Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Mieszkanie z teściami niszczy moje małżeństwo
Autor Wiadomość
Jadwisia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-09, 09:34   

Jallo witam cie bardzo serdecznie!

Jestem w podobnej sytuacji jak ty,tzn.jestem z miasta,mąż ze wsi,u mnie rodzina rodowód książęca,wykształceni,rodzina męża-100% wsi od pokoleń.Masa nieporozumień,tak jak napisałeś-nie ma wspolnego języka.Ale nie o tym chciałam pisać,na szczęście z nimi nie mieszkamy,TYLKO.......mieszkamy z moja rodziną i wiesz co ci powiem? ok,jest dobrze,a właściwie BEZNADZIEJNIE.I będę glosiła całemu światu,czy to się komuś podoba czy nie ,młode małżeństwo powinno zamieszkać SAMO!!!!!!!!!!!!!!! BEZ NIKOGO!!!!!!!!!!!Uczyć się samodzielności,miłości,odpowiedzialności itd.Ja z mężem i dziecmi sami jesteśmy tylko na wakacjach i to są moje najpiekniejsze dni,jestem wtedy najszczęśliwsza.I oboje pragniemy zamieszkać gdzieś sami,wiadomo finanse są potrzebne,my ich nie mamy ale widzę jak mój mąż się stara i jak pragnie.A ja razem z nim.Byłabym gotowa nawet wynająć,ale niestety nie stac nas.Myslę,że może kiedys coś się wydarzy dlatego wg mnie idżcie na samodzielne życie,tylko musisz sie dogadać z żoną bo tak nie można.Ty jestes na pierwszym miejscu a nie mamusia.Pozdrawiam bardzo serdecznie.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-09, 10:32   

Jadwisia.......... to wynajmijcie i idżcie mieszkac osobno.
A jak juz sie mieszka z teściami,to warto tak ułozyć sobie życie ,zasady współżycia by stworzyć jak największą intymność i wrażenie życia osobno.
Fajna rzeczą i wyrazem dojrzałosci jest gdy rodzice tego z małżonków z którymi młodzi mieszkają wręczą symboliczne klucze do pokoju zajmowanego przez młodych,gdy założą najprostszy zamek w drzwiach,gdy nie wchodzą do pokoju młodych pod rzadnym pozorem bez zaproszenia(np.posprzatania czy poukładania porozrzucanych bambetli.)
Młodzi ,jak juz musz amieszkać z rodzcami to powinni mieć jednak jak nawiększą intymność.
Zgadzam sie z Jadwisią w tym względzie,choć jak sama pisze popełniła mezalians i cierpi z tego powodu........... bo brak płaszczyzny komunikacji.

Jallo...... pokochaj teściową .Można .......nawet jak sie jej nie lubi.
Bo to matka Twojej wybranki,krew z jej krwi,jej trud wychowania Twojej żony.Warto szanować teściową za wybrankę/ka serca,za męża/żonę.

Ja często proponuje tym co się uskarżają na tesciowe ,by założyli gruby notatnik i notowali skrzętnie to co uważają za złe u teściowej i go zachowali do czasu gdy będą teściowymi/teściami.
Może ktoś zapytać :A PO CO???
No właśnie............ by nie powtarzali tych zachowań co tak raziły ich samych u teściów.
To bardzo dobra refleksja........... Znam kilka takich sytacji gdy synowa/zieć mają wiele do zarzucenia swoej teściowej,ale będąc jednocześnie teściami robi atak samo ,albo i jeszcze gorzej w stosunku do swoich synowych/zięciów.

Bo mając dzieci,to wcześniej czy póżniej każdy zostanie teściem czy teściową,bacia czy dziadkiem
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-09, 10:46   

Oj Nałogu - przeciez pisze dziewczyna, że ich nie stać:(

Mieszkanie wspólnie z tesciami to czesto konsekwencja braku pieniedzy na wląsne, czy wynajete osobno lokum, taka jest prawda.

Zgadzam sie z Tobą i Jadwisią, że to nie jest zdrowa sytuacja. Nawet dla czlowieka, który jest singlem a ma np. powyżej 25 lat mieszkanie z rodzicami to dośc dziwna sytuacja.

Jasne, zdzrają się chlubne wyjątki wsród rodziców i tesciów. Tacy, którzy traktują swoje dorosle dziecko zgodnie z jego metryka, zcyli jak doroslego i atk samo traktuja jego współmałzonka. Ale to na ogól serio są chlubne wyjątki potwierzdające regulę.

Jeśli pzry tym wspólnie zameiszkuje się spory dom, najlepiej z osobnymi wejsciami to juz na serio jest sielankowo. No, ale bywa i tak, ze ludzie mieszkają z tesciami w małym mieszkaniu. I tu, chcby nie wiem jak starały sie obie strony zawsze bedzie kwas.

Choćby dlatego, ze w ogóle pzrebywanie wiekszej liczby domowników na małej przestrzeni życiowej sprzyja konfliktom. Ponadto tesciowie są u siebie, maja swoje zwyczaje, pory itd. młodzi no cóz - jedno jest ich dzieckiem, a drugie obcym, dorosłym czlowiekiem....

Jasne, ze bywa i tak, ze młodym odpowiada mieszkanie z tesciami z jednej strony, bo taniej, bo mama ugotuje, bo sie zajmą dzieckiem, a nie odpowiada, bo się wtracają, bo chcą po "ichniemu", bo podpowiadają ...

Tu sobie rzeba zdać sprawe, ze nie mzna zjesć ciasta i mieć ciastka, atesciowie to nie maszyny do zajmowania sie dziecmi i nie bankomaty. albo się chce byc samiozdielnym, albo nie.

Co do "kochania" tesciów :) wiesz to chyba najatwiejsze, jak są osobno i daleko :)
I jeśli się nie ejst od nich zależnym w zaden sposób.
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-09, 11:07   

Jadwisia napisał/a:
Jestem w podobnej sytuacji jak ty,tzn.jestem z miasta,mąż ze wsi,u mnie rodzina rodowód książęca,wykształceni,rodzina męża-100% wsi od pokoleń.Masa nieporozumień,tak jak napisałeś-nie ma wspolnego języka..

a ja mysle [teroretycznie wprawdzie, bo tesciow na razie nie mam, ale zeby wyrobic sobie zdanie na ten temat wystarczy czytac tylko :-) ], ze wielkim problemem jest tez nastawienie do tesciow. takie typowe "ja jestem z miasta a oni ze wsi, to jak mam sie z nimi dogadac?" u Jadwisi jeszcze wieksze rozgraniczenie, bo ona z rodziny ksiazecej, a oni chlopi zwykli.. mysle, ze zwykle tak jest, ze jedni rodzice bardziej wyksztalceni, miastowi, zamazniejsi.. podzialy klasowe to w Indiach sa.. u nas tego nie ma, wiec dlaczego uwazac, ze jedni od drugich sa gorsi i dogadac sie nie da?
[jak sie nie da to trzeba bylo szukac meza z innej ksiazecej rodziny..]
jak juz mowilam - tesciow jeszcze nie mam, ale np. na przykladzie malzenstwa moich rodzicow wypowiedziec sie moge - gdzie oboje rodzice mojej Mamy to ludzie wyksztalceni, mieszkajacy w miescie od pokolen, dziadek muzyk, babcia nauczycielka.. a z drugiej strony rodzice mojego Taty pochodza ze wsi [wprawdzie zamieszkali potem w miescie, ale mentalnosc "wiejska" maja], niewyksztalceni, prosci ludzie. czy to uniemozliwia moim rodzicom stworzenie udanego malzenstwa? NIE :-) czy to uniemozliwia im dobre kontakty z rodzicami obu stron? NIE. wszystko zalezy od nastawienia i podejscia.
mysle, ze nie ulatwia tego nastawienie "ja jestem z miasta, a oni wiocha", "ja jestem wyksztalcona, a oni nie", "dla mnie licza sie takie wartosci, a dla nich inne". moze warto pomyslec o tym, co takiego przekazali Twojemu mezowi/zonie? za co mozesz byc im wdzieczna?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-09, 11:09   

Piki.............co do -stać,nie stać- na wynajcie................ może warto rozważyć nawet czasowe obniżenie standartu czy poziomu życia by odnależć spokój.

Co do tego :"Jasne, ze bywa i tak, ze młodym odpowiada mieszkanie z tesciami z jednej strony, bo taniej, bo mama ugotuje, bo sie zajmą dzieckiem, a nie odpowiada, bo się wtracają, bo chcą po "ichniemu", bo podpowiadają ...

Tu sobie rzeba zdać sprawe, ze nie mzna zjesć ciasta i mieć ciastka, atesciowie to nie maszyny do zajmowania sie dziecmi i nie bankomaty. albo się chce byc samiozdielnym, albo nie. "

czesto się zdarza że młodym ludziom być egzekutorami swoich praw i obowiązków teściów czy rodziców w zakresie pomocy w wychowywaniu wnucząt czy czerpania z zaspobów finansowych teściów czy rodziców.
Egzekutorów ci u nas dostatek(hhhhhiiiii)

Ale najważniejsze: ŻEBY CHIAŁO SIE CHCIEĆ
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-09, 11:34   

No wiesz Nalogu

Zasadniczo się z Toba zgadzam w kwestii mozliwosci obnizenia standardów na rzecz wolnosci i samodzielnosci.

Pisząc o tym, ze Jadwiga twierdzi , ze ich nie stać mam na mysli to, że pewnie wie co mówi.

co innego bezietna para, a co innego ludzie z malym dzieckiem, tacy juz nie mogą sobie pozwolić na obnozeniestandardu poniezej pewnego poziomu zapeniającego zdiecku normalne funkcjonowanie.

Ale ogólnie masz rację. Wiesz, już nie wspomne o małzeństywach, ale ja znam kilkoro ludzi po 30. mieszkających z rodzicami i zgroza mnie bierze ...

Z tych kilku osób jedna (słownie: jedna) ma z nimi normalne relacje. To znaczy nie nie jest nagabywana telefonami co pół godziny, informuje, ze nie wroci na noc, wyjezdza itepe i jest to przyjmowane normalnie. Pozostale mają istny cyrk: musza się opowiadać z kim i gdzie oraz po co wychodzą, meldowac się gdzie sa itd. Chybabym zwariowała - serio.


A co do owych "egzekutorów" - no wiesz, to sa ludzie, którzy nie chcą być dorosli. To znaczy z doroslosci chcieliby tylko prawa: załozyć rodzine np. ale juz utrzymanie to nie zaradzo, lepiej, zeby rodzice/tesciowie wspomogli. To samo z dzieckiem ...

Nie mówie o kims z forum, zeby byla jasnosc tylko ogólnie.

Tymczasem rodzice /tesciowie wcale nie mają wobec doroslych dzieci takich obowiazków, jak wspomaganie ich finansowo, czy wychowywanie ich dzieci. Moga, nie mszą i wymaganie od nich tego, zmiast wdziecznosci za to to jakeiś nieporozumienie
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-09, 14:30   

takie chore relacje między rodzicami a dziecmi to istna symbioza
każdy jest zależny od drugiego dlatego tak trudno taki układ przerwac...
każdy czerpie z takich związków własne korzysci
a osoba z zewnątrz, która wchodzi do takiego układu od początku ma trudne zadanie musi walczyc o należne jej miejsce i musi sama je wypracowac...

-i nie mówie tu o zwykłych trudnych relacjach zięc/ synowa kontra mamusia tatus partnera bo przeciez każdy z nas wychował sie w innym środowisku i po slubie dochodzi do ścierania sie dwuch różnych środowisk ich nawyków, obyczajów i potrzeba tu wiele kompromisów by oba te światy ze soba połączyc w możliwie jak najmniejszym wpływaniem na drugiego partnera
a raczej na pogodzenie sie ze każdy z nas jest różny co nie znaczy zły czy gorszy...

-a raczej o chorych związkach, w których tak naprawde nie ma miłości jest tylko potrzeba przetrwania kosztem innego członka rodziny
zazwyczaj to mamy nie potrafią w pore odciąc pępowiny by pozwolic własnemu dziecku dorosnąc, dlaczego z prostej przyczyny,
zostaje taka matka sama dla siebie a całe życie poświęciła dzieciom i po odejsciu z domu tak naprawde nie wie, co dalej ze soba robic i jak życ dalej bez opieki nad kimś,
dlatego mysli, ze ma wyłącznośc do swoich dzieci, ze ma prawo decydowania o nich,
tymczasem rodzimy i wychowujemy dzieci nie dla siebie a dla świata i przyszłego partnera
inna zaleznośc to matka, która nie ma tak naprawde męża... żyje ze swoim mężem w bardzo złych relacjach i od najmłodszych lat syn jest jej miłością i staje sie jej powiernikiem,
gdy dorasta żyja jak mąż z zona
syn czuje sie odpowiedzialny za matke a matka tez traktuje go jak swoją własnośc i nie pozwala innej kobiecie zając jej miejsca...
gdy taki syn żeni sie ma niejako dwa domy i trudno tak naprawde w takich warunkach życ i byc gospodarzem i mężem,
z jednej strony potrzeba pomagania matce, która w rózny sposób wpływa na syna gozba, prośba manipuluje z obawy przed rozerwaniem tego układu
z drugiej zonie i swojej już rodzinie
pogodzenia tego jest bardzo trudne wręcz niemożliwe...
dochodzi do ciągłych starc kto jest w takim układzie ważniejszy i ma większe prawa do dziecka
matka nie chce oddac dziecka bo z racji poświecenia uważa, ze ma większe prawa
jak i wspólmałżonek, który nie może sie pogodzic na chory układ w którym tak naprawde nie ma większego zdania do powiedzenia
liczy sie tylko stary układ matka dziecko...

Jadwigo tak! młodzi mają byc na swoim by żadna z rodzin nie wpływała na ich decyzje czy życie,
ale tez młodzi to już nie dzieci tylko dorosłe osoby i jak chca życ razem, chcą sie pobrac powinny przed slubem ustalic gdzie i jak chca mieszkac...
a przede wszystkim działac w tym kierunku by iśc na swoje
a prawda jest niestety taka, ze najpierw sie pobierają a potem myslą gdzie mieszkac..
i co gorsza jeszcze nie robią nic w tym kierunku by iśc na swoje bo zawsze jest jakies wytłumaczenie a to finanse, a to potem rodzące sie z tego związku dzieci i tak zyją latami z rodzicami korzystając z ich pomocy a jednoczesnie w ciągłej wojnie
każdy z nas może isc na swoje ale wymaga to od nas niestety duzo wysiłku co jak lepiej skorzystac z pomomcy a potem sie skarżyc, że rodzice sie wtrącają tak ich juz rola a można było kiedys sie odłączyc od tej mamy i pójśc na swoje za cene ogromych wyrzeczeń i mnóstwa obowiązków...

każdy rodzic powinien myślec o tym, ze dziecko dojrzewa wyjdzie z domu i myslec o tym jak to bedzie
wpoic dziecku by samo swoje gniazdo szykowało, jak i samemu sie do tego przygotowac
bo to prawda, to cięzki okres gdy dziecko odchodzi zarówno dla kochających rodziców jak i dzieci
ale trzeba pamiętac iz taka kolej,
dziecko dorasta, bierze ślub i ma swojego partnera życiowego
a my możemy tylko juz wtedy jak nas poprosza!!!
radzic i pomagac ale sie nie wtrącac!!!
bo ja wiem lepiej, bo to moje dziecko i nie pozwole mu robic krzywdy
młodzi sami musza swoją droge kompromisów i uległosci względem siebie wyuczyc
i nie nauczy sie go zadna ze stron gdy sie jej na to nie pozwoli a wręcz przeciwnie skłania sie dziecko do powrotu do domu i zwala całą wine na współmałżonka..
my kobiety musimy wiedziec i uczyc sie kiedy jest pora na mądra, świadomą miłośc do dziecka by pozwolic mu odejsc i decydowac o sobie,
bo głównie nas kobiety o taką zaleznosc chora rzutująca na małżeństwo dzieci posądzam
ojciec nie wpływa tak zasadniczo na relacje w małzeństwie swojego dziecka
daje mu większe pole do popisu i uczenia sie byc dorosłym niz my kobiety matki
i nalezy o tym pamiętac juz dzis kiedy dziecko jeszcze jest małe...
by potem samemu nie byc złą teśiową
i nie było chorych relacji
w których tak naprawde nie ma miłosci do dziecka tylko zwykłe wykorzystywanie go dla włąsnych celów i korzysci
pozdrawiam
 
     
Jallo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-09, 19:52   

Amelka77, ta terapia to dopiero początki, sprawa jeszcze potrwa, żałuję, że nie zaczęliśmy jej wcześniej.

Jadwisia, ja też sobie postanowiłem, że będę uprzedzał kogo tylko się da, że mieszkanie z rodzicami któregoś z małżonków to straszliwe ryzyko. To jest jak przechodzenie przez głęboką rzekę po cienkim lodzie. Czasem się udaje i wtedy przynosi to korzyści (bo np. most daleko), ale jeśli już się nie uda i lód się załamie, to kończy się często tragicznie. I jeśli po wysłuchaniu mnie choć jedna para zrezygnuje z tego niemądrego pomysłu, to bardzo dobrze. My już wpadliśmy, ale może da sie uratować kogoś innego, niech z naszego nieszczęścia będzie choć jakiś pożytek dla innych.

Mami, po raz drugi muszę pochwalić Twój post. Doskonale opisałaś to, co się dzieje pomiędzy moją żoną i teściową. I razem z Nałogiem słusznie piszecie, że tego typu relacje są niestety przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ludzie z rodzin dysfunkcyjnych wynoszą z nich spaczone poczucie świata. Podświadomie dążą do znalezienia się w sytuacji, którą znają. Kiedy dorosną zaczynają postępować tak, jak ich rodzice. Wplątują sie w podobne relacje albo niszczą swoje związki. Potem wpajają ten sam schemat swoim dzieciom.

Monika, mnie na pewno, a myślę, że i Jadwisi nie chodzi o określanie lepszy/gorszy. Najlepszym dowodem na to jest to, że oboje wybraliśmy sobie małżonków z innego (podkreślam innego, nie gorszego) środowiska. Faktem jest jednak, że w zależności od tego, skąd się wywodzisz, miewasz różne poglądy na życie, nawyki, rytuały, horyzonty. W naszych wypadkach różnice wynikały ze środowiska. Ale małżeństwa międzynarodowe miewają dokładnie te same problemy. Do żony/męża dostosowujemy się, bo to ją/jego wybraliśmy. Natomiast w przypadku rodzin, to zupełnie inna sprawa. Jeśli te kontakty nie mają wpływu na to, co się dzieje wewnątrz małżeństwa, jest dobrze i żadne różnice kulturowe nie powinny być w stanie tego zniszczyć. Ale jeżeli zaczyna się się nadmierne uczestnictwo rodzin w życiu młodego małżeństwa, te różnice się ujawniają. Znowu powiem obrazowo: Skuj dwóch przyjaciół kajdankami albo zamknij w małym pomieszczeniu na kilka dni. W większości przypadków zaczną się nienawidzić. I tu jest problem. Gdy przebywasz z kimś za często i każdy jego ruch ma wpływ na twoje życie, zaczynasz zauważać coraz więcej spraw, które przeszkadzają. No i zaczynasz się zastanawiać, skąd one się biorą. Z żoną/mężem, jeśli tylko jest dobra wola obu stron, zawsze się jakoś ułożysz. Z innymi już jest znacznie trudniej. Ale w końcu to nie z nimi bierze się ślub.
Na pewno sama jesteś w stanie wskazać mnóstwo ludzi, którzy jakieś rzeczy robią inaczej niż Ty. I gdybyś była zmuszana do zmiany postępowania na takie jak oni, czułabyś się bardzo źle. Ale to nie znaczy, że uważasz się za kogoś lepszego od nich.
Podsumowując: różnice kulturowe (które mogą wynikać z przeróżnych przyczyn) nie mają żadnego znaczenia, gdy małżeństwo zachowuje odpowiedni dystans do obu rodzin. W takim wypadku bywają nawet sympatycznym urozmaiceniem i ubogaceniem. Natomiast w przeciwnym wypadku stają się źródłem mnóstwa problemów.

Pozdrawiam
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 11:49   

Jallo napisał/a:
Muszę też przestać przejmować się tym, co powie żona i trochę zadbać o swoje relacje z innymi ludźmi. W końcu każdy ma do nich prawo, nawet ja.

Jallo - z jednej strony piszesz o tym, ze rozumiesz rady mami oraz naloga, ale czasem dajesz odczuc jakobys i tak pozostawal przy swoim zdaniu. Otoz kluczowe nie jest to, zebys lekcewazyl zdanie zony, bo to nie jest do przyjecia, ale stawial Jej twarde warunki i mowil otwarcie o swoich potrzebach. Rowniez umiejetnosc przyznania sie do bledu moze zostac doceniona. Mam nadzieje, ze wypracujecie od nowa porozumienie.


Amelka77 napisał/a:
Denerwuje mnie to ze mó jmaż zaczął pisac jakieś zboczone esemesy do mnie że co by było jakby mnie złapał:) ni o on jest niepoważny.

Amelka wiesz - to z Twojego punktu widzenia bardzo niewlasciwe i faktycznie maz powinien rozwiazac Wasz problem. Ale z drugiej strony stara sie w jakis sposob nawiazac kontakt i brakuje mu bliskosci z Toba. A przeciez fizyczna jest jednym z aspektow wspolnego zycia. Wiec zamiast go z gory krytykowac znajdz sposob, aby przez jego zainteresowanie kontaktem z Toba znalezc droge do zmotywowania go w strone rozwiazania Waszych problemow.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 12:29   

Jallo...piszesz:"Ludzie z rodzin dysfunkcyjnych wynoszą z nich spaczone poczucie świata. Podświadomie dążą do znalezienia się w sytuacji, którą znają. Kiedy dorosną zaczynają postępować tak, jak ich rodzice. Wplątują sie w podobne relacje albo niszczą swoje związki. Potem wpajają ten sam schemat swoim dzieciom. "

ale czy muszą??? Czy Ty musisz? Czy Ty -jako człowiek wykształcony- nie masz obowiązku przerwać negatywnego ,dysfunkcyjnego przekazu międzypokoleniowego?
 
     
Jallo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-12, 19:09   

Martin, w wyniku całej tej sytuacji bardzo mocno odsunąłem się od przyjaciół i znajomych. Obawiam się, że gdy zacznę naprawiać te relacje (oczywiście w jakimś rozsądnym zakresie, powiedzmy spotykanie się z kimś ze znajomych dwa-trzy razy w miesiącu), będzie to woda na młyn pretensji żony i jej ucieczkę do teściowej. Dlatego napisałem, co napisałem. Będę próbował oczywiście rozmawiać, ale jak już wiecie, nie jestem wprawny w mówieniu o swoich potrzebach i ich obronie. Również żona w takich sytuacjach mi nie pomaga, bo dla niej moja dotychczasowa postawa była mimo wszystko wygodna.

Nałóg, pewnie że mam taki obowiązek. Sam oderwałem się od dysfunkcyjnych relacji w mojej rodzinie. Nie było to łatwe, doskonale poznałem moc gry na wyrzutach sumienia i różnych innych gier. I wiem, że gdyby nie odległość, chyba nie dałbym rady.
Mimo moich trudności setki razy i na różne sposoby próbowałem wytłumaczyć mojej żonie, że dla mnie to będzie ogromny krok wstecz, że mieszkanie przy jej rodzicach niszczy mnie psychicznie, że nigdy nie będę tam czuł się dobrze. Do tej pory o tym nie wspomniałem, ale moja żona z racji charakteru jej pracy musi codziennie przeciwstawiać się manipulacjom i równocześnie manipulować innymi ludźmi, często zmuszając ich do robienia czegoś, na co nie mają ochoty. Dlatego moje zadanie jest bardzo trudne. Przeważnie daję się przegadać ekspertowi.
Czasem przychodzi mi do głowy myśl, że ja to już pewnie nic nie poradzę na to, co się dzieje w moim małżeństwie. Za głęboko to wszystko ugrzęzło. Chciałbym jednak uchronić moją córkę przed losem podobnym do mojego, lub mojej żony (ona też przeżywa koszmar, ale nie potrafię jej pomóc, jeśli sama nie będzie tego chciała). I tego nie mogę i nie mam prawa odpuścić. Jak na razie jednak siedzimy po środku sytuacji, która będzie sączyć do biednej małej główki te wszystkie złe schematy. I kiedy o tym myślę, chce mi się krzyczeć i tłuc głową o ścianę.
Oj znowu skupiłem się na emocjach, zamiast na działaniu. Poszukam tej książki, o której mówiłeś.

Pozdrawiam
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-13, 15:42   

Jallo,
nie daj sobie wmówic, ze to Ty jestes ten słaby, że nic już nie da sie zrobic.
Piszesz, ze zależy ci na córce - nie pomożesz córce, jesli sam sie nie zmienisz.
Piszesz, że pochodzisz z rodziny dysfunkcyjnej - to zostaw zone (to przenośnia) i zacznij od siebie, zacznij rozwiązywac swoje problemy, zacznij sie zmieniać.
To nic, ze czujesz sie słaby - albo właściwie to dobrze, bo umiesz stanąć w prawdzie.
Pan Bóg pomaga ludziom słabym, On dziala w ludziach slabych, ale ufających Mu.
Trzymaj sie, modl sie i działaj - w takiej kolejności.
 
     
Amelka77
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-14, 12:28   

Witam
troszke tu nie zagladałam, Jallo czy pozwolisz ze bedę pisała również o swoich problemach w małżeństwie na twoim wątku?. W sumie to mam osobno swój ale dawno nie zaglądałam tam a z racji ze mamy podobne problemy to tu mi jakos raźniej.

Jallo - ja też odsunęłąm się od swoich znajomych i przyjaciół. Bo wiesz człowiek się troche zamyka jak sie dzieje coś złego w jego życiu i zaszywa się w swoją skorupke. Ja chyba nie chciaąłm zeby ktoś zobaczył ze mi źle i wolaąłm być sama z tym.
Odkad mój m się wyprowadził zaczęłąm myśleć o sobie i prowadze teraz nienajgorsze życie. Spotykam się z ludxmi, i czuje się psychicznie bardzo dobrze. Jakos o wiele lepiej niz jak byłam z meżem. Oczywiscie brakuje mi właściwego zycia z mezem i pełna normalną rodziną ale nie jest najgorzej bo mam czas teraz na różne rzeczy na które nie miałąm czasu będąc z meżem. Ostatnio mi nawet napisał m gdzie ja ciagle jestem i co takiego robie ze mnie często nie ma? chyba poczuł się zazdrosny ale mysle ze to lepiej niz by wiedział ze siedze sama jak palec i płacze za nim. Wtedy by nie motowowałoby go wcale do zmiany swojej postawy.

Podobnie jak tobie szkoda mi najbardziej dziecka, szlag mnie trafia ze nie ma przy nim ojca , bo on tak bardzo go kocha. Ze nie odiwedza go bo ... zawsze coś ma na wytłumaczenie. Ale z drugiej strony jak nasz syn ma widziec smutną mine mamy i taty i słyszeć kłótnie i siedzieć w samym środku tego wszystkiego to lepiej zeby dziecko od tego uchronic.
ja też mam watpliwosci ze nam sie jeszcze uda ale nadziej jeszcze sę skrzy we mnie. czas pokaze. najgorzej ze ja przestałam całkowicie sie modlić , nie mam siły się modlić , prosić boga o pomoc bo chyba zabrakło mi ufnosci poraz pierwwzy w zyciu. I to mnie przeraza.


Martin - moze masz racje ze poprzez pisanie mi takich wiadomosci mój m próbuje kontkatu ze mna na rózne sposoby. No tak ale jak go zmotywować do działąnia? ja juz naprawde nie weim, bo nie chciałąbym popełnicnjakiejs gafy. boje się ze jak mu zaczne coś nakreślać to on szybko utnie co mówie i obruci wszsytko ze on nie winny tylko ja i moja rodzina itd.


Jallo a jak tam terapia? daje efekty? chodzicie juz?
Bo u nas dalej w martwym punkcie.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-14, 17:15   

Jallo im bardziej mąż i żona sprzeczają się ze sobą, tym bardziej niektórzy rodzice ingerują.
W efekcie małżonkowie sprzeczają się jeszcze bardziej, co z kolei jeszcze intensywniej „zaprasza” ich matki i ojców do tej ingerującej pomocy.
ale te błędne koła można przerwać
myśle, że wasz problem to, nie wtrącanie sie teściowej to tylko skutek tego, że wasze relacje sie popsuły
może warto sie zastanowic nad przyczyna tego i nie dopatrywac sie tylko winy w relacjuach córki z matką....
bo ta ucieczka zony przed problemami zycia małżeńskiego w bliskosc matki to może dlatego że nie otrzymuje tego od ciebie
od ciebie słyszy zarzuty iz ona jest winna temu, ze tobie jest zle i jestes nieszczesliwy
Jallo daj jej tą potrzebe bezpieczeństwa jaka teraz otrzymuje od matki a jaka znalazła kiedys w tobie.. przeciez potrafisz .
Jallo dlatego ty musisz walczyc o zone bo ty widzisz problem
ona może jeszcze nie widzi, może broni sie przed tym,
dlatego ty bo to rzutuje na wasze małzeństwo ale i na ciebie
na twój spokój i szczęscie
piszesz kiedys miałes poprawne relacje z tesiowa... kiedy ano wtedy gdy z żona jeszcze w miare poprawnie sie komunikowałes,
mysle, ze one sie nie pogorszyły z winy teściowej, cho ona złą postawą dolała oliwy do ognia...
ale z powodu waszych złych relacji między sobą, między toba a żona nie teściowa
ona jedynie w zły sposób własnie podjęła walke za was w mysl zasady dla was...
myslała ze wam pomaga
i odtąd tesiowa stała sie nowo tarcza bezpieczeństwa dla twojej zony a twoim wrogiem numer jeden
zaczyły się między wami kłótnie a każdy przeciez chciał pokazac jakie ma prawa
dlatego mądra postawa wspieraj zone ucz samodzielnosci
a teściowa naucz mimo wszystko, że ty jestes mężem jej córki jej tarcza bezpieczeństwa w ramionach którego ma znalez pomoc
myśle, że mimo wszystko teściowa jak zobaczy, że jej słowne zaczepki na ciebie nie działaja przestanie w końcu
w zamian za to zobaczy szczęsliwą córke z mężem razem idących na spacer z dzieckiem
może to i mało realne ale mozliwe do wypracowania
Jallo wyprowadzka nie załatwi problemu między tobą i teściowa
bo nie w niej chyba problem Jallo najistotniejszy...
im bardziej rodzice sa włączeni w nasze problemy, tym bardziej konflikt sie nasila, bo wtedy wsparcie rodziców okazuje pociechą.
a to jest niebezpieczne dla małżonków i do niczego nie doprowadza dobrego.....
małżonkowie mają okazywac sobie wsparcie i miłośc tak by druga strona nie musiała szukac jej u rodzicow
to jest twoje zadanie...
spróbuj od naprawy relacji z zona jak wtedy teściowa nie dopuści do tego by z opiekuńczych rąk matki wypuścic córeczke ukochaną
dopiero wtedy tak naprawde możesz myslec o uzaleznieniu ich obojga od siebie
dzis na razie masz problem większy z żona ale chyba zwalasz go na teściowa
bo jak piszesz...Do tej pory o tym nie wspomniałem, ale moja żona z racji charakteru jej pracy musi codziennie przeciwstawiać się manipulacjom i równocześnie manipulować innymi ludźmi, często zmuszając ich do robienia czegoś, na co nie mają ochoty. Dlatego moje zadanie jest bardzo trudne. Przeważnie daję się przegadać ekspertowi.... czy nie czujesz sie za bardzo przez swoją zone experta zmanipulowany jak kiedys przez matke i to cie drażni i to wywołuje w tobie sprzeczne uczucia, bunt i ucieczke
a by nie poczuc sie winnym wine zrzucasz na tesciowa... bo gdyby nie ona zona nie miałaby oparcia w matce zamiast jej sie żalic przyszła by do ciebie
pewnie by tak było gdyby tesciowa za bardzo nie wpływała w relacje wasze, ale cóz popełnia ten błąd ale Jallo czy ty nie pozwalasz na to swoim zachowanim tesciowej...
może zrozumienie tego ze masz wpływ na to pozwoli ci wyjsc z kręgu niemocy wyzwolenia sie ze nie potrafisz sie przeciwstawic zonie po to by teściowa, matka córki nie musiała stwac miedzy wami jako kto
z początku pewnie negocjator potem gdy juz odważyłes na utarczki słowne to na pozycje wroga między wami
pora zakopac topór wojenny Jallo i ogłosic rozejm
wywies biała flage,
i daj reke na zgode
pozdrawiam gorąco Jallo wierze w ciebie, ze jestes łebski facet i dla dobra ratowania rodziny pierwszy raz choc ustąpisz w tej wonie to wygrasz...
takie nastawienie sie do tematu pozwoli ci uporac sie z własnym pojmowaniem ze przeciez nie moge wciąż ustępowac
właśnie w tym temacie ugoda jest najmądrzejsza postawą na jaką mozesz i masz sobie pozwolic
jest wyrazem dojrzałosci i poprawnej postawy
jeszcze raz pozdrawiam Jallo
wiem ile wysiłku trzeba włożyc w takie ułozenie sprawy, znam temat i staram sie jak ty tak kierowac życiem by relacje z rodzicami nie były dla mnie stresem
 
     
Jallo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-15, 20:02   

Mami, z obu stron (mojej i teściowej) było kilka prób porozumienia. Niestety albo napięcie było zbyt wielkie, albo oczekiwania zbyt rozbieżne, albo postawy życiowe zbyt odległe, dość że pokoju było tylko kila dni, a potem jeszcze gorzej niż poprzednio.

Teściowa nigdy nie była mediatorem pomiędzy nami. Czasem wręcz przeciwnie, potrafiła wręcz "dolewać oliwy do ognia". W jej rozumieniu miało być zabawnie, ale pamiętam, jak o mało sie z żoną nie pozabijaliśmy z powodu różnicy zdań w drobnej, nieistotnej sprawie (nieporozumienie w sprawie numeru autobusu, który się zatrzymuje w pewnym miejscu) właśnie dlatego, że działo się to w obecności teściowej. Ona to traktowała to jako zabawę, a myśmy omało się nie pobili. Uczciwie przyznam, ze po tym zdarzeniu przerażony byłem i ja i teściowa.
Mediatorem próbowała być żona - pomiędzy mną a teściową. Sama potem mówiła, że za te próby dostawała po głowie od obydwu stron.

Mami, Małgosia, piszecie o tym, że powinienem skupić się na "wyprostowaniu" siebie. Dla żony rodzina, a szczególnie matka jest wręcz świętością. Ona nie ma praktycznie znajomych, tylko rodzinę. Próbowałem się dostosować do reguł tam panujących. Godziłem się na wiele rzeczy. Zmieniłem całą masę nawyków i zachowań, żeby się dostosować. Nawet zacząłem pić wódkę z jej rodzicami, wujkami, ciotkami itp podczas rodzinnych spotkań. W mojej rodzinie alkohol pojawiał się bardzo rzadko, czasem coś wypiję z kolegami, a tutaj na większości spotkań pojawia się butelka (na szczęście tylko jedna na kilka osób). Dokonałem wielu zmian, dobrych i złych, żeby się dostosować.
A tymczasem teściowa rywalizowała ze mną o wszystko, co dotyczy żony. Włącznie z tym, kto jej zawiąże buty, gdy wychodziliśmy z domu. Jeśli tylko mogła coś zrobić dla żony szybciej niż ja, wykorzystywała to. W końcu przestałem się starać. Narzuciła tempo, którego nie wytrzymałem. Poddałem się.

Wiele miesięcy sam chodziłem na terapię, w końcu usłyszałem, ze tu może pomóc tylko wspólna terapia z żoną.
Zacząłem od siebie i nie zamierzam przestawać. Będę dalej starał pracować nad sobą, ale jeśli żona mi nie pomoże, to czarno to widzę.
Prawda, teraz wyprowadzka już nie załatwi sprawy. Dwa lata temu pozwoliłaby uniknąć kryzysu, ale teraz nic nie zmieni.

Amelka, na terapii czuję się trochę jak na sprawie rozwodowej. Mnóstwo wzajemnych zarzutów, wyjścia jak dotąd nie widać. Ale takie sprawy muszą trwać, czasem nawet kilka lat.
Co do Twojego uczestnictwa w "moim" wątku, oczywiście możesz pisać. Ten wątek nie jest mój, tylko należy do każdego, kto ma ochotę coś tu wtrącić. Każdy jest mile widziany.

Pozdrawiam

[ Dodano: 2009-01-16, 00:36 ]
Amelka, właśnie przeczytałem posty w założonym przez Ciebie wątku. Współczuję Ci gorąco. Rzeczywiście to, że nie jest się jedyną osobą, która ma takie problemy dodaje pewnej otuchy.
Rzeczywiście, nasze problemy są podobne. Bardzo ciężko żyć w takim trójkącie. Mam nadzieję, że Twój mąż w końcu się opamięta i zacznie myśleć o naprawieniu swojego postępowania. Też myślę, że te SMSy to próba nawiązania kontaktu. Boję się coś Tobie radzić, bo sprawa jest bardzo delikatna. Chyba rzeczywiście na razie nie ma co nakreślać przed nim żadnych wizji, bo pewnie się spłoszy. Daj mu jednak odrobinę nadziei i obserwuj. Nie ma co wpadać w euforię, ale może jest to początek drogi do porozumienia.

Piszesz, że poczułaś się lepiej po wyprowadzce męża. Wiem, że gdybym się wyprowadził, na pewno też bym odetchnął. Z tego samego powodu boję się spotykać ze znajomymi. W zeszłym roku musiałem wyjechać służbowo za granicę na kilka tygodni. Nie miałem możliwości przyjeżdżać na weekendy. Tęskniłem za żoną i córeczką, dzwoniłem do nich prawie codziennie. Ale to, że przez ten czas nie oglądałem tego okropnego miejsca było fantastyczne. Powrót do domu był straszny, szok po znalezieniu się spowrotem w tym koszmarze stłumił radość z powrotu do żony i córki. Niestety, w czasie mojej nieobecności żona przylgnęła spowrotem do teściowej. Wcześniej udało się nam wypracować niewielką odrębność, ale ten wyjazd wszystko zniszczył. Obawiałem się, że tak będzie, ale nie miałem wyjścia. Gdybym nie wyjechał, prawdopodobnie by mnie zwolnili.
Boję się zobaczyć normalny świat, posmakować go i poczuć, że życie może wyglądać zupełnie inaczej. Bo wtedy oboje z żoną możemy już nie chcieć tego sklejać.

Ja w wyniku tego kryzysu zbliżyłem się do Pana Boga. Kiedyś moja religijność była bardzo powierzchowna, a teraz to trochę się poprawiło. Modlę się więcej i inaczej niż wcześniej. Teraz w mojej modlitwie jest więcej pokory, a mniej oczekiwań. I co dziwne, zacząłem się modlić za zupełnie obcych ludzi, np siedzących w samolocie, który przelatuje mi właśnie wysoko nad głową.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9