Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy da się wyjść z tego kryzysu?
Autor Wiadomość
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 15:29   

wiec do Ciebie, jako do meza, nalezy aby z zona o tym porozmawiac. i wyjasnic jej watpliwosci. i umacniac w wierze, skoro Ty bardziej wierzacy jestes :-)
ja o tego typu ksiazkach mysle tak - jesli budza w kims watpliwosci i pytania - to moze i dobrze. przynajmniej wiadomo, ze ich wiara nie jest silna, skoro zwykla ksiazka jest w stanie ja podkopac. a prawda jest taka, ze nasze uswiadomione braki sa dobre - bo wiemy o problemie i mozemy dzialac.
dla osob z mocna wiara tego typu ksiazki sa czysta fikcja literacka. bo my i tak swoje wiemy. i w ten sam sposob potraktuje "Kod Leonarda" co kazda inna ksiazke czy film, nie bedace dokumentalnymi.

ja zawsze osobom, ktore bedac slabe w wierze czytaja te ksiazki i do ktorych trafia argument w stylu "no ale przeciez >>Ostatnia wieczerza<< Leonarda da Vinci wlasnie tak wyglada i moze byc tak, ze ta symbolika opisana w ksiazce jest tam, wiec moze cos w tym jest.." odpowiadam pytaniem czy Leonardo da Vinci byl naocznym swiadkiem ostatniej wieczerzy i Jezus z apostolami mu pozowali czy moze tez przypadkiem jest to czysto jego dzielo i mogl tam namalowac co mu sie zywnie podobalo? :-)
pozdrawiam
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 15:51   

Mirchu, jeśli chodzi o dotyk - to jako żona w podobnej sytuacji - mogę Ci doradzić jedną rzecz.

Nie dotykaj. Pozwól poczuć jej, że ma władzę całkowitą nad swoim ciałem i prywatną przestrzenią, która zapewne jest naruszona (tu też chodzi o to czytanie maili itd) i że sama może decydować o tym, czy chce dotyku, czy nie.



Bądź w pobliżu, ale nie dotykaj. Daj jej czas, aby ona sama zatęskniła za tym dotykiem, sama podeszła, sama zapragnęła się przytulić. Musisz dać jej czas, aby znowu zaczęła odczuwać przyjemność z bliskości...
 
     
mirch
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-02, 01:00   

No i stało się... Musiałem sie wyprowadzić.

Było to dla mnie wielkim ciosem, ale spowodowało że zacząłem bardzo intensywnie nad sobą pracować. Opiszę może co sie wydarzyło w ostatnim czasie. W połowie stycznia zona źle się poczułą, a że studiuje w Gdańsku do zaproponowałem że ją zawiozę na zajęcia i wrócę, a ona nastepnego dnia wróci pociągiem. W gdańsku żona jednak stwierdziła że może ja wrócę pociagiem, a jej zostawie auto. Co prawda z moim niezadowoleniem ale tak sie stało. W pociągu gdy wracałem wpadłem na pomysł aby wyłączyć telefony. Zona odchodziła od zmysłów. Uruchomiła wszystkie możliwe kontakty, aby mnie odnaleźć. Po powrocie do domu zadzwonila na telefon stacjonarny a ja powiedziałem jej że napadli mnie w pociągu. Po około dwóch tgodniach dowiedziała sie jednak że to była nieprawda. Kazała sie wyprowadzić. Próbowałem rozmawiać z nią aby dała mi ostatnia sznasę. Niestety nie dostałem jej. Próbowałem podciąć sobie żyły, co było wynikiem może nie aktu samobójstwa, ale raczej próbą wymuszenia zmiany decyzji. W koncu zona wyprowadzila sie z dziecmi do swojej mamy, a ja zostalem sam w mieszkaniu. Tesciowa powiedziala mi ze jesli chce uratowac to małżeństwo, to mam nad soba zacząć bardzo mocno pracowac.
Zaczalem chodzic do psychologa, pojednałem sie z Panem Bogiem, zacząłem sie modlić. Juz po pierwszej wizycie u psychologa byłem dużo bardziej mądry. Dowiedziałem sie ze wszystko to co robilem było wynikiem braku akceptacji ze strony mojej żony. Ona ma bardzo trudny charakter. Pochodzi z dwukrotnie rozbitej rodziny. Jej mama zawsze jej powtarzała ze nie ma do końca ufać męzczyznom. Moje obiecywane zmiany nie miały szans na powodzenie z powodu braku akceptacji z jej strony. Kocham bardzo żonę ale nie wiem czy da się uratować to małżeństwo. Po rozstaniu przez dwa tygodnie powtarzała mie ze mam szukac sobie mieszkania bo chce wrocic do mieszkania. Po 3 tygodniach wyprowadzilem sie. Od wczesnych lat panieńskich zona miała ja k u Pana Boga za piecem. Bardzo pomagali jej dziadkowie. Dostała mieszkanie, dostała urządzenie tego mieszkania, i co miesiąc spory zastrzyk gotówki od dziadków. Do tego dziadkowie do tej pory opłacaja czynsz za mieszkanie wraz z opłatami. Zona z racji wychowywania dwójki maluchów nie pracowała. Ja ze swojej strony bardzo jej pomagałem. W obecnej sytuacji mam dużo większy kontakt z chłopakami niż zona. Podzielilismy finanse i sie wyprowadzilem. Zostawilem jej kawalerski samochód aby mogła zawozic dzieci do przedszkola. Ona nie ma do mnie wogóle zaufania. Moje słowa dla niej nic nie znaczą. Mówi że słowa przysiegi małżeńskiej to sa dla niej tylko słowa. Zona ma wielki kompleks uzależnienia od pomocy innych osób. I to chyba jest najwiekszy problem. W domu robilem 90 % rzeczy. Teraz po wyprowadzce ona musiała te rzeczy przejąć. Wiem że dostaje bardzo w kość. Mówi że nie wie czy kiedykolwiek bedziemy razem, że jesteśmy małzenstwem tylko formalnie na papierze. Kontaktu z dziecmi mi nie zabrania, ale bardzo ja irytuje jak codziennie wieczorem do mnie dzwonia i bardz za mna tesknia. Jak zajmuje sie nimi w weekend, to nawet słowem sie nie odezwa aby zadzwonic do mamy. ja nad tym bardzo boleję, bo widze ze chłopacy bardzo te sytuację przezywają. Z finansami podzielilismy sie tak, że z racji naszego sporego zadluzenia ja splacam kredyty i oplacam przedszkole. Zonie zostaje teraz ok 1000 zl na oplaty i zycie. Pomoga na pewno dziadkowie, ale oni bardzo są całą sytuacją sfrustrowani i namawiali mnie abym sie z mieszkania nie wyprowadzał, bo mieszkanie jest ich i oni decyduja kto w nim mieszka. Ale przeciez nie bede żył z dziadkami tylko z zoną.
I ciekawa sprawa, że jak jest jakis problem z samochodem czy jakas usterka to zona wie do kogo zadzwonic. ja sie w pewnym sensie ciesze ze do mnie dzwoni, ale obawiam sie ze to z jej strony jest troche wykorzystywanie. Mamy wspólne hobby. Za tydzien mamy wyjecha w zwiazku z tym zagraniace. Ona mowi ze jedziemy nie jako malzenstwo, ale jako partnerzy. Mielismy spac u jej kolezanki z forum babskiego, ale zapytałem sie czy cos pisała tam o naszej sytuacji. Odpowiedziała ze tak. Wtedy powiedziałem ze nie chce spac u tej kolezanki, i zaproponowałem inne rozwiazanie. Ale ona powiedziała że chce sie spotkac z ta kolezanka (notabene jest po rozwodzie i nie jest to osoba która dobrze doradzi). Skorygowałem plan naszej wyprawy, tak aby ominąc te kolezanke. Ale zona sie uparła ze chce sie z nia spotkac. Zaproponowalem hotel, ale ona nie wyobraza sobie 3 nocy razem w jednym pokoju ze mna. I tak myślę co tu z tym fantem zrobic. Z jednej strony pyta sie mnie dlaczego chce z nia byc gdy ona nie ma potrzeby zmiany. Bo jej tak dobrze.
A z drugiej strony wiem że jest jej bardzo ciezko.
Moge jej pomagac, ale nie wiem czy to zmieni jej podejscie do mojej osoby. Na pewno najlepszym rozwiazaniem byloby maksymalne odizolowanie sie od niej. Ale jest to niemozliwe ze wzgledu na moją wielka więź z dziecmi. Z drugiej strony ona moja pomoc moze traktować bo jej tak wygodnie. jak jest problem do wtedy jestem potrzebny.
Nie chce jednak aby tak to wszytko wygladalo. Nie moge przeciez teraz byc na kazde jej zawolanie. Jestem chetny do pomocy, ale nie moge byc wykorzystywany. A jak sie czemus sprzeciwie, to mówi że przecież robię to dla dzieci.

I tak mam wielkie dylematy. Co poradzicie w mojej sytuacji?
Na pewno wielka i żarliwa modlitwa.
Z jednej strony chcę pomagać, a z drugiej rodzi sie wielki bunt.

Pozdrawiam
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-02, 06:46   

Witaj!
zajrzalam tylko na chwilkę, więc nie będę teraz za dużo pisać.
Chcę zapewnić o swojej modlitwie.
na pewno jest dużo do przemyślenia ze sobą i przemodlenia, a także do rozmowt z żoną.
Dobrze, że opisałeś swoją historię, wiem, ze to moze by pierwszy krok, zeby wyjść z trudności.
Z Bogiem
 
     
doro
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-02, 10:02   

Mirchu, wybacz ale nie dziwię się, ze twoja żona odsuwa sie od ciebie...nie szanujesz jej ciała, prywatności, okłamujesz !!!ją i powołujesz sie na wiarę chrześcijańską...myślę, ze taka postaw jest bardzo obłudna i to chyba to ją "odstrasza" od Kościoła...
"Tylko prawda was wyzwoli...". pozwól ŻYĆ swojej żonie, ona jest odrębną osobą, NIE JEST TWOJĄ WŁASNOŚCIĄ.
Życzę CIERPLIWOŚCI i wrażliwości!
 
     
mirch
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-02, 10:07   

Wiem że to jest obłudne. Ku mojej wielkiej radości wyzbyłem się juz tego.
Bardzo pomaga mi w tym modlitwa i Eucharystia.
Wydaje mie sie jednak że problem jest o wiele głębszy niż sie wydaje.

Pozdrawiam
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-02, 14:19   

witaj, mirch.
zastanowily mnie pewne fragmenty Twojego postu...

mirch napisał/a:
W pociągu gdy wracałem wpadłem na pomysł aby wyłączyć telefony. Zona odchodziła od zmysłów. Uruchomiła wszystkie możliwe kontakty, aby mnie odnaleźć. Po powrocie do domu zadzwonila na telefon stacjonarny a ja powiedziałem jej że napadli mnie w pociągu. Po około dwóch tgodniach dowiedziała sie jednak że to była nieprawda. Kazała sie wyprowadzić. Próbowałem rozmawiać z nią aby dała mi ostatnia sznasę. Niestety nie dostałem jej.

a skad Ci ten pomysl do glowy przyszedl? i po co? i jakim sposobem chciales klamstwem naprawic ciezka sytuacje w Waszym malzenstwie?
mirch napisał/a:
Próbowałem podciąć sobie żyły, co było wynikiem może nie aktu samobójstwa, ale raczej próbą wymuszenia zmiany decyzji. W koncu zona wyprowadzila sie z dziecmi do swojej mamy, a ja zostalem sam w mieszkaniu.

wiec chyba juz wiesz, ze takie wymuszenia skutku nie przynosza.. co Ty myslales? na litosc chciales ja wziac? jak z tym napadem w pociagu?
powiedz, ale szczerze, chcialbys byc z kims, kto zostalby z Toba TYLKO dlatego, zebys nie zrobil sobie krzywdy? mysle, ze tak naprawde reakcja Twojej zony w tej sytuacji byla dobra. bo gdyby zostala i starala sie teraz za wszelka cene naprawiac - to tylko utwierdziloby Cie w przekonaniu, ze dobrze zrobiles.
zreszta caly post skupiasz sie na tym jaka to zona zla i niedobra... a nie widzisz, ze to w Tobie duzo problemow jest...
mirch napisał/a:
Zaczalem chodzic do psychologa, pojednałem sie z Panem Bogiem, zacząłem sie modlić. Juz po pierwszej wizycie u psychologa byłem dużo bardziej mądry. Dowiedziałem sie ze wszystko to co robilem było wynikiem braku akceptacji ze strony mojej żony. Ona ma bardzo trudny charakter. Pochodzi z dwukrotnie rozbitej rodziny. Jej mama zawsze jej powtarzała ze nie ma do końca ufać męzczyznom. Moje obiecywane zmiany nie miały szans na powodzenie z powodu braku akceptacji z jej strony.

to ja przepraszam bardzo, ale psycholog nie jest najlepszy chyba... nie kazdy ma powolanie do tego zawodu. ja za drugim razem trafiam na dobra pania psycholog [dzieki mojemu Mezczyznie zreszta], wiele osob na forum szukalo jeszcze dluzej..
psycholog, do ktorego trafiles - z gatunku glaszczacych po glowie. lekko i przyjemnie sie do takiego chodzi. i calkiem bezcelowo. jesli on wszystkie Twoje zle zachowania wytlumaczyl brakiem akceptacji. wygodnie tak, prawda? a moze trzeba sie zastanowic skad ten brak akceptacji wynikal? nie mozna akceptowac wszystkiego.
obiecywane zmiany... ale przeciez nie jest tak, ze Ty deklarujesz zmiany, a zona musi sie w tej sekundzie okreslic czy bedziecie razem.. zyjecie, macie czas. mozesz powiedziec, ze sie zmieniasz, ale tak naprawde wazne jest juz DZIALANIE. a nie deklaraca. Ty powiedziales, ze sie zmienisz, zona, ze w to nie wierzy, wiec Ty zaprzestales pracy nad soba. a jeszcze psycholog przekonal Cie, ze to zona zla i niedobra jest. wiec po co masz pracowac nad soba..
mirch napisał/a:
Od wczesnych lat panieńskich zona miała ja k u Pana Boga za piecem. Bardzo pomagali jej dziadkowie. Dostała mieszkanie, dostała urządzenie tego mieszkania, i co miesiąc spory zastrzyk gotówki od dziadków. Do tego dziadkowie do tej pory opłacaja czynsz za mieszkanie wraz z opłatami. Zona z racji wychowywania dwójki maluchów nie pracowała.

ale po co nam to mowisz i oczerniasz w naszych oczach Twoja zone? robisz z niej jakiegos pasozyta i darmozjada :-(


rozumiem, ze jest Ci ciezko i bardzo Ci wspolczuje... jednak sprobuj stanac w prawdzie i zobaczyc takze swoj udzial w Waszym kryzysie i problemach.
pozdrawiam serdecznie
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-02, 14:43   

mirch napisał/a:
No i stało się... Musiałem sie wyprowadzić.
.To nie koniec świata.
Jedynie czas pomoże ci ocenic właściwie prawde,jak narazie myslę że żle to oceniasz.
mirch napisał/a:
Tesciowa powiedziala mi ze jesli chce uratowac to małżeństwo, to mam nad soba zacząć bardzo mocno pracowac.
.No to gratuluje mądrej tesciowej-człowieku jeżeli jeszcze nie widzisz problemu w sobie ,to zmień psychologa.Mirch tylko uczciwie na spotkania z psychologiem!! opowiadzasz o sobie ,o podcinaniu żył ,o numerze z telefonem???
Czy tylko opowiadasz jak cię zona nie rozumie,łaaaaaaa na początek kolego odrzuc egoizm,tą miłośc egoistyczną-bo w moim mniemaniu wymagasz nic nie dajesz,mało tego sądzisz że Ci się coś należy.Bo żona,bo dzieci-człowieku odpuść,przestań wpływać manipulacyjnie na dzieci skoro obserwujesz czy brak im mamy ,to nie ma siły abyś takich pytań nie zadawał.Cóż stało się żona ma cię dość-nie ty pierwszy i nie ostatni.Daj jej złapać tchu,nie oceniaj -nie potrafiąc nalezycie ocenić się samemu.Dzieci -zrozum to najtrudniejszy czas dla dzieci,one muszą czuc bezpieczeństwo nawet w poronionej sytuacji.Zweryfikuj swoje postępowanie na początek,mów prawde do psychologa ,a jezeli nie słucha i nie widzi prawdziwego problemu-problemu w tobie zmień go
mirch napisał/a:
Nie chce jednak aby tak to wszytko wygladalo. Nie moge przeciez teraz byc na kazde jej zawolanie. Jestem chetny do pomocy, ale nie moge byc wykorzystywany. A jak sie czemus sprzeciwie, to mówi że przecież robię to dla dzieci.
.Przeczytaj to człowieku i ty chcesz odzyskać żonę,starasz się ,kochasz.Naucz sie może prawdziwej miłości i zarzucasz żonie że nie wywiązuje się z przysięgi małżeńskiej.....a wiesz co ona oznacza tak w ludzkim języku,tak na prosty rozum...."będę trwac przy tobie na dobre i złe".A teraz to oceń!!!!!!!!!!

[ Dodano: 2009-03-02, 15:31 ]
doro napisał/a:
pozwól ŻYĆ swojej żonie, ona jest odrębną osobą, NIE JEST TWOJĄ WŁASNOŚCIĄ.
Michu a to co napisała Doro wydrukuj sobie wołami i codziennie czytaj

[ Dodano: 2009-03-02, 15:38 ]
mirch napisał/a:
z forum babskiego
.No i jeszcze ten cytat.Michu czy jest u ciebie róznica w nazewnictwie kobieta,baba.Chyba nie odczytuję tego jako baba to coś gorszego-zapenisz mnie że sie myle z takim odczytem???
Ucz sie szacunku,nie do zony tylko głównie do kobiety z jaką się związałes,zacznij najpierw traktowac z szacunkiem jak kobiete,dopiero dalej myśl o jeszcze większym szacunku ,jakim winienes obdarzyc żonę.WKOŃCU TE JEDYNĄ NIEPRAWDZASZ
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8