Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Dziękuję ze jesteście.
Autor Wiadomość
moni
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-05, 18:09   Dziękuję ze jesteście.

Witam wszystkich bardzo serdecznie i dziękuję że jesteście. Dajecie mi wiarę w miłość i nadzieję na uratowanie mojego małżeństwa. Jesteśmy z mężęm 10 lat po ślubie. Mamy dwoje dzieci 7 lat i 1,5 roczku. Przez 9 lat był to bardzo szczęśliwy związek. Pełen ciepła miłości i wzajemnego wsparcia. Wiele razem przeszliśmy( śmierć naszego pierwszego dziecka, poronienie) ale to tylko umocniło nas w przekonaniu że chcemy razem iść przez zycie.Ślub kościelny zawarliśy w 2001 roku. Byłam przekonana że nikt i nic nas nie jest w stanie rozdzielić. W 2007 roku mój ojciec poprosił nas o pomoc finansową, dodam ze znaczną. Po wielu dyskusjach mąż wziął kredyt. Ale prośby rodziców nie ustawały. Jestem ich jedynym dzieckiem( brat zginą w wypadku 3 lata temu) chciałam im jakoś pomóc. Zadłuzyliśmy karty kredytowe. Ojciec obiecał ze będzie to wszystko spłacał. Zyłam w przekonaniu ze tak jest. Na początku 2008r. mieliśmy zamieniać sie na mieszkania. Nasze to tyko 38 m a rodziców juz ponad 50. Po przeprowadzce i generalnym remoncie okazało się że i to mieszkanie jaet zadłuzone na kwotę ok 40,000 zł. Postanowiliśmy że kupimy od rodziców to mieszkanie jako lokata kapitału i będziemy mieć dwa mieszkania na przyszłość dla chłopców. Jednak gdy chcieliśmy wziąść kredyt okazało się ze jest już postanowienie komornicze o zjęciu poborów męża za niespłacanie poprzedniej pożyczki. Z kłopotów finansowych jakoś udało nam się wydostać. Jednak mąż całą sytuacją obarcza mnie . Zawsze byłam blisko z ojcem i mąż nie wierzy że o niczym nie wiedziałam. Na początku zeszłego roku jeszcze wszystko było dobrze, owszem pojawiały się konflikty na tle finansowym ale zawsze rozmawialiśmy o tym. Wielokrotnie go przepraszałam za rodziców i za to że im zaufałam. Na początku zeszłego roku mąż zalogował się na portalu nasza klasa. Odnowił znajomości ze swoja byłą dziewczyną i wtedy to juz potoczyło się błyskawicznie. Chociaż twierdził że to tyko przyjaźń. Obiecywał nie raz ze zerwie ta znajomość. oczywiście nigdy tego nie zrobił. Kiedyś przez przypadek przeczytałam wiadomość od niej w której wyznawała mu miłość. Dodam że jest ona mężatką i matką dwójki dzieci. NA moje pytanie co to ma znaczyć odpowiedział ze to był żart. W grudniu powiedział mi że przestał mnie kochać i że chce sobie ułożyć życie. Zrozumiałam ze z nią. Kazałam mu się wyprowadzić. Po 4 dniach wrócił, przepraszał. Jaka ja byłam szczęśliwa. Dostałam gwiazdkę przed gwiazdka. Niestety nie na długo. Teraz mąż wyjechał na ferie razem ze starszym synem. Myślałam ze te 14 dni rozłąki dobrze nam zrobi. Pati spędzi czas tylko z tatą a po powrocie moze się coś zmieni. O święta naiwniści. Okazało się ze ta pani pojechała razem z nimi i ze swoim synem. Nie wim co robić. Mąż zachowuje się jak zkochany nastolatek. Ona ma na niego bardzo silny wpływ. O terapi małżeńskiej mąż nawet słyszeć nie chce. Mam ochotę wystawić mu walizki za drzwi ale wtedy boję sie że go stracę na zawsze. Błagam poradźcie co robić????
monika
 
     
rafal41
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-13, 06:29   nie umiem radzić

Moni,ja sam sie uczę ale skoro nikt nie odpisal to ja uważam ,że pozostaje ci wiara,modlitwa i spojrzenie jak ja na Jezusa Chrystusa ,ktory cierpial na krzyżu dużo bardziej niż ja.Modle sie i fam Bogu ,że bedzie tak jak bedzie a ja ,moje problemy to są malutkie.żyje,jestem zdrowy ,martwię sie o dzieci,żone i sie modle.a ha-pracuję tez.
Z Panem Bogiem.Bądz silna .
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-13, 11:39   

Moni, aż się tu ciśnie, abyś przeczytała "Miłość potrzebuje stanowczości" Dobsona.
Uświadamia, że to wystawienie walizek za próg może okazać się wyjściem. Może, ale nie musi. Przeczytaj :-)
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-13, 14:26   

Nirwana napisał/a:
Uświadamia, że to wystawienie walizek za próg może okazać się wyjściem. Może, ale nie musi.

