Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Jestem tu poraz pierwszy. Próbowałem uzyskać jakieś wskazówki na innym dużym portalu katoolickim, ale grupa katolickich moderatorów nawet niezamieściła mojego problemu na forum. Opiszę prostymi hasłami swoją sytuację, pomijając wiele szczegółów w celu niezaciemniania obrazu. W razie potrzeby będę odpowieadać na jakieś pytania lu zarzuty.
Ogólnie jestem skończony. To moja wina. Więc jeśli ktoś chce mnie tu potępiać, to niech sobie daruje teoretyczne wywody, literę kościoła znam raczej nieźle. Jak życie pokazało, nie wiele to znaczy.
Kochaliśmy się od liceum. Uważaliśmy siebie za wyjątkowy związek, za kochających się skończenie prawdziwie. Ulegliśmy pewnemu zatraceniu w sobie. Seksualność z latami przygasałoa bo ona jest skolerowana z tym co nienazwane, z tym co podświadome, a tam czała się pewna frustracja, ciężar związania. Seksualność stałą się pewnego rodzaju barometrem rzeczywistej jakości naszego związku. Jesteśmy ze sobą 14 lat i 5 lat po ślubie. Nie mieliśmy dzieci. Bardzo dużo razem zbudowaliśmy. Wzajemnie się wykreowaliśmy.
Dwa lata temu małżonka zaczęła mnie zdradzać, wtedy nie znałem skali tego. Ale nie przejmowałem się tym za bardzo. Poprostu nie jestem zazdrosny o jej ciało. Psychologicznie mówiąc, jestem tak pewny mocy naszych więzów, że konurowanie w sferze ciała wydaje mi się zabawne i w ogóle nie budzi to we mnie emocji. Po roku jednak sam poznałem dużo młodszą kobietę, czyli ponad rok temu.
To co nastąpiło, najchętniej nazywam kryzysem wartości. Zacząłem się zastanawiać, czy mam robić dobrze sobie i to powinno stać się fundamentem dobrego związku, czy też raczej mam żyć jak dotychczas i poświęcać się żonie. Tutaj dygresja: poświęcanie moje wynika z konsekwencji różnic temperamentów i mojej sporej tolerancji na jej stany lękowo depresyjne, które w jakiś sposób ograniczały dalszy rozwój mój jako osoby (przykładowo: życie na wsi było zawsze problemem, bo to niebezpieczne, tymczasem jesteśmy zamożni i nie było problemu żeby mieć trzy domy). Zaczęliśmy się w tym ostatnim okresie rozmijać, ona popadała w trudne stany i zupełnie mnie nie słuchała. Ja jednak stwierdziłem, że może już dałem jej wszystko co miałem do zaoferowania i czas służyć komuś innemu.
Dlatego odszedłem od żony, zostawiając ją z kochankiem. Zostawiłem jej cały majątek i wszystko. Zamieszkałem z moją kochanką i spłodziłem syna, świadomie, bo tak chciałem. Trwa to rok.
Z żoną jednak się spotykam i mamy bardzo dobre stosunki. Jawnie mówimy o naszym wielkim problemie: cały czas się kochamy. Bardzo się o siebie martwimy, troszczymy. Pomogłem jej odejść od toksycznego kochanka, teraz ma kolejnego. Ale trudno nam odnaleźć się w nowych związkach. Trudno też nam było ze sobą żyć. Żyliśmy trochę jak brat i siostra. Problem tkwi w tym, że moja nasza wzajemna miłość jest kompletnie bezinteresowna. Ja tej kobiecie pomogę zawsze, nigdy jej nie opuszczę, ona mnie przenika.
I cóż teraz? Co począć? Przecież mam małe dziecko z kimś innym, dobrze nam się żyje, jesteśmy dobrze dopasowani. I co? Teraz widzę jaka była moc tamtego związku. O rozwodzie na razie nie mówimy, sama myśl o tym jest dość traumatyczna. Czasem jak śnię o żonie i się budzę, to jestem rozczarowany rzeczywistością. To taka ukryta depresja, która powoduje że jestem napełniony łzami, które są jakim dzikim płaczem mojej duszy.
Nie wiem, czy ktoś może tu pomóc, zasugerować coś. Sęk w tym, że nie jestem dwudziestolatkiem, wiernym katolikiem. Jestem człowiekiem intelektu i mój światopogląd jest raczej syntezą chrześcijaństwa, filozofii zachodu i wschodu. Jezus ma dla mnie wymiar żywego zjawiska, mimo że do kościoła nie chodzę. Uznają prawdziwość i siłę sakramentów.
Pozdrawiam
samotna [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-19, 10:50
Przeczytałam kilka razy to co napisałeś -
aż dziw bierze jak ludzie potrafią skomplkować sobie życie na własne życzenie...
z żona było źle, a bez niej wcale nie lepiej....
Nie wiem czy dobrze to odczytuje, ale mam wrażenie, ze z żona łączy Cie więź emocjonalna, zaś w sferze wzajemnej intymności niekoniecznie - " zylismy jak brat z siostrą", natomiast z drugą pania dopasowaliście się....
"Dwa lata temu małżonka zaczęła mnie zdradzać, wtedy nie znałem skali tego. Ale nie przejmowałem się tym za bardzo. Poprostu nie jestem zazdrosny o jej ciało. Psychologicznie mówiąc, jestem tak pewny mocy naszych więzów, że konurowanie w sferze ciała wydaje mi się zabawne i w ogóle nie budzi to we mnie emocji. "
dla mnie osobiście to szokujące...
"Po roku jednak sam poznałem dużo młodszą kobietę, "
"Dlatego odszedłem od żony, zostawiając ją z kochankiem. Zostawiłem jej cały majątek i wszystko. Zamieszkałem z moją kochanką i spłodziłem syna, świadomie, bo tak chciałem."
Jednym słowem wypracowaliście model - możemy jak chcemy, z kim chcemy i kiedy chcemy...nikogo to nie rani...nikt o nic nie ma pretensji...nie ma cierpienia...nie ma krzywdy....nie ma bólu...
Nie dokońca taka wolność jak widac gwarantuje tak silną dziś pogoń za szczęściem,
nie bacząc na wartości, odpowiedzialność i siłę Sakramentu, którym pomimo się podpierasz
"Uznają prawdziwość i siłę sakramentów. "
A niby jak ją uznajesz??
Nie wiem ale wg. mnie tak to poplątaliście, że rozwiązanie tego bez czyjejś krzywdy chyba się nie obejdzie - jest przecież Bogu ducha winne dziecko z drugiego związku....
Przyszedł czas ponoszenia konsekwencji wcześniejszych wyborów i zbyt daleko przesunietych granic tolerancji....
brakuje jeszcze w tym wszystkim żebyście wszyscy razem wspólnie zamieszkali....
Chcesz rady - poukładaj najpierw siebie...chyba pomoc specjalisty psychologa będzie niezbędna...poczytaj nasze forum - zorientujesz się jakimi wartościami się kierujemy, co dla nas jest ważne i oceń czy to jest Twoja droga....ciężka praca w pierwszym rzędzie nad sobą...nad wyciszeniem...odnowieniem relacji z Bogiem....
jesli tak -pomoc pewnie otrzymasz
[ Dodano: 2009-08-19, 11:57 ]
tak mi sie jeszcze nasunęło - zbyt szeroko pojęta wolność w małżeństwie, brak określonych zasad i postawionych granic na co się godzę lub nie - to jak przysłowiowa jazda od bandy do bandy - w którymś momencie kraksa murowana...
mistixusx [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-19, 11:36
samotna,
dobrze zrozumiałaś wątek "jak brat z siostrą". Uściślę to. Mieliśmy pożycie seksualne. Jednak było to trochę na "odczepnego". Brakowało w tym wyrażania bliskości i intymności. Seksualność służy budowaniu intymności, która ma szersze znaczenie. Faktycznie to było zaburzone. Ta sfera nie była fundamentem naszego zwiąku. Fundamentem była ideologia i psychiczne związanie, wręcz uzależnienie.
Nie jest jednak tak, że wypracowaliśmy sobie model "wolnej miłości". Zupełnie nie tak. Ja być może parłem do czegoś takiego od dawna - dzisiaj wiem, że z powodu właśnie braku rzeczywistego spełnienia od wielu lat w dziedzinie intymności. Jeśli chodzi o żonę - to już kategorycznie nie dopuszczała nigdy żadnej zdrady. Fakt że zaczęła mnie zdradzać był dla niej bardzo ciężkim przeżyciem i wyszłaby z tego gdybym jej pomógł, tak sądzę. Ja jednak miałem już taki poziom frustracji (wcale nie samą zdradą, jak wyżej napisałem) kłótniami i brakiem powietrza (żona jakby podświadomie zaczęła mi zaciskać ręce na szyi żebym nie uciekł - efekt odwrotny).
Wirność w ideałach zawsze była u nas podstawą.
Jeśli chodzi o poukładanie siebie: oczywiście, że to jest kluczem do wszystkiego. Oczywiście odbywam psychoterapię, ale niczego mi nie daje. Ja nie mam problemów emocjonalnych czy osobowościowych, przeciwnie to ja zazwyczaj udzielam rad, również obecnie mojej żonie. Natomiast raczej chodziłoby o poukładanie na poziomie wartościowania i tego kim się w życiu chce być - dosłownie. Ponad decyzjami muszą przecież stać jakieś wartości, jakiś własny kodeks moralny. Napisałem wcześniej, że spotkał mnie właśnie kryzys wartości i to jest wierzchołek góry lodowej.
I co z tym zrobić? Otóż oświadczam, że nie da się tego zmienić. Albowiem nie jestem i już nigdy nie będę w stanie funkcjonować na zasadzie "absolutnego przekonania do czegoś" - poprostu z tego wyrosłem, podobnie jak wyrastają z tego osoby duchowne szerszego formatu. Wierzę w Boga, obajwiała się moc Ducha w moim życiu w różnych trudnych sytuacjach. Wirar jest dla mnie bardziej doświadczaniem w sferze duchowej niż intelektualno-przekonanio-logicznej - gdyż rozum jest wyłącznie zmysłem, który wiary nie udowodni, bo leży to poza jego naturą. Mój mysł przyjmuje wszystkie możliwości prawdziwości wszystkich idei świata i żadnej nie wybiera jako absolutnie jedynej. Wszak przeczytałem tony książek i wiemy, że w nich nie ma prawdy. Nie przeszkadza mi to w wierze, że to właśnie Jezus Chrystus jest dla mnie najważniejszy. Tylko z jednego małego powodu: to On mi się objawił a nie mahomet. Ze względu na literę - nie wybrał bym żadnego na swojego mistrza. I tu zbliżamy się do sakramentów: jest to doświadczanie a nie gadanie. Jednak tego aspektu w tym wątku nie ciągnijmy, bo nie chodzi tutaj o szczegóły moich poglądów.
Chciałbym żeby znalazł się chociaż raz, chociaż raz w życiu ktoś kto powie: stary, ja widziałem 100 takich przypadków i jestem przekonany, że powinieneś zastanowić się nad takim i takim rozwiązaniem. Ja swoją głową nie jestem już w stanie niczego wymyśleć. Mogę tylko zmienić kurs, dokładnie w ten sam sposób jak wcześniej odchodząc od żony, mogę stwierdzić, że poświęcenie jest najważniejsze, że ja się w tym nie liczę. Mogę jednak obstawać przy tym, że Bóg nie chce czegoś takiego (mimo iż katechizm w ogólności naucza czegoś innego) - mogę uwierzyć że indywidualnie jest to moja droga, którą Bóg mi przygotował, bo zawsze byłem inny, bo wierzyłem inaczej: z jednej strony głębiej niż rówieśnicy z drugiej strony odrzucałem niepokornie to co ni mieściło mi się w głowie. Nie wiem czy związek z żoną wyczerpuje znamiona małżeństwa, mółgym mieć co do tego wątpliwości. Nie wiem. Jest to tak ogromna pajęczyna zależności, że nie wiem.
Co kościół formalnie radzi w takiej sytuacji? Zostawić kochankę z dzieckiem?
Zaznaczę, że mój nowy związek jest dobry, spokojny. I byłby zupełnie zadawalający gdyby nie jeden szczegół: świadomość cierpienia żony. Nie chodzi więc o efekt "z deszczu pod rynnę" czy fakt, że tu mi się nie podoba i chcę wrócić do mamusi. Wcale nie. Ja żony nie kocham "ZA COŚ" co ona ma, a kochanka nie ma. Nie kocham jej za żadne atrybuty (to raczej kochanka ma ich więcej). Chodzi poprostu o nią samą, o jej duszę i moc więzów do tej konkretnej osoby.
Niech mnie ktoś naprawi.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-19, 12:27
Mi się nasuwają dwa komentarze: 1. jeśli jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?
2. Podobnie jak Samotna - jak ludzie sobie własnoręcznie potrafią życie skomplikować....
Odbieram Cię jako człowieka, który wszystko i wszystkich analizuje, rozbiera na czynniki pierwsze, wręcz przeintelektualizowywuje problemy. Mam podobnie, choć przy Tobie to ja mały żuczek jestem Logicznie i rozumowo wiesz wszystko, z psyche chodzisz na psychoterapię, ale nic ona nie daje.
Pewnie, że nie daje, bo nie tędy droga. Sam piszesz, że powodem jest kryzys wartości, a te leżą w sferze ducha. Zacznij pracować nad swoją duchowością - rekolekcje, kierownik duchowy... w tym kierunku. Dopiero wtedy sam zaczniesz się naprawiać, nikt inny za ciebie tego nie zrobi.
Kościół doradza życie z żoną sakramentalną. Koniec i kropka.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-19, 12:31
mistixusx
Witaj,
to co piszesz w dużej części zahacza o moją historię. Jeśli chcesz na priv mogę napisać Ci więcej razem z adresami, gdzie możesz poszukać konkretnej pomocy, bo problem głęboko tkwi w duchowości, a efekty odbierasz w realu. Możesz tam zadawać bardziej trudne i intymne pytania, które na otwartym czasem krępują.
Wyczuwam nagromadzenie w Tobie trudnych spraw, które zostawione sobie narosną i doprowadzą życie do absurdu.
Ogrom nieuporządkowania w sferze intymności, ideologii , filozofii oraz stosunków interpersonalnych wyziera z każdego zdania i jednym postem sie tego nie wyprostuje.
Informacje o stanowisku Boga i człowieka do dziecka z nieprawego łoża znajdziesz w wątku palomy w końcowej części- dyskusja pomiędzy witem, nałogiem i mną. Wnioski wyciągnij sam. Za dużo, żeby przekopiować.
Jedno jednak mogę napisać Ci od razu i odkrytce. Myślę,że wszyscy sycharowicze z tym się zgodzą.
Nigdy, przenigdy nie wolno o sobie tak napisać:
cyt."Ogólnie jestem skończony. To moja wina. "
Podstawą każdego leczenia jest pozytywne nastawienie " chorego" do terapii i siebie oraz chęć rozwiązania problemu.
A skoro jesteś na portalu katolickim to dopiszę jeszcze to:
Uważaj co mówisz, kiedy i z jakim nastawieniem. Słowo ma wielką moc. Bóg mocą słowa stworzył świat i jego moc nie zanikła.
Do dziś jego wydźwiękiem opowiadamy sie po stronie dobra lub zła, a przy pewnych wyuczonych lub nieuświadomionych umiejętnościach przywołujemy nim określone duchy z Nieba lub piekła.( odsyłam do świadectw byłych okultystów zamieszczanych na portalach katolickich)
Na koniec witam Cię na naszym forum i pisz skoro masz problemy. Każdy kto przyłączy się do dyskusji podzieli się z Tobą swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami.
Nawet jeśli padną ostre słowa to dla Twojego dobra, tu nikt nie moralizuje. Poznasz siebie i swój związek przeglądając sie w naszych oczach. Odwagi.
Z Panem Bogiem
[ Dodano: 2009-08-19, 13:36 ] mistixusx
Wiesz zgadzam się z dziewczynami ,że na własne życzenie ogromnie skomplikowaliście sobie życie. Nie ma jednak problemu bez rozwiązania. Jeśli naprawdę chcesz pomocy to ją znajdziesz.
mistixusx [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-19, 13:04
bardzo dziękuję za odpowiedzi, widać wartościową społeczność tu tworzycie.
kinga2kinga,
bardzo proszę o te linki, podaj też proszę o jakim wątku mówisz (dyskusja o dziecku z nieprawego łoża) - podaj tylko tytuł. mój email to mistixusx@o2.pl
odnośnie moich słów, że jestem skończony. no tak. źle jest tak na forum pisać, bo czyta się to tragicznie. ale: ja nie jestem załamany, poprostu jestem wyzerowany, straciłem wszystko, te lata pracy, czuję się jakby mnie jakaś maszyna przemieliła. ogólne jestem optymistą i nastawiony na budowanie. Kupiłem drugi dom, realizuję swoje hobby rózne itd. Nauczyłem się, nie posiadać, cieszę się z używania tego co mam. Mam świadomość, że pewnego dnia mogę stracić pracę wtedy komornik przyjdzie, ale umrę na zawał, albo kochanka mnie opuści, bo znajdzie sobie rówieśnika, może za 10 lat, a może coś innego. Mnie to wszystko nie przeraża po tym co zrobiłem i tak w oczch ludzi jestem outsiderem, ekscentrykiem i ryzykantem.
Pragnę niecierpienia mojej żony.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-19, 13:09
mistixusx,
mistixusx napisał/a:
literę kościoła znam raczej nieźle. Jak życie pokazało, nie wiele to znaczy.
Trochę mnie dziwi ta wypowiedź skoro pytasz dalej o sprawy podstawowe związane np. z kochanką.
Jeśli znasz wykładnie kościoła to wiesz, że sakramentalna żona to część Twojej osoby i nie możesz puścić jej wolno, a żyć sobie z kochanką, bo tak chcesz.
Małżeństwo to nie sielanka tylko nieustanna walka o zachowanie w sobie i współmałżonku miłości dla siebie na wzajem.
Żona jest jedna, niewymienialna i sam jej ślubowałeś na dobre i złe. Czemu zatem teraz łamiesz swoje słowo, nikt Cię z niego nie zwolnił!!!
Piszesz, że z kochanką tworzysz harmonijny związek, a jednak coś CIę gryzie.
Ta gryzelda to sumienie. Wyrzuca Ci nieodpowiednią postawę wobec żony, siebie, kochanki i dziecka , które rozmyślnie powołałeś na świat.
Zdaje się ,że zupełnie nie przywiązujesz wagi do duchowej strony ludzkiego zycia, a ona ma niezaprzeczalny wpływ na każdego z nas.
Duch zawsze włada materią. Pytanie tylko-jaki?
Komu tak naprawdę służysz swoim życiem, wiesz?
Skrzywdziłeś już swoim światopoglądem min.4 osoby, a co z waszymi krewnymi? Twoja żona też nie jest bez winy ( z tego co piszesz). Można jednak rozplątać ten gordyjski węzeł, ale decyzje należą do Was wspólnie. Ty sam możesz zacząć naprawę tylko od siebie i to zawsze coś.
Z Panem Bogiem
mistixusx [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-19, 13:36
ok. to rozgraniczmy pewne sprawy: rozumienie pewnych teorii, twierdzeń, próba ich analizy oraz wdrażaniem tego w życiu. Rozumiem czym jest małżeństwo w świetle kościoła. Ale widocznie nie jestem tak spójny i poukładany żeby kierować się tym w chwili odejścia o żony. Po drugie moja wiara w jezusa jest dużo silniejsza niż wiara w kościół; nie do końca wierzę w jedyność kościoła, chyba jest dla mnie zbyt relatywny i zbyt mało święty jako organizacja i zjawisko społeczne. Bardziej wierzę w kościół chrystusowy w duchu, który objawia się na świecie nie tylko w kościele katolickim, lecz ogólnie w chrześcijaństwie. Mimo tego uznaję kościół za najbardziej dojrzałą ideologicznie instytucję, idea powszechności dostępności o której mówi katechizm jest piękna i niewymyślono niczego lepszego.
Kategorycznie odrzucam nieświętą estetykę moralności dot. antykoncepcji czy tego typu tematów. Więc skoro podchodzę wybiórczo, to połowicznie, więc dlatego mówię, że jestem na obrzeżach kościoła
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-19, 14:03
mistixusx,
Podaję Ci link do dyskusji palomy w części o dzieciach ze związków pozasakramentalnych. Nie musisz czytać go z Biblią w ręku, bo przytaczamy tam wszystkie wersety.
Pozostałe wyślę Ci na maila, tylko proszę o cierpliwość, bo mój net miewa fochy, kiedy najbardziej potrzebny. Gdyby nie doszedł mail to daj znać na forum, będę próbowała do skutku.
Mogę też odpowiedzieć Ci na priv forumowym. Info dostępne tylko dla Ciebie.
Po zalogowaniu na górze strony, pod nagłówkiem są odnośniki:
Portal Album Nagrania Ruch Wiernych Serc Stowarzyszenie Chat Polczat (0)
Profil Nie masz wiadomości Wyloguj [ mistixusx ] Pomoc 12 kroków Szukaj Użytkownicy Grupy Statystyki
Kiedy przyjdzie wiadomość w miejscu pogrubionym będzie czerwona informacja o wiadomości. Klikając na nią wejdziesz na priv i do wiadomości.
Pozdrawiam
Z Panem Bogiem
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-19, 20:00
Mistixusx, to by było tak....
dwoje ludzi żyjących w małżeństwie, dobrze im ze sobą, dobrze im finansowo, dzieci nie mają, wiele problemów odpada, rozwijaja się....i taka sielanka trwa lata całe.
Potem takie zycie przeradza się w rutynę....a ta z kolei w nudę.....Mogło tak być ??
Intelektualnie dobrani super...
Potrzeby finansowe zasoakajali.......fizyna - kiedys lepiej, teraz tak sobie....albo i wcale....ale jakos się zyło.
Rutyna...tylko On....tylko Ona.....rozmowy, wino, spiew....błogi spokój.....czego chciac więcej ??
A może za szczęśliwie im było ??? A gdzie milość...tam zły najbardziej się wkręca....burzy !
I Ona...gdzieś tam, kiedyś....zobaczyła innego człowieka.....zaciekawiona poszła.
Potem On zobaczył innych ludzi poza Nią.....poszedł....
Albo też...przyszedł wiek średni....a Ona znudzona rutyną.....poszła. I On zaciekawiony innymi - poszedł. To byłaby norma ! Tak teraż żyja ludzie i nie bez kozery pewien etap w życiu człowieka nazywa się kryzysem wieku średniego . Wtedy tez upada najwięcej małżeństw. Ot norma współczesnego świata. Brak dojrzałości ?
Kolejne Twoje przemyślenia związane z Bogiem....
A ja mam taka taorię własną :
Biorąc ślub dostajemy od przyjaciół, rodziny, znajomych prezenty. Birorąc ślub w kościele i przysięgając sobie w obecności Boga dostajemy od Niego rówież prezent : zostajemy związani ze sobą więzami na całe zycie .
Dostaliście ten własnie prezent.....zostaliście sobie oddani, staliście się na wieki jednym ciałem i jadną duszą....dlatego też tak ciężko Wam bez siebie teraz !
A miało byc tak pięknie.....coś nie wyszło....mimo, że przysięgaliście sobie , że na dobre i na złe !
Miało być tak ciekawie i inaczej z kochankiem ...z kochanką, z synem......ale tamte więzy z zoną sakramentalną ( był sakrament?)nie zostały ściągnięte..i nigdy ściągnięte nie będą....Bo Bóg nie zmienia zdania i postawy i decyzji jak człowiek ! Przysięgałeś, obiecałeś.....jesteś związany prezentem...bo sam tego chciałeś.
Jedno ciało jesteście i jedna dusza....jedno Ty i zona ! Pozdro !! EL.
rot [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-20, 07:02
Witam...
Przeczytałem parę razy to, co napisałeś... Panie potraktowały Ciebie bardzo delikatnie. Ja postrzegam Ciebie w świetle tego co napisałeś inaczej. Wszystko ładnie, pięknie... ale... no właśnie to ALE...
Po tym co napisałeś wydajesz mi się człowiekiem z minionej epoki... epoki naszych dziadków, no... ojców. Dlaczego ?? Co stoi na pierwszym miejscu ?? JA !! Ja PAN i WŁADCA, ja powiedziałem, ja postanowiłem, ja zdecydowałem... no cóż można i tak, ale czy tym swoim JA to nie Ty właśnie zacząłeś dusić swoją żonę ?? Napisałeś, że nawzajem się kreowaliście... ale czy tak faktycznie było?? Czy to było spełnianie tylko Twoich pomysłów ?? Czy przypadkiem nie stworzyłeś dla swojej żony "złotej klatki" z której postanowiła w końcu uciec ?? A może zaczęła mieć swoje zdanie...Nie wiem... takie są moje odczucia... to jedno...
Drugie, co mnie zastanowiło...
mistixusx napisał/a:
Ale nie przejmowałem się tym za bardzo. Poprostu nie jestem zazdrosny o jej ciało. Psychologicznie mówiąc, jestem tak pewny mocy naszych więzów, że konurowanie w sferze ciała wydaje mi się zabawne i w ogóle nie budzi to we mnie emocji
Nie rozumiem... tak po ludzku... i w związku z tym mam pytanie. Jesteś facetem, któremu zależy na żonie ?? który ją kocha ?? czy to w ogóle jest miłość?? czy tylko próbujesz ukryć swoje wyrzuty sumienia, bo w matematycznej analizie życia coś nie wyszło, poukładane stało się chaosem ??
Widzę, że odpowiadasz szybko i konkretnie...
Zorientuj się, czy w Twojej okolicy jest hospicjum... odpuść sobie psychologa i terapię... idź społecznie popracuj w takiej właśnie placówce... poczuj smak POKORY...
I jeszcze jedno... jeśli uraziłem Twoje ego, to dobrze, jeśli obraziłem to przepraszam, nie to było moim zamiarem...
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-20, 07:55
Cos chcialam napisac ale klawiatura mi sfiksowala , z zamienione z y , nie dyialaja polskie znaki , gdyies o tym bylo , co wcisnac zeby bylo ok _
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-20, 08:01
Agnieszko , wciśnij ctrl i klawisz nad nim. EL.
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-20, 08:12
El , buziaczki, znowu działa
[ Dodano: 2009-08-20, 10:23 ]
Witaj mistixusx, chyba dobrze napisałam , nick tak skomplikowany jak Twoje życie teraz i Twoje przemyslenia.
Ja tu widzę zródło i przyczynę - DUCHOWOŚĆ . Pozapraszaliście z zoną sporo nieproszonych gości do swojego życia . I sie zadomowili niszcząc kawałek po kawałku. Filozofie wschodu, zachodu, sakramenty , trochę Jezusa - pomieszanie z poplątaniem - siedlisko demonów.
Widzę , że lubisz czytać , analizować , . To mam dla Ciebie lekturę "Pasja " - Katarzyna Emmerich .
szczególnie fragment w(..) niedziele palowa 2008r obejrzałam film Pasje, oglądałam go już wcześniej ale teraz oglądałam go inaczej.
widząc mękę Jezusa czułam ogromny ból. z każdym uderzeniem czułam jak mnie przeszywa, strasznie płakałam wręcz szlochałam, błagałam Boga by mi wybaczył to wszystko co zrobiłam. praktycznie całą noc się modliłam budziłam się z modlitwa na ustach, rano chwyciłam Pismo święte i wręcz je wchłaniałam jak wyschnięta gąbka. zapragnęłam poznac Boga. Mąż częściowo nie wiedział co się ze mną dzieje szczerze mówiąc ja też nie wiedziałam. (..)" - frg świadectwa m.z.
kilka świadectw , po prawej stronie będziesz miał filmy do wyboru - zacznij od wyznań opętanego
chris [Usunięty]
Wysłany: 2009-08-21, 07:05
„Ja nie mam problemów emocjonalnych czy osobowościowych, przeciwnie to ja zazwyczaj udzielam rad, również obecnie mojej żonie”
Czyżby? Może skończ udzielać tych rad i pracuj nad sobą.
„Ponad decyzjami muszą przecież stać jakieś wartości, jakiś własny kodeks moralny. „
następny znak zapytania...
„Otóż oświadczam, że nie da się tego zmienić. Albowiem nie jestem i już nigdy nie będę w stanie funkcjonować na zasadzie "absolutnego przekonania do czegoś" - poprostu z tego wyrosłem, podobnie jak wyrastają z tego osoby duchowne szerszego formatu”
Nigdy nie mów nigdy, przecież przyszedłeś tu po radę...
"Co kościół formalnie radzi w takiej sytuacji? Zostawić kochankę z dzieckiem?"
Piszesz „literę kościoła znam raczej nieźle. Jak życie pokazało, nie wiele to znaczy”
Masz daleko do kościoła? Do spowiedzi? Ja na twoim miejscu tam zacząłbym właśnie tam.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum