Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
czy mozna uratowac taki zwiazek
Autor Wiadomość
Edzia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-22, 18:42   czy mozna uratowac taki zwiazek

Żyje w związku nie formalnym od jedenastu lat bardzo kocham swojego partnera tyle ze gdzieś sie pogubiliśmy.Półtora roku temu mój partner poznał kobietę była jego kursantka póżniej się zaprzyjażnili spędzali dość sporo czasu ze sobą jak on to mówil lubia ze sobą rozmawiać ze maja te same poczucie humoru ze ona jest jak druga połówka jabłka ale to tylko przyjażń i nic poza tym ale mnie ogarniała coraz to wieksza zazdrość a on mi tłumaczył i tłumaczył tyle że ja odczuwałam ze co innego mówi a co innego robi zaczełam robic mu wyrzuty miałam coraz to wiecej pretenji ,a on zaczął coraz mniej spędzać czasu w domu za to coraz wiecej z nią (ona tez ma rodzine męża dzieci)zaczełam ja oskarżac o to ze nie układa sie moim związku do tego założyli razem firme wiec mają jeszcze wiecej wspólnych tematów bo roberta przestała interesować rodzina,dom obowiązki domowe tylko firma.ą moje pretensje rosły i rosły przestalismy ze zobą praktycznie rozmawiać bo nie mamy o czym mój swiat to praca dom i dzieci to co jego nie interesuje jego obojetność mnie wykańcza psychicznie a ja tylko chce aby było jak kiedyś ja chcę uratować ten związek czy jest to mozliwe
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-22, 21:08   

Edyto, nie znam się na związkach niesakramentalnych....wobec Boga Was nie ma....albo raczej żyjecie w grzechu. Tu mi trudno radzić, bo od grzechu uciekam jak od ognia.
Dlaczego szukasz pomocy na forum katolickim ? EL.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-24, 00:02   

Edzia,
Witaj,
nieco dziwi mnie jakie rady spodziewasz sie tu uzyskać ?
My na tym forum pomagamy sobie, gdy zaczynają sie lub trwaja kryzysy w naszych SAKRAMENTALNYCH ZWIĄZKACH MAŁŻEŃSKICH.
A Ty żyjesz od lat w grzechu ciężkim z konkubinem i jeszcze wciągnęłaś w to dzieci.
Nie wpuściłaś pod swój dach Boga, a teraz szukasz pomocy dla utrzymania tworu, który wogóle nie powinien był zaistnieć.

Demon zawsze podaje cukierki coraz bardziej zatrute i dlatego , kiedy poczułaś się dobrze w swoim bagienku postanowił wciągnąć Ciebie i partnera w gorsze szambo.

Nie wątpię, że cierpisz prawdziwie, ale to nic w porównaniu z tym na jakie cierpienia skazujesz swoje własne dzieci, które nie mając odpowiedniego wzorca wzrosną w poczuciu braku odpowiedzialności za siebie i przyszłych małżonków oraz potomstwo. Czy pomyslałaś ile bólu wniosą w życie innych powielając być może twój wzorzec życiowy?

Pomijam tu celowo całą odpowiedzialność duchową za siebie, partnera i dzieci. Bo krótki post nie jest w stanie udźwignąć złożoności spustoszenia, które poczyniłaś i nadal chcesz podtrzymać we własnym domu.

Jedyna rada jaka tu jest na miejscu to porozmawiaj Bogiem od serca, przyznaj się do grzechu i poproś o prowadzenie, a nastepnie z kapłanem- przedstaw mu swoją sprawę.
Potem przyjm i wypełnij wszystko co ci powie, aby wrócić do Boga.

Nie licz na dalszą sielankę. Albo naprawisz błędy moralne i duchowe w efekcie legalizując swój związek, albo wybierzesz łatwizne i po ludzku będziesz na przegranej pozycji.

Tylko Bóg może uzdrowić Wasze rany i znaleźć dobrą drogę dla Was wszystkich.

Jeżeli zdecydujesz się rozwiązać swój problem krocząc drogą bożych przykazań to na pewno będziesz mogła liczyć na pomoc Sycharowiczów. Inaczej raczej nie będziemy w stanie Ci wiele pomóc.

Wielu z nas walczy o godność własnych małżeństw właśnie z powodu wejścia ich współmałżonków w niesakramentalne związki. Jak zatem wyobrażasz sobie rady od takich osób?
Z Panem Bogiem
 
     
lelule
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-28, 10:07   

Edzia, ja też nie wiem co oczekujesz po tych ludziach, pewnie potrzebne jest Ci wsparcie w tych trudnych dla Ciebie chwilach... ale tu go nie dostaniesz. Tu za to zostaniesz surowo oceniona i zbesztana, nie ma to jak Katolickie podejście do bliźniego. Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni... wszak tak powiedział kiedyś Wasz Mistrz... Wiem, że w tym co napisałem też znajduję się ocena WAS, lecz nie mogę milczeć, kiedy ktoś z armaty wali grzechami ciężkimi. W końcu Pan Bóg nie łamie trzciny nadłamanej... Trochę więcej serca, dobra, ciepła... Wasza postawa oddala mnie od Boga, zresztą dawno zwątpiłem, że jest Bóg i przygląda się Wam ze spokojem jak pławicie się w dobrym samopoczuciu wynikającym z Waszej doskonałości i nieomylności...

