Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
JAK PRZEBACZYĆ PO ZDRADZIE?
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 17:25   

Wito, mam 99 osób na głowie, nie wracam do wertowania stron do tyłu. Chcesz napisz jeszcze raz, nie chcesz nie pisz.
Zapytałam, bo mi dziś Duch Święty tchnął !
Nie pamiętam Twoich uzupełnień "bo..bo...bo..." Przykro mi, nie pójdę wstecz z braku możliwości techniczno-organizacyjnych.
Nie musisz pisać, ale możesz teraz napisać, jak chcesz.

Poza tym na cynizm i drwinę też są sposoby. Jesteś katolikiem, szukaj rozwiązań Chrystusowych.

I koniecznie włącz się w modlitwę Koronką do Bożego Miłosierdzia, którą modlimy się ze wspólnotą Sychar za małżeństw i rodziny aż do Niedzieli Miłosierdzia - tydzień po Wielkanocy.
Pozdrawiam.


ps. cynizmu się nie wybacza BO NIE MA TAKIEJ POTRZEBY. Cynizm się demaskuje.

Ewangelizacja a ludzie cyniczni
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 17:33   

ok - napisze jeszcze raz
pięć lat po ślubie w 1991 roku wybaczyłem bezgranicznie, nigdy nawet wtedy kiedy w 2005,2006 roku byłem prowokowany do tamtej zdrady nie wracałem.
teraz w przebaczeniu nie przeszkadza mi fakt kolejnych zdrad żony (nie walczyłbym w sądzie o to by oddalić jej pozew) lecz jej postawa, w której jakoby odpowiedzialność za to co się stało spoczywa na mnie, jej zakłamywanie rzeczywistości, cynizm,
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 17:41   

Wito, weź sobie na spokojnie przeanalizuj ten link, który podałam.
Ksiądz Marek bardzo szczególowo tłumaczy jak postępować z cynizmem, podaje konkretne szczegółowe świetne sytuacje i to działa.
Jesli w zonie jest cynizm, to odpowiednie Twoje podejście + szczypta miłości męża do żony, czyli Wita do Basi i naprawdę to zadziała.
Wito, pokochasz żonę na nowo, zobaczysz !
Cierpliwości+mądrości+roztropności+wiary+ODWAGI+zrzucenie na barki Pana Jezusa swojej niemocy= cel (taki, jaki masz cel ZGODNY Z WOLĄ OJCA W NIEBIE)
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 18:34   

Elżbieta napisał/a:
Wito, pokochasz żonę na nowo, zobaczysz !

ja już jej nie chce przekonywać, nie wiem kto ale napisał wcześniej, że cokolwiek by nie zrobił to i tak będzie źle. Pogodziłem się z faktem, że nie będziemy razem. Po tym co zaszło nie mógł bym.
usłyszałem kiedyś od kogoś kto zna sprawę - i tak to ty jesteś moralnym zwycięzcą w tej sprawie. Tylko Co z tego Elu??? Czy ta satysfakcja zmieni coś w moich relacjach z tymi, którzy mnie opuścili???
moim celem obecnie jest nie dopuścić by żona przejęła kontrolę nad najmłodszą córką. Efekty jej starań bym był zboczeńcem, schizofrenikiem, zazdrośnikiem i Bóg wie jeszcze kim - widać. Ja walczyłem o naszą rodzinę a ona by "dziewczynki jej to darowały" (zakłamując rzeczywistość, tak bardzo się tego obawiała w rozmowie z kochankiem "nie mogę się rozwieść, jest dobrym mężem i tatusiem, dziewczynki mi tego nigdy nie darują").
mam dla kogo żyć.
To że nie mam zamiaru z nią być nie oznacza, że nie pragnę jej wybaczyć. Już nie jako żonie, jako matce naszych dzieci. Pragnę jej wybaczyć jako bliźniemu i ufam, że kiedyś tej łaski dostąpię. Kiedy??? może jak wreszcie skończy się przepychanka w sądzie. Może wtedy. A jak nie? Wierzę, że kiedyś tak.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 18:59   

'To Olu, jesteś wielka !!"
E tam, zaraz wielka. Mam 1,60 cm w kapeluszu :-D

" Ale rozumiem, że męża kochasz nadal....bo nikt Ci kochac nie zabrania ! Jesteś wolna od złosci i nienawiści a sercu radość i ciągle maj..... "

Pewnie, że kocham... i Ciebie też, i Wita, i Andrzeja, i pana od budki od piwa, i tę zgryźliwą sąsiadkę... bo kocham wszystkich... nawet swego wrednego szefa, zwłaszcza jak przestaje się mnie czepiać, też go kocham. Jestem wolna!!!!!! Huraaa!!!
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 19:30   

wito napisał/a:
To że nie mam zamiaru z nią być nie oznacza, że nie pragnę jej wybaczyć. Już nie jako żonie, jako matce naszych dzieci. Pragnę jej wybaczyć jako bliźniemu i ufam, że kiedyś tej łaski dostąpię. Kiedy??? może jak wreszcie skończy się przepychanka w sądzie. Może wtedy. A jak nie? Wierzę, że kiedyś tak.

Wito, bądź cierpliwy.
Cierpliwych i wiernych nagradza Bóg !


Witaj Ola :)
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 19:41   

Wito,
po pierwsze - nikt nie zmusza nikogo, aby wierzył, że jego małżeństwo jest do uratowania. Taka wiara jest u podstaw naszej wspólnoty, ale nie każdy tak łatwo w to wierzy, to często jest trudny i długi proces. I nikt nie będzie dyskryminowany czy odrzucany z tego powodu.

po drugie - dlaczego wierzysz w "rozgrzeszenie" dane Ci przez psychologa - nie za łatwe to?
Tylko Ty znasz siebie, a jeszcze lepiej Pan Bóg...

po trzecie - ciągle wraca temat "zmieniania siebie" - bo w Twoich i Eli postach ciągle słyszę "to jego/jej wybór - ja z tym nie mam nic wspólnego". I wiem, że tu tkwi błąd rozumowania. On nie pozwala stanąć w prawdzie. Nie pozwala ruszyć z miejsca. To byłoby za łatwe.

Otóż nie wierzę, że idealne, kochające się, wspierające się, czułe małżeństwo, które oparło całkowicie swoje życie na Bogu, które też na zewnątrz promieniuje miłością - nagle, ni z tego ni z owego rozpada się, jedno z małżonków odchodzi.
Zazwyczaj wcześniej jest coś, co rośnie latami, niewypowiedziane.
Ela powie - mógł mówić - może nie umiał, może nikt go nie nauczył, może sam nie umiał nazwać swoich uczuć, może czegoś się bał...
Wito, pisałeś, że pomagałeś żonie, że byłeś dobrym mężem - ale może Twoja żona potrzebowała czegoś innego.
Wiesz Wito - nie wierze, że Twoja zona jest złym człowiekiem.
Jestem tez przekonana, że gdyby z Nią rozmawiać, to jej opowieść byłaby inna.
Niekoniecznie dlatego, ze kłamie.
Przepraszam Was za tę wiwisekcję - pewnie nie ma nic wspólnego z prawdą, chcę tylko powiedzieć, że człowiek jest bardzo skomplikowany i często nie wiemy, czego potrzebuje, nawet ten najbliższy. I winą może jest nie tylko zło, które czynimy, ale także zaniechanie, niezauważenie, nie dawanie przestrzeni drugiej osobie itp. itd...
Wiele osób też ma problemy z dzieciństwa - jedni sobie z tym daja radę, inni nie, u niektórych wybucha coś po latach.
Bardzo często też ludzie tak naprawdę są niewierzący, mimo deklaracji - i co wtedy, na czym mają opierać swoje zasady, trwać w małżeństwie, kiedy tak naprawdę, mimo chodzenia do kościoła, nigdy nie akceptowali nauki Kościoła?
Już się tłumaczę - nikogo nie usprawiedliwiam. Nie relatywizuję. Chcę tylko powiedzieć, ze prawdziwą winę każdego człowieka zna tylko Bóg.
My możemy nazwać tylko swoje winy. I nad nimi pracować.

Powiem jeszcze o sobie - jestem w takiej sytuacji, że bardzo łatwo mogę mówić - mój mąż jest taki, taki, taki, zrobił to i to. Rozwalił nasze małżeństwo.
Ale im dłużej tkwię w tym kryzysie - tym wyraźniej widzę moje winy, tym wyraźniej widzę ogrom pracy przed sobą, ty mniejsze wydają mi się winy mojego m.

pozdrawiam Was serdecznie i całuję (jeśli można :oops: )
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 19:53   

Małgosiu, niedobrze iść drogą "wina",
lepiej iść drogą "przebaczenie".
Bo wina zakłada karę, a przebaczenie zakłada miłosierdzie.

Są więc dwie drogi :
1. iśc drogą winy i kary - i wciąż rozpamiętywać je, i zadawać sobie kary (to dzieje się nawet nieświadomie)
2. iść drogą przebaczenia i miłosierdzia - droga za Chrystusem; tu nie ma zupelnie rozpamiętywania win,
bo zresztą winy okazują się nierzadko naszymi słabościami i ułomnościami, więc tym bardziej są winami pozornymi.

DROGA WIN I KAR - TO JAK BŁĘDNE KOŁO.
ZRESZTĄ CZY NIE OD TEGO JEST KONFESJONAŁ?...
MOJA WINA, MOJA WINA, MOJA BARDZO WIELKA WINA, WYZNAJĄ WCIĄŻ KATOLICY - w Trybunale Miłosierdzia, jak napisała s.Faustyna..

i tu mamy niespodziankę - te dwie drogi łączą się więc.... teraz to do mnie dotarło...
że tak łączy to Bóg Ojciec.


Małgosia napisał/a:
Taka wiara jest u podstaw naszej wspólnoty,

tak, jest to wiara "dobrowolna" i Chwala Panu, że ludzie wierzą w łaski Sakramentu Małżeństwa
może to jedyne takie miejsce... i Chwała Bogu, że jest !
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 20:20   

Małgosia napisał/a:
po trzecie - ciągle wraca temat "zmieniania siebie" - bo w Twoich i Eli postach ciągle słyszę "to jego/jej wybór - ja z tym nie mam nic wspólnego". I wiem, że tu tkwi błąd rozumowania. On nie pozwala stanąć w prawdzie. Nie pozwala ruszyć z miejsca. To byłoby za łatwe.

tak Małgosiu - wepchnąłem ja w 1991 roku do łóżka mojego własnego brata - bo zapraszałem go do domu. A potem tak to przecież ja podpisałem umowę z firma internetowa czym umożliwiłem jej uprawianie cyberseksu.
POZDRAWIAM, moze i masz racje ale ja juz nie mam siły i nie chce więcej słyszeć że zdrada jest "praca naukową"
 
     
Monika36
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 20:43   

Ciągle tu jest na forum problem. Jedni uważają ,że przyczyną zdrady jest połowa winy osoby zdradzonej, bo coś tam , coś tam...żle czyniła albo nie czyniła i małżonkowi zabrakło czegoś do szczęścia.
To ja powiem tak :
Dlaczego tyle tutaj zdradzonych osób i w kryzysie nie zdradza ? Tylko piszą godzinami na forum i szukają pomocy ? przecież mają powód- małżonek jest winny kryzysu, do którego doprowadziła zdrada.
Nie robią tego, bo kochają , a jeśli ktoś naprawdę kocha to NIGDY nie zdradzi.
A jak ktoś ma ochotę na zdradę i oszustwo , to każdy preteks jest dobry. Niektórzy to potrafią wywołać "sztuczną awanturę ", aby wyjść z domu na parę godzin szaleństwa, a pokrzywdzona osoba godzinami przemyśluje co zrobiła złego . Nic...zwyczajnie nic.
A jakby takiego , który zdradza złapać na gorącym uczynku za rękę ...to on powie prosto w oczy, że to nie jego ręka tylko kolegi.
Za bardzo nie szukajcie win w sobie. Bo to też do niczego dobrego nie doprowadzi.
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 21:25   

Wito - pewnie, ze nie chcesz słyszeć, i nie słyszysz, bo nie mieszkasz z żoną.
Tylko dlaczego to wciąż tak boli?
Jasne, że nie odpowiadasz za to, co zrobiła zona. Tylko katalog jej uczynków zostaw jej i Panu Bogu.
Ty zajmij się swoim.
Tylko o to chodzi.

[ Dodano: 2009-01-23, 21:28 ]
Monika36 napisał/a:

Za bardzo nie szukajcie win w sobie. Bo to też do niczego dobrego nie doprowadzi.


Nie trzeba szukać "za bardzo", ale chodzi o stanięcie w prawdzie o sobie i swoim małżeństwie. Bez tego nie da się być szczęśliwym i wolnym człowiekiem :-)
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 22:03   

Monika36 napisał/a:
Za bardzo nie szukajcie win w sobie. Bo to też do niczego dobrego nie doprowadzi.

Moniko, zgadzam się z Tobą.
Wciąż próbuję podpowiadać jak można iść - NIE DROGĄ WINY I KARY, A DROGĄ PRZEBACZENIA I MIŁOSIERDZIA.
Ostatnio zmieniony przez Elżbieta 2009-02-22, 23:09, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-23, 23:24   

Małgosia pisze - ( Małgosi Ciebie cytuję, bo tak samo myślę, a Ty ładniej nazywasz ) :

"Powiem jeszcze o sobie - jestem w takiej sytuacji, że bardzo łatwo mogę mówić - mój mąż jest taki, taki, taki, zrobił to i to. Rozwalił nasze małżeństwo.
Ale im dłużej tkwię w tym kryzysie - tym wyraźniej widzę moje winy, tym wyraźniej widzę ogrom pracy przed sobą, ty mniejsze wydają mi się winy mojego"

Raczej nie mówie już o winie...ale o odpowiedzialności. Mój mąż rozwalił nasze małżeństwo, ale im dłużej tkwiłam w kryzysie, im bardziej zalezało mi na odrodzeniu i uratowaniu mojego małżeństwa, tym wyraźniej widziałam ile ode mnie zalezy, widziałam ogrom pracy przed sobą i NAD SOBĄ , tym bardziej rozumiałam, że mój mąż nie wie o co chodzi, bładxzi, gubi się, grzeszy,...i to ja jestem - biorę na siebie odpowiedzialnośc naprawy , walki i siły wytrwania....bo mnie zależało i tak chciałam - moja decyzja, wybór! Przestałam czekac na męża....sama zakasałam rękawy !


I dalej Małgosia pisze - "Jasne, że nie odpowiadasz za to, co zrobiła zona. Tylko katalog jej uczynków zostaw jej i Panu Bogu.
Ty zajmij się swoim.
Tylko o to chodzi."

Wito....przeciez my juz wiemy wszystko o Twojej zonie....no.....wszystko co Ty nam o Niej opowiedziałeś....wredna i zla baba, tyle wnioskuję ....więc po co nas stale chcesz o tym przekonywać...słyszę przecież ! I tak naprawdę to Ona mnie wcale nie interesuje.....ale Ty Wito ! Pisz o sobie, mów o sobie,.....zostaw tę żonę w świętym spokoju.....to Ty tu , dla mnie jesteś wazny ! A ja w Twoim sercu ciągle widzę żal, złość?? i tylko Ona, Ona , Ona....a gdzie Ty ??

Nie uwolniłes sie jeszcze....przebaczyłeś ?.....i o tę przemianę w Tobie chodzi Wito ! Dystans do innych a skupoienie sie na sobie...tu i teraz TY ! Pozdro !! EL.
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-24, 14:05   

Małgosia napisał/a:

ciągle wraca temat "zmieniania siebie" - bo w Twoich i Eli postach ciągle słyszę "to jego/jej wybór - ja z tym nie mam nic wspólnego". I wiem, że tu tkwi błąd rozumowania. On nie pozwala stanąć w prawdzie. Nie pozwala ruszyć z miejsca. To byłoby za łatwe.

Otóż nie wierzę, że idealne, kochające się, wspierające się, czułe małżeństwo, które oparło całkowicie swoje życie na Bogu, które też na zewnątrz promieniuje miłością - nagle, ni z tego ni z owego rozpada się, jedno z małżonków odchodzi.
Zazwyczaj wcześniej jest coś, co rośnie latami, niewypowiedziane.
Ela powie - mógł mówić - może nie umiał, może nikt go nie nauczył, może sam nie umiał nazwać swoich uczuć, może czegoś się bał...
Wito, pisałeś, że pomagałeś żonie, że byłeś dobrym mężem - ale może Twoja żona potrzebowała czegoś innego.

Ale im dłużej tkwię w tym kryzysie - tym wyraźniej widzę moje winy, tym wyraźniej widzę ogrom pracy przed sobą, ty mniejsze wydają mi się winy mojego m.

Kojarzy mi sie takie okreslenie "Hail to You champion" :)
Fantastyczny post Malgosiu.
Po prostu prawdziwy.
Zawsze cos jest przyczyna. I teraz nie jest to usprawiedliwienie zadnego z tych co odeszli i zdradzali, ale tak jak to Malgosia wspomniala, dopiero spojrzenie na swoj udzial w kryzysie pozwala zblizyc nas choc troche do obiektywizmu.
W przypadku mojej M. kryzys rosl i byl niewypowiedziany. Dlatego, ze nie umiala tego wyrazic, czego potrzebuje, sadzila, ze mi to przekazuje, a tymczasem ja nic nie widzialem.
I znowu podkreslam, to nie zmienia faktu, ze potem zrobila straszne rzeczy i sam co niestety pewnie widac w moich ostatnich postach mam problem moze nie tylko z wybaczeniem, co z zalem i pogodzeniem sie z utrata Jej dawnego obrazu w moich oczach.
Ale widze swoje bledy. Rany jak strasznie bolesnie je widze. Ja z kolei czasem ide za daleko i biore cala wine na siebie. A potem znowu cala przerzucam na druga strone. Powstaje niezdrowa sytuacja, gdzie ciagle ktos jest obarczany.
I wiem, ze to zle, ale staram sie zobaczyc, ze z tej drugiej strony tez byl czlowiek nieszczesliwy, albo z problemami. Nie umniejsza to naszego bolu jako zdradzonych. Ale pozwala czasami, a zwlaszcza widzac cierpienie tej drugiej strony, ze to tez ludzie i tez maja swoj bol.
I tak jak Malgosia mowi, moze maz Elzd nie wyniosl z domu komunikowania uczuc. Moze zona Wita miala jakies nieuporzadkowane relacje, ktore pchnely Ją do takich zachowan. Nie wiemy i nie usprawiedliwiamy.
Elzbieto - sadze, ze Malgosia miala raczej na mysli podejscie owszem winy, ale tez przebaczenia. Bo nie da sie zaprzeczyc, ze w kryzysie sa winni i trzeba zdac sobie z tego sprawe, ze czesto nieswiadomie cos psulismy.
Monika36 - sadze, ze zazwyczaj winy w kryzysie obojga malzonkow jest mniej wiecej po polowie, ale to przeciez nie chodzi o licytowanie sie. Ale tak jak ktos napisal zdradzajacy ma wolna wole.
Napisalas: "a jeśli ktoś naprawdę kocha to NIGDY nie zdradzi."
To smutne i zgadzam sie z Toba. Pewnie potrzebna jest prawdziwa, gleboka milosc, do ktorej niewielu jest zdolnych, zeby to sie nie zdarzylo. :-( :cry:
Prawde pisze EL - musimy spojrzec w siebie i wyjsc z glowy zdradzaczy. Bo tylko nad soba mozemy pracowac.
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-24, 15:11   

EL. napisał/a:

Dlaczego nawoływanie zmiany siebie ma być równe z przyjęciem winy ? Coś xle zrozumiałam ?


Napisałam tak , bo właśnie zaczęłam warsztaty z Jackiem - są fantastyczne i zmuszają do bardzo głębokiego spojrzenia na siebie, do rewizji własnego myslenia.

Pierwszy krok jest o sięgnięciu dna, uznaniu swojej bezsilności, ale też właśnie o przyjęciu swoich win i wzięciu odpowiedzialności za własne życie

Otóż właśnie wczoraj myśląc nad tym zobaczyłam, że dopóki raczej skupiamy sie na naszych współmałżonkach, którzy nas skrzywdzili - uciekamy od nazwania naszych win i właśnie wzięcia odpowiedzialności za własne życie.
Dopóki mówimy - on postawił mnie w takiej sytuacji, ja tego nie chciałam, nie miałam na to wpływu - stawiamy się w sytuacji dzieci, które płaczą, są skrzywdzone i mogą się tylko skarżyć...

A przecież jesteśmy dorośli. Jeśli przyjmiemy odpowiedzialność za własne życie - wtedy też przyjmiemy, że mamy siłę, jesteśmy władni je zmieniać!!! Od nas ono zależy!!!
To właśnie jest szansa i początek ZMIANY!!!

EL. - dzięki za to, co napisałaś o tym zakasaniu rękawów - uczę się od Ciebie :)

Elżbieto - masz rację o kładzeniu akcentu na przebaczenie - sorry, jeśli denerwuje Cie tym pisaniem o winie - może chodzi tutaj raczej, jak pisał Martin - o odpowiedzialność.
Sądzę też, że aby przebaczać - trzeba najpierw wiedzieć, co. Trzeba nazwać nasz problem. Stanąć w prawdzie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8