Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Czy wierzysz w uzdrowienie Twojego sakramentalnego małżeństwa?
TAK
85%
[ 215 ]
NIE
14%
[ 37 ]
Głosowań: 252
Wszystkich Głosów: 252
Autor
Wiadomość
ania z belgii [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-03, 22:49 Właśnie się dowiedziałam/łem, że...
Przeważnie dowiadujesz się nagle, jakiś zaplątany liścik, dziwny telefon, mail...
Czasami on/ona zwyczajnie Ci mówi, że już Cię nie kocha, że potrzebuje wolności, że go ograniczasz. Wydaje Ci się wtedy, że to koniec, świat wali się na głowę, często nawet nie masz siły by płakać...
To nie jest koniec, to początek nowego etapu w Twoim życiu, bardzo trudnego etapu.
Pamiętaj nie jesteś sam/sama, tu znajdziesz zrozumienie, wsparcie i pomoc. Podziel się swoim bólem, żalem i złością. Tu nikt Cię nie wyśmieje.
Pamiętaj, że Bóg kocha bardziej niż człowiek i nigdy nie zdradza...
Ostatnio zmieniony przez administrator 2006-05-21, 23:04, w całości zmieniany 6 razy
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 246 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2006-04-11, 00:10 Wielka nadzieja na uzdrowienie
Chrystus uzdrawiając niewidomych na ich błaganie spytał ich:
"Wierzycie, że mogę to uczynić? Oni odpowiedzieli Mu: Tak, Panie! Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: Według wiary waszej niech wam się stanie! I otworzyły się ich oczy..." (MT 9, 27-31)
A przecież tak jak niewidomych Chrystus może uzdrowić każde chore małżeństwo - nawet po rozpadzie! Podstawą jest wiara w boską moc Jezusa, dla którego nie ma przecież nic niemożliwego. Jezu, Ty się zajmij moim małżeństwem!
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
Grzechu [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-16, 00:21 WIELKA NOC
Zycze wszystkim spotkania ze ZMARTWYCHWSTAŁYM -niech przemienia nasze zycie, nasze problemy; ci dwaj z Emaus rowniez byli slepi a jednak ich przemienil a zatem wszystko jest mozliwe...
alibea [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-28, 17:26
chcialabym byc po kryzysie..ale zaczynam w to wątpić , ze kiedys to sie stanie...jestem w ciazy ..maz nie zaakceptowal tego faktu, gdy sie dowiedzil zażadal rozwodu i aborcji...nalegal kilka razy..nie zgodziłam sie ...teraz wykancza mnie psychicznie...nie odzywa się, nie je tego co ugotuje, nie odp na telefon ani na sms, traktuje mnie jak powietrze, nawet nie potrafi zwyklego "czesc" mi powiedziec, zabiera nasza coreczzke i nawet nie powie gdzie ani o ktorej wróci..kompletnie nic...jestem u kresu wytrzymalosci..powinnam miec teraz spokoj wewnetrzny a ciagle czuje niepokój, boje sie rozwodu-którego nie chce...boje sie ze on nigdy nie pokocha tego dzieciatka , ktore urodzi sie w grudniu( bo przeciez kazal mi je zabic)....nie wiem jak mam dalej postepowac....naprawde nie wiem....
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-28, 18:37
Alibea, proszę Cię, nie załamuj się. Nosisz pod sercem życie. Twoje dzieciątko wszystko czuje - bądź więc spokoja. Wiem, że to ciężko. Mi jest ciężko, choć nie jestem w ciąży, a Twoja sytuacja jest taka straszna. Tak nie może być - zło nie może zwyciężyć, zwłaszcza, jeśli chodzi o te malutkie dzieciątko. Tak bym chciała, by Twój mąż zrozumiał, jakie to krzywdzące skazywać na śmierć kogoś, kto się jeszcze nie narodził. Łączę się z Tobą w cierpieniu. Modlę się za Ciebie i Twoje jeszcze nienarodzone dziecko.
Tadeusz [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-30, 09:30
Alibea nosisz w sobie największy cud na świecie. Pamiętaj, że przy Tobie zawsze są dwa Anioły Twój i Twojego dziecka. Dużo rozmawiaj z nimi. Jak chcesz coś powiedzieć mężowi to powiedz to najpierw swojemu Aniołowi a on zaniesie to do Anioła stróża Twojego męża i trochę pomiesza mu w głowie i może się otworzy. Jak masz trudną sprawę to spróbuj tą metodę wykorzystać. Ciesz się szczęściem bez względu na wszelkie trudności. W niebie już panuje wielka radość z powodu istnienia Twojego dziecka. Ja mam dwóch synów i mam ciche pragnienie mieć jeszcze jedno dziecko bez względu jak będzie trudno. (kredyty, ciężkie warunki mieszkaniowe), ale żona już nie chce. Ale jak by się zdarzyło to bym ją chyba wycałował od najmniejszego paluszka u nogi po sam czubek głowy i kochał, kochał to maleństwo bez względu na trudności. Rozmawiaj z Aniołem stróżem on jest przy Tobie .
Agnieszka2 [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-30, 09:39
Ja bym tez bardzo chciała mieć drugie dziecko. Mąż nie chce. Jesteśmy w kryzysie, to zrozumiałe. Jeszcze przed tym wszystkim planowaliśmy, że będzie drugie. Może kiedyś będzie.... Nie zapominaj, dostałaś wielki dar od Boga. Choć rozumiem, jak Ci ciężko. Jestem z Tobą w modlitwach. Zapisałaś się w kolejce do modlitwy tygodniowej. Zrób to, bo inaczej ja to zrobię za Ciebie
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-30, 10:01
Moje drugie dziecko zostało wymodlone - po 10 latach urodził się synek . Ale już w ciaży zaczął się kryzys małżeński. Potem po urodzeniu mąż poświęcił mi jakiś miesiąc. I się rozkreciło na dobre. Praktycznie sama wychowuję ten cud życia od początku /w sumie dwoje dzieci bo jest jeszcze dwunastoletnia córka/. Rozpaczałam będąc w ciąży jednoczesnie prosząc Boga, by mi nie zabrał tego dziecka. Pragnęłam go jak niczego na świecie. Mąż też chciał tego dziecka - przynajmniej tak mówił, gdy się o nie staraliśmy. Potem to już sam Pan Bóg wie, co się działo w jego glowie. Chciał sprostać zadaniu ojca, zarobić dużo kasy, ale wyszło tak, że siedzi po uszy w długach, a ja przy okazji ja razem z nim. Nie mieszkamy razem i nie jesteśmy już ze sobą od siedmiu miesięcy. Nie wiem jak będzie dalej - wiem, że mój synek - to cud. Dziecko wiecznie uśmiechnięte, oddający mi tyle czułosci i miłosci, że nie jestem w stanie opisać tego słowami. Cała rodzina szalała ze szczęścia, gdy się urodził. A mój mąż jakby na przekór... Wiem jedno: Nie możesz poddać się zgubnym myślom. Myśl o dzieciatku, o tym że popadając w rozpacz budujesz już świat emocjonalny swego maleństwa. Ono wszystko czuje... Mąż w każdej chwili moze zmienić zdanie, w każdej chwili moze wrócić... Bóg może tego dokonać. Ale Ty musisz myśleć teraz o dziecku i o sobie.
Ostatnio zmieniony przez 2006-05-30, 10:09, w całości zmieniany 1 raz
rot [Usunięty]
Wysłany: 2006-07-13, 17:44
ania z belgii napisał/a:
Pamiętaj, że Bóg kocha bardziej niż człowiek i nigdy nie zdradza...
I Bóg o nas zapomniał... czytałaś ?? Nie ?? Przeczytaj...
nie pamiętam autora tej książki. Właśnie zagłosowałem na TAK.
Nie wiem jak kocha Bóg i czy akurat nie zajął się innymi sprawami, wiem że ja kocham i wiem jak kocham. Modlę się, owszem, ale nie liczę tylko na cud... już nie. Liczę na moją wytrwałość, dojrzałość, rozmowę.
Sprawdziłem, jeśli kogoś zainteresuje : autor - Andrzej Kalinin
pestka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-21, 23:19
Nawet nie wiecie, że wczoraj rano miałam zanieść pozew rozwodowy do sądu. Po południu znalazłam tą stonę w necie. Po północy KTOŚ każe mi trwać. Może się uda?
Rob_71 [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 13:51
Pestka - to nie przypadek . Ja też trafiłem "przypadkiem" na tą stronę i dzisiaj pomału odbudowuję moje małżeństwo.
pestka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 15:53
Nie wiem tylko czy sił mi wysarczy. Chcę odbudować nasze relacje, ale wciąż mam w sobie zbyt dużo buntu. To chyba źle.
Pozdrawiam
Rob_71 [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 16:45
Tobie SAMEJ nie starczy sił - nie miej złudzeń. Pomoze ci TEN, który czeka na twoją zgodę, zeby ci pomóc.
Tak przy okazji: bunt - każdy z nas go ma .
żona od 27 lat [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 21:16
Jesteśmy małżeństwem od 27 lat. Zawsze obserwując inne małżeństwa byłam przekonana, że nasze jest wyjątkowe. Mamy czworo dzieci (trzy dorosłe córki - 2 zamężne i małego dziewięcioletniego syna). Uważałam, że naszej wzajemnej miłości napewno wystarczy nam do końca życia. Owszem zdarzały się nam trudne chwile ale zawsze sobie z tym radziliśmy. Udało nam się nawet pokonać chorobę alkoholową mojego męża (przywiezioną jako jedyny dorobek pobytu mojego męża w USA w latach 1991-1993). Od 9 lat mój mąż jest niepijącym alkoholikiem. Myślałam,że już nic złego w naszym małżeństwie nie może się wydarzyć.
Niestety, od około 3 lat zaczęłam zauważać jak mój mąż oddala się ode mnie i zamyka się w jakimś dziwnym świecie. Przestał ze mną rozmawiać, znikał z domu tłumacząc, że musi dopilnować swoich podwładnych na budowie itp. Okazało się, że spotyka się z kobietą, całymi godzinami przesiadując u niej w pracy. Na każdą moją prośbę żeby z tym skończył reagował złością i tłumaczył, że on jej tylko pomaga. Zaczął pilnie strzec swojego tel.kom., pisać sms-y będąc w toalecie itp. Próbowałam rozmawiać z tą kobietą (pracuje w pobliskim sklepie, zna mnie i wszystkie nasze dzieci i wnuczki, ma swoją rodzinę - męża i dwoje dzieci, chodzi do tego samego kościoła co my i dość często widzę ją przystępującą do Komunii Świętej) też wszystkiemu zaprzeczała.
Moje dorosłe córki mówiły mamo skończ z tym, on cię oszukuje, a ja wierzyłam w to w co chciałam wierzyć. Aż do 01.08.06. W tym dniu chyba diabeł zaprowadził ich w to miejsce i o tej godzinie kiedy ja wracam z pracy. Zobaczyłam jak mój mąż wjeżdża z tą kobietą do lasu. Nawet nie zauważył, że z przeciwnej strony jadę ja (nie byłam sama, wracałam z pracy z koleżanką i dwojgiem młodych ludzi - kolega i koleżanka moich córek). To co zobaczyłam w tym lesie przeszło moje najczarniejsze oczekiwania. Nie mieści się do dziś w mojej głowie, że mając lat 50 można tak nisko upaść (i ona matka i żona). Nie potrafię teraz ocenić czy dobrze postąpiłam mówiac o tym córkom, ale wolałam żeby dowiedziały sie ode mnie niż od kogoś innego.
Moją pierwszą myślą było żeby go natychmiast spakować i wyrzucić z domu. Potem jednak postanowiłam jeszcze raz rozmawiać, jeszcze próbować ratować małżeństwo, próbować zaoszczędzić wychowywania sie w rozbitej rodzinie mojemu kochanemu syneczkowi. Dziś wiem, że to był mój błąd. Już nie wierzę w uratowanie naszego małżeństwa. Mój mąż mówi co prawda, że chce być ze mną, że chce wychowywać syna, ale tylko mówi. Nie okazał choćby najmniejszej skruchy, nie żałuje tego co zrobił, nadal nie chce ze mną na ten temat rozmawiać. Proponowałam żebyśmy poszli do psychologa lub poradni rodzinnej, ale nic z tego mówi, że z nikim na ten temat nie będzie rozmawiał i nikt nie bedzie go pouczał. Telefon nadal jest strzeżony. Pracę ma w terenie. Ja nie jestem w stanie uwierzyć w zadne jego słowo, zbyt długo mnie oszukiwał i to mnie najbardziej boli. Wiem, że nikt poza Panem Bogiem nie jest w stanie mi pomóc. Nie umiem już żyć.
pestka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 22:46
Powiem jedno. W tej chwili po przeczytaniu powyższej historii zmówię modlitwę za Was. Podziwiam Cię Żono od 27 lat za Twoją cierpliwość. Jesteś cudowną kobietą. Trzymaj się mocno.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum