Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 246 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-01-21, 02:10 1 Kor 13,1-13
wito napisał/a:
Nie każde małżeństwo jest Elu do uratowania - bo tego muszą chcieć obie strony...
A czy ludzie mogą chcieć uzdrowienia ich małżeństwa w różnym czasie? Dajmy na to Andrzej chce uzdrowienia swojego małżeństwa od 12 lat. A Kama jego żona może dopiero zechce np. za 2 lata. Czy nie mają szansy? Dasz głowę, że nigdy nie zechce? Nie dasz, bo i nie możesz dać:), bo nie znasz przyszłości, którą zna tylko Bóg. I tylko On ma wgląd w serca i sumienia ludzi. I tylko On zna całą prawdę i tylko On wie czy Kama zechce czy nie.
Nikt tak dobrze nie zna nas jak Bóg. Przyszłość - życie przed nami do śmierci jest tajemnicą. My siebie samych nawet dobrze nie znamy. Wielokrotnie w jakiejś sprawie możemy w nieznanej przyszłości zmienić zdanie...
Zdaniem fałszywym jest zdanie, że żaden małżonek nigdy nie zechce skorzystać z Bożej łaski sakramentu małżeństwa - nie zapragnie uzdrowienia swojego małżeństwa. Prawda, że tak sformułowane zdanie jest fałszywe ? :). Życie uczy, że ludzie nawracają się, że otwierają się na łaski np. pod wpływem modlitwy wstawienniczej bliskich (i nie tylko) osób. Skoro łaska uzdrawia, to może uzdrowić serce mojej żony, Twojej... Nigdy nie można tego wykluczyć. Dlatego zdanie, że każde trudne sakramentalne małżeństwo ma szanse na uzdrowienie jest zawsze prawdziwe . Dopóki małżonkowie żyją, mogą otworzyć się na łaskę sakramentu małżeństwa. To otwarcie zwykle (prawie zawsze) następuje w różnym czasie, nie w tej samej sekundzie, ba… nie w tej samej godzinie... bo różnimy się; różnimy się niejednakowym w czasie naszym otwieraniem się na Boga.
Jakże niesamowite i wspaniałe jest zdanie wypowiedziane przez św. Pawła do Filipian:
"Albowiem to Bóg jest w nas sprawcą chcenia i działania zgodnie z Jego wolą" (Flp 2,13).
Sakrament małżeństwa jest świętym przymierzem małżonków ze sobą i z Bogiem. Jego świętą wolę w stosunku do każdego z małżonków wyraża treść przysięgi małżeńskiej tj. dozgonne przyrzeczenie miłości i wierności oraz to wszystko, co zawiera "Hymn o miłości".
A więc tylko wtedy, gdy otwieramy się na łaskę Bożą, tzn. gdy chcemy pełnić Jego określoną w zobowiązaniach małżeńskich wolę, to Bóg daje nam chcenie i potrzebne do jego potwierdzenia i podtrzymania działanie. Jest to taki zwrotny mechanizm współdziałania człowieka z łaską.
wito napisał/a:
Nie z każdym można się pojednać bo pojednanie to także proces, w którym muszą uczestniczyć obie strony...
Małżeństwo sakramentalne to nie dwie osoby, lecz trzy (a dokładniej pięć): oboje małżonków i Bóg. Sakrament małżeństwa to przymierze pomiędzy mężem, żoną i Bogiem Trójosobowym. Proces chrześcijańskiego jednania się małżonków ma swój początek w otwieraniu się małżonka na Boga. Dzięki aktywnej relacji z Bogiem, Bóg uzdrawia jego serce i uzdalnia je do przebaczenia – do pojednania, do oczekiwania na uzdrowienie serca współmałżonka, aby się ostatecznie z nim pojednać ("Powrót męża marnotrawnego")... Jeśli rządzą mną stany emocjonalne, to tej prawdy nie przyjmę, ani sercem ani rozumem, bo pielęgnowane poczucie skrzywdzenia generuje narastający stan emocjonalny, który blokuje przyjęcie wyzwalającej prawdy.
Drugi małżonek (ten bardziej zamknięty na Boga) może wejść w relację z Bogiem i otworzyć się na pojednanie ze współmałżonkiem później. Nigdy nie można tego wykluczyć, że ten spóźniony otworzy się.
Brak wiary i nadziei - odwrócenie się od sakramentalnego wymiaru swojego małżeństwa (ignorowanie przymierza) może spowodować brak wiary i nadziei na uzdrowienie małżeństwa. Niewiara w moc Boga obecnego w związku sakramentalnym - niewiara w to, że Bóg ma moc zdolną uzdrowić serce współmałżonka może być spowodowana skrzywdzeniem, boleśnie zranionym sercem zamkniętym na pojednanie. To trwanie w skrzywdzeniu i ustawiczne pielęgnowanie skrzywdzenia blokuje działanie łaski. To tak jak z dziećmi, które poraniły swoje ciało i nie pozwalają lekarzowi dotknąć się do rany, aby on jako fachowiec mógł ją oczyścić i opatrzyć...