Właśnie MOŻE, ale NIE MUSI
Ja kiedyś, gdy zaczęłam podejrzewać męża, że spotyka się z jakąś kobietą, a właściwie wiedziałam o tym ( mąż do mnie mówił, że to jego sprawa; a córce, że to jego koleżanka), spakowałam męża rzeczy do walizki i wystawiłam ... ale on tylko się wściekł okropnie i ... nie odszedł (było to jakieś 3 lata temu)
Wtedy myślałam mąż jest w porządku, nie ma żadnej kochanki... to ja jestem okropna, wredna, jak mogłam go oskarżać o coś takiego ... miałam okropne poczucie winy
Jednak ... byłam w całkowitym błędzie ... to była jego kochanka
dowiedziałam się o tym we wrześniu ub.r. - teraz mąż mieszka z nią i ma z nią dziecko (1,5roku)
Taka byłam głupia ... nie posłuchałam psychoterapeuty, który wtedy mi powiedział:" twój mąż cię zdradza, wyprowadź się z dzieckiem od niego"
Pomyślałam, jak chrześcijański terapeuta może radzić takie rzeczy niechrześcijańskie ... i dalej ufałam bezgranicznie mężowi
No bo gdyby miał kochankę, to pewnie wziąłby te walizki i ... odszedł, a on został ... ale to był jego (mojego męża) misterny plan, kiedy i jak odejść, aby dziecko, nasze wspólne, jak najmniej na tym ucierpiało ...
Choć pewnie w niektórych przypadkach tak jest jak napisała Nirwana
 
     
Monika36
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-13, 14:39   

Paloma napisał/a:
Nirwana napisał/a:
Uświadamia, że to wystawienie walizek za próg może okazać się wyjściem. Może, ale nie musi.

Właśnie MOŻE, ale NIE MUSI
Taka byłam głupia ... nie posłuchałam psychoterapeuty, który wtedy mi powiedział:" twój mąż cię zdradza, wyprowadź się z dzieckiem od niego"

Paloma i co by Ci to wtedy pomogło ? Myślisz, że mąż zaniechałby zdrady i dzisiaj bylibyście razem ? Może tylko przyśpieszyłabyś rozstanie.
A po czym psycholog poznała ,że on ma kochankę , a Ty nie ?
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-13, 14:47   

Pomyślałam, jak chrześcijański terapeuta może radzić takie rzeczy niechrześcijańskie ...

Palomo.....niechrzescijańskie było by wtedy gdyby sugerował rozwód....w moim rozumowaniu była to niezgoda na zło.
Tym niemniej to juz było....dawno...więc zostaw, nie wracaj....tylko krocz do przodu
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-13, 14:49   

Palomo, wybacz, jeśli poczujesz się oceniana tym co napiszę, ale mam nadzieję, że rozumiesz to co piszemy, podobnie jak ja - że opisując nasze losy staramy się pomóc tym, którzy są na wcześniejszych etapach kryzysu.
Dlatego odniosę się do Twojej historii. Sądzę że owo wystawienie walizek za próg nastąpiło albo za wcześnie, albo po wystawieniu nie byłaś w stanie po "A" powiedzieć "B".
Owo przysłowiowe wystawianie walizek za próg to nie próba sił na zasadzie "Wystawię i zobaczę co będzie". To walka, w której musisz być świadoma, że możesz przegrać związek z tym człowiekiem, ale wygrać samą siebie. Możesz również wygrać wszystko, albo poczuć, że przegrałaś wszystko.
Dlatego wystawienie walizek zakłada m.in, że mąż może weźmie te walizki i nie wróci już. I wtedy nie wolno lecieć za nim, i wołać "Żartowałam". Trzeba wziąć na klatę konsekwencje wystawienia walizek.
Natomiast w drugą stronę - kiedy mąż walizek nie weźmie, tylko chce zostać - należy postawić sprawę jasno - "ok, zostajesz, ale tylko jako 100% mąż i ojciec, nie taki na ćwierć gwizdka. Koniec z kochanką - absolutny koniec! Żadnych kontaktów! Tylko wtedy możesz zostać. Jeśli nie jesteś w stanie spełnić tych warunków - walizki wciąż stoją. Decyzja jest Twoja"
Ja tak rozumiem Dobsona. Ale to moje rozumienie, każdy powinien dopasować tę książkę do własnej sytuacji, i sam podjąć decyzję, czy jest w stanie zastosować "stanowczą miłość". Wbrew pozorom trzeba najpierw powalczyć ze sobą, zanim się zacznie walczyć o małżeństwo.
 
     
moni
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-13, 19:34   

Witajcie!
Dzięki za wszystkie wasze rady naprawdę bardzo je sobie cenię. Ludzi którzy potrafią zrozumieć co czuję w śród moich przyjaciół nie ma. Kiedy szukam pośród nich pomocy i wsparcia słyszę tylko,że głupia jestem bo nie chcę rozwodu. Nie wiem co będzie z nami. 6 lutego była nasza 10 rocznica ślubu. dostałam od męża sms-a w którym napisał ze to co było między nami zostało daleko, moze po to wrócimy ale nie obiecuję,że to co zostało zniszczone będzie bardzo trudno odbudować. Dość optymistycznie to brzmi ale telefonów nie odbiera( chociaż dzwonie bardzo zadko w wyjątkowych sytuacjach) sam tez nie dzwoni. Modlę się o nasze uzdrowienie, staram się żyć normalnie. Dbam o dom siebie i dzieci. Robię to co zawsze tylko śmiać sie już nie umiem. Czasami mam ochotę porozmawiać z mężem tej pani o jej związku z moim mężem. Tylko boję się ze pogorszę tym sprawę. Jutro moi faceci wracają z ferii aż się boje tego co zrobi mój mąż. Jeżeli zechce odejść droga wolna, a gdy zechce zostać to na moich warunkach. Wiem że jestem słaba i nie konsekwentna ale nie chcę go stracić.
Pozdrawiam Monika

[ Dodano: 2009-02-13, 19:57 ]
Dzieci zawsze cierpią z powodu rozstania rodziców. Im starsze tym trudniej mu to zrozumieć, tracą poczucie bezpieczeństwa i może to mieć fatalne konsekwencje w dorosłym życiu. Jednak mój szanowny małżonek twierdzi że nie skrzywdzimy chłopców.Dla niego jego osobiste dobro jest ważniejsze od dobra dzieci. Nie widzi nic po za tą panią. Zaskakujące jest to jak człowiek z doskonałego ojca i cudownego męża moze stać się nieodpowiedzialnym dzieciakiem w tak krótkim czasie pod wpływem innej osoby. Ale to chyba zna większość kobiet znajdujących się na forum. Masz rację Rafal41. Muszę być silna i ufać Bogu. Dla siebie, dzieci, rodziców moich i męża. Jestem jednak zrozpaczona bo to co stanowiło dla mnie największą wartość - rodziana- rozpada się na moich oczach a ja mam wrazenię że nic nie moge na to poradzić. Zobaczymy co czs przyniesie. Co przyniesie jutro.

[ Dodano: 2009-02-13, 20:03 ]
Ps. Nirwana bardzo chętnie przeczytam wszystko co moze mi w jakis sposób wskazać drogę którą mam iść. Powiedz tylko gdzie dostane tę książkę. pozdrawiam
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-14, 08:09   

a co sądzisz o konsekwencjach ,o konsekwencjach poczynań Twojego męża i jego kochanki??? może warto pokazać im oboigu konsekwencje??

[ Dodano: 2009-02-14, 08:10 ]
Dlaczxego tylko Ty masz ponosić konsekwencje zaspokajania ich huci i żądz ?????
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-14, 08:31   

Kochana moni!
Na początek przytulam Cię mocno!! Czujesz?? :-) A teraz głowa do góry bo nie jesteś sama. Masz dwoje dzieci, które Cię potrzebują, Boga, który wszystko widzi i wspiera Cię w czynieniu dobra i walce o Twoje małżeństwo, masz wreszcie Sychara i nas, którzy "wysłuchamy" wszystkiego czym chcesz sie z nami podzielić.
Posłuchaj Nirwany i nałoga - mają rację. On musi ponieść konsekwencje swojego zachowania. Choćbyś nie wiem jak sie bała powiedzieć "nie" powinnaś to zrobić. Przeczytaj Dobsona KONIECZNIE. Powiem Ci tylko, że miałam podobną sytuację u siebie, ciągle jeszcze walczę, ale po przeczytaniu tej książki po prostu rozjaśniło mi się w głowie. I przyznam Ci się, że pierwszy stanowczy list do męża zwyczajnie przepisałam z tej książki oczywiście dopasowując odpowiednio do mojego małżeństwa (przyznam, że niewiele trzeba było zmieniać, był idealny do takiej sytuacji).
Pytasz gdzie tą książkę można dostać. Ja zamówiłam przez księgarnię wysyłkową: http://www.tolle.pl/
Co do dzieci to masz rację. Będą cierpiały. Ale Moni - to naprawdę nie z Twojej winy! Jeśli teraz, kiedy syn już bedzie wiedział (i widział skoro pojechali razem), że tata "kogoś ma" zobaczy doda6tkowo, że Ty na to pozwalasz - pomyśl jak zmieni to jego system wartości? Jak potem sam będzie szanował instytucję (niedobre słowo, ale nic innego mi nie przychodzi do głowy) małżeństwa? To święty związek zawierany przed Bogiem. Ślubuje się miłość i WIERNOSC... UCZCIWOŚĆ małżeńską... jaką wartość - patrząc na związek swoich rodziców będzie to miało dla Twoich dzieci?

Stanowczość. Jeśli Ci to pomoże poczytaj mój wątek i to co radzili mi ludzie, którzy już przez to przeszli lub byli w trakcie. Zastosowałam... o skutku też piszę. Nie jest idealnie, ale chyba póki co mamy właściwy kierunek.

Trzymaj się. Nic więcej nie mogę zrobić jak tylko przytulić Cie wirtualnie i pamiętać w modlitwie. Pisz, to przyniesie ulgę, bo tu ludzie naprawdę uważnie słuchają i potrafą Tobą potrząsnąć kiedy trzeba. Módl się i powierz Bogu sprawy swojego serca.
Pogody Ducha (cytat z nałoga :-) )

PS. Czasem trzeba kogoś stracić, aby go odzyskać.
 
     
moni
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-14, 11:53   

witam! AK dziękuję ze skierowałaś mnie do twojego wątku. Masz rację, robie dokładnie tak jak ty robiłaś tylko z tym wyjątkiem , że nie błagałam o powrót. Może nie dosłownie ale napewno były prośby z mojej strony o próbe ratowania zwiazku. Mąż sam podją decyzję o powrocie do nas, tylko że nic z tego nie wyszło. Ale bycie twardym i stanowczym jest bardzo trudne. Jednak będę musiała się tego nauczyć. Naprawde dużo zrozumiałam.
Nałóg, bardzo sobię cenie twoją odpowiedź. Uważam, że jesteś bardzo mądrym człowiekiem ale konsekfencje decyzji najbliższych zawsze ponoszą ci którzy bardziej kochają. Mojemu mążowi obojętne jest czy jest ze mną czy nie. Jemu na tym nie zależy. On nie cierpi. Ja tak. Gdy "wystawię mu walizki za drzwi" podejmę za niego decyzję której on sam podjąć nie może lub nie chce. Wyręczę go w tym. Czy poczuję sie lepiej? Napewno nie, a on? Raczej nie będzie rozpaczał. Nie wiem co dziś od niego usłyszę. Wiem jedno jeżeli będzie chciał zostać ( w co watpię) to na MOICH warunkach, jeżeli ich nie zaakceptuje to dowidzenia. Bo tak jak było do tej pory( pomimo wszystkiemu co robił, żonka zawsze była obok wdzięczna za to żekochany mąż jest obok) już na pewno nie będzie. A jezeli będzie chciał odejść to na siłę też go nie zatrzymam.

I wiecie co? Zycze Wam wszystkim wspaniałego i pełnego ciepła dnia! By życie Wasze było wypełnine miłościa która tylko na chwilkę gdzies się schowała. Starajmy się cieszyć tym co mamy pomimo bólu i rozpaczy która wypejnia nam serca. Pozdrawiam serdecznie!

[ Dodano: 2009-02-14, 12:01 ]
AK dzięki za link do księgarni. Już zamówiłam, teraz tylko czekać.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-14, 12:02   

moni - powodzenia....,
pamietaj przemyśl wszystko dobrze, wyczerp wszystkie mozliwe sposoby - nie podejmuj
w emocjach żadnych wiążących decyzji - zrób to na spokojnie co Ci serce dyktuje i wiedz, ze cokolwiek nie zrobisz moze być ciężko.... .
Życze Ci, aby kroki, które podejmiesz były tymi właściwymi - by okazały sie zwycięstwem

[ Dodano: 2009-02-14, 12:11 ]
moni napisała:
Dzieci zawsze cierpią z powodu rozstania rodziców. Im starsze tym trudniej mu to zrozumieć, tracą poczucie bezpieczeństwa i może to mieć fatalne konsekwencje w dorosłym życiu. Jednak mój szanowny małżonek twierdzi że nie skrzywdzimy chłopców.Dla niego jego osobiste dobro jest ważniejsze od dobra dzieci. Nie widzi nic po za tą panią. Zaskakujące jest to jak człowiek z doskonałego ojca i cudownego męża moze stać się nieodpowiedzialnym dzieciakiem w tak krótkim czasie pod wpływem innej osoby. Ale to chyba zna większość kobiet znajdujących się na forum.

Tak moni u mnie jest podobnie - znamy to znamy....[/b]

[ Dodano: 2009-02-14, 12:16 ]
moni napisała:
ale konsekfencje decyzji najbliższych zawsze ponoszą ci którzy bardziej kochają. Mojemu mążowi obojętne jest czy jest ze mną czy nie. Jemu na tym nie zależy. On nie cierpi. Ja tak. Gdy "wystawię mu walizki za drzwi" podejmę za niego decyzję której on sam podjąć nie może lub nie chce. Wyręczę go w tym. Czy poczuję sie lepiej? Napewno nie, a on? Raczej nie będzie rozpaczał.

Zgadzam sie w pełni z tym co napisałaś, mam podobne odczucia co do swojej sytuacji....
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-14, 13:24   

Monika36 napisał/a:
A po czym psycholog poznała, że on ma kochankę , a Ty nie ?
To był psycholog facet. A po czym poznał, nie mam pojęcia, nawet go o to nie pytałam, nie przyszło mi to wtedy go głowy. Może miał jakieś Boże światło; zresztą ... jak powiedziałm, że mąż jest w pracy od 8.00 do 22.00, to już samo to wydało mu się dziwne i fakt, że znalazłam w kieszeni kurtki męża prezerwatywy (!) ... ale mąż nie chciał o tym rozmawiać. jak już napisałam wystwienie walizek nic nie dało ... mąż został ze mną i córką ( ale w planie i tak miał odejście tyle, że w późniejszym czasie)

Nirwana napisał/a:
owo wystawienie walizek za próg nastąpiło albo za wcześnie, albo po wystawieniu nie byłaś w stanie po "A" powiedzieć "B".
Owo przysłowiowe wystawianie walizek za próg to nie próba sił na zasadzie "Wystawię i zobaczę co będzie". To walka, w której musisz być świadoma, że możesz przegrać związek z tym człowiekiem, ale wygrać samą siebie. Możesz również wygrać wszystko, albo poczuć, że przegrałaś wszystko.
Dlatego wystawienie walizek zakłada m.in, że mąż może weźmie te walizki i nie wróci już. I wtedy nie wolno lecieć za nim, i wołać "Żartowałam". Trzeba wziąć na klatę konsekwencje wystawienia walizek.
Natomiast w drugą stronę - kiedy mąż walizek nie weźmie, tylko chce zostać - należy postawić sprawę jasno - "ok, zostajesz, ale tylko jako 100% mąż i ojciec, nie taki na ćwierć gwizdka. Koniec z kochanką - absolutny koniec! Żadnych kontaktów! Tylko wtedy możesz zostać. Jeśli nie jesteś w stanie spełnić tych warunków - walizki wciąż stoją. Decyzja jest Twoja"


Walizki stały a mąż i tak sie wtedy nie wyprowadził, a z kochanką nadal się spotykał i jeszcze na te spotkania niektóre zabierał naszą córkę ( ja wtedy w szpitalu, a mąż z kochanką i naszą córką na jeziorem lub morzem - ale na plaży niestrzeżonej:) - na innej mógłby go zobaczyć ktoś znajomy; córce wtedy powiedział, że lepiej, żeby mama o tym nie wiedział, bo będzie zła:(
Nic nie dało to, że powiedziałam, że : "Żadnych kontaków z kochanką" Więc dlatego napisałam, że mogłam to zrobić tzn wyprowadzić sie z córką - może (?) to byłby dla niego zimny prysznic, byłaby to niezgoda na zło (jak napisała Lena).
Moja miłość nie była konsekwentna. Niestety. A że mąz był zaangażowanym katolikiem, wiec sądziałam, że to niemożliwe, aby miał kochankę ... mimo znalezionych prezerwatyw.

nałóg napisał/a:
a co sądzisz o konsekwencjach ,o konsekwencjach poczynań Twojego męża i jego kochanki??? może warto pokazać im oboigu konsekwencje??


Nałóg! Wiem, że pisałeś to do Moni, ale proszę napisz na forum szerzej, co masz na myśli pisząc: pokazac obojgu konsekwencje?

moni napisał/a:
6 lutego była nasza 10 rocznica ślubu. dostałam od męża sms-a w którym napisał ze to co było między nami zostało daleko, moze po to wrócimy ale nie obiecuję,że to co zostało zniszczone będzie bardzo trudno odbudować.

Moni, ja myślę, ze jest nadzieja dla Waszego małżenstwa. Mąz przesłał Ci sms z okazji rocznicy ślubu. Wg mnie to bardzo dużo. Mój niestety nie wysyła do mnie jakichkolwiek sms-ów, nie dzwoni - żadnych życzeń nawet na święta.
Miej nadzieję, mąż chce kontaków z Tobą i to już dobry zadatek na przyszłość.
 
     
moni
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-14, 13:51   

Posłuchajcie. Mam pytanie. Podejrzewam,że mąż złożył pozew do sądu. Jak długo się czeka na informacje z sądu o wpłynięciu pozwu? Czy taką informacje sie wogóle otrzymuje? prosze oszybką odpowiedź.

[ Dodano: 2009-02-14, 13:59 ]
Paloma, gdy mój mąż jest sam np w pracy to nasz kontakt jest normalny. Przed wyjazdem na ferie na pożegnanie tak mnie pocałował ze nogi sie podemna ugięły. W drodze dzwonił co godzinę. Lecz gdy ona jest obok to nie dzwoni wogóle a jak się już tak zdaży to zachowuje sie jak obcy człowiek. Nie rozumiem tego.

[ Dodano: 2009-02-14, 14:12 ]
Ja chyba wiem co Nałóg chciał powiedzieć. Mąż tej pani nie wie o jej związku z moim mężem. Mam wrażenie ,że gdyby sie o tym dowiedział to ta pani mogła by dużo stracić. Ale ich rozstanie nie uratuje mojego małżeństwa, a poza tym nie chcę budować szczęścia na cudzym nieszczęściu.
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-14, 14:37   

moni napisał/a:
Ja chyba wiem co Nałóg chciał powiedzieć. Mąż tej pani nie wie o jej związku z moim mężem. Mam wrażenie ,że gdyby sie o tym dowiedział to ta pani mogła by dużo stracić. Ale ich rozstanie nie uratuje mojego małżeństwa, a poza tym nie chcę budować szczęścia na cudzym nieszczęściu.

Moni, nie rozumiem co TY piszesz, na jakim cudzym nieszczęściu?! przeciez to TY jesteś żoną, a tamta baba to ... nie powiem kto już. No chyba nie jesteś tak głupia (sorki za zwrot) jak ja i jej nie wspólczujesz (ja to niekiedy współczuję kochance mojego męża -brrr!!!) ? Szkoda, że nie czytałaś listów kochanki mojego męża do mnie ...
Przez telefon ja z moim mężem miałam cały czas normalny kontakt, tylko jak wracał do domu ... to nic nie mówił, bo jak twierdził nie ma o czym i włączał telewizor (23.30!).
Mój mąż jak zabierał córkę do siebie za granicę na wakacje (juz tam mieszkał z kochanką i ich dzieckiem - a ja o tym jeszcze nie wiedziałam) też mnie pocałował ( no może nie tak namiętnie jak twój ;) ... potem to juz było ... piekiełko:(
Ale nie oznacza, że u Ciebie jest podobnie ... może porozmawiasz o tym z mężem.
Rozmowa, rozmowa, rozmowa ... może wiele wyjaśnić
Masz Sychar i tylu wspaniałych ludzi tutaj.
Mój mąż nie chciał w ogóle rozmawiać.
A o Sycharze dowiedziałam się, trochę za późno:(
pozdrawiam, pamiętam w modlitwie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9