Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2008-12-07, 00:44 Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego
II niedziela Adwentu
Pierwsze czytanie
Iz 40, 1-5. 9-11
Przygotujcie drogę dla Pana
Czytanie z Księgi proroka Izajasza.
«Pocieszcie, pocieszcie mój lud!»
mówi wasz Bóg.
«Przemawiajcie do serca Jeruzalem
i wołajcie do niego,
że czas jego służby się skończył,
że nieprawość jego odpokutowana,
bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób
za wszystkie swe grzechy».
Głos się rozlega:
«Przygotujcie na pustyni drogę dla Pana,
wyrównajcie na pustkowiu
gościniec naszemu Bogu!
Niech się podniosą wszystkie doliny,
a wszystkie góry i wzgórza obniżą;
równiną niechaj się staną urwiska,
a strome zbocza niziną gładką.
Wtedy się chwała Pana objawi,
zobaczy ją wszelkie ciało,
bo powiedziały to usta Pana».
Wstąpże na wysoką górę,
zwiastunko dobrej nowiny w Syjonie!
Podnieś mocno twój głos,
zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judzkim:
«Oto wasz Bóg!»
Oto Pan, Bóg, przychodzi z mocą
i ramię Jego dzierży władzę.
Oto Jego nagroda z Nim idzie
i przed Nim Jego zapłata.
Podobnie pasterz pasie swą trzodę,
gromadzi ją swoim ramieniem,
jagnięta nosi na swej piersi,
owce karmiące prowadzi łagodnie.
Drugie czytanie
2 P 3, 8-14
Oczekujemy nowego nieba i nowej ziemi
Czytanie z Drugiego Listu św. Piotra.
Umiłowani, niech to jedno nie będzie dla was tajne, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy, bo niektórzy są przekonam, że Pan zwleka, ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia. Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański, w którym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną spalone.
Skoro to wszystko w ten sposób ulegnie zagładzie, to jakimi winniście być wy w świętym postępowaniu i pobożności, gdy oczekujecie i staracie się przyspieszyć przyjście dnia Bożego, który sprawi, że niebo zapalone pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią. Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i ziemi nowej, w których będzie mieszkała sprawiedliwość.
Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby On was zastał bez plamy i skazy, w pokoju.
Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego; wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże.
Ewangelia Mk 1, 1-8
Jan Chrzciciel przygotowuje drogę Panu
† Słowa Ewangelii według świętego Marka.
Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: «Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą;
on przygotuje drogę Twoją.
Głos wołającego na pustyni:
Przygotujcie drogę Panu,
prostujcie ścieżki dla Niego».
Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordanie, wyznając przy tym swe grzechy.
Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym».
Rozważanie modlitewne
Co mówi do nas Pustynny Prorok?
W dzisiejszej Ewangelii św. Marka pustynny prorok Jan Chrzciciel wzywa swoich współczesnych do przyjęcia chrztu nawrócenia i wyznania grzechów. Jak mówi Jan: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyka u Jego sandałów. Ja chrzczę Was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym.” Wyznać grzech. Co to znaczy? Dla nas, współczesnych, o których papież Paweł VI, że największym dramatem i grzechem naszych czasów jest właśnie zapomnienie o grzechu? Zapomnienie o grzechu, jest drugą stroną zapomnienia o Bogu. Jeśli odrzucam Boga, lub żyję, tak jakby Go nie było, odrzucam też i grzech, bo grzech jest wpierw przewiną wobec Boga. Jednak, jeśli chcemy się nawrócić: a już sama chęć nawrócenia jest znakiem łaski Boga i naszego jej przyjęcia, to musimy zacząć od odrzucenia i wyznania swoich grzechów. Wyznanie grzechów, zanim – tak jak w przypadku katolików – stanie się częścią sakramentu pojednania, wpierw powinno być wewnętrznym dialogiem każdego z nas z Bogiem. Niekiedy pomaga też, jeśli porozmawiamy z kimś zaufanym o naszych słabościach i ograniczeniach.
Grzech, czyli drogi błądzących poszukiwaczy Absolutu
Grzech, rozumiany w sensie pozytywnym, jest też drogą szukania Absolutu, świadectwem ludzkiej tęsknoty do czegoś więcej niż codzienna rutyna. Tyle że jest to droga fałszywa. I to jest zawsze coś bardzo konkretnego: jeśli piję za dużo i ranię tym swych najbliższych i marnuję swoje życie, powinienem/powinnam ograniczyć picie lub zaprzestać, choćby było to trudne, poniżające czy wydawałoby się niemożliwe. Jeśli nie żyję w czystości, w wierności małżeńskiej lub celibacie duchownego: mam kochanka lub kochankę, zdradzam żonę lub jako ksiądz nie żyję w celibacie, to powinienem/ powinnam zakończyć ten związek lub czyny, albo zapewnić tej miłości godną jej pełnię poprzez małżeństwo. Powinienem/ powinnam tak zrobić, choćby miało mnie to boleć, bo jestem zakochany, czy zakochana, lub pogrążony w seksualnych nałogach. Jeśli okradam swoją firmę, wspólników, klientów, przyjmuję łapówki i je daję, nadużywam władzy i stanowiska dla korzyści osobistych, to powinienem/powinnam skończyć z tymi praktykami, choćby stanowiły ważne źródło utrzymania, i poszukać uczciwych sposobów zarabiania pieniędzy.
Jeśli jestem katolikiem/katoliczką, ale zaniedbuję praktyki religijne i modlitwę, nie żyję moralnością Dekalogu i Ewangelii, to muszę się zapytać siebie uczciwie: kim jestem? jaka jest moja wiara? kim jest dla mnie Bóg? Co powinienem/ powinnam uczynić? Jeśli źle mówię o swoich bliźnich, plotkuję, pomawiam ich, rzucam oszczerstwa, to choćby mnie język swędził, powinienem/powinnam serce i buzię zamknąć na kłódkę dla takich praktyk, które potrafią wyrządzać wielkie szkody, ranić ludzi, a nawet ich zabijać. Jeśli noszę w swoim sercu brak wybaczenia wobec kogoś, kto uczynił mi wielką krzywdę i zamykam się w swoje zranionej zawziętości, to choćby miało to początkowo być odczuwane jako utrata sensu życia, powinienem/ powinnam otworzyć się na łaskę przebaczenia i podjąć tę trudną, ale ozdrowieńczą decyzję, i powiedzieć, choćby w duchu swojemu krzywdzicielowi: „Przebaczam Ci, choć jest to dla mnie prawie niemożliwe.”
Podałem kilka przykładów tzw. grzechów ciężkich i śmiertelnych, które – jeśli są w pełni wolne i świadome - uniemożliwiają życie w łasce uświęcającej, czyli w radosnej i spontanicznej, naznaczonej szacunkiem i miłością relacji z Bogiem i bliźnimi. Oczywiście, ta lista jest znaczenie dłuższa i każdy w uczciwym rachunku sumienia może i powinien znaleźć własne grzechy, zwłaszcza te, które przez swoją systematyczność stały się ciężką kotwicą sumienia, zaciemniającą umysł i zamykającą serce w ponurym smutku, niekiedy maskowanym udawaną radością i zadowoleniem. Trzeba mieć też jasną świadomość: bez porzucenia grzesznego życia nie ma szansy na wejście na drogę głębokiego duchowego pokoju, szczęścia, stawania się darem dla innych, rozwinięcia pełni swych ludzkich talentów, czyli tego, co niekiedy nazywamy osiągnięciem ludzkiej i chrześcijańskiej dojrzałości.
Wąska kładka Błogosławieństw – czy tylko dla świętych?
