Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak mam żyć?
Autor Wiadomość
hankaolej
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 14:27   Jak mam żyć?

pisze do Państwa porzucona kobieta która stoi na rozdrożu swojego życia i
wydawałaby się że 40 -sto letnia kobieta powinna wiedzieć jak żyć z racji
chociażby dotychczas przeżytych lat
Mąż odszedł zostawiając mnie i córkę w grudniu 2008 roku, zrobił to prawie
przed samymi świętami, oznajmiając mi, że mnie już nie kocha ma inną
kobietę i chce być szczęśliwy. Świat się zatrzymał, błagałam, prosiłam był
nie przejednany - życie straciło sens - próba samobójstwa ( tabletki +
alkohol ) - żyje, nie pije alkoholu , organizm wszystko wydalił.Bóg mnie
zostawił tylko nie wiem czemu, lub wiem abym odkupiła swój śmiertelny
grzech. Teraz wiem, że był to z mojej strony największy egoizm, zostawiłam
bym moją najukochańszą córeczkę, rodziców, przyjaciół no i mojego męża.
Między czasie rozpoczęła się tragedia mojego dziecka, mąż prowadził rozmowy
z dzieckiem tłumacząc, że już mamę nie kocha, nie chce żyć tak jak dziadek,
który spędza czas na sofie i tak dalej....
Mówił, że Basia jest rozsądna i wszystko zrozumie, jednego tylko nie
przewidział - do tej pory Basia żyła w szczęśliwej rodzinie, wspólne
wyjazdy, wycieczki, spędzanie czasu, podobne poglądy, wspólne przebywanie i
nagle Basia straciła jednego z rodziców, jej najukochańszy tata
odszedł,osoba która była dla niej wzorcem postępowania zrobiła najgorszą
rzecz w jej dotychczasowym życiu.Bardzo się załamała, przeżywała ogromną
depresje - przeżywa ją nadal tylko trochę inaczej, na początku płakała,
krzyczała, rzucała poduszkami, na wszystko reagowała płaczem, z bardzo
dobrej i dobrej uczennicy stała się przeciętna - ale nie to jest
najważniejsze - Basia straciła wiarę w ludzi i dobro.Basia jest bardzo
inteligenta po tacie, ale i tak samo uparta - nie chce widzieć męża, nie
potrafi mu wybaczyć. aby jej pomóc , chodzę z Basia do Ośrodka Ochrony Praw
Dziecka w Poznaniu, wiem jak bardzo ważne są relacje z ojcem, przecież to
może zaważyć na jej dalszym życiu, a przecież pragnę aby była szczęśliwą
kobietą spełnioną jako żona i matka.W lutym 2009 roku mąż oznajmił, że nie
ma żadnej kobiet i to wszystko było aby odejść bo już nie może zemną żyć,
zniszczyła 16 lat małżeństwa, bo nie liczyła się z jego potrzebami, z
perspektywy czasu może ma trochę racji, ale czy do końca na pewno, nie
sądzę.Mąż jest cukrzykiem bardzo się o niego bałam, prosiła aby nie palił
nie pił piwa bo to mu szkodzi, dbała, chuchała na zimne, i nawet kiedy ze
względu na stan zdrowia nie był w stanie spełniać tzw obowiązków
małżeńskich - nie było problemu, bardzo go kocham, byliśmy z sobą od
szkoły średnie, wspólne plany, ukończenie studiów, małżeństwo nie z
rozsądku tylko z miłości, zachowanie dziewictwa do ślubu, i nagle dowiaduje
się że zmarnowałam mu życie, o on mnie mnie kocha bo była to tylko
szczeniacka miłość.Załamałam się do tego stopnia, że nie miałam sił
dojeżdżać do pracy, przestałam jeść schudłam 20 kg przez 2 miesiąca, powoli
stawałam się wrakiem człowieka, Basia widziała moją tragedie, a ja nie
potrafiłam jej pomóc, mąż był bardzo zły że nie chce jego pomocy, ale jak
mogłam przyjąć od niego pomocy kiedy wiedziałam, że na początku jest z inna
kobietą.Miał narąbać drewna na opał a później pojechać do kochanki.
Pomagali mi nasi wspólni przyjaciele rąbali drewno, naprawili mi samochód,
opiekowali się mną i Basią o każdej porze dnia czy nocy, wspierali
finansowo, powiadomili moich rodziców o mojej bardzo złej kondycji
psychicznej i fizycznej, przygotowywali Basia do egzaminu kończącego
podstawówkę, gdyż ja zapomniałam nawet jak dodaje się ułamki. Załatwili
psychiatrę, pilnowali abym brała lekarstwa, abym jadła. Cały marzec byłam
na chorobowym, powoli dochodziłam do jakiego stanu, trochę przytyła,
psychotropy zaczęły działać. Mąż upierał się nad rozwodem, że ma wolną wolę
i nie mogę go ograniczać, zgodziłam się, gdyż wiem ,że przez sakrament
małżeństwa zawsze będzie moim mężem, bardzo go kocham, zawsze go kochałam,
Wróciłam do pracy, było bardzo ciężko, przyjeżdżałam do pracy i zamykałam
się w łazience aby płakać.Mam bardzo dobrą szefową - rozumie moją tragedię.
W czerwcu mąż złożył pozew o rozwód - dostałam z sądu ustalony termin na 21
października.W czerwcu jego mama dostała wylew krwi do mózgu, dopiero do
paru dniach mnie powiadomili, tak jakbym już nie była w rodzinie, a
przecież nadal z Basią odwiedzałam rodziców męża, Basia ma dziadków,
przecież tu się nic nie zmieniła, to ja czuję do nich żal, że zameldowali
męża, pierze i prasuje jego rzeczy, jego waga do wyliczenia węglowodanów
stoi i nich w kuchni, jestem tylko człowiekiem i nie potrafię się pogodzić,
że tak wszystko zaakceptowała i robi to co robi, może nie zdaje sobie
sprawy jak mnie to boli, a może miłość do syna jest ponad tym wszystkim,
nie wiem nie mam syna może to i dobrze, bo nie chciałabym się za niego
wstydzić. Mam córkę i mam nadzieje, że nigdy w życiu nie zrobi czegoś
takiego.Po tym jak się dowiedziałam, że mama jest w szpitalu, byłam u niej
codziennie, sam lub z Basią. Nagle pod koniec czerwca mąż przyjechał do
domu i mówi, że morze spróbujemy, ale on potrzebuje czasu, byłam
najszczęśliwszą kobietą na ziemi, dziękowałam Bogu, że mnie
wysłuchała.Zaczął częściej przyjeżdżać, Basia widząc postawę taty zaczęła
się do niego otwierać.Nie nalegałam na nic byłam cierpliwa, zaproponowałam
wspólne wakacje, powiedział, że w tym terminie nie dostanie urlopu,
powiedziałam ok nie ma sprawy.Spędził ze mną dwie noce, pierwszy raz było w
miarę ok, druga zakończona była płaczem i jego niechęcią. W trakcie
kochania mąż zaczął niedomagać i musiałam mu pomóc aby doszło do ......W
trakcie z łzami w oczach zapytał sie mnie dlaczego to robię, wtedy nie
zdawałam sobie sprawy o co chodzi i odpowiedziałam, gdyż bardzo Ciebie
kocham. Od tamtej nocy bardzo się zmienił, zaczął nie przyjeżdżać, znów
zaczął zarzucać mi to ,że nastawiam córkę. Wyjechałam z Basią na Majorkę -
pracuje w biurze turystycznym, więc wakacje mam za grosze. Po powrocie już
wszystko zaczęło się zmieniać na niekorzyść naszego związku. po tygodniu
Basia wyjechała na obóz artystyczny - ma zdolności po tacie.Przez cały czas
wysyłam sms, że bardzo go kocham, tęsknie, a mąż odpisał mi , że on już się
nie stara. W czerwcu otrzymałam nadziej, teraz mi ją odebrano, ile jeszcze
muszę przeżyć. Mówi się że kobiety są silne i wszystko przetrzymamy, ale
powoli moja dusza umiera. Wiem, że muszę być wsparciem dla Basi ale proszę
mi powiedzieć skąd mam je brać.Bardzo go kocham, niektórzy mnie nie
rozumieją jak mogę po tylu świństwach. Ja, to tak nie odbieram, czuje, że
to też moja wina, za bardzo dbałam o niego, ograniczałam jego życie.Czuję,
że mąż ma z sobą problem, przykro mi że nie chce pomocy, że oskarża mnie o
całe zło świat, a najbardziej, że nastawiam Basia.A Basia widząc, że tata
jednak nie chce wrócić - znów pogarsza się jej stan psychiczny. Nie chce
mieć nic wspólnego z ojcem który ją w pewien sposób porzucił i chce
rozwodu.Córka wysłała mężowi sms, że marzy o normalnej rodzinie, w
odpowiedzi dostała informacje od taty, że niech mamusia poszuka sobie
nowego tatusia i będziesz miała nowego tatusia. Basie bardzo to zabolało, a
mąż nie rozumiem chyba co mówi, lub świat postrzegany przez mężczyzn jest
inny.Następnego dnia bez żadnego powodu wysyła sms, że mam pozdrowić
Basiulkę. Cieszę się tylko z jednego, że córka dostała się do najlepszej
klasy gimnazjum z poszerzonym angielski. Docenili jej wkład do nauki, nie
biorąc pod uwagę jaj ostatniego półrocza.Nie wiem tylko czy da sobie radę.
Serce mi mówi aby nie korzystać z pomocy adwokata, choć mąż ma - ja z osobą
którą najbardziej kocham nie jestem w stanie walczyć przed sądem.Może robię
źle ale nie potrafię.Nie muszę pisać jak bardzo zależy mi na uratowaniu
naszej rodziny - małżeństwa, przyjmę to co sąd zadecyduje - zawsze będę
jego żoną.Boję sie tylko samotności, braku wsparcia, braku kontaktu
fizycznego. Jestem tylko kobietą ale mam nadzieje że Bóg mi pomorze
przetrwać, bo znów tracę siły aby żyć. Boję się zimy, palenia w piecu,
codziennych dojazdów, odśnieżania przed domem, borykam się z brakiem
pieniędzy, ale to można przetrwać, najgorsze jest cierpienie psychiczne,
które zżera człowieka od środka.Od 2 miesięcy nie biorę psychotropów, nie
stać mnie na psychiatrów, a czuję, że znów w mózgu brakuje serotoniny. Wiem
też że muszę pomóc sobie sama ale jak na razie nie potrafię, a najbardziej
boli mnie serce kiedy patrze na córkę - jak bardzo zmarnowałam jej życie,
że musi borykać się z takimi problemami w najgorszym dla siebie momencie
życia - w dorastaniu. Powinna mieć we mnie podporę a nie ma.Ma pecha że mam
taką matkę.Nie chce rozwodu, ale też nie mogę ograniczać jego wolności,
niech chociaż ktoś będzie szczęśliwy z tego związku.
Czuję instynktownie, że nie dam sobie rady przetrwać to wszystko, proszę o
pomoc ale o jaką mi chodzi konkretnie tego nie wiem. Małżeństwo jest dla
mnie świętością, ale szczęście osoby którą najbardziej kocham też.Targają
mną emocje i żaden ze mnie wzór do naśladowania. Boję się, że wszystko
powróci z podwójną siłą i diabeł wróci i wygra, a Basia zostanie kompletnie
sama, nienawidząc ojca do końca swojego życia , tak naprawdę za to co ja
zrobiłabym


Hanka
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 14:54   

Haniu, spokojnie, kipisz od emocji!
Spokojnie usiądź i przede wszystkim poczytaj nasze forum, nasze posty.
Widać, że to Ty jesteś w złym stanie i potrzebujesz pomocy.
Zadbaj o siebie, o swój odpoczynek, porozmawiaj z nami.
Tak jak radzimy wszystkim - najpierw zostaw męża, nie mysl o nim, a zajmij się sobą.
Jeśli martwisz sie swoja córkę - to choćby dla niej zadbaj o siebie, żebyś mogła być dla niej podporą i oparciem.
Nikt tego za Ciebie nie zrobi.
Powrót męża nie zalatwi wszystkich problemów!
Prawdopodobie wasze problemy nawarstwiały sie wiele lat, i teraz wybuchły.
Więc czeka was ciężka praca. Ciebie oddzielnie, męża oddzielnie.
Nie załamuj sie, z najwiekszych klopotów jest wyjście - ale tu nie ma prostego ratunku - wróci mąż i będzie ok.
Zacznij od modlitwy - powiedz wszystko, wszystkie swoje żale opowiedz Panu Bogu i jego proś o ratunek!

pozdrawiam Cię
 
     
hankaolej
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 15:10   

Modlitwa pomaga, ale próba samobójstwa w oczach Pana Boga mnie chyba przekreśliła - nie jestem godna aby o cokolwiek Jego Prosić.
 
     
Kwiecień
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 15:20   

Droga Haniu Pan Bóg jest dobry i miłosierny. Nigdy nikogo nie odrzuca. Szuka nas gdy zginiemy. Ochrania nas i prowadzi gdy prosimy.Wybacz sobie bo On już dawno tobie wybaczył
 
     
hankaolej
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 15:23   

Może Pan Bóg mi wybaczył, ale ja sobie nie, jestem złym człowiekiem, kobietą, że doprowadziłam do tego, że najdroższa osoba którą kocham odeszła.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 15:38   

Hanka...... czy Ty zdajesz sobie sprawę ze swojej pychy???
piszesz:"Może Pan Bóg mi wybaczył, ale ja sobie nie, jestem złym człowiekiem, kobietą, że doprowadziłam do tego, że najdroższa osoba którą kocham odeszła"

Jak Pan Bóg Ci wybaczył to czy Ty masz jeszcze prawo do gadania o niewybaczniu sobie?
Wczesniej piszesz o tym ,że kochasz córkę,że kochasz męża...............a siebie? czy Ty kochasz siebie??? czy Ty kochałałaś siebie? czy umiesz kochać siebie?
 
     
hankaolej
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 15:50   

Może nie umiem już kochać siebie po tym wszystkim co zrobiłam, a co do Pana Boga, to w mojej intencji nigdy nie było, aby w Niego wątpić, po prostu jestem zbyt wielkim grzesznikiem. Wiem, że Pan Bóg jest Wielki, to nie podlega dyskusji, żyje od małego starając się przestrzegać 10 przykazań.Czy jest we mnie pych chyba nie, szybciej zwątpienie w człowieka - w siebie. Szkoda, że tak to odbierasz, najwidoczniej różnimy się od siebie, a gdzie zrozumienie :?:
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 16:14   

hankaolej napisał/a:
Może Pan Bóg mi wybaczył, ale ja sobie nie, jestem złym człowiekiem, kobietą, że doprowadziłam do tego, że najdroższa osoba którą kocham odeszła.

Witaj,
wiesz to co opisujesz jest często poruszane jako wielki problem przez spowiedników. Oni często spotykaj ą się z taka postawą i zawsze wtedy podają takie lekarstwo:
-weź do reki różaniec i zmów Koronkę do bożego Miłosierdzia
-przeproś Boga w sercu za brak wiary w to Miłosierdzie ( grzech Judasza)
-odmów dziesiatke różańca polecając swój ból wewnetrzny MB Bolesnej
-zrób dla siebie coś co Cię rozweseli np. idź na spacer.
Przy najbliższej spowiedzi powiedz nie grzech ( do niego nie wracaj) tylko o trudnościach w zrozumieniu działania bożego miłosierdzia w Twoim życiu i spowiednik Cie dalej poprowadzi.
Gdyby ta trudność nadal Ci towarzyszyła postaraj się uczestniczyć we Mszy Świetej z modlitwą o uzdrowienie wewnętrzne.

A na dziś postaraj się zająć czymś co Cię uspokoi, bo jesteś czynnym wulkanem emocji. Faktycznie mając córkę musisz być silna za nia i za siebie. To nie jest proste, ale możliwe.
Mnie osobiście bardzo wycisza różaniec. Kiedy mam taką emocjonalną huśtawke poprostu rozmawiam z Maryją , tak jak teraz z Tobą , a rozmowę kończę różańcem. Ona zawsze zsyła mi spokój albo od razu, albo na eucharystii, aby przypomnieć skąd pochodzą te łaski, które mi daje. Przypomina, że to Jezus jest siłą sprawczą , a Ona Wszechmocą Błagającą.
Dużo w Twoim wątku pasuje do mojej historii i jeśli chcesz to możemy porozmawiać na privie. Nie wszystko nadaje sie na forum otwarte. Trzymaj się Jezusa i Maryi, a wszystko będzie dobrze.
Z Panem Bogiem
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 17:03   

Hanka.......... ja nie jestem w stanie Ciebie zrozumiec dogłebnie...bo nie chodzę w Twoich butach.........................bo tylko z tego co piszesz jawi mi się Twój obraz .......tylko z tego tekstu.
Podejmuję wysiłek uświadomienia Ci ,że najważniejszą sprawą w życiu człowieka jest pragnienie miłości i sama miłość.
A więc przykazanie miłości.

I chyba wszystkie dysfunkcje w życiu ludzi biorą się z rozmijania sie z sensem tegoż przykazania miłości.

Nałogi,dysfunkcje,kompulsje ,zdrady,mają swoje podłoże w miłości własnej.W miłości własnej ,ale nie w egocentryżmie.
Twój mąż stwierdził ,że już Cie nie kocha............. a przysięgał co innego...... czy aby on/Ty dbaliście o miłość??czy tylko o to co nazywaliście miłością???

Stawiasz sobie pytanie czy jest w Tobie pycha............. powiem tak: w każdym z ludzi jest pycha.
Bo czyż nie jest pychą targanie się na swoje życie poprzez nadużywanie używek? poprzez próby samobójcze? czy można mówić ,że Bóg nie wybaczył takiego uczynku ratując poprzez innych ludzi ofiarę nałogu,ofiarę próby samobójczej?
Hanka...to wyżej nie ma za cel zdołowanie Ciebie.
Chcę Ci pokazać tylko(albo aż) że Pan Bóg pomaga tym co sobie chcą pomóc.
Poczytaj świadectwa na tym forum..................

Pomóż sobie idąc do psychologa,na terapię,do kościoła,do spowiedzi,na mszę,czy poprzez czytanie literatury.
Pomagając sobie , stajesz w gotowości do tego by Ci Bóg pomógł.
Pan Bóg pomaga poprzez innych ludzi.Poprzez księży,psychoplogów,lekarzy,grupy wsparcia,terapie.
Pan Bóg raczej nie (ja nie znam) pomaga w sposób bezpośredni........ raczej pośredni.
Jak przez modlitwę to też pośredni,bo daje szansę na uspokojenie emocji,na zwentylowanie emocji,na upuszczenie z nadmuchanego "MNIE" oczekiwań,żądz,wyobrażeń.
Tyle ...........
Zawsze najlepiej zacząć od poznania siebie,by można było zacząć zmieniać siebie.
A zmiany siebie są konieczne do tego by przyjąć z pokorą to co nam funduja inni i my sami.
A przede wszystkim właśnie sami.
Bo to my sobie fundujemy "jazdy emocjonalne"..........
Bo sami najczęściej zamieniamy Tego co powinien być najwyżej,na najwyższym piedestale na męża/żonę,kasę ,używki,czy zachowania.Stawiamy na piedestał wizerunki osób,rzeczy czy czynów zamiast Boga.
A jak Bóg nam zabiera ,zdejmuje z piedestału( z postumentu) te osoby czy wyobrażenia,to zaczna sie bunt,narzekanie ,płacz,lament,poczucie krzywdy,żal.

Bo zabrano tyczkę powoiowi,bo zabrano żywiciela jemiole....................

A to tylko skutek czesto naszych własnych,ludzkich poczynań(że Bóg pokazuje Kto ma być pierwszy).
Hanka.......Czy wiesz co to jest Pogoda Ducha?????
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 17:35   

Cytat:
Modlitwa pomaga, ale próba samobójstwa w oczach Pana Boga mnie chyba przekreśliła - nie jestem godna aby o cokolwiek Jego Prosić.
_________________

Hanko najbardziej upadający sa najbliżej Boga.
Jeden grzesznik z 40 gorliwie modlących sie ,jest w oczach Boga najbardziej widoczny.
Popros Boga o zmiłowanie,zapragnij jego łaski i kochaj Siebie.
Miłośc do Boga ,miłośc nas samych -do nas samych .
Czyni nas zdolnymi do dawania miłości.
Zadbaj o swoje relacje z Bogiem-słuchaj Go,ucz sie jego miłości i spokoju.

Hanko najbardziej prosty przekaz.


MĄZ JEST CZĘŚCIA TWEGO ZYCIA-ALE NIE JEST TWOIM ŻYCIEM.

widzisz róznicę???

umiem życ z kimś,lecz nie boje sie zycia obok kogoś,lub bez kogoś
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 20:21   

Hanka , gdy Bóg odpuszcza grzechy to o nich zapomina , ich nie ma . to diabeł za wszelką cenę chce ci wmówić , że nie jestes godna miłości Boga . To jego znana strategia
. Nie ma grzechu , którego Bóg nie odpuści gdy czlowiek szczerze żałuje , I to jest dobra nowina :->

Pomódl się modlitwą grzesznika i zacznij nowe życie , które jest w Dobrych Rękach :->

Panie, wiem, że złamałem twoje prawo I moje grzechy oddzielają mnie od ciebie. Bardzo mi przykro z tego powodu, pragnę odwrócić się od mojej grzesznej przeszłości i poddać moje życie Tobie. Proszę przebacz mi i pomóż mi żyć w sposób, który podoba się Tobie. Wierzę, że Jezus Chrystus umarł za moje grzechy na krzyżu, że powstał z martwych, że żyje i słyszy moja modlitwę. Otwieram ci drzwi mojego serca i zapraszam Jezusa aby stal się Panem mojego życia, aby panował w moim sercu od teraz na zawsze. . Proszę ześlij swojego Ducha Świętego aby pomagał mi być posłusznym Tobie i pełnić Twoja wolę do końca mojego życia. Modlę się w imieniu Jezusa. Amen.
 
     
hankaolej
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-14, 08:51   

Zawsze wydawało mi się, że jestem osobą wierzącą, ale z tego co Piszecie dochodzę do wniosku, że moja wiara jest bardzo mała, przy lada problemach popadam w zatracenie, rozpacz.Nie potrafię tak jak Wy cytować Pismo Święto nie umiem podawać przykładów z Biblii, choć zawsze była w moim domu, była ale nie była poznawana, studiowana, po prostu stała na półce co jakiś czas wyciągana aby zetrzeć kurz.To prawda ja nie kocham siebie i dopóki nie pokocham, to nic się w moim życiu nie zmieni.Ale powiedzcie mi szczerze, czy kiedy widzicie obok siebie spacerujące rodziny, kiedy wiecie, że obok do stołu zasiada mama, tata i dzieci, kiedy widzicie jak mężczyzna trzyma kobietę za rękę lub odwrotnie, to nie rodzi się w Waszych sercach smutek i żal, przecież, to są tak ludzkie uczucia, i chociaż bardzo wierzycie w Boże Miłosierdzie, to tego nie czujecie, nie tęsknicie.Czytając "Romea i Julie" płaczemy nad ich miłością nie zastanawiając się nad ich grzechem, a w życiu wysyłamy do psychologów, grup wsparcia do spowiedzi. Owszem to pomaga ale na krótko, dlatego piszemy tutaj, gdzie każdy z nas ranił i był raniony.Do psychologa, psychiatry chodziłam przez wiele miesięcy - ładowali we mnie psychotropy mówiąc, że tak trzeba, czy pomogły nie, one tylko zagłuszały mój ból. A teraz muszę się z nim walczyć sama.Do spowiedzi chodzę często, odmawia różaniec, modle się codziennie - to mnie wycisza. W moim życiu nigdy nie piłam, paliłam nadużywałam narkotyków, wydawała mi się, że jestem dobrą żoną i matką. Rodzina dla mnie to świętość, zawsze była na pierwszym miejscu, nigdy nie praca, znajomi.Zawsze męża kochałam i kocham nadal i czułam że On mnie kocha. nigdy nie był wylewny, ale po gestach, spojrzeniu, czułam, to wszystko co złe zaczęło się dziać kiedy mąż zachorował na cukrzyce, później stracił swoją najukochańszą prace. Wspierałam Go jak mogłam, rozmawialiśmy do późnych godzin nocnych, nie raz w ogóle nie zasypiając.Powoli zaczął się zmieniać, wszystko Go drażniło, zaczęliśmy kłócić się o pierdoły i tak to narastało, aż zrobił to co zrobił. Próbuje ratować naszą rodzinę, ale coraz bardziej boję się do niego wysłać sms - boję się następnego zranienia. Myślałam, że jestem bardzo silną kobitą, która wiedziała czego chce w życiu, a tu życie pokazała mi, że nic nie wiem - nic.Czy mam prawo ograniczać jego wolność nie dając Mu rozwodu, przecież Pan Bóg dał nam wolną wolę. Ja zostanę Mu wierna, uwierzcie mi - to się nie zmieni. Ja nie chcę rozwodu wiem ,że to grzech, ale czy mogę decydować o życiu innego człowieka??????????????????????????????????????????????????
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-14, 15:47   

