Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2009-10-18, 09:51 Nie wierzę, że ktoś był w takiej sytacji.
Po 12 latach małżeństwa mąż oświadczył, że się wypalił, nie kocha, musi pobyć sam. Nie był wierny, korzystał z usług prostytutek... bardzo wiele razy. To był dla mnie cios, bo pobraliśmy sie z wielkiej miłości. Jeszcze przed dwoma miesiącami dzwonił do mnie kilka razy dziennie tylko po to, żeby zapytać co słychać i powiedzieć, że mnie kocha. Przez te wszystkie lata przystępował do spowiedz i Komunii. Był czuły, wrażliwy, nie żaden macho.
Teraz mówi, że dłużej nie może, dusi się, po tym co zrobił nie może być ze mną i dziećmi, nie może sobie wybaczyć.
Wybaczyłam, ale on nie wierzy, że można to wybaczyć.
Wiedziałam, że nie ma sensu go zatrzymywać na siłe. Wyprowadził się 2 tyg. temu - mowi, ze nie ma nikogo, niechce nikogo, chce być sam. Zaczął mówić o separacji...
Nie mam już siły. Psychologowie i doradcy dają do zrozumienia, żeby dać spokój z próbami ratowania małżeństwa, no bo jeśli tylko ja chcę...
Nigdy sobie nie ubliżyliśmy, nasze sprzeczki były wyjątkowo łagodne i krótkie, nigdy nie zasnęliśmy skłóceni. Wyjeżdzaliśmy tylko we dwoje na wakacje, chodzilismy do kina, lubilismy byc we dwoje.
Czy to możliiwe, żeby człowiek tyle lat udawał zaangażowanie?
Dodam, że mąż to taki przysłowiowy "słomiany ogień" - dużo rzeczy zaczynał i nie doprowadzał do końca, myślę też, ż wywarli naniego wpływ koledzy z pracy (rozwiedzeni)
Co mam robić? Prosić go aby to wszystko jeszcze raz przemyślał? Być oschła, obojętną, serdeczną? Zostawić go w spokoju i nie naciskając nadal czekać i modlić się?
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-19, 15:25
Witaj!
Z tego co piszesz moze wynikać, że mąż ma problem z uzależnieniem od seksu.
Piszesz, ze nagle dowiedziałaś się o tym, ze nie było tego po męzu widać...
Jest to uzależnienie jak kazde inne, ktorym ludzie kompensują sobie nieumiejętnśc budowania więzi, rózne problemy w domu i w pracy, tak jak picie alkoholu poprawia humor tak i nałog seksoholizmu przynosi chwilową ulgę, zapomnienie..
Podziwiam Twoje wybaczenie, to na pewno bardzo trudne i piękne ze sie na nie zdobyłaś.
Piszesz o psychlogach i doradcach...rozumiem ze paru odwiedziłaś już.
Pytasz co masz robić. Nikt tutaj nie da Ci gotowej recepty na Twoje szczescie, to to Twoje życie.
Sama musisz pytać swojego serca...
Poczytaj forum, ksiazki tu polecane.
Na pewno nie naciskać i zostawić w spokoju, na pewno modlić się.
zająć się sobą, swoim rozwojem i pogłębiać , pielegnować kontakt z Bogiem.
Kazdy kryzys jest "zaproszeniem" do odnowienia więżi z TYM, ktory na kocha prawdziwą miłoscią.
Mąz ma duzy problem i sam musi go rozwiazać, jesli uwazasz ze to sluszne, mozesz podrzucic mu ten artukuł, jest tez strona internetowa wiosna http://www.slaa.pl/wiosna
Dla osoby ktora ma taki problem najtrudniejsze chyba jest przyznanie sie do tego...
POzdrawiam serdecznie, czytaj forum, jest kopalnia roznych informacji na temat kryzysu, choc uwaga wciąga, jesli ktos ma netowe skłonności ;)
Ja w tej chwili rzadzej tu zagladam, gdyż za duzo czasu mi zżerało.
Z Panem Bogiem.
PawełV [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-21, 21:46
[b]Nie daję rady.Coraz ciężej utrzymać mi jedność małżeństwa. Po 13-tu latach hyba wszystko się rozleci... Najgorsze jest to że praktycznie wielu spraw związanych z małżeństwem dowiedziałem się zbyt póżno.Do tego jakieś wewnętrzne rozdarcie między wiarą a codziennym życiem.Prócz tego masa nierozwiązywalnych problemów rzutujących na życie rodzinne.A do tego jeszcze ten ,,zły"(nikomu nie mówię na głos wystarczy że tylko pomyślę -niech idzie-a w domu robi się piekło)...
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-22, 06:21
PawełV napisał/a:
Do tego jakieś wewnętrzne rozdarcie między wiarą a codziennym życiem
Witaj!
Na to jest prosta, a zarazem trudna odpowiedź - szczerośc na modlitwie przed Bogiem. Bóg chce byśmy przede wszystkim byli sobą. Nie jacyś "super święci", ale normalni, czasem niestety też grzeszni. I tak naprawdę to nam samym najtrudniej jest zaakceptowac naszą grzesznosc. A Bóg - a Bóg nas już od dawna kocha, nawet z naszymi grzechami.
pozdrawiam
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-24, 17:55
Paweł ten rozdźwięk o którym piszesz , jest do zgrania.
Pytanie , które dla mnie okazało się kluczowe
CO JEST NAJWIĘKSZYM PRAGNIENIEM TWOJEGO SERCA ?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum