Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Bozka walczy o męża
Autor Wiadomość
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-24, 15:11   

Bożko a łatwo Ci przyjąc do wiadomości wobec tego co piszesz
mąż nie chce sie zajmować dziećmi, nie obchodza go, wolał pojechac uciec niz pomóc,
że mężowi może być lepiej i wygodniej
bez Ciebie i dzieci...
tobie zaś nie..
co rodzi złość i niesprawiedliwość dlaczego jemu tak a mnie nie...
/ może... bo jestem bardziej odpowiedzialna i dojrzała/

może zgoda na to, że taka niesprawiedliwa sytuacja może mieć miejsce bedzie dla ciebie punktem zwrotnym...
nie oceniam męża, osąd jego osoby i zachowania względem rodziny pozostawiam jemu i Bogu...
przyjmuje za fakt niezaprzeczalny iz Ja odtąd jestem ta osoba, która ponosi większe koszta i obowiązki
/co znów może budzić niesprawiedliwość we mnie, złośc/

ale zgadzając sie na taki obrót rzeczy, spraw
odtąd świadomie pokonuje trudności zyciowe
bez patrzenia na męża, który tak samo jak ja jest i powinien sie zgadzac..

inna sprawa czy to sprawiedliwe inna czy moralne a jeszcze inna czy tego Ja chce
pewnie odpowiedz
tak, to nie sprawiedliwe
tak, to nie moralne i złe
tak, nie chce tego

ALE jaki mam wpływa dziś na to, na sytuacje w jakiej sie znalazłam... Żaden,
jesli poczuwam sie do moralnego obowiązku dbania o rodzine inaczej jestem tym kim mąż...
kiedys dawno temu podjęłam jakies kroki i decyzje...wyszłam za mąż, urodziłam dzieci...
dziś jest czas zapłaty za swoje kroki i decyzje..
smutne, niesprawiedliwe- TAK,
że tylko Ja musze ale
z tym właśnie musze sie pogodzic i zaakceptowac to jako fakt rzeczywisty
jakakolwiek inna walka z tym to tylko przerzucanie winy, obowiązków na inna osobe za to, po to
by nie czuc sie żle, skrzywdzinym czy winnym
fakt jest jeden,
zgoda na to co sie dzieje dzis, tu w mojej rodzinie.

przykre, ale czasami jest i tak, że w naszym życiu nie jest dobrze
i nie jest sprawiedliwie,
a życ trzeba godnie względem tych ktróych mamy zobowiązania...
pozdrawiam
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-24, 15:33   

Dzięki mami.

Tak to brak zgody się we mnie kolacze. Bo zgody nie ma...
Bo opuszczam rece i znów mi się podnoszą, machinalnie, podświadomie, wbrew mojej woli i zamierzeniom.
Pójdę sie pomodlić...

i przemysleć spokojnie jeszcze raz. Bo nic nie mogę. Nic mi się nie klei...
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-24, 16:14   

Bożko do tego masz prawo
do odczuć,że to niesprawiedliwe i złe
do tego,że nic ci sie nie klei...
dziwne jakby sie kleiło,
zło przecież nie powinnio sie kleic
bo jak inaczej okreslic sytuacje w której zostałaś sama z problemem
bez pomocy bliskiej ci osoby- złem i niesprawiedliwościa
ale ona jest i nie da sie inaczej..
trzeba i temu zaradzić, pokonac trudności losu,
zła sytuacją z którą sobie na początku nie radzisz
rodzi w tobie strach obawy o życie
bez obawy uda ci sie bez pomocy męża odpowiednio pomóc córce
tyle, że było by łatwiej razem...
ale jestes silna i zaradna
twoim celem to rodzina
tylko musisz sobie powiedziec i uzmysłowić,
że nie jestes tytanem,
że masz uczucia i masz prawo do odczuwania lęku ale nie poddawania sie!
nie musisz od razu wszystkiemu super zaradzic
i mieć gotową recepte na wszsytko
jak i na to że czasami nie mamy wpływu na siły wyższe jak choroba, przewidzieć je czy im zapobiec
tu nie ma mocnych
ale potrzebni sa mądrzy,
którzy nie siedzą z założonymi rękami, nie litują sie nad soba
jak mi ciężko i źle, niesprawiedliwie bez mężowskiej pomocy...
dziś musze byc za dwoje odpowiedzialna dla dzieci i siebie
to wzbogaca charakter
słuszna decyzja i odpowiedzialne zachowanie
ale bez patrzenia i porównania z zachowaniem męża..
bo one w takim świetle zawsze bedzie wyglądało na niesprawiedliwe
a przeciez nie o to chodzi by utwierdzac sie w tym ze to niesprawiedliwe,
/że mąż pojechał i go cała ta sytuacja nie obchodzi/
a że takie zachowanie jak twoje gotowe na pełne posięcenie sie rodzinie kosztem siebie jest właściwe bez względu na to jak zachowuje sie i co robi mąż

