Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
o zrzucaniu odpowiedzialności - do Nałoga i nie tylko
Autor Wiadomość
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 08:41   o zrzucaniu odpowiedzialności - do Nałoga i nie tylko

Moderator zamknął temat Reniuszki, wiec pozwolicie, ze odniosę się do tego co napisał Nalog w nowym:
cyt:" Piki,wiesz ,ja pisze o faktach a Ty o człowieku.Nie znasz wcale tła ,ale piszesz.wydajesz sądy,kategoryczne sądy.
Ja nie śmiał bym.
Jest delikatna róznica pomiędzy oceną i sądem faktów a taka samą oceną człowieka.
Czy w związku z tym dajesz prawo innym do oceniania Twojej osoby w podobny bezpardonowy sposób??
Czy ktoś ma prawo napisac o Tobie-jako rozwódce- tak jak Ty o tym moim znajomym???
Uuufffff.Wiedza jednak nie równa sie mądrości i roztropności."

Mylisz sie Nałogu, ja piszę o POSTĘPOWANIU danego człowieka, o którym wspomnialeś.

A opisałes je TY i to tak, że trudno je inaczej odczytać, jak tylko, jako bezczelne zrzcanie odpowiedzialności za SWOJE postępowanie na kogoś i to kogoś, kogo się prawdopodobnie skrzywdziło.

Takie postępowanie oceniam negatywnie i juz. Tak mnie wychowano, że jestem zdania,iz konsekwencje swoich poczynań nalezy Naogu brać na siebie, a nie zwalać na innych.

Tak sie robi w przedszkolu, juz w gimnazjum nie pasuje czegos takiego mówić, to po prostu smieszne.

I to bez względu na to, jaka byla otoczka rozwodu u Twojego znajomego.
To chyba dorosly jest czlowiek? Tak? No to podjał decyzje: najpierw o rozwodzie, a potem o zwiazku z kolejną kobietą. to sa JEGO decyzje.

Moze ich teraz załować - jasne, ale nie mówić, ze zwiazał sie z kolejną kobieta, bo ...zona za szybko dała mu rozwód i ... no własnie i co?

Jakby nie chcial się z nikim wiązać toby sie nie wiązał - proste jak drut. Nawet, gdyby dostal ten rozwód na pierwszej rozprawie. Nawet ghdyby zona o niego wnosiła - przecież to oczywiste. I zdiwię się, ze tego nie rozumiesz. Ktos go zmuszał do kolejnego ślubu, czy jak?
No chyba nie.

Mój komentarz do zachowania tego pana nie ma nic wspólnego z decyzją Reniuszki i rozwazaniami w tamtym watku. To, ze ten pan durnie gada, a Ty mu przytakujesz nie ejst dowodem na to, że zgoda na rozwód jest dobra. ale Twój przyklad nie ejst ani pzrekonujacy, ani sensowny.
Dziwne dla mnie, ze osoba tak doświadczona jak Ty taki przyklad w ogole podaje.

Pytasz mnie, czy ktoś ma prawo o mnie, jako o rozwódce pisac bezpardonowo?
Jeśli ma taką potrzebe - niechże sobie pisze, byleby nie pisa nieprawdy, jak się Tobie zdarzyło.

Owszem, jestem po rozwodzie. I owszem - podjelam tez inne decyzje życiowe, które niekioniecznie innym się muszą podobać. Ale wiesz do głowy by mi nie przyszlo tlumaczyć tych decyzji tym, że mój były maz dał mi rozwód i za szybko, a nawet w ogóle tym, ze jest jaki jest i nie mogłam z nim być.
Musiałabym byc chyba nieprzytomna, zeby mojego bylego meza obciążac MOIMI decyzjami po rozwodzie. Toz to byłby absurd.

jestem dorosla Nalogu i moje decyzje zależą ode mnie, ja za nie odpowiadam i ponoszę ich konsekwencje. Nie mam zwyczaju zrzucać winy za cokolwiek na innych, w dodatku calkowicie niewinnych.

Twój znajomy ma podejscie dziecka: gdyby mi zona nie dala rozwodu, to ja bym się drugi raz nie żenil. Co to jest?

Wiesz taka postawa to pozwala na "wytłumaczenie" wszystiego niemal.
Jakby nie było papieriosów, albo koskarz mi ich nie spzredał to ja bym nie palił/la - no jasne bo i co?
Gdyby nie było wódki, a najlepiej gorzełni to ja bym nie pil/ła.
Gdyby ta kobieta mnie nie kokietowala to ja bym zony nie zdradził
Gdyby mnie ten facet nie podrywał, to ja ym nie zdradzila meza
Gdyby zona była inna, to ja bym nie odszedl (nie bił, nie szukal sobie innej)
Gdybym dobrze zarabial, a te pieniądze tam nie lezały zostawione przerz kogoś bezmyslnego, to ja bym ich nie wziął proszę Wysokiego Sadu :)

i tak mozna w koło Nałogu - zawsze jest coś, ktoś INNY winny, zawsze sie przy takim podejsciu "znajdzie" takowego człowieka, albo sytuację, przedmiot ...

NIE! Gdybym JA nie chciał, tak by się nie stało. To jest pierwsza zasada. ie szukac sobie winnych SWOICH decyzji, ktorych konsekwencje staly się niewygodne. Brać te konsekwencje "na klate" - tak robią dorosli ludzie.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 09:45   

Piki............kurde...... czy ja napisałem że popieram tego faceta???czy usprawiedliwiam go za to co zrobił????
Napisałem tylko, że facet po fakcie zastanawiał sie czy jego żona mogła mu powiedzieć twardo "NIE" rozwodowi.
I tyle/Przykład był do tego ,że to co łatwiejsze,szybsze,bardziej radykalne (TAK żądaniu rozwodu) warte jest skonfrontowania z wyższymi wartościami.
Dałem się wciągnąć w przepychankę słowna Tobie i Elzd1...... zupełnie bez sensu.Ani ja popieram faceta,ani popieram rozwody,ani napisałem że wina jest po stropnie jego żony,inaczej............ sądzę że on też nie chciał obarczać winą żony.Raczej chciał przekazać że złe decyzje podjał.Nie jego żona była winna jego decyzji.
Bo tak naprawde to nie znam powodów ich rozwodu.I nawet nie usiłowałem ich poznać.Ważniejsze było raczej to że facet zobaczył to co zrobił we właściwej proporcji,że to on dał ciała i jest,a może było mu przykro z tego powodu.
Ja usłyszałem raczej żal ,uswiadomienie że żle zrobił.
A przykład był tylko po to by pokazać że nawet jak ktoś dziś uważa że robi coś, co wydaje mu sie najlepsze na dziś ,to za jakiś czas może widzieć to inaczej.Że szybka zgoda na rozwód w imie miłości dla żądającego rozwodu wcale nie musi okazać sie miłością po czasie.

Akurat na tym forum to ja byłem jednym z pierwszych co pisał o braniu odpowiedzialności za swoje czyny,o tym że szukanie usprawiedliwienia i winy w kimś jest manipulacją.
To ja pisałem i wskazywałem mechanizmy manipulacji zmierzające do zamiany poczucia winy na poczucie skrzywdzenia przez krzywdzicieli.
Moje wypowiedzi mówiące o konieczności zaczynania zmian od siebie,o twardym stwianiu granic,o braku sensu w tkwieniu w użalaniu się nad sobą
wywoływały oburzenie i ostre polemiki ze strony innych forumowiczów.
Dziś jest ich zdecydowanie mniej.
Świadczą o tym posty Leny.Mami,Oli,Zuzy,Wanbomy czy wielu ,wielu innych .Mam tego sporo dowodów w korespondencji prywatnej.
Teraz czytam w Twoim i Elzd1 wątku ,że ja popieram faceta........że obciążam jego żonę.... bezsens zupełny......
I koniec.Więcej nie wypowiadam sie w tym watku i temacie.
Pogody Ducha
Ostatnio zmieniony przez nałóg 2009-01-12, 10:05, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 10:02   

nałóg napisał/a:
Ja usłyszałem raczej żal ,uswiadomienie że żle zrobił.
....witam troche mnie nie było....ale pozwole sobie napisać....ja tez to tak odczytałem....i przykład dla piki ...założenia na tym forum i główny przekaz -nie zgadzaj sie na rozwód jako zło...bo jak to nie tłumaczyc to zło i popieram wszystkich mocno to argumentujących(i bez względu kto winny ,kto ofiara sam rozwód jest złem wszelako pojętym)...a odnosząc sie do tego znajomego nałoga...to wyjaśnij mi piki po co rozpisywac sie na tym forum bo kiedys mąż/żona zrozumie...bo otworzą się oczy ...szanuj związek sakramentalny nie przekreślaj go bo sam/sama nie znasz przyszłości..po co wypisywac nie zgadzaj sie na rozwód????..ja myślę tak że może żona tego znajomego poszła na łatwiznę..może w przeciwieństwie do wielu tu forumowiczek dokonała właśnie rękami męża to co chciała sama....łatwo zgadzając sie na rozwód bez prób scalania związku,bez prób dogadania sie ,bez pób wyjaśnienia współmałżonkowi że robi żle jest to tylko zabezpieczenie własnego tyłka i wygoda i nie nazwe tego inaczej!!!!!!!!!

[ Dodano: 2009-01-12, 10:05 ]
p.s i najlepiej niech każdy sam ocenia swoje uczynki,swój los i swój stan emocjonalny
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 11:12   

NAłogu - no toz własnie dlatego, ze znam twe podejscie do odpowiedzialnosci i konsekwencji ten przykład mnie powalił, ze tak powiem ...

Ale ok - wyjasniłeś o co miało z tym chodzić. co nie zmienia mojego zdania, iz koles zwala winę.

Norbercie, piszesz, zeby nie oceniać kogoś, a sam to robisz twierdząc, ze moze zona tego pana poszłą na latwiznę.

wiesz to co dla ciebie jest łatwizna, dla kogoś moze nie być.
moze to byc bardzo trudna decyzja spowodowana np. brakiem sił na dalsze działanie. brakiem nadziei na zmianę, a takze troską nierzadko o rzeczywiscie wałsny los - zdrowie, czy życie.

Piszesz, ze człowiek chroni siebie - tak jakby z przyganą.
Ano owszem - ja chciałam chronić siebie, przyznaje to. nie wiem czy to byłoby takie dobre, gdybym w imie idei została pozbawiona życia.

Pewnie nikt by sie o mnie nie dowiedzial, ale gdyby to pewnie byłaby szansa, ze ty byś pochwalił moją postawę - oto daa sie kobieta zabić, ale rozstac sie z mezem nie chciała.
Ja wolałam żyć
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 11:42   

Piki napisał/a:
Norbercie, piszesz, zeby nie oceniać kogoś, a sam to robisz twierdząc, ze moze zona tego pana poszłą na latwiznę.
...piki sory ale cos kiepsko czytasz może...to tak jak postawienie znaku zapytania ....może nie oznacza że ktoś to zrobił...
Piki napisał/a:
wiesz to co dla ciebie jest łatwizna, dla kogoś moze nie być.
moze to byc bardzo trudna decyzja spowodowana np. brakiem sił na dalsze działanie. brakiem nadziei na zmianę, a takze troską nierzadko o rzeczywiscie wałsny los - zdrowie, czy życie.
..nie dla mnie tez nie jest to łątwizna choc i ja sam rzucałem ciągle takie propozycje właśnie jako unik odpowiedzialnoći za moje złe działania i odrzucanie poniesienia własnych konsenkwencji za te czyny i moze gdyby nie stanowcza postawa żony o separacji kto wie jak by to było
Piki napisał/a:
a takze troską nierzadko o rzeczywiscie wałsny los - zdrowie, czy życie.
...i do tego jest potrzebny rozwód....i ten rozwód gwarantuje to ..los??? spytaj dziewczyn o to,zdrowie?? spytaj ile straciło po....życie??? a przed czym uchroni rozwód życie to rodzaj obstawy czy co??
Piki napisał/a:
Piszesz, ze człowiek chroni siebie - tak jakby z przyganą.
Ano owszem - ja chciałam chronić siebie, przyznaje to. nie wiem czy to byłoby takie dobre, gdybym w imie idei została pozbawiona życia.

Pewnie nikt by sie o mnie nie dowiedzial, ale gdyby to pewnie byłaby szansa, ze ty byś pochwalił moją postawę - oto daa sie kobieta zabić, ale rozstac sie z mezem nie chciała.
Ja wolałam żyć
..bez przygany....to twoje życie i twój los ..to ty wybrałaś co było słuszne ..ja nie oceniam ....wybrałaś rozwód...a może trzeba było wybrać separację???...czyż separacja nie daje także statusu bezpieczeństwa.??..
Wiesz piki od kilku tygodni zawitałem w postach na inne forum tez katolickie i wyczytałem tam takie fajne stwierdzenie że ludzie dla ratowania swojego własnego konfortu zrobią wszystko zmanipuluja myślami współmałżonka,siebie ,rodzine innych bliskich ,znajomych ba nawet księży...a wszystko to w imie ratowania swojego JA..lecz autorka tego postu świetnie wyczuła to i napisała to po latach zabija ,bo rozum już wychwycił oszukałem,zakombinowałem i sumienie męczy...autorka postu doszła po 3-latach do tego jak własna postawą ,działaniem doprowadziła do rozwodu...a będąc na tamten czas w oczach innych OFIARĄ.......dlatego ja rozumiem nałoga i jego przemyslenia,ja rozumiem znajomego nałoga i jego opóżnione otworzenie oczu,ja rozumiem żone tego człowieka i jej wycieńczenie kryzysem...ja rozumiem Ciebie i dbałośc o życie i zdrowie....ale piki czy życie nie oczekuje od nas więcej..czy za łatwo sie nie poddajemy????
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 12:21   

Aj Norbercie - przecież jeśli piszesz "być moze" to już w tym jest powątpiewanie, nieprawdaż?

nie sugeruję, ze twierdzisz, a ze masz takie przypuszczenie, ze ktoś poszedł , czy idzie na łatwiznę ...

Masz rację - rozwód to nie rodzaj obstawy :) - dla mnie była to konsekwencja rozstania i faktycznej, choć niesformalizowanej separacji trwającej ponad rok. W obliczu tego co się działo w moim małzeństwie (powodów tego domyslałam się jedynie, teraz moje przypuszczenia się juz potwierdziły) nie widziałam żadnej mozliwosci dalszego bycia razem, mediacji, czy negocjacji. Bylam o tym przekonana.
dlatego nie separacja, choc faktycznie - chodziło mi tylko o to, żeby mieć "papiery" na to, że ten człowiek już w zaden sposób nie moze współdecydować o moim zyciu, także w zakresie materialnym, bo z tym tez były kłopoty.

w nowy zwiazek małzeński, ani cywilny, ani sakramentalny nie mam zamiaru juz wstępować, bo wizja małzeństwa jaką mam z doświadczenia mnie po prostu przeraza Norbercie.

O tym, że bedzie to rozwód zdecydowaliśmy z byłym męzem niejako wspólnie. On zakładał rozpatrywania niewaznosci, a do tego trzeba byc rozwiedzionym.
Ja chciałam spokoju i znikniecia jego z mego życia oraz tego, by przestał mi realnie zagrazać, a poniewaz twierdził, ze jest moim mezem i ma do mnie prawo, nie sposób było go przekonac, żeby przestał mnie nachodzić np., grozić mi i czynic rózne dziwne rzeczy.

O winie nie orzekano, musze przyznac, ze tak - tu poszłam i na łatwizne i na reke mojemu mezowi.
Bylam tak zmordowana tym małzeństwem, tym co przeszłam fizycznie i psychicznie, ze nie miałam na to sił. Natomiast mój eksmąż obawiał się tego bardzo, bo mogło to się dla niego skończyć spotkaniem ze smuy=tnym panem, albo smutną panią w prokuraturze.

mam nadzieję, ze wyjasniłam twoje watpliwosci Norbercie i teraz calkiem spokojnie mozesz mnie uwazać za potwora, który tak postąpił :)
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 12:35   

Piki napisał/a:
uwazać za potwora, który tak postąpił :)
..piki ja nikogo nie uważam za potwora...ja nikogo nie oceniam ..choć mnie oceniono...czy sprawiedliwie???...nieważne czas pokaże...
 
     
Agata M
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 13:26   o zrzucaniu odpowiedzialności....

Wiesz Norbert, słów mi brakuje i ręce naprawdę opadają na to co czynisz nadal i na to co mówisz i na to co piszesz....na tym forum....
Twierdzisz że rozwód to zło......dlaczego słyszę od kilku miesięcy zamień separację na rozwód
wcześniej w formie nakazu,wczoraj już tylko jako prośba.......
piszesz:
żony twarda decyzja- separacja, a ja słyszę od Ciebie że to łatwizna z mojej strony,że mi się nie chce.....bo jestem wierząca i muszę postępować wg przykazań, a Ty byłeś niewierzący i nic nie musiałeś.....teraz uwierzyłeś i ???????
pytasz piki:czyż separacja nie daje statusu bezpieczeństwa?

A ja pytam Ciebie:teraz już publicznie: Czy dla mnie i dzieci jest bezpieczeństwem?
czy zagwarantowała nam spokój....?
Powiedziałeś mi :
Epizod Sycharu już się skończył, co bym tu nie powiedział,zaraz mnie zakrzyczą......
tak, bo już Cię tu troszkę poznali.....i sam o sobie różne rzeczy pisałes, i jest ktoś z kim jestem w stałym kontakcie i dlatego nie możesz wiele pisać.....

dlatego- rozumiem- inne forum katolickie- tam możesz pisać co chcesz.....?

piszesz że ponosisz i nauczyłeś się ponosić konsekwencje swoich czynów.....ale tylko ja wiem,ile pretensji i gorzkich słów słyszę nadal średnio raz w tygodniu wybucha jakaś mniejsza lub większa wojna... ,że to przeze mnie jesteś w takiej sytuacji ,że zafundowałam Ci samotność,że nie masz z kim rozmawiać,że napewno jest ktoś jeszcze w moim życiu i choć szukasz go już kilka lat- jeżeli nie kilkanaście, to i tak go nie ma i że gdybym była inna Ty też byłbyś inny i inaczej byś reagował...
i tak wkółko, zależy od dnia,sytuacji....słowa/

Norbert nigdy nie będziesz szczęśliwy ,spokojny, pogodny, stabilny emocjonalnie ,dający poczucie bezpieczeństwa,sobie i innym - dzieciom również, a może przede wszystkim- dopóki nie będziesz PRAWDZIWY I SZCZERY....Prawdziwy.......

Toczysz grę, układasz taktykę i oczekujesz że tym razem system zadziała..... i nie boję się już o tym mówić i teraz o tym napisać.....
Wiele osób próbowało i nadal próbuje Ci pomoć, jest tylko jedna , która nie chce tego zrobić naprawdę
to jesteś TY sam......oszukujesz sam siebie i sam rozkładasz pionki do gry....i sam przegrywasz.....
i jesteś niezadowolony.....i usprawiedliwiasz się ,że nie jesteś świadom co czynisz....

a przecież tyle razy już mówiłeś,że rozumiesz....że zrozumiałeś swoje błędne postępowanie....
dlaczego Twoje słowa przeczą Twojemu zachowaniu w stosunku chociażby do mnie?
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 13:40   

Cytat:
dlaczego Twoje słowa przeczą Twojemu zachowaniu w stosunku chociażby do mnie?
..bo trudno moja żono zaakceptowac największa porażkę jaka mogła w mym życiu sie przydażyć-zmarnowanie małżeństwa i utrata żony,bo człowiek kombinuje by sam siebie oszukać -by na moment chociaz uspokoiło sie serce,bo konsenkwencje jakie ponoszę przytłoczyły mnie ,bo nie potrafie spokojnie ustać w miejscu,bo nie potrafię sam sobie wytłumaczyć że to koniec..nie pisze na innym forum jedynie czytam..wciąz czytam dużo .....i co teraz podpisuje sie pod wszystkim co napisała żona ...jedynie powiem to bardzo pragnę naprawic,dać stabilność,dać radość ..ale to wszystko gdzieś sie zblokowało nie wiem co robić..nie wiem jak to zmienić...przykro mi że kolejny raz cierpisz i tyle moge napisać.....
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 13:56   

Norbert............. hadko czytać jak powiedział by Loginus Podbipięta..........
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 14:14   

No to i ja wtrącę swoje trzy grosze. Ja tez nie stanęłam na drodze mężowi "ku szczęściu". Dlaczego? Bo nie widziałam sensu, bo wszyscy księża tak radzili, bo w sytuacji, kiedy dziecko tamtej było w drodze..... Nie żalowałam zupełnie. Kiedy jednak poczytałam całą te dyskusję - pojawiły się wyrzuty sumienia - że to ja winna jestem...... Bo nie walczyłam, bo nie miałam sił, bo ataki ze strony męża i kochanki były nie do zniesienia........
Może poszłam na łatwiznę. Nie wiem. A może, gdybym zaczęła walkę - może bym nie dała rady - chciałam tylko spokoju - ze względu na córkę przede wszystkim.

Mam mnóstwo wątpliwości w tej chwili, ponownie mam depresję......

Nałogu - ten przykład nie był trafiony - mnie to bardzo zabolało. Nie wczułeś się zupełnie w sytuację takich osób jak ja, jak wielu tutaj. Ja wiem, że ideały, wartości - że tym powinniśmy się kierować. Ale jest też spokój - nie dla mnie - dla dziecka. Ja chcę wychować córke na dobrego człowieka - dlatego w sądzie walczyłam tylko i wyłącznie o jej interesy, o jako takie zabezpieczenie jej przyszłości. Być może kiedys ona mi zarzuci, że tak łatwo zgodziłam się na rozwód. Byc może....... Po tym jednak, co przeszła i co w jej pamięci zostanie na pewno na zawsze - myslę, że kiedyś zrozumie.

Proszę tu wszystkich - nie oceniajcie. Można radzić, pisac o tym, co się przeszło, ale tak naprawdę nikt nie wie, jak w danej sytuacji by się zachował.
Ja zachowałam się własnie tak - w mojej konkretnej sytuacji. To była moja decyzja.............................
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 14:20   

Norbert i Agata - dlaczego nie pójdziecie do jakiegoś naprawdę dobrego psychologa - widać wyraźnie , że nie możecie sie dogadać - a chyba oboje nie chcecie do końca tego kończyć. Dlaczego nie znajdziecie kogoś , kto pozwoli Wam sie dogadac - chociaz w tym zakresie , czego oczekujecie od siebie nawzajem - widac wzjemne żale , urazy , mówienie innymi językami . Pisanie na forum publicznym to nie najlepszy pomysł na ratowanie małżeństwa. Albo zmianę siebie. To znów ucieczka przed realnym życiem. Obwinianie sie wzajemne też do niczego nie prowadzi - a tak robicie i to Was nakręca.Nie tędy droga - sami nie dacie rady. Bylebyście oboje chcieli.

[ Dodano: 2009-01-12, 14:40 ]
Wanboma , co Ty piszesz ? Ja wyraziłam zgodę na rozwód i tego nie żałuję ani chwili - żałuję, że nie zrobiłam tego natychmiast .
Ileż można znieść upokorzeń , zelżenia? Ileż mozna wysłuchiwać, że ktoś Cię nie chce znać ? Że Cię nie kocha i że małżeństwo to dla niego tylko formalność. Jak możesz czuć sie winna ? On Cie zdradził, odszedł,co Ty piszesz ?
Dla mnie ta zgoda nie była żadną łatwizna - to było moje przyznanie sie do porażki i wielka strata - ale tez chęć zachowania minimalnego szacunku dla siebie. Cóż to , miałam go do siebie przywiązać? On nie uszanował tego małżeństwa ani trochę - zarżnął je rzeźnickim nożem , zniszczył na zawsze.To byłoby dla mnie ponizające , że mój mąż oficjalnie prowadza sie z inną kobietą i żyje z nią jak z żoną.
Cóż to za mąż? To maż jest? Wanboma , co Ty piszesz.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 14:41   

wanboma........ odpowiem Tobie,odniosę sie do tego co piszesz,choć miąłem juz sie nie odnosić ..............
Wanbomo.......... tak się zachowałaś jak sie zachowałaś........... wiem jak bo czytałem,zgodziłaś sie na rozwód.
I to jest tylko Twoja decyzja.Ja Ciebie nie potępiam,nie wytykam palcem.Szanuję Twoją decyzję.
Mam w swoim otoczeniu ludzi rozwiedzionych,mam w rodzinie rozwiedzionych,jedna osoba akurat zawarła 3 związek ........czy sądzisz że uważam ja za gorszą?NIE.Jest dalej moją bardzo mi bliską sercu rodziną,bliska rodziną.I jak mamy mozliwość to sie spotykamy,rozmawiamy.
Mam kuzynkę która rozwiodła sie z mężem po 35 latach chyba .............. jest sama.Szanuje ją.Nie dała rady żyć z meżem.Rozwód ,podział majątku i jest zdecydowanie spokojniejsza-jak mówi.
I dalej jest ta samą ,miłą i lubianą kuzynką.

Wanbomo...... piszesz:"Mam mnóstwo wątpliwości w tej chwili, ponownie mam depresję......" mam nadzieję że nie z powodu tego przykładu który gdzieś tam przytoczyłem masz nawrót deprechy.
Wanbomo..... znam Twoja historię............ i wiesz co??? to już tylko albo az historia.Jesteś humanistką i wiesz o tym żę historię trzeba znać,pamietać o niej, ale nie zyć nią.
Wanbomo....życzę Ci Pogody Ducha.
Bo masz wpływ na to co jest dziś,choć ograniczony ale masz,masz jakiś tam na jutro.............a na to co było wczoraj juz nie masz.Możesz tylko wycigać wnioski.Odróżniać wczoraj od dziś,dziś od jutra.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 15:14   

właśnie o to chodzi, Vanbonie czy Elzod...
o uczucie, że ja czuje sie winna choc skrzywdzona przez męża, a nie powinnam!!!
czują sie winne bo napiętnowane na forum jako te co zgrzeszyły godząc sie na rozwód a nie powinny sie zgadzac
do tego poczucie, że nie byłam dobra żona, bo mąż odszedł, ze tez sie do tego przyczyniłam, bo mogłam może inaczej
stąd rozterki mniej winnego rozwodu
i to ogromne poczucie teraz,
cos moze zle zrobiłam, godząc sie na rozwód doprowadza na powrót do stresu
nie tylko byłam zla żoną to jeszcze jestem zła katoliczką bo pozwoliłam na rozwód
prosze powiedzcie jak te osoby mają życ...
poczucie winy przeradza sie w gniew i agresje
chca i wypowiadają sie po to, by oczycścic sumienie,
ze zle postąpiły gdy tak naprawde ich winy nie czuja... bo i skąd mają czuc skoro mąż chciał odejsc, założył nową rodzine, zrobił wszystko, by doprowadzic do tego, co sie stało mimo iz walczyły tak długo jak sie dało o małżeństwo
ale w oczach forum to za mało
czuja,ze nie zrobiły wszystkiego by ten związek uratowac na nowo wyrzuty sumienia
staraja sie w jakis sposób usprawiedliwiac, tym co pisza...
ale wy im nie pozwalacie by poczuły choc ulge
i zawierzyc Bogu i prosic o łąske i siłe
bo cały czas wpędzacie ich w wine i poczucie że są złymi nie tylko żonami ale tez i katolikami
a tak nie jest
owszem może i mogli nie godzic sie na rozwód mogła byc separacja
ale ich stan emocjonalny wtedy nie pozwalał im na to by podjąc walke
byli sami a ich męzowie naciskali tak mocno na nich,że sie zgodzili
teraz czytając forum sychara dochodzi do wyrzutów sumienia,ze postapiłam żle,nie jak prawdziwy katolik
bo sie nie sprzeciwiłam
pozwólcie tę kwestie winy ich w tym zostawic Najwyższemu
on ich rozgrzeszy z ich uczynków
starajcie sie raczej podpowiadac żyjącym w konflikcie jak z niego wychodzic i jak postępowac by do niego nie doszło,
co sie stało nie odstanie sie juz
i niech ci rozwodnicy, który nie zawinili, nie czują presji odrzucenia od Boga od społeczności koscioła
bo im szczególnie ważne jest wsparcie od nas

żyja sami, w poczuciu odrzucenia, niespełnienia sie, to wielki krzyz jaki musza nies
ja raczej polecam wspieranie ich w tych ciężkich dla nich chwilach
zyja bez nadzieji, zyją samotnie dając wspaniały przykład prawdziwego katolika..
nie miejcie poczucia winy, ze to wasza wina
bo wasze życie zamienia sie traumatyczne nie do zniesienia chwile pełne rozterek i smutku,
dzwiganie ciężaru, ze mi nie wyszło jest wielkie
do tego ciężar winy to ja jestem winna, ze mój małżonek zyje w grzechu
to juz naprawde ciężar, który trudno udzwignąc bo nie mam wpływu na jego zycie
cała swoja postawa przeciez te osoby walczyły teraz zostaje im tylko modlitwa o siłe dla siebie i rodziny
a do tego mają jeszcze tyle miłosci by we własnym cierpieniu znalez wybaczenie i modlitwe za męza opętanego szaleństwem swojego czynienia dobra dla siebie nie patrzac na cierpienia swojej rodziny i partnera
wspieram was
gorąco ufajcie Bogu
i w nim wspierajcie sie
bez poczucia winy jestem złym katolikiem
jestescie dobrymi katolikami i macie takie same prawo do szacunku jak każdy inny katolik
inaczej wpędzicie sie w takie poczucie winy iz dalsze zycie bedzie trudne do zniesienia
nigdy nie skończy sie wasza trauma
poczucie skrzywdzenia ze strony tego, który was porzucił, zostawił, zdradził będziecie zamieniac na wyrzuty sumienia, ze moze gdybym sie nie zgodziła na rozwód to by było inaczej, i byłabym dobra katoliczka
stało sie trzeba sobie wybaczyc by zyc w spokoju ducha, z Bogiem
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 16:02   

mami, dziękuję. Tak własnie się czuję...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8