Jeśli etap grzechów ciężkich mam już za sobą – albo nigdy ich w naszym życiu nie było - i znajduję się na drodze, którą św. Ignacy nazywa od „dobrego do lepszego” – choć i wówczas mogą zdarzać się sporadyczne upadki - to inne są moje grzechy i inaczej wygląda też moje nawrócenie. Można powiedzieć, że moją normą duchową i moralną nie jest już Dekalog, ale Kazanie na Górze i duchowość Błogosławieństw. Moją normą, wobec której dokonuję swojego rachunku sumienia jest wówczas Osoba, sam Jezus Chrystus. I wówczas pytam siebie: czy moje życie jest życiem według Jego Ewangelii? Czy upodobaniam się do Jezusa? Czy jestem miłosierny, ubogi duchem, czyniący sprawiedliwość, ofiarny wobec potrzebujących, chorych, słabych, bezbronnych, więzionych, gotowy cierpieć prześladowania, również śmierć, dla Królestwa?
I dalej: czy jestem mężny i gorliwy w dawaniu świadectwa Chrystusowi i pogłębianiu swojej chrześcijańskiej formacji? Czy kocham swoich nieprzyjaciół? Czy nie troszczę się nadmiernie o dobra doczesne? Czy modlę się na tyle często, osobiście i wytrwale, że modlitwa staje się oddechem mojego życia? Czy zachowuję swoje serce w czystości i umiarkowaniu, i nie ulegam jakimś nieuporządkowanym uczuciom i pragnieniom? Czy swoim życiem sprawiam, że moi bliscy i dalecy mają we mnie moralne i duchowe wsparcie, a przez to stają się ludźmi żyjącymi pełnią swego powołania i możliwości? Czy jestem człowiekiem dialogu, czyli swoją postawą i słowem, sprawiam, że inaczej myślący i wierzący, poszukujący czują się ośmieleni, by rozmawiać ze mną w duchu wzajemnego szacunku dla siebie i prawdy?
Pytania nawracającego się z grzechów lekkich i niedoskonałości są bardziej subtelne, ale są równie ważne, a być może ważniejsze, jak na etapie nawracania się z grzechów ciężkich. Wynika to z jednej strony ze znanego wszystkim postępującym na drodze chrześcijańskiej dojrzałości faktu, że czym człowiek staje się bliższy Bogu, tym bardziej i dotkliwiej przeżywa swoją grzeszność. Z drugiej zaś strony, chrześcijanin na drodze dojrzałości ma rosnącą odpowiedzialność za swoje siostry i braci, każdego człowieka, wie, że tym, co naprawdę zmienia świat, umożliwia nawrócenie i dobre czyny innych, jest jakość życia duchowego pojedynczego człowieka, w pierwszej kolejności mnie samego. Ta ważna duchowa intuicja, znana w różnych religiach, wyraża się w poprzez metaforę o przysłowiowych 10 sprawiedliwych, którzy utrzymują świat i całą ludzkość w istnieniu.
Nawrócenie: czy to jest w ogóle możliwe?
Nawrócenie jest trudne i niekiedy bolesne. Zwykle wydaje się nam, że jesteśmy zbyt słabi, zmęczeni, uwikłani, by się podnieść i zmienić swoje życie. Grzech, zwłaszcza głęboki i systematyczny, bardzo osłabia i uzależnia, ogłusza nas tak, że przestajemy doświadczać łaski nawrócenia. Normą chyba jest, że nawracamy się i upadamy, nawracamy i upadamy, a nasze życie staje się niezbyt chwalebną przeciętnością, na którą w końcu zrezygnowani godzimy się, pocieszając się, że przecież mogło być gorzej. Wielu z nas pragnie nawrócenia, choćby z przyczyn egoistycznych, by uleczyć się z nałogów, zranień, uwolnić z ograniczeń i smutku, by żyć pełnią życia. Ten motyw, jako początkowy, nie musi być zły, zwłaszcza, że to pierwsze podciągnięcie się z bagna może nas wzmocnić na tyle, że stajemy się zdolni do większej bezinteresowności wobec Boga i bliźnich.
Sekret dobrego startu:Zacznij od modlitwy, czyli rozmowy. Choćby bolesnej.
"Chciałabym wam również opowiedzieć o wielkiej łasce płynącej z sakramentu małżeństwa.. Gdy ktoś przyjmuje w Kościele sakrament małżeństwa i mówi swoje „tak” i tym samym zobowiązuje się dochować wierności, być wiernym w dobrych i złych chwilach, wtedy obiecuje to samemu Bogu Ojcu. On jest tym jedynym świadkiem, gdy składamy sobie obietnice. Gdy umrzemy, ujrzymy ten moment zapisany w naszej Księdze życia. Widziałam, jak para małżeńska w owym momencie spowita jest niewymownie piękną, złocistą poświatą. Bóg Ojciec zapisuje te słowa złotymi literami w naszej Księdze życia. Kiedy później przyjmujemy Ciało i Krew naszego Pana, zawieramy przymierze z Bogiem i z osobą, którą sobie wybraliśmy na małżonka/małżonkę, z którą chcemy dzielić całe życie. Kiedy oznajmiamy naszą wolę, te słowa są zobowiązaniem nie tylko wobec partnera, ale i wobec Trójcy Przenajświętszej.
Pan pozwolił mi zobaczyć, jak w dniu mojego ślubu, gdy mój mąż i ja przyjęliśmy Komunię św., nie byliśmy tylko my dwoje, lecz troje: my i Jezus. W chwili bowiem, gdy przyjmujemy Komunię św., Pan tak nas jednoczy, że jesteśmy jedno. Bierze nas do Serca i w Jego Sercu stajemy się jedno. Razem z Jezusem tworzymy świętą trójcę. „Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!”[5]. I teraz pytam: kto jest w stanie rozdzielić taką JEDNOŚĆ? Nikt! Nikt, moi bracia i siostry w Chrystusie Panu, nikt nie może rozbić tego przymierza. Naprawdę nikt, po tym jak Bóg je pobłogosławił. I nie wyobrażacie sobie także, jakie błogosławieństwo spoczywa na parze osób dziewiczych zawierających związek małżeński!
Ujrzałam również ślub moich rodziców. Gdy mój ojciec wkładał mojej matce pierścionek na palec, a ksiądz ogłaszał ich mężem i żoną, Pan przekazał ojcu laskę pasterską, promieniejącą Światłem, która była u góry zgięta. To jest łaska, którą Pan daje mężowi. To prezent autorytetu Boga Ojca, aby mąż mógł opiekować się małą trzódką swojej rodziny – którą są dzieci, zrodzone w małżeństwie – aby bronił małżeństwa i dzieci przed wieloma niebezpieczeństwami, na jakie narażona jest rodzina.
Mojej matce Bóg Ojciec dał coś podobnego do ognistej kuli i umieścił ją w jej sercu. Oznacza ona miłość Ducha Świętego. Zobaczyłam, że moja matka była bardzo czystą kobietą. Bóg był pełen radości.
Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak wiele nieczystych duchów próbowało zaatakować mojego ojca w tamtym momencie. Te duchy wyglądały jak larwy, jak pijawki.
Musicie wiedzieć, że gdy ktoś ma pozamałżeńskie stosunki płciowe, to wówczas te nieczyste duchy uczepiają się natychmiast tej osoby, oblepiają ją wszędzie, zaczynają od genitaliów, biorą w posiadanie ciało, hormony, osadzają się w mózgu, zajmują przysadkę mózgową, grasicę i wszystkie ważne miejsca organizmu ludzkiego oraz rozpoczynają produkcję wielkiej ilości hormonów, które pobudzają niskie instynkty. Przekształcają dziecko Boże w niewolnika żądzy, instynktów, pożądania seksualnego. Czynią z niego człowieka, o którym mawia się, że używa życia. A my mówimy tak lekkomyślnie: raz się żyje... ale to „raz” pociąga za sobą gorzkie konsekwencje...
Gdy para małżeńska jest dziewicza, Bóg jest szczególnie uwielbiony.Bóg zawiera z nimi święte przymierze i błogosławi ich seksualność. Seksualność bowiem nie jest grzechem. Bóg dał ją jako błogosławieństwo. Tam, gdzie małżeństwo zawierane jest przed Bogiem, tam jest On obecny, także w łożu małżeńskim. W sakramentalnie zawartym małżeństwie osoby udzielają sobie łask Bożych w intymnym obcowaniu, a w związku niepobłogosławionym brudzą się wzajemnie swoim grzechem.
Bóg raduje się, gdy może im towarzyszyć w ich nowym życiu. Bóg i taka para tworzą jedność. Szkoda, że wiele małżeństw nie wie tego i nie myśli o tym. Gdy bierze się ślub w kościele jedynie z tradycji, nie wierząc w ten sakrament, błogosławieństwa nie ma.
Wielu myśli podczas ceremonii o tym, aby jak najszybciej się skończyła, aby można było wreszcie świętować, jeść, pić, bawić się i wyjechać na miodowy miesiąc. Zapominają o Panu. Tak jak ja wtedy uczyniłam i zostawiłam Go samego. Do głowy mi nie przyszło, aby zaprosić Pana do mojego nowego domu, do mojego nowego życia. On tak bardzo lubi być zapraszanym do przebywania z nami, we wszystkich sytuacjach życiowych, radosnych i mniej radosnych. Chce, abyśmy odczuli Jego obecność. Wprawdzie jest obecny z racji sakramentu małżeństwa, lecz byłoby piękniej, gdybyśmy byli świadomi Jego obecności.
I ja nie zaprosiłam Go, aby po moim weselu przybył do mojego domu. Zostawiłam Go w kościele. Potem spędziłam mój miodowy miesiąc i w ogóle nie myślałam już o Nim. Wróciłam do domu, a On smutny pozostał na zewnątrz i w ogóle nie zwracałam na Niego uwagi, nie zapraszałam do siebie.
Jak dobrze byłoby dla małżonków, gdyby byli świadomi Jego obecności i nie popełniali tego samego błędu, jaki ja wtedy popełniłam. Przy ślubie moich rodziców najpiękniejsze było to, że Bóg przywrócił memu ojcu wszystkie łaski, które stracił z powodu swego rozpustnego życia. Bóg uczynił to z miłości do mojej matki, jego żony, która jako dziewica zawarła związek małżeński. Bóg uleczył przez to zbrukaną seksualność mojego ojca i cały związany z nią nieporządek hormonalny.
Ojciec jednak był bardzo „męski” – istny macho – i jego przyjaciele zaczęli go znowu zatruwać i zwodzić, mówiąc mu, aby nie dał się wodzić za nos żonie. Szybko go przekonali do powrotu do wcześniejszego trybu życia. Okazał niewierność powierzonej mu żonie, mojej matce, już w 14 dni po swoim weselu. Dał się zaciągnąć do domu publicznego, by udowodnić przyjaciołom, że jest panem siebie i że nie będzie pantoflarzem.
I wiecie, co się stało z laską pasterską, którą otrzymał od Pana? Demon mu ją zabrał. I wszystkie te brudne złe duchy powróciły i przykleiły się do niego. Mój ojciec przeobraził się z pasterza rodziny w wilka, który nie chronił już rodziny, a otworzył demonom drzwi na oścież i stał się postrachem całego domu.
Mój ojciec powiedział we łzach po tamtej stronie: „Dzięki mojej cudownej żonie, twojej matce, która modliła się przez 38 lat za mnie o moje nawrócenie i prowadziła przykładne życie jako ofiarna matka, zostałem uratowany przed piekłem.”
Moja matka modliła się przez 38 lat za mojego ojca, który prowadził zepsute i cudzołożne życie, także z winy dziadka, który zabrał go jako 12-latka ze sobą do domu uciech, aby „zrobić z niego mężczyznę”. A wiecie, jak modliła się zawsze moja matka przed Najświętszym Sakramentem? Mówiła: „Panie, Boże mój, wiem i ufam, że nie pozwolisz umrzeć Swojej służebnicy, zanim nie ujrzę nawrócenia mojego małżonka. Proszę Cię nie tylko za moim mężem, a błagam Cię również, abyś wspierał wszystkie te biedne kobiety, które znajdują się w tej samej nieszczęśliwej sytuacji, co ja. Szczególnie proszę Cię za tymi kobietami, które oddają się mocy wróżbitów, czarnoksiężników i innych narzędzi magii oraz sił demonicznych. Proszę Cię za wszystkimi tymi, które w ten sposób sprzedają demonom swoje dusze i dusze swoich dzieci, zamiast trwać przed Najświętszym Sakramentem: przed Tobą, zamiast modlić się tutaj i Cię uwielbiać. Proszę Cię także za nimi. Wspieraj je wszystkie i uwolnij je z więzów Złego!”
Tak modliła się moja matka. I wiecie, dlaczego zawsze kochałam swego ojca? Ponieważ moja matka była dobrą kobietą, która nas nigdy, ani trochę, nie skłaniała do tego, by kogoś nienawidzić, nawet ojca, mimo że dawał jej ku temu powody.
Czasami moja matka mawiała do mnie, że miała widzenie i widziała, że po każdym ciężkim grzechu ziemia się otwiera i połyka daną duszę. Często naigrywałam się z tych jej opowiadań i nazywałam ją głupią i naiwną. Mówiłam często do niej: „Wiesz co, Bóg mi właśnie pokazał, jak otwarła się ziemia i połknęła tatę.” Mówiłam to, nawiązując do jej wypowiedzi dotyczących ciężkich grzechów.
Ale w tym drugim świecie stało się dla mnie jasne, że moja matka naprawdę miała mistyczną wizję. Odpowiedziała mi tak: „Tak, moja córko, widziałam twego ojca. Był spętany przez diabła, który chciał go zaciągnąć do otchłani. Ale musisz wiedzieć, że owiłam go natychmiast moim różańcem i zaciągnęłam do kościoła przed Najświętszy Sakrament. To była ustawiczna walka. Szatan chciał go zaciągnąć w dół swymi pętami, a ja swoim różańcem ciągnęłam go z powrotem w górę. I kiedy wreszcie przyprowadziłam go do kościoła, rzekłam do Pana: ‘Oto przyprowadzam Ci go i ufam, że Ty go uratujesz.’”
Mój ojciec nawrócił się osiem lat przed śmiercią. Z głęboką skruchą prosił Boga o przebaczenie, a miłosierny Bóg odpuścił mu. Mój ojciec jednakże nie odpokutował swoich czasowych kar za grzechy. Wprawdzie żałował, wyspowiadał się i otrzymał rozgrzeszenie, ale nie miał okazji odbyć pokuty. Dlatego znajdował się w czyśćcu, aż po szyję w tym cuchnącym bagnie, które już wcześniej opisałam.
Pokutowanie za popełnione grzechy i zadośćuczynienie to jedna z tych rzeczy, o których tak łatwo zapominamy. Właściwie bardzo mało o tym myślimy. Poza tym sami z siebie bardzo mało możemy zadośćuczynić. Ale Jezus w Najświętszym Sakramencie może nam udzielić łaski odpokutowania. Gdy Go odwiedzamy w Najświętszym Sakramencie i uwielbiamy Go, otrzymujemy często ten dar pokuty, zadośćuczynienia za skutki naszych grzechów.
W tym drugim świecie Bóg ukazuje nam, jak nasze grzechy wpływają na innych. Cierpi On bardziej z powodu skutków naszych grzechów dotykających inne osoby, aniżeli z powodu samego grzechu. Skutki te są zazwyczaj bezpośrednim atakiem na miłość. Bóg sam w Sobie jest miłością.
Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu to jedyna droga, która nas bezpośrednio prowadzi do Nieba. Zapamiętajcie to! To bardzo ważne dla nas wszystkich.
Gdy ktoś zdradza swojego współmałżonka, zdradza Pana Boga. Łamie obietnicę, którą złożył Bogu i swojemu partnerowi w dniu ślubu. Jeśli ktoś zamierza nie dotrzymać obietnicy małżeńskiej, niech lepiej nie zawiera związku małżeńskiego. Pan mówi do nas: „Jeśli jesteś niewierny, sam siebie potępiasz. Jeśli nie jesteś wierny, to się nie żeń.”
Pan mówi: „Moje dzieci, proście Mnie o to, byście mogły być wierne swojemu współmałżonkowi, byście mogły być wierne waszemu Bogu.”
Ile szkód i cierpień doświadcza małżeństwo z powodu niewierności! Gdy np. mężczyzna idzie do domu publicznego albo rozpoczyna romans z sekretarką, to pomimo prezerwatywy zaraża się wirusem. Wtedy nie pomoże żadna kąpiel. Wirus nie ginie i później, gdy przychodzi do swej żony, przenosi tego wirusa na nią i ten zagnieżdża się w pochwie lub w macicy, a później rozwija się z tego rak. Tak, rak! Kto więc odważy się twierdzić, że cudzołóstwo nie zabija?! I jakże wiele kobiet, które dopuściły się cudzołóstwa, boi się, że zostanie odkryty ich cudzołożny związek, i chcą usunąć dziecko! Zabijają niewinnego człowieka, który nie może jeszcze ani mówić, ani się bronić. To zaledwie kilka przykładów nieprzewidzianych konsekwencji grzechów, krótkiej chwili przyjemności.
Cudzołóstwo zabija na różne sposoby. I mamy jeszcze czelność skarżyć się na Boga, atakować Go i zrzucać na Niego winę, gdy rzeczy nie mają się tak, jakbyśmy tego chcieli, gdy mamy problemy, gdy nas nawiedzają choroby. To my fundujemy sobie nieszczęście i ściągamy je na siebie naszymi grzechami. Za grzechem stoi zawsze przeciwnik, szatan. Otwieramy mu drzwi, gdy ciężko grzeszymy. A gdy spotyka nas jakieś nieszczęście, wtedy Boga obarczamy odpowiedzialnością za to.
Biada temu, który próbuje zniszczyć małżeństwo. Gdy ktoś rujnuje małżeństwo, uderza w skałę, którą jest Jezus. Bóg chroni małżeństwo, nigdy w to nie wątpcie!
Chciałabym wam też jeszcze powiedzieć, że musicie dobrze uważać na wszystkich teściów, którzy mieszają się do małżeństwa dzieci, aby zniszczyć związek, zaszkodzić relacji małżonków, siejąc nieufność, uważając się za kogoś mądrzejszego. Nawet jeśli nie lubicie swojej synowej lub zięcia, czy słusznie czy nie, nie mieszajcie się w ich związek. Lepiej pomódlcie się za to małżeństwo. Oboje są już w małżeństwie i nic już nie można zrobić. Jedyną rzeczą, którą możecie uczynić, to modlitwa za nich. Módlcie się za to małżeństwo i milczcie. I ofiarujcie Panu swoje milczenie, które być może nie przychodzi wam łatwo. Wiele kobiet się potępiło, gdyż mieszały się do małżeństwa swoich dzieci. To bardzo ciężki grzech. Gdy zauważacie, że coś nie jest w porządku, że jedno z nich grzeszy przeciwko małżeńskiej obietnicy, zamilknijcie i módlcie się. Proście Boga za nimi, proście Boga o pomoc.
Możecie również porozmawiać z obojgiem i prosić ich, aby ratowali swe małżeństwo, aby brali pod uwagę swe dzieci, gdyż małżeństwo jest po to, aby kochać, obdarzać się i wzajemnie sobie przebaczać. Trzeba walczyć o małżeństwo, ale nie poprzez mieszanie się i ustawianie się po jednej stronie barykady."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum