Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Sakrament Małżeństwa a rozwód
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-18, 11:04   Sakrament Małżeństwa a rozwód

Katolikowi nie wolno wyrazić zgody na rozwód współmałżonka. To inna forma złej atmosfery w naszym społeczeństwie, kiedy twierdzi się: „Żal mi, ale nie będę ci przeszkadzać i utrudniać twojego życia, jestem człowiekiem kulturalnym”. Taka postawa jest nie do przyjęcia dla człowieka wierzącego

Katolik wobec rozwodu - Kazimierz Kucharski SJ
W Starym Testamencie istniała możliwość rozwodu. W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy: „Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz ona nie pozyska jego życzliwości, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie” (Pwt 24, l).
Przez cały Stary Testament idzie jednak wezwanie i wychowywanie w kierunku nierozerwalnego małżeństwa. „Pij wodę z własnej cysterny i tę, która płynie z twej studni. Na zewnątrz mają bić twoje źródła? Tworzyć na placach strumienie? Niech służy dla ciebie samego. A nie innym wraz z tobą; niech źródło twe świętym zostanie, znajduj radość w żonie młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią upajaj się zawsze, w miłości jej stale czuj rozkosz. Po cóż, mój synu, upajać się obcą i obejmować łono nieznanej?” (Prz 5, 15-20). Tak mamy też w Księdze Koheleta: „Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał, po wszystkie dni marnego twego życia” (Koh 9, 9). U proroka Malachiasza znajdujemy ostre potępienie rozwodów i jako przykład autor natchniony przytacza Abrahama, który nie zostawił bezpłodnej żony Sary (por. Ml 2, 13-15).
Były jednak dwie szkoły interpretacji prawa. Jedni byli skłonni z byle powodu dawać list rozwodowy, nawet jak żona „zawiniła” wyłącznie przypalonym jedzeniem. Inni twierdzili, że można żonę odesłać tylko w poważnym wypadku np. cudzołóstwa.

Jezus przywraca stan pierwotny. „Co zatem Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mt, 19, 6).

I tłumaczy faryzeuszom, że „Mojżesz pozwolił wam na rozwód z powodu zatwardziałości waszych serc. Na początku jednak tak nie było. Mówię wam: Kto oddaliłby swoją żonę z innego powodu niż nierząd i poślubił inną, cudzołoży” (Mt 19, 7-9). Podobne słowa padają w Kazaniu na Górze: „Powiedziano także: Kto chce oddalić swoją żonę, niech jej wręczy list rozwodowy. A Ja wam mówię: Każdy, kto oddała swoją żonę, poza przypadkiem nierządu, naraża ją na cudzołóstwo, a kto oddaloną poślubia, cudzołoży” (Mt 5, 31-32). Jezus przywrócił pierwotny stan małżeństwa nierozerwalnego. Cały Nowy Testament świadczy o tym dobitnie.
Klauzula „z innego powodu niż nierząd” odnosi się do dwóch sytuacji.

Pan Jezus dopuszcza, nawet i zaleca rozejście się dwojga ludzi, którzy żyją na sposób małżeństwa nie będąc małżeństwem. Tak mamy w rozmowie z Samarytanką, której powie: „... ten, z którym teraz jesteś, nie jest twoim mężem” (J 4, 18).

Po wtóre, Kościół widzi w tym zastrzeżeniu postawę męża, który nie może tolerować cudzołóstwa żony i odwrotnie. Wierzący nie może akceptować np. trójkąta małżeńskiego, bo wtedy po prostu uczestniczy w cudzołóstwie drugiej strony. Jeżeli mąż wie o zdradach żony i z nią żyje, to grzeszy, bo toleruje sytuację. I odwrotnie. Jeżeli niewiasta pokutuje, zrywa ze złem, mąż ma ją przyjąć, podobnie i żona powinna wybaczyć mężowi.

Kiedy rozważamy tekst Mateusza, to należy zwrócić uwagę na zdanie kluczowe: „Tak więc już nie są dwoje, lecz stanowią jedno” (Mt 19, 6).

W nim znajdujemy rdzeń właściwego spojrzenia na małżeństwo przez Pana Boga. To przymierze, w którym między mężczyzną a kobietą dochodzi do pełnej jedności, to znaczy całkowitego oddania siebie, to jest to związek, który angażuje całą osobę na całe życie. W tym fragmencie, aż do wiersza 12, odkrywamy sens powołania w małżeństwie, ale także powołania w celibacie. Jest ono tajemnicą, którą trzeba zrozumieć. Powołanie do małżeństwa jak i bezżeństwa to łaska Pana Boga, którą trzeba zrozumieć i pojąć. Odpowiedź, jaką daje człowiek na powołanie, kiedy zawiera związek małżeński, jest podjęciem pewnego ryzyka, bo przecież spotykać się będzie z innym człowiekiem, z innym charakterem, temperamentem. To ryzyko wymaga wnikania w logikę wiary, trzeba uwierzyć.

Jezus zaczyna mówić o małżeństwie, a kończy na celibacie. To znaczy, że wszystko, każdy przejaw ludzkiego życia jest wciągnięty w Boży plan zbawienia, czyli w Królestwo Boże. „Wtedy odezwali się Jego uczniowie: Jeśli tak przedstawia się sprawa między mężem a żoną, to nie warto się żenić. On jednak im odpowiedział: Nie wszyscy to rozumieją, ale tylko ci, którym jest dane” (Mt 19, 10-11).

Małżeństwo jest powołaniem Bożym i to trzeba pojąć, zrozumieć po myśli Pana Boga. Jezus powiada „Są bowiem od urodzenia niezdolni do małżeństwa, są też niezdolni do małżeństwa, ponieważ takimi uczynili ich ludzie, są i tacy, którzy nie zawierają związku małżeńskiego ze względu na Królestwo Niebios. Kto może to zrozumieć, niech zrozumie!” (Mt 19, 12). Chrystus wyróżnił małżeństwo czyniąc je znakiem łaski. Niemniej sobą pokazał jeszcze inną drogę miłości — celibat i bezżeństwo, które już na ziemi są znakiem Królestwa Niebieskiego. Wartością absolutną jest tylko Pan Bóg, a wszystkie ludzkie instytucje powołania są wartością względną. Ich celem zawsze jest dążenie do Boga.

Chrystus domaga się od uczniów, od nas przyjęcia małżeństwa w takiej formie, jaka się ukazuje w autentycznym planie Boga. Małżeństwo ma misję w historii zbawienia. Ma pokazywać, dawać świadectwo, że takiej przyjaźni pragnie Bóg z człowiekiem, jaka istnieje między małżonkami. Miłość małżeńska jest znakiem miłości Boga, chociaż jest to znak niedoskonały. Ten obraz Bożej miłości pojawia się w listach św. Pawła, ale i w Starym Testamencie.
Chrystus „jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia” (Kol 1, 15). Jak w Starym Testamencie rodzina, małżeństwo były znakiem miłości Boga do człowieka, tak w Nowym Testamencie Chrystus jest obrazem miłości Boga do człowieka. Dlatego miłość ludzka —małżeńska, która ma za wzór miłość Chrystusa, nie może i nie powinna załamać się nawet w obliczu niewierności jednego ze współmałżonków. Jeżeli małżeństwo bierze przykład z miłości Chrystusa do Ojca i do ludzi (a wiemy, że umiłował nas, gdy byliśmy grzesznikami — por. Rz 5, 8), nie może być po prostu mowy o rozwodach. Poprzez sakrament wzajemna miłość ludzka mężczyzny i kobiety uczestniczy w miłości Chrystusa. Ta miłość dwojga ma swój początek i źródło w Jezusie, z niego czerpie siły.

Kościół przypomina, że rodzina nie może się zamknąć w sobie. Została nazwana domowym Kościołem, a Ten jest po to, żeby gromadzić. Miłować i być wiernym jak Chrystus wobec Kościoła. Dzięki wierze w wielkość zawartego sakramentu chrześcijańscy małżonkowie nie dopuszczają nigdy do siebie możliwości rozwodu. To zdanie chciałbym mocno podkreślić. Bo źródło wielu rozwodów jest w tym złym myśleniu, że istnieje możliwość rozwodów. Miłość ludzka będzie przechodzić kryzysy, tak jak i nasza miłość do Chrystusa, ale ta ludzka miłość między mężczyzną a kobietą powinna ciągle oczyszczać się w tajemnicy paschalnej, czyli w Jezusie Chrystusie, w Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu.
Potrzeba nam wiary, zawierzenia Chrystusowi. Nauka Kościoła jest jasna i zdecydowana, bo opiera się cała na Bożym Objawieniu i tu Kościół nie może zmienić niczego, co jest przez Boga podane. Ma przekazywać i bronić, nawet gdyby cała społeczność stanęła przeciw. Nie wolno Kościołowi hierarchicznemu, ludziom wierzącym zrezygnować z jakiegokolwiek fragmentu nauki objawionej.

Św. Paweł napisze w Liście do Koryntian: „Tym natomiast, którzy trwają w związku małżeńskim, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od męża. A jeśliby odeszła, winna pozostać niezamężna albo pojednać się z mężem. Mąż również niech nie rozwodzi się z żoną” (l Kor 7, 10-11). Mowa tu o tzw. separacji. Kodeks Prawa Kościelnego na ten temat mówi: „Małżonkowie mają obowiązek i prawo zachowania współżycia małżeńskiego, chyba, że usprawiedliwia ich zgodna z prawem przyczyna”.
„Chociaż bardzo zaleca się, aby współmałżonek pobudzony chrześcijańską miłością i zatroskany o dobro rodziny nie odmawiał stronie cudzołożnej przebaczenia oraz nie zrywał z nią życia małżeńskiego, to jednak, gdy wyraźnie lub milcząco nie darował winy ma prawo przerwać pożycie małżeńskie, chyba że zgodził się na cudzołóstwo, albo stał się jego przyczyną lub sam także popełnił cudzołóstwo”. Odmowa współżycia żonie czy mężowi może być po prostu narażaniem drugiego człowieka na grzech. „Zachodzi milczące darowanie, gdy strona niewinna upewniona już o zdradzie małżeńskiej, dobrowolnie z miłością współżyje z tą, która zawiniła. Domniemywa się zaś je, jeśli przez okres sześciu miesięcy zachowała współżycie małżeńskie i nie odniosła się do władzy kościelnej lub państwowej. Jeżeli współmałżonek niewinny sam zerwał dobrowolnie współżycie małżeńskie, powinien w ciągu sześciu miesięcy wnieść sprawę o separację do kompetentnej władzy kościelnej, która, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, rozważy, czy niewinny współmałżonek mógłby być skłoniony do darowania winy i nie przedłużania separacji na stałe”.

„Jeżeli jedno z małżonków stanowi źródło poważnego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony albo dla potomstwa, lub w inny sposób czyni zbyt trudnym życie wspólne, tym samym daje drugiej stronie zgodną z prawem przyczynę odejścia, bądź na mocy dekretu ordynariusza miejsca, bądź też, gdy niebezpieczeństwo jest bezpośrednie, również własną powagą”. Dokonuje się to, gdy jedna ze stron zmienia wiarę i utrudnia życie drugiej stronie. Gdy któraś ze stron staje się nałogowym alkoholikiem. Gdy mąż czy żona rujnuje wspólny majątek. Gdy bije lub grozi pobiciem, maltretuje współmałżonka lub potomstwo. Po ustaniu przyczyny separacji we wszystkich wypadkach należy wznowić współżycie małżeńskie, chyba że władza kościelna, co innego postanowi. Jeżeli niewinna strona dopuści z powrotem do współżycia, jest to dowód przebaczenia, tym samym zrzeka się prawa do separacji.
Weźmy jeszcze inny tekst z Listu do Koryntian: „Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej mąż. Jeżeli mąż umrze, jest wolna i może poślubić, kogo chce, tylko niech uczyni to w Panu” (1 Kor 7, 39). To znaczy, żeby to był związek religijny. W Kościele katolickim nigdy nie było rozwodów.

Jeżeli miłość umarła z powodu niewierności, to trzeba wrócić do wierności, na drogę praw Bożych.
Może się okazać, że miłość była tylko chora i trzeba ją uzdrowić. Miłość ludzka na pewno obumiera w piekle. Ale póki człowiek żyje na ziemi, powinien tę miłość ratować mocą Jezusa Chrystusa.

O tym dzisiaj tyle rodzin, tyle małżonków zapomina.


Nasza postawa wobec rozwodu jest jasna. Nikt nie ma wątpliwości, że rozwody są złem. Wielu mówi o złu koniecznym. Pomyślmy, gdzie się to zło dzisiaj powszechnie rodzi? Można podać szereg przyczyn. To nieprzygotowanie do małżeństwa. Czasem idą dzieci do ołtarza i zawierają związek małżeński, zupełnie sobie nie zdając sprawy z obowiązków, z wymagań, z trudów, ze wzajemnego rozumienia i znoszenia siebie. Dalej, to jest świat naszych złych myśli i sądów o sakramencie małżeństwa. Przede wszystkim, człowiek w myślach dopuszcza rozwód. Gdyby rozwód w momencie kryzysu w ogóle nie wchodził w rachubę, wiele małżeństw udałoby się uratować. Bywa, że winę ponoszą dorośli, którzy namawiają do rozejścia się.

Każdy rozwód to zniszczenie, to jakaś forma zabijania miłości, zabijania człowieka.

Dlatego miłość trzeba ratować, kiedy ona choruje, a nie dobijać ją przez dopuszczenie do rozpadu związku zawartego przed Bogiem i popartego przysięgą.

Katolikowi nie wolno wyrazić zgody na rozwód współmałżonka. To inna forma złej atmosfery w naszym społeczeństwie, kiedy twierdzi się: „Żal mi, ale nie będę ci przeszkadzać i utrudniać twojego życia, jestem człowiekiem kulturalnym”. Taka postawa jest nie do przyjęcia dla człowieka wierzącego.

Często ludzie traktują potwierdzony w sądzie rozwód jako rozgrzeszenie.
Brakuje poczucia winy, odpowiedzialności za drugą stronę, za dzieci itp.

Kiedy jedna strona proponuje rozwód, to katolik ma obowiązek powiedzieć: „Nie”, żeby ktoś nie sądził, że przez rozwód sprawa zostaje definitywnie załatwiona.

To „nie” będzie przypominaniem, że nie wszystko jest załatwione, że trzeba się będzie z Bogiem pogodzić. A warunkiem pogodzenia z Bogiem będzie naprawa krzywdy, jeżeli to jest jeszcze możliwe.

Jakże często zapominają ludzie o krzywdzie wyrządzonej drugiej stronie i dzieciom. O. Skrzydlewski, dominikanin, pisze: „Dzieci z małżeństw rozbitych czują się źle, tęsknią za nieobecnym ojcem lub matką, wpadają we frustrację, kompleksy lub postawę buntu, szukają rekompensaty w narkotykach i przeżywaniu ryzyka, co najczęściej wprowadza je na drogę przestępstwa. Wstrząsająca jest pod tym względem wymowa liczb: według badań, przeprowadzonych w różnych krajach, ponad 70% przestępstw popełnianych przez nieletnich jest dokonywanych przez dzieci z małżeństw rozbitych”. To jest konsekwencja i wina jednego ze współmałżonków, który odszedł od rodziny.
Dzisiaj istotnym elementem kultywowanym w naszych rodzinach musi być partnerstwo, poszanowanie godności wszystkich członków rodziny, poszanowanie wzajemne męża i żony, ojca i matki oraz dzieci. Weźmy przykład z dorastająca młodzieżą, która przestaje praktykować, chodzić do kościoła i na lekcje religii. Rodzice zaczynają wywierać presję, a skutek jest odwrotny. W to miejsce winna wejść postawa partnerstwa, życzliwości i pomocy. Ten młody człowiek sam siebie nie rozumie, swojego stanu i złości się na siebie. Dziecku trzeba wtedy podać rękę.

Kościół w adhortacji Jana Pawia II o rodzinie chrześcijańskiej zachęca kapłanów, żeby otoczyć specjalną troską rozwiedzionych. Istnieje duszpasterstwo rozwiedzionych. Trzeba zachęcać tych ludzi do praktykowania modlitwy, uczestniczenia we Mszy świętej, zachowywania praktyk kościelnych. Natomiast nie mogą osoby rozwiedzione, które zawarły powtórny związek cywilny, otrzymać sakramentalnego rozgrzeszenia i przystąpić do Komunii świętej. Wyjątek zachodzi wtedy, gdy ze względu na dzieci czy dla innych racji nie mogą się rozejść, a przyrzekają, że będą żyli jak brat i siostra, czyli zachowają wierność pierwszemu małżeństwu i zrezygnują ze współżycia ze sobą. Wówczas takim osobom można dać rozgrzeszenie, dopuścić do sakramentów świętych, ale zachęca się, żeby nie robić tego ostentacyjnie, by inni nie sądzili, że Kościół popiera rozwody i powtórne małżeństwa.
Chrystus nikogo nie potępia, ale zachęca do dobrego. On „nadłamanej trzciny nie dołamie ani gasnącego knota nie dogasi” (Mt 12, 20).

źródło
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 246
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-03-18, 11:22   Re: Sakrament Małżeństwa a rozwód

Elżbieta napisał/a:
Katolikowi nie wolno wyrazić zgody na rozwód współmałżonka. To inna forma złej atmosfery w naszym społeczeństwie, kiedy twierdzi się: „Żal mi, ale nie będę ci przeszkadzać i utrudniać twojego życia, jestem człowiekiem kulturalnym”. Taka postawa jest nie do przyjęcia dla człowieka wierzącego

Katolik wobec rozwodu - Kazimierz Kucharski SJ
(...)
Istnieje duszpasterstwo rozwiedzionych. Trzeba zachęcać tych ludzi do praktykowania modlitwy, uczestniczenia we Mszy świętej, zachowywania praktyk kościelnych. Natomiast nie mogą osoby rozwiedzione, które zawarły powtórny związek cywilny, otrzymać sakramentalnego rozgrzeszenia i przystąpić do Komunii świętej. Wyjątek zachodzi wtedy, gdy ze względu na dzieci czy dla innych racji nie mogą się rozejść, a przyrzekają, że będą żyli jak brat i siostra, czyli zachowają wierność pierwszemu małżeństwu i zrezygnują ze współżycia ze sobą. Wówczas takim osobom można dać rozgrzeszenie, dopuścić do sakramentów świętych, ale zachęca się, żeby nie robić tego ostentacyjnie, by inni nie sądzili, że Kościół popiera rozwody i powtórne małżeństwa.
Chrystus nikogo nie potępia, ale zachęca do dobrego. On „nadłamanej trzciny nie dołamie ani gasnącego knota nie dogasi” (Mt 12, 20).


Jest jednak zasadniczy problem, który jest przeszkodą w uzyskaniu rozgrzeszenia, mianowicie to czy sakramentalny współmałżonek pragnie powrotu i pojednania. W takiej sytuacji sakramentalny współmałzonek ma pierwszeństwo. :) Reasumując w takiej sytuacji obowiązkiem moralnym jest pojednanie z sakramentalnym współmałżonkiem i jesli takowego pojednania nie ma, to nie jest spełniony warunek poprawnej Spowiedzi św.
W jednej ze swoich wypowiedzi na ten wazny aspekt sprawy zwracał ks. Piotr Pawlukiewicz w jednej ze swoich wypowiedzi w Katechizmie Poręcznym.


Fragmenty Katechizmu Poręcznego >>
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
 
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-18, 11:35   

ks. Bogusław Kowalski - proboszcz parafii pw. św. Wincenta a Paulo

"W zupełnie innej sytuacji są małżeństwa, które nie mogą wziąć ślubu kościelnego, gdyż trwają we wcześniej zawartych związkach sakramentalnych.

Nie mogą oni otrzymać rozgrzeszenia, bo struktura sakramentalna jest zablokowana; nie mogą spełnić jednego z pięciu podstawowych warunków sakramentu, pokuty. Nie może też nastąpić postanowienie poprawy z ich strony podczas spowiedzi, gdyż występować będą przeciwko 6-temu przykazaniu, żyjąc w związku niesakramentalnym.

tylko dwa przypadki, w których kapłan może udzielić któremuś z małżonków rozgrzeszenia.

Jest to niebezpieczeństwo śmierci, czyli jeśli kogoś czeka poważna operacja, albo leży na łożu śmierci.

Drugi przypadek, kiedy małżonkowie (dotyczy to osób w podeszłym wieku) postanawiają żyć ze sobą jak brat z siostrą. W szczególnych przypadkach, o czym powiem w następnym felietonie, sąd metropolitarny może udzielić rozwodu i zwolnić z sakramentu małżeństwa."

źródło


Andrzej napisał/a:
obowiązkiem moralnym jest pojednanie z sakramentalnym współmałżonkiem i jesli takowego pojednania nie ma, to nie jest spełniony warunek poprawnej Spowiedzi św

Andrzej, lecz jeśli żonie przebaczasz, to nie ma takiego warunku - pojednania.

PRZEBACZENIE JEST SPRAWĄ WAŻNIEJSZĄ NIŻ POJEDNANIE.

Zauważ różnicę - przebaczenie dotyczy jednego człowieka (Ciebie).
Pojednanie - dotyczy dwojga.

Aby przystępować do spowiedzi należy PRZEBACZAĆ.
NAJPIERW SAMEMU PRZEBACZAĆ.

Nie wiem, czy czujesz, widzisz różnicę? Napisz, czy tak.

Można przystępować do spowiedzi nie pojednawszy się z bliźnim.
Natomiast możliwe, że nie można - nie przebaczywszy bliźniemu, choć tu jest tak -
ponieważ to PROCES - to też można i należy, i trzeba.
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 246
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-03-18, 14:18   Wyjątek od wyjątku

Elżbieta napisał/a:

Nie mogą oni otrzymać rozgrzeszenia, bo struktura sakramentalna jest zablokowana; nie mogą spełnić jednego z pięciu podstawowych warunków sakramentu, pokuty. Nie może też nastąpić postanowienie poprawy z ich strony podczas spowiedzi, gdyż występować będą przeciwko 6-temu przykazaniu, żyjąc w związku niesakramentalnym.

tylko dwa przypadki, w których kapłan może udzielić któremuś z małżonków rozgrzeszenia.

Jest to niebezpieczeństwo śmierci, czyli jeśli kogoś czeka poważna operacja, albo leży na łożu śmierci.

Drugi przypadek, kiedy małżonkowie (dotyczy to osób w podeszłym wieku) postanawiają żyć ze sobą jak brat z siostrą. W szczególnych przypadkach, o czym powiem w następnym felietonie, sąd metropolitarny może udzielić rozwodu i zwolnić z sakramentu małżeństwa." [/i]
źródło



Przypuszczam, że autor miał na mysli ew. uzyskanie (po zbadaniu) stw. nieważności, gdyż jeśli związek jest zawarty ważnie, to nie ma nikt z ludzi takiej mocy, by go rozwiązać. Po prostu nie ma w Kościele rozwodów od sakramentu. Obowiązuje ewangeliczna zasada nierozerwalności związku sakramentalnego.



Elżbieta napisał/a:
Andrzej napisał/a:
obowiązkiem moralnym jest pojednanie z sakramentalnym współmałżonkiem i jesli takowego pojednania nie ma, to nie jest spełniony warunek poprawnej Spowiedzi św

Andrzej, lecz jeśli żonie przebaczasz, to nie ma takiego warunku - pojednania.

PRZEBACZENIE JEST SPRAWĄ WAŻNIEJSZĄ NIŻ POJEDNANIE.

Zauważ różnicę - przebaczenie dotyczy jednego człowieka (Ciebie).
Pojednanie - dotyczy dwojga.

Aby przystępować do spowiedzi należy PRZEBACZAĆ.
NAJPIERW SAMEMU PRZEBACZAĆ.

Nie wiem, czy czujesz, widzisz różnicę? Napisz, czy tak.

Można przystępować do spowiedzi nie pojednawszy się z bliźnim.
Natomiast możliwe, że nie można - nie przebaczywszy bliźniemu, choć tu jest tak -
ponieważ to PROCES - to też można i należy, i trzeba.



Pojednanie jest obustronnym aktem przebaczenia sobie win i zwrócenia się o przebaczenie drugiej strony. Kto nie prosi o przebaczenie, sam nie będzie potrafił przebaczyć.

A więc żeby zaistniał proces zmierzajacy w kierunku pojednania przynajmniej jedna strona powinna być w postawie gotowości do przebaczenia win drugiego człowieka i wyrażenia prośby (skierowanej do tej drugiej osoby) o przebaczenie własnych win.

Tak jak Ty jestem zdania, że sama gotowośc do pojednania, a więc wyrażona w akcie woli (w sercu, myśli, słowie i czynach) postawa wybaczenia pozwala (przy spełnieniu pozostałych warunków poprawnej Spowiedzi) przystapić do Sakramentu Pojednania i uzyskać rozgrzeszenie - niezależnie od zachowania drugiej strony - nawet jeśli nie będzie ona chciała przebaczyć i prosic o przebaczenie. Jednak w przypadku małżonków sakramentalnych żyjących w związkach niesakramentalnych sytuacja jest bardziej skomplikowana. Nie wystarczy powiedzieć, że przebaczam i proszę o przebaczenie swojemu sakramentalnemu, żeby móc przystapic do Spowiedzi św. i uzyskać rozgrzeszenie. Nie mniej wazne jest zachowanie, postawa sakramentalnego męża/żony, który chce wrócic i pojednać się.

Pisząc:

"obowiązkiem moralnym jest pojednanie z sakramentalnym współmałżonkiem i jesli takowego pojednania nie ma, to nie jest spełniony warunek poprawnej Spowiedzi św"

miałem na mysli konkretną sytuację, dotycząca osób, które żyjąc w "białych małżeństwach" - gdzie ze strony opuszczonego sakramentalnego współmażonka, nie mogą przystąpić do Spowiedzi św. , dopóki nie pojednają się ze swoim współmałzonkiem.

Elżbieta, w tym konkretnym przypadku mozna mówić o pojednaniu, a nie tylko o samym przebaczeniu, gdyż de facto mamy do czynienia z jednej strony (np. ze strony powracajacego męża marnotrawnego) z postawą przebaczenia i prosby o przebaczenie, a więc otwartoscią na pojednanie, a z drugiej ze strony żyjącego w "białym małżeństwie" również przebaczeniem i prośbą o przebaczenie.

Matematycznie wyglada to nastepująco:

przebaczenie (i prosba o przebaczenie) męża + przebaczenie (i prosba o przebaczenie) żony = pojednanie


Innymi słowy żyjąc w "białym małżeństwie" nie możemy otrzymać rozgrzeszenia, jesli do któregoś z nas (żyjących w związku niesakramentalnym) powraca z chęcia prawdziwego pojednania nasz prawowierny współmałżonek. Jest to swoisty wyjątek od wyjątku.

Nie wiem, czy teraz jest to moje wyjasnienie dla Ciebie czytelne? :)
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
Ostatnio zmieniony przez Andrzej 2009-03-22, 16:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-18, 15:34   

Andrzej,
napisał ksiądz Leszek,
zajrzałam tu, bo ładnie ujął http://www.zrodlo.krakow....2005/03/04.html

"Przebaczenie otwiera nasze serca nie tylko na innego człowieka, ale także na Boga, dlatego Bóg może wlać w nie swoje miłosierdzie i oczyścić nas z grzechu. Brak przebaczenia to zamknięte serce - Boże miłosierdzie spływa po nim bez skutku. Jak zatem przebaczać?

Mamy obowiązek przebaczania zawsze w sercu, czyli zaniechania odwetu w myślach, słowach i czynach.

Natomiast do pojednania może dojść tylko wtedy, gdy osoba, która nas skrzywdziła, podejmie trud przeproszenia, naprawy tego, w czym zostaliśmy skrzywdzeni. Jedynie wtedy może dojść do pojednania, gdy obie strony konfliktu wejdą na drogę sprawiedliwości i miłosierdzia, czyli przeproszenia i wybaczenia.
Jeśli ten warunek nie jest spełniony, nasze miłosierdzie ogranicza się do postawy oczekiwania na przemianę osoby, od której doznaliśmy krzywdy.

Przebaczenie w sercu chroni nas przed zadawaniem sobie ponownego bólu, przez rozpamiętywanie naszej krzywdy.

Przebaczenie w sercu daje nam wewnętrzną wolność, nawet wtedy, gdy ponownie jesteśmy krzywdzeni.

Natomiast pojednanie leczy zerwane relacje z drugą osobą, ale to może dokonać się tylko wówczas, gdy obie strony podejmą działania zmierzające do naprawy tego, co zostało między nimi zniszczone."



ps. na temat rozgrzeszenia nie wypowiadam się,
nie wolno mi przekraczać tych granic - to dotyczy posługi Kapłanów.
Rozgrzeszenie - to odbywa się w konfesjonale, nie śmiem w to wchodzić.
To temat zbyt intymny - relacja - Jezus - penitent
w sakramencie spowiedzi każdy kapłan zastępuje Samego Jezusa Chrystusa
Ostatnio zmieniony przez Andrzej 2009-03-18, 16:01, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 246
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-03-18, 16:02   Podstawą miłości jest prawda

Przepraszam Cię Elżbieta, pomyliłem się, zamiast chcąc zacytować Twój post wszedłem niechcący w edycję i wpisałem odpowiedź w Twoim poscie, dlatego widoczny ślad ingerencji.


Zgadzam się z ks. Leszkiem. Dodałbym jeszcze i tę prawdę, że przebacza ten, kto jednocześnie prosi o przebaczenie.


Moje świadectwo:

Kocham żonę. Czekam na jej powrót do mnie. Przebaczyłem małzonce i prosiłem ją o przebaczenie moich win już wówczas, gdy rozwodziła się ze mną. Przyznałem sie wtedy do moich win. Byłem od tamtego momentu otwarty na pojednanie - na wybaczenie i przyjecie żony wraz z dzieckiem.

Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, aby kapłan znający naszą sytuację udzielił mojej małżonce rozgrzeszenie i zarazem zgodę na "białe małżeństwo". Byłby to wielki akt niesprawiedliwości - godzący w nasz sakramentalny związek.

Prawdziwe miłosierdzie zawsze idzie w parze z prawdą i sprawiedliwością i nigdy nie moze oznaczać zgody na zło.
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
Ostatnio zmieniony przez Andrzej 2009-03-18, 17:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-18, 16:15   

Przepraszam ,ze nie na temat...
uderzyło mnie to zdanie...bardzo bym chciała odpowiedzi wytrawnego teologa na ten temat:
Cytat:
"Sprawiedliwość poprzedza miłosierdzie, a miłosierdzie jest ukoronowaniem sprawiedliwości. Zatem obie wartości wzajemnie się uzupełniają, warunkując swoje istnienie."

Z ostatnim zdaniem się zgadzam...Co do pierwszego mam wątpliwość :shock:
Gdy rozpatruję miejsce co do kolejności i wielkości łask przymiotów Bożych z doświadczenia, to nie zgadzam się z tym zdaniem. Albo ja mylę pojęcie Miłosierdzia, albo i nie mylę...
Choć człowiek niezdolny jest objąć rozumem Miłosierdzia, tak twierdze,że to jest największy przymiot i on powstrzymuje niejednokrotnie przed sprawiedliwością.
Teraz jest czas Miłosierdzia, czas Sprawiedliwości nastanie...
Może kiedyś będę miała tą łaskę rozeznania...
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-18, 16:27   

Andrzej napisał/a:
Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, aby kapłan znający naszą sytuację udzielił mojej małżonce rozgrzeszenie i zarazem zgodę na "białe małżeństwo". Byłby to wielki akt niesprawiedliwości - godzący w nasz sakramentalny związek.

A jednak pewnie tak może się zdarzyć.
Co wówczas?
Nie odpisuj mi. To pytanie retoryczne...
bo przecież "co masz z tym zrobić?"
NIC.
Nie możesz wejść do nie swojego Trybunału Miłosierdzia (konfesjonał).
Pozdrawiam! Z Panem Bogiem!
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 246
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-03-18, 22:57   Dziwna odpowiedź

Moim zdaniem, bardzo dobrze wyjaśnił tę sprawę ks. Piotr Pawlukiewicz w audycji "Katechizm Podręczny" we fragmencie:

Dziwna odpowiedź >>

Warto też posłuchać innego fragmentu, który nawiązuje do poruszanego tematu:

Nie tylko sex jest problemem w życiu osób będących w związkach niesakramentalnych >>

Inne podobne fragmenty:

Miłość jest trudna >>

Dobro dziecka >>

Fałszywe miłosierdzie >>
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
 
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-22, 10:19   

Szkoda że dyskusja się skończyła, zaczęło być ciekawie.
I stanęło znów na tym, że wybaczenie=pojednanie. Ciekawa ideologia. Dokąd byśmy doszli, gdybym zapytała, co rozumiemy przez "uzdrowienie małżeństwa"?

Poza tym Andrzeju, dlaczego wciąż podajesz te wycięte kawałki z wypowiedzi ks.Pawlukiewicza, przecież ten ksiądz nie stanowi wykładni całego Kościoła, jest tylko słabym, omylnym człowiekiem? Skoro cytujesz jednego księdza i jego wyroki uznajesz za nieomylne, dlaczego odmawiasz prawa po podawania na forum wypowiedzi innych księży, którzy niekoniecznie potwierdzają Twoje wyobrażenia i Twoje życzenia, dlaczego uznajesz, iż oni się mylą albo działają na szkodę? Z całym szacunkiem dla ks.Piotra, on mocno teoretyzuje, opiera się na ogólnikach, zaś księża rozpatrują indywidualne konkretne przypadki.

Andrzej napisał/a:
kapłan znający naszą sytuację

Andrzeju, każdy kapłan zna tylko jedną wersję wydarzeń: osoby, którą spowiada. I Twoja wersja może być zupełnie inna niż Twojej żony, żona może odbierać tę sytuację właśnie w sposób, jaki przedstawia kapłanowi, zaś ksiądz nie jest w stanie poznać prawdy, więc ksiądz zawsze działa w dobrej wierze, zgodnie ze swoim sumieniem.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-24, 09:26   

Elzd1 - Don Kichot połamał wiele kopii na wiatrakach.

czytając to forum mam czasami wrażenie, że to nie małżeństwo jest dla ludzi tylko ludzie dla małżeństwa.
zastanawiam się gdzie w tym lesie zgubił się człowiek.

a co do wybaczenia, nie krusz kopii. Nie muszę Cię chyba przekonywać, że w Kościele jest miejsce dla wszystkich.
może nie z małżeńskiej beczki ale waga problemu podobna:

dla Staszka Pyjasa, którego zakatowali milicjanci - bo miał inne zdanie, a zdradził go jeden z trzech kumpli - Maleszka
Dla Wildstaina - który nie może wybaczyć - bo życie dla niego ma ciężar, nie traktuje go jak zabawkę, lub grę komputerową gdzie można wszystko odwrócić
i dla Maleszki też (pytanie na ile on chce) chociaż na dzień dzisiejszy drwi on sobie ze sprawiedliwości.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 08:25   

Warto przypomnieć:
tekst


• Porzuceni przez małżonka i opuszczeni przez Kościół? - ks. dr Marek Dziewiecki

"Tymczasem obserwujemy bolesny paradoks. Otóż w niektórych parafiach prowadzone jest już duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych, ale niemal nigdzie nie ma duszpasterstwa skierowanego do osób porzuconych, które pozostają w samotności, gdyż chcą żyć w czystości. Jedna z porzuconych kobiet opowiadała mi niedawno o tym, że jej małżonek związał się z kochanką, a mimo to jest animatorem w duszpasterstwie osób rozwiedzionych, które zawarły ponowne związki. Ów mężczyzna głosi konferencje rekolekcyjne w różnych parafiach w Polsce i jest traktowany jako moralny autorytet. Tymczasem dla porzuconej przez niego żony, która zachowuje wierność przysiędze małżeńskiej, żadna parafia nie oferuje specjalistycznej pomocy duszpasterskiej. To jest poważne zaniedbanie i wpisywanie się w „poprawną” politycznie w niektórych środowiskach większą troskę o katów niż o ich ofiary.

Osoby porzucone potrzebują specjalistycznej pomocy duszpasterskiej. Także pomocy w rozumieniu, że to nie Kościół stoi na przeszkodzie w szukaniu „nowego szczęścia”, lecz że to osoba porzucona zaufała komuś, kto ją później rozczarował i skrzywdził. Bóg daje kryteria doboru małżonka, ale nikomu nie przeznacza konkretnej osoby. Jest to całkowicie wolna decyzja każdego z małżonków. Większość osób porzuconych w rozmowach ze mną pyta, dlaczego nie może związać się z kimś nowym, skoro ten nowy kandydat jest czuły, wrażliwy i serdeczny. Wyjaśniam wtedy, że jeśli ten kandydat wydaje się taki niezwykły i dobry, to dlaczego już dawno nie założył szczęśliwej rodziny. A jeśli naprawdę jest kimś szlachetnym, to nie zgodzi się na to, by ze względu na niego ta druga osoba złamała własną przysięgę małżeńską.

Spora grupa osób porzuconych mówi mi o tym, że chce się związać z nową osobą i zamieszkać razem, ale żyjąc jak brat z siostrą, w tak zwanym białym małżeństwie. Wtedy wyjaśniam, że jest to wystawianie się na pokusę i na próbę nie do udźwignięcia. Jeśli bowiem ta druga strona okaże się mało wrażliwa moralnie, to dojdzie do cudzołóstwa i życia w grzechu ciężkim. Jeśli zaś obie strony będą rzeczywiście kierować się sumieniem, to wspólne mieszkanie stanie się dla nich źródłem rosnącego stresu i ciągłego niepokoju o to, czy dana forma bliskości nie jest już czasem bliskością i czułością, do jakiej tylko małżonkowie mają moralne prawo. Nawet wtedy, gdy — w teoretycznym raczej przypadku - uda się żyć w czystości, to i tak ludzie mieszkający razem bez ślubu stają się zgorszeniem dla najbliższego środowiska. Kto bowiem złożył publiczną przysięgę małżeńską, ten zobowiązuje się do tego, by nie czynić niczego, co — choćby tylko zewnętrznie — nie jest z tą przysięgą zgodne. Zadaniem duszpasterza jest wyjaśnianie, że życie na sposób małżeński nie jest jedyną formą wzajemnego wspierania się kobiety i mężczyzny."
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 09:21   

Elżbieta - ale cytując ks. Dziewickiego napisał/a:
lecz że to osoba porzucona zaufała komuś, kto ją później rozczarował i skrzywdził.

Elżbieta - ale cytując ks. Dziewickiego napisał/a:
Wyjaśniam wtedy, że jeśli ten kandydat wydaje się taki niezwykły i dobry, to dlaczego już dawno nie założył szczęśliwej rodziny.


A może ta druga osoba też została niesprawiedliwie porzucona przez małżonka. Może jej też małżonek sakramentalny zrobił kuku na całe życie???

tez posłużę się cytatem z Opoki:
"Bóg nieustannie wzywa nas do komunii miłości, bo nie istnieje sakrament samotności. Nie wstrzemięźliwość seksualna, ale nawrócenie serca sprawia, że sakramenty są dla nas dostępne. Bóg nie powołał do istnienia małżeństw duchowych; stworzył je Kościół. Jeśli "nikt z nas nie ma gotowych formuł", jak poradzić sobie z sytuacją rozwiedzionych katolików, o czym mówi Benedykt XVI, to tym bardziej winniśmy pamiętać o niezmierzonym miłosierdziu Tego, na którym Kościół się opiera, które każe wszystkim regułom ustalonym przez Kościół dostosowywać się do konkretnych sytuacji konkretnych osób."

reasumując - sakrament dla ludzi - nie ludzie dla sakramentu.
Ojciec Jacek Salij też napisał, że: "Napięcie między literą a duchem należy rozwiązać nie przez odstępstwo od litery, ale przez przesycanie litery duchem."
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 10:56   

wito napisał/a:
Jeśli "nikt z nas nie ma gotowych formuł", jak poradzić sobie z sytuacją rozwiedzionych katolików, o czym mówi Benedykt XVI, to tym bardziej winniśmy pamiętać o niezmierzonym miłosierdziu Tego, na którym Kościół się opiera, które każe wszystkim regułom ustalonym przez Kościół dostosowywać się do konkretnych sytuacji konkretnych osób."

Kto to powiedział, napisał?


Pozdrawiam
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-25, 11:36   

już wiem , mam :)
Dzięki serdeczne
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9