pozdrawiam Bożko
jak pisze nałóg pogody ducha
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-24, 17:11   

Jakiś szatański pierun w nas trafił. Dziś ja rozwalona od środka - choć wszystko było poukładane, przeanalizowane, aby dobrze, aby nie wzmacniać złego...
Justynka, moja córka też łzy, że studia tyle kasy, że typlo praca, nauka, że dorosłośc za wczesnie... I Kamil, po swych meskich policzkach 20-latka też troche łez spóścił. Też mu cięzko, bo wsparcie od utytłanej zyciem matki - niewielkie, bo u mnie kątem, bo z Justyną powinni jeszcze dorastać w swoich domach i spotykac się na randach 2 razy w tygodniu, a oni u nas - niby w oddzialnych łózkach, ale jak małżenstwo razem do sprzatania, razem muszą układać sobie relacje ze mną.
Ach życie....
Może i wygodniej odejśc, ale cóż to za zycie by było...
Dla mnie nie ma nawet takiej ewentualności.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-24, 19:52   

Mami - uwielbiam Cię czytać , wszystko po 100 razy na tak. Ciężko , pod górkę ale za to chwilami z uczuciem zwycięstwa - nad samą sobą. Nadal bardzo często schodzę z tej drogi pod górkę, chwile zadowolenia z samej siebie są tylko chwilami , często nadal wchodzę w żal , krzywdę , w "bidulę", której ex mąż korzysta z życia pełną piersią - obnosząc się z tym też przede mną . Albo w niszczącą złość.
Ale te chwile , kiedy potrafię właściwie przyjąć proporcje powodują , że świat nabiera innych barw - co innego staje się ważne . Nie pławienie się w przyjemnościach ale bycie ok w pustawej i monotonnej codzienności.
Wszystkim tutaj życzę charakteru , wyjścia z przeklętego kręgu bezsilności , bezwoli .
Łkając bezradnie za tymi co porzucają rodziny jesteśmy tak samo niedojrzali i słabi jak oni. Ja też kiedyś wybrałam sobie męża - i teraz ponoszę konsekwencje swojego wyboru . To był mój wybór i moje są przykre konsekwencje. I tyle . Zrozumienie tego wywraca wszystko do góry nogami . Mami - wszystko prawda, wskazujesz trudną ale jedyną słuszną drogę.
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 07:55   

...
czerwona napisał/a:
Łkając bezradnie za tymi co porzucają rodziny jesteśmy tak samo niedojrzali i słabi jak oni.


Święta prawda. Ale też poprzeczka postawiona wysoko. Musimy sobie z tego zdawać sprawę i wymagać od siebie tyle, ile to możliwe.
Ja zawierzam Bogu i zawierzam... ile tylko mogę. Budziłam się w nocy i modliłam, aby to napięcie zeszło... abym poczuła ulgę.
Ale ulga nie przychodzi. Tylko rano cały świat za oknem spowity w białym puchu. A wiosny by się już chciało.
Może gdyby mój maz korzystał z zycia pełną gębą i bmiał ułozone zycie z inną i mi byłoby łatwiej. może zamknęłabym rozdział życia... Ale tak nie jest.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 10:09   

Poprzeczka postawiona wysoko ale właśnie ponoć na tym polega dorosłość.
Wiem , że jesteś teraz w samym środku swojego kryzysu - czas i dystans spowodują , że spojrzysz na to kiedyś inaczej. Czasu nie przyspieszysz ale dystansu sie można nauczyć . Nauczyć panować nad sobą i swoimi emocjami.
Bożka , nie byłoby Ci łatwiej gdyby Twój mąż korzystał z życia pełną gębą, możesz mi uwierzyć...
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 11:04   

bozko,
zawsze tak jest, ze wydaje nam sie, ze nasza sytuacja jest najgorsza, prawda?
piszesz, ze gdyby maz byl szczasliwy pewnie Tobie byloby latwiej..
ale prawda jest taka, ze kazdy ma swoj wlasny krzyz.
ani lepszy ani gorszy... po prostu Twoj.
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 11:37   

Nie patrzę na swoją sytuację, jako na najgorszą... Aż tak źle nie jest! Ostatnio u nas leje, wiec mniej byłam na świeżym powietrzu, mniej tez ruchu, jakaś apatia i te nerwy z wąścipska sasiadką plotkarą i ta diagnoza małej, która wywołała u mnie wręcz panikę...
Trzeba gonić w robocie, a tu odkwaszanie organizmu małej, aby się wapń lepiej wchłonął, i diete trzeba przemodelować gruntownie... Nic dziwnego, że czuję się przytłoczona, ale powoli wdrożę zalecenia i będzie z górki.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 16:12   

czerwona napisał/a:
Poprzeczka postawiona wysoko ale właśnie ponoć na tym polega dorosłość.


nasze kryzysy, konflikty, problemy
to szansa dla nas pokazania kim jesteśmy,
zweryfikowania tego co sami o sobie myslimy i jak sie widzimy we własnych oczach
tak czerwona dostaliśmy od zycia szkołe prawdziwego rozwoju
nasi partnerzy dali nam darmową lekcje dojrzałego rozwoju...
jak kto wykorzystuje ją to zależy od siły charakteru i woli godnego życia
a także tego jak sie sam widzimy i postrzegamy...
trzymaj sie czerwona ból sie wypali a trawa znów zazieleni...
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 17:49   

Mami- nie będę Ci znów tutaj "achów" i "ochów" wypisywać ale , co na pewno wiesz , jesteś bardzo mądrą babeczką i dzięki Ci za to , że tutaj jesteś. Za każde dobro słowo bo widać , że z serca je piszesz i dla dobra wszystkich tutaj. Jak mówi młodzież : szacunek.
Bożki mi szkoda - bo dużo się nazbierało. Bożka - musi trafić wreszcie do Ciebie , że on nie chce Twoich emocji , on przed nimi ucieka . Ty masz ich aż po czubek głowy - co rozumiem, ale postaraj się nad nimi panować . Rozmawiaj z nim tylko o konkretach, on wyczuł ,że pomoc dla Waszej córki będziesz też wykorzystywała do kontaktów z nim , do swojej sprawy . Widzisz , że to przyniosło odwrotny efekt. Nie obrażaj się tu na wszystkich , którzy piszą Ci to , co można wyczytać między wierszami z Twoich postów. Ty przecież sama w głębi duszy to czujesz.... I on to czuje .... Twoje prawdziwe i ukryte intencje . Wiem ,że problemy zdrowotne córki były dodatkowym ciosem i, że masz dość. Oczywiście , że powinien zrobić wszystko , żeby pomóc. Ale jest jak jest. On ucieka , Ty go gonisz i dostajesz zadyszki. Stań wreszcie .Pomyśl co Ty możesz zrobić dla córki -właśnie bez proszenia go o cokolwiek. Zastanów się nad tym , że to wszystko, co robiłaś do tej pory przyniosło odwrotny efekt . Pomyśl dlaczego tak jest.
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 18:59   

Fakt, czerwona, nie zdarzył się wielki cud, ani nie nadszedł happy end.
Dziś jednak podsumowałam ostatnie 3 miechy i - według mnie - po mojej przemianie (jednak), po tym jak pychę zamieniłam na miłość, mimo wzlotów i upadków, mimo kroczków w tył i w przód, mimo górek i dołów - efekty są lekko na plus. Dogadaliśmy się w sprawie ewentualnego podziału. Rozmawiamy spokojniej, o wiele, wiele...
Jedno mnie niepokoi, że maż oddalił się bardzo, że nie jest opiekuńczy jak kiedyś... Coraz rzadziej przychodzi do małej i pisze pozytywne senariusze po naszym rozstaniu, że ja poradze sobie, bo jestem silna, że Justynka tez sobie poradzi, bo ma pracę. Jak furtka popsuta, to wchodzi brama i nie reperuje. Ale już nie ma w nim demonicznej nienawiści...
Czy gonię za nim??? Staram sie nie, ale może to i silniejsze ode mnie. Tyle miesięcy byłam twarda leidi, nie goniłam, byłam za rozstaniem. Teraz mogło mnie machnąc w druga stronę. Dotarło tez do mnie, że stado mi sie rozwala! Mam instynkt przewodnika, silny jak cho...ra!
Pozatym może myli mi się "puszczanie" znaków dymnych z gonieniem. Bo staram się puszczać... Wydaje mi się to uzasadnione szczególnie ze względu na kontakty jego z dziećmi. Tak naprawdę on to też dzieciak... tylko duży. Mój błąd polegał na tym, że traktowałam go jak poważnego meżczyznę, wymagałam tego, czego nie mógł sprostać... Teraz próbuję inaczej.... Może znów pudło?
Ktos z dwojga musi być madrzejszy i dazyc do unormowania relacji, odejścia od nienawiści. Nawet jeśli się będziemy rozstawiać, to niech to będzie bez złości i ranienia sie. Chcę przerwać zamkniety krąg. Byc normalna. Jak dziecko chore, to matka nie mówi ojcu? Informuje. Aże on drewno? Na to juz nie mam wpływu. Chore by było, gdybym to trzymała w tajemnicy...
Z emocjami muszę istotnie coś zrobić. Szklanka wody, oddychanie. Dzieki za spostrzeżenie. Wulkan jestem, zaś muszę być spokojną taflą wody... lekko poruszaną podmuchem wiatru.
Nie mam zamiaru go zatrzymać na siłę. Zreszta on by się nie dał, bo to rogata dusza.

ps. Ale co wy mi radzicie dziewczyny? Zero kontaktów? Sądzę że po niedzieli odezwie się w sprawie podziału majątku. Nie planuję wracać do sprawy zdrowia córki. Puściłam dymek, poinformowałam... reszta to jego decyzja. On wie, że zrobię, co w zasiegu moich możliwości. Pewnie jest o to spokojny i umyje ręce. Trudno. Muszę popracować nad mechanizmami obronnymi, żeby nie bolało.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 19:43   

Bożka - boleć będzie jakże mogłoby nie boleć. To jest to , o czym pisze Mami - żeby nie uciekać przed tym bólem , strachem , samotnością w poniżające nas samych zachowania. A to , że czujesz samotność, ból, lęk wręcz przerażenie - to tak jest , trudno , żeby było inaczej kiedy rozsypuje się rodzina - baza , na której budujemy życie. Ja czuję to samo , fraszka czuje to samo i inni też.
Sygnałów dymnych puściłaś dużo - on przecież wie , że chciałabyś żeby wrócił. Mówiłaś to wiele razy , prawda ?
Nie jestem psychologiem, nie wiem czy masz unikać kontaktów i nic Ci nie poradzę . Staraj się kierować rozsądkiem a nie emocjami , które Cię niosą bez udziału Twojej woli.
I nie zastanawiaj się co on myśli , czy jest drewno - jego reakcja moim zdaniem świadczy raczej chyba o tym , że wzbudziałaś w nim poczucie winy . Może o to tak naprawdę Ci chodziło , żeby pokazać : dziecko chore a Ty co ? I tak to się kręci ....On zły - Ty dobra.Cały czas przebija to z Twoich postów i poczucie wyższości wobec niego . Piszę Ci tylko jak ja to odbieram . Zrób rachunek sumienia przed kolejnym kontaktem z nim. Pozdrawiam.
I poczytaj , co mami napisała fraszce- o naszym udziale w rozpadzie, o godnym życiu i manipulowaniu mężem.
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 20:48   

Nie gram na litość. Nie katuję go psychicznie, aby czuł sie gorszy. wbrew przeciwnie: przy kazdej okazji, staram się podkreslać, że uważam, że nie jest zły, a zachowujue sie, oddala, bo ma wyrzuty sumienia... z którymi sobie nie radzi.
Wyrzuty sumienia ma. I głównie dlatego nie zamknełam ksiegi z napisem małżenstwo, ale trwam, trwam znów otwarta, choć mi tak o wiele trudniej.
Wyrzuty sumienia daja nadzieje, że sie otrzasnie, że zawalczy o siebie, że rozbije skorupę i zechce byc dobrym człowiekiem. Nie moge słuchać, jak mówi o sobie - jestem zły.
Robota Kusego, sidła grzechu... ach, przecież wszystko wiecie...
Jeśli robie, to co robie z checi posiadania, to naprawde w niewielkim stopniu.
Jest to mój brak zgody wobec zła, wobec bezsensownej demolce.

[ Dodano: 2009-03-25, 20:52 ]
Apropo's puszczania dymków. Przestać? A może kropla drąży skałę? Jest lepiej, mniej nienawiści...
Wiem, że może balansuję na granicy narzucania się, ale starm się robic to z klasą. Nie widzę na twarzy męża niesmaku... choć wyraźnie stara sie trzymac dystans. a ja to szanuję.
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-27, 10:28   

Bożka... jak tak Cię czytam to dochodze do wniosku, że bardzo podobne jesteśmy pod względem zachowania... niby puszczamy naszych mężów wolno, ale łypiemy za nimi i tak naprawdę gdzieś tam im haczyk z linką w sweterek wpinamy... tak, to baaardzo trudne. Tak trudne, jak obiektywne spojrzenie na siebie z zewnątrz... dlatego zgadzam sie z tym co napisała czerwona, że z Twoich (naszych) postów wynika, że my jesteśmy te dobre, a oni źli.. Ja wiem, że opisywane przez nas sytuacje jednoznacznie wskazują, że tak jest, ale nie wiemy przeciez DLACZEGO nasi mężowie tak sie zachowują...

Tak, przestac puszczać dymki i sama zajmij sie wszystkim.

bozka napisał/a:
Wyrzuty sumienia daja nadzieje, że sie otrzasnie, że zawalczy o siebie, że rozbije skorupę i zechce byc dobrym człowiekiem. Nie moge słuchać, jak mówi o sobie - jestem zły.

Musi mieć na to czas i spokój, aby sie otrząsnąć. Twoje - nawet te z klasą - aluzje i delikatne napomnienia, powodują, że wyciąga broń.. czyli po prostu ucieka, odsuwa się. Wiem, bo u mnie jest podobnie i to - paradoksalnie! - z obu stron. Kiedy ja jestem atakowana, najpierw sie bronię, a potem odsuwam, kiedy widzę, że moje argumenty trafiaja w próżnię. A potem siedzimy w osobnych pomieszczeniach, każde pielęgnując swoją krzywdę, nierozumiani, pozamykani na druga osobe na cztery spusty. Do następnego spięcia... i tak upływają dni. Ktoś musi przerwać to błędne koło i tym kimś możesz być Ty... spokojnie, z dystansem, bez wrogości, bez aluzji i wypominania... uśmiechaj się, bądź rzeczowa, skupiaj sie na tej konkretnej sytuacji... to polecam Tobie i to sama próbuje realizować, choc to strasznie trudne.. kochać kogoś kto nas krzywdzi i jeszcze ta miłość okazywać. Głaskać i przytulać, kiedy masz ochotę warknąć, a nawet ugryźć... sposób reakcji trzeba zmienić W SOBIE.

Powodzenia bożka... mam nadzieję, że leczenie Twojej Ali przyniesie pożądane efekty... na tym teraz sie skup.. na dziecku, modlitwie i sobie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8