Z dorosłymi jest dużo gorzej... Ich nie da się przymusić tak jak dzieci. :)
Oni mają trudniej. Im potrzeba uznania, że "moc w słabości się doskonali", że jedynym skutecznym lekarstwem jest uznanie swojej bezsilności i pozwolenie Bogu, by On sam działał... Jezu, Ty się tym zajmij...
Hymn o miłości 1 Kor 13,1-13
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe.
Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość."
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
wito [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 07:43
Andrzej - ogromnie wierzysz w to, że kiedyś twoja żona
Andrzej napisał/a:
otworzyć się na pojednanie ze współmałżonkiem później
To jest Twoja wiara, czasem mam wrażenie, że coś więcej.
Andrzej napisał/a:
Nigdy nie można tego wykluczyć. Dlatego zdanie, że każde trudne sakramentalne małżeństwo ma szanse na uzdrowienie jest zawsze prawdziwe . Dopóki małżonkowie żyją, mogą otworzyć się na łaskę sakramentu małżeństwa.
teoretycznie tak, przypadki powrotu po latach rozstania są bardzo nieliczne.
Andrzej napisał/a:
To otwarcie zwykle (prawie zawsze) następuje w różnym czasie, nie w tej samej sekundzie, ba… nie w tej samej godzinie... bo różnimy się; różnimy się niejednakowym w czasie naszym otwieraniem się na Boga.
a tak po ludzku to wtedy kiedy krzywdzicielowi rozwali się powtórny związek, lub podwinie noga...
Andrzej napisał/a:
Zdaniem fałszywym jest zdanie, że żaden małżonek nigdy nie zechce skorzystać z Bożej łaski sakramentu małżeństwa - nie zapragnie uzdrowienia swojego małżeństwa. Prawda, że tak sformułowane zdanie jest fałszywe ? :)
oczywiście - to zdanie jest prawdziwe. Są ludzie, którzy pragnęli lub pragną uzdrowienia swego małżeństwa.
ale powiedz, czy zdaniem fałszywym jest, że ludzie rozbijający rodziny i niszczący więzi rodzinne zawsze będą chcieli skorzystać z tej łaski??
Prawda, że tak sformułowane zdanie jest fałszywe ?
powiedz czy zdaniem fałszywym jest, że ludzie stający przed ołtarzem zawsze robią to dlatego że czują, że wiążą się sakramentalnym przymierzem z małżonkiem biorąc na świadka Boga?? Prawda, że tak sformułowane zdanie jest fałszywe ?
Pozdrawiam Witek
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 09:27
wito napisał/a:
teoretycznie tak, przypadki powrotu po latach rozstania są bardzo nieliczne.
I tu Wito, mylisz się Ty bardzo mocno.
Przypadki powrotu są bardzo liczne!
Powiedziałabym nawet, że coraz liczniejsze!
Chwała bądź Bożemu Sercu!
Ludzie zapominają o Bożym Sercu i dlatego tracą nadzieję.
Kiedy ostatnio oddałeś swoje życie Bożemu SercuWito?
Ci którzy są - z nadzieją Chrystusową - odzyskują wszystko, zwłaszcza to.. co im się tylko wydawało, ze stracili.
Wito, życzę Ci wiary, nadziei i MIŁOŚCI.
I nade wszystko życzę, aby Jezus Chrystus poprowadził się w Twojej trudnej sytuacji.
Pozdrawiam
PS.
wito napisał/a:
Nie z każdym można się pojednać bo pojednanie to także proces, w którym muszą uczestniczyć obie strony, inaczej jest to zamiatanie śmieci pod dywan, ktoś otworzy drzwi, powieje i śmieci znów znajdą się na wierzchu - nawet po kilkunastu latach.
elzd1 napisał/a:
A może trzeba się zastanowić co rozumiemy pod określeniem "małżeństwo"? Może widzimy zupełnie coś innego?
wydaje mi się że właśnie tutaj tkwi istota rozbieżności zdań. Ja raczej skłaniam się ku opinii jezuity ks. Prusaka, że "Bóg nie powołał do istnienia małżeństw duchowych" "nie ma sakramentu samotności". Benedykt XVI twierdzi że w przypadku osób rozwiedzionych "nikt z nas nie ma gotowych formuł" i skłaniam się raczej w tę właśnie stronę.
Wydaje mi się że Elżbiecie bliższa jest teoria głoszona przez pana Guzewicza, że każde małżeństwo jest do uratowania. Ludzi żyjących kilka lat po rozwodzie, formalnej lub nieformalnej separacji dalej uważa za małżeństwo. Że uzdrowienia małżeństwa możemy dokonać tego sami - bez udziału tej drugiej strony, żyjąc w oddaleniu od małżonka.
pozdrawiam W.
Wito, przed pojednaniem - do którego dążysz - jest PRZEBACZENIE.
BEZ PRZEBACZENIA NIE MA POJEDNANIA.
Dążysz w złej kolejności do "czegoś", nie wiem już czego, bo napisałeś, że nie przyjmiesz żony, więc zupełnie nie wiem teraz o co Tobie chodzi w RATOWANIU MAŁŻEŃSTWA.
Dążysz do pojednania nie dążąc do odrodzenia małżeństwa?
Dążysz do przebaczenia nie dążąc do odrodzenia małżeństwa?
Wito, czego tak naprawdę chcesz, bo zupełnie nie rozumiem.
I jeszcze :
ksiądz jezuita ojciec Jacek Prusak nie żyje w małżeństwie
pan Guzewicz żyje w małżeństwie
może ojciec Jacek znać TAJEMNICĘ BYCIA W MAŁŻEŃSTWIE SAKRAMENTALNYM?....
hmm... może tak, może nie...
--- spowiednik powiedział kiedyś "nie żyję w małżeństwie" powiedział to w czasie spowiedzi - JAKA TO GŁĘBOKA PRAWDA !
Pan Bóg natchnął go do wypowiedzenia T A K I C H SŁÓW
markow [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 10:29
Każde małżeństwo sakramentalne jest do uratowania.
A może inaczej to rozpatrywać?
Każde małżeństwo sakramentalne ważnie zawarte jest do uratowania.
Chodzi mi o czystość serc małżonków w chwili ślubowania sobie miłości przed Bogiem. Jeżeli już na poziomie intencji zawarcia małżeństwa była nieczystość, która później w trakcie trwania małżeństwa się ujawniła, to ratowanie takiego małżeństwa może być przysłowiowym waleniem głową w mur.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 10:32
markow napisał/a:
Każde małżeństwo sakramentalne jest do uratowania.
A może inaczej to rozpatrywać?
Każde małżeństwo sakramentalne ważnie zawarte jest do uratowania.
Chodzi mi o czystość serc małżonków w chwili ślubowania sobie miłości przed Bogiem. Jeżeli już na poziomie intencji zawarcia małżeństwa była nieczystość, która później w trakcie trwania małżeństwa się ujawniła, to ratowanie takiego małżeństwa może być przysłowiowym waleniem głową w mur.
Markow, kto ma dostęp do poziomu intencji zawarcia małżeństwa?
..monika.. [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 10:48
Markow,
w Twoim rozumowaniu jest ryzyko, ze w zasadzie kazda ze stron, kiedy cos nie wychodzi moze powiedziec "a moze to dlatego, ze nasze malzenstwo nie bylo waznie zawarte!" i zaprzestac wszelkiej walki.
poza tym, jak napisala Ela, nie wiesz i nie mozesz wiedziec jakie byly intencje drugiej strony. to wie tylko Bog i ona sama.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 12:53
wito napisał/a:
Mirelo - moją tragedią jest to że właśnie najbliżsi nie rozumieją tego, że do wybaczenia i w konsekwencji pojednania, potrzeba woli obu stron. Wymagają (tak sadzę, bo rozmów brak) ode mnie pełnej akceptacji jej czynów, postawy. Bo przecież ona taka wykształcona, fajna, otwarta...
A ja chronicznie nie lubię Madonny nie dlatego że źle śpiewa ale za to że szydzi z tego co dla innych stanowi świętość. Nie toleruję postawy niektórych polityków, duchownych, ludzi występujących publicznie, nie za to że kiedyś popełnili błędy i być może nawet z głupoty ale zaszkodzili innym ale za to, że pomimo oczywistych dowodów temu zaprzeczają. Nie mogę się zgodzić na to, że zdrada jest pracą naukową. Z kimś takim nie można podjąć konstruktywnego dialogu a co za tym idzie rozpocząć procesu wybaczenia. Nie mogę i myślę, że mnie rozumiesz.
Życie nie jest takie czarno białe jak to widzi pan Rucki.
Wito
Opowiem Ci coś co mnie samą zdziwiło...W sumie tak do końca nie wiem czy powinnam, chociaż to wielkie świadectwo ...
Przez wiele lat zbierały się rany i ropiały długi czas u mnie i u męża. Żyliśmy pod jednym dachem tak jak obcy sobie ludzie. I był czas kiedy żadne z nas nie potrafiło powiedzieć PRZEPRASZAM, ba nic nie potrafiło powiedzieć...I TO BYŁ KONIEC tak zupełnie ludzki KONIEC. Ale dla Boga to był moment w którym my , lub jedno z nas mogło otworzyc się na działanie. Czyli zdarza się tak jak u mnie ,ze po ludzku nie ma WIARY, NADZIEI ( Miłości też nie ma, bo jej nie widać kiedy odbiera się człowiekowi wiarę i nadzieję). Wtedy człowiek jest jak zamrożony, bo chce byc kochanym i chce kochać ,a w zasadzie ma wszczepioną MIłOSC JUZ PRZEZ SAM SAKRAMENT CHRZTU, a jednak nie może...zabrano mu wszystko...oprócz tej niewidocznej Miłości . Wtedy jest chory, ja byłam, bo nie mogłam w sposób wolny , prawdziwy kochać, bo rosło we mnie skrzywdzenie, bunt, rozgoryczenie. W takim stanie szukanie w sobie dobra jest niemożliwe. Wtedy tylko oboje z mężem mogliśmy się ranic , może nawet nie chcąc...ale ten stan powodował ,że świadomie czy nie , raniąc współmałżonka raniliśmy jednocześnie siebie bardziej. I coś pękło we mnie coś zupełnie niespodziewanie...kiedy już nic nie robiłam a "wegetowałam"i to co zdało mi się miłoscią bardziej mnie raniło, wtedy właśnie nastąpił przełom. Sama nie wiem czy tego chciałam...czy się spodziewałam...czy rozumiałam...wiem jedno KTOŚ mnie znalazł...i znalazł mnie po coś...ku czemuś...Jezus Chrystus jest niesamowity, ciągle nieodgadniony, subtelnie odkrywający coś niepojętego. Pierwsze moje PRZEPRASZAM było ciche...sztuczne nawet może...drżące...próbujące schować łzy w oczach...Te pierwsze przepraszam pozwoliło mi zrozumieć ile sama szkody zrobiłam sobie, mężowi. Nie pamiętam reakcji męża, to był dla mnie trudny moment. Potem starałam się wykonywać wszystko jak zona powinna. Powrót ze stanu gdzie okopałam się murem , ze strachu i nie dać się zranić ponownie powoli mijał.Ale ciągle byłam narażona na zranienia, jeszcze bardziej bolesne. Myślałam sobie: Panie Boże przecież teraz staram się, czy wobec tego też będę cierpieć? Nie rozumiałam wtedy ,że właśnie tak tylko można nauczyć się miłowania bliźniego , a tym samym samego Boga. Więc mijały miesiące, lata i mówiłam przepraszam ...któregoś dnia USŁYSZAŁAM PRZEPRASZAM...przeprosiliśmy się W RÓŻNYM CZASIE I W RÓŻNYM CZASIE PRZYJELIŚMY PRZEPROSINY. I znowu próba...zawalaliśmy sprawę na przemian...I było tak...Przepraszam...mijał czas....przepraszam...raz ja słuchałam , raz mąż, raz wypowiadałam ja , raz mąż...na przemian w różnym okresie i w różnym czasie...bez wytłumaczenia, bez dodatkowych słów...Ale mąż przeszedł samego siebie, zaskoczył mnie, myślałam ,że stać mnie na więcej...ale to on mnie prześcignął w przepraszaniu i cierpliwości OKAZAŁO SIĘ mąż jest w tym lepszy!!! Któregoś wieczoru siedzieliśmy przy stole i mąż na moment wyszedł po czym wrócił i uklęknął i nie wiem skąd wziął tyle siły, a może właśnie wiem ....( dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych) i przepraszał za wszystko co złego mi uczynił w małżeństwie...SPARALIŻOWAŁ MNIE, bo czułam ,że ja tez w tym momencie powinnam to uczynić...Tak długo czekałam na zmianę...,że przegapiałam moment w którym zmiany już dawno się toczyły i toczą dalej... Pan Bóg wiedział co jest mi potrzebne do wewnętrznego PEŁNEGO OTWARCIA NA BOGA I BLIŹNIEGO , bo jednak próbowałam ciągle otwierać się na małżonka...Te próby skończyły się odpowiedzią Bożą...przez TAKIE PRZEPRASZAM MOJEGO MĘŻA.
Jezusowi Miłosiernemu niech będą dzięki !!!
Myślę sobie ,że cuda się zdarzają każdego dnia, jakże by to było gdyby tak Miłosierny Jezus pozostawił nas bez cudu..., tylko człowiek zawsze chce więcej, inaczej, nie rozumiejąc, że po Bożemu jest to mądrzejsze ,owocniejsze dla człowieka...może właśnie dlatego ciągle pomimo cudów człowiek jest rozgoryczony...smutny ...,że szukając czegoś wielkiego według własnego wyobrażenia, przegapia te maleńkie drobiazgi które tworzą NIEZWYKŁĄ , PEŁNĄ MIŁOSCI całość...
wito [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 13:20
Elżbieta napisał/a:
Wito, przed pojednaniem - do którego dążysz - jest PRZEBACZENIE.
BEZ PRZEBACZENIA NIE MA POJEDNANIA.
Elu przecież tematem tego postu jest jak wybaczyć i tylko dlatego zabrałem głos w tej dyskusji.
Dlatego że 17 lat temu przebaczyłem nie czekając na to jak zachowa się ten komu przebaczyłem.
Teraz po kolejnej zdradzie już tak jak kiedyś nie potrafię przebaczyć - uważam że do przebaczenia a NASTĘPNIE - pojednania, konieczne jest rozliczenie się krzywdziciela z przeszłością, chęć zadośćuczynienia. Sytuacja w której krzywdziciel stara się zakłamywać fakty, nie potrafi powiedzieć przepraszam, wręcz pomimo prawomocnych wyroków sądu dalej stara się osoby, które skrzywdził obarczyć winą - jest cynizmem, skandalem i dla mnie nie do przyjęcia.
Cały czas staram się to wytłumaczyć.
Elżbieta napisał/a:
Dążysz w złej kolejności do "czegoś", nie wiem już czego, bo napisałeś, że nie przyjmiesz żony, więc zupełnie nie wiem teraz o co Tobie chodzi w RATOWANIU MAŁŻEŃSTWA.
Napisałem już wyżej, że kiedyś bardzo chciałem ratować małżeństwo. Zacytowałem też pewną wypowiedź, po której ten zapał zaczął we mnie topnieć - to było podczas jednaj z rozpraw w sądzie, ponad rok temu. Potem było jeszcze kilka zdarzeń, które przekonały mnie, że tak naprawdę to ja już nie chce być z kimś kto tak traktuje rodzinę. Nie zdrady, nie inne zdarzenia z przeszłości. Właśnie postawa żony w trakcie sprawy rozwodowej, po oddaleniu pozwu, podczas wesela córki, komunii kolejnej córki przekonała mnie do podjęcia decyzji, że z kimś takim nie chce żyć.
Tak Elu napisałem już wcześniej, że ja nie chcę ratować małżeństwa, sądzę, że jego nie było wcale.
Czego pragnę? - proste Elu - zabrałem głos w temacie o wybaczeniu. Pragnąłbym bardzo wybaczyć, mam świadomość, że nie chcę żyć z kimś takim, ale chciałbym wybaczyć. O pojednaniu na dzień dzisiejszy nie ma mowy. Nie zamykam się na nie, ale napisałem już, że nie jestem wytworem popkultury, który jest w stanie przyjąć i zgodzić się na każde świństwo.
Bo nauczono mnie, że nie wolno chować urazy, że trzeba ludziom przebaczać, że trzeba się dogadywać. Jednak życie nie jest takie proste, niesie sytuacje, o których nie mamy pojęcia.
Elżbieta napisał/a:
I jeszcze :
ksiądz jezuita ojciec Jacek Prusak nie żyje w małżeństwie
pan Guzewicz żyje w małżeństwie
w bardzo prosty sposób odebrałaś kapłanom prawo do głosu w dyskusji na temat małżeństwa, pominęłaś Benedykta XVI - jest też kapłanem, też nie żyje w małżeństwie.
Markow - zgadzam się z Tobą. Dodam tylko że do tego uratowania potrzebna jest wola z obu stron, nikogo na siłę nie przymusimy.
..monika.. napisał/a:
poza tym, jak napisala Ela, nie wiesz i nie mozesz wiedziec jakie byly intencje drugiej strony. to wie tylko Bog i ona sama.
- co kiedy ta osoba te intencje publicznie ujawnia? co wtedy kiedy sama przyznaje że sakrament nie miał dla niej znaczenia?
Czy dalej trzeba walić głową w mur??? jak długo? do szaleństwa? do śmierci może?
Jakże okrutny musiałby być Bóg gdyby wymagał od nas takiej drogi. Na całe szczęście Bóg jest Miłością a jego Miłosierdzie nie ma granic.
samotna [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 13:27
Mirelo - bo tak Wam - podkreślam Wam było dane.
Nie każdemu jednak ... i z tego też należy zdac sobie sprawe.
Przychylam sie tu bardziej do wypowiedzi Witka.
Moim zdaniem kwestia wybaczenia w odniesieniu do odchodzacych współmałzonków
ma zupełnie inny wymiar w zalezności od sytuacji:
1. Kiedy współmałżonek - nie widzi wyrzadzonej krzywdy, wyrządzonego zła - odchodzi-
nie przeprasza
nie jest się juz razem - wtedy wybaczenie ma raczej wymiar pogodzenia się ze stanem rzeczy i nie wracania do przeszłości, nie rozdrapywania ran, nie złożeczenia mu, odpuszczenie
2. Kiedy współmałżonek ma świadomość tego co zrobił - przeprasza, ale nie zmienia swojej decyzji, wtedy wybaczenie ma podobny wymiar jak w punkcie 1, i prawdopodobnie łatwiej
do wybaczenia dojrzeć,
3. Kiedy współmałżonek podobnie jak w punkcie 2 z tym, ze zmienia swoją decyzję i chce naprawić to co zepsuł - wtedy wybaczenie to zupełnie inna bajka, to długi proces, ciężka praca dwóch osób i nie wiele ma wspólnego z wybaczeniem dot. punktu 1i 2
wito [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 13:38
Mirelo - dziękuję za ludzki głos w tej dyskusji. Tak właśnie przebiega proces wybaczenia. Uczestniczą w nim dwie strony.
Tak jak zawarli to biskupi polscy w pamiętnym liście do biskupów niemieckich "Wybaczamy i prosimy o wybaczenie".
Myślisz, że ja nie czyniłem prób dotarcia do żony?
Moje starania, wielogodzinne rozmowy z psychologiem, msze święte, modlitwy. Szukałem, czekałem, wierzyłem. Widocznie Pan Bóg nie dał mi tyle sił co Tobie i w pewnym momencie stwierdziłem, że już dalej nie mam siły. Nie żałuje, tej decyzji. Bardzo trudnej decyzji.
Twoje świadectwo na pewno będzie wskazówką na to jak należy podchodzić do wybaczenia ale jak zauważa samotna - mieszkaliście razem. Inaczej maja się sprawy kiedy jedno ze współmałżonków odchodzi i nawet pomimo tego dalej nie przestaje ranić.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 13:59
No więc Wito, czy przeprosiłeś żonę i czy ona wybaczyła Ci?
wito napisał/a:
biskupi polscy w pamiętnym liście do biskupów niemieckich "Wybaczamy i prosimy o wybaczenie".
albo inaczej zapytam
czy napisałeś, powiedziałeś żonie
wybaczam Ci i proszę Cię o wybaczenie
wito napisał/a:
że nie jestem wytworem popkultury, który jest w stanie przyjąć i zgodzić się na każde świństwo.
ten stan ducha jest dla mnie niezrozumiały, w odniesieniu do żony
ale to Twój stan ducha i Twój wybór
wito napisał/a:
.. co kiedy ta osoba te intencje publicznie ujawnia? co wtedy kiedy sama przyznaje że sakrament nie miał dla niej znaczenia?
Wito, wierzysz w to? naprawdę? Mój Boże, a gdybyś to Ty się pogubił?
Lecz Ty nie zakładasz, że mógłbyś się pogubić....
i dlatego żądasz od żony i żądasz, i żądasz,
a człowiek potrzebuje nie żądań, a Miłości.
zresztą
Miłości tej nie dasz żonie, ani żona Tobie.
Miłość daje Bóg, w małżeństwie JEZUS CHRYSTUS.
Wito, ten wątek to nie dyskusja.
To słowo jest nieadekwatne do Istoty tego forum i będzie zmienione.
My nie dyskutujemy, to jest forum POMOCY.
To nie jest forum dyskusyjne.
Słowo "dyskusja" jest niefortunnie wstawione i myślę, że będzie zamienione na "pomoc" lub podobne.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 14:40
samotna, Wito!
wito napisał/a:
Mirelo - dziękuję za ludzki głos w tej dyskusji. Tak właśnie przebiega proces wybaczenia. Uczestniczą w nim dwie strony.
Tak jak zawarli to biskupi polscy w pamiętnym liście do biskupów niemieckich "Wybaczamy i prosimy o wybaczenie".
Myślisz, że ja nie czyniłem prób dotarcia do żony?
Moje starania, wielogodzinne rozmowy z psychologiem, msze święte, modlitwy. Szukałem, czekałem, wierzyłem. Widocznie Pan Bóg nie dał mi tyle sił co Tobie i w pewnym momencie stwierdziłem, że już dalej nie mam siły. Nie żałuje, tej decyzji. Bardzo trudnej decyzji.
Twoje świadectwo na pewno będzie wskazówką na to jak należy podchodzić do wybaczenia ale jak zauważa samotna - mieszkaliście razem. Inaczej maja się sprawy kiedy jedno ze współmałżonków odchodzi i nawet pomimo tego dalej nie przestaje ranić.
Już pisałam o tym kiedyś ,że Bóg dla małżonków sakramentalnych ma w swoim Miłosierdziu wiele niespodzianek , takich jak DOBRO...nie jest możliwe ,że nie chce JEDNOSCI MAŁŻONKÓW SAKRAMENTALNYCH...!!!! TO FAŁSZ !!!
Wierzę też ,że trudno jest z uporem maniaka wybaczać i wybaczać i wybaczać...w nieskończoność jak Chrystus...To jak jakieś maniactwo...hm...To jak z modlitwą ...też potrzeba nieraz maniactwa, a w zasadzie uporu maniaka...i człowiek czeka ...czasem sam nie wie na co...ale taki sposób upornego mania świadczy ,że jestem tak jak potrafię na ten moment. Jeśli zamknie się drzwi na cokolwiek ...na małżonka , na modlitwie( przykłady) wtedy się już nie jest...a kiedy się nie jest to się umiera...
Wito ...teraz Twoja żona tego nie rozumie, ale tez nie masz pewności w 100% ,że nigdy nie zrozumie i nie będzie chciała powrotu...Już rozumiem intencję modlitewną Faustyny za grzeszników wypraszając Boże Miłosierdzie o otwarcie serc zatwardziałych serc...
Pan Bóg nie pozostawia żadnego człowieka...to człowiek oddala się od Boga...zamykając serce na PRAWDE , na Boga i bliźniego.
UFAM Bożemu Miłosierdziu i to sprawia ,że mam wiele sił...
Pozdrawiam serdecznie :) Miłego popołudnia Wszystkim życzę.
Jeśli ktoś ma czas o 15 h dziś , to połączmy się w Koronce Do Miłosierdzia Bożego w swoich skrytych intencjach...
Jeszcze coś koniecznie muszę dopisac...
Dla Jezusa Miłosiernego nie ma znaczenia przestrzeń , miejsce , czas...nic poza MIŁOSIERDZIEM...to oznacza,że nieistotne jest dla Boga w Miłosierdziu, w cudzie, czy małżonkowie mieszkają osobno , czy razem...Zwątpienie jest naturalnym stanem człowieka,ale tak chce szatan...byśmy stracili wiarę w Bożą MOC, w siłę Miłosierdzia Bożego w sercu ludzkim!
Ostatnio zmieniony przez Mirela 2009-01-21, 14:54, w całości zmieniany 5 razy
wito [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 14:45
Elżbieta napisał/a:
Lecz Ty nie zakładasz, że mógłbyś się pogubić....
i dlatego żądasz od żony i żądasz, i żądasz,
a człowiek potrzebuje nie żądań, a Miłości.
To jest Twój pogląd. Zrozum - niczego nie żądam od żony, niczego nie żądałem - oczekiwałem jedynie miłości.
pogubić się może każdy z nas - także Ty.
Elżbieta napisał/a:
ten stan ducha jest dla mnie niezrozumiały, w odniesieniu do żony
bo widocznie nigdy nie usłyszałaś, przeczytałaś i doświadczyłaś, że spotkania z kochankiem są praca naukową.
Elżbieta napisał/a:
My nie dyskutujemy, to jest forum POMOCY.
wiesz Elu gdzie się jeszcze nie dyskutowało - w jedynie słusznym ustroju. Jeżeli nie mieściło się w ogólnie przyjętych ramkach - kończyło się z dziurką z tyły głowy.
I w sekcie tez się nie dyskutuje - tam guru narzuca normy i wszyscy, muszą sie podporządkować i mieć takie samo zdanie na każdy temat.
Powodzenia
[ Dodano: 2009-01-21, 15:03 ]
Mirela napisał/a:
Dla Jezusa Miłosiernego nie ma znaczenia przestrzeń , miejsce , czas...nic poza MIŁOSIERDZIEM...to oznacza,że nieistotne jest dla Boga w Miłosierdziu, w cudzie, czy małżonkowie mieszkają osobno , czy razem...Zwątpienie jest naturalnym stanem człowieka,ale tak chce szatan...byśmy stracili wiarę w Bożą MOC, w siłę Miłosierdzia Bożego w sercu ludzkim!
zgadzam się, że dla Boga nie ma znaczenia ani czas ani przestrzeń, Początek i Koniec, Alfa i Omega...
dla Boga, ale my jesteśmy ludźmi i dla nas to czy jesteśmy razem czy osobno, czy z sobą rozmawiamy, czy nie, czy czujemy że jesteśmy kochani, zdradzani, wyszydzani, oszukiwani, pożądani, szanowani ma ogromne znaczenie.
