsenność przyniosła mi wiele dobra - odkryłam to forum!!! Poza tym mogłam wybrać się na Mszę o 7.00 i wtedy usłyszałam po raz pierwszy psalm Kochanowskiego:"Czego chcesz od nas, Panie..." w wersji śpiewanej.
Same widzicie - łzy i cierpienie przyniosły radosne przeżycia. Oddycham.
 
     
Gabi
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 05:37   

Niezapominajko,

mój kryzys trwa juz 7 miesięcy: bez dotyku, z deklaracjami braku miłosci ze strony męża, z jego romansem w tle. ratuje nasze małżenstwo sama, bez jego chęci, od niedawna z pomocą wspaniałych ludzi z tego forum zmieniam siebie i nie trace nadziei.
Z tego co czytam, męzowie uwikłani w kryzys zachowuja sie schematycznie, czytajac o Twoim widze zachowanie mojego.
Jak radza inni, podstawa to nie skupiac sie tylko na mężu, na małżeństwie,wzmacniać siebie. Przede wszystkim: nie gledzić, nie gadac ciągle o tym samym,nie planować, nie pytac co będzie dalej, to przynosi odwrotny skutek - sprawdziłam.
Jest bardzo trudno, bo my kobiety jestesmy z natury gadatliwe. ja miałam w zwyczaju pytac męża co robić żeby dał nam szansę. Odpowiedź zawsze była jedna:przestań gledzić i nic na siłę. Miało nie być na siłę:chwytania za rękę, przytulania, szukania jakiegokolwiek dotyku...dla kochającej kobiety próg niemalze nie do pokonania...
jak mi napisał Nałóg: " mezczyzna to zdobywca..." może lepiej wycofać sie , dac spokój, zacisnąc zęby i poczekać az on sam zainicjuje powrót...może on właśnie na to czeka.
Czuje ze to słuszne, ale sama wycofac sie do końca nie potrafię, czasem wymknie mi sie jakieś pytanie , komentarz, muśnięcie, szybki całus, potem załuję i zmieniam sie dalej - to takie zakazane ciastka podczas scisłej diety...
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 08:23   

Gabi, sęk w tym, że chodzi o taką zmianę nas samych, aby NIE CHCIAŁO SIĘ muskać, żebrać o pieszczotę, całować kogoś, kto jeszcze przed chwilą nas obrażał. Bo to nie tak powinno być!

I nie chodzi tu o fochy, czy chowanie urazy, demonstrowanie niechęci pod tytułem: mam ochotę wielką przytulić się do męża, ale nie przytulę - niech ma za swoje/niech zrozumie/niech zobaczy, jak to jest. Nie o to chodzi.

Po prostu - skoro mąż jest dla mnie niemiły, obraża mnie, poniża, to ja NIE POWINNAM MIEĆ OCHOTY się do niego przytulać, całować. Jeśli mam taką ochotę, to znaczy, że niestety ze mną jest coś nie tak....


Często tutaj czytam wyznania innych kobiet (i nie tylko kobiet) - "mąż mówił okropne rzeczy, wyzywał, podniósł rękę, poniżył i w dodatku nie chce mnie nawet dotknąć, odsuwa się, robi unik, kiedy chcę go pocałować".

Zobaczcie, jak to okropnie brzmi!


Gabi, stań obok siebie i spójrz na siebie tak, jakbyś na swoją siostrę patrzyła. Z miłością, troską. Chroń siebie i nie poniżaj siebie sama.

Bądź kochająca kobietą, ale kochaj też siebie i dbaj o swoją godność.

Spójrz też na siebie oczami swojego męża.

Co może pomyśleć? "No tak, wyzywam ją, poniżam, a ona jeszcze się do całowania wyrywa".

Postaraj się możliwie jak najchłodniej spojrzeć na swoją sytuację.


Uwierz, że zasługujesz na to, aby mąż sam szukał Twojej bliskości, a to, że nie będziesz odczuwała potrzeby przytulenia się po wyzwiskach czy kłótniach - to jest właściwa reakcja i nie oznacza, że nie kochasz męża. Oznacza, że kochasz też siebie i stawiasz niewidzialne granice mężowi, nie pozwalając się ranić. Bo on nie rani Cię odmową przytulenia się. Sama się ranisz, chcąc przytulać się do męża, chociaż przed chwilą jeszcze Cię obrażał - albo też nie przeprosił za swoje poprzednie zachowanie wobec Ciebie.

Te głośne hasła "zmieniaj siebie, walcz o siebie" nie polegają na powierzchownym zaciskaniu zębów i postępowaniu wbrew uczuciom. Polegają na zmianie nastawienia swojego na wiele spraw, na budowaniu szacunku do siebie samej, na budowaniu miłości do siebie, co często wiąże się z jednoczesnym strąceniem małżonka z domowego ołtarzyka.

Rachunek - jeśli to w ogóle można policzyć - zawsze wychodzi na plus.

Bo poprzednio bolało nas dwa razy, tak?

Raz, że mąż obraził, sponiewierał, a drugi - że odsunął się, kiedy chciałam go przytulić lub też jest obojętny wobec mnie.

Praca nad sobą sprawi, że zmniejszymy ten ból przynajmniej o połowę.

Bo owszem - wyzwał, sponiewierał - ale! To nic, że nie chce się przytulić - bardzo dobrze - bo ja nie mam na to teraz ochoty.

I za ciosem - dalej.

Jak może mąż mnie sponiewierać, poniżyć? Nie ma szans - mówi, że jestem taka i owaka? No cóż. Smutne, że się myli - może kiedyś zmieni zdanie. Ja wiem, jaka jest prawda, więc cóż - mogę najwyżej poczekać na to, aż zmądrzeje, otrząśnie się, znajdzie drogę.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 09:19   

Gabi...utorzsamiam się z tym co napisała Katarzyna(Katarzyna-gratuluję zmian i dojrzewania) w całości.Ze swojej-męskiej strony-dodam tylko to ,że jest sztuką odzielić czyn od człowieka,szanowac ,kochac człowieka ale nie godzić sie na jego dysfunkcję,na zło,na poniżanie.Jest pewnego rodzju sztuką wypracowac w sobie postawę szacunku do siebie samego(mej) i nie dać sie krzywdzić,nie dawać sie wpędzić w złe reakcje na czyjeś stany emocjonalne.Jest sztuką ,ale jest to możliwe.Pisze o tym Katarzyna.
Bo najbardziej ranią słowa osób z którymi jesteśmy związani więzami emocjonalnymi,więzami krwi.
Bo czy długo 'trzyma" brak zgody na to gdy ktoś obcy powie:jesteś głupi......??? ale jak powie to mąz/żona,czy jak powiemy tak dziecku to boli długo.U dzieci takie powtarzanei może je wpędzić w przyjęcie takiej postawy,wejście w rolę tego "głupiego".Dorosli tez tak czasami reagują.
Ale można powiedzieć trochę inaczej to samo........ tylko będzie to sie odnosić do czynu,a nie do osoby.Można powiedzieć:to co zrobiłeś było głupie.Wtedy odnosimy sie do czynu ,a nie do człowieka,oceniamy czyn a nie osobę.

Gabi....niestety schematy dysfunkcji są podobne,czy to uzależnie nie od substancji ,od zachowań czy od czynnosci to zawsze jest to dysfunkcyjne regulowanie uczuć,chorobliwe regulowanie uczuć.Swego rodzaju amok,zauroczenie,przymus okersłonych zachowań,zniewolenie czy ubezwłasnowolnienie.

[ Dodano: 2009-09-01, 09:21 ]
Anuka1? czy Ty jesteś na programie Al-anon?czy to jakaś inna grupa wsparcia dla bliskich alkoholików?
 
     
Gabi
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 12:15   

Katarzyno, Nałogu,
to bardzo cenne co napisaliście (myslę, ze dla wszystkich zmieniających siebie). Przeczytałam to kilka razy, zmusiło mnie to do pewnych refleksji i ....
czuję sie zażenowana - to chyba najlepsze słowo.
Patrząc z boku: błaganie, kajanie się przed kimś, szczególnie przed kims kto drwi i najzwyczajniej w swiecie tego nie chce, jest żałosne. zawsze to jakas forma nacisku, przymusu a to chyba nie jast metoda i raczej nie ma nic wspólnego z godnoscią...
Czuję sie jeszcze bardziej zażenowana, takie wiadro z zimna wodą jest czasami bardzo potrzebne, otwiera oczy...
Nałogu, Twój powój z tyczką odniosły podobny skutek. Ilekroc pojawia się we mnie pragnienie bycia powojem,ukryta w podswiadomości tyczka strzela mnie po paluchach...
Czasami wydaje nam sie, ze jest zupełnie inaczej niz w rzeczywistosci, że panujemy nad swoim zachowaniem, myslimy racjonalnie, a tymczasem nie jestesmy nawet w połowie drogi...cóż nic nie przychodzi łatwo, zwłaszcza podejście z dystansem do samego siebie.
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 15:09   

Nałogu! Tak, jestem na Al-Anon. Niestety dopiero od czerwca. Przedtem wydawało mi się, że dam sobie radę. Że wystarczy tylko czytać poradniki. :mrgreen:
Chcę też powiedzieć, że bez zawierzenia Najwyższemu i Mateńce, nie udałoby mi się uzyskać takiego spokoju, jaki czuję teraz! Nie mogłam przejść przez I stopień bardzo długo) pół roku!!!). A teraz codziennie się utwierdzam i umacniam.
Mąż nie jest już punktem odniesienia moich wszystkich działań.
Niezapominajko - człowiek popełnia błędy, bo jest CZŁOWIEKIEM - ISTOTĄ UŁOMNĄ, natomiast BÓG jest DOSKONAŁOŚCIĄ i dlatego jemu możemy ufać bezgranicznie.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 15:47   

Anula1...przepraszam za błąd wyżej w nicku............a co do programu ............wg mnie podstawą jest uznanie swojej bezsilności właśnie kroku pierwszym.Potem juz idzie łatwiej.
Piszesz że bez zawierzenia "Najwyższemu i Mateńce,"nie uzyskuje sie takiego spokoju................... tak ,bo ten program jest programem duchowym.I tylko wtedy daje porządane efekty gdy będący w tym programie zawierzy siebie,swoje działania Bogu ,gdy uzna że to Bóg jest Tym co rzadzi,co steruje,że jest reżyserem,a człowiek jest tylko albo az scenarzysta i aktorem w tej sztuce jaka jest życie.
Pogody Ducha Anula1
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5