Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Chora sytuacja
Autor Wiadomość
Maka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 00:15   Chora sytuacja

Witam,kolejny raz chcę się z Wami podzielić swoją chorą sytuacją w naszym małżeństwie.
Jestem z tym zupełnie sama,znów się zamknęłam w czterech ścianach z naszymi problemami.
Na zewnątrz wszystko wygląda ok.Wspólne Święta,rozmowy z rodziną,żarty,zabawa z dzieckiem.Wszyscy myślą,że mąż wrócił,powoli zaczyna się układać,a tak niestety nie jest...
Żyjemy obok siebie, a takie życie mnie strasznie boli.Były Święta i znów nadzieja,że coś drgnie,łamanie się opłatkiem,ja ciągle wyciągam do niego rękę,ale to jest odpychane,niechciane.Potem się fatalnie czuję i obiecuję sobie ,że już nie ,że starczy,że to mnie upokarza,że teraz to już czekam na jego gest,ale on nie nadchodzi.
Mąż mnie unika,nie chce rozmawiać,wieczory spędza poza domem.Mówi,że wszystko skonczone z jego byłą kochanką,ale jednocześnie nie zamierza zrezygnować z przyjaźni z nią.Przyznał się,że dość często dzwonią do siebie wieczorem,nawet kilka razy wpadł do niej na herbatę,kupili sobie prezenty na Mikołajki i pod choinkę.Nawet w Święta na jakiś czas zniknął,aby do niej zadzwonić.To boli,ale już nie tak bardzo jak kiedyś.A ja głupia myślałam,że tego już nie ma.Mąż ciągle nie widzi w tym nic złego.Czasem brakuję mi sił,to już półtora roku jak ta pani pojawiła się w naszym życiu.W święta mąż mi powiedział,że jest w domu tylko po to,aby pomóc mi w obowiązkach i przy dziecku,że nie chce być ze mną.Gdy powiedziałam,że nie chcę żyć w takim układzie,bo jest dla mnie nie do wytrzymania;odpowiedział,że przecież mogę się wyprowadzić jak mi nie pasuje.Teraz czekam na jego decyzję,co zrobi z wynajmowanym przez niego mieszkaniem(ma wynajętę do marca),do którego jeździ wieczorami.Postanowiłam,że jeśli będzie chciał przedłużyć wynajęcie będzie się musiał wyprowadzić na dobre z domu,a jeżeli nie to muszę postawić twarde warunki.Mój mąż nie potrafi podjąć żadnej decyzji, on żyje na dwa mieszkania i na dwie kobiety(choć on twierdzi,że nie ma żadnej,że jest sam).Nie umiem sobie poradzić z tą sytuacją,mam wrażenie ,że to wszystko stanęło w miejscu.Napiszcie do mnie ,może coś mnie popchnie do działania.Pozdrawiam.
 
     
Oli
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 22:03   

Maka to bardzo trudna sytuacja ja nie wiele mogę Ci pomóc, bo sama mam złą sytuację rodzinną, ale wydaje mi się,żę tak nie możesz żyć, bo to za trudne i Cię zniszczy, z jednej strony nadzieja bo jest blisko, tuż obok, a z drugiej strony odpycha Cię i nie chce, to po co z Tobą jest? Wiem,że trudno ale jeśli on nie chce to chyba ty musisz coś zdecydować, bo długo tak nie wytrzymasz. Wiem jak było ze mną, kochanka na szczęście była daleko ale dzwonili do siebie ciągle i pisali, a jak zapytałam dlaczego mi to robi odpowiedział"bo tak jest fajnie". Było to nie do zniesienia i nie do zaakceptowania. Wygląda to u Ciebie tak jakby mąż chciał żebyś to Ty podjęła ostateczną decyzję, może później będzie zganiał na Ciebie winę za rozpad rodziny????? ale tak też nie można żyć bo Cię to zniszczy psychicznie, bardzo boli taka sytuacja i długo nie da się tak ciągnąć szczególnie jeśli się kogoś kocha...............
 
     
Maka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 23:07   

Dziękuję Oli,że się odezwałaś,mimo swojej trudnej sytuacji.Myślę,że jest dokładnie tak jak napisałaś,że mąż chcę ,abym to ja podjęła ostateczną decyzję.Trudne to,bo bardzo go kocham,przeżyliśmy tyle dobrych lat,jest mała córeczka.Często jestem na siebie zła,że nie potrafię się zebrać,aby coś z tym zrobić.Czasem myślę,że już po nas,a czasem mam taką ogromną nadzieję,że znów będziemy razem. ;-)
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 23:39   

Maka , nikt za Ciebie nie zdecyduje , to bardzo trudne , co się dzieje u Ciebie ale problem niestety powtarza się - dziecinny , nieodpowiedzialny gość , który zawala bardzo poważną sprawę , jaką jest małżeństwo i rodzina i na dodatek tchórz , który chce Ciebie tym obarczyć. Nie musisz go wyganiać ale po prostu nie daj się źle traktować. Ty sama wiesz , co to znaczy bo wiesz , kiedy czujesz się poniżona . Zastanów się sama czego chcesz - czy chcesz utrzymać małżeństwo , dać mu czas , czy dalej dasz radę tak żyć. Ale najważniejsze , nie zaszkodzi Ci w żadnej sytuacji - nie daj sobą pomiatać, nie daj się wkręcić w rolę ofiary- tak , jak wiele osób tutaj.Tak jak ja się dałam. Teraz chodzę po domu i powtarzam - gdzie wtedy byłaś kobieto , gdzie byłaś - na Marsie , bo na ziemi na pewno nie.Kac zostaje.
 
     
sylwiaa
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 07:26   

Maka-ja byłam w takie samej sytuacji -gdy już resztkami sił powidziałam dość wtedy się skończyło -nie daj się.takiego typu mężczyźni nie potrafią podjąć decyzji, musisz zrobić to ty bez wzglęu na konsekwencje licząc się z tym ,że może odejść w co wątpię...Wiem, że to trudne ,ale bąć twarda na tyle ile umiesz i nie bój się strach jest złym doradcą-choć wiem jakie to trudne -sama dopiero się uczę i może to dziwnie zabrzmi ale pomaga mi w tym mój mąż.Z BOGIEM.DUŻO siłY
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 08:57   

Maka............. już to nie raz słyszałaś..............TWARDA MIŁOŚĆ.
Szanuj siebie ,szanuj w mężu człowieka,ale nie szanuj dysfunkcji.Dysfunkcji stawiaj twarde granice.
I nie bój sie że pójdzie............... nie łudz sie że jak będziesz mięka i uległa to on zostanie .Jak jest w "szponach kusego" to tylko wstrząs może mu pomóc sie wyrwać z tego.
Miłość wymaga stanowczości.No chyba że mimo wszystko lubisz trójkąty.
Maka...........Ty nie jesteś rzeczą do uzywania.Jesteś kobietą,matką.......... Ciebie nie można uzywać jak rzeczy wtedy gdy jesteś potrzebna do czegoś.
Idż do poradni małżńskiej przy parafii(jak nie ma to zapytaj gdzie jest),szukaj pomocy.To nie wstyd jest poszukać pomocy.Wstydem jest ,nawet grzechem jest nie szukać pomocy,nic nie robić................. bo może on sie sam, zmieni.
Pogody Ducha
 
     
Maka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 21:15   

Czerwona,Sylwiaa,Nałóg-dziękuję za odzew.W całej tej sytuacji staram się zachować spokój,choć zdarzają się wybuchy,staram się zachować godność.Czekam na ten "wstrząs" dla mojego męża o którym pisze Nałóg i być może się nie doczekam,gdy sama czegoś nie zrobię...Widzę swoją słabość...,brak stanowczości i jakąś ogromną niemoc do działania.
Nałogu,nie znoszę Δ!!!Pozdrawiam serdecznie i cały czas modlę się o pogodę ducha mimo wszystko ;-)
 
     
Ericc
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-30, 19:02   

Maka!
Słuchaj nałoga. TWARDA I STANOWCZA MIŁOŚĆ!
Miałem bardzo podobną sytuację. Moja żona przy mnie pisała do jakiegoś gościa z pracy, odsłuchiwała romantyczne piosenki jakie jej przysyłał, smsy. Istna paranoja. Jest to strasznie poniżające. Mimo tego, że nie mieszkamy w tym momencie już razem, i mimo tego, że złożyła już pozew o rozwód, wiem że dobrze zrobiłem nie zgadzając się na pewne rzeczy. Moja żona naprawdę miała duże opory żeby ode mnie odejść. W pewnym momencie postawiłem ultimatum.
Wiadomo co wybrała. Ale ze samym sobą czuję się dobrze. I jestem dobrej myśli .... jeszcze.
Także trzymaj się. Przede wszystkim SZACUNEK DO SAMEJ SIEBIE... Nie czekaj na to aż się zmieni mąż. Bo czekanie jest straszne i niszczące.
Nie ma się co łudzić, że może to się zmieni jak będziesz miła. Żebyście byli razem szczęśliwi to on musi niemal na kolanach błagać i przepraszać Cię za swoje zachowanie. On musi zrozumieć, że źle zrobił. On musi pomyśleć:"Boże, ale ja głupi byłem. Co ja narobiłem". A jak przypuszczam tak nie jest.
Tak więc cierpliwości i stanowczości Ci życzę na Nowy Rok :).
A tak na marginesie sam bym się chciał w pełni stosować do tego co Ci radzę. Radzić jest łatwo ale z wykonaniem trudniej. Jest ciężko.
Pozdrawiam
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-30, 19:46   

Mako - słuchaj Ericka, ze powtórzę za nim :)

Tak się skłąda, ze przeszłąm przez b. podona sytuację jak Ty.
Nie ma czegos takiego, jak "przyjaźnie" z kochanka po odkryciu zdrady.
Z tym, ze ze strony kobiety mogę Ci udzielic takiej rady: nie krzycz, nie placz i nie gderaj ciągle na ten temat - powiedz sowje i mówiąc kolokwialnie Ma,ko "zamnij się". Nie tylko budzie, siebie zamknij. Juz nie wgaduj jaka to tamta, jaka zla, głapia. Po prostu zamilcz, obraź się.

Wiesz, mam okazję czesto rozmawiac na temat zdradyu z kimś kto mnie zdradził. Na spokojno, bo juz nie ejsteśmy razem, nikt nie walczy, bo juz nie ma o co, po prostu się rozwia. Otóz okazuje się, ze utyskiwania budza bunt, natomiast cisza - skląnia do refleksji.

Przemysl to. Na "przyjaźnie" sie nie gódz. Przyjaźń miezy kobietą i mezczyzna naprawdę istnieje , ale nie w takiej konfiguracji i nie po krótkim zcasie. Powiedz swoje.
 
     
basik464
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-30, 20:51   

Maka. Ja miałam z kolei taką sytuację. Gdy mąż oznajmił mi pod koniec kwietnia, ze nie chce już ze mna być, to ja za nic w świecie nie chciałam dopuścic do jego odejścia. Prosiłam błagałam by został dla dzieci , że go kocham itd. Owszem postanowił zostać ze względu na dzieci , ale to jak zaczął mnie traktowac to było dla mnie straszne. Byłam niczym , powietrzem ,osobą której wogóle sie nie zauważa . Czułam się jak niepotrzebny śmieć. On robił co chciał wracał kiedy chciał. Rozmawiał tylko z dziećmi. Jak próbowałam ratować nasz zwiazek jakimiś wspólnymi wyjazdami z nim i dziećmi to wówczas czułam się jak piąte koło u wozu, bo on wcale do mnie się nie odzywał , ignorował , nie dał złapać się za rękę(mimo, że tak zawsze chodziliśmy). Po powrocie z tych "wycieczek" wychodził gdzieś na kilka godzin nie mówiąc co i jak. Psychicznie byłam wykończona. Po jechałam sama z dziećmi na wczasy a on nawet po nas nie przyjechał na dworzec. Po naszym powrocie nie zamienił ze mna ani słowa. Wiecznie był zajęty zapracowany... Gdy juz nie wytrzymałam tej "chorej " sytuacji to kazałam mu się wyprowadzić, bo byłam na skraju załamania. Własnie całym swym zachowaniem dążył do tego bym to ja kazała mu od odejś siebie odejść i ułatwiła mu rozwiązanie tej sytuacji. a on potem będzie zył wolny jak ptak bez zobowiązań , bez odpowiadania na pytania gdzie z kim itp. Nie chciał ze mną być, a że mnie zależało na naszym małżeństwie to robił wszystko by mnie zniechęcić. Od września mój mąż nie mieszka z nami. Wyprowadził się do wynajętej kawalerki, a potem okazało się że kogoś ma. Gdy przychodzi co niedzielę do dzieci to nadal mnie ignoruje. Nawet nie mówi dzień dobry czy do widzenia.Tylko przez telefon gdy do mnie dzwoni to potrafi normalnie do mnie się odzywać a jak juz przyjdzie osobiście to nie. Po każdej takiej telefonicznej rozmowie ( 20 sekundowej) robię sobie nadzieję na to ze wróci że mnie kocha ale potem po spotkaniu z nim spadam na ziemię bo znów jestem NIKIM. Na jednej spowiedzi usłyszałam ,że w małżeństwie jedna osoba nie może kochać za dwie. Tak więc mimo że jest mi smutno samej to jednak nie jestem już tak upokorzana jak kiedyś codziennie. Staram się usamodzielnić i radzić bez niego . Nadal przychodza chwile, że chciałabym go chwycić za ręke, przytulić sie i poprosić by powrócił ale wiem że kolejny raz odrzuciłby moja miłość, zignorował i wyszydził. Tak więc nic mu już nie mówie i tylko co wieczór modlę się sie z dziecmi ... o powrót taty do domu.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-30, 21:55   

jak wygląda nasza rzeczywistość, nasze zycie zalezy wyłącznie od naszego nastawienia do tego
sami jesteśmy autorami naszego życia
–możemy albo stwarzać w sobie wciąż problemy i pozwalac sobie na trwanie w bezsensownej sytuacji, akceptowac to czego nie chemy i co sprawia nam ból i cierpienie
-jak i możemy wybrać myśli, że podołam, że moge zmienic swoja traumatyczna sytuacje na lepszą
jesli jestemy otwartości na to, co dobre i ze mam wpływ na zmiane tego to wzmacniamy w swoim umysle pozytywne reakcje i mozliwosc wydostania sie z własnej pułapki bezradnosci na problem
jeśli jednak trwamy w przekonaniu iż nie podołam, sama sie skazuje na trwanie w nieszczęściu przejawia sie to w niemocy, staniu w miejscu i zgodzie z przykrymi dla nas wydarzeniami
negatywne myslenie o sobie samej i swoich mozliwościach bowiem wpływa na nasze postrzeganie pozytywnego załatwienia przez nas samych problemu
moge zarówno trwac w bezruchu i zgadzac sie na wciąż nowe przykre dla mnie doznania
jak tez i moge sie im przeciwstawic wierząc, ze dam rade pokonac je
źródło naszych problemów tkwi bowiem w nas samych w sposobie ich spostrzegania i rodzenia sobie z nimi
my tymczasem mylnie sądzimy i pozwalamy na to, iż to otoczenie bliska mi osoba ma wpływ na mnie i na to co robie
takie postrzeganie, szczególnie jak jestesmy uzaleznione od partnera zabrania nam myslenia, ze dam sobie rade bez niego
tymczasem to, co czujemy i jak sie zachowujemy zalezy od siły naszej samooceny i radzenia sobie z życiem, to czy dam rade czy nie, zalezy wyłącznie ode mnie i tylko ja mam wpływ na rozwiązanie krytycznej sytuacji
zachowania partnera, jedynie pogłębia nasza niemoc i są przyczyna ze trwamy w krysysie
gdy dokonuje w sobie realnego spostrzegania sytuacji w jakiej trwamy ma uzdrawiającą moc – dla nas samych,
przynosi spokój wewnętrzny i ulgę a takze co najważniejsze
pogodzenie sie z tym na co nie mam wpływu,
jak i daje siłe do walki z tym co wydawało nam sie nie do pokonania
wtedy niemożliwe staje sie mozliwe a chore myślenie wyzwala w nas samych zdrowe podchodzenie do problemów
nie wolno nam sie skazywac na trwanie w chorej dla nas sytuacji bo to utrwala w nas bezradnosc i nimozliwosc pokonania problemu na jakie same sie narażamy poprzez zgode i trwanie w krzywdzącej nas sytuacji
Maka ty właśnie trwasz w takiej chorej krzywdzącej sytuacji, pozwalając męzowi na to by z dnia na dzień bez żadnych konsekwencji swojego postępowania ranił cie swoim podejsciem do jego zycia, zgadzając sie na to że może bezkarnie cie ranic robi to, bo ty mu na to pozwalasz mysląc że może krzywdziciel sam sie opamięta
tymczasem on sam od siebie nie zrezygnuje z łątwego, dobrego dla niego zycia
gdzie może byc i ojcem, i miec kochanke i zawsze czekającą wybaczającą wszystko żone i wyprane ciuchy i nakryty stól jak i mozliwośc do swoich uciech z kochanką
on mysli że tak być powinno ze ma do tego prawo
ty masz byc tą osoba która powie STOP takiemu choremu pojmowaniu tylko mnie sie nalezy być szczęśliwym nawet za cene krzywdy bliskich
musisz uwierzyc w siebie, że dasz rade zdrowo postrzegac chore sytuacje i zakazywac innym by cie w nie wplątywali
to twoje prawo jako kobieta masz prawo do szacunku a jako zona do wiernosci i do tego że mąz może być tylko kochankiem swojej żony
inaczej to chore myślenie, na które musisz sie stanowczo za cene bycia nwet samej mówic nie!!!!!!
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-31, 19:51   

Mami - 3 razy Tak.
Zgadzam się z Tobą absolutnie. Tyle, że to , o czym piszesz wymaga ostrej walki ze sobą , pracy nad sobą, walki ze swoimi słabościami, lękami , strachem przed życiem i strachem przed samotnością.Ale prawdą jest też , że jakość naszego życia - psychicznego w bardzo dużym stopniu zależy od nas , od naszego nastawienia, od naszych myśli, od przewartościowania sobie wielu spraw.
Ceną za własną godność może być samotność i to jest wysoka cena dla osób , które nauczyły się żyć w związku i są dodatkowo uzaleznione od partnera. Ale czasem taką właśnie cenę trzeba zapłacić bo są granice , których innemu człowiekowi przekraczać nie wolno.
Mnie męczy samotność, samotne śniadanie bożonarodzeniowe , samotna poranna kawa w sobotę i niedzielę- ale to , co się stało , stało się - to muszę zaakceptować , przyjąć do wiadomości , że on wybrał inną drogę, beze mnie , że to jego życie i on chce je przeżyć po swojemu . On ma do tego prawo.
A ja muszę sobie z tym poradzić i dalej żyć bo nikt za mnie życia nie przeżyje.
Widzę tutaj w wielu sytuacjach schematy - oprawca - ofiara . Beradnośc ofiary i bezwzględność oprawcy.
Prawda jest taka - oprawca zrobi tyle na ile pozwoli mu ofiara . To ja pozwoliłam się zniszczyć psychicznie mojemu byłemu mężowi to ja powinnam była przeciąć to ostrym nożem natychmiast ale BAŁAM SIĘ , że zapłacę cenę jaką jest właśnie samotność. Wybrałam drogę donikąd- prób ratowania małżeństwa za cenę własnej godności.
Ja też mam prawo do wierności i zasługuję na miłość i szacunek .
Moje małżeństwo rozpadło się bo w porę tego nie zrozumiałam bo nie opanowałam w porę strachu ( nadal zresztą).Strachu przed nieznanym , przyszłością i samotnością. A to wszystko przyszło do mnie - i często te lęki łapią mnie za gardło.
Dlatego piszę tu do Was i sama sobie powtarzam : najważniejsze to przestać się bać, strach zniewala , zabiera mądre wybory , zabiera honor , godność , szacunek do samego siebie.Podejmując z nim walkę trzeba liczyć się z ceną w postaci samotności .
Ja powtarzam sobie że bojąc się jestem taka , jak on - słaba , asekurantka. Wiem , że to bardzo trudno budzić się i zasypiać samemu , zdrada bardzo boli, bolą samotne święta , bolą wyobrażenia co on teraz robi z nią , jak ją traktuje itd.
Ale przed tym się nie ucieknie , to trzeba przyjąć i znieść , przeżyć. Cierpienie to element życia każdego człowieka - przychodzi w różnym momencie i z róznych przyczyn. Dorośle trzeba je przyjąć i nie uciekać przed nim.
Jestem samotna ale jak bardzo byłabym teraz samotna z nim ?
Maka , zastanów się jaki mężem jest Twój mąż i co Ty do niego czujesz a nie co on czuje do Ciebie? Co to jest małżeństwo , czego po nim oczekiwałaś ? Może najzwyczajniej w świecie mu to powiedz.To trudna decyzja i wiem , że kieruje Tobą strach i wiem też jak trudno go opanować, nie daję Ci żadnej rady bo to zbyt duża odpowiedzialność - napisałam tylko jak ja to czuję teraz - z perpektywy tych strasznych kilku miesięcy , jakie zgotował mi mój były mąż. I jakie ja sama pozwoliłam sobie zgotować - tak właśnie bezradnie czekając na cud.

[ Dodano: 2008-12-31, 20:02 ]
Samotnośc doskwiera bardzo - to , że nie masz komu opowiedzieć , co zdarzyło się w pracy , nie masz sie do kogo przytulić ani pośmiać przy obiedzie. Nikt do ciebie nie dzwoni i nie opowiada , co słychać i kiedy będziesz w domu . Ale jeśli to wszystko wcześniej było i z dnia na dzień się skończyło to znaczy też, że to nie było prawdziwe , szczere - gdyby było, nie ustało by z dnia na dzień.
Swoją wartośc trzeba zacząć budować tylko i wyłącznie w oparciu o siebie, w sobie szukać sensu życia , na początku , jak wyczytałam w mądrej książce , w duszy hula wiatr - jest taka pusta, cała sztuka by wypełnić ją samą sobą - powolutku a nie dawać się wciągać w psycholska grę , która tylko przykrywa tę pustą duszę właśnie. Ci , którzy nie mają pustej duszy nie dadzą się wciągnąć w psycholską grę i nie boją się panicznie samotności bo potrafią być sami ze sobą .I wiedzą , że miłośc to nie jest poniżanie m zdradzanie, manipulowanie itp. Potrafią kochac innych ale przede wszystkim potrafia kochać samych siebie i nie dawać się krzywdzić.

Najlepszego w nowym roku.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-02, 10:28   

Czerwona.........
czy tę powyższą refleksję wprowadzasz w życie?
Jak tak................to tak trzymaj
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-02, 11:42   

Nałóg, każdego dnia toczę ze sobą boje, żeby wytrwać w tym , co napisałam , intuicyjnie wiem , że to jedyna droga - mami ja przetarła - czyli można .
Walka z samą sobą i swoim chciejstwem , pogodzenie się ze stratą - to najcięższa droga , "pod prąd" samej siebie - ale mami pokazuje , że możliwa.
W chwilach słabości powtarzam sobie , to co mami napisała : to jak żyję zależy ode mnie, samotne poranne picie kawy i cisza w domu to nie najwyższa cena jaka można zapłacic za szacunek do samej siebie. Ciężko - wiadomo ale nie mam innego wyjścia jak wprowadzić to w życie.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-02, 20:07   

z takim noworocznym postanowieniem naprawy siebie czerwona pozdrawiam Cie
i wierze glęboko, że je zrealizujesz bo mądra jestes dziewczyna i szybko uczysz sie na swoich blędach
by mimo, ze sprawiły ból wykorzystac je dla siebie
tylko cierpienie uszlachetnia człowieka i sprawia, ze doświadczenie zyciowe robi z niego mądrego człowieka
te smutne lekcje zyciowe jednak ucza nas pokory ale i daja nam wiare, że możemy życ godnie
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9