Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
JAK PRZEBACZYĆ PO ZDRADZIE?
Autor Wiadomość
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-19, 18:14   

EL. napisał/a:
Duszpasterstwo związków niesakramentalnych.....
tak jak współnota Sychar.....
jak duszpasterstwo więźniów....morderców....złodziei....


El wiesz jak takie zestawianie słów się nazywa = MANIPULACJA

Sychar to wspólnota a duszpasterstwa osób niesakramentalnych stoją na równi ze złodziejami, mordercami... Brawo. Nie wiem czy robisz to świadomie ale niestety...

Co do przebaczenia Elu - też miałem łatwość, też byłem pełen energii i wiary. Wydawało mi się, że moja miłość jest w stanie pokonać to co żona wyniosła z domu rodzinnego. Okazało się, że niestety tamto było bardziej kolorowe, lepsze, weselsze, ciekawsze.

Wiesz - kiedyś byłem świadkiem prawdziwego wybaczenia = wybaczała rodzina ofiary wypadku samochodowego - sprawcy śmierci. Wybaczała bezwarunkowo. Wybaczała pijanemu kierowcy. Ale on chciał tego wybaczenia, płakał, przepraszał, PROSIŁ o to wybaczenie. Nie trąbił wokoło że przecież tamten człowiek był również pijany, że znalazł się na jezdni w nieodpowiednim miejscu i czasie. Nie RELATYWIZOWAŁ swojej winy.

W taki sposób jak Ty to robisz można usprawiedliwić każde draństwo, zdradę, nawet bicie w rodzinie. Rozmawiałem z facetem, który raz uderzył żonę kiedy o 1 w nocy wróciła z 9 letnim dzieckiem z imprezy u koleżanek (notabene single). Nie miał pojęcia gdzie ona jest. Czy to go usprawiedliwiało??? Miał prawo być oburzony, tym bardziej, że to nie było pierwszy raz. Ale czy to dawało mu prawo do używania przemocy????? Co zrobiła uderzona kobieta - wezwała policję i zrobiła facetowi sprawę.

W większości przypadków to nie my pchaliśmy JEGO/JĄ do łóżka innego (Mogę zrozumieć że czasem postępowanie JEGO/JEJ popycha do tego, wręcz zachęca - patrz facet, który nie wytrzymał nocnych powrotów żony). To nie my podsuwaliśmy, alkohol, hazard lub posłużę się jeżykiem nałoga - dysfunkcje.

Elu takie stawianie sprawy winy, odpowiedzialności prowadzi u krzywdzicieli do samorozgrzeszania się - bo przecież on mi - jak to kiedyś zuza pisała zupy nie dosolił, lub kapci w porę nie podała - panu, który przed TV siedział.

Zdaję sobie sprawę, że nikt nie jest bez winy, że każdy z nas ma swoje grzechy i grzeszki ale uważam, że odpowiedzialność za rozpad rodziny spada na tego, który tą rodzinę rozbija poprzez zdradę, alkohol, narkotyki, seksoholizm, itp. nie można kogoś na siłę usprawiedliwiać słowami:
EL. napisał/a:
Nieraz wydaje nam się , że to my zostaliśmy zranieni.....a okazuje się po czasie, że to ja i ty raniłeś . EL.

nawet jeżeli tego kogoś bardzo się kocha lub kochało.
jeden z łotrów prosił o przebaczenie - drugi nie...

[ Dodano: 2009-01-19, 18:36 ]
Czy żałuje tego że kiedyś - bezgranicznie wybaczyłem??? NIE
mam świadomość, że to dzięki mojej decyzji córki miały dzieciństwo w pełnej rodzinie. czy doceniła to żona?? Nie - dała temu wyraz kolejny raz zdradzając. Czy doceniły starsze córki??? Nie - bankomat się wyczerpał a ze schizofrenikiem i zboczeńcem lepiej się nie zadawać.

Czy żałuje tego ze przez te kilkanaście spraw w sądzie walczyłem o to by oddalić pozew żony? NIE - tak czułem i tak postępowałem. Wygrałem ale przegrała nasza rodzina.
Dziękuje Bogu, że mam Julkę, że jest ze mną i wierzę, że będzie.

Czy żałuje moich obecnych decyzji??? Nie. Nie każde małżeństwo jest do uratowania.

Pozdrawiam - Witek.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-19, 20:49   

wito napisał/a:
Ja raz wybaczyłem bezwarunkowo - wiem że taka postawa jest możliwa, daje ogromną satysfakcję. Grzechu nie rozdrapywałem.
Wiesz zapewne, że po kilkunastu latach była kolejna zdrada. Cóż. Teraz o wiele gorzej przychodzi mi wybaczenie, tym bardziej bezwarunkowe. Pogodziłem się z faktem, że ktoś ma prawo tego wybaczenia nie potrzebować, choćbym nie wiem jak chciał... O pojednaniu nie ma mowy. Chociaż czasem jest mi ogromnie przykro, źle z tego powodu...

Mirela jest jeszcze taki fragment Ewangelii kiedy Chrystus wiszący na krzyżu wybacza temu, łotrowi, który tego wybaczenia chce, potrzebuje go, prosi o nie, uznaje swoja winę. Inaczej ma się do tego, który nawet w obliczu śmierci urąga, który można by rzec zaprzecza, że skrzywdził tego, który powinien mu wybaczyć, który wręcz krzyczy z pospólstwem "na krzyż z nim, ukrzyżuj, to on jest winien". Trudno wybaczyć komuś kto drwi z poczucia przyzwoitości, norm moralnych.

Wprawdzie do Mirelki, ale napiszę, bo ważne ..

ŁOTR NA KRZYŻU POTRZEBOWAŁ PRZEBACZENIA WIN OD JEZUSA CHRYSTUSA.

Twoja żona Wito potrzebuje przebaczenia, miłosierdzia, miłości i wszystkiego - OD CHRYSTUSA.

Każde małżeństwo jest już - OD RAZU, NATYCHMIAST, TERAZ - uratowane kiedy idziemy DO CHRYSTUSA,
Sakrament Małżeństwa jest w odniesieniu DO CHRYSTUSA

Miłość nasza do innych czerpana OD CHRYSTUSA.

wszystko PRZEZ, Z NIM I W - CHRYSTUSIE.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-19, 23:48   

Elżbieto - Nie tylko moja żona potrzebuje miłosierdzia od Chrystusa - potrzebujesz go Ty, ja i cała rzesza ludzi.
Wydaje mi się, że zakładając temat "jak przebaczyć po zdradzie" rozpoczęłaś dyskusje o tym jak my zwykli prości i szarzy, częstokroć ogromnie i wielokrotnie poranieni ludzie mamy wybaczyć, że oczekujesz pytań, odpowiedzi, że czekasz na dyskusję, dajesz możliwość podzielenia się radościami i wątpliwościami.
Ludźmi jesteśmy i wydaje mi się, że powinniśmy dyskutować o tym na ile po ludzku możemy wybaczyć, ugiąć się. Ile razy? Czy zawsze to wybaczenie jest możliwe, ile my z tego czerpiemy? Przebaczenie to jest proces dotyczący dwóch stron, wymaga od osoby której chcemy wybaczyć rozliczenia się z przeszłością, uznania swoich win. Nie wszyscy z nas są maszynkami do wybaczania, które jak chce od nas obecna pop kultura akceptują każde świństwo.
Jest taki film o przyjaźni, zdradzie i wybaczeniu - "Trzech kumpli".

Elżbieta napisał/a:
Każde małżeństwo jest już - OD RAZU, NATYCHMIAST, TERAZ - uratowane kiedy idziemy DO CHRYSTUSA,

Jakie to proste. - Więc skąd tyle cierpienia? Skąd tyle rozbitych rodzin? manipulowanych dzieci, które muszą się opowiedzieć - ja jestem za TOBĄ/TOBĄ?? Czyżby wszyscy Ci pokiereszowani ludzie piszący na forum, którzy robili, robią i być może będą dalej robić wiele by uratować swoje małżeństwa nie szli z Chrystusem???
Po co wiec forum którego celem jest niesienie pomocy - skoro zakładasz że każde małżeństwo jest już uratowane? od razu, natychmiast, teraz...
Pogodzenie się z tym, że małżeństwo nie istnieje, częstokroć nigdy nie istniało - prowadzi do pogodzenia się z samym sobą, ze swoim losem. Umożliwia trzeźwą i realną ocenę tego co było, co jest. jest dnem, o którym często pisze nałóg w odniesieniu do problemu alkoholowego. Można wtedy trzeźwo spojrzeć na przeszłość - bez wybielania małżonka, lub siebie, jeżeli się jest tym, który do rozpadu się przyczynił. Boże jakże często kochamy obraz z pamięci a nie postać z krwi i kości - krzywdziciela. Kiedy się z tego otrząśniemy możemy spojrzeć w przyszłość i obrać drogę a ocenę pozostawmy Bogu. Na całe szczęście nie my ludzie będziemy sądzić.
Pozdrawiam - Witek
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 08:02   

Elżbieta napisał/a:
Każde małżeństwo jest już - OD RAZU, NATYCHMIAST, TERAZ - uratowane kiedy idziemy DO CHRYSTUSA,

Elżbieto.
Co to znaczy JEST uratowane - w myśl Twoich słów? Tak po ludzku wytłumaczyć możesz?
Pozdrawiam. Elz
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 10:57   

Obawiam się, że "po ludzku" nie da się właśnie..
to tak jakbym miała tłumaczyć jak to się dzieje, że Pan Jezus CAŁY jest obecny w Ciele Chrystusowym ...
nie udałoby się wytłumaczyć, trzeba wierzyć


ps.
Dzisiejsza wskazówka Lodzi (po kryzysie i odbudowywaniu małżeństwa) jest bardzo cenna w jej wątku, w dziale Rozwód czy ratowanie małżeństwa

pozdrawiam
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 11:51   

wito napisał/a:
Ja raz wybaczyłem bezwarunkowo - wiem że taka postawa jest możliwa, daje ogromną satysfakcję. Grzechu nie rozdrapywałem.
Wiesz zapewne, że po kilkunastu latach była kolejna zdrada. Cóż. Teraz o wiele gorzej przychodzi mi wybaczenie, tym bardziej bezwarunkowe. Pogodziłem się z faktem, że ktoś ma prawo tego wybaczenia nie potrzebować, choćbym nie wiem jak chciał... O pojednaniu nie ma mowy. Chociaż czasem jest mi ogromnie przykro, źle z tego powodu...

Mirela jest jeszcze taki fragment Ewangelii kiedy Chrystus wiszący na krzyżu wybacza temu, łotrowi, który tego wybaczenia chce, potrzebuje go, prosi o nie, uznaje swoja winę. Inaczej ma się do tego, który nawet w obliczu śmierci urąga, który można by rzec zaprzecza, że skrzywdził tego, który powinien mu wybaczyć, który wręcz krzyczy z pospólstwem "na krzyż z nim, ukrzyżuj, to on jest winien". Trudno wybaczyć komuś kto drwi z poczucia przyzwoitości, norm moralnych.


Tak...wiem, zapewniam, że rozumiem...
To co zaznaczyłam kolorem zastanawia mnie w kontekście Miłosierdzia Bożego...na razie nie podzielę się tą refleksją ...Jedno wiem na pewno...Jeśli Chrystus przebaczyłby nawet takiej osobie w takiej chwili w swoim Miłosierdziu...czułabym się okropnie gdybym nawet nie poprosiła , nie zabiegała o siłę i potrzebne łaski do przebaczenia...Czasem jest tak ,że człowiek chce...ale nie potrafi w żaden sposób tego okazac, w swoim stanie nawet taka dusza zdolna jest zaprzeczyć...to wielki dramat , nie bez powodu Faustyna modliła się i ofiarowała za grzeszników...
Rozważanie jakie mam na uwadze przechodzi na płaszczyznę trudno dostepną, niezrozumiałą i wymagającą rozważania w modlitwie, najlepiej w Adoracji Najświętszego Sakramentu...
Pozdrawiam Cię Wito i współczuję ,że pojednanie wokół Twoich bliskich i Ciebie nie jest możliwe na ten moment.
Ps.
Cytat:



Nie wszyscy z nas są maszynkami do wybaczania, które jak chce od nas obecna pop kultura akceptują każde świństwo.

Wito to szatańska sztuczka pop kultury,która miesza wybaczenie z akceptacja zła!!!! Przecież to dwie różne sprawy!!!
Ostatnio zmieniony przez Mirela 2009-01-20, 12:06, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 12:04   

Wito, może te słowa pomogą Ci w rozeznaniu:

„Wierny jest Pan” (2 Tes 3, 3)
(Miłujcie się!, nr 3/2008, s. 38)

„Pan rzekł do mnie: »Pokochaj jeszcze raz kobietę, która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską«. Tak miłuje Pan synów Izraela, choć się do bogów obcych zwracają (...)” (Oz 3, 1).

Te słowa nie są skierowane tylko i wyłącznie do Żydów. Jeżeli przez Chrystusa jesteśmy dziedzicami obietnicy danej Abrahamowi i przez wiarę jesteśmy jego potomkami, to również do nas prorok Ozeasz kieruje te przerażające słowa: „Bóg was kocha, a wy łamiecie przysięgę małżeńską”. Oprócz bowiem innych wiarołomnych zachowań: horoskopów, zabobonów, uzależnień itp., obrażamy Boga, łamiąc wierność małżeńską i kwestionując nierozerwalność tego sakramentu.
Podkreślam: sakrament małżeństwa to nie jest wymysł księży. Ustanowił go sam Pan Jezus, mówiąc: „Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozdziela” (Mt 19, 6). Jest absolutnie oczywiste, że małżonków łączy Bóg, który nigdy ich nie rozdziela. Jeżeli małżeństwo się rozpada, to dzieje się wbrew woli Boga, który złączył kobietę i mężczyznę węzłem małżeństwa.
Największe wątpliwości budzi wśród ludzi kwestia tego, czy porzucony współmałżonek ma prawo ponownie wyjść za mąż bądź się ożenić. Według naszego ludzkiego rozumowania, skoro małżeństwo i tak się rozpadło, to znaczy, że jest nieważne. Skoro mąż (żona) mnie zdradza, to znaczy, że jestem wolna (wolny). Ale to jest rozumowanie ludzkie, nie Boże.
Powróćmy do księgi proroka Ozeasza. Ten prorok miał niesłychanie dziwną misję: musiał poślubić prostytutkę i dochować wierności małżeńskiej, a dzieci zrodzone z nierządu uznać za własne (Oz 1, 2). Zachowanie Ozeasza względem jego żony miało ilustrować zachowanie Boga względem niewiernego ludu, który pomimo przymierza zawartego z Bogiem zajmował się bałwochwalstwem. Widzimy, że Bóg przez cały czas pozostawał wierny Izraelowi, tak jak Ozeasz pozostawał wierny swojej żonie nierządnicy.
Pojawia się w tej księdze jeszcze jeden ciekawy wątek. Mianowicie Ozeasz otrzymał rozkaz pokochania i poślubienia jeszcze jednej nierządnicy. Wiedząc o jej przeszłości, nie podejmował z nią współżycia małżeńskiego (Oz 3, 3), mimo że po ślubie zamieszkali razem. Z tekstu księgi nie wynika, czy z pierwszą żoną Ozeasz w końcu się rozwiódł (prawo mojżeszowe dawało mu taką możliwość), czy też poślubił ją jako drugą żonę (to było również możliwe w ramach obyczajowości Bliskiego Wschodu). Wiemy tylko, że Ozeasz nie „skonsumował” tego drugiego małżeństwa, czyli nigdy nie współżył seksualnie z tą drugą żoną.
Oczywiście, życie proroka Ozeasza jest poniekąd wyjątkowe, gdyż służy do wyjaśnienia ludziom natury Boga. Bóg zachowuje wierność nawet wtedy, gdy ludzie są wiarołomni i zdradzają Go. Problem jednak tkwi w tym, że kiedy my łamiemy przymierze i nie dochowujemy wierności Bogu, On nie może być obecny w naszym życiu, jak to ujął św. Paweł: „Jeśli trwamy w cierpliwości, wespół z Nim też królować będziemy. Jeśli się będziemy Go zapierali, to i On nas się zaprze. Jeśli [w tym wszystkim] my odmawiamy [Mu] wierności, On [jednak względem nas] wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego” (2 Tm 2, 12-13). Trudno wymagać od Boga, by zaparł się samego siebie. Trudno wymagać od Jezusa, by przestał być Jezusem. Dlatego musimy się liczyć z tym, że zamykając dla Boga swoje życie, nie doświadczymy już Jego obecności i wsparcia.
Na przykładzie proroka Ozeasza bardzo dobrze widzimy, że każdy człowiek jest narażony na zdradę. Zawierając związek małżeński, podejmujemy pewne ryzyko i liczymy się z tym, że współmałżonek, będąc grzesznym człowiekiem, może nas zdradzić. Wspólne trwanie w Chrystusie, w łasce uświęcającej i w zachowywaniu czystości małżeńskiej maksymalnie zwiększa szansę wytrwania w wierności i doznania związanego z tym szczęścia. Ale co wówczas, jeżeli zostaniemy zdradzeni?
Popatrzmy na Chrystusa. Od samego początku wiedział On, że jeden z przyjaciół Go zdradzi. Nawet wiedział kto. Mimo to dał mu szansę, wybierając go do grona apostołów, czyli sobie najbliższych. Cały czas Jezus liczył się z tym, że zostanie zdradzony, cały czas żył z tą świadomością, ale do samego końca pozostał wierny. Dlaczego? Dlatego, że nie mógł się zaprzeć samego siebie. On jest miłością, a miłość usuwa lęk. On jest miłością, a miłość nie szuka swego. On jest miłością, a miłość wszystkiego się spodziewa (zob. 1 Kor 13). Po prostu Jezus nie mógł odpowiedzieć Judaszowi inaczej jak miłością.
Nikt nie mówi, że to jest łatwe. Zachowanie wierności względem zdrajcy jest ogromnie trudne, ale jest wymagane od uczniów Chrystusa. Sam Chrystus obiecuje swoją pomoc każdemu, kto się zdecyduje na wierność pomimo cierpienia (Hbr 2, 18). W swoim pierwszym dokumencie pierwszy papież naszego Kościoła postawił nam proste wymaganie:
„W całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: »Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty«” (1 P 1, 15-16).
Jeżeli należymy do tego Kościoła, jeżeli uważamy się za uczniów Chrystusa i podlegamy władzy następców św. Piotra, powinniśmy dbać raczej o to, by zachować relacje z Bogiem, a nie o to, by znaleźć usprawiedliwienie typu: „skoro mnie zdradzono, to i ja mogę zdradzić”. Powinniśmy zachować wierność osobie, z którą nas łączy sakrament małżeństwa, i nie powinniśmy mieć żadnych kontaktów seksualnych z innymi osobami, czy to w trwałych związkach, czy w chwilowych. Powinniśmy zadbać o wierność Chrystusowi, a wówczas możemy liczyć na spełnienie obietnicy: „Nauka to zasługująca na wiarę: »Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół z Nim i żyć będziemy. Jeśli trwamy w cierpliwości, wespół z Nim też królować będziemy«” (2 Tm 2, 11-12).
Mirosław Rucki
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 14:25   

Elżbieta napisał/a:
Zawierając związek małżeński, podejmujemy pewne ryzyko i liczymy się z tym, że współmałżonek, będąc grzesznym człowiekiem, może nas zdradzić. Wspólne trwanie w Chrystusie, w łasce uświęcającej i w zachowywaniu czystości małżeńskiej maksymalnie zwiększa szansę wytrwania w wierności i doznania związanego z tym szczęścia. Ale co wówczas, jeżeli zostaniemy zdradzeni?
tyle pan Rucki, którego zacytowała Elżbieta.
Tak samo pan Rucki mógł odnieść się do tego że małżonek zostanie alkoholikiem - będąc grzesznym człowiekiem, zostanie katem, marudą czy wyznawcą TV, częstokroć może obłożnie zachorować, zbankrutować i zdarzyć się cała gama innych nieszczęść, o których młodzi ludzie powinni wiedzieć i być ŚWIADOMI zawierając sakrament małżeństwa.
Zawsze należy dać szansę drugiemu człowiekowi. Tylko, że w większości przypadków ta druga strona nie chce z tej szansy skorzystać. Często widząc poświecenie i wybaczenie uważa to za słabość i czuje się bezkarny.

Co wtedy Elu, jeżeli ta druga osoba, nie zdawała sobie sprawy z tego, że małżeństwo to nie "pluszowy miś" i sama "poezja". Co wtedy jeżeli okaże się że się było wykorzystywanym w celu osiągnięcia wyznaczonego celu - potem do śmieci, na złom?? Co wtedy kiedy małżonek jest traktowany jako praczka, sprzątaczka, pomywaczka, obiekt zaspokajania zachcianek, bo tak ON/ONA wyobrażają sobie małżeństwo?? Co wtedy jeżeli ktoś świadomie twierdzi, że sakrament nie ma/miał dla niego najmniejszego znaczenia?? Czy z kimś takim zawarliśmy sakrament?? Czy dopuszczasz możliwość, że skoro ludzie oszukują w sądach, na ulicy, w konfesjonale, mogli oszukać w momencie składania przysięgi małżeńskiej?? co wtedy Elu?? Przecież ludzie nawet do komunii św, przystępują na pokaz dla ludzi. Czy dla takich ludzi powiedzenie "i przysięgam Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci" ma znaczenie?? Czy na 100% wiesz że ktoś taki nie wykorzystuje miłości i wiary szczerze przysięgającego małżonka do swoich celów??
Wiele pytań postawiłem prosto z serca po ludzku. Żyję już trochę lat na tym świecie. Wiele przeżyłem, trochę też doświadczyłem. Pytam od siebie - po ludzku, człowiek pełen rozterek, wątpliwości, wiary. Ale już nie Don Kichot, który walczy z wiatrakami.

Mirelo - moją tragedią jest to że właśnie najbliżsi nie rozumieją tego, że do wybaczenia i w konsekwencji pojednania, potrzeba woli obu stron. Wymagają (tak sadzę, bo rozmów brak) ode mnie pełnej akceptacji jej czynów, postawy. Bo przecież ona taka wykształcona, fajna, otwarta...
A ja chronicznie nie lubię Madonny nie dlatego że źle śpiewa ale za to że szydzi z tego co dla innych stanowi świętość. Nie toleruję postawy niektórych polityków, duchownych, ludzi występujących publicznie, nie za to że kiedyś popełnili błędy i być może nawet z głupoty ale zaszkodzili innym ale za to, że pomimo oczywistych dowodów temu zaprzeczają. Nie mogę się zgodzić na to, że zdrada jest pracą naukową. Z kimś takim nie można podjąć konstruktywnego dialogu a co za tym idzie rozpocząć procesu wybaczenia. Nie mogę i myślę, że mnie rozumiesz.
Życie nie jest takie czarno białe jak to widzi pan Rucki.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 15:01   

Wito, pan Rucki napisał dokładnie dalej "co wtedy robić"
nie czytałeś dokładnie???? ;-)


poza tym
czy sugerujesz, że żona okłamała Cię w dniu ślubu?
Mam dla Ciebie Dobrą Wiadomość !
W dniu ślubu wszyscy jesteśmy kłamcami !
Kto z nas wie w dniu ślubu czym jest prawdziwa miłość ?!
Ty wiedziałeś? chyba nie... żona wiedziała? chyba nie...
Rozumiesz ? czy nie?


Wito, słuchaj musisz coś zrobić, aby nie kręcić się w kółko
takie mam wrażenie, że wciąż jesteś wokół tego samego w sobie, takie odnoszę wrażenie

spróbuj innej drogi, NOWEJ
pozdrawiam
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 17:14   

Elżbieta napisał/a:
W dniu ślubu wszyscy jesteśmy kłamcami !
Kto z nas wie w dniu ślubu czym jest prawdziwa miłość ?!
Ty wiedziałeś? chyba nie... żona wiedziała? chyba nie...

Elżbieta, wtrącę się, chociaż może nie powinnam.
I powiem że się nie zgadzam, ja nie kłamałam.Mogłam nie zdawać sobie sprawy z tego czym jest miłość, ale kłamstwo jest czymś innym niż nieświadomość.
To co napisałaś do Witka jest dla mnie nie do przyjęcia.

Elżbieto.
Co to znaczy JEST uratowane - w myśl Twoich słów? Tak po ludzku wytłumaczyć możesz?
Elżbieta napisał/a:
Obawiam się, że "po ludzku" nie da się właśnie..
to tak jakbym miała tłumaczyć jak to się dzieje, że Pan Jezus CAŁY jest obecny w Ciele Chrystusowym ...
nie udałoby się wytłumaczyć, trzeba wierzyć


Posłuchaj: jak mówię ze wyzdrowiałam, znaczy że minęły objawy choroby.
Jak mówię że naprawiłam coś co było zepsute ( zabawkę, relacje z kimś) , znaczy że zabawka znów jest użyteczna a z daną osobą wyjaśniłam nieporozumienia i doszliśmy do jakiegoś wspólnego wniosku. Tu nie potrzeba wiary, widać efekty.

A jeśli Ty mówisz, że się po ludzku nie da wyjaśnić, to ja już wysiadam.
Trzeba wierzyć, powiadasz.
Znaczy co? W co? Mam wierzyć że mąż ze mną teraz pije kawę? Że mnie kocha? Że nadal traktuje mnie jak żonę? Myśli jak o żonie?
Elżbieto. Jestem realną kobietą, żyjącą samotnie po rozwodzie, na który zresztą nie wyraziłam zgody. Dla mnie uzdrowienie małżeństwa jest (istnieją szanse) wtedy przynajmniej, gdy dokonują się realne działania, gdy coś się zmienia w moim życiu czy życiu męża, gdy istnieje choćby cień szansy na to, by małżonek zawrócił z tej drogi na którą wszedł. W tej chwili takiej możliwości nie widać.
Dlatego poprosiłam o wtłumaczenie, jak Ty rozumiesz to co napisałaś.
Takie teksty: już, teraz - się dzieje - nic mi nie mówią. To jest dla mnie niezrozumiały, mistyczny język, którego ja nie używam.
Ja wciąż na ziemi jestem, posród żywych ludzi.
Albo........ co jest bardzo prawdopodobne, obie mamy rację i mówimy o tym samym - uratowanie jednostronne - znaczy - ja SIEBIE uratowałam, a o męża powalczę z Panem Bogiem.
A może trzeba się zastanowić co rozumiemy pod określeniem "małżeństwo"? Może widzimy zupełnie coś innego?
Pozdrawiam Cię.

A P.Rudnicki się myli. Ja nie przypuszczałam, nie liczyłam się z tym, że małżonek zdradzi. Gdyby tak było, to wtedy rzeczywiście przy ołtarzu byłoby kłamstwo, o którym pisze Elżbieta.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 17:29   

A czy dla Ciebie słowa - Pan Jezus jest realną Osobą - są do przyjęcia?
Czy przyjmujesz Jezusa jako Osobę?
Czy Jezus jest realny? - to kluczowe pytanie - dla każdego żyjącego w Sakramencie Małżeństwa.

Odpowiedz tylko na to jedno pytanie i więcej pytań - po prostu nie ma.

Jezus ustanowił Sakrament Małżonków i tylko On wie o co chodzi u każdego sakramentalnego małżeństwa. Każde jest Jego - każde sakramentalne małżeństwo DO NIEGO NALEŻY. Jest przyczyną i sprawcą i lekarzem oraz uzdrowieniem. On. Jezus.

Elzd, ratowanie małżeństwa zaczyna się od spotkania z Jezusem, który ustanowił Sakrament Małżeństwa - Twój i tylko Twój Sakrament Małżeństwa.

Nie rozumiesz pewnych rzeczy - może nie jest Ci TERAZ DANE TO - skąd mogę wiedzieć?
Piszę Ci co masz zrobić i co inni zrobili i teraz zbierają owoce, a Ty czy to zrobisz - skąd mam wiedziec?
Zrobisz jak chcesz.
Świadectwa uzdrowienia przez Jezusa Chrystusa są i to jest pewnik.
Dlaczego Tobie nie mógłby Pan Jezus pomóc?
Może nie teraz, może za chwilę, może jutro, albo za rok, a na pewno wtedy kiedy będzie wola Boża.
Elzd, szukaj Chrystusa w swoich sekundach, co chcesz więcej.
Szukaj, szukaj i szukaj, nie ustawaj Go szukać!
Kto szuka , to znajdzie . Bóg obietnic dotrzymuje !

Ufaj Bogu i Jezusowi - tego Ci życzę.
No i ucz się cierpliwości ... nieustannie, spokoju, pokory...
Cierpliwych nagradza Bóg !
Z Bogiem!
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 22:19   

Pan Rucki toczy akademicką dyskusję.
Elżbieta napisał/a:
poza tym
czy sugerujesz, że żona okłamała Cię w dniu ślubu?
Mam dla Ciebie Dobrą Wiadomość !
W dniu ślubu wszyscy jesteśmy kłamcami !
Kto z nas wie w dniu ślubu czym jest prawdziwa miłość ?!
Ty wiedziałeś? chyba nie... żona wiedziała? chyba nie...
Rozumiesz ? czy nie?

Nie to nie jest dobra wiadomość Elu - to tragedia mojego życia i życia mojej rodziny. Cytuję " Małżeństwo było dla mnie swego rodzaju kalkulacją, uwolnieniem się od swojej patologicznej rodziny" ale o tym stojąc przed ołtarzem nie wiedziałem - Rozumiesz, czy nie?
Ja nie kłamałem Elu - wiedziałem, że miłość wymaga poświęcenia, że to nie jest "pluszowy miś" pomimo że byłem bardzo młodym człowiekiem. Dokonałem też wyboru i swego rodzaju poświecenia dla osoby którą kochałem. Okazało się po latach, że kiedy zabawka się popsuła a bankomat wyczerpał, wróciły wzorce wyniesione z domu rodzinnego. Jakie wole nie wracać.
Elżbieta napisał/a:
Wito, słuchaj musisz coś zrobić, aby nie kręcić się w kółko
takie mam wrażenie, że wciąż jesteś wokół tego samego w sobie, takie odnoszę wrażenie

nie Elżbieto ja się już nie kręcę w kółko. Uczestniczę w dyskusji i dzielę się swoim doświadczeniem. Nie wierzę w uzdrowienie mojego małżeństwa bo jego już nie ma. Powstały dwa obozy. Wcale z sobą nie rozmawiamy.
Kiedy blisko trzy lata temu po tym jak żona oznajmiła mi że koniec z nami udałem się do psychologa - jej reakcja na początku była taka - a może to ty coś nie tak, może poszukaj w sobie, dalej było tak - widzę że bardzo chcesz to ratować, już raz Ci się udało ale teraz jest inaczej, jest warunek musicie chcieć oboje i tylko wtedy uda się wam uratować małżeństwo. Dalej opowiadałem o naszym życiu, bez kłótni, awantur, alkoholu, o sukcesach mojej żony - padło pytanie a gdzie byłeś w tym wszystkim Ty??? I bolesne wtedy dla mnie stwierdzenie - to się nigdy nie mogło udać...
Nie wierzyłem wtedy, wierzyłem że uda mi się uratować nasze małżeństwo, szczerze wierzyłem... jak Don Kichot walczyłem z wiatrakami...
Nie każde małżeństwo jest Elu do uratowania - bo tego muszą chcieć obie strony - tak było u Lodzi, na której historie się powołałaś.
Nie z każdym można się pojednać bo pojednanie to także proces, w którym muszą uczestniczyć obie strony, inaczej jest to zamiatanie śmieci pod dywan, ktoś otworzy drzwi, powieje i śmieci znów znajdą się na wierzchu - nawet po kilkunastu latach.
elzd1 napisał/a:
A może trzeba się zastanowić co rozumiemy pod określeniem "małżeństwo"? Może widzimy zupełnie coś innego?

wydaje mi się że właśnie tutaj tkwi istota rozbieżności zdań. Ja raczej skłaniam się ku opinii jezuity ks. Prusaka, że "Bóg nie powołał do istnienia małżeństw duchowych" "nie ma sakramentu samotności". Benedykt XVI twierdzi że w przypadku osób rozwiedzionych "nikt z nas nie ma gotowych formuł" i skłaniam się raczej w tę właśnie stronę.
Wydaje mi się że Elżbiecie bliższa jest teoria głoszona przez pana Guzewicza, że każde małżeństwo jest do uratowania. Ludzi żyjących kilka lat po rozwodzie, formalnej lub nieformalnej separacji dalej uważa za małżeństwo. Że uzdrowienia małżeństwa możemy dokonać tego sami - bez udziału tej drugiej strony, żyjąc w oddaleniu od małżonka.
pozdrawiam W.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 23:02   

wito napisał/a:
Wydaje mi się że Elżbiecie bliższa jest teoria głoszona przez pana Guzewicza, że każde małżeństwo jest do uratowania. Ludzi żyjących kilka lat po rozwodzie, formalnej lub nieformalnej separacji dalej uważa za małżeństwo. Że uzdrowienia małżeństwa możemy dokonać tego sami - bez udziału tej drugiej strony, żyjąc w oddaleniu od małżonka.
pozdrawiam W.

Wierzę w Boga,
wierzę Bogu,
więc wierzę, że może On (Bóg) dać tyle ile oczekujemy, a słowa te powiedziała św.Tereska od Dzieciątka Jezus,

a ile oczekujemy ?

wierzę, bo ktoś musi wierzyć na przykład za Ciebie w tym momencie.
To NORMALNY MECHANIZM w myśl myśli, że chrześcijanie są ze sobą powiązani na zasadzie naczyń połaczonych (to też dotyczy grzechu, grzechy jednych wpływają na grzechy innych - to normalne, że tak być musi, i z tym się walczy - wprowadzając dobro gdzie można)
wiara jednych wpływa na wiarę drugich
nadzieja jednych wpływa na nadzieję drugich
miłość jednych wpływa na miłość drugich
grzechy jednych wpływają na grzechy drugich

zgorszenie jednych wpływa na zgorszenie drugich
Wito, Ty też uwierzysz, tylko wydaje mi się, że jeszcze czekasz na jakikolwiek znak (od żony lub od Boga, tego nie wiem).

Zastanów się czy czekasz na znak.
Wydaje mi się, że czekasz na znak.

Nie czekaj na znak, np. od żony.


Lecz gdybyś dostał znak od żony, że ona chce wrócić, co byś zrobił?????
Pewnie byś ją przyjął, mylę się?
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 23:11   

Mylisz się.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-20, 23:19   

Twój wybór.

Z Bogiem!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8