Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
JAK PRZEBACZYĆ PO ZDRADZIE?
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-14, 12:11   JAK PRZEBACZYĆ PO ZDRADZIE?

Jak przebaczyć po zdradzie?
http://www.szansaspotkani...hp?pageid=10738

Każda sytuacja zdrady ma swoje indywidualne uwarunkowania w cechach osobowości zarówno osoby zdradzonej, jak i zdradzającej. Dlatego jedyną, uniwersalną receptą jest dialog. Zranione relacje można odbudować i więź po zdradzie może być silniejsza, a miłość dojrzalsza.

Zakochałem się w kobiecie —- wyznał ktoś z moich rozmówców. Łączą nas zainteresowania, praca zawodowa. Moją żonę szanuję cenię, ale już nie ma między nami tak żywych uczuć, jak dawniej. A przecież w miłości ważne jest jeszcze serce... Ja nie odrzucani tych 25 lat, które razem spędziliśmy. To byty dobre, piękne lata, ale czyż to, co się otwiera teraz przede mną, nie będzie równie wspaniałe i piękne? Czuję z moją nową partnerką wielką, głęboką więź emocjonalną, współbrzmimy ze sobą. Tak, wielu znajomych mówi mi, że przeżywam amok, typowe zauroczenie pięćdziesięciolatka. Ja wiem, że nie jestem wyjątkiem, wiem, że wiele osób taki amok przeżywa, ale ta więź jest naprawdę czymś wyjątkowym... Boję się. że jeżeli ją odrzucę, to za kilka czy kilkanaście lat będę pluł sobie w brodę, że przegapiłem taką szansę na przyjaźń. wielką miłość...”.

Takie zauroczenia przeżywają nie tylko pięćdziesięciolatkowie. Coraz częściej zdarza się, że po kilku latach małżeństwa, kiedy pojawia się uczucie rozczarowania, kiedy mąż lub żona nie spełniają marzeń, oto nagle odkrywa się „miłość swojego życia”. Okazuje się, że kolega lub koleżanka w pracy wygląda atrakcyjniej, też przeżywa jakieś rozczarowanie i z nim lub z nią można znaleźć pełniejsze porozumienie niż z własnym współmałżonkiem. Czasem nie ma aż tak „.głębokich” motywacji. Nie chodzi o rozwód, ale o zaspokojenie potrzeb emocjonalnych, szczególnie seksualnych. co prowadzi do swego rodzaju podwójnego życia. Wtedy wszystko staje się nieważne: żona, dom, dzieci, opinia kręgu przyjaciół. Nie zauważa się drwin w pracy. Mówią o nim czy o niej: jest w amoku.


Amok

Psychologia określa amok jako stan niezwykle silnego pobudzenia emocjonalnego ze znacznym zawężeniem pola świadomości. Jedną z jego przyczyn jest żywienie, podsycanie i nakręcanie uczuć — zarówno bardzo przyjemnych zakochania, fascynacji czy pożądania, jak i przykrych: zawiści, zazdrości, złości i nienawiści. W efekcie traci się kontrolę nad nimi i zaczynają one kierować zachowaniem człowieka”

Amok wynika często z długotrwałego tłumienia trudnych emocji, niezaspokojenia ambicji. Tłumione uczucia pokrywa się początkowo maską pozornego „zachowania twarzy”, opanowania, aż wreszcie dochodzi do wybuchu złości, furii, która może prowadzić nawet do zabójstwa lub samobójstwa. Zabójstwa konkurentów w miłosnych zalotach. samobójstwa z rozpaczy po .„złamaniu serca” przez kochanka, to nic innego jak przejawy działań w amoku. Sam termin jest pochodzenia malajskiego i na Malajach został opisany przez psychologów po raz pierwszy jako rodzaj transu, w którym zdolność do zachowań rozumnych jest ograniczona.

Amok uważany jest za zaburzenie psychiczne. Dotyka niekiedy osób, które — zdawać by się mogło — prowadziły dotąd ustabilizowane życie. Zdarza się nawet w przykładnych małżeństwach. Pamiętam jedną z pań, która napisała, że wiele by dała, żeby móc „wyciąć z mózgu” swojego kochanka, ale nie potrafi. Inny mój rozmówca twierdził, że ożenił się dlatego, że się chciał ożenić, ale jego partnerka zupełnie mu nie odpowiadała. Miała jedną zaletę: chciała go za męża. Teraz on czuje się sfrustrowany i przygnębiony, ma poczucie zmarnowanych lat. Spotkana ostatnio dziewczyna dodała jego życiu nowych barw, dynamiki, energii, po prostu uczyniła jego życie bardziej atrakcyjnym.

Amok w sferze erotycznej wiąże się z zaspokajaną potrzebą dokonania, sukcesu, czyli po prostu zdobycia partnera lub partnerki. Człowiek, który przeżywa ów stan, jest tak pobudzony, że traktuje każdego, kto mu się sprzeciwia, jak wroga. Jest absolutnie przekonany o słuszności swojego postępowania, choć nie mieści się ono nie tylko w nauce Kościoła, ale często w etyce humanistycznej w ogóle. Po owym .„zdobyciu” emocje często opadają i stąd powtarzające się dramaty porzucenia.


Błędne ścieżki

Justyna jest osobą wierząc% chociaż po związaniu się z Michałem przestała przystępować do sakramentów. Ma dwójkę dzieci z Leszkiem, sakramentalnym małżonkiem. Kazała mu się wyprowadzić z domu dwa lata temu I zaczęła szukać możliwości stwierdzenia nieważności swojego małżeństwa. Chce rozwiązać sprawę „po katolicku”, bo —jak pisze — „przecież musi się znaleźć wyjście z tej sytuacji”. W domyśle oznacza to: „musi znaleźć się wyjście takie, jakiego ja chcę”.

Justyna jest energiczna i przedsiębiorcza. Szuka kruczków prawnych, luk w prawie kanonicznym. A sprawa jest jasna: ma za sobą 10 lat małżeństwa, dwoje dzieci. Dopiero trzy lata temu coś zaczęło się psuć między nią a mężem. Spotkała Michała, który wypełniał potrzebę bycia kochaną, czego nie dawał jej kontakt z mężem. Pracuje z Michałem. Codziennie otrzymuje jego uśmiech, wieczorami coś więcej. Chciałaby wyjść za niego za mąż. Z Leszkiem spotyka się na tyle, na ile jest to konieczne przy jego widywaniu się z dziećmi. Formalnie nie mieszka z Michałem. Jednak zauważyła, że on zwleka ze swoim rozwodem. Ona zaś nie wystąpiła jeszcze o rozwód tylko dlatego, że czeka, aż Michał zrobi to pierwszy. A on daje jej wymijające odpowiedzi. Mówi jej, że jeszcze musi poczekać, że jeszcze nie teraz. Z jej rozmów z kapłanem prawnikiem wynika zaś jednoznacznie, że długi staż małżeński, wiele lat wspólnego życia z Leszkiem, w czasie których ich życie układało się poprawnie, nie daje szans na znalezienie powodów stwierdzenia nieważności sakramentalnego małżeństwa. Justyna poczuła, że jest w matni.


Terapia stopniowa lub wstrząsowa

Do wyjścia z amoku potrzebny jest często bodziec emocjonalny, wstrząs wewnętrzny równie silny jak ten, który spowodował wpadnięcie w ten stan. Może on spowodować opadnięcie gwałtownych emocji i zmianę utrwalonych zachowań. Znane mi są takie wstrząsy w wyniku znalezienia się w sytuacji „o włos od śmierci” w wypadku samochodowym, czy w wyniku długotrwałej choroby. Niekiedy zaś opadanie emocji przychodzi powoli. Opamiętanie się jednego z partnerów miłosnego szału może dokonać się wtedy, gdy jedna ze stron nie jest jeszcze wystarczająco głęboko zaangażowana i zaczyna zauważać realne niebezpieczeństwo przedłużania tego transu. Wtedy także druga strona zostaje „przywrócona do pionu”. Dobrze, jeżeli nie spaliło się za sobą mostów i powrót do domu jest możliwy.

Pewna zdradzona żona opowiedziała mi, że napisała SMS do kochanki swojego męża: „Odczep się od mojego męża, nie rozbijaj rodziny”. Po dwóch dniach przyszła odpowiedź: „Między nami skończone. On jest już tylko twój”. Nie dowierzała. Pytała mnie: ‚„Mąż, jak mu o tym powiedziałam, udawał zaskoczonego, mówił, że to jakieś nieporozumienie, pomyłka... Czy mam wierzyć tej dziewczynie? Czy mogę wierzyć mężowi?”. Okazało się, że tamta kobieta w ogóle nie wiedziała, że jej kochanek ma żonę, dzieci...

Prowadzący do zdrady amok jest chorobą cywilizacyjną. Rozbudzeniu go sprzyjają rozerotyzowane mass media, wyjazdy integracyjne organizowane przez zakłady pracy, konferencje, zagraniczne wyjazdy zarobkowe jednego z małżonków. Uchronienie się przed popadnięciem w amok wymaga dużej dojrzałości emocjonalnej i osobowościowej w ogóle. Pomaga w tym z jednej strony znajomość podstaw psychologii uczuć, z drugiej zaś oparcie całego swojego życia na Panu Bogu, który umacnia w nas świat wartości. Ważne jest niedopuszczenie do sytuacji, w której amok stanie się przysłowiową równią pochyłą do zaburzeń ograniczających działania rozumne. — Ach, te hormony... westchnął jeden z moich rozmówców. Tak, hormony są, działają ale najważniejszym organem seksualnym człowieka jest mózg.


Mówić, czy nie mówić?

Niektórzy odkrywają zdradę współmałżonka, zaglądając do telefonów komórkowych, szuflad w biurkach i na półki z bielizną Jednakże wiele osób czuje wyrzuty sumienia i mówi samemu.

To było w czasie mojego rocznego pobytu za granicą — napisał do nas jeden z uczestników Spotkań Małżeńskich. — Wyjechałem zarobić. W drugiej części mojego pobytu zauważyłem, że nasze rozmowy telefoniczne były jakieś „dziwne”, ale jakże bardzo cieszyłem się na powrót, na pierwsze spotkanie z żoną. Tymczasem w tę pierwszą noc żona mi opowiedziała o tamtym, że był czuły, delikatny, że się nią bardziej interesował niż ja. Jednak dodała, że nie chce ode mnie odejść. Po jakimś czasie zgodziła się, żebyśmy pojechali na Spotkania Małżeńskie. Rozmawialiśmy tam trochę o tym, ale przede wszystkim o innych sprawach, które odświeżyły nasz związek. Przebaczyłem żonie. Wracaliśmy przytuleni do siebie. Żona mówi, że to się więcej nie powtórzy. Zaufania jeszcze nie odzyskałem. Wciąż mam ich razem przed oczami. Ale mam nadzieję, że zbiegiem czasu będzie mniej boleć.


A oto list od Jacka. Pomijam opis wzajemnego zdradzania się w małżeństwie. Przytaczam tylko końcową część jego wypowiedzi:


Po drodze kupiłem kwiaty dla żony. Przemarzły na mrozie, ale ona mówi, że są przepiękne. Przecież nie są. Przepraszam ją za moje wyskoki. Zwłaszcza za jeden. Płaczę. Ona też. Łzy są brudne. Spływa z nich cały brud mojej duszy. Czuję się lekko, wszystko jej opowiedziałem. Teraz ona mówi. Przeprasza. Pierwszy raz od dawna przytulamy się do siebie. Całuję ją. Ona mnie też. Idziemy do łóżka. Jest cudownie. Ona wie, że jej wybaczyłem. Kocham ją bardziej niż kiedykolwiek do tej pory. Kocham moją żonę. Zdaje się, że najgorsze za nami. Me to jeszcze nie koniec. Wszystko jest za świeże. Wybaczyłem jej, bo ją kocham. Ona mi też wybaczyła. Z tego samego powodu.


Prawda między małżonkami jest rękojmią miłości. Płaszczyzny życia, na których spotykamy się w małżeństwie, tworzą swego rodzaju system powiązany ze sobą zaufaniem. Jeżeli jedno ogniwo zostanie usunięte, to przestaje funkcjonować cały system. Tak jest w przypadku zatajenia zdrady. Przemilczenie i założona maska rzutuje na wszystkie inne dziedziny życia, zakłóca relacje małżeńskie nawet wtedy, gdy sprawa zdrady jest już zamknięta. Wyrzuty sumienia obciążają niekiedy tak dalece, że odczuwa się potrzebę zrzucenia tego ciężaru z siebie. Jednakże nieobojętny dla relacji w małżeństwie jest sposób, w jaki ten ciężar będzie zdejmowany. Nie mówi się o nim po to, żeby tylko sobie ulżyć, czyli wylać na współmałżonka kubeł pomyj, ale dlatego że się współmałżonka — skrzywdzonego i poniżonego zdradą — kocha, czuje się autentycznie winnym i pragnie uzdrowienia oraz odbudowania całego systemu.

Zrozumiały jest lęk przed powiedzeniem takiej prawdy, jednakże może on zniszczyć małżeństwo do końca. Często po zdradzie widzi się związek w sposób nowy i osobie zdradzającej zależy na nim bardziej niż wcześniej. Dlatego potrzebne jest rozpoznanie właściwej chwili podzielenia się tym trudnym zdarzeniem, aby mogło być przyjęte przez współmałżonka. Potrzebna jest odwaga do wypowiedzenia tej trudnej prawdy. Ta odwaga jest także znakiem miłości. W obu opisanych powyżej wydarzeniach nietrudno zauważyć, że pojednanie małżonków dokonało się na płaszczyźnie emocjonalnej. To bardzo ważne, ale to nie wszystko. Właśnie wtedy nieunikniona jest rozmowa o wszystkich płaszczyznach życia: chociażby o tych, coraz powszechniejszych, wyjazdach jednego z małżonków za granicę, a także o swojej potrzebie bycia kochanym czy kochaną, o relacjach seksualnych, potrzebie uznania, autonomii i przynależności Niespełnienie ich w małżeństwie stało się przyczyną szukania zaspokojenia ich poza nim. Tylko wtedy kryzys małżeński będzie twórczy, kiedy związany będzie z programem naprawy. Rozmowa o zdradzie może być poprzedzona zmianami we własnym funkcjonowaniu w związku, które poprawią relacje między mężem i żoną na tyle, że przyjęcie przez drugą osobę informacji o zdradzie będzie łatwiejsze.


W drodze do przebaczenia

Zdrady nie zawsze kończą się rozpadem małżeństwa. Po jednorazowym „wyskoku” lub dłuższym romansie pojawia się kwestia przebaczenia. Ważne jest nazwanie przez oboje małżonków uczuć przez nich przeżywanych: poniżenia, oszukania, odtrącenia, odrzucenia, gniewu, buntu, odrazy, wstydu, upokorzenia, lęku przed ponownym zaufaniem małżonkowi, który zdradził. Chodzi o to, by tych uczuć nie podsycać, ale rozumnie, z ogromną cierpliwością odbudowywać jedność. Dlatego tak ważne jest, żeby osoba zdradzona miała świadomość tego, że jest tej zdradzie współwinna. To właśnie ona powinna przyjrzeć się takim swoim uczuciom, jak wyniosłość, lęk, pogarda czy wręcz nienawiść, które pielęgnowane w sobie jako „słuszne” mogą skutecznie zablokować przebaczenie.

Nie oznacza to oczywiście przyjmowania od razu, z otwartymi rękami powracającego współmałżonka, który może nawet jeszcze chełpi się swoimi podbojami i może chciałby zbyt szybko przejść do porządku dziennego nad tym, co się stało. W czasie małżeńskiego kryzysu jedni przeżywają bardzo silne uczucia, reagują szybko i gwałtownie, ale równie szybko pragną dojść do zgody i zacząć budować nowy rozdział w życiu, choć zdarza się, że natychmiast też o tym zapominają i mają skłonność do recydywy. Inni długo trzymają w sobie przeżywane uczucia, trudniej im zapomnieć, wracają do spraw, zdawać mogłoby się, zamkniętych. Boją się, że zdrada może się powtórzyć. Każdy chce dostosować sposób przeżywania współmałżonka do swojego. Tymczasem trzeba przyjąć do wiadomości, że każde z małżonków może przeżywać daną sytuację inaczej. Trzeba być przygotowanym, że zabliźnianie rany może potrwać długo, zwłaszcza jeżeli współmałżonek ma skłonność do pielęgnowania urazów. Swoją własną postawą trzeba mu pokazać, że sprawa jest rzeczywiście zamknięta. Konieczna jest wówczas cierpliwość i pokora.


Potrzeba dojrzałości emocjonalnej

Nie jest niczym nadzwyczajnym, że po kilku latach małżeństwa przychodzi kryzys. Pojawiają się uczucia rozczarowania, zawodu i buntu, że wszystko jest inaczej, niż się marzyło, śniło i oczekiwało. Sposób naszego reagowania w takich sytuacjach wynika z właściwości pobudzającohamujących układu nerwowego. Takie uczucia trzeba w sobie rozpoznać, nazwać, ale mieć do nich dystans. Nie budować na nich postaw, ale także nie tłumić tych uczuć. Przyglądać się o jakich niespełnionych potrzebach mówią, starać się troszczyć o zaspokojenie nie tylko własnych potrzeb psychicznych, ale przede wszystkim współmałżonka.

Budowanie postaw wyłącznie na uczuciach, zarówno tych przyjemnych - fascynacji, zakochania, jak i przykrych — rozczarowania, frustracji i zawodu, jest przejawem niedojrzałości emocjonalnej i osobowościowej. Potrzebne jest kształtowanie odporności emocjonalnej na te spośród przemian cywilizacyjnych, które pobudzają sferę zmysłową i sprzyjają budowaniu postaw na emocjach. To pobudzenie samo w sobie nie musi być czymś złym, jednakże rozum i wola ukazują wartości, które może ono stymulować bądź zniszczyć. Przemiany cywilizacyjne spowodowały docenienie i rozwijanie piękna miłości erotycznej w małżeństwie, piękna służącego budowaniu więzi małżeńskiej i rodzinnej, z drugiej strony jednak sprzyjają one niszczeniu tej więzi i dramatom dzieci. Potrzebna jest nieustanna czujność, samokontrola reakcji emocjonalnych. Potrzebna jest świadomość, że każdy z nas ma swoje naturalne cechy osobowości, w których kryją się zarówno szanse, jak i zagrożenia.

Na uleganie amokowi szczególnie podatne są osoby emocjonalne i prymarne, czyli takie, które reagują szybko, oraz osoby aktywne, podejmujące szybkie działania w ślad za emocjami. Są to również osoby łatwo nawiązujące znajomości. Każda z tych cech jest pierwotnie dobra, bo należy do dzieła Stworzenia, jednakże słabość człowieka powoduje, że może być wykorzystana w zły sposób.


Dlaczego tak trudno przebaczyć?

Trudności z przebaczeniem nie biorą się z samego tylko ciężaru winy małżonka, który zdradził. Wynikają też z problemów z własną osobowością. Są najczęściej budowaniem ocen i postaw na utrwalonych emocjach. Magda — ile razy ją spotykam — wraca w pełnych nienawiści sformułowaniach do męża, który ją porzucił dla innej kobiety, chociaż minęło już wiele lat od tego wydarzenia. Tymczasem problem zdrady nie jest na ogół sprawą jednego z małżonków, ale konsekwencją braku dialogu, braku porozumienia w małżeństwie. Wina za zdradę obciąża obie strony. Pielęgnowanie postaw nienawiści wynika z własnych cech osobowości, kultywowania zagrożeń wynikających z własnej emocjonalności, wojowniczości i sekundalności, czyli długiego i upartego pielęgnowania w sobie traumatycznych uczuć i zdarzeń. Ekstremalnym przejawem tego zagrożenia jest spotkane stwierdzenie: „Pan Bóg może mu i przebaczy, ale ja nie”. Pan Jezus wyraźnie nawołuje do przebaczania sobie nawzajem (por. np. Mt 5,21—26; Mt 7,1—2; Mt 18,21n; Łk 17,3), zaś słowa św. Pawła „Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg przebaczył wam w Chrystusie” (Ef 4,32), brzmią jak podsumowanie nauki Jezusa o przebaczeniu bliźniemu. Warto rozważyć w tym kontekście zdradę, której się doznało.

To, że współmałżonek zdradził i odszedł, znaczy często, że nie widział szans na pojednanie, bo osoba, która teraz czuje się skrzywdzona, nie przejawiała wcześniej wystarczającej woli przebaczenia, odbudowywania zaufania, dialogu.. A jeżeli był niedojrzały emocjonalnie i osobowościowo, to znaczy, że nie było mu dane dojrzewać

w swoim środowisku rodzinnym, a później — w małżeństwie. Trzeba zatem najpierw zobaczyć własne błędy. To może być czasem nawet sprawa owej belki i drzazgi w oku. Może trzeba najpierw — przebaczyć sobie, co bywa trudniejsze niż przebaczenie drugiemu.

Przebaczenie nie oznacza zapomnienia ani usprawiedliwienia. Ono należy do porządku miłości Boga do człowieka. „Pokochaj raz jeszcze kobietę, która innego kocha i cudzołoży” mówił Jahwe do Ozeasza (Oz 3,ł). Do zdrady i ponownego pokochania w ludzkim porządku rzeczywistości porównywał Bóg swoją miłość do Narodu Wybranego, który ciągle do „bogów cudzych się zwracał”. Przebaczenie, nawet jeżeli ten drugi nie żałuje, oznacza gotowość, jeżeli nie przyjęcia z powrotem do domu, to do nie obnoszenia się ze swoją krzywdą. Jest przejawem przyjęcia, w sobie samym, miłości Bożej. W sposób lapidarny ujmuje to katechizmowe „Urazy chętnie darować”. Może czasem, by tego dokonać potrzebna będzie psychoterapia, warsztaty, które pomogą w dojrzewaniu osobowości.

Zdarza się, że owocem zdrady jest dziecko. Wtedy przebaczenie jest szczególnie trudne, gdyż wiąże się z nowymi komplikacjami, rozwiązaniem problemu wychowania. Jeżeli ojciec ma widywać dziecko, które w naturalny sposób w takich sytuacjach zostaje przy matce, to powstaje chory układ, w którym zerwanie więzi między byłymi kochankami staje pod znakiem zapytania. Jednakże w sposób wyraźny odróżniłbym kwestię rozwiązań organizacyjnych i ochrony przed recydywą od przebaczenia. Te dwie sprawy należą do odmiennych porządków rzeczywistości.


Potrzeba łaski Bożej

Trudno jest mówić o przebaczeniu bez łaski Bożej. Każda zdrada małżeńska jest uszkodzeniem daru miłości otrzymanego od Pana Boga. Jednakże Pan Bóg troszczy się o ten dar. Jego działanie jest bardzo konkretne. Powoduje, że małżonkowie, a przynajmniej jedno z nich, zauważaj% że coś jest między nimi nie tak. Daje moc wyjścia z kryzysu. Przez „przypadkowe” rozmowy, zauważone ogłoszenia, zwrócenie uwagi na książkę czy artykuł, Pan Bóg zachęca do zatrzymania się w codziennym kołowrotku, do uczestniczenia w rekolekcjach, do pójścia do poradni, do kapłana. Przez głos sumienia podpowiada, jak nie brnąć dalej w ślepy zaułek seksualnego znieczulacza z tym trzecim czy tą trzecią. Jednakże pozostawia zawsze człowiekowi wolną wolę — to od niego zależy, czy skorzysta z tych podpowiedzi. Czy da się wciągnąć w amok, czy nie da mu zawładnąć sobą. Tak właśnie działa sakrament małżeństwa. To jest pomoc, którą dostaliśmy do kochania siebie nawzajem w małżeństwie.

Sakrament ten realizuje się w dialogu męża i żony, w ich wzajemnej trosce o siebie i poczuciu odpowiedzialności za piękno miłości małżeńskiej, miłości nieraz trudnej, ale przynoszącej ogromną satysfakcję przy okazji kolejnych jubileuszy wspólnego życia. Dialog małżonków, zgodny z podstawami psychologii komunikacji, umacniany łaską sakramentu małżeństwa, buduje i odbudowuje porozumienie. Chroni miłość przed relatywizacją. Przyjęta łaska napełnia mocą, dodaje odwagi, pomaga zdobyć się na ryzyko zaufania, ale także wytrwania w podjętym postanowieniu, w decyzji unikania okoliczności prowadzących do recydywy. Pomaga rozpoznać miłość, która „wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję”.


Życie z blizną

Każda sytuacja zdrady ma swoje indywidualne uwarunkowania w cechach osobowości zarówno osoby zdradzonej, jak i zdradzającej. Dlatego jedyną uniwersalną receptą jest dialog, poprzedzony wzajemnym poznaniem swoich osobowości. Jedno jest pewne: Zranione relacje można odbudować i więź po zdradzie może być silniejsza, a miłość dojrzalsza.

Mąż zdradził mnie już w pierwszym roku naszego małżeństwa — podzieliła się z nami swoją historią Grażyna. — Nie wiedziałam, co się stało. Nagle się dowiedziałem, że ma inną. To była jego dziewczyna sprzed czasów naszej znajomości i naszego małżeństwa. Ale powiedział, że zerwał. Wrócił. Bardzo dużo czasu zabrało mi pozbycie się wstrętu i nienawiści. Chyba aż rok to trwało, ale teraz mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że kocham męża. Teraz jestem trochę inna, bardziej stanowcza i pewna siebie, nie tak nadskakująca jak kiedyś. Wybaczyłam mu, chociaż miałam żal, że nie próbował rozmawiać ze mną o tym, co mu nie pasowało w naszym małżeństwie. Nie chciał być ze mną. Po prostu odszedł, nie wyjaśniając do dzisiaj dlaczego. Chyba mnie wtedy nie kochał. Nie rozumiem tego nadal, ale staram się już o tym nie myśleć. Teraz Bóg zwrócił mi męża takiego, o jakim zawsze marzyłam i jakiego zawsze pragnęłam. Teraz rzeczywiście czuję się kochana i szczęśliwa.

— Mąż ma inną dziewczynę — sięgam znów do korespondencji sprzed lat — i chociaż zapewnia, że kocha nas obie i że ja jestem ważniejsza, to jednak nie deklaruje porzucenia tamtej.


Odpisałem wtedy kilka słów zachęty do cierpliwości i wytrwania. Po przeszło dwóch latach przyszedł kolejny list. W wigilię Bożego Narodzenia osoba ta napisała znowu, ale jej mąż też się podpisał. Czytałem m.in.:

Byłam wtedy bardzo zagubiona i bardzo cierpiałam (...) Potem było źle i bardzo źle jeszcze przez całe dwa lata. Mąż na te dwa tata odszedł z domu. Potem zaczęło się pomyślniej układać. Teraz znowu jesteśmy razem i od nowa budujemy nasze szczęście.

To był najpiękniejszy prezent gwiazdkowy, jaki mogłem otrzymać. Później pisali do nas jeszcze kilka razy. Przysłali swoje zdjęcie z maleńkim synkiem.

Nie każda zdrada kończy się takim happy endem. Chociaż każde małżeństwo ma szansę przeżyć taki happy end. Potrzebne jest do tego rozpoznanie swoich cech osobowości, szans i zagrożeń, mocnych i słabych stron osobowości małżonka oraz otwarcie się na łaskę Bożą, otwarcie się na Chrystusa, który podtrzymuje i umacnia korzystanie z mocnych stron naszej osobowości. Po zdradzie pozostanie blizna. Można z nią żyć, ale nie należy jej rozdrapywać wypominaniem. Raczej wspólnie wyciągnąć wnioski, by w przyszłości nie doszło znowu do poranienia. A to wymaga wspólnego otwarcia się na nowe sposoby pielęgnowania miłości. Warto. Tędy prowadzi droga do miłości coraz dojrzalszej.

PS. Dla wielu małżeństw miejscem umocnienia łaską Bożą nadwerężonego małżeństwa, także po zdradzie, stały się rekolekcje Spotkania Małżeńskie.
( www.spotkaniamalzenskie.pl )
Małżeństwa w kryzysie
Zapraszamy!


JERZY GRZYBOWSKI, W drodze, nr 12(412)2007
 
     
markow
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-17, 15:50   Re: JAK PRZEBACZYĆ PO ZDRADZIE?

Jerzy Grzybowski napisał/a:

http://www.szansaspotkani...hp?pageid=10738

Tymczasem problem zdrady nie jest na ogół sprawą jednego z małżonków, ale konsekwencją braku dialogu, braku porozumienia w małżeństwie. Wina za zdradę obciąża obie strony.


Wina? Wolałbym, żeby autor artykułu nie przenosił odpowiedzialności za konkretny czyn na inną osobę. Za zdradę odpowiada zdradzający. Za zaistnienie kryzysu w małżeństwie obie strony (w różnym stopniu).
 
     
vana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-17, 16:04   

i jeszcze to
Cytat:
Dlatego tak ważne jest, żeby osoba zdradzona miała świadomość tego, że jest tej zdradzie współwinna. To właśnie ona powinna przyjrzeć się takim swoim uczuciom, jak wyniosłość, lęk, pogarda czy wręcz nienawiść, które pielęgnowane w sobie jako „słuszne” mogą skutecznie zablokować przebaczenie.

mnie też trochę te słowa zaniepokoiły. Bo to że doszłam już do tego, ze w naszym małżeństwie brakowało dialogu, porozumienia to chyba jeszcze nie usprawiedliwia zdrady męża. Skoro to mąż pierwszy zauważył, że coś jest w związku nie tak, że się żle w nim czuł to dlaczego nie próbował rozmawiać i mówić o swoich uczuciach, tylko sobie "odpuścił" i potem zdradził?

czy autor nie pomieszał trochę pojęć "kryzys" i "zdrada"? Bo zgadzam się, za kryzys w małzeństwie odpowiadają obie strony. Ale zdrada jest dla mnie jakimś następstwem kryzysu nie leczonego, gdy obie strony nie próbują rozmawiać ze sobą, gdy tylko któreś zauważa, ze coś jest nie tak.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-17, 17:32   

Cytat:
Wina za zdradę obciąża obie strony.

Cytat:
Dlatego tak ważne jest, żeby osoba zdradzona miała świadomość tego, że jest tej zdradzie współwinna.


Parafrazując cytat z kultowego filmu Juliusza Machulskiego, zdradzany małżonek nie jest odpowiedzialny tylko za: gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz.
Chociaż i tego nie jestem pewna.

Autor specjalizuje się w terapii i rekolekcjach dla niesakramentalnych, to wszytko wyjaśnia.
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-17, 20:21   

Elu,
Jerzy Grzybowski jest założycielem Spotkań Małżeńskich, ruchu ratującego małżeństwa sakramentalne, które znalazły sie w kryzysie lub przeżywają trudności.
Ma ogromne doświadczenie i dlatego pomaga też ludziom w związkach niesakramentalnych.
Czy to go dyskredytuje?
Bo mam wrażenie, że masz alergię na słowo "niesakramentalni"...
 
     
Darek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-17, 22:54   

Widzisz Małgosiu, ostatnio dużo się mówi o duszpasterstwie niesakramentalnych. Ostatnio nawet usłyszałem od niesakramentalnego znajomego, że oni też mają pomoc, taką jak my Sychar. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby powszechnie było wiadomo o co chodzi, lub chodzić powinno. Niestety te ruchy są odbierane jako poparcie niesakramentalnej drogi i przyczyniają się do umacniania mentalności rozwodowej.
Co prawda Pan Jezus przyszedł do chorych, bo tylko oni potrzebują lekarza, ale czy leczył tą metodą? Zawsze proponował im pójście za nim, bez żadnych kompromisów, które bezwzględnie piętnował i nazywał po imieniu.
 
     
Monika36
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-18, 01:45   Re: JAK PRZEBACZYĆ PO ZDRADZIE?

markow napisał/a:

Wina? Wolałbym, żeby autor artykułu nie przenosił odpowiedzialności za konkretny czyn na inną osobę. Za zdradę odpowiada zdradzający. Za zaistnienie kryzysu w małżeństwie obie strony (w różnym stopniu).

Oczywiście , że tak. Jest jeszcze trzecia opcja :
Nie ma kryzysu w małżeństwie, jeden małżonek zdradza, bo ma ochotę na to i tylko on jest winny ,że zdradził .Jego zdrada doprowadza dopiero do kryzysu. A druga osoba jest niewinna.Nie ponosi winy ani za zdradę , ani za póżniejszy kryzys.
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-18, 10:35   

już nawet śmieszy mnie gdy wszelcy "znawcy" tematu z "ogromnym niby doświadczeniem" traktują życie po zdradzie jako kwestię przebaczenie...a ja uważam ze przebaczenie nie jest tak istotne w tym co po zdradzie...to tak jakby porównac zadane rany psychiczne do ran fizycznych..załóżmy ze ktoś cię pobił i uszkodził fizycznie potem przychodzi i prosi o wybaczenie-ty wybaczasz ale to nie likwiduje tego ze rany jakie ci zadał cię nie bolą ze od wybaczenia przestajesz niedomagac fizycznie ze przy jakichs ruchach nie pojawia się zadany ból....i to jest problem życia po zdradzie-wszystkie traumatyczne przezycia jakich sie doswiadczyło...one nie wyparowują od przebaczenia...one nie bolą mniej od uświadomienia sobie nawet swojej współwiny...cóż napisał sensownego grzybowski o życiu z blizną???...aha...nie wspominać tak??? eureka
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-18, 11:15   

Małgosiu.
Miałam wiele na myśli, tak samo jak mam alergię na wiele różnych czynników czy osób.
Co do P.Grzybowskiego, pracuje na rzecz małżeństw i na rzecz związków niesakramentalnych, ma więc w jakiś sposób podwójny pogląd na problem. A wydaje m się, że w tak ważnych sprawach, też i duchowych, nie można dwóm panom służyć.
Już samo nazywanie przez osoby związane z Kościołem związków niesakramentalnych "małżeństwami" czyni, że taka osoba jest dla mnie mało wiarygodna.
Zaś przerzucanie winy jest jednym ze sposobów, w jaki usprawiedliwiają się ci, którzy zdradzają. I dlatego jestem może wyczulona na powielanie tego przez osoby zajmujące się pomocą i terapią.
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-18, 12:10   

Elu - co to znaczy _dwom panom słuzyc?
Przecież duszpasterstwo małżeństw i związków niesakramentalnych odbywa się jak najbardziej z aprobatą Kościoła!
"Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają" (Mt. 9, 12)

Wiesz, też przez długi czas protestowałam przed nazywaniem tych związków małżeństwami, a potem pomyślałam, że jakie ja mam prawo ich stygmatyzować, odmawiać nazywania małżeństwem (bo to jest forma upokorzenia i wskazywania - Ty jesteś winny, nie masz prawa itp). Oni są małżeństwami w świetle polskiego prawa i to prawo akceptują wszyscy, którzy czują się obywatelami tego państwa (to prawo akceptuje także kościół). Uważam, że nie jest nieprawda nazywanie ich małżeństwem.

Agnieszka, monika - można oczywiście wyśmiewać to, co mówi człowiek, który REALNIE pomógł setkom małżeństw, który przeprowadził tysiące rozmów i zna tysiące ludzkich historii, który chyba od 30 lat całe swoje zycie poświęca na ratowanie małżeństw (i pojedynczych ludzi) i działa za aprobatą Kościoła. On wie z doswiadczenia, z czym najtrudniej się zmagać.
Można oczywiście z drwić z tego, co mówi (tak jak robi to agnieszka) - ale czy to pomoże wam rozwiązać Wasze problemy? czy to nie jest zakrzykiwanie prawdy?
Czy może lepiej zastanowić się nad jego słowami i zobaczyć, czy nie ma w nich ziarnka prawdy?
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-18, 12:49   

>>> Do czasów Chrystusa nie było małżeństwa sakramentalnego
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-18, 12:53   

Małgosia, jakiej prawdy? podaj konkretnie co wyciągasz z tego tekstu??? jakie sposoby na życie po zdradzie podaje grzybowski?? nie wspominac ?? coś jeszcze??? wziaść kalendarz i pozaznaczać dni których sie nie chce pamiętać, zamachac czarodziejską różdżką i załatwione?? piszesz ze on ma doswiadczenie sugerując ze wie lepiej ode mnie z czym ja moge miec problem po zdradzie...facet nawet odrobinke nie wniknął w to jak to jest-tak to widze czytając ten tekst...
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-18, 13:00   

Malgosiu.
"Nie jest zadaniem Kościoła upodabniać się do świata, ale głosić Ewangelię Jezusa Chrystusa..."
Sama wiesz, że duszpasterstwo niesakramentalnych jest bardzo rozwinięte. Są również poradnie i pomoc dla małżeństw w krysysie, ale jeszcze będących razem. Dla samotnych, którzy chcą pozostać w wierności, nawet jednoosobowej do końca życia - jest tylko sychar i trzy, może cztery inne wspólnoty ( z tego jedna też Warszawie).
I wiesz, mało mnie interesuje, czy niesakramentalni są zdrowi czy chorzy, to ja potrzebuję pomocy i tysiące innych osób w podobnej sytuacji. Bo wtedy, gdy się pozostawi taką osobę bez wsparcia, istnieje większe prawdopodobieństwo, że pójdzie również złą drogą. Bo skąd niby ma czerpać siłę i wiarę, jeśli kościół i duszpasterz nie pomoże?
A pomoc idzie w zupełnie innym kierunku.
To, że w prawie cywilnym związki osób niesakramentalnych nazywane są małżeństwami, nie znaczy, że w świetle nauki Jezusa również tak mają być nazywane. Zobacz, trwa walka o legalizację związków osób tej samej płci i nazywanie tego małżeństwem. Mnie to się nie podoba. Właśnie zbytnia tolerancja również w nazewnictwie sprawia, że tak łatwo jest rozbić małżeńśtwo - wszakże "cały świat tak robi". A każdy następny partner to "mąż" czy "żona".

Wiesz Małgosiu, nie sądzę żeby Agnieszka drwiła, a jeśli już, to raczej jest to śmiech przez łzy. W każdym razie rozumiem zasługi P.Grzybowskiego pomagającemu ludziom, którzy jeszcze są razem, pomagającemu niesakramentalnym. Ale nie muszę zgadzać się z tym, że do zdrady przyczyniają się oboje małżonkowie. To jest naginanie prawdy i usprawiedliwienie dla niemoralnych czynów, więc przy okazji wybielanie sumienia sprawcy. Ale... jak inaczej można prowadzić poradnictwo i pomóc klientowi uporać się zw własnym sumieniem?
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-18, 15:45   

Agnieszko - prawdy o konieczności przebaczenia i poznania prawdy, szczególnie prawdy o sobie, która jest zazwyczaj bardzo bolesna, nieprzyjemna, boli.
Gdzie w tym tekście jest mowa o dotknięciu czarodziejskiej różdżki - raczej o dialogu, prawdzie, przebaczeniu, o łasce uświęcającej.
jeden cytat
Cytat:
Potrzebne jest do tego rozpoznanie swoich cech osobowości, szans i zagrożeń, mocnych i słabych stron osobowości małżonka oraz otwarcie się na łaskę Bożą, otwarcie się na Chrystusa, który podtrzymuje i umacnia korzystanie z mocnych stron naszej osobowości.

Tak Agnieszko, uważam, że p. Grzybowski, na podstawie swoich doświadczeń, może wiedzieć, co Ty czujesz i przeżywasz. Mechanizmy zranień, zachowań i reakcji w związkach są bardzo podobne - o czym świadczy chociażby nasze forum, gdzie pomagamy sobie, czasem skutecznie, mimo że każdy z nas jest inny i każdy ma inne życie.
To, że te słowa tak mocno cie dotykają, może świadczyć, że trafiły w czuły punkt...
Przepraszam, nie chcę Cię urazić, piszę to, bo uważam, że jest prawdziwe
 
     
Desdemona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-18, 15:52   

ja nie wiem czemu, ale z większości osób tutaj sie wypowiadających mozna wysnuć wniosek, że osoby działające w duszpasterstwie małżeństw niesakramentlanych to tzw. zdradzadze...a tutaj w sychar trwają małzonkowie zdradzeni...a nie przyszło wam do głowy, że tam są ludzie tak jak Wy zdradzeni,opuszczeni, czy po ucieczce z patologii którzy sobie tzw. "ułozyli życie" z inną osobą?! .Widzę, że tutaj wiele osób uzurpuje sobie prawo do oceny osób tak żyjących, z góry ferwuje wyroki...na szczęscie Bóg jest inny, MIŁOSIERNY jest, przebaczał najbardziej zatwardziałym grzesznikowm i wierzę, że kazdy taki przypadek, kryjący w sobie przecież dramat tych ludzi rozsądzi sprawiedliwie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10