Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Proszę o radę- mój mąż przestał mnie kochać
Autor Wiadomość
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-19, 23:50   

niezapominajko, co Ci tu odpowiedziec, niby przytakujesz, ze potrzeba Ci wiekszej niezależnosci ale...pozwole sobie zacytowac Twoj post zeby ci cos pokazać


Cytat:
Wiem, ze problemy same sie nie rozwiazuja, niestety maz moj meczy sie bardzo, smuci, mysli, ale nie widze rezultatow- jest wrecz coraz gorzej, coraz wieksze odsuniecie...zawsze usypialismy przytuleni, nawet jak to wszystko sie zaczelo przytulal mnie przy spaniu- teraz sie odwraca tylem, a jak ja go czasem przytule pyta co robie :-(
Nie chce zadnej pomocy, mowi, ze musi rozwiazac wszystko sam- na razie jest przy mnie, ale to nie jest tak ze uczucie sie nie liczy- On nie czujac do mnie tego co kiedys meczy sie bardzo, a ja nie umiem mu pomoc....
Teraz jestem sama- On wyszedl sie przejsc. Wrocilam z pracy, a On bardzo zdolowany, polecialy lzy..Naprawde On jest bardzo wrazliwy, poza tym, ze cierpienie sprawiaja mu jego uczucia, cierpi tez ze mnie sprawia smutek, ale nie umie sobie z tym poradzic..

Oby to, ze ja chce i ufam Bogu pomoglo!!


tylko mąz i mąż, znam to....niestety...a powiedz gdzie Ty jesteś
piszę to chyba setny raz...teraz do Ciebie..jakie to częste tak koncentrowac sie na mezu..robic z nigo bozka

Chcesz zeby było miedzy wami lepiej..ale chodzenie za mezem i analizowanie jego smutkow niewiele da....mezczyzni rzeczywiscie potrzebuja sami rozwiklac swoje supelki

na rezultaty zawsze sie czeka
jesli czujesz ze ta kobieta jest miedzy Wami to postaw veto...nie godż sie na zdrade duchową...to nie w porzadku gdy maz ma przyjaciolke od serca...

przeciez to Ciebie rani...maz nie ma jednoznacznych sygnalow ze Ci sie to nie podoba, ze jestes zranina i zła...

moze trzeba Ci wiecej wychodzic..kolezanki, jakies zajeciapoza domem, odpocznij od meza i jego dylamatow, modlitwa, sakramenty...typowe rady :))
moze badz bardziej tajemnicza...maz nie musi wiedziec gdzie wychodzisz...
Ty tez nie sledz jego krokow..to nic nie da...


jak piszesz o przytulaniu przed snem to pomyslalam, ze bardzo jestescie ze soba powiazani...takie skojarzenie..byc moze wiele par tak usypia...ja bardzo rzadko, to akurat jest takie bardzo indywidualne, ale zmierzam do teg, ze moze i w dzien jestescie tak mocno ze soba powiazani, az za bardzo???
Moze maz potrzebuje przestrzeni...bo gdy jest sie za blisko, tak wrecz toksycznie ( nie wiem czy u Was tak jest...) to ktos wczesniej czy pozniej zacznie sie dusic i szukac powietrza gdzie indziej, obie strony nie beda sie rozwijac...
jak u was jest z pasjami, czy macie te same czy oddzielne?

U nas czesc jest wspolna czesc oddzielna....rozne dziedziny, ktorych sie uczymy, w roznych pracujemy, kazde ma swoich znajomych, niektorzy wspólni, lubimy spedzac czas w lesie i zwiedzajac w wakacje, jezdzimy na rowerach

mysle ze na te chwile wazne jest bys dpowiedziala sobie kim jestes...co lubisz i pokazala mezowi, ze masz swoj swiat...dla Twojego dobra....by nie zwarowac w tej sytuacji....by nie siedziec nad mezem z zalamanymi rekami....niech sobie odnajdzie odpowiedź....sam...

sprobowac miec do tego dystans...spojrzec jak na przyjaciela nieco...owszem cierpi...ale Ty nie musisz cierpiec razem z nim...mozesz zyc swoim zyciem, bok, mowiac nie jego "zdradzie"

co lubisz najbardziej? (poza mezem rzecz jasna ;-) )

i polecam ksiazke za bozką "kobiety ktore kochaja..." ja kupilam kiedys w kiosku za 10 pln...myslalam ze to kolejny amerykanski kiepski poradnik .....a okazalo sie, ze jest trafna
 
     
Dzul
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-20, 21:25   

Mam podobne zdanie do Danusi. Jak bym siebie slyszala poltora roku temu. Bozek na piedestale i ja chodzaca wokol niego, analizujaca jego fochy i humory oraz czy sie krzywo czy prosto popatrzyl... A gdzie jestes TY?
U mnie to przebiegalo w ten sposob, ze zachowywalam sie w ten sposob nieswiadomie. Oczywiscie mialam swoje zdanie, zawsze je podkreslalam, udowadnialam wszem i wobec moje racje, a maz i tak sterowal mna jak marionetka, niejako z ukrycia.

Uswiadomienie sobie tych chorych relacji, to wielki krok do przodu.
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-21, 22:24   

Danusiu, dziekuję bardo za twój post.....dał mi bardzo wiele do myślenia.....bardzo trawny, bardzo...
No to teraz pozostało mi poważnie rozważyć treści w nim zawarte i..wprowadzić w życie. Wiem, że będzie ciężko zmienić się naprawdę, ale coraz bardziej widzę potrzebę odnalezienia SIEBIE.
Co do pasji, to raczej mamy osobne, z dużą przewagą zainteresowań męża, nad moimi...teraz też to widzę- on ma wiele swoich- a ja miałam jedną wielka-Jego...czas to zmienić!
Dzięki wielkie- miałam dzisiaj znowu załamanie i potworny brak jego miłości do mnie, teraz mi lepiej..

[ Dodano: 2009-06-25, 08:54 ]
Dzis od rana dramat....juz byla bardzo niemila sytuacja z moim placzem w rezultacie, eh i tylko glowa z tego boli i oczy znowu zapuchniete..wczoraj znowu maz z emocji nie byl w stanie wytrzymac w domu..poszedl sie przejechac. Wrocil spokojnieszy.Ale dzis rano nasza coreczka zapytala kiedy bedzie miala brata albo siostrzyczke :-(
Jak juz jej nie bylo, zaczelam rozmowe(pewnie niepotrzebnie).Maz powiedzial,ze nigdy ze mna wiecej dzieci miec nie bedzie..ze nie chce. Eh, zaczelam mu mowiz, ze mielismy jakos probowac, skorzystac z terapii, a nie tylko trwac tak w tej chorej sytuacji.
On powiedzial, ze ja jak zwykle tylko mu narzucam co ma robic, wymyslam rozwiazania, ze nie moze mnie sluchac...
Powiedzialam, ze czemu mnie tak traktuje, czemu nie traktuje mnie jak zone- bo nie moze mnie tak traktowac odpowiedzial.
I jeszcze powiedzial, ze skoro ja nie moge wytrzymac tej sytuacji, to zebym ja sie leczyla i szukala pomocy- ze jemu jest ok.

Potem zadzwonil i przeprosil ...ze niepotrzebnie wiele rzeczy powiedzial, ze mozna w inny sposob cos powiedziec..

Opisalam cala sytuacje, bo wlasnie nie wiem jak reagowac...gubie sie w tym...
ok- wiem, zajac sie soba bardziej, ale co wlasnie z takim zyciem codziennym, jak powinnam sie zachowywac i reagowac?
Czy powinnam sie zgadzac na to, ze on prawie codziennie wychodzi?ze chce byc sam, albo na spotyka sie z kolegami , albo ma jakies zajecia sportowe.. i wraca pozno...
Jak widze, ze jest smutny, ze nie moze wytrzymac, mam nie reagowac?
Mam w ogole nie poruszac tematu naszych relacji?
Mam tak trwac i pozwolic, zeby on tylko oddalal sie coraz bardziej ode mnie?Nie probowac naklonic go do jakiegos dzialania, do terapi, do pomocy psychologa itp?
Juz nie moge zniesc tej calej sytuacji :-(
Jak mozna patrzec w oczy ukochanej osoby i widziec w nich pustke... i nie zwariowac?

[ Dodano: 2009-07-05, 22:14 ]
Dzis nasza szosta rocznica slubu...............
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-09, 20:03   

Nizapominajko, podobijam

[ Dodano: 2009-07-10, 18:59 ]
Mam tak trwac i pozwolic, zeby on tylko oddalal sie coraz bardziej ode mnie?Nie probowac naklonic go do jakiegos dzialania, do terapi, do pomocy psychologa itp?
Juz nie moge zniesc tej calej sytuacji :-(

droga Niezapominajko

NIe trwaj tak, siebie naklaniaj do działania, do terapii, do pomocy psychologa.
Moze sie uda?
Tego Ci zyczę i ściskam

czytasz nasze forumowe ksiązki?
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-10, 23:59   

Danka9 dziękuję Ci :)

Przeczytałam na razie Dobsona " Miłość potrzebuje..." i moje kochane przyjaciółki dały mi w prezencie " Kobiety, które kochają za bardzo"- zamierzam zacząć czytać..

Pomyślę nad "samotną" terapią...może faktycznie się przyda.
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-11, 00:03   

Niezapominajko, a czy Twój mąż 'przypadkiem' nie jest zakochany?
http://www.duszpasterstwo...p?id=604&id2=56
 
     
A Ania
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-11, 08:21   

Wbrew pozorom najszybciej wpłyniemy na zmianę innych jak najpierw zaczniemy od siebie. Jak ślęczymy nad drugim człowiekiem, który ma problemy ze sobą i tylku mu gderamy i ględszimy (bo oni tak to niestety odbierają) to mamy efekt wręcz przeciwny!! Wtedy taka osoba jeszcze bardziej zamyka się wsobie i ucieka od nas. To strasznie trudne przestać mówić, prosić - oj ja dużo wiem na ten temat. To wydaje się niemożliwe do wykonania - bo przecież JA chę dobrze dla NAS. Ale to tak niestety nie działa. Przez to tylko wzmacniamy mur którym nasza druga połowka się od nas odsuneła. Dasz radę dziewczyno :) tylko to potrwa. Czytaj, czytaj, zapisz się na terapię. Odzyskaj wiarę w siebie. Jak ten twój chłop ma problemy ze sobą i widzi Ciebie ubeczaną to jemu tym bardziej sie odechciewa. (a my myślimy że nasz łzy ich wzruszą, a tu okazuję się że guzik prawda :) Spróbuj sobie powiedzieć: choć jeden dzień będę uśmiechcnięta, albo jedno popołudnie. On wychodzi?... to ty zabierz córkę na spacer, na lody i potem mała na pewno opowie jak fantastycznie bawiła się z mamą. Z czasem poczuje że traci coś cennego. Siedzi nadęty? Niech zobaczy jak mama wspaniale bawi się z córką, maluje, przebiera., itp. Zobaczy co go omija. To ON ma problem i ON musi się z nim zmierzyć.

[ Dodano: 2009-07-11, 08:28 ]
Na pocieszenie powiem Ci, że nasz kryzys w fazie "zarodkowej" czyli niedomówień, kłótni ale mimo to ciągle razem rozwijał się parę lat. Oficjalną formę - czyli tylko mieszkanie razem i tzw. wychowywanie dziecka - półtora roku !! Ale jest dużo lepiej, nie wiem czy na długo, mam taką nadzieję...
 
     
aneta79
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-11, 09:35   

Zgadzam się całkowicie z A Anią trzeba zacząć zmieniać się od siebie i jesli nawet nie pomoże to Wam to napewno pomoże Tobie!Pogody Ducha
 
     
landis85
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-11, 10:10   

ja takze podpisuje sie pod tym co napisala Ania :)
bardzo madre slowa :)
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-14, 17:12   

Dzieki Wam dziewczyny za wsparcie!

Zaczynam sama dostrzegac, to o czym piszecie, musze caly wysilek skierowac w zmiane siebie...chodz czasem ciezko byc wesola, nie zamartwiac sie i cieszyc zyciem w takiej sytuacji...ale wiem , ze musze.
Tak jak piszecie na pewno pomoze to MNIE, na pewno CORCE, a moze i kiedys NAM...
Chcialam pomoc bardzo mojemu mezowi, ciezko patrzec na smutek ukochanej osoby---ale on sam mowi , ze nie moge mu pomoc, mowi, ze nie moze sie przede mna otworzyc :(, ze o wielu rzeczach mi nie mowi...ciezko patrzec jak jest nieszczesliwy...i to nieszczesliwy bedac ze mna...
Powiedzialam mu, ze tak jak wybral mnie przed laty sam i wzial ze mna slub z wlasnej woli, tak i teraz nie bede go zmuszac do milosci, do bycia ze mna...

Mysle, ze nie moge juz inaczej pomoc jak tylko "biorac sie za siebie".

Mam pytanie, jeszcze o terapie- czy taka indywidualana terapia( dla mnie tylko) ma sens? i co mialaby ona dac?

Mari, przeczytalam tekst,ale nie rozumiem za bardzo.Co to znaczy czy moj maz nie jest zakocghany?i w kim?czy nie jest zakochanay w tamtej dziewczynie?jesli tak to chyba tylko gorzej dla mnie...

Wiem, ze musze sie uwolnic i kochac madrze...nic na sile, jak on nie chce to go nie zmusze...ale nie chce tez by byl ze mna , bo nie bedzie chcial mnie skrzywdzic, ale juz nigdy mnie nie pokocha, nie pocaluje..i nie bedzie szczesliwy ze mna...
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-04, 16:24   

Niezapominajko, zobaczylam dzis Twoja odpowiedź w innym wątku.
Postanowilam podbić ten Twoj dawny, jest opis Twojej historii.

Piszesz o prawie jazdy! Gratulacje, to sukces :) nie jest latwo teraz zdać!

pisalas kiedys
Cytat:
Pomyślę nad "samotną" terapią...może faktycznie się przyda.


i jak u Ciebie z tym? POmyslalas?
Cos zadziałalas?

Piszesz ze problemy męza, z ktorych zresztą pięknie Ci się zwierza ( to swiadczy o tym ze jestes mu bliska o uczuciu i zaufaniu), paraliżują Cię, zle na Ciebie wplywaja.
T jego kłopoty, nie zajmuj się nimi...zajmij się sobą, bedziesz mogła wtedy i jego pociągnąć.

Polecam zapisanie sie na spotkanie z psychologiem, spowiedź...jak zawsze

Chyba, ze jeszcze nie jest bardzo zle...jeszcze moze Ci sie nie chcieć
Oby się chciało chcieć, jak pisze nałóg

Sciskam i zyczę wytrwałości
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-06, 22:27   

Biore sie pomalu za siebie..wczoraj bylam w poradni rodzinnej- pani mila, wspolczula, rozumiala, ale konkretow zadnych...stwierdzila, ze latami maz nie moze mnie trzymac w takim stanie, ze nie mozemy trwac w takim malzenstwie bez zadnej bliskosci, bo mnie to wykonczy- ale tyle to ja wiem...no ale co nie zmusze go nagle, zeby postanowil cos ostatecznego..
Rozgladam sie juz za psychologiem- bo potrzebuje umocnic swoja psychike, pozbyc sie tych ciaglych wahan emocjonalnych i stanow rozpaczy...to macie na mysli piszac o terapii? sesje u psychologa? czy jakas inna terapie?:) bo w poradni nic mi nie polecili.

w przyszlym tygodniu jade sama z corka na urlop (maz nie ma urlopu, poza tym nie wyobrazam sobie jakbysmy mieli byc razem 24 h na dobe :( ) zamierzam wypoczac, poswiecic czas corce, wzmocnic sie duchowo.

Dzis w przerwie w pracy bylam w kosciele- bardzo rozbita wewnetrznie, zmartwiona i przyszedl na mnie spokoj i mysl, zebym przestala myslec o sobie, o swoim bolu i stracie, a zaczela myslec o innych..i ta mysl wydala mi sie naprawde dobra i taka kojaca...nie moge ciagle taplac sie we wlasnej rozpaczy.

Mam cala liste rzeczy ,ktore chcialabym zaczac robic- lacznie z jakims wolontariatem- mam nadzieje, ze tylko na wszystko starczy mi czasu...:)

p.s dzieki Danka ze ciagle wsparcie :)

aha..no a z prawa jazdy - sama jestem naprawde z siebie dumna :) zmobilizowalam sie tak calkowicie sama, sama zalatwilam, sama sie z tym meczylam ;) i udalo sie..teraz bede mogla jezdzic z corcia gdzie tylko bedziemy chcialy..
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-09, 09:18   

Niezapominajko, miłego urlopu z córką, odpoczniesz, wrócisz z nowymi siłami. :-)

Co do tego spotkania z psychologiem, to warto sie zapisać na pierwszą sesję i tam w rozmowie wyjdzie co dalej...co jest Ci potrzebne.
Nie wiem gdzie mieszkasz, polecam psychologow chrzescijanskich, tu jest szansa, ze znajdziesz kogos odpowiedniego.
http://www.spch.pl/index....id=25&Itemid=50

sciskam i powodzenia
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-13, 12:27   

Dziekuje..
Dziś idę do psychologa..zobaczymy co powie..
Ten tydzień był dobry, byłam spokojniesza dużo, wyciszona, nie zdenerwowana. Brakuje mi bardzo bliskości i fizycznej i duchowej, emocjonalnej , ale jakoś daję sobie z tym radę.
Natomiast nie daję sobie rady z bólem mojego męża. Wiem,że wciąż piszecie że on sam musi sobie poukładac, sam zrozumiec i sam rozwiązac swoje problemy...ale ja go przecież kocham..kocham go jak nikogo innego na świecie i nie mogę spokojnie patrzec na jego ból..czy naprawde w żaden sposób nie mogę mu pomóc?
Np. taki fragment rozmowy na gadu, zaczelo sie, ze powiedzial, ze go brzuch bolal i czemu go bolal:


a może ze strachu myśląc o przyszłości
a może dlatego , że nie wiem kim już jestem
raz jest lepiej raz gorzej
radzę sobie
potraffię być niebywale szczęśliwy ....
coś czego nigdy nie czułem
potrafię żyć
przestałem się bać
a z drugiej strony czasem mam dość
ale głównie dlatego, że nie jestem takim chcę być,... taki jakim chciałem być
już nigdy sobie z pewnymi rzeczami nie poradzę
o wielu nigdy nie zapomnę
i nigdy nie będzie tak samo
co bym nie zrobił będę się męczył
nie ma dobrych rozwiązań decyzji
Ja napisalam mu, ze chce zeby mial spokojna dusze, a On.
nigdy nie będzie spokojna
może będzie , ale są w niej rany które zawsze będą się odnawiać
rzeczy które będą wracać
bez względu na wszystko
Napisalam mu, ze rany da sie wyleczyc, ze tzreba wlozyc w to duzo pracy,ale sie da- to napisal, ze go nie znam, ze go nie rozumiem..
i : kinguś , Ty nie rozumiesz , że to że ranię Ciebie to też będzie raną na całe życie
nie chcę Cie źle traktować
chce być daleko w ciszy
tęsknie za spokojem w duszy
tęsknie za bogiem
za normalnością
nie wiem ile mi starczy sił

Widzicie, jaki to straszny zamęt i ból..ja tak chcę mu ulżyc i pomóc..co mogę zrobic, jak go ratowac?

Ja sobie daje radę z moim osamotnieniem, mam Boga- ale jak pomóc mojemu mężowi, przecież nie można pozwlic ukochanej osobie unicestwic siebie, pogrążyc..nie mogę patzrec na Jego ból i cierpienie..
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-13, 12:54   

Dlaczego Twój mąż ma niepokój w duszy ??
Może tu jest problem...co takiego się stało, że taki zament w Jego duszy ?
Myślę, że niewiele możesz Mu pomóc...On sam ze sobą musi załatwić tę sprawę...i myślę, żę On o tym dobrze wie !
Zostaw to, na co nie mam wpływu !
Zjmij się sobą ! Mniej newrów, więcej radości....a to właśnie będzie promieniowało dalej ! Pozdro!! EL.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4