hankaolej napisał/a:
Ale powiedzcie mi szczerze, czy kiedy widzicie obok siebie spacerujące rodziny, kiedy wiecie, że obok do stołu zasiada mama, tata i dzieci, kiedy widzicie jak mężczyzna trzyma kobietę za rękę lub odwrotnie, to nie rodzi się w Waszych sercach smutek i żal, przecież, to są tak ludzkie uczucia, i chociaż bardzo wierzycie w Boże Miłosierdzie, to tego nie czujecie


Nie wiem Haniu jak inni ,ale ja czuję tak smutek napływa,coś ściska grdykę,pojawi sie
nawet jedna płynąca łaza.

Haniu to ludzkie i naturalne,nikt nie karze ci zatrzymac uczuc,dławić smutku,powstrzymac łzy

Wypłacz już wszystko,wykrzycz ile wlezie.
Miłość i nadzieja w Bogu pozwala nam z każdym dniem,miesiącem pojmować że to co mają inni jest dla nich naturalne.

Dla nas narazie tego zbrakło,lecz Bóg uczy nas siły i tego jak budowac szczęscie nawet na małej cząstce.
hankaolej napisał/a:
ale czy mogę decydować o życiu innego człowieka


Nawet nie mamy takiej mozliwości,brak wpływu na decyzje innych.

Co pozostaje ?????

Jedynie pełna akceptacja tego co sie wydarzyło-ta akceptacja pozwala dalej życ Haniu.

Bo tak naprawde odpowiadamy tylko za siebie,za to czy dalej kochamy,za to czy dalej szanujemy,za to czy nadal pozostajemy człowiekiem wolnym od zawiści,odwetu.


Wiesz Haniu nie wiem czy kiedys tu na forum padło cos takiego!!

Jeżeli sami oplujemy małżonka,jeżeli sami wzgardzimy sakrament,jeżeli sami przekreslimy w mysli i w sercu współmałzonka.

Mówiąc i twierdząc w zaprzeczeniu że nigdy nie było nic pieknego w naszych związkach.
To tak naprawde sami sobie dajemy świadectwo że bylismy palantami nigdy niezdolnymi do małżeństwa.


Ja straciłem po ludzku chyba już wszystko,lecz wartości we mnie pozostały.

A miłośc,szacunek,uwielbienie-do zony która nawet mnie juz nie chce.
Odebrac może mi tylko Bóg jak tego zapragnie.
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-15, 08:25   

Haniu , dlaczego znowu się obwiniasz ?? Że Pismo św leżało na pólce i sie kurzyło , u większości katolików tak było. Gdy przychodzi nawrócenie to Slowo zaczyna byc żywe Przecież nie chodzi o to , żeby być teologiem i rzucac cytatami na prawo i lewo . mozna znac cała Biblię na pamięc i nie byc nawróconym ! Magdalena Środa deklarowała kiedys , że przeczytała całą Biblię , i co z tego ? Dalej jest ateistką . Haniu , szatan próbuje Cię okłamać , że nie jesteś godna , to jego standardowe zagranie . zostałaś odkupiona krwia Chrystusa , jesteś czysta . Przeczytaj Pasję K., Emmerich i przyjmij Miłość . Jesteś cenna :-> kochana, nawet nie wiesz jak bardzo

"Miłością wieczną umiłowałem cię" (Jer. 31:3 ).
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-15, 08:30   

Haniu witaj!


Z Twoich postow widać jak bardzo źle o sobie myślsz.
Też się z tym borykalam wiele lat jeszcze wychodzi to.
Co nie znaczy, ze nie warto uczyć się miłosci do siebie.

ta niechęc i poczucie grzeszności nie bierze sie z nikąd, warto sobie uswiadomoc korzenie tego.
Tu nie tylko chodzi o probę samobójstwa, to tylko skutek.
bardzo mi przykro, ze tak cierpisz, jednak wszystko czego Ci trzeba juz jest.
Cale morze Bozej miłosci i pomocy.
Tylko czerpać!

jesli chodzilas do psychlga to juz coś niecoś pokopałaś w sobie.
Najczęsciej brak miłości do siebie jest skutkiem nieumiejetnego przekazywania nam milosci przez rodzców.
Smutne jest to zobaczyc a jednoczesnie oczyszczajace.
zamiast akceptacji dostajemy kontrolę...niewiarę w nasze umiejetności, możliwości...poczucie ze musimy być "grzeczni" dostosować się do rodzicow aby uzyskac ich sympatię, zrezygnowac ze swoich potrzeb, krytyke...
Nosimy to w sobie i stad kompleksy, niewiara w siebie. Rodzice dostali to od swoich rodzicow i tak sie toczy.
Nikt nie jest idealny i tylko pan Bog nam daje pełną miłość. Daje nam ją przez ludzi, czemu akurat przez takich...miałam dlugo duzy bunt przeciwko temu, trudno bylo wybaczyc rodzicom.
Docenic to co dobre, ich starania, przeciez zawsze moglobyc grzej, moglo ich nie być...
Dlatego obraz Boga jest taki jak obraz rodzicow ( z rekolekcji ignacjańskich polecam!!!)

Jesli rodzicow widzimy jako surowych...Pan Bog bedzie surowy
jesli wymagajacych nadmiernie...Pan Bog bedzie nam sie wydawał takim prawnikiem egzekwujacym dekalog
jesli nadamiernie opiekuńczy (wszystko za ciebie zrobie, ty jestes taki, taka nieporadna)
to będziemy oczekiwali, ze Bog nam wszystko zalatwi w zyciu bez wysiłku

Wazne jest oczyszczenie obrazu Boga, uzdrowienie tych przekazow z dawnych lat.

madrzy ludzie moge pomoc nam spojrzec na siebie Bozym okiem...kochajacym...takim...ktore widzi nasze upadki, wtedy Bog uśmiecha się z czułością i mówi "przewrociles się, ech zdarza się, otrzep kolana i możesz biegać dalej, ja jestem obok Ciebie i czuwam"

Miałas trudny czas...bardzo trudny...popelnialas bledy? Kazdy je popełnia....ale jesteś najukochańszą córką Boga i on Cie ma wypisaną na swoich rękach!

Pamietaj o tym

[ Dodano: 2009-09-15, 08:39 ]
Rozpisałam się...
ale jeszcze jedno...pytasz czy Ty mozesz męza ograniczać
Nie mamy takiej mocy, każdy człowiek jest wolny.
Nie wpłyniesz na decyzję męza, jesli będzie chciał dostanie rozwód.
Ale nie wiadomo jak bedzie...jesli juz..
pamiętaj ze to tylko byloby rozwiazanie kontraktu cywilnego, małzenstwo przed Bogiem nadal jest!

Ale masz wpływ na swoje decyzje, prawo do nich :)
I mozesz powiedzieć ze swojej strony ze kochasz i nie chcesz sie rozstawać, isc za swoim sercem i sumieniem
To nie jest utrudnianie jakies zlosliwe...ograniczanie
Tylko trzymanie sie swojego serca i Pana Boga.

Pozdrawiam serdecznie i odwagi. Swoja postawą mozesz wiele zrobic dobrego.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 10