Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - Mały cud ale zawsze...

Anonymous - 2009-03-26, 20:53
Temat postu: Mały cud ale zawsze...
Zastanawiałam się czy pisać, ale tytuł "maleńki cudzik" mnie ośmielił.

Chcę podzielić się z wami nadzieją, i podnieść na duchu siebie też, gdyż przemiana ciągle trwa i końca nie widać.
Pisałam już nas, jesteśmy prawie 3 lata po ślubie, nie mamy dzieci.
Od początku nam się nie układało w małżeństwie. Od początku był kryzys w zasadzie.
Kochamy się nawzajem ale za nic nie mogliśmy się dogadać.
Były proby terapii małżeńskiej w DWOCH katolickich ośrodkach, przejaśniło się nieco ale obie terapie skończyły się dla mnie fiaskiem, gdyż na pierwszej terapeutka dala nam jasno do zrozumienia ze to się nie uda, że marne szanse, a na drugiej mąż podjął decyzję o rozwodzie, i dostał akceptację ze strony terapeutki.
Nie chcę Was zniechęcać do terapii, absolutnie nie. Uważam jednak ze takie decyzje o rozstaniu (separacji) powinno się przemyślec, poprzedzić separacją, czy dłuższą indywidualną rozmową z duchownym.
Dla mnie mozecie sobie wyobrazic to był duzy cios..w dwoch miejscach nie wyszło, za każdym razem na nie. Zaczęłam się zastanawiać nad tym czy my powinnismy byc razem, jaka jest ważnośc sakramentu, jaki jest plan Boga wobec nas?
Po krótkiej separacji, zamieszkaliśmy znów razem. Wszystko to działo sie w ostatnim roku.
Zaczęłam indywidualną terapię, ze by zobaczyć co we mnie jest trudnego, tez po to aby pozbyć się lęku przed utratą męża, gdyż ciągle się go kurczowo trzymałam, nie było wolności w moim uczuciu.
Chciałam go za wszelką cenę naprawiać i zrzucałam na niego winę za rozpad.

W domu praktycznie nie rozmawialiśmy, zyliśmy obok siebie, mąż nadal mówił o rozstaniu, ja ZE STRACHU przyklepywałam wszystko i usiłowałam być jak najlepsza dla niego.
To oczywiście wzmacniało agresję i niechęc męża.
Ja bylam nadopiekuńcza, kontrolująca, krytyczna wobec niego, domagająca się uwagi i ciepła nieustannie. Brr
Nie wiem jak ze sobą wytrzymalismy, oczywiście atakowałam męża złością i wymówkami za brak działania, chęci zmiany siebie, uciekał w komputer, książki, towarzystwo kolegów, tak sobie radził.
Myślę ze mężczyznom o wiele trudniej zajrzeć w swój świat emocji, mówienie o tym jest dla nich katorgą.
Ale...
Od czerwca zeszlego roku jestem w terapii indywidualnej. U innej terapeutki, tez zwiazanej z kosciołem. Od początku stawiala sprawę jasno, ze nie wie czy bedziemy razem z męzem..ale jedyne co moge zrobic to pracowac nad sobą i tyle.
Mimo wzlotów i upadków, zalamań i chęci rzucenia wszystkiego w kąt , bo i tak nic nie daje, co mąż niestety potwierdzał i trochę podśmiewał się z moich "kozetek" ( no i wydatek ).
Ze na pocztku gorzej i gorzej bo wychodzą różne "brudy" i trzeba im się przyjrzeć.
Moja WYTRWALOSC została nagrodzona, ogromna pomoc ze strony bliskich, i zawierzenie wszystkiego Bogu, mimo lęku i chęci kontroli.
Był moment, ze ja chcialam uciekać, odchodzić...a raczej zgodzić się z decyzją męża...ok nie udaje się...
W chwili zwątpienia bylam nawet w sądzie kościelnym i tam o zgrozo, też ksiądz przytaknął i powiedział mi ze po co tak się szarpać, ze źle wyglądam i widac ze jestem wycieńczona.
Po doswiadczeniach z ludźmi zaangazowanymi w kościele muszę przyznać, ze ZBYT LATWO otwierają furtkę. Na szczęście nie wszyscy.
Jedynie w czasie spowiedzi zawsze padala zachęta :walczcie. Moj mąż nie miał tyle szczęścia. Wiele razy doświadczał zniechęcenia.
Pani z którą pracuję "zatrzymala" mnie i podpowiedziała, zeby decyzje podejmować z całkowitym spokojem, po przemodleniu i rozmowach ze spowiednikiem.
Czulam ze kocham męża, ale już jest tak źle ze krzywdzimy siebie.
To bylo w grudniu.
Moj kontakt z Bogiem był slaby, dużo buntu, odsuwalam się gdy bylo cięzko.
No i targowałam sie z Bogiem, oddaję Ci nas ale nie zabieraj mi męża :).Bądź wola Twoja, ale tylko nie to, boję się go stracić, boję się być sama. To ne była prawdziwa miłość tylko chęć "posiadania".
Zle to brzmi ale taka prawda.
Wszystko to przez ostatnie pół roku zaczęło się zmieniać.
Odkryłam zaleznosc od mojej mamy. zaczęlam radzić sobie ze złością i agresją słowną męża.
To było nie do wytrzymania, dla niego pewnie też
Widzialam jak wszystko w nim sie kotłuje i moja stanowczość najpierw go zadziwia a potem jeszcze bardziej złości.
Nie było łatwo się na nią zdobyć, gdyż jestem osobą "zahukaną" z domu i lękliwą, co teraz się nasilało w bliskiej relacji z mężem. zawsze balam się krzyku podniesionego głosu.Pod tym wszystkim byla siła jednak :)
I bezsilnośc ze nie mogę pomóc, tylko robić swoje. Widzialam ze jest coraz gorzej z nim, ze nie daje sobie rady, ze nie wie jak sie zachować, ze to co przynosilo kiedys efekt nie działa teraz, ze sięga po alkohol.
Nie pomagalam mu w tym, nie pielęgnowalam gdy był na kacu, smutno to pisać a serce az sie rwalo zeby pomóc.
Jedyne co pomagalo to podsuwanie niby niechcący, nie wprost, książek.
Zaden mężczyzna nie lubi okazywać słabości i przyznać się ze coś w nim wymaga naprawy. Ot męska duma.
Zaczęlam pisać od końca lutego. Od miesiąca jest TEN WLASNIE CUDZIK ktorym chciałam się podzielić.
W sercu dalam wolnośc mojemu mężowi i nie osaczam, nie jestem nadopiekuńcza, nie wyręczam go, nie kontroluję. Nie wypytuję ( w tym celowalam, bo jestem b rozmowna) ;)
Mąz widzę odetchnał, sam przychodzi pogadać, ataki złości minęły ( tzn są czasem ale uzasadnione, nie to co było), sam mi pomaga, wita się z zegna gdy wychodzi do pracy.
Obydwoje znów z radością wracamy do domu, Od trzech miesięcy nie było nawet aluzji do rozstania.
Pomaga mi w domu i jest bardziej serdeczny i ciepły niz kiedykolwiek do tej pory!
Czuję ze naprawdę go kocham, a nie zależę czy też wiszę na nim. Czuję sie doceniana, mąż chwali i dostrzega moją zmianę, choc jeszcze wiele przed nami.
Ja widzę coraz więcej dobrych cech we własnym mężu, ileż ja mogę się od niego uczyć, kiedyś byla fascynacja, zakochanie, ale emocje przesłoniły PRAWDE.
Otwiera się i zaczął szukać pomocy na zewnątrz, być moze terapia...ale na razie sza, nie pytam go o to.
Mam wrazenie ze TO FORUM bardzo mi pomogło, zadziałalo jak terapia grupowa :) choc bez pomocy indywidualnej nie byloby takiego efektu.
Jeszcze trochę pychy we mnie, ze to ja sama..ale nieprawda.. nie sama.To BOG i inni ludzie i mąż :)
Uczestnictwo wspolne z mężem na Mszy sw., sakramenty, codzienny różaniec od ponad roku i puszczenie zaufanie Bogu. Trochę "magicznie" bo w określonym celu i nie jest to jeszcze nawrócenie. Ale im jestem spokojniejsza tym częsciej rozmawiam i tęsknię do Boga.

jeszcze niedawno przyszło zwątpienie i pewnie będzie przychodzić. Zły nie śpi.
Bardzo Wam dziękuję, za to forum i proszę o modlitwę.

Anonymous - 2009-03-26, 21:35

:-) Obiecuję dziś modlitwę
Anonymous - 2009-03-26, 22:25

Danusiu.....to wcale nie taki mały "cudzik" :-)
Super!!!.....i oby tak dalej.

Anonymous - 2009-03-27, 08:28

Danusiu... to ogromna radość, czytać, że komuś się udaje :-D
Wykonałaś kaaaawał dobrej roboty... z całego serca gratuluję!!!!
I życzę aby każdy kolejny dzień był dla Was maleńkim cudem :-D

Anonymous - 2009-03-27, 12:07

Twoja historia napełnia mnie nadzieja:)
Cieszę się razem z Toba:))))

Anonymous - 2009-03-27, 15:00

Danusiu gratuluję i dziekuję za świadectwowidzisz. Widzisz doświadczasz, że jak Pan Bóg jest na pierwszym miejscu to wszystko inne jest na swoim miejscu. Kiedy składamy całe swoje serce i ufność pokładamy w Bogu to On nas poprowadzi ku światłu. U jednych trwa to krócej u innych dłużej, ale wiem jedno z Bogiem będzie dobrze, bo zawsze będziemy czuć Jego miłość, która ogrzeje nasze serce. Pozdrawiam
Jezu Ufam Tobie!

Anonymous - 2009-03-27, 15:29

Małgorzta napisał/a:
Danusiu gratuluję i dziekuję za świadectwowidzisz. Widzisz doświadczasz, że jak Pan Bóg jest na pierwszym miejscu to wszystko inne jest na swoim miejscu. Kiedy składamy całe swoje serce i ufność pokładamy w Bogu to On nas poprowadzi ku światłu. U jednych trwa to krócej u innych dłużej, ale wiem jedno z Bogiem będzie dobrze, bo zawsze będziemy czuć Jego miłość, która ogrzeje nasze serce. Pozdrawiam
Jezu Ufam Tobie!


A my ogrzejemy serca małżonków :mrgreen: , tak mi się wyrwało...

Anonymous - 2009-03-27, 19:42

Bardzo Wam dziękuję za te ciepłe słowa i za modlitwę.
Z Panem Bogiem.

Anonymous - 2009-03-28, 11:57

Danka....pamiętam jak tu weszłaś............ dziś jesteś ta samą ale nie taką samą Danką9.To wynik pracy nad sobą.SUPER że tak szybko zaałapałaś .
Fajnie sie Ciebie czyta ...szczególnie w tym fragmencie:

"I bezsilnośc ze nie mogę pomóc, tylko robić swoje. Widzialam ze jest coraz gorzej z nim, ze nie daje sobie rady, ze nie wie jak sie zachować, ze to co przynosilo kiedys efekt nie działa teraz, ze sięga po alkohol.
Nie pomagalam mu w tym, nie pielęgnowalam gdy był na kacu, smutno to pisać a serce az sie rwalo zeby pomóc.
Jedyne co pomagalo to podsuwanie niby niechcący, nie wprost, książek. "

Danka9.......... Pogody Ducha............. tak trzymaj

Anonymous - 2009-03-28, 14:04

dzięki bardzo n! bardzo pomogły mi Wasze komentarze.
To było tak, ze ja juz duugo nad sobą pracowalam, czytałam książki o uzależnieniu i współuzaleznieniu ( mnie dotyczy internet i nałogowa miłość), pisałam dziennik no i terapia, od ponad roku, indywidualna od czerwca.

To jest tak, ze duzo rzeczy się WIE, ale ze stosowaniem już gorzej.
No i są tez GORKI I DOLKI, czasy kiedy jestem bardziej swiadoma tego co sie dzieje ze mną i czasy kiedy brną w jakies "głupie" nawykowe zachowania, schematy.
To ciągle się zmienia..ale jest czas ze duuuzo poszlo do przodu WRESZCIE :-) tez u mojego męża
Pozdrawiam i tak chcę trzymać. z Bogiem przede wszystkim

Anonymous - 2009-03-29, 00:02
Temat postu: Re: Mały cud ale zawsze...
Danka 9 napisał/a:

Pisałam już nas, jesteśmy prawie 3 lata po ślubie, nie mamy dzieci.
Od początku nam się nie układało w małżeństwie. Od początku był kryzys w zasadzie.
Kochamy się nawzajem ale za nic nie mogliśmy się dogadać.


W domu praktycznie nie rozmawialiśmy, zyliśmy obok siebie, mąż nadal mówił o rozstaniu, ja ZE STRACHU przyklepywałam wszystko i usiłowałam być jak najlepsza dla niego.

Ja bylam nadopiekuńcza, kontrolująca, krytyczna wobec niego, domagająca się uwagi i ciepła nieustannie. Brr
Nie wiem jak ze sobą wytrzymalismy, oczywiście atakowałam męża złością i wymówkami za brak działania, chęci zmiany siebie, uciekał w komputer, książki, towarzystwo kolegów, tak sobie radził
.



czytam twoj post i jest bardzo podobny do mojego
1.5 roku po ślubie,dzieci nie mamy,od początku nam się nie układa a przed ślubem byłam na 100%,że on mnie nigdy nie skrzywdzi i ja jego,że się kochamy ...
Danka9 ciesze się z twojego cudu,trzymam kciukli za was i życzę dużo miłości i siły.Wydaje mi się,ze się kochamy ale jednak ciągle sami sobie stoimy na przeszkodzie,nie możemy być szczesliwi.Boję się,że nie potrafimy tego już naprawić, wy korzystaliśie z poradni a mój mąz nawet o tym słyszeć nie chce.Też ucieka w komputer i kolegow a ze mną nie chce być.
Też jestem dla niego nadopiekuńcza,ma wsyztsko ale i tak nie kocha mnie za to co robie.
w twoim poście widzę swoje odbicie.

powodzenia

Anonymous - 2009-03-29, 12:50

Hej, dziękuję, odpiszę Ci w Twoim wątku a propos nadopiekuńczości, to najgorsze co można zrobic, nic dziwnego ze mąż się odsuwa.
Pozdrawiam

Anonymous - 2009-03-29, 13:20

dzieki za odp.ale skoro tak bardzo facetom przeszkadza nadopiekuńczośc to czmeu sami za robote się nie wezmą lub nie zmieniają tego -bo im wygodnie
Anonymous - 2009-03-31, 20:48

hej, młoda żono, napisałam u Ciebie.

Dziś jestem sama w domu i pierwszy raz od zawsze, odkąd znam męża nie tęsknię rozpaczliwie.
Mąż wyjechał na 5 dni, kiedys to byla dla mnie tragedia. Uwierzycie?
taka byłam od niego uzależniona, nie chciało mi się samej jeść, chodziłam z kąta w kąt, umawialam z koleżankami zeby cos robić.
Kiedys wyjechal na 3 tygodnie, kołatanie serca, bóle brzucha, czulam się jak opuszczone dziecko, ja dorosła kobieta.
A przeciez zanim poznałam męża swietnie sobie sama radzilam, mieszkałam sama.
Dopiero w zwiazku tak się zachowywalam dziwnie.
Wiem teraz ze to z dziecinstwa, lek przed opuszczeniem, dziecinny lęk.
Dzielę się z Wami tą radością, ze potrafię sobie radzić z samotnością gdy mąż wyjedzie,
Moze ktoś dostrzeze tez swoje takie zachowania?
Niby nic a dla mnie nowina. Jestem bardziej niezależna i czuję się spokojna.

I jeszcze jedna refleksja
mąż poprosił mnie o różaniec na wyjazd, chwilkę wahalam się bo jestem do niego bardzo przywiązana, ale dałam mu go.
Przypomniałam sobie ze gdzies mialam taki malutki, zawieruszył mi się gdzieś przed miesiącem.
Dzis rano obudziłam się i znalazłam rózaniec ten mały pod poduszką, po prostu lezał tam :)
Wczoraj go nie było, gdyż dokładnie scieliłam, maz tez nic nie wiedział, jestem pewna, byl zaskoczony,nikt więcej u nas nie urzęduje w domu... jedyne racjonalne wyjasnienie ze moze był w poszewce poduszki, ktorą wczoraj powlokłam, moze sie z nią wyprał? nie mam pojęcia :)
Odebrałam to jako Boży znak (mozecie sie smiac), ze gdy dajemy cos naprawdę od serca, to Pan Bog nam to odda z miłością :-) to była naprawdę miła i zaskakująca niespodzianka.
O mnie zatroszczył się bym nie musiała modlić się na palcach ;-)
Dziękuję Ci Boże za to dobro, które mnie spotyka.

Anonymous - 2009-03-31, 22:12

Danka9 cudy małe was lubią,ja niestety wiary takiej nie mam.

Dobrze,że nie teśknisz mozno,że nie zadręczasz się jak mąz wyjeżdza, zr.ob coś dla siebie-idż do kina lub na plotki z koleżanką a może na zakupy-korzystaj i odpocznij.

Modlitwa pomaga wam i Bóg jest z wami

trzymam kciuki za was :-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group