Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Otwarty przez: administrator
2009-06-28, 19:45
Mimo wszystko
Autor Wiadomość
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-16, 21:22   

Danusiu,
właśnie Dobson otworzył mi oczy na wiele spraw. Wiem, że powinnam mu była pozwolić odejść za pierwszym razem, jak chciał. Może wtedy by się opamiętał. Chociaż po tym wydarzeniu, powiedział, że gdyby wtedy wyszedł, na pewno by już nie wrócił. Wtedy nie wiedziałam, że tak właśnie powinnam postąpić. Ogarnął mnie lęk przed tym, że mogę go stracić, że moje małżeństwo się rozpadnie. Dlatego zaczęłam się bardziej starać o jego zainteresowanie, względy. Im bardziej się starałam, tym bardziej on się ode mnie odsuwał. I w tym był mój błąd. Bo wiem, że przez to poczuł się jak w klatce.
Mija tydzień odkąd ostatni raz z nim rozmawiałam. Nie dzwonię, nie piszę. Modlę się. Myślę... Radzę sobie jakoś...
Pozdrawiam.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-17, 16:02   

drogi Kasiek :)

czytalam sobie Twoje wczesniejsze wpisy zeby lepiej Cie zrozumieć...

pisalas
Cytat:
. Chcę być z kimś, kto da mi to ciepło którego zabrakło w dzieciństwie, to męskie ramię które będzie dla mnie oparciem w trudnych chwilach. Chcę być z kimś dla kogo będę mogła gotować, dbać, rozpieszczać, spędzać wspólnie czas bawiąc się i rozmawiając, z kim będę dzielić swoje radości i smutki, kimś kto byłby ojcem naszych dzieci, z kimś dla kogo będę ważna i kto doceni to co robię dla niego. Z kimś kto przywróci uśmiech na mojej buzi.

pozwole sie do tego odniesc..mam nadzieje ze nie urażę

nikt ale to naprawde nikt nie da Ci tego

ja tez tak mialam ze szukalam
zaden facet nie bedzie w stanie wypelnic tej pustki

to miejsce dla pana Boga

mozna to zalagodzic bo terapii, mi to zajelo ok 3 lat...i nadal gdzies sie odzywa...to dobrze i zle..ale to jest wlasnie furtka dla Boga

on moze przyjac (jak mu pozwolisz) i wypelnic pustke

polecalabym bardzo oprocz terapii( dobrej)
rekolekcje..takie indywidualne...

taki czas na pobycie ze soba i zranieniami...uzdrowienie ich

to ze Twoi rodzice sie rozeszli to tez na pewno jest blizną dla Ciebie
jest nad czym pracowac

nie trac czasu....
leczylas depresję, leki sa pomocne..ale dobra terapia to podstawa

pisze o tym do znudzenia..bo wiem jak wiele zmienia w zyciu
naprawde..to jest niezwykle
przez 3 lata juz chodze na taki spotkania co 2 tygodnie, kupa kasy na to poszła...ale nie załuję
te efekty sa warte wiekszych pieniędzy
to cena pracy specjalisty..ale przede wszystkim to działanie Pana Boga, ktory dał mi wytrwałość

a co sie nawsciekałam na terapeutkę...bylam zła...nie chcialam chodzic..twierdzilam ze pieniadze i czas w bloto

ze 100 kursow zawodowych bym zrobila itp.
ale teraz widze ze warto..

jak czytam o Twoim mezu to widze troche siebie, chyba bylam podobna, tez chcialam uciekac

Kocha cie napewno, wybral Ciebie ale wydaje mi sie ze baaardzo sie boi doroslosci, samodzielnosci, odpowiedzialnosci, rodzicielstwa

dlatego uciekl

swoim spokojem i zmianami mozesz pokazac mu ze jestes ostoją waszego sakramentu, stabilnym fundamentem...ze nie obrazasz sie ani nie unsisz dumą tylko spokojnie czekasz na niego

wiem ze to cholernie trudne
bo czujesz sie oszukana, zraniona itp
Twoje ego cierpi bardzo....
ale Ty jestes kochana , kochana przez Boga...i to meza slabosc ze odchodzi...

moze maz przestraszyl sie ze chcesz od niego tak wiele, ze jestes zachlanna na jego milosc..ze on az tak duzo nie moze Ci dac....
znam to z wlasniego podworka, moj maz mowil mi ze jestem jak studnia bez dna..ze on juznie ma sil do mnie...ze za duzo wymagam i on sie nie wyrabia


A to paskudne uczucie dla faceta..nie dawac sobie rady...nie móc uszczesliwic kochanej kobiety, żony
spada poczucie wartosci, chce sie jej szukac gdzie indziej..potwierdzac meskośc...

tak trzymaj, nie nagabuj męża, myśl o sobie
teraz czas na Ciebie..konkretny czas..szkoda go na latanie po kuriach..zacznij blizej siebie
sciskam,powodzenia!
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-17, 18:39   

Danka 9 napisał/a:
swoim spokojem i zmianami mozesz pokazac mu ze jestes ostoją waszego sakramentu, stabilnym fundamentem...ze nie obrazasz sie ani nie unsisz dumą tylko spokojnie czekasz na niego


Pięknie to wyraziłaś :mrgreen:

Danka 9 napisał/a:
moj maz mowil mi ze jestem jak studnia bez dna..ze on juznie ma sil do mnie...ze za duzo wymagam i on sie nie wyrabia

A to paskudne uczucie dla faceta..nie dawac sobie rady...nie móc uszczesliwic kochanej kobiety, żony
spada poczucie wartosci, chce sie jej szukac gdzie indziej..potwierdzac meskośc...


Mąż mój, zanim zaczęła się najgorsza faza naszego kryzysu, tzn. mówienie męża o jego odejściu, o niekochaniu..., też kilkakrotnie mi powtarzał, że choćby niewiadomo co zrobił, dla mnie i tak będzie za mało, że nigdy mnie nie uszczęśliwi, bo zbyt wiele oczekuję...
A potem była już równia pochyła. Brak miłości w jego sercu do mnie, koleżanka z pracy, dla której był ideałem, nasze rozstanie...

Oczekiwania, narzekania... To rzeczywiście droga donikąd. Mąż nie jest od tego by spełniać nasze oczekiwania. Nikt nie jest w stanie dać nam tale miłości ile pragniemy. Taką pełnię miłości możemy odnaleźć chyba tylko w Bogu, choć, piszę ze swojego doświadczenia, nie jest to droga łatwa.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-17, 21:18   

Chmurko, dzięki , pełna zgoda! :) to nie jest latwa droga ale chyba jedyna dobra....

ktos mi kiedys powiedzial jeszcze ze mąż to nie mebel żeby dawać OPARCIE :)
coz, rozwiewa troche naszedziewczecie marzenia o rycerzu na bialym koniu

ale chyba gdy nauczymy sie byc "urzekającymi" najpierw blisko Pana Boga...to mężówie beda chcieli być rycerzami..być pomocni, niezastąpieni, trzeba im tylko stworzyc warunki po temu..ale to inna bajka jeszcze
Pozdrawiam Chmurko :)
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 09:38   

Echhhh Dziewczyny, macie rację, ale:
1. Wyszłam za mąż za niego, bo był dla mnie najwspanialszym mężczyzną pod słońcem.
2. Dawał mi to wszystko czego potrzebowałam, tzn wszystko to co zacytowałaś z mojego fragmentu, ja jemu odwdzięczałam się tym, czego on potrzebował.
3. Mam już swojego terapeutę, z którym rozmawiam o wszystkim.
4. Nie nagabuję męża, ale bardzo za nim tęsknię.... Bardzo
5. Potrzeba dużo rozmawiać z drugą osobą, skąd mam wiedzieć że on sobie z czymś tam nie radzi, skoro nie chciał mi o tym powiedzieć. O wielu sprawach mi nie mówił, tylko zamknął się w sobie i zaczął uciekać. A ja chciałam rozmawiać, bo dla mnie to podstawa dobrych relacji, zaufania....
6. No cóż, pewnie kiedyś coś pękło między nami i te relacje zaczęły się psuć. Jak to naprawić?
7. W moim sercu, w moim życiu jest zawsze miejsce dla Boga.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 16:08   

Kasiek, super :) baaardzo sie cieszę....

tak trzymaj

Cytat:
3. Mam już swojego terapeutę, z którym rozmawiam o wszystkim.


Cytat:
7. W moim sercu, w moim życiu jest zawsze miejsce dla Boga.


serce rośnie, jak Ciebie czytam, sciskam i powodzenia

co do rozmowy, to przychodzi taki czas gdy ta druga strna czuje sie na tyle bezpiecznie z Tobą, ze moze i che rozmawiać..tego Ci zyczę

jesli otoczysz meza akceptacją ( wiem, ze go teraz nie ma obok Ciebie) ale poki co w myslach..to potem przy spotkaniu bedzie latwiej...
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 16:32   

Tylko jak długo to potrwa, to moje czekanie...



:-)
pozdrawiam i ściskam ciepło
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 16:51   

kochana w swoje stopce masz najlepszą odpowiedź
nie jest latwo miłować..ale mamy solidny fundamen Pana Boga i Jego Syna (sakramenty)
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 17:41   

Modlę się... i czekam...
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 20:36   

Ja modlę się, działam powolutku i również w tym działaniu czekam... Czas, cierpliwość i ZAUFANIE...
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 21:09   

Chmurko
długo już czekasz?
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 21:29   

Nie wiem czy to długo. Czasami mam wrażenie, że to wieczność, czasami że dni kilka :mrgreen: Nasz kryzys wszedł w taką kulminacyjną fazę w maju 2007 roku. Wówczas mąż powiedział, że nie kocha, że "zabiłam" jego miłość, że nigdy nie będzie ze mną szczęśliwy...Mieszkaliśmy dalej razem przez trzy miesiące. Zaczęłam wówczas pracę nad sobą, choć były to jeszcze takie nieudolne próby. Mąż zafascynował się z wzajemnością "koleżanką" z pracy. Były wszystkie elementy zdrady (prócz seksu). Dowiedziałam się o tym pod koniec lipca w strasznych okolicznościach i wyrzuciłam męża z domu. Po dwóch czy trzech tygodniach przyjechał i powiedział, że doszedł do wniosku, że tylko ze mną może być naprawdę szczęśliwy, choć nie twierdził, że kocha... Zgodziłam się, żeby wrócił. Byłam bardzo szczęśliwa. Zaczeliśmy odbudowywać nasze relacje, choć teraz nie wiem czy on coś odbudowywał czy po prostu był. Ja rozpoczęłam terapię, mąż nie chciał chodzić, mówił, że sam sobie ze wszystkim poradzi. Wydawało mi się, że jest coraz lepiej. Rozmawialiśmy. Moje zaufanie rosło. Wydawało mi się, że mąż jest szczery, że jest szczęśliwy. Mówił, że jest. Mieliśmy budować dom, myśleliśmy o dziecku. W lipcu 2008 r. obchodziliśmy czwartą rocznicę ślubu, byliśmy na Jasnej Górze. A po powrocie mąż powiedział, że jednak nie chce nas, że on przez cały rok naprawy udawał, że jest szczęśliwy, że nawet sobie to wmówił, ale nie może dalej udawać, że moje zmiany cudowne dla niego nie mają żadnego znaczenia, bo za późno...

I tak mieszkamy oddzielnie od sierpnia 2008 roku...
 
     
Kobieta74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 21:46   

Chmurko,jakbym czytała siebie. tylko,ze mój mąż odszedł do kobiety.potem wrócił.mówił,ze jestem jedyna na świecie i najlepsza.przepraszał. a potem powiedział,ze sie pomylił. i że wygrałam pierwszą rundę,ale mecz sie jeszcze nie skończył.prawie 4 lata temu wzięliśmy rozwód.
a ja sie modle o wypełnienie woli Boga w moim małżeństwie.
tylko tak okrutnie boli,jak widze ich z dzieckiem.

ale zaczęłam terapie DDa i jade na warsztaty na wakacje.
i skupiam sie na sobie i dziecku.to trudne. ale z Bożą pomoca sie uda.
już nie mam nadziei,ze wrócimy do siebie.ostatnio zaczełam postrzegac jakos wszystko inaczej.małżeństwo przestało sie liczyć. zauważyłam,że ja tez jestem człowiekiem,który ma potrzeby. nie skupiam sie tak bardzo na mężu. to jedyne wyjście.

powoli do przodu.

dasz rade.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 22:21   

Chmurka napisał/a:
Mąż zafascynował się z wzajemnością "koleżanką" z pracy. Były wszystkie elementy zdrady (prócz seksu).

Chmurko zdrada emocjonalna bez fizycznosci to niebezpieczenstwo własnie brakiem fizyczności-brak mozliwosci rozczarowania.
Partner odchodzacy w jednym związku w więzi emocjonalnej,a wchodzacy w więz emocjonalna z druga osobą ma tak na dobra sprawe poczucia niewinności.
Przeciez nic takiego sie nie stało,przeciez nie dokonałem zdrady,przeciez nic tak wielkiego sie nie wydarzyło a jedynie z tym/ta swietnie sie czuje.
Przeciez teraz dopiero czuje zrozumienie,aprobate,opieke,wyrozumiałośc -to takie fajne.
A przedtem co było??nie czułem/czułam z tego nic.I co robi taki odchodzący emocjonalnie partner??- tkwi w zawieszeniu miedzy nowym ,a staramym bo tak naprawdę sam nie wie co robic.Nie chce kończyc starego,a i strach zaczynac nowe.Zatem tkwi w takim stanie ile?? -piorun wie,a z nim tkwia teraz juz dwie strony stara i nowa.
Stara liczaca że nie nastapi pełne odejście,a nowa liczaca na pełne przyjscie.
Ktos to winien przerwać-moze ty Chmurko????..może czas przeciąc sznurki swojej więzi emocjonalnej??
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-18, 22:50   

NORBERT napisał/a:
Chmurko zdrada emocjonalna bez fizycznosci to niebezpieczenstwo własnie brakiem fizyczności-brak mozliwosci rozczarowania.


Napisałam, że nie było seksu, ale inne elementy fizyczności były: pocałunki, przytulanie, chodzenie za rękę, pieszczoty róóóżne, randki w naszym domu pod moją nieobecność, o czym niestety przekonałam się właśnie na własne oczy :cry:
Ale, gdy mój mąż wrócił i byliśmy razem przez rok, nie miał podobno prawie żadnych kontaktów z tą kobietą, poza rzadkimi służbowymi. Rozmawialiśmy o tym w czasie naszego bycia razem i mąż naprawdę pomagał mi w odbudowie mojego zaufania do niego. I w tej kwestii mu ufam.
A jak teraz jest z nim nie wiem. Nie wiem czy ta kobieta czekała na niego. Nie interesuje mnie to. Mąż mnie interesuje.
Ale miłość to wolność. Mimo bólu pozwolić w swoim sercu tej drugiej osobie na jej decyzje, na jej wybory, na jej drogę choć ślubowała i choć miało być inaczej. Na szczęście ja również jestem wolna i mogę kochać nadal pomimo jego odejścia i mogę iść swoją drogą zgodnie ze swoimi wartościami...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9