Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2009-01-19, 16:17
Umiejętność przebaczania.
Autor Wiadomość
xena-xa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-31, 13:43   

Przebaczenie...trudna sprawa, zwłaszcza, gdy ran się świeże. U mnie definitywnie mąż skrzywdził mnie, właściwie krzywdził niemal 4 lata.Odeszłam, przyjechał za mną i za córką. Przepraszał, żałował, chciał wszystko naprawić. Tylko co teraz?Dziś to on twierdzi, że ja go skrzywdziłam, że ja jestem rozwódką-bo odeszłam wtedy, bo gdy odeszłam i nie chciałam go znać poszłam do pubu z przyjaciółmi, bo po 4 latach wyznałam rodzicom całą prawdę o nim, ale i tak dali mu szanse. Teraz on twierdzi, że jego kochanka była koleżanką, a wszystkie inne krzywdy nie istnieją lub ja skrzywdziłam go o wiele bardziej. Jak mam myśleć o przebaczeniu, nie mówiąc o ratowaniu związku, gdy on krzywdzi mnie dalej? Z każdym dniem bardziej.Nawet tu u moich rodziców staje się tym samym potworem którym był. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że mamy córkę i jestem w ciąży.I choć ciągle szantażuje mnie że odejdzie jest tu i nie odchodzi. A tak chyba było by najlepiej:(
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-01, 17:24   

Iwonko, bo nie można być żoną / mężem i nie interesować się współmałżonkiem....chociaż tak się dzieje i nie masz na to wpływu.
Mówię o tym, że my sami jesteśmy kowalami swojego losu i sami podejmujemy decyzje i bierzemy na siebie konsekwencje swoich decyzji.
Im bardziej jesteśmy świadomi sami siebie, tym nasze dycyzje są dojrzalsze, przemyślane , mądre.....a jak jesteśmy wierzącymi i blisko Boga, to tym bardziej nasze dycyzje wspierane przez Pana ( bo Go sami do swego życia zapraszamy - nasza decyzja).

Ale to też moja decyzja, czy ja wezmę sobie męża / żoną, urodzę dzieci i przygarnę np psa . Teraz to są już moje dojrzałe decyzję - tak ja chcę i przyjmuję koncekwencje. Ale to ciągle moje decyzje. W tej chwili moje decyzje są dojrzałe, bo biorę mężą i rodzę dzieci z ochotą i radośći , robię to licząc się z konseknencjami . A także świadoma konsekwencji prztygarniam psa. Z radością, ochotą z uśmiechem na twarzy.
Moją decyzją jest pozostanie z mężem, który mnie zdradzał i jestem świadoma konsekwencji.
Elzd, Ty świadoma konsekwencji i mniemam z radością modlisz się o zbawienie duszy swojego męża....bo tak postanowiłaś .
Więc chodzi mi o wolność....np w podejmowaniu swoich własnych decyzji...czyli odpowiedzialność sama za siebie .

Co do odpowiedzialności za swoje dzieci, tu się zgodzić nie mogę.
Nasz synuś teraz, wkraczając w dorosłe zycie, demenstruje nam swoja dojrzałość. Kiedy ja w takiej sytuacji przyjmę odpowiedzialność na siebie za Jego czyny i działania ....to będę je musiała przyjmować do końca życia.
Mój syn, kiedy chce być dorosły, chce samodzielnie podejmować decyzje, to też musi być swiadomy swoich decyzji i ich konsekwencji i te konsekwencje brać na siebie. W innym razie niegdy nie będzie dorosły, dojrzały.

Owszem....wychowanie wnuków , to albo się zgodzę i to będzie moja świadoma decyzja albo sie nie zgodzę i to też będzie moja decyzja i moje konsekwencje.

I myślę, że tak ze wszystkim i zawsze. O to mi więc chodzi....o to, że ja sama decyzduję, więc jestem kowalem swojego życia. Owszem...mam wpływ tylko na swoje własne decyzje. I gdy ktoś mnie rani....to też będę moje decyzje co ja z tym zrobię. Pozdro !EL.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-01, 18:10   

iwonka napisał/a:
Nie można być razem a jednak osobną wg zasady każdy jest kowalem...małżonkowi to już całość...dziwią mnie wpowiedzi EL, jak można być razem i nie interesować się partnerem? Momentami to takie podejście jak ze świata zwierząt.Złączyli,spłodzili,przedłużyli gatunek ,dzieci odchowane i fru...
Ja podjełam trudną dla mnie decyzję odseparowałam się od męza bo nie mogłam żyć pod jednym dachem niby razem a jednak osobną.Taki układ nie pasował mi jako małżęństwo.Wiem,że niedługo dostanę pozew i raczej się zgodzę,bo mąż chce sobie ułożyć życie-poinformował mnie o tym.Łudziłam się,ze to minie.w porę obudziłam się.C
Pytanie czy wybaczę? a co mam wybaczyć.To,że mnie oszukał,ze chce rozodu,że chce ułożyć sobie życie z "nią"? Życzę mu dobrze bo w te sposób będę i ja szczęśliwa.
Byliśmy barwnym małżęństwem.Popełnialiśmy błędy,cieszyliśmy się,plakaliśmy ale widocznie ktoś miał inne plany dla nas.Nie udało się nam wyjść z kryzysu...nie mogłam udawać,ze nie widzę i być żeby być...podejrzewam,ze może mężowi też jest trudno,ale tego nie wiem.Jakby miał wątpliwości to zadzwoniłby,napisał,przyjechał.Jego firma jest 30 km od miejsca gdzie mieszkam(wie o tym dobrze).Przebaczyć,że nam nie udało się?

Iwonko, kościół dopuszcza i zaleca separację.
Szkoda, że nie chcesz separacji, bo rozwody są straszną plagą!
Jak ósma plaga egipska!

Czy kochasz męża?
...Chce ułożyć sobie życie... a już ma żonę...
Jesteś jego żoną. Sakramentalną, przed Bogiem!

Możesz zawsze powiedzieć "nie" w sądzie!
Życzę Ci siły Pana Jezusa.

Niekiedy jest tak, że ten, zwany mężem/żoną - wpada w śmierć duchową - zamów msze święte wieczyste za niego! Koniecznie! I za siebie też!
Nie są "drogie" - 20 zł datek.
http://www.seminarium.org.pl/mass.html
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-01, 19:48   

EL. napisał/a:
Elzd, Ty świadoma konsekwencji i mniemam z radością modlisz się o zbawienie duszy swojego męża....bo tak postanowiłaś .

E tam, zaraz ........ z radością. ;-)
Z obowiązku i powołania to robię, jak każda (tak mniemam) żona. Radość byłaby wtedy, gdybym miała mniejszy przymus, powody inne.
Z obowiązku EL. Bo czuję się odpowiedzialna ze tego człowieka, w końcu jest moim mężem, chociaż on sobie coś innego uroił. El, ja nie mam wyboru, bo przed Panem będę odpowiadać, On kiedyś zapyta "gdzie jest twój mąż". Co wtedy powiem? Że mnie to nie interesowało?
Pozdrawiam. Elzd.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-02, 11:10   

Bo widzisz Elu ( Elzd) Twoja decyzja była - wziąć sobie za męża tego Pana i Ty z dojrzałością teraz bierzesz za tę decyzję odpowiedzialność i przyjmujesz konsekwen-cje.....szkoda tylko, że to Ty sama robisz to za Was oboje. To sie nazywa dojrzałość do decyzji ....w tym wypadku może nawet stąpanie na drodze do świętości....a na pewno życie wg zasad Boga. Elu, Ty jesteś Aniołem !! EL.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-02, 19:07   

Elżbieto, skąd wiesz, że Pan się zapyta, gdzie jest Twój mąż?
Przecież Bóg wie o wszystkim. Myślisz, że zapyta porzuconą żonę, gdzie męża "posiała"? Żonę, która do śmierci dochowała wierności? Jeżeli miałby się już zapytać, to raczej Twego męża, gdzie Cię "zgubił" po drodze.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-03, 00:00   

EL. Właśnie dziś miałam ciężką rozmowę. I wiesz, na pewno ta osoba nie widzi we mnie anioła, wręcz przeciwnie. Ale sza.... nie plotkujmy, bo ta osoba czyta nasze forum.

Ola. Pewnie Bóg zapyta i szanownego gdzie zapodział żonę.
Ale ja tam się wolę zabezpieczać i wypełniać co jest mi nakazane. Wiesz, liczę na to, że się szanowny mąż nawróci w jakiś sposób, nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale skoro Bóg nakazuje modlić się o bliźniego, to małżonek jest mieści się w określeniu "bliźni". Nie sądzę żeby było jak ze św. Augustynem, ale próbować mogę, nieprawdaż? Zresztą, co mam do stracenia?
Pozdrawiam. elzd
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-03, 21:48   

elzd1 napisał/a:
Nie sądzę żeby było jak ze św. Augustynem, ale próbować mogę, nieprawdaż? Zresztą, co mam do stracenia?