Pozdrawiam Witek
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 16:05
wito napisał/a:
Zrozum - niczego nie żądam od żony, niczego nie żądałem - oczekiwałem jedynie miłości.
No właśnie Wito!
Oczekiwałeś miłości.
A czy dałeś miłość żonie? Może nie dałeś takiej jakiej ona potrzebuje?
Co to jest miłość? Jak ją rozpoznać? Jak się nauczyć? Jak kochać?
Może ona rozumie cos innego - slowo miłość?
Wito, nie musisz odpowiadać. Pytania są dla Ciebie, do własnego osądu stanu MIŁOŚCI. OCENY TWOJEJ MIŁOŚCI DO ŻONY.
potrzebowałeś miłości ...
no i nie dostałeś, tak?
i dlatego żony nie kochasz, tak?
Wito, a Ty kochasz wciąż żonę?
A, pisałeś kiedyś - jak bliźniego swego.
I dobrze, bardzo dobrze...
Kochaj bliźniego swego jak siebie samego, choćby to żona!
Wito, na pewno uda Ci się wybaczyć, pojednać i żona też Ci wybaczy i pojedna się z Tobą.
Nie takie cuda się zdarzają.
Z Bogiem!
Pozdrawiam.
Mirelko, dzięki za wspólną modlitwę!
Jezu, ufam Tobie!
Mirela napisał/a:
Dla Jezusa Miłosiernego nie ma znaczenia przestrzeń , miejsce , czas...nic poza MIŁOSIERDZIEM...to oznacza,że nieistotne jest dla Boga w Miłosierdziu, w cudzie, czy małżonkowie mieszkają osobno , czy razem...Zwątpienie jest naturalnym stanem człowieka,ale tak chce szatan...byśmy stracili wiarę w Bożą MOC, w siłę Miłosierdzia Bożego w sercu ludzkim!
ps.
wito napisał/a:
odebrałaś kapłanom prawo do głosu w dyskusji na temat małżeństwa, pominęłaś Benedykta XVI - jest też kapłanem, też nie żyje w małżeństwie.
Papież Benedykt XVI już niedługo dowie się co Polska ma do powiedzenia
to właśnie jest piękne, Pan Bóg potrafi zaskakiwać Duch Boży działa powoli, ale z Mocą ! Chwała Panu Bogu !
wito [Usunięty]
Wysłany: 2009-01-21, 17:11
Elżbieta napisał/a:
A czy dałeś miłość żonie? Może nie dałeś takiej jakiej ona potrzebuje?
no tak, wszystko co robiłem przez te lata było nastawione na branie, branie, branie. A biedna B. taka pogubiona, nic nie otrzymała, nie zaznała miłości, a ja chciałem by była "matką, żoną i kochanką". Cała moja walka o małżeństwo o rodzinę była jedynie kalkulacją z mojej strony.
Ileż można drążyć i starać się usprawiedliwić czyjeś łajdactwo??? Ileż można tłumaczyć krzywdziciela, zastanawiać się nad tym co nim kierowało. Teraz po raz kolejny rozumiem słowa pani psycholog, "gdzie w tym wszystkim byłeś Ty".
co do Twojego zarzutu, że oczekiwałem miłości - a czego oczekuje człowiek, który wiąże się z drugim człowiekiem z miłości??? małżonkowie przysięgają sobie wzajemnie, zapewniając przed ołtarzem o wzajemności i że dołożą wszelkich starań by tą miłość pielęgnować a nie rozwalać rodzinę. Czy to tak wiele??? dawać siebie a oczekiwać w zamian jedynie miłości?
Elżbieta napisał/a:
potrzebowałeś miłości ...
no i nie dostałeś, tak?
i dlatego żony nie kochasz, tak?
Wito, a Ty kochasz wciąż żonę?
nie Elżbieto - dość jasno napisałem co mną kierowało i dlaczego podjąłem taka a nie inna decyzję wcześniej.
Elżbieta napisał/a:
Papież Benedykt XVI już niedługo dowie się co Polska ma do powiedzenia
to właśnie jest piękne, Pan Bóg potrafi zaskakiwać
Duch Boży działa powoli, ale z Mocą ! Chwała Panu Bogu !
czyli idąc tropem Twoich poglądów:
Elżbieta napisał/a:
I jeszcze :
ksiądz jezuita ojciec Jacek Prusak nie żyje w małżeństwie
pan Guzewicz żyje w małżeństwie
Polska będzie starała się przekonać Ojca Św., że kapłani nie powinni zabierać głosu w sprawie małżeństwa bo nie żyją w małżeństwie. A pan Guzewicz - rulles!!!
"Polska Mesjaszem narodów" a nawet "Polska Wilkenridem narodów"!!!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum