Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Nasz kryzys, czy przetrwamy ten ciąg bólu?...
Autor Wiadomość
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-29, 10:19   

Małgoos napisał/a:

Czy rzeczywiście rozumiejący facet musi znosić kuksańce i obelgi ? Wątpię i stąd moje zdanie o stawianiu granic ,aby jego zona uczyła się w bardziej dojrzały sposób wyrażać swój ból ...

Tu właśnie tkwi nasz problem - dorosłej kobiety nie utrzymasz mimo jej woli w ramionach i nie utulisz, mówiąc takie dobre, czułe słowa, kiedy w ruch idą łokcie, paznokcie i obelgi - choć nieraz sporo ich znoszę, w pewnym momencie odpuszczam, bo nie powinienem trzymać jej siłą, kiedy tak bardzo chce, bym ją zostawił i się odczepił.
Małgoos napisał/a:

Może Shrequ powinien zapytać się zony w jaki sposób może jej pomóc, czego ona od niego oczekuje ? Może jego żona zobaczy ,że stoi on po jej stronie, zobaczy jego dobrą wolę i to wystarczy ?

Kolejny problem, mam wrażenie, że nas rozumiesz. Moja Żona nie widzi, że jestem po jej stronie, ciągle myśli, że po innej jakiejś, a sama staje właśnie gdzieś za barykadą, myśląc, że to trafny wybór... A tylko odsuwa się dalej...
Małgoos napisał/a:

Może ... Ale obawiam się ,że przy pierwszym następnym poważniejszym problemie wrócą ich dawne sposoby radzenia z trudną sytuacją ... Warto więc wykorzystać kryzys i zacząć zmiany ... Pozdrawiam ciepło

Ciężko idzie mi ten początek, tak jak ciężko mi w tej chwili mówić do Niej w czuły sposób, jak dawniej. Staram się, a czasem sam mam wrażenie, że wychodzi jakbym siekierą rzeźbił artystycznie...
Ja Ją nadal kocham i chcę żyć z Nią naprawdę, a teraz doszedł problem finansowy i moja Połówka druga pokazuje swoje wyrachowanie w taki sposób, jaki mi by do głowy nie przyszedł. Kupuje sobie ubrania, jak to kobieta, słodycze, czy co przyjdzie do głowy, a kiedy ja kupuję wodę do picia, jadąc do pracy, jest awantura, że przecież nie mamy pieniędzy! Kiedy jeden raz zachowałem się w taki sposób, żeby tylko poczuła przez chwilę, jak to jest i powiedziałem, że w takim razie mam prawo coś dla siebie również kupić za te marne 3 złote, poszły w ruch argumenty takie jak: "ty nie potrzebujesz czekolady - ja jestem kobietą", "a co gdybym była w ciąży? wyliczałbyś mi?" itp. Natomiast wcześniej nie było takich sytuacji, żebym ja się w ten sposób zachowywał. Wiem, że człowiek ma czasem prawo do przyjemności i na ile to było możliwe, na tyle moja Żonka zawsze miała słodkości, dobre ciuchy, kosmetyki itp. Zresztą nadal ma... Chodzi mi o to, że w tej sytuacji, bardzo dotkliwie jest mi dawane do zrozumienia, że jestem kimś gorszym, więc co ja sobie w ogóle wyobrażam, że coś chcę...
Bardzo chcę uratować nasz związek; po dzisiejszej kłótni usłyszałem, że Promyczeq bardzo chce mieć dziecko, ale nie ze mną, że ma nadzieję, że nigdy ze mną nie będzie w ciąży i nie będzie musiała sprawdzać, czy będę wyliczał. A ja wiem, że nie będę, bo nie wyliczałem ani kiedy była w ciąży, ani kiedy nie była, dziś raz jej pokazałem, jak można się w takiej sytuacji poczuć...
Potem, kiedy skończyło się na trzasku drzwiami i "nie będę cię słuchać" - bo tak to się u nas odbywa, Promyczeq powie swoje i wychodzi, a ja mogę sobie mówić do ściany, bo Ona "nie ma siły mnie słuchać" - po dłuższej chwili poszedłem do Niej i delikatnie, spokojnie i powoli powiedziałem Jej, że wcale to nie jest tak, że chcę, by tak nasze życie wyglądało, tylko, że najczęściej sam się tak czuję w takich sytuacjach, kiedy wypomina mi się nawet butelkę wody, czy coli z biedronki, kiedy jadę do pracy - co miałbym pić?... Przypomniałem jak to było z mojej strony, że kiedy ma ochotę, ma to na co ma ochotę i że więcej nie zamierzam takich sytuacji wywoływać, bo to by tylko stworzyło jakąś dziwną rywalizację, rodzaj walki, jak Norbert pisał wcześniej, że byłoby to jak poligon, gdzie każdy chce "udrzeć" dla siebie; nie o to chodzi; na "zostaw mnie" powiedziałem, że nie zostawię, nie ma mowy, nigdy, posiedziałem przy Niej chwilę, a teraz muszę zająć się domowymi sprawami, więc korzystając z chwili, klepię tylko te parę słów i idę w dzień.
Dziękuję Wam za dobre słowa,
Z Bogiem
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-29, 10:59   

Małgoos napisał/a:
Ale czy pomocą będzie to ,że jak napisałeś:
„Facet rozumiejący to milczy,jest pokorny,znosi kuksańce,znosi obelgi.
Bo wie ze jego żona ma do tego prawo,bo tak uchodzi z niej coś co rujnuje serce
WIELKI ŻAL.”

Małgoś nie będe polemizowac nad tym tematem wybór jest shreqa.
Ale wiem tez co słyszę(chocby na moich 12 krokach).
A co dla shreqa uznanie bezsilności wobec: i tu działań i odczuc zony.
Negowanie,walka,zaprzeczanie-coś daje???
Małgoos napisał/a:
Mój synek, gdy był mały (w sytuacji zmęczenia, zbliżającej się choroby) był bardzo rozdrażniony, jego zachowanie nie było „poprawne” i najlepsze, co mogłam wówczas zrobić to przytulić mocno ,aby mógł przez chwilę „powierzgać” w moich ramionach, wypłakać się . Dopiero wówczas przytulając go mówiłam: Kocham Cię bardzo. Rozumiem Twoje rozdrażnienie, jednak nie zgadzam się na takie zachowanie ...
Małgoos napisał/a:
„Facet rozumiejący to milczy,jest pokorny,znosi kuksańce,znosi obelgi.
Bo wie ze jego żona ma do tego prawo,bo tak uchodzi z niej coś co rujnuje serce
WIELKI ŻAL.”

No własnie małgosiu zestaw te dwa porównania moje i twoje...czy nie jest to prawie wspólna myśl??
Przeciez ja napisałem o zrozumieniu,aby zrozumiec trzeba przyjąc na wstępie teraz tak jest,teraz tak ma byc,teraz ktos jest taki.
Narazie jest tak-bo nikt z nas nie zna przyszłości prawda???

[ Dodano: 2009-07-29, 12:14 ]
shrequ napisał/a:
jakąś dziwną rywalizację, rodzaj walki, jak Norbert pisał wcześniej, że byłoby to jak poligon, gdzie każdy chce "udrzeć" dla siebie; nie o to chodzi;

Zgadza sie shrequ-bo na dzis każdy ma swoja rację.
Ty bo czujesz żal,odrzucenie ,poczucie straty.
Żona bo czuje niechęc,zawiedzenie,brak bezpieczeństwa.
Dwa poglądy,dwa światy,dwa języki-dogadasz sie w takiej sytuacji??
Raczej mizerne skutki.
Co zatem robic -nie ma regułki,nie ma recepty-każdy znając siebie,znając chocby współmałzonka przed kryzysem wie co robić.
Ale tu tez uwaga-znamy współmałzonka przed kryzysem-nie zapominajmy że zmienia się pod wpływem kryzysu,czyli co?? pozostajemy my-i tu największa robota.
Zmienic się ,dostosowac,poprawic własny świat,odszukac w sobie pozytywy,popracowac nad negatywami.
 
     
Małgoos
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-29, 12:55   

Norbercie ,a cóż złego jest w niepozwalaniu na krzywdzenie siebie ?
Jeżeli szanuję siebie nie pozwalam się krzywdzić. Jeśli szanuję drugą osobę nie krzywdzę jej. Nic nie upoważnia do krzywdzenia drugiej osoby (nawet ból największy)
Co może zrobić Shrequ , to zastanowić się dlaczego jego żona tak właśnie się zachowuje (własnie zrozumieć) , zastanowić się jaki jest jego „współudział” w tej sytuacji, czy swoim zachowaniem nie pogłębia kryzysu itp.
Tak, jest bezsilny wobec działań żony ,ale nie bezradny, gdy go krzywdzi. Shrequ opisuje zachowanie żony: „ w ruch idą łokcie, paznokcie i obelgi”. Nie musi tego znosić . Przekazuje komunikat ,że chce rozmowy ,ale nie w taki sposób i np. wychodzi do drugiego pokoju. Co w tym złego, że nie pozwala się krzywdzić ? Wg mnie dla swojego dobra i własnej żony ma obowiązek powiedzieć „nie” . Aby w przyszłości nie dochodziło do eskalacji przemocy z jej strony, aby zatrzymała się i zastanowiła,że nie tędy droga. Ja nie zwalniam Shreqa z pracy nad sobą , związkiem. Wizyta u psychologa, terapeuty (choćby w najbliższej parafii), rekolekcje (są przecież i dla małżeństw, które straciły dziecko) być może są niezbędne. Nie neguję tego. Ale nie można godzić się na przemoc. O takich granicach mówiłam.
Bliskie mi małżeństwo straciło 4mies. dziecko ... Ból nie do opisania . Po roku rodzi się następne . Radość ogromna. Po kolejnych kilku miesiącach okazuje się ,że dziecko ma nowotwór. Lekarze nie dają szans ... Rok walki o dziecko. Kilka następnych w niepewności , czy choroba nie wróci. Takie jest życie . Ale czy ta sytuacja upoważnia do agresji, bo mi jest źle? Czy każda następna tragedia życiowa będzie upoważniała do kolejnych ataków agresji ?
Ale już kończę , bo niedługo przez mój "wtręt" o stawianiu granic odejdziemy od istoty problemu :) POzdrawiam ciepło
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-29, 13:52   

Małgoos napisał/a:
Norbercie ,a cóż złego jest w niepozwalaniu na krzywdzenie siebie ?
Jeżeli szanuję siebie nie pozwalam się krzywdzić. Jeśli szanuję drugą osobę nie krzywdzę jej. Nic nie upoważnia do krzywdzenia drugiej osoby (nawet ból największy)

Małgosiu ja nic nie mam przeciw nie pozwalaniu krzywdzenia siebie.Ale czasem biernośc,stanowcze nie,brak zainteresowania,wieczna ucieczka-jest tez forma własnego poczucia skrzywdzenia i rodzajem granicy.
Z tego co napisał shequ taka forme stosuje jego żona-a dla niego to też skrzywdzenie.
Zatem jakie granice ma zastosowac???
skoro
-to żona jest bierna i nie ineresuje ja scalanie związku.
- to shrequ podejmuje próby nawiązania dialogu-i słyszy stanowcze nie
- to shrequ utwierdza ja w miłości,a słyszy że ja miłośc nie interesuje
- to shrequ pragnie łatac rozwlajacy się związek,a zona najchętniej sie roztanie.
Małgosiu czytaj dokładnie to co pisze shrequ -wszędzie jest jego inicjatywa.
A druga strona niechętna,stanowcza głosząca NIE,uciekająca,głosno wyrażająca swoje "uczucia mam cie dość"
To o jakich granicach mówimy na NIE -ŻONY,NIE-SHREQA???
toc to paranoja.........
shrequ napisal łokcie,paznokcie,kuksańce-tak ale kiedy tak normalnie jako atak,czy jak próbuje ja przytulic,dotknąc???
Bo ja tu czytam wstręt i obrzydzenie jego osoba przez zonę-jezeli tak to musi zadać sobie pytanie dlaczego??
a nie stosować granice,chyba że sobie,swojej postawie,swoim myślom.
Zresztą każdy zna siebie,zna sytuację i winien prawdziwie to przerobić.
 
     
Małgoos
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-29, 15:45   

NORBERT napisał/a:
Małgosiu czytaj dokładnie to co pisze shrequ -wszędzie jest jego inicjatywa.

Norbercie ... staram się nie zabierać głosu bez uprzedniego dokładnego przeczytania :)
Tak wszędzie jest tylko jego inicjatywa - bo to on tak widzi. Myślę ,że trochę inaczej wyglądałoby to wszystko , gdy głos zabrała jego żona .
Ponadto czasami , pomimo najszczerszych chęci będąc w kryzysie bardziej szkodzimy niż pomagamy własnymi poczynaniami. To tak jakbyśmy tkwili w labiryncie własnych odczuć, pragnień, zranień i potrzeba kogoś kto spojrzy "z góry" i wskaże właściwą drogę.

NORBERT napisał/a:
A druga strona niechętna,stanowcza głosząca NIE,uciekająca,głosno wyrażająca swoje "uczucia mam cie dość"

Własnie, dlaczego ?
My na to pytanie nie odpowiemy i próżne nasze domysły , bo będzie tak jak w tej bajce o niewidomych mędrcach, którzy na podstawie wycinkowej "obserwacji" tworzyli całe teorie.
Proponowane już wyżej spotkania małżeńskie, dobry terapeuta , literatura proponowana na forum ... to dobry początek i kierunek zmian. Ale decyzja należy do Shreqa.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-29, 20:14   

Małgoos napisał/a:
Własnie, dlaczego ?
My na to pytanie nie odpowiemy i próżne nasze domysły , bo będzie tak jak w tej bajce o niewidomych mędrcach, którzy na podstawie wycinkowej "obserwacji" tworzyli całe teorie.
Proponowane już wyżej spotkania małżeńskie, dobry terapeuta , literatura proponowana na forum ... to dobry początek i kierunek zmian. Ale decyzja należy do Shreqa.

Pewnie nie znam dokładnej odpowiedzi na pytanie dlaczego??
ale moge sie domyslac-bo ma dośc,bo ucieka.
Dlatego napisałem do shreqa on zna prawdziwą odpowiedz dlaczego.
I to jest początek własnie jego drogi-rozpoznac dlaczego i zacząc prace od tej podwaliny.
A ja bedę ostrozny w tych spotkaniach małżeńskich.
Bo uważam niech każde robi swoje oddzielnie-nic na siłę razem.
p.s
I pare słow do shreqa.......
Pełna akceptacja drugiego człowieka-to przyjmuje go takim jaki jest(nawet jak mi sie wydaje ze jest inny niz był)
Bo to że nie uznaje zmiane innego człowieka!!
to jest mój problem ,a nie tego człowieka co sie zmienił.
Rozumiesz shrequ w czym gra.....
zmiany twojej zony to nie jej wina,jej problem-tylko twój ze tego nie przyjmujesz.
Zacznij akceptowac wszystko co widzisz,czujesz,przychodzi do ciebie-a bedziesz miał pełna zgode w sobie na siebie...
pozdrawiam
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-29, 22:42   

Dzięki za rady, wiecie, mi się wydaje, że nie ma problemu z akceptacją mojej Żony i jej zmian. Problem tkwi w tym, że czasem, a wręcz bardzo często, moje Kochanie zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak, który ma mieć wszystko jak mu się podoba, bo jak nie, to się obrazi. No i tak właśnie wygląda nawet dzisiejszy wieczór.
Jestem po kilku robotach domowych :) wczoraj wojowałem u Teścia z równaniem ziemi na posesji, a jutro mam w planie jechać pomóc mojemu Ojcu, bo sam nie daje rady z robotą koło gospodarstwa, mało tego, moi Rodzice wspierają nas finansowo, odkąd nie mam pracy, co zresztą robią zawsze, kiedy trzeba, a czego moje Żona bardzo starannie nie zapamiętuje, coby przypadkiem nie przyznać, że nam moi Staruszkowie pomagają. Oczywiście tu urodził się dla mojej Żony problem, że niby wybieram Ojca zamiast niej, normalnie nie mogę... Skąd konflikt? Montuję półki w sypialni i dziś przyciąłem je i prawie skończyłem przygotowywać, ale tylko prawie, jeszcze trzeba dokończyć, co wymaga technologicznej przerwy na schnięcie, więc jutro i tak bym ich nie zamontował i tak, a moja Żonka oczywiście się na to boczy. Tu właśnie podobno wybieram Ojca - nie do pojęcia, bo pomagam i moim i Jej Rodzicom, kiedy trzeba, czy mam coś z tego, czy nie, to normalne przecież, a mój Promyczeq wszędzie widzi $$$, a i to czasem do niej nie przemawia, bo jak wspomniałem, nigdy nie pamięta, ile razy w ten sposób wspomagali nas moi Rodzice. Jej oczywiście też - ale to już pamięta.
A wracając do tematu akceptuję zmiany w mojej Kobiecie, ale niektóre zachowania nie są po prostu normalne, nie da się żyć, kiedy we własnym domu czujesz się obco, jak intruz, albo jak sprzątacz, który ma tylko "przynieść, podać, pozamiatać"...
I jeszcze jedno, ja kocham moją Żonę i bardzo jej pragnę mimo tego, jak bardzo dotyka mnie to co się między nami dzieje, więc każdego dnia próbuję z Nią rozmawiać, chcę tego i nie zrezygnuję. Małżeństwo to coś, co dostaliśmy i mam tego świadomość, od Boga i na pewno zrobię wszystko, by stało się na nowo domem miłości i naszym azylem, jeśli tylko starczy mi sił,
Z Bogiem
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-30, 05:19   

shrequ napisał/a:
Małżeństwo to coś, co dostaliśmy i mam tego świadomość, od Boga i na pewno zrobię wszystko, by stało się na nowo domem miłości i naszym azylem, jeśli tylko starczy mi sił,

Shrequ ja cie rozumiem,rozumiem tez żal.
Niestety nie akceptujesz zony,takiej jaka jest,nie akceptujesz stanu.
W twoich postach czuc tylko emocje,żal i skargę.
A własnie o to chodzi że masz nie działac emocjami,nie potegowac tych emocji w sobie.
Bo one tworza dalej cały film,cały dodatkowy przekaz-czy rzeczywisty???czy dopowiedziany???
Jeżeli cos jest żłe,nieadekwatne masz prawo w spokoju wypowiedzieć zal,powiadomic o tym że ocena jest niesprawiedliwa.
To jest upust emocji na dana chwile,do danej sytuacji.
A u ciebie co cały plecak juz emocji.
Rozumiesz jeżeli masz już cała głowe emocji-to słyszysz żonę???to zastanawiasz sie nad sensem czy mówi sprawiedliwie i prawdę???
Zapewniam jestes głuchy-bo w umysle twym tylko juz twoje sprawy.
Shrequ....nieraz tak jest ktoś się wypala,komus stygnie miłośc,ktoś patrzy tylko na kasę(bo kobieta zawsze będzie troszczyc sie o byt w domu).
Spaliłes sie w jakis sposób jako facet i głowa rodziny-dlatego takie byc moze zachowania.
Ale to i tak wszystko na zasadzie byc może .
Bo cała prawda jest wtedy kiedy słychac obie strony.
Nawet psychologowie to twierdza największy procent na ratunek małżeństwa jest wtedy jeżeli
-dwoje tego chce
-i zaczynaja sie wspólne terapie
Bo w pojedynkę to wiesz.....zosia samosia...(lecz nieraz jest tak że we dwoje juz nie da rady)
I własnie to NIE tez trzeba usłyszeć od drugiej połowy i uszanować
Małżeństwo dostaliście od Boga -to fakt zatem pielęgnuj i działaj.
Bo przed Bogiem będziesz się z tego rozliczał
pozdrawiam
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-30, 18:25   

Dzięki Norbert za dobre życzenie na koniec posta.
Wiesz, ja w postach rzeczywiście piszę, co czuję, to trochę mój azyl - tutaj. W codzienności nie jestem samolubnym ktosiem, który pozwala sobie na komfort wyładowania emocji w każdej sytuacji z Żoną, bez myślenia o konsekwencjach. Jestem facetem, który raczej kontroluje to, co mówi na głos i raczej myśli, zanim powie, a nie na odwrót.
Trochę mnie przestraszyło sformułowanie: "spaliłeś się jako facet - głowa rodziny", hm wiesz, jest coś w tym. Ale jak spojrzę wstecz i na małżeństwo moich Teściów, to widzę, że u nich bardziej głową jest kobieta i moja Żona uparcie dąży do tego stanu rzeczy, bez względu na wszystko, choć twierdzi, że tak nie jest ani w jej działaniu, ani u Rodziców...
Kasa - czy warto być tak wyrachowanym, by niszczyć przez to porozumienie? Czy pieniądze mają być dla kobiety tak ważne i to jest normalne? Dla mnie nie.
Wiem, że Bóg mnie rozliczy z małżeństwa i dlatego tak bardzo chcę je uratować - bo wiem, że rozliczy nas oboje. Kocham moją Żonę, wierzę, że kiedyś to zrozumie.
Dzięki raz jeszcze,
Z Bogiem
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-30, 19:17   

shrequ napisał/a:
Trochę mnie przestraszyło sformułowanie: "spaliłeś się jako facet - głowa rodziny", hm wiesz, jest coś w tym. Ale jak spojrzę wstecz i na małżeństwo moich Teściów, to widzę, że u nich bardziej głową jest kobieta i moja Żona uparcie dąży do tego stanu rzeczy, bez względu na wszystko, choć twierdzi, że tak nie jest ani w jej działaniu, ani u Rodziców...

Shrequ skoro cos dało do myslenia spalenie-zastanawiaj sie czemu sie zastanowiło.
Shrequ mała uwaga!!!
Znowu strefa zony,strefa tesciowie-BŁĄD.
Kolejny raz napisze nie myśl w tym kierunku.
Dotykasz waznego tematu-wpływ dysfunkcji miedzypokoleniowych na własne małzenstwo.
Tak zgadza się-ale ty masz grzebac we własnej rodzinie ,nie zony.
Masz racje z małzenstwa rodziców najczęściej ciagniemy wszelkie dysfunkcje(jakie w rodzine moga byc od lat).

Masz racje istotne jest to co my jako dzieci widzimy-czy rodzice sie kochaja,czy rozmawiaja ze soba,czy sie tula,czy wciąz sobie uragaja,czy mama rzadzi w domu,czy ojciec jest despota itd..itp.
Ale to każdy z nas na skutek własnie tego pieruńskiego kryzysu,dostaje szans to zobaczyc we własnej rodzinie i zyciu.
A po co by wyszukac konstruktywne wnioski-i jak to czesto mówi nałóg PRZERWAĆ DYSFUNKCJĘ.
Wiesz ja dodam więcej wpływ tez maja koledzy,kolezanki,jak odnosilismy sie do pierwszych miłosci-tu wszędzie sa odpowiedzi.
I konczac ten temat ty swoje ,a żona jak zechce swoje-i tu jest robota dobrych psychologów i terapeutów.
Ale uwaga najpierw trzeba chciec wejrzec w siebie!!!
shrequ napisał/a:
Kasa - czy warto być tak wyrachowanym, by niszczyć przez to porozumienie? Czy pieniądze mają być dla kobiety tak ważne i to jest normalne?

Shrequ kurcze!!!
To mało wiesz widocznie na temat kobiet(obowiazkowo lektury dowiedz sie na forum).
Rola faceta od zarania......facet mysliwy jego zadanie zdobywac pokarm dla rodziny.
Kobieta od zarania-podział i organizacja tegoz pożywienia dla wszystkich,łącznie z kalkulacji na ile ma wystarczyc pokarm(bo nie wiadomo czy chłop mysliwy jutro upoluje).
Stary ogólnie facet kocha robic kase,kocha otaczac sie kasa -ale co do wydatków,90%
z nas to lekkoduchy.
I czy teraz rozumiesz kobieta w nieopewnej sytuacji finansowej,nieodpowiedzialnosci faceta-czuje że traci grunt,że cos jest zachwiane.
I normalna reakcja jest strach,wściekłośc,niestabilnośc-a gdy sa jeszcze w rodzinie dzieci tooooooooo!!!!
shrequ napisał/a:
Wiem, że Bóg mnie rozliczy z małżeństwa i dlatego tak bardzo chcę je uratować - bo wiem, że rozliczy nas oboje.

A wiesz ty sie zajmij swoim rozliczaniem,bo sądze że Bóg nie potrzebuje herolda,by mu ogłaszał/
ŻONE JESZCZE ROZLICZ.
I najwazniejsze najlepiej odstaw żone na półke z napisem
DROGOCENNE-PODZIWIAMY,NIE DOTYKAMY....
pozdrawiam i siły oraz Pogody Ducha
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-31, 16:51   

Norbert, ja nie chcę siebie czy Żony tłumaczyć Teściami, to tylko spostrzeżenia. A jeżeli widzę to, co nazwałeś dysfunkcjami, to mówię tu o tym, co nie oznacza, że Żonie komunikuję: tu jest źle przez Twoich Rodziców - to byłby strzał do własnej bramki... Mówię to tutaj...
Wiesz, ale z tego co piszesz, wynika, że mam się nie zajmować tym, co widzę i wiem, że jest nie tak z tym, jak często postępuje moja Żona, mam się zająć tylko swoimi przywarami i nieprawidłowościami, a od niej z daleka... Tylko, że ja mogę tak zrobić i zachowując bierność wobec tego, co dzieje się obok, nie osiągnąć nic, albo stracić jeszcze więcej... Bo jeżeli zaprzestanę, to Promyczeq może pomyśleć, że wszystko po mnie spływa, wrażliwość moja sięgnęła zera absolutnego i nic mnie nie obchodzi. Z drugiej strony uważasz, że muszę zająć się Żoną, wykazać opiekuńczość, pokorę, miłość i wszystko co zeń związane, co najczęściej prowadzi do tego, że dostaję cięgi i tak, bo: "nic Cię nie obchodzi" itp. itd... I tak źle i tak niedobrze.
Dalej piszesz, że mężczyzna poluje, kobieta rozdziela i zarządza zapasem, zgoda, a dalej mówisz, że w związku może się w razie niestabilności dziać hohoooooooooo! I co? To jest normalne? To by było trochę bezmyślne, gdyby warunkiem normalności, miłości i jej okazywania była kasa, nie sądzisz? W końcu pobraliśmy się, by być razem w dostatku i w biedzie, przynajmniej ja to tak rozumiem...
I nie jestem heroldem :/
Drogocenne, podziwiamy, nie dotykamy... Wiem, że drogocenne, dużo lepiej to wiem, niż się spodziewasz. Drogocenne, dlatego staram się przeczekać turbulencje, w międzyczasie, próbując trochę chmur rozpędzić samodzielnie, by, że tak powiem, poprawić widoczność.
Z Bogiem
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-31, 18:27   

shrequ zrobisz jak uważasz,zadziałasz jaka masz koncepcje-przeciez mi ,innym na forum nic do tego .
To twoje zycie,twoje małżeństwo.
Przyszedłes tu do nas na forum po radę,masz zwroty.
Zatem posłuchaj kogoś kto tez miał własna konepcje,kto tez mimo że mówili,krzyczeli zajmij sie sobą.
Nie oni nie maja racji !!-no bo jak musze po swojemu ratowac małżeństwo,miec pod kontrola by sie nie rozpadło..bo zona uzna ze jestem bierny,bo zona uzna ze nie kocham,bo zona uzna że juz mnie nie interesuje.
Shrequ błąd,błąd,błąd-moja koncepcja bardziej pokpiłem niz scaliłem,bardziej odepchnąłem niz przyciągałem.
Zrozum w takim napięciu,przy takich reakcjach o jakich piszesz u zony-jedyne czego chce to bys się odczepił.
Kochac tak,podkreslac co jakis czas że ci na niej zależy tak,opiekowac się ale i umieć odstapic jak padnie mam cie dość.
Do momentu az tego nie pojmiesz że skoro do tej pory sie nie dogadałes,to nie gadaj.
Po co masz kryzys!!!!!!!
Bys zobaczył co spitoliłes w swoim małżeństwie i głosno słuchaj bo to co teraz zona mówi,wykrzykuje to magazyn alle jaki sie zebrał w niej przez lata zastrzeżen do ciebie.
I jeszcze raz zajmij sie soba bo popłyniesz razem z nurtem,ale napewno juz bez zony.

[ Dodano: 2009-07-31, 19:47 ]
shrequ napisał/a:
Dalej piszesz, że mężczyzna poluje, kobieta rozdziela i zarządza zapasem, zgoda, a dalej mówisz, że w związku może się w razie niestabilności dziać hohoooooooooo! I co? To jest normalne? To by było trochę bezmyślne, gdyby warunkiem normalności, miłości i jej okazywania była kasa, nie sądzisz? W końcu pobraliśmy się, by być razem w dostatku i w biedzie, przynajmniej ja to tak rozumiem...

hoooo -było jako dodatek macierzynstwa(wtedy u kobiety zdwojona organizacja).
Shrequ piszesz cudne słowa na dobre i złe...ale to sa metafory,slogany.
Czy czytałes jakąs ksiązke np ewa czuje inaczej.....czy inne tego typu.
Zachecam do lektury !!!!!!!
I mam dlal ciebie smutny przekaz ....nieraz bywa tak jeżeli kobieta traci zaufanie do swego mężczyzny,zachwieje sie jej bezpieczeństwo,zachwieje sie byt rodziny....w trosce o rodzine,potomstwo..moze poszukać innej gwarancji na przyszłość...
Czy zatem wiesz o czym piszę???????
A ty shrequ niestety nie znasz pewnie struktury kobiet,wrazliwości,odczuć.
Jedyny przekaz to twój promyczek wczesniej-promyczek sie odmienił i ty za wszelką cene wpychasz go spowrotem do swojej wizji.
A tak sie juz nie da!!!!!!!!
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-31, 20:57   

NORBERT napisał/a:

I mam dlal ciebie smutny przekaz ....nieraz bywa tak jeżeli kobieta traci zaufanie do swego mężczyzny,zachwieje sie jej bezpieczeństwo,zachwieje sie byt rodziny....w trosce o rodzine,potomstwo..moze poszukać innej gwarancji na przyszłość...
Czy zatem wiesz o czym piszę???????

Może i tak jest...
Powoli tracę siły i chęć życia, a kiedy czytam, co powyżej, myślę sobie, hm, dziwny świat - tyle się mówi o miłości i wierności, a wszędzie chodzi o materializm - "gwarancje na przyszłość".... Wiesz, tutaj wychodzi na czym się wg tego co mówisz to opiera - ja myślę, że jest albo przynajmniej powinno być inaczej - że wierność kobiety, zależna jest od wydolności mężczyzny... To co to za wierność?
Poszukam pozycji literackich, o jakich wspominasz, może rzeczywiście jestem tak bardzo do tyłu? Sam nie wiem, muszę się przespać,
Pozdrawiam
Shrequ
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-31, 20:58   

Shreku..... wyjmij watę z uszu i włóż do ust.
Słuchaj ze zrozumieniem,bez komentowania tego co mówi żona.Bo ona mówi po to byś Ty jej wysłychał.
Shreku....najczęściej jest tak ,że mimo iż mamy dwoje uszu a jedne usta to i tak dwa raz więcej mówimy jak słuchamy.

Komunikacja ,nauka komunikacji musi,MUSI zacząć sie od nauki słuchania ze zrozumieniem.

Bo najpierw było słowo......

Kryzys,załamanie komunikacji małżeńskiej,rodzinnej zaczyna sie od tego, że nie słuchamy z należytą uwagą tego co mówi druga strona.
Raczej rzadko jest tak, że kryzys przychodzi nagle,bez ostrzeżenia,spada jak piorun z pogodnego nieba................. zanim spadnie piorun to są chmury i widać ,czuć nadchodzącą burzę.
Sztuką jest dostrzec tę burze na tyle wcześnie by zdąrzyc się przed nią zabezpieczyć,przed skutkami.Bo burzy latem nie da się uniknać.............chyba ze ucieczką.....

Pogody Ducha
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-01, 06:51   

shrequ napisał/a:
Powoli tracę siły i chęć życia, a kiedy czytam, co powyżej, myślę sobie, hm, dziwny świat - tyle się mówi o miłości i wierności, a wszędzie chodzi o materializm - "gwarancje na przyszłość"....

Shrequ to to zbieraj swoje siły,to pracując nad sobą dla siebie odszukaj sens chęci zycia.
To naucz sie przyjmowac ten swiat jakim jest.
A siedzac nad zeszytem wspomnien i wciąz mysląc CZY WRÓCA TE CZASY-bedziesz wzbudzać tylko niepotrzebne emocje.
Shrequ tamte czasy nie wróca (bo juz były).
Zajmij sie soba,naprawiaj siebie a przeciez nikt nigdy ci nie powie i nie powiedział ze nadchodzące czasy nie beda jeszcze lepsze......
Dobra- mysle ze wiesz juz wszystko poczytaj,podumaj,wyciągaj wnioski i powodzenia

[ Dodano: 2009-08-01, 09:30 ]
shrequ napisał/a:
ja myślę, że jest albo przynajmniej powinno być inaczej

I na koniec jeszcze jedno nie doszukuj sie wytłumaczenia w ideałach,wartosciach,w wielkich słowach miłośc ,sakrament,poczucie obowiązku.
Bo widzisz shrequ
ŻYCIE JEST RÓŻNE.........LUDZIE SA RÓZNI........
Ale jedno jest na tym świecie stałe
ZE NIKT NIE DA SKRZYWDZIC SIEBIE I ZADBA TYLKO O SIEBIE..(wtedy ideały dają nogę !!!!!)
Zanim zaczniesz czytac lektury,zanim zaczniesz działania..

wsłuchaj sie w słowa piosenki NIEWIELE MAM-blue cafe płyta album four seasons 2008 rok...(i odnieś gdzies odnajdziemy kogoś??? do Boga)

-poszukaj w necie tej piosenki i zrozumiesz co dla Ciebie i przed Tobą!!!!!!!!!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9