Edzia, bardzo Ci współczuję, jeśli nadał kochasz swojego partnera, to życzę Ci aby przypomniał sobie co Was łączyło i dlaczego kiedyś zdecydował się na bycie z Tobą. Niestety, nie mamy do końca wpływu na innych ludzi, tzn., że Twój partner ma tzw. wolną wolę, więc zrobi z niej użytek czy chcesz czy nie. Myślę, że dużo zależy teraz od niego samego, czy będzie chciał położyć na szali lata spędzone z Tobą dla nowej pani, czy jednak zostanie. Każdy kryzys ma jakieś podstawy, nie bierze się z niczego, zdarza się, iż szarość życia w znanym już od lat związku, budzi tęsknotę za czymś nowym, czymś co jawi się jako lepsze, piękniejsze, właściwsze... Jeśli to dzieje się nagle, to człowiek prawdopodobnie wpadł w pułapkę swojego organizmu. Badania pokazują, że osoba zafascynowana (zakochana) zachowuje się i myśli bardzo podobnie jak człowiek będący pod wpływem kokainy a ta jak wiadomo zniekształca widzenie świata. Jeśli taki stan nastąpił to Ty uzbrojona w tę wiedzę możesz także myśleć o swoim partnerze jak o osobie odurzonej a więc takiej, która ma ograniczone pole widzenia. Nie sądzę aby było Ci łatwiej, lecz przynajmniej można sobie ten jego stan zracjonalizować. Nie lubię radzić, lecz jeśli chcesz usłyszeć moją radę: żyj autentycznie czyli bądź sobą (podobno prawda nas wyzwala), powiedz swojemu partnerowi szczerze co czujesz i przeżywasz choć on, jak napisałem wcześniej może mieć te zaburzenia :). Może jest to też dobry czas aby zacząć robić coś dla siebie? Jakaś niezrealizowana pasja, marzenie? Czasem dobrze jest zadbać o samego siebie, "przytulić się do samej siebie". Myśl o sobie z miłością, bo w czasie gdy przeżywamy oddalenie naszego partnera, nasza samoocena pikuje ostro w dół. Niewiele jednak mogę Ci pomóc, jeśli zechcesz pomożesz sobie sama :) Trzymaj się Edzia, życzę Ci dużo szczęścia!
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-28, 16:01   Re: czy mozna uratowac taki zwiazek

LIST JAKUBA 4;11-12
pozdrawiam

Edzia napisał/a:
Żyje w związku nie formalnym od jedenastu lat bardzo kocham swojego partnera tyle ze gdzieś sie pogubiliśmy.Półtora roku temu mój partner poznał kobietę była jego kursantka póżniej się zaprzyjażnili spędzali dość sporo czasu ze sobą jak on to mówil lubia ze sobą rozmawiać ze maja te same poczucie humoru ze ona jest jak druga połówka jabłka ale to tylko przyjażń i nic poza tym ale mnie ogarniała coraz to wieksza zazdrość a on mi tłumaczył i tłumaczył tyle że ja odczuwałam ze co innego mówi a co innego robi zaczełam robic mu wyrzuty miałam coraz to wiecej pretenji ,a on zaczął coraz mniej spędzać czasu w domu za to coraz wiecej z nią (ona tez ma rodzine męża dzieci)zaczełam ja oskarżac o to ze nie układa sie moim związku do tego założyli razem firme wiec mają jeszcze wiecej wspólnych tematów bo roberta przestała interesować rodzina,dom obowiązki domowe tylko firma.ą moje pretensje rosły i rosły przestalismy ze zobą praktycznie rozmawiać bo nie mamy o czym mój swiat to praca dom i dzieci to co jego nie interesuje jego obojetność mnie wykańcza psychicznie a ja tylko chce aby było jak kiedyś ja chcę uratować ten związek czy jest to mozliwe


Serdecznie witam Cie Edziu ;)
Spotkał Cie kryzys , sytuacja trudna.
Kiedy mnie spotyka coś trudnego to jest to chwila refleksji...Doświadczenia które nas spotykaja sa ku czemus i po coś...właśnie tak Pan Bóg pragnie by człowiek usłyszał BOŻY GŁOS. Bóg kocha niewymownie Ciebie i Twojego partnera i jesteś Bozą własnością :)
Jeśli to możliwe porozmawiaj z księdzem...nie chodzi o to by robić Tobie wyrzuty, czy rozdrapywać cos co już i tak ropieje...
Będę wspierać modlitwą żebyś znalazła kapłana który pomoże Wam odnależć drogę do siebie nawzajem w Panu Bogu. Niech Pan Wam błogosławi :) ...Nie potrafię Edziu przytulić i ukochac jak Chrystus...wiem i całe szczeście ,że On Pan Jezus zrobi to najlepiej :mrgreen:

Ps. Jutro jestem na Adoracji Najświętszego Sakramentu na 16 h...pomódl sie do Boga, będziesz wtedy przed Jego Obliczem :)
Wszystko wymaga czasu...daj sobie czas ...;)
 
     
kinga2
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-08-28, 18:06   

lelule napisał/a:
Edzia, ja też nie wiem co oczekujesz po tych ludziach, pewnie potrzebne jest Ci wsparcie w tych trudnych dla Ciebie chwilach... ale tu go nie dostaniesz. Tu za to zostaniesz surowo oceniona i zbesztana, nie ma to jak Katolickie podejście do bliźniego. Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni... wszak tak powiedział kiedyś Wasz Mistrz... Wiem, że w tym co napisałem też znajduję się ocena WAS, lecz nie mogę milczeć, kiedy ktoś z armaty wali grzechami ciężkimi. W końcu Pan Bóg nie łamie trzciny nadłamanej... Trochę więcej serca, dobra, ciepła... Wasza postawa oddala mnie od Boga, zresztą dawno zwątpiłem, że jest Bóg i przygląda się Wam ze spokojem jak pławicie się w dobrym samopoczuciu wynikającym z Waszej doskonałości i nieomylności...


Właściwie to nie wymaga komentarza.
Ale skoro to jest NASZ MISTRZ nie Twój, to co robisz na portalu katolickim? Mam nadzieję, że w jakiś przedziwny sposób jednak szukasz Boga.

Nie możesz milczeć , gdy ktoś wali grzechami ciężkimi? Dlaczego zamiast wesprzeć Edzię to Jej dowalasz? Bo jeśli te grzechy ciężkie to mówienie prawdy przez katolików to znaczy, że nie wiesz co to grzech lekki czy ciężki!!!

http://video.google.com/v...541404848&hl=pl

Skoro zwątpiłeś, że jest Bóg to nasza postawa nie może Cię już od Niego oddalać. My możemy Cię co najwyżej ugruntować w Twoich poglądach lub dać do myślenia, że jednak się mylisz.

Zadałam sobie nieco wysiłku i przeczytałam wszystkie posty zamieszczone przez Ciebie na tym portalu i sprzeczność wypowiedzi, ton , porady, których udzielasz, w moim odczuciu, świadczą o głębokiej potrzebie uzdrowienia wewnętrznego. Większość twoich wypowiedzi to jeśli nie zachęta to pochwała zachowań prowadzących ewidentnie do grzechów ciężkich, a zatem duchowej śmierci. Taką postawę skierowaną do osób szukających pomocy w sytuacjach traumatycznych można nazwać deprawacją lub demoralizacją.

(Ciekawe, jak oceniłbyś lekarza, który w przypadku choroby zamiast podać lekarstwo, napoiłby pacjenta trucizną? Czy ocena moralna czynu zmieniłaby się , gdyby ofiarą był ktoś Ci bliski?)

Tak nie wolno. Spotykamy się tu, aby pośród ludzi znaleźć pomocną dłoń, drogę naprawy i wyjśćia z kryzysu, a nie pogłębiania go. Szukamy tu informacji i sposrzeżeń, które doprowadzą nas do Prawdy, a nie zachęcą do grzechu , alienacji czy eskalacji własnego ego. Wymiana naszych myśli , sugestii czy poglądów to pomoc, a nie rzucanie kamieni.

"Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki"- to cytat z naszego nagłówka.
Wyraźnie mówi o tym, że to miejsce wsparcia dla małżonków sakramentalnych,a nie duszpasterstwo niesakramentalnych związków, które ma zupełnie inne zadanie!!!-Duszpasterstwo związków niesakramentalnych ma pomóc osobom tkwiącym w błędach i grzechach odnaleźć drogę do prawdy, a nie ich utwierdzać w złych wyborach.

Głęboko wierzę, że Pan Bóg znajdzie sposób, aby Cię do siebie przyciągnąć. Niejednego Bóg do Siebie prowadził i przyprowadzi .

Z Panem Bogiem
Ostatnio zmieniony przez kinga2 2009-08-29, 11:52, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-28, 21:42   

Serdecznie witam
Jeśli chodzi o ludzi którzy tutaj trafiają , to odpowiedź czego szukają jest prosta...
Świadomie lub nie ...szukaja Boga !
Św . Augustyn, dzis go wspominamy mówił ,że "człowiek jest niespokojny dopóki nie spocznie w Bogu "... To może tyle jesli chodzi o poszukiwania.

Chciałabym troszkę o czymś ważnym, potrzebnym myślę bardzo na tym forum.
Przypomnę czytania:
http://www.kryzys.org/arc...opic.php?t=3086

i ten komentarz:
--------------------------------------------------------------------------------

O. Augustyn Pelanowski
Abba Theskelos powiedział: „usprawiedliwiać pobłażliwością, to nienawidzić czyjegoś zbawienia”. Miłość nie wyrządza zła, a wystarczy nie upomnieć kogoś, by pozwolić na duchową korupcję czyjegoś istnienia. Większym złem może być to, że nie mówi się komuś prawdy i udaje, że wszystko jest w porządku, niż to zło, w którym ktoś się pogrążył. Czy zdarzyło ci się podczas spaceru z żoną po galerii nie reagować na jej dziurawe pończochy, brudne włosy czy szpetnie rozdartą koszulę? Czy pozwoliłabyś wyjść swojemu mężowi do kina, widząc, że włożył dwie różne skarpety, do tego dziurawe, w marynarce z niewybaczalną plamą po oleju? Jeśli na takie rzeczy nie jesteśmy obojętni, to tym bardziej nie powinniśmy bagatelizować „plam” sumienia i „dziur” na duszy!

Wiele lat temu opowiadał mi ojciec pewną historię o koledze, z którym pracował w starej hucie. Jegomość był potężnej postury i z trudnością znajdował jakieś tekstylne opakowania dla tłustych kończyn i monumentalnego tułowia. Zdarzało się, że najmocniejsze materiały wyprodukowane w sowieckich szwalniach puszczały z jękiem przy gwałtowniejszym ruchu nieporadnego mężczyzny. Było to przyczyną wielu żartów i upokarzających kpin. Pewnego dnia, przy bramie hutniczej, gdy zgromadziło się kilkuset ludzi z zamiarem powrotu do domu po zakończonej zmianie, rozległ się znajomy trzask nadwerężonego materiału.

Na domiar złego dziura powstała w najbardziej niedostępnym dla człowieka miejscu, poniżej pleców. Ktoś ze znajomych, pod pozorem pomocy, użył miedzianego drutu, by szczelina nie ujawniła bielizny, ale z ukrytą złośliwością pozostawił sterczący jak ogon drut, na który naciągnął szary prochowiec, formując z człapiącego człowieka coś na podobieństwo dinozaura. Salwy śmiechu nie ustawały, a nieszczęśnik kręcił się wokół, nie wiedząc, o co chodzi. Wstyd bywa przyczyną śmiechu, ale doprawdy jest to godny pożałowania śmiech. Upomnienie czy też korekta nie powinny kogoś zawstydzać, ale zwracać mu szacunek. Miłość jest troską o czyjąś godność, a to wymaga niekiedy dyskretnej uwagi, tak by upominający nie szukał w tym wywyższenia. Miłość nie karci dla własnego triumfu, lecz dla podniesienia kogoś z klęski.

Sem i Jafet weszli do namiotu pijanego Noego odwróceni tyłem, i nie spoglądając, przykryli jego nagość płaszczem. Za ten przepiękny gest zostali wynagrodzeni błogosławieństwem. Cham nie tylko przyglądał się, ale też rozgłosił poniżającą wieść o ojcu. Jeśli już kogoś poprawiać, to najlepiej tak, by nie zawstydzić. Upominać to wchodzić w atrybut Boga, którym jest sąd, to bardzo niebezpieczne położenie dla człowieka. O wiele bezpieczniej jest uczestniczyć w atrybucie miłosierdzia, ale ono nigdy nie jest pobłażaniem, czy przymykaniem oczu na fatalne położenie bliźniego.


Nie można dac się zwieść temu ,że zwątpienie odbiera w zupełności nadzieję !!! Człowiek ciągle i do ostateczności czeka na MIŁOŚĆ !!!
Nie można myśleć ,że bardziej sie komuś juz godności nie odbierze, kiedy jest w tym trudnym położeniu zwątpienia, buntu, gniewu...w którym potrzeba pochylenia Chrystusowego...niestety w tym połozeniu mozna człowieka ogołocić ze wszystkiego do tego stopnia, że Chrystus który mieszkał w człowieku staje sie "bezdomnym"...
Takim niepodważalnym przykładem są owoce Siostry Teresy z Kalkuty i tych wszystkich prostaczków umierajacych , niejednokrotnie watpiących...jakie to szczęście ,że zobaczyli mimo zwątpienia Boga w tych Siostrach...
Jednym z zapisków Teresy z Kalkuty jest fundamentalne pytanie, które sprowadza mnie osobiście do zawstydzenia...do refleksji ...do płaczu...do prośby Boga o naukę miłowania...
To pytanie brzmi:
Czy widzisz w sobie Jezusa?

Ps.
Cytat:
"Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki"-

Tak się zastanawiam....
Co z tymi małżonkami którzy nie mają" przekonania "o tym ,że chcą ...chociażby z powodu zwyczajnej niemocy i "niedyspozycji" psychicznej, fizycznej i duchowej...
Myślę sobie ,że to jest coś co bardzo wymaga przemyślenia najpierw przed Najświętszym Sakramentem.

Pozdrawiam w Panu Miłosiernym
 
     
Niepoprawna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-29, 13:28   

Pewnie mi się dostanie... ale trudno.
Edzia trafiła na to forum pewnie tak jak ja - bo jest to jedyne miejsce, gdzie rzeczywiście można znaleźć jakieś sensowne rady, gdzie ludzie na prawdę się wspierają i pomagają. Reszta podobnych tematycznie miejsc w necie wiecie jaka jest. Przykro by było gdyby z powodu niesakramentalności jej związku nie uzyskała tu pomocy, a jedynie potępienie. Bo w czym jest gorsza od rzeszy tych, którzy mają ślub kościelny tylko dlatego, że rodzina nalegała, lub "bo tak wypada". Dla mnie liczy się to jakim jest człowiekiem, jak żyje, to że chce walczyć o swój związek.
Proponuję rozpętać dyskusję (ale niekoniecznie w tym wątku) nt. czy pomagamy osobom w związkach niesakramentalnych i dlaczego.
Edzia rada dla Ciebie - nie zniechęcaj się. Twój związek da się uratować i to z pomocą tego forum. Czytaj, myśl i działaj. Cała wiedza już dawno została gdzieś tu na forum opisana. Pogrzeb w archiwach, śledź wątki. Wiem, że na początku trudno się stosować do tych wszystkich rad, ale to naprawdę działa. Na początek przestań się nakręcać, nie myśl o tym co twój partner robi. Bądź z nim szczera, ale jednocześnie nie naciskaj za bardzo na nic. Przestań marudzić, bądź miła - ale tak prawdziwie. Polub siebie, znajdź rzeczy które cię cieszą i uśmiechaj się. Stań się interesująca - znajdź jakieś ciekawe zajęcie, spotykaj się z ludźmi. Spraw, aby miło się przebywało w twoim towarzystwie. Ale dbaj o siebie - nie daj się stłamsić, nie rób niczego wbrew sobie, tylko dlatego, że się boisz jego reakcji. Nie daj z siebie zrobić wycieraczki, bo o to bardzo łatwo jak kobita widzi, że partner jej się wymyka. Dobra, przestaję się mądrzyć.
Pogody ducha wszystkim (Edzia, również Tobie - poszukaj o co chodzi).
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-29, 15:27   

Małżeństwa Sakramentalne da się uratowac przy Stole Eucharystycznym :-D

Edziu mam pytanie...jeśli możesz sie podzielić to napisz...
Jakie jest Twoje marzenie i jakie jest Twoje pragnienie?

Ps. Edziu nie udało mi sie pójść na Adorację majac również Ciebie na uwadze...moje maleńtwo zasnęło...
Pozdrawiam i Ciebie Niepoprawna również...:)
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-29, 15:41   

Lelulele........... polepszyło Ci się po tym poście?

Edzia....... może ten kryzys w Twoim związku "nieformalnym" czyli w konkubinacie (dobrze jest nazywac rzeczy tak jak sie nazywają) jest Ci/Wam dany dla otwarcia oczu?Może warto zadać sobie pytanie"PO CO ten kryzys? Po co szukasz akurat na tym forum pomocy? Może jednak Twój Bóg ,właśnie teraz chce Ci coś pokazać?
Że nie ma tzw.wolnych związków,że rodzina jest podstawową komórką społeczną,że prawo spadkowe,podatkowe,kodeks rodzinny opiekuńczy nie uznaje za rodzinę tzw. "związku nieformalnego".
Każdy ma swoją drogę,ale czy akurat powinien mieć taka jak TY/WY macie?
A jak Ty nazywasz swojego partnera w rozmowach z koleżankami??(mąż?konkubent? boy frend? przyjaciel?kolega?ojciec Twoich dzieci? 'zaspokajacz potrzeb"?)

Może warto wrócić do podstaw? do definicji rodziny,jej roli w społeczeństwie....... bo Wy tak naprawd enie tworzycie rodziny.............. jesteś Ty-matka,jest Twój partner-ojciec Twoich dzieci i są dzieci................. czy Wy jesteście rodziną?

Sugeruje powrót do podstaw.....................
 
     
lelule
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 15:10   

kinga2kinga2 napisał/a:
lelule napisał/a:
Edzia, ja też nie wiem co oczekujesz po tych ludziach, pewnie potrzebne jest Ci wsparcie w tych trudnych dla Ciebie chwilach... ale tu go nie dostaniesz. Tu za to zostaniesz surowo oceniona i zbesztana, nie ma to jak Katolickie podejście do bliźniego. Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni... wszak tak powiedział kiedyś Wasz Mistrz... Wiem, że w tym co napisałem też znajduję się ocena WAS, lecz nie mogę milczeć, kiedy ktoś z armaty wali grzechami ciężkimi. W końcu Pan Bóg nie łamie trzciny nadłamanej... Trochę więcej serca, dobra, ciepła... Wasza postawa oddala mnie od Boga, zresztą dawno zwątpiłem, że jest Bóg i przygląda się Wam ze spokojem jak pławicie się w dobrym samopoczuciu wynikającym z Waszej doskonałości i nieomylności...


Właściwie to nie wymaga komentarza.
Ale skoro to jest NASZ MISTRZ nie Twój, to co robisz na portalu katolickim? Mam nadzieję, że w jakiś przedziwny sposób jednak szukasz Boga.

Nie możesz milczeć , gdy ktoś wali grzechami ciężkimi? Dlaczego zamiast wesprzeć Edzię to Jej dowalasz? Bo jeśli te grzechy ciężkie to mówienie prawdy przez katolików to znaczy, że nie wiesz co to grzech lekki czy ciężki!!!

http://video.google.com/v...541404848&hl=pl

Skoro zwątpiłeś, że jest Bóg to nasza postawa nie może Cię już od Niego oddalać. My możemy Cię co najwyżej ugruntować w Twoich poglądach lub dać do myślenia, że jednak się mylisz.

Zadałam sobie nieco wysiłku i przeczytałam wszystkie posty zamieszczone przez Ciebie na tym portalu i sprzeczność wypowiedzi, ton , porady, których udzielasz, w moim odczuciu, świadczą o głębokiej potrzebie uzdrowienia wewnętrznego. Większość twoich wypowiedzi to jeśli nie zachęta to pochwała zachowań prowadzących ewidentnie do grzechów ciężkich, a zatem duchowej śmierci. Taką postawę skierowaną do osób szukających pomocy w sytuacjach traumatycznych można nazwać deprawacją lub demoralizacją.

(Ciekawe, jak oceniłbyś lekarza, który w przypadku choroby zamiast podać lekarstwo, napoiłby pacjenta trucizną? Czy ocena moralna czynu zmieniłaby się , gdyby ofiarą był ktoś Ci bliski?)

Tak nie wolno. Spotykamy się tu, aby pośród ludzi znaleźć pomocną dłoń, drogę naprawy i wyjśćia z kryzysu, a nie pogłębiania go. Szukamy tu informacji i sposrzeżeń, które doprowadzą nas do Prawdy, a nie zachęcą do grzechu , alienacji czy eskalacji własnego ego. Wymiana naszych myśli , sugestii czy poglądów to pomoc, a nie rzucanie kamieni.

"Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki"- to cytat z naszego nagłówka.
Wyraźnie mówi o tym, że to miejsce wsparcia dla małżonków sakramentalnych,a nie duszpasterstwo niesakramentalnych związków, które ma zupełnie inne zadanie!!!-Duszpasterstwo związków niesakramentalnych ma pomóc osobom tkwiącym w błędach i grzechach odnaleźć drogę do prawdy, a nie ich utwierdzać w złych wyborach.

Głęboko wierzę, że Pan Bóg znajdzie sposób, aby Cię do siebie przyciągnąć. Niejednego Bóg do Siebie prowadził i przyprowadzi .

Z Panem Bogiem


Myślałem, że to forum może przeglądać każdy bez względu na przekonania i wyznawaną religię. myliłem się i proszę wierzyć piszę to z autentycznym smutkiem. Homilia z linku, hmm, jeśli odniesiemy się do przypadku konkubinatu i konsekwencji takiego życia - grzech ciężki o którym tu mowa w tym wątku, to nasuwa się jedna myśl, homilia niby logiczna, tylko w tym przypadku przeczy rzeczywistości... Jest wielka liczba ludzi, żyjących jak lubicie mówić w konkubinacie i ci ludzie tworzą udane związki oparte na miłości i wzajemnym szacunku. Związki sakramentalne i związki niesakramentalne są tak samo narażone na ewentualny rozpad, wszystko zależy od nas...

Nawet jeśli uważacie, że takie życie jak prowadzi Edzia, jest taplaniem się w grzechu ciężkim, to można by jakoś tak bardziej może z miłością do bliźniego podejść? Nie chcę abyście wyzbyli się swoich przekonań, chciałbym raczej abyście dawali świadectwo miłości bliźniego. Nie zawsze należy od razu napisać: spadaj grzesznico, tkwisz po uszy w g....nie i jeszcze taplasz w nich swe dzieci, halo???? Czy tak postępuje człowiek dobry i kochający?

Kochaj bliźniego swego jak siebie samego? A może dla siebie samych też bywacie tak okrutni i bezwzględni? Dlatego uciekam jak najdalej od Was ludzie mali, pyszni, którzy możecie się spokojnie oczyścić po całym tym Waszym gadaniu na bliźniego swego i znowu być czysta szklanką, łatwe co? Mam wrażenie, że jeśli Bóg istnieje to niebo jest pełne niewierzących... Lecz im dłużej patrzę na ten świat i na Was, wydaje mi się to coraz bardziej irracjonalne...

Na koniec, bo mnie ruszyło, napisałaś, że uprawiam deprawację i demoralizację, nie uważam tak, na tym forum zawsze trzymałem stronę słabszych, odtrąconych.
 
     
Asik
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 15:23   

... Lelule. Suma sumarum odemnie (czy jak się to pisze) - Związkom sakramentalnym sprzyja Bóg, niesakramentalym szatan. Pozdrawiam!
P.s. My życzymy Edzi aby miała w swojej rodzinie sztandar BÓG. I to jest miłość.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 22:32   

Niepoprawna,
Witaj,
nie sądzę, żeby Ci się dostało od kogokolwiek. Edzi też nikt nie potępia. Zadajemy Jej tylko pytanie czego się po nas spodziewa?
Nie można opatrywać ropiejącej rany, bo grozi gangrena. Pomoc to najpierw oczyszczenie , a nastepnie zastosowania lekarstwa.
Katolicy nie mogą nikomu z czystym sumieniem zaproponować innej drogi jak tylko uzdrowienie z Chrystusem. On nikogo nie odrzuca, ale wymaga konkretnych zachowań i decyzji.
Dla publicznego poklasku nie można popierać konkubinatu, ale trzeba pokazać Prawdę.

cyt." (4) Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga. (5) A może utrzymujecie, że na próżno Pismo mówi: Zazdrośnie pożąda On ducha, którego w nas utwierdził? (6) Daje zaś tym większą łaskę: Dlatego mówi: Bóg sprzeciwia się pysznym, pokornym zaś daje łaskę. (7) Bądźcie więc poddani Bogu, przeciwstawiajcie się natomiast diabłu, a ucieknie od was. "

(List Jakuba 4:4-7, Biblia Tysiąclecia)


W postach Edzia otrzymała wyraźne informacje, aby powrócić do Boga. Odnowić z nim swoje relacje i po konsultacji z kapłanem dokonać wyboru dalszego postępowania.

Cokolwiek byśmy Jej radzili to tylko ludzkie porady i niczego nie zmienią. To Chrystus leczy pogmatwane drogi ludzkich uczuć i relacji osobowych. Bez Niego tylko pomnoży swój ból i przeniesie go na dzieci. Z Bogiem wszystkie sprawy są wygrane, bez względu na drogę jaką wybierze.

Edzia zajrzała do nas , aby zwyciężyć. Zawalczyć o swój związek. Ale czy możemy Jej radzić skoro nie wiemy czy ma do tego prawo?
A może udzielając Jej " dobrych " rad i litując się nad nią krzywdzimy kogoś kto z mocy bożego prawa jest małżonkiem prawowitym?
Nic o Niej nie wiemy.

Edzia za mało o sobie napisała, aby tak naprawdę radzić coś więcej ponad to co otrzymała.

Bóg zna prawdziwą historię życia i zawartość serca, my nie. Dlatego to Jemu należy zostawić rozwiązywanie problemów osób ze związków niesakramentalnych. Według własnego uznania rozwiąże je dla dobra wszystkich zainteresowanych. My możemy tylko pokazać kierunek-
- prosto za Jezusem!

Z Panem Bogiem

[ Dodano: 2009-09-01, 01:33 ]
lelule,
lelule napisał/a:
Myślałem, że to forum może przeglądać każdy bez względu na przekonania i wyznawaną religię. myliłem się i proszę wierzyć piszę to z autentycznym smutkiem


Nie wiem skąd taki pesymizm. Do przeglądania tego forum zapraszamy wszystkich. Zwłaszcza niewierzących, wątpiących, błądzących, a także innowierców. Nie znamy dróg którymi Bóg ludzi prowadza. Może właśnie tu pośród bólu skrzywdzonych ludzi odnajdą Jezusa.
Wszak to postawa katolika ma dawać świadectwo wiary, a kiedyż jest prawdziwsza niż w bólu, gdy patrzymy z nadzieją na Stwórcę, że zaradzi naszym problemom i uleczy zranienia?

lelule napisał/a:
Homilia z linku, hmm, jeśli odniesiemy się do przypadku konkubinatu i konsekwencji takiego życia - grzech ciężki o którym tu mowa w tym wątku, to nasuwa się jedna myśl, homilia niby logiczna, tylko w tym przypadku przeczy rzeczywistości... Jest wielka liczba ludzi, żyjących jak lubicie mówić w konkubinacie i ci ludzie tworzą udane związki oparte na miłości i wzajemnym szacunku.


O jakiej miłości mówisz? Miłość to postawa dająca bliźniemu wszystko- co pomoże mu osiągnąć zbawienie, a więc życie wieczne w szczęśliwości Boga, a nie uczucie które kieruje sie tylko doraźną przyjemnością prowadzącą w efekcie do wielu zranień, bólu i nieszczęść.
Szacunek o którym wspominasz to w rzeczywistości wygodnictwo, które łatwo zamienić na inne zachowania, gdy się znudzi przebywanie w jakimś związku.

cyt.:" (3) Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty, (4) aby każdy umiał utrzymywać ciało własne w świętości i we czci, (5) a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie. (6) Niech nikt w tej sprawie nie wykracza i nie oszukuje brata swego, albowiem, jak wam to przedtem powiedzieliśmy, zapewniając uroczyście: Bóg jest mścicielem tego wszystkiego. (7) Nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości. (8) A więc kto [to] odrzuca, nie człowieka odrzuca, lecz Boga, który przecież daje wam swego Ducha Świętego. "
(1 List do Tesaloniczan 4:3-8, Biblia Tysiąclecia)

lelule napisał/a:
Związki sakramentalne i związki niesakramentalne są tak samo narażone na ewentualny rozpad, wszystko zależy od nas...


...i tu sie mylisz. Nie tylko zależy od nas. Wszystko co nas otacza ma wpływ na to co dzieje się z nami i wokól nas. Nawet nasze czyny i światopogląd warunkowane są środowiskiem w którym żyjemy, możliwościami psychomotorycznymi, prawem i wieloma innymi czynnikami.
Jednak nad tym wszystkim w sposób mądry i przemyslany panuje Bóg i to On podnosi i podtrzymuje sakramentalne związki małżenskie narażone na ewentualny rozpad, jednak inne formy wspólnego bytowania kobiety i mężczyzny nie maja tego komfortu.
Im nie pomaga nikt. Bo niby jak? Przeciw Bogu?
Jedyną " pomocą" mogą być tylko pozorne dobra, które w rezultacie zawsze zakończą się klęską człowieka. Wygrywa demon.

lelule napisał/a:
Nawet jeśli uważacie, że takie życie jak prowadzi Edzia, jest taplaniem się w grzechu ciężkim, to można by jakoś tak bardziej może z miłością do bliźniego podejść? Nie chcę abyście wyzbyli się swoich przekonań, chciałbym raczej abyście dawali świadectwo miłości bliźniego. Nie zawsze należy od razu napisać: spadaj grzesznico, tkwisz po uszy w g....nie i jeszcze taplasz w nich swe dzieci, halo???? Czy tak postępuje człowiek dobry i kochający?

Kochaj bliźniego swego jak siebie samego? A może dla siebie samych też bywacie tak okrutni i bezwzględni? Dlatego uciekam jak najdalej od Was ludzie mali, pyszni, którzy możecie się spokojnie oczyścić po całym tym Waszym gadaniu na bliźniego swego i znowu być czysta szklanką, łatwe co? Mam wrażenie, że jeśli Bóg istnieje to niebo jest pełne niewierzących... Lecz im dłużej patrzę na ten świat i na Was, wydaje mi się to coraz bardziej irracjonalne...

Na koniec, bo mnie ruszyło, napisałaś, że uprawiam deprawację i demoralizację, nie uważam tak, na tym forum zawsze trzymałem stronę słabszych, odtrąconych.


Miłość prawdziwa polega na mówieniu prawdy, a to często boli. Kochający człowiek nie będzie pod pozorem dobra przystawał na grzech , bo w efekcie końcowym krzywdzi tego komu pobłaża.
Pytasz czy dla siebie jesteśmy okrutni? Nie, ale czasem pozornie krzywdzimy innych i sami pozwalamy, aby nas spotkała "krzywda".

Czy z powodu źle pojętej miłości pozwolisz dziecku bawić się i nie chodzić do szkoły? Nie nauczy sie pisać, liczyć itd. Przecież zabierając mu czas na zabawę i nakazując naukę pozornie go krzywdzisz. Musi siedzieć w ławce zamiast biegać, skupić się zamiast grać na kompie, przebywać w grupie rówieśniczej choć nie wszystkich tam lubi.
Czy nie zadajesz bólu dając zastrzyk?Czy wszystkie leki są słodkie?

Posłuchaj o miłosierdziu:
http://libra.kpsi.pl/vd/m....do.ucha.01.mp3

Co do wątku dzieci, to każdy kogo Bóg obdarzył potomstwem ma wobec niego obowiązek wychować go w taki sposób, aby było szczęśliwe i szczęściem potrafiło obdarzyć. Jak zatem osoba sama żyjąca w konkubinacie ma etycznie wychować swoje dziecko? Co niby mu wpoi? Jakim jest przykładem? Jakie nieetyczne zachowania ma powstrzymać czego może zabronić i wyegzekwować w kontaktach międzyludzkich? Wychowują nie słowa, a przykład i dlatego wszelkie nieprawidłowości są takie niebezpieczne.

kinga2kinga2 napisał/a:
Większość twoich wypowiedzi to jeśli nie zachęta to pochwała zachowań prowadzących ewidentnie do grzechów ciężkich, a zatem duchowej śmierci. Taką postawę skierowaną do osób szukających pomocy w sytuacjach traumatycznych można nazwać deprawacją lub demoralizacją .

Nie zmieniłam zdania.

cyt.:"(1) A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. (2) Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, (3) bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, (4) zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. (5) Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń. (6) Z takich bowiem są ci, co wślizgują się do domów i przeciągają na swą stronę kobietki obciążone grzechami, powodowane pożądaniami różnego rodzaju, (7) takie, co to zawsze się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy. (8) Jak Jannes i Jambres wystąpili przeciw Mojżeszowi, tak też i ci przeciwstawiają się prawdzie, ludzie o spaczonym umyśle, którzy nie zdali egzaminu z wiary. Ale dalszego postępu nie osiągną: (9) bo ich bezmyślność będzie jawna dla wszystkich, jak i tamtych jawna się stała. "
(2 List do Tymoteusza 3:1-9, Biblia Tysiąclecia)

cyt." (13) Tymczasem ludzie źli i zwodziciele będą się dalej posuwać ku temu, co gorsze, błądząc i /innych/ w błąd wprowadzając. (14) Ty natomiast trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci zawierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś. Od lat bowiem niemowlęcych znasz Pisma święte, (15) które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie. (16) Wszelkie Pismo od Boga natchnione /jest/ i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości - (17) aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu.
(2 List do Tymoteusza 3:13-17, Biblia Tysiąclecia)


I na koniec. Trzymasz zawsze stronę słabszych i odtrąconych? Jak? Najlepsza pomoc to prawda i pocieszenie, ale w Bogu.

cyt.:"(9) Ptaki trzymają się razem z podobnymi sobie, a prawda powróci do tych, którzy ją w czyn wprowadzają.
(Mądrość Syracha (w) 27:9, Biblia Tysiąclecia)

(4) Co można oczyścić rzeczą nieczystą? Z kłamstwa jakaż może wyjść prawda?
(Mądrość Syracha (w) 34:4, Biblia Tysiąclecia)

(17) Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa.
(Ew. Jana 1:17, Biblia Tysiąclecia)

(32) i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.
(Ew. Jana 8:32, Biblia Tysiąclecia)"
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 06:57   

Mirela napisał/a:
Małżeństwa Sakramentalne da się uratowac przy Stole Eucharystycznym


Witam.
Chciałam przypomnieć że siłą Pan Bóg nie ciągnie nikogo. Ale i nie pozostawia nikogo bez wsparcia, jeśli się człowiek do Niego zwraca.
Mirelo, odwieczne pytanie: co to znaczy uratować małżeństwo? Bo, jeśli ma być jak w bajce, że porzucający wraca i żyją dlugo i szczęsliwie - to są przypadki bardzo rzadkie.
Jesli druga strona nie chce, w ludzkim tego słowa słowa znaczeniu - małżeństwa nie da się uratować. Zresztą, to dotyczy zarówno małżeństw sakramentalnych jak związków niesakramentalnych: siłą nikogo nie zmusimy do powrotu, ten ktoś musi sam chcieć.
Może kryzys czy nawet rozpad małżeństwa albo związku jest po to, byśmy się nad sobą zastanowili i coś zmienili? Może trzeba zrzucić z piedestału małżonka czy też kochanka ( bo według prawa Bożego to nie mąż), a na właściwe miejce postawić właśnie Pana Boga?
Edzia, myślę że Pan Bóg ma dla Ciebie dary, o których nawet nie pomyślałaś, idź do Niego, porozmawiaj, Jemu opowiedz o tym co czujesz i co się stalo. U ludzi zrozumienia nie znajdziesz, bo każdy mówi przez pryzmat własnych doświadczeń, bolączek czy radości.
Pozdrawiam.
 
     
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 10:36   

No tak - na siłę nie damy rady i nikogo nie zmusimy wbrew jego woli.
Podstawa = aby chciało się CHCIEĆ.
A to już możma wymodlić dla kogoś modląc się o odmianę serca i aby Bóg wzbudił w sercu pragnienie powrotu.
Modląc się o odmianę serca męża możemy taką modlitwą również uprosić wiele łask dla siebie, bo taka modlitwa nie tylko może zmienić serce męża, ale również zauważymy jak zmienia się też i nasze serce.
Taka wymodlona odmiana serc po obu stronach, dopiero może wzbudzić pragnienia bycia razem od nowa, bo takie serca zatęsknią za bliskością ze sobą.
Wzajemna modlitwa małżonków za siebie jest wielką siłą, która ich jednoczy.
Jeśli do tej pory takiej modlitwy nie było, to zawsze jest czas aby ją rozpocząć - i to nie ważne, że zaczynamy ją akurat tylko z jednej strony.
Sakrament zawarty w obliczu Boga jednoczy małżonków i przeżywany jest w łączności z Nim.
Co z Twoim związkiem? Ja nie potępiam - zapytaj Boga - może On pragnie dla Ciebie czegoś więcej i czegoś piękniejszego?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9