Bo przecież może być znacznie szybciej ;-)
 
     
iwonka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-04, 14:39   

Elżbieto to nie tak,ze ja zgadzam się na rozwód.Mąż nie chciał słyszeć o separacji bo wówczas nie ułożyłby sobie życia.Ja mogę powiedzieć- nie,ale to nie zmieni nic...nie bedzie nas...małżęństwo przed Bogiem.tak ja to wiem ale wiem też,że osoby"pokrzywdzone"przed Bogiem nie mają łątwo.są jakby wykluczeni z życia kościelnego nie mają praw.To jest przykre.
Znając siebie na pierwszej rozprawie mogę powiedzieć nie-dla emocji(miała się zgodzić a tu klops) ale potem powiem tak.
Dlaczego mam "utrudniać"komuś prywtne życie? To trudna decyzja przed sobą i przed Bogiem.Księża mówią dużo i róznie. spowiednik powiedział-odejść za zdrowia psychicznego i że zna przypadek,że małżęństwo rozstało się i każde załozyło swój związek i byli szczęśliwi...szczęścia nie uduję się na nieszczęściu ale częściej jednak tak jest
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-04, 16:08   

iwonka napisał/a:
Elżbieto to nie tak,ze ja zgadzam się na rozwód.Mąż nie chciał słyszeć o separacji bo wówczas nie ułożyłby sobie życia.Ja mogę powiedzieć- nie,ale to nie zmieni nic...nie bedzie nas...małżęństwo przed Bogiem.tak ja to wiem ale wiem też,że osoby"pokrzywdzone"przed Bogiem nie mają łątwo.są jakby wykluczeni z życia kościelnego nie mają praw.To jest przykre.
Znając siebie na pierwszej rozprawie mogę powiedzieć nie-dla emocji(miała się zgodzić a tu klops) ale potem powiem tak.
Dlaczego mam "utrudniać"komuś prywtne życie? To trudna decyzja przed sobą i przed Bogiem.Księża mówią dużo i róznie. spowiednik powiedział-odejść za zdrowia psychicznego i że zna przypadek,że małżęństwo rozstało się i każde załozyło swój związek i byli szczęśliwi...szczęścia nie uduję się na nieszczęściu ale częściej jednak tak jest

Jak to "osoby pokrzywdzone nie mają praw"? "wykluczeni z życia koscielnego" ?! Iwonko, co Ty piszesz?! Dlaczego tak piszesz? Czy chodzi Tobie o pomoc dla pokrzywdzonych? Napisz!
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-04, 17:53   

Iwonko....pomyśl o tym, że Ty również składałaś przysięgę...a ksiądz na końcu powiedział- Co Bóg złączył, człowiek niech NIE WAŻY sie rozłączać - Wiesz....Ciebie też obliguje ta przysięga ! Ty nie masz wpływu na to co zrobił i robi Twój mąż....ale masz wpływ na swoje decyzje i działanie ! Rozumiem, że Ty wyrazisz zgodę na zerwanie tej przysięgi ??

Piszesz, czego ja nie rozumiem - ale wiem też,że osoby"pokrzywdzone"przed Bogiem nie mają łątwo.są jakby wykluczeni z życia kościelnego nie mają praw.To jest przykre.
O kogo tutaj sie martwisz ?


Piszesz - Dlaczego mam "utrudniać"komuś prywtne życie? O kim tutaj mówisz ? Jakie prywatne życie ?? Twój mąż jest i będzie zawsze Twoim męzem....wiec jakie prywatne życie ?? A Twoje zycie ?
Iwonko - najpierw TY !! Zadbaj raczej o siebie !!

Piszesz - Księża mówią dużo i róznie. spowiednik powiedział-odejść za zdrowia psychicznego i że zna przypadek,że małżęństwo rozstało się i każde załozyło swój związek i byli szczęśliwi...szczęścia nie uduję się na nieszczęściu ale częściej jednak tak jest

Wiesz, spowiednik powinien raczej zadbać o Twoje życie duchowe ....hm.....jak myslisz, jak sie będziesz czuła gdy zgodzisz sie na rozwód ? Myslisz, że psychicznie- radośnie i zadowolona ? Myslisz, że ochronisz swoje zdrowie psychiczne ?? A do tego dojdzie jeszcze smutek duszy ....więc co podwójny ból.....dasz radę ??
Poproś raczej spowiednika o modlitwę za Ciebie !!
Pozdrawiam !! EL.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-04, 22:14   

Elzed1. Ja bym zamiast zapytać się Ciebie, czy modlisz się o zbawienie męża i o jego powrót z radością, zapytałabym się, czy robisz to szczerze.
Nie rozumiem też, dlaczego czujesz się w obowiązku być odpowiedzialna za jego zbawienie. Dla mnie to jest tak, jakbyś nadal żyła w poczuciu - nawet nie krzywdy, ale winy.

Sama nie wiem, czy wymuszanie na sobie obowiązku modlitwy za męża, jest dobre. Wydawało mi się, że modlitwa powinna być szczera. A jak może być szczera w przypadku "przymusu"?
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-04, 23:18   

Olusia, przeca wiesz. W końcu niby czemu miałabym nie być szczera w modlitwie za bliźniego? Jeśli moja modlitwa może coś pomóc innemu w nawróceniu (a tak nam mówi Kościół), chyba właśnie powinnam się modlić, o najbliższych przede wszystkim, nieprawdaż?
A co do obowiązku, nie każdy jest przymusem. Jak każdy mam obowiązki różne, wypełniam je jak mogę i umiem, staram się raz lepiej, raz gorzej, z mniejszą czy większą chęcią. Zobacz, czy matka narzeka że ma obowiązek nakarmić niemowlaka?
Myślę że wiesz o co chodzi, tylko na żarty Cię naszło.


[ Dodano: 2009-02-04, 23:40 ]
Iwonka. Dlaczego uważasz że masz być wykluczona z Kościoła?
iwonka napisał/a:
wiem też,że osoby"pokrzywdzone"przed Bogiem nie mają łątwo.są jakby wykluczeni z życia kościelnego nie mają praw.

Przecież nikt Ci praw nie odbiera, nie możesz tylko wejść w inny związek według nauki Kościoła, to jedyne ograniczenie.
A jeśli chodzi o Twojego męża, jego życie już nie jest tak bardzo prywatne, on już w zasadzie nie należy do siebie, a wszystko co robi, dotyczy Was obojga. Oczywiście, działa to w obie strony.
"Małżonkowie stają się już do śmierci aż tak bardzo sobie bliscy, jakby byli jednym ciałem. "Odtąd już nie są dwoje, lecz jedno ciało" (Mt 19, 6). "
Szkoda, że wielu o tym nie pamięta.
Pozdrawiam. Elzd
 
     
iwonka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-05, 12:41   

Prawo kościelne,przysięga małżęńska...(na dobre i na złe)wszystko to nic do tego co daje nam proza życia.Wiem,że ja mogę/powinnam modlić się za męża ale ja ostatnią nie wierzę w takie działanie.Właśnie po wypowiedzi tego spowiednika,aż cisneło mi się na usta czy wie co mówi.Księża to tylko ludzie,którym Bóg zlecił zadanie.Wiem,że przed Bogiem będziemy małżęństwem do śmierci, życie ma kręte drogi i nam nie udalo się.Jest mi ciężko to fakt ale jak byłam w "jego domu" to czułam się jak w obcym.Nie chciał rozmawiać,porawiać itd. a ja nie chciałam już słuchać przykrych słów,nie chcaialm dać się poniżyć...w imię czego? miłości? jak cały jego świat to pewna pani X(wówczas mężtaka,od m-ca"wolna").Jeżeli czekali na siebie,przez te lata? Czy moja starania daly coś? NIE...jeszcze bardziej zblizyli się...tu nie ma co "walczyć" o nas...ja walczę o siebie...Mąż to nie nie ten sam człowiek jakiego poznałam i znałam...został ze wszystkim(firma itp.) ja zaczynam od zera...ja walczę o siebie o moje jutro i przyszłość.Nie jest mi łatwo ale pozostając w "jego"domu też nie byłoby mi lepiej.Do wszystkiego potrzeba dwojga do rozmowy i do sprzeczki.Ja nie składam pozwu jak wspomnialam mąż nie chce separacji...czy walka o mnie to nie dla rozwodu?nie wiem...
 
     
Eugeniusz
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-17, 16:53   

Trudny temat " UMIEJĘTNOŚĆ WYBACZANIA" , który poruszyłem na tym forum schodzi powoli z ekranu. Ilość postów nie ma znaczenia , były polemiczne lub prowokujące , różne wypowiedzi jak to na forum bywa. Wyświetleń 2200 ale to też nie ma znaczenia. Zaproponowałem zrobienie małego kroku tzn : napisz sobie , dla siebie że komuś wybaczasz. Nie zauważyłem na tym forum tekstu : " tak pisałem/pisałam i są takie lub inne efekty". Czyli albo nikt nie pisał albo to nie działa. Miałem zamiar w następnym temacie , podać następne proste sposoby ułatwiające komunikacje słowną w małżeństwie. Ale chyba nie warto. Wolimy nażekać uzalać się i oskarżać . Cóż taka to juz ludzka natura że wolimy wychodować sobie owrzodzenia żoładka , nerwice , wybrać rozwód niż spróbować sobie i innym wybaczyć. Tym którzy przywrócili spokój domowego ogniska i zgodę w małżeństwie gratuluję. Wy piszcie i opowiadajcie jak to należy robić . Bądźcie pozytywnym przykładem i powielajcie dobro. A Pan Bóg niech prowdzi do dobrego jutra. Eugeniusz
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9