Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Pół roku mnie tu nie było,więc historii c.d.
Autor Wiadomość
robika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 09:45   Pół roku mnie tu nie było,więc historii c.d.

Witajcie kochani!znów jestem,bo znów jestem i czuję się bardzo samotna...od miesiąca do Was wróciłam,czytam,czytam,az w końcu ponownie postanowiłam napisać do Was...

trochę się u mnie zmieniło...

w maju tego roku kupilismy dom-w moich stronach,piękny dom w pięknej okolicy,piękne widoki itd.,potem w lipcu w czasie urlopu mąż wykańczał dom,a ja byłam ponownie na rehabilitacji z dzieckiem...i zakochałam się ...jak nigdy...-fizycznie nie zdradziłam męża(chyba,ze ktoś tańce i przytulanie za takie uzna),psychicznie na pewno,bo do dziś wspominam,śni mi się i takie tam...to była krótka ,turnusowa znajomość(2tygodniowa),potem tylko kilka meili,bo on już raz był na granicy i nie chciał ,by żona cokolwiek zauwazyła,bo groził rozwód-był w kryzysie,podobnie jak ja...rozumieliśmy się doskonale,było nam dobrze w swoim towarzystwie...przez krótki czas,ale cudownie dobrze...oboje opuszczeni przez współmałzonków,niekochani,nierozumiani...

dzis nie kontaktujemy sie często(czasem napiszemy jeszcze do siebie jakiś oficjalny meil,ale naprawdę bardzo rzadko)

a moje małżeństwo....?
obecnie jesteśmy małżeństwem na odległość
ja z dzieckiem mieszkam w wymarzonym domku,ale sama....
mąż niby stara się o przeniesienie swojej pracy i przeprowadzkę do nas,ale trwa to już zanadto długo...ciągle mieszka w naszym dawnym mieszkaniu n drugim końcu Polski...

i robi,co chce...ostatnio bardzo przez jego zachowanie ,bardzo się martwię...

nie widzielismy się od połowy października!
obiecał ,ze na oczątku grudnia do nas przyjedzie...nie przyjechał,bo zachorował(grypa)...po kilku dniach wydało się poprzez wspólne konto,ze wyjechałsobie do Zakopanego!gdy to ujrzałam,załamałam się strasznie,a gdy kilka dni później zobaczyłam,ze był potem w Rawie Mazowieckiej,moja wyobraźnia wzięła gorę i świat mi się zawalił....od razu pomślałam-był z górach z kochanicą,którą potem odwiozł w centrum Polski!wcześniej obkupił się,bo wydał sporo kasy w markowych sklepach(na wspolnym koncie to wszystko widać)
dziś już ochłonęlam dosyć,ale to co przeżyłam przez to wszystko przed świętami,to tylko Bóg wie i moja przyjaciółka,do której wydzwaniałam w tych trudnych chwilach

mąż nie odbierał ponad tydzień telefonów ode mnie...to z jego pracy dowiedziałam się,ze jest na urlopie(mi powiedział,ze chory)przeywałam gehennę!
w końcu odebrał i nie mówiąć mi wiele,mówiąc oschle-powiedział,ze mogł sobie wyjechać,gdzie chce,ze ma rózne kłopoty w pracy i porozmawiamy,jak się spotkamy...

w sumie dalej nic nie wiem,o co tak naprawdę chodzi...czy był sam i po co w tych dwóch miejscach?nic nie wiem...

w świeta mąż pracował i nie mogł przyjechać...teraz mówi ,ze ma urlop ,ale jest chory i leży i przyjedzie,jak bedzie zdrowy...
ja panikuję co chwilę ,bo nie wiem,o co chodzi?co mam robić>?co jest grane?nie wiem po prostu....
zawsze jak dzwonię,mąż kaszle strasznie po chwili do słuchawki ,chyba zebym słyszała,ze jest naprawdę chory,ale po tylu róznych przejsciach,ja już mu w nic nie wierzę-na początku grudnia tez był chory,a jednak pojechał sobie na zakupy i wyjechał bardzo daleko...
wyłaczając telefon....wyłaczył telefon w moje imieniny(rano złożył zyczenia,a wieczorem tel.miał wyłaczony)potem przepraszał,ze ktoś z pracy go zdenerwował i wyłaczył...
moja wyobraźnia od razu mi pokazała obraz,ze siedzi w necie i umawia się z jakąś,rozmawia do rana,robił tak dawniej przy mnie,a tera kiedy mnie nie ma obok -tym bardziej...
jestem skołowana....
po długim czasie byłam u spowiedzi,komunii,na Pasterce za mojego męża....
nie wiem co się z nim tak naprawdę dzieje...jeszcze w listopadzie pisał,ze juz trochę tęskni,potem przestł pisać,dzwonić,pytać ,co u nas....
jestem skołowana
teraz wydzwaniam do niego codziennie i pytam,kiedy przyjedzie do nas

w miedzyczasie powiedziałam mu,ze jest dla nas najważniejszy,ze tak na niego czekamy,tęsknimy,ze czuję,ze coś jest nie tak...,mówi tylko ,ze jest chory i nie przyjedzie dziecka zarazać...
a ja czuję,jakby już w ogóle nie chciał z nami być ,w ogóle do nas nie tęsknił...
nie wiem,kiedy zobaczę męża,kiedy do nas przyjedzie....juz 2 razy wysyłałam mu ostatnie pieniądze na podróz do nas,bo wszystko wydał na te wyjazdy i mówil,ze przyjedzie do nas jak będzie miał pieniądze(czyli po 1 stycznia)

teraz jego alibi to kaszel,grypa.

kończę,bo się rozpisałam, jestem sama z dzieckiem i teraz mam tylko Was.
może pokrzepicie,napiszecie coś mądrego,bo ja już nie wiem,co to się dzieje...
pozdrawiam!
skołowana robika.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 11:37   

cześć Robinko ...
Nie znam Twej histori, ale juz po tym co piszesz teraz wnosze, ze mąż Cię oszukuje i bynajmniej ochoty na spotkanie z wami nie ma.

Przepraszam za brutalną szczerość:(

W samotne wypoczywanie po trudach pracy w Zakopcu - nie wierzylabym. Prawdopodobnie faktycznie pojechał tam, albo tam się umówił z kimś.
Nie, ze nie rozumiem, ze zcłowiek zcasem potrzebuje pobycia sam z sobą, ale ta sytuacja a taka naprawde nie wyglada.

Nic Ci nie da, ze bedziesz sie złosciła, dzwonia do meza i czyniła wyrzuty oraz błagala i żądała, zeby do Was przyjechał.
Nic nie da, bo to juz robisz i efektów nie widać.

A nie widać, bo Twojemu mezowi jest tak wygodnie. Zakup wymarzonego domku w miejscu odległym od jego pracy tez jest calkiem sprytnym posunięciem.
Takiego domku trudniej się wyrzec i pozbyć, niż zwyczajnego mieszkania, wiec moze mieć niemal pewnosc, że teraz nie "grozi" mu już, że spakujesz sie i powiesz - "Dobra, skoro jesteśmy razem i Ty nie mozesz zmienic pracy to my przyjedziemy do Ciebie".

Nie wierz w takie głupoty, jak choroby i brak czasu na wyjazd do Was. Nie wiem co robi Twój maz, ale naprawdę Polskę w całosci (piszesz o drugim końcu) mozna przejechać najwolniejszym środkiem lokomocji czyli pociągiem w kilkanaście godzin, wiec...

Jak widać mzoe też wziąc urlop i to całkiem czesto. Robinko - prawda jest taka, ze oszukuje i tak mu dobrze.

Nie wysylaj mu żadnej kasy na wyjazd swoim i dziecka kosztem. Nie wydzwaniaj, bo jak widzisz wyłącza komórkę.

Nie wiem co Ci praktycznie poradzić, choć ja wiem co w takiej sytuacji osobiscie zrobiłabym.
Porozmawiac z mezem jest Ci trudno, bo on takich rozmó telefonicznych nawet - unika. Ja osobiscie wybralabym sie sama do niego bez zaowiedzi i soprawdziłą naocznie jak się sprawy maja, ale w moim przypadku byłoby to rawdopodobie jedno z ostatnich spotkań z tym panem, wiec Ci tego nie dorazdam.

Nie wiem, jak wspomniałam, jakie mieliscie przejscia wczesniej, ale teraz serio nie mzoesz trwac w tej sytucji, bo ona Cie boli, a nic nie wskazuje na to, zeby miala sie zmienic.
 
     
robika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 12:23   

załamałaś mnie PIKI...
a ja mam ciągle nadzieję,ze to nie baba zawróciła mojemu mężowi w głowie...

pojechałabym już dawno do męza,ale nie mam z kim zostawić dziecka, to zbyt długa podróż dla niego..(7-8godzin).tym bardziej,ze tam w mieszkaniu praktycznie juz nic nie ma...

choć jeszcze zastanawiam się,czy jednak nie pojechać i sprawdzic naocznie co sie dzieje
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 12:41   

Robiko - wybacz, nie chciałam cię załamac - bylam szczera.

JAsne, że zawsze chcemy wierzyć, że nie stało się coś, czego sie boimy. Niestety w tym przypadku Robiko fakty na to wskazują. Aczkolwiek - no jasne, mogę się mylić.

Nie dorazdam Ci wyjazdu do meza, po prostu napisałam,z e ja bym tak zrobila. Po prostu wolalabym wiedzieć co ejst grane. A najgorsza wiezda jest lepsza od niewiezdy dla mnie.
 
     
robika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 09:53   

odchodzę od zmysow jestem totalnie załamana....
wczoraj wydzwaniałam do męza odbierał ale rozmawiał,a raczej mnie słuchał i ,,olewając"konczył rozmowe lub kazał mi dać mu spokój

juz miałam jechać do niego,ale ze względu na dziecko ,zostałam

dziś chyba załuje ze nie pojechałam
dziś nie odbiera telefonu,a ja się panicznie boję,co się dzieje,...czy znów gdzies nie pojedzie

zaprzecza,ze z zadną babą nie był w zakopanem,czy w tej rawie,denerwuje sie ze go podejrzewam,z drugiej strony nie jest w porządku,zachowuje się,jakby jednak był pod wpływem kogoś(moze z netu)gdzie często mnie zdradzał nawet jak w ciąży byłam...

jestem tym wykonczona
ii jestem z tym wszystkim sama
w nowym pustym bez męza domu,który razem kupilismy i razem mamy spłacać...

oczy mam całe zapuchniete od łez....głowa mi pęka..
jestem wykonczona jego zachowaniem....i boję się strasznie(jego ojciec opuscił izdradził matkę z inną na zawsze)
moi rodzice mnie ostrzegali-ze niedaleko pada jabłko od jabłoni,byli przeciwni temu małżeństwu....
a teraz ja tak cierpię....i nic nie moge im powiedzieć....
jestem załamana
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 10:38   

Robiko
ty wolisz stan niewiedzy od prawdy
wolisz trwac w swiadomosci ze mąz jest chory czy praca mu uniemozliwia przyjazd i kontakt z wami niż stanac przed faktem on nie chce byc z nami, on mnie nie kocha
to taka gra sama przed soba by nie dopuscic do świadomości, że wasze małżeństwo sie rozsypuje i coś w nim nie gra i funkcjonuje jak nalezy
lęk przed samotnościa powoduje blokade realnych faktów jakie widzisz
samam sie okłamujesz i usprawiedliwiasz męża kroki tak by ci było wygodnie i dobrze przetrwac ten problem
dopuki nie staniesz przed faktem oczywistym mój mąż z jakis powodów niszczy małżeństwo i nie chce go razem kontynuowac doputy nie wyjdziesz z depresji i nie zaczniesz działac w kierunku rozwiązania problemu
boisz sie, ze mozesz usłyszec prawde jaka a taka, ze mąz powie nie kocham cie i nie chce byc z toba
trwasz wiec w kryzysie nie pozwalajac sobie ani na rozwiązanie go ani na poprawe swojego kryzysu
jedyna rada stanowcza rozmowa wóz albo przewóz
pozwoli ci to na pogodzenie sie z faktem oczywistym a takze na walke o małżeństwo
na dzień dzisiejszy nie robisz nic a jedynie pozwalasz męzowi na to by postępował tak jak postępuje
nie musi sie bac o ciebie ani małzeństwo bo ty go nie ograniczasz w niczym i nie ma wizji ze może cos stracic
nawet jak czegos nie mamy i nie chemy miec to swiadomosc ze w kazdej chwili moge do tego powrócic daje męzowi wiare i siłe ze jego postępowanie nie bedzie miało zadnych konsekwencji
hulaj dusza piekła nie ma
jak postawisz mu granice na pewno uswiadomi mu ze moze cos stracic
inna sprawa jest czy jemu jeszcze zalezy na małzenswie czy juz powetował sobie ewentualna strate czym lub kim innym
tak czy owak dla ciebie pogodzenie sie ze stanem realnym i prawda wyzwoli cie od leku i kontroli nad zyceim nad, którym tak naprawde nie masz wpływu
masz wpływ na siebie a przez stanowcza zmiane siebie i z uporem trwania przy swoich decyzjach odnosnie swojego dobra spokoju i szczęscia mozesz wiele i dla małzeństwa zmienic
walcz nie poddawaj sie nie lekaj sie samotnosci, bo tak naprawde juz jestes samotna
nie uciekaj przed problemem z leku przed poznaniem prawdy nie rozwiazane sprawy urastaja do niepokonanych a potem juz nie idzie odwrócic niczego
tylko na chwile problem wydaje sie nie do pokonania potem juz jak zaczniesz działac wszystko wydaje sie łatwiejsze i mozliwosci wyjscia z własnej niemocy realne do pokonania
pozdrawiam gorąco
 
     
robika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 12:52   

no i co mam zrobić?

jechać do męża?nawet nie mam kluczy do mieszkania!a jesli go tam nie ma?mam jechać?400km z chorowitym,niepełnosprawnym dzieckiem?

czekam....;
czekam i wariuję bo nie odbiera dzis telefonów...
zadzwoniłam juz do jego brata,wie co wyprawia mój małzonek,sam tez nie moze się do niego dodzwonić....

mozna oszaleć!
wiem,ze najgorsza jest niewiedza!
juz byłam gotowa jechac,jezdze autem od niedawna,ale czy zastanę tam męża?
dojadę na wieczór i co?
z dzieckiem w samochodzie będe pod blokiem wyczekiwać?

jestem skołowana!
odbija mojemu mężowi na maxa,nie pierwszy raz!
czekam.co mogę zrobić?
poradźcie...
do konca mam nadzieję mimo wszystko...w końcu tak napisane jest w ewangelii mimo wszystko...mieć nadzieję....jeszcze ją mam...ze nie wszystko stracone


ale boję sie tez mimo wszystko bardzo sie boję
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 13:12   

Robika, napisalam Ci na priva.

Nigdzie nie jedz! Sama sobie odpowiedzialas na ta propozycje. Odbilo Twojemu mezowi? Pewnie tak... Ale Ty nic na to nie poradzisz. tylko SOBIE samej mozesz cos dobrego zrobic: przestac do niego dzwonic! Bo to i tak nic nie daje! Sama widzisz: nie odbiera telefonow, albo opowiada, ze chory... Coz... Daj spokoj, juz on sie odezwie. Postawic mu granice? Hm... Jakie? On sie do zadnych nie stosuje. On zdanie Twoje zna, a i tak robi, co chce. Taka jego wola teraz i niestety, nie masz na nia wplywu. Im wiecej bedziesz dzwonic, tym bardziej on nie bedzie odbieral, badz tez wylaczy telefon. A Ty sie bedziesz co raz bardziej zamartwiac. Bledne kolo. A wiec: odloz telefon i sprobuj zajac sie czyms innym, blizszym, co nie jest 400km od Ciebie.
Pozdrawiam
Justyna
 
     
robika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 14:49   

głowa boli niemiłosiernie...

odebrał w koncu telefon...stwierdził,ze go zostawił w domu,a musiał pojechać do pracy...
uwierzyłam po raz kolejny

za to ochrzanił mnie nieźle,ze płaczka jestem,ze wydzwaniam do niego po tysiac razy,jakby nie wiadomo co się stało....

nie wydzwaniałabym,gdyby inaczej ze mną rozmawiał...gdyby wyjaśnil szczerze co sie dzieje,skad takie zachowania...
powiedzial-powtarzać sięnie będzie-kłopoty w pracy sprawiły ,ze znalazł sie w zakopanym,w rawie maz...cóz...moze tak...moze nie....powiedział tez ,ze nie muszę wszystkiego wiedzieć....

ze wydzwaniam niepotrzebnie do jego brata,bo oni i tak mi nie pomogą,nie bedą po mojej stronie,wiec po co do nich wydzwaniam,dlaczego nie dzwonię do swoich...
a dlaczego?...bo moi by go już dawno wyklęli z rodziny,by dokuczali tez mi,ze mieli rację co do niego,ze taki zły itd.z rozbitej rodziny...

a moze tak naprawdę nic się nie stało...moze rzeczywiście panikuję

muszę ochłonąc,uspokoić się...dojść do siebie....
maż powiedział,ze jutro sie do nas wybiera,

czekam więc...
co pownnam teraz zrobić....?
powitać z miłością czy z dystansem...?bo niby nic się nie stało...tylko ja znerwicowana płaczka panikuję i wmawiam mezowi baby(z nikąd to się nie wzięło,kto czytał moją historię,ten wie,jak mnie traktował w ciąży,jak zgłupiał dla bab w necie,i póżniej znów i ożniej znów powtórka z rozrywki w necie-stad moje lęki i jeszcze jego ojciec,tak zły dla najbliższych....do dziś zro kontaktu)

jaK powinnam więc jutro sie zachować?jesli moj mąz dojedzie oczywiście?

znając siebie...pewnie bedzie dystans....a co dalej wyniknie?

mimo wszystko cieszę się,ze jutro go zobaczę,ze dziecko go zobaczy...kocham męza i mimo wszystko moze w końcu kiedyś się nam uda...?(jescze w listopadzie dostałam od męza piekny meil z przeprosinami za wszystko co złe...dlugo na to czekałam,ale dało mi nadzieje,ze jeszcze będzie dobrze...)
dopiero potem od grudnia znów coś walnęlo i było źle miedzy nami ,znów pojawiły się niejasności w jego zachowaniu....i stad ta panika....
pewnie jesZcze nie raz wroci....
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 22:32   

...
Ostatnio zmieniony przez bajka 2009-04-18, 09:40, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-30, 00:01   

wiesz co bajka - mozna spróbować, ale uważam, ze jak facet chce prysnąć i wszystko sobie przemyślał - postanowił to guzik to da. Spróbować warto, zwłaszcza, ze robika cały czas wydzwania, atakuje swoją osobą, ale u mnie ten numer nie przeszedł. Moge nie dzwonić, nie pisać, wychodzić gdzie chce, a pan ma to mówiąc krótko w głębokim poważaniu, rzekłabym nawet - ma świety spokoj.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-30, 09:25   

Samotna,
...
Ostatnio zmieniony przez bajka 2009-04-19, 13:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-30, 10:54   

Kochane dziewczyny nie da się nic na siłę... Jak chce odejść - odejdzie, jak ma coś "gdzieś" - to będzie miał... I w drugą stronę również, choćbyśmy się na nich śmiertelnie obraziły a oni będą chcieli pojednania to będą dotą "prosić" aż je dostaną!!
Z drugiej strony nie mamy wpływu na drugą osobę... Możemy zmieniać tylko siebie!! Z drugiej strony nie ma też gotowej recepyt na co co zrobić... w jednych przypadkach zadziałało to, w drugich tamto... dlatego, że przyczyny konfliktów i kryzysów są różne, tak jak różni jesteśmy my.

Wracając do uzależnienia.... kiedyś myślałam, że to jakaś bujda. Długo tak myślałam, aż życie mnie wyszkoliło;) W "uszkodzonych związkach" to uzależnienie przybiera jakąś ogromną przytłaczającą nas pstać... Uzależnienie, które w "zdrowym związku" nie jest niczym złym, w "uszkodzonych związkach" przybiera postać, która nam bardzo szkodzi...
Pociaeszające jest to, że jak wraca wszysto do normy to i uzaleznienie staje się dobre;)

[ Dodano: 2008-12-30, 11:11 ]
robika, jeszcze jedno... z tego co piszesz u Ciebie jest taka sinusoida... raz lepiej, a za chwilę bardzo źle... i tak w kółko... przeżywałam to samo i dopuki wszystko nie "pierdykneło" na dobre, dopuki każde nie poszłow w swoją stronę... nic się nie zmieniało... ciągle żle i dobrze...

mami, masz bardzo bardzo dużo racji w tym co piszesz... tak to włąśnie jest!!
 
     
robika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-30, 11:24   

Samotna,Bajka dzięki,ze piszecie...macie rację -wiem,ale ciężko...cięzko czasem wytrwać,bo tak jak pisze Samotna facet ma wolność i zadowolenie,ze robi co chce,on nie widzi NIC złego w swym postępowaniu,wręcz odwrotnie,to ja jestem wariatką,płaczką...i dobrze mu jak nie wydzwaniam....

a to ze dziś NIE WIEM ,CZY on wyjechał do mnie ,do nas ,czy nie-to normalne,bo mój mąz jak dojedzie,to dojedzie...nie informuje mnie,bo po co,bo juz raz powiedział,ze sie wybiera....

więc dzis czekam,nie dzwonię,nie pytam,od wczoraj od 13 nie dzwonię,wiem,krótko,ale dla mnie to wieczność trwać w tej niewiedzy=uzależniona,pewnie tak!

ale tak jak Samotna pisze,czasami to nic nie daje....choc próbować mozna

dziś robię porządki i spogladam na telefon wyczekując smsa,telefonu...i modlę sie,zeby samej nie zadzwonić,nie zapytać,czy w końcu wyjechał do nas...
cyrki odstawia co jakiś czas i nie widzi w tym niczego złego....

po pierwszych wybrykach w necie-meile miłosne z babami,kiedy byłam w ciąży tak długo oczekiwanej,nie widział błędu 6lat!dopiero niedawno,w listopadzie,o czym juz wczesniej pisałam,nagle robiąc sobie bilans 40latka przeprosił mnie,ze wiele popsuł między nami i przeprosił za to o dziwo!

teraz mówi,ze nie ma żadnej baby w necie,ze z nikim nie pisze,z nikim się nie spotyka,ale zachowuje się podobnie jak wtedy,jak narkoman,który nie panuje nad sobą i nawet nie dociera do niego,jaką krzywdę nam robi...jaki jest oschły w rozmowie ze mną i daleki ,bardzo daleki...

cóż pozostaje czekać....

mąż powiedział ,ze ma cały styczeń urlopu...zobaczymy co dalej....
nie mam nastroju na czułe powitania,jestem i czuję się bardzo porniona i nie wiem,chyba nie będę potrafiła powitać go z uśmiechem...

tyle zła było i jest miedzy nami....

czekam....co będzie dalej....
urządzaniem domu się zajelam i nie wydzwaniałam wtedy często do męża,jak przyjechał w październiku,było bardzo miło i czule....az tu trach!od początku grudnia same cyrki...!!!od końca listopada choruje,ale w zakopanym i rawie mazowieckiej był!pytam,po co?sprawy służbowe!tak twierdzi!tylko dlaczego przed tymi wyjazdami obkupił się w markowych sklepach?i wyjechał tam w czasie urlopu o którym dowiedziałam się nie od niego i wyłaczył telefon na 4 dni

mówił mi o kłopotach w pracy -jeszcze w listopadzie pisał mi o tym dość szczerze,wyjątkowo się wtedy do mnie otworzył...pisał,ze chcialby uciec czasami,ale nie wie dokąd,ze sobie nie radzi w pracy,ze się już do niej nie nadaje...
to było tuż przed jego wyjazdem....
wiec myślę,może rzeczywiśćie przez robotę wyjechał w góry,miał dość wszystkiego! w które kiedyś częśto sam wyjezdzał,jeszcze kiedy się nie znaliśmy

nigdy nie był facetem ,,do zabaw i podrywów skory",jedynie w internecie,gdzie nikt go nie znał tak naprawdę,potrafił godzinami rozmawiać z kobietami...
więć może wyjechał sam w te góry....
nie wiem i moze nigdy sie nie dowiem!
a piszę tyle tu do Was,zeby do niego nie pisać,nie dzwonić...zeby samej sobie jakoś tam pomóc...
pozdrawiam i całuski Wam posyłam!
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-30, 12:12   

...
Ostatnio zmieniony przez bajka 2009-04-18, 09:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9