Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Sakrament małżeństwa -nierozerwalne przymierze czy kontrakt?
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-25, 00:12   

Agunia, pewnie nie czytałaś Ojca Salija:
http://www.opoka.org.pl/b...oda_rozwod.html
końcowy fragment:

"Kiedyś wiele nauczyła mnie na ten temat pewna kobieta, którą mąż rzucił osiem lat przed naszą rozmową. Pierwszy pozew rozwodowy sąd oddalił z powodu jej sprzeciwu. Kiedy przyszła do mnie, sprawa toczyła się po raz drugi. Sprzeciw jej nie miałby już praktycznego znaczenia, bo trudno się było spodziewać, żeby sąd odmówił zalegalizowania sytuacji, która faktycznie trwała już tak długo. Sprzeciw jej — i tak nieskuteczny — zburzyłby tylko jej spokój, utrudniłby pracę sądowi i zrozumiano by go wyłącznie jako złośliwość albo upór fanatycznej dewotki.

I proszę sobie wyobrazić, że ona w tej sytuacji, mimo wszystko, nie wyraziła zgody na rozwód. „Nie mogę się zgodzić — mówiła mi. — Dla mojego męża orzeczenie rozwodu to jakby rozgrzeszenie. On chciałby sobie wreszcie powiedzieć: Teraz to już wszystko w porządku! Otóż nie wszystko jest w porządku: nasz syn nie miał ojca, ja mam zmarnowane życie. Jeśli otrzyma rozwód mimo mojego sprzeciwu — to może jednak łatwiej mu przyjdzie kiedyś taka myśl, że jeszcze nie wszystko w porządku, że jeszcze jest mu potrzebne prawdziwe rozgrzeszenie”.

Myślę, że ten punkt widzenia wart jest Pańskiej uwagi. A jeśli zdecydowałem się odpowiadać publicznie na Pański list, to głównie w nadziei, że czytelnicy W drodze pomodlą się za Pana.


lub to:
http://www.opoka.org.pl/b...ogi/rozwod.html
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-25, 10:56   

Elżbieto, zawsze kiedy czytam tę historię, mam bardzo mieszane uczucia, zwłaszcza w kontekście przeczytanego "Bólu krzywdy..." J. Augustyna.
Poniżej cytuję fragment:
„Nie mogę się zgodzić — mówiła mi. — Dla mojego męża orzeczenie rozwodu to jakby rozgrzeszenie. On chciałby sobie wreszcie powiedzieć: Teraz to już wszystko w porządku! Otóż nie wszystko jest w porządku: nasz syn nie miał ojca, ja mam zmarnowane życie. Jeśli otrzyma rozwód mimo mojego sprzeciwu — to może jednak łatwiej mu przyjdzie kiedyś taka myśl, że jeszcze nie wszystko w porządku, że jeszcze jest mu potrzebne prawdziwe rozgrzeszenie”.

Moje wątpliwości:
1. Czy ta kobieta przebaczyła swojemu mężowi? Wg mnie - nie. Wypowiedź świadczy, ze dalej żyje w poczuciu ogromnej krzywdy. Jest w tym gorycz, żal za "zmarnowane życie". Co zrobiła ze swoim życiem, kiedy odszedł mąż, że tak uważa?

2. Dlaczego jej syn "nie miał ojca"? Zerwał kontakty z dzieckiem? A może dziecko widziało gorycz i żal matki, więc nie chciało tych kontaktów z ojcem?

3. Dziwne to domniemanie, że taki sprzeciw żony spowoduje, iż łatwiej przyjdzie w przyszłości skrucha mężowi. Nie słyszałam, zeby akt skruchy miałby się z tego powodu stać łatwiejszy - łatwiej dokonać. Przypuszczam, że szybciej u takiego męża, zamiast wyczekiwanej skruchy, pojawi się wobec żony poczucie krzywdy. On poczuje się raczej skrzywdzony przez nią. Może nawet pojawić się w stosunku do niej nienawiść, gorycz.

Pozdrawiam
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-25, 11:23   

ELZD1 kiedyś napisała- co zobaczyła w oczach męża- jak usłyszał jej "nie".
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-25, 12:27   

Ola2 napisał/a:
3. Dziwne to domniemanie, że taki sprzeciw żony spowoduje, iż łatwiej przyjdzie w przyszłości skrucha mężowi. Nie słyszałam, zeby akt skruchy miałby się z tego powodu stać łatwiejszy - łatwiej dokonać. Przypuszczam, że szybciej u takiego męża, zamiast wyczekiwanej skruchy, pojawi się wobec żony poczucie krzywdy. On poczuje się raczej skrzywdzony przez nią. Może nawet pojawić się w stosunku do niej nienawiść, gorycz.

O.Salij napisał: "Jeśli otrzyma rozwód mimo mojego sprzeciwu — to może jednak łatwiej mu przyjdzie kiedyś taka myśl, że jeszcze nie wszystko w porządku, że jeszcze jest mu potrzebne prawdziwe rozgrzeszenie."
Tak, Olu, wszystko to MOŻE.
Może przyjdzie skrucha, a może większa nienawiść. Wszystko opiera się :
Na tym, że ta kobieta MA NADZIEJĘ, że może coś..
I tyle.
Resztę w sercu ona rozsądzi i może na spowiedzi.

---i to co mąż poczuje to inna sprawa.
Na razie to ona ma problem z emocją.
Na męża kolej (emocje czy skruchę) przyjdzie: inaczej.
Bóg przychodzi do wszystkich, do każdego inaczej i w inny sposób i o innych porach.
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-25, 12:33   

Ale w tym tekście nie chodzi o ocenę tej kobiety - byc może Ola ma rację, analizując jej postawę, choc chyba jednak za mało o niej wiemy, żeby oceniać.
Tu chodzi o jej postawę w momencie rozwodu - jeśli jest wewnętrznie przekonana, że rozwód jest złem - dla całej rodziny i każdego z osobna, w dłuższej perspektywie także dla męża, choć on nie przyjmuje tego do wiadomości - to daje temu wyraz i nie zgadza się.
Tylko tyle.
A mąż ma prawo być wściekły, patrzec z nienawiścią, bo to krzyzuje jego plany, bo pokazuje, że zona ma własne zdanie i nie daje soba kierować, bo tak naprawdę czuje, że ona ma rację itp...
Czy powinna, wbrew swojemu przekonaniu, zgodzic się na rozwód, by go nie denerwować, w nadziei, że spojrzy na nią przychylnie?
A zupełnie inną sprawą jest, jak ona zachowa się w przyszlości - czy bedzie próbowała normalnie zyć, budować nowe zycie, czy bedzie chowała w sobie ból i urazę - to o czym pisze Ola.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-25, 14:10   

"Na tym, że ta kobieta MA NADZIEJĘ, że może coś.. "

No właśnie, na co?

"Na razie to ona ma problem z emocją."

Też tak mi się wydaje.

Widzisz, cały czas mi się wydaje, że ta historia, nie jest tak do końca dobrym przykładem na tzw. walkę o sakramentalny związek. Zrobiłam malutki test i dałam 5 osobom dorosłym do przeczytania. Efekt - tak samo odbierają go jak ja. Osoby te mówiły, coś w stylu, ze ta kobieta chce sprawiedliwości, zadośćuczynienia. Gdzie tu miejsce na miłość bezwarunkową. Prawdopodobnie tak samo nie lubi swojego mężą, jak on ją.
Oni nadal będą małżeństwem - sakramentalnym.
Szkoda, że nikt nie pokusił się z zadaniem tej kobiecie pytania, czy jakby mąż chciał powrócić do rodziny, to czy przyjęłaby go z otwartymi ramionami (jak "syna marnotrawnego")? Nie można zaprzeczyć, że wiara w związek sakramentalny tej kobiety być może jest tylko świecą dymną.
Pamiętam, gdy się rozwodziłam. Niektórzy pisali: nie zgadzaj się na rozwód, a tak z czystej złośliwości. Cel uświęca środki? W czasie sprawy rozwodowej mąż dostał wybór: brak rozwodu lub rozwód z orzekaniem o jego winie. Jestem w świetle prawa świeckiego rozwódką.
Pozdrawiam
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-25, 15:46   

[quote="Ola2 Pamiętam, gdy się rozwodziłam. Niektórzy pisali: nie zgadzaj się na rozwód, a tak z czystej złośliwości. [/quote]

No Olu, nikt tak nie pisał.
Odpowiedz tylko, czy gdyby ona była przekonana, że rozwód jest złem, to powinna, żeby okazać swoją dobrą wolę, zgodzić się na niego?
Moim zdaniem rozwód to zbyt ważna sprawa, żeby postepować wbrew swoim przekonaniom w imię... czego? niesprzeciwiania sie męzowi?, okazania dobrej woli?
Nic nie wiemy o tej kobiecie, więc nie gdybajmy.
To, czy przyjęłaby swojego męża, zależy od jej pracy po rozwodzie. Od tego, czy chce wybaczyc, czy pielegnować urazy.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-25, 16:12   

Małgosiu, takie prive otrzymywałam.


"Nic nie wiemy o tej kobiecie, więc nie gdybajmy. "

My gdybamy? A może autor pogdybał? Wyraźnie pisze Elżbieta, że to jest zakończenie dłuższej wypowiedzi.

A dlaczego jej historia przedstawiana jest w konteście chluby? Przykład dobrego postępowania? Jej wypowiedź bardziej świadczy o jej krzywdzie, braku chrześcijańskiego przebaczenia, chęci zadośćuczynienia niż właśnie z przekonań religijnych czy miłości do męża. Jeżeli autor chciał zachęcić nas do mówienia "nie", to nie jest dobry przykład.
A jeżeli autor tego tekstu wie coś więcej o tej kobiecie, czego nam nie mówi, to niepotrzebnie eksponuje te elementy jej wypowiedzi, które świadczą, o czymś zupełnie innym.
Pozdrawiam
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-25, 17:52   

Ola2 napisał/a:
"Na tym, że ta kobieta MA NADZIEJĘ, że może coś.. "

No właśnie, na co?

Ma nadzieję, że może coś drgnie kiedyś w jej mężu i zbliży się on do Jezusa.
Być może właśnie to.

Olu, Ty też chciałabyś, aby Twój mąż nawrócił się... pewnie tak. Myślę, że najpierw chciałabyś, aby się nawrócił i potem był z Tobą, taki nawrócony, bo teraz, z tego co pisałaś jest niedobry :-(
a po nawróceniu będzie "odnowiony" i lepszy DLA CIEBIE :-)
Twoja, Olu, historia jest Twoją historią, która rozgrywa się w Twoim sercu. Jeśli robisz coś źle, to Pan Bóg - prędzej czy później - ujawni to Tobie w najmniej oczekiwanym, acz NA PEWNO dobrym momencie. Wierz w to ! I trzymaj się sakramentów, które "jeszcze" Ci pozostały... wiesz jakie. Pozdrowienia !
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-26, 09:37   

"Ma nadzieję, że może coś drgnie kiedyś w jej mężu i zbliży się on do Jezusa.
Być może właśnie to."

Pisałaś Małgosiu, żeby nie gdybać.

"Olu, Ty też chciałabyś, aby Twój mąż nawrócił się... pewnie tak."
Pewnie tak, tylko nie żyję złudzeniami i nie mam zamiaru "zmarnować" sobie i dzieciom życia.

"Myślę, że najpierw chciałabyś, aby się nawrócił i potem był z Tobą, taki nawrócony, bo teraz, z tego co pisałaś jest niedobry a po nawróceniu będzie "odnowiony" i lepszy DLA CIEBIE "

Niedobry? To trudno nazwać "niedobrością". On jest emocjonalnym szantażystą i patologicznym kłamcą nie tylko w stosunku do mnie. Wobec innych też. I nie sądzę, żeby kiedykolwiek się nawrócił i "odnowił". Facet ma coś z psychiką.

"Twoja, Olu, historia jest Twoją historią, która rozgrywa się w Twoim sercu. Jeśli robisz coś źle, to Pan Bóg - prędzej czy później - ujawni to Tobie w najmniej oczekiwanym, acz NA PEWNO dobrym momencie. Wierz w to ! I trzymaj się sakramentów, które "jeszcze" Ci pozostały... wiesz jakie."

Mój problem polega na tym, zeby wytrwać w samotności (bez innego faceta), a przy tym nie zatruć otoczenia jadem i goryczą. Całe szczęście etap nienawiści zmienił się w etap politowania dla męża (biedny, maly człowieczek). Od politowania może przejdę w coś bardziej konstruktywnego jak prawdziwe przebaczenie.
Na razie chyba nie robię źle, bo jak najbardziej wiele rzeczy zaczyna się układać coraz lepiej - pod każdym względem. No chyba, że Bóg mnie "podpuszcza" i "zwodzi". Więc, Panie Boże, nie wódź mnie na pokuszenie...
Pozdrawiam

Pozdrowienia !
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-26, 10:45   

Olu, masz świadomość swojej sytuacji. Wiesz co Ci wolno, co nie wolno (w świetle Przykazań Bożych). Napiszę tak: może jest Ci lżej, ale może też wracają wspomnienia, kiedy mąż był inny - lepszy (chyba był?!)
Ola, jedno jest wiadome - bo Jezus umarł na Krzyżu - że Ci, którzy idą za Jezusem muszą Go naśladować. Muszą dźwigać Krzyż swojego życia.
Każdy ma jakiś krzyż. I nasze cierpienie przeżyć wewnętrznych jest Krzyżem-Dopełnieniem Męki Cielesnej Jezusa. Tak być musi, bo tak Pan Bóg łączy nas W JEZUSIE. Cierpienia są różne.
Słowa św.Joanny Molla do męża w agonii umierania: "nie godzi się iść do Pana nie przecierpiawszy wiele."
Więc niejako i tak wpisane jest cierpienie w nasze życie. Umiejętnością pokory jest przyjmować to, co Pan Bóg zsyła. A co zsyła? To już inna umiejętność: rozeznawania woli Bożej w swoim życiu. (ten sam autor książki o przebaczeniu napisał "Jak szukać i znajdować wolę Bolą?")
Ola2 jedyna rada - zawsze aktualna jak Jezus aktualnie Zmartwychwstały - nigdy nie należy odłączać się od Chrystusa ! Jeśli czujesz, że nie jesteś odłączona od Chrystusa, pomimo otrzymania rozwodu, to być może tak jest.
A jeśli nie czujesz złączenia z Jezusem, to bądź wierna Bogu, a Pan Bóg zauważy Twoją wierność, ale może za 5 lub 30 lat, a może za chwilę.
Wierność i pokora - prowadzą do naszego przylgnięcia do Boga (być może Boga do nas też...)
Poza tym nikt Cię - na Twoje szczęście :-) nie powinien/nie może/nie wolno mu Ciebie osądzać. Osądzanie nie prowadzi do miłości bliźniego, takiej jak Pan Bóg przykazał.

Pozdrawiam !
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-27, 12:14   

Tak sobie myślę, że to jest cholernie niesprawiedliwe. Mąż/żona zdradza, odchodzi, dostaje rozwód... Myśmy może się też jakoś tam przyczynili, ale kochamy, chcemy ratować małżeństwo, modlimy się, czekamy, zachowujemy wierność wiarołomnemu małżonkowi... Do końca życia tak możemy czekać, podczas, gdy on/ona dobrze się bawi... Nasze dzieci cierpią, my cierpimy i jesteśmy skazani albo na życie w pojedynkę, albo na życie w grzechu i bez sakramentów... A to nie był nasz wybór - jego/jej odejście i rozwód... Ja protestuję! :evil: ;-)
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-27, 14:08   

"Napiszę tak: może jest Ci lżej, ale może też wracają wspomnienia, kiedy mąż był inny - lepszy (chyba był?!) "
nie "może", ale jest mi lżej. Owszem wracają wspomnienia dobre, ale niestety te złe też. bo pamięci gumką myszką nie wytrę. Muszę z tym żyć. Tak jak wszyscy tu na forum i to bez względu, czy są po kryzysie, czy w trakcie.

"Ola, jedno jest wiadome - bo Jezus umarł na Krzyżu - że Ci, którzy idą za Jezusem muszą Go naśladować. Muszą dźwigać Krzyż swojego życia. "
Elżbieto, właśnie ta nieścieralna pamięć jest naszym krzyżem. A Bóg nie wymaga od nas abyśmy umartwiali się przez całe życie. Nie sądzę, aby człowiek uśmiechnięty, szczęśliwy, zadowolony z własnego życia i przestrzegający dekalogu, był Bogu niemiły.

"Słowa św.Joanny Molla do męża w agonii umierania: "nie godzi się iść do Pana nie przecierpiawszy wiele."
No tak, ale sama napisałaś, że ona szczęśliwą żoną i matką była. "Tylko" umierała w cierpieniu. A ja mam wrażenie, że na tym forum jest wiele osób, które pernamentnie cierpią i umierają na raty.

"Więc niejako i tak wpisane jest cierpienie w nasze życie. Umiejętnością pokory jest przyjmować to, co Pan Bóg zsyła. "

Dla jednego ogromnym cierpieniem będzie ból zęba czy złamany obcas przy ulubionych butach, a dla innych strata ukochanej osoby. Różne cierpienia? Z obiektywnego punktu widzenia to ten obcas to pryszcz. Strata ukochanej osoby to jest prawdziwy powód cierpienia. Ale co siedzi w człowieku?

Właśnie ważna jest "umiejętność pokory", a ja jeszcze dodam "akceptację", ale nie chodzi tu o przyzwolenie na wyrządzanie nam zła.

"Jeśli czujesz, że nie jesteś odłączona od Chrystusa, pomimo otrzymania rozwodu, to być może tak jest. "
Nie czuję się odłączona od Jezusa Chrystusa i nie "być może tak jest", ale tak jest. Chociaż trzeba przyznać, że kilka wypowiedzi na tym forum w pewnym momencie skłoniło mnie ku odłączenia. Cóż, mój organizm chronicznie nie znosi dwulicowości.

"Poza tym nikt Cię - na Twoje szczęście nie powinien/nie może/nie wolno mu Ciebie osądzać. Osądzanie nie prowadzi do miłości bliźniego, takiej jak Pan Bóg przykazał."

Ale osądzono mnie i skazano na ognie piekielne. Nie piszę tego o Tobie, bo akurat Ty pewne rzeczy pomogłaś zrozumieć.

Jeżeli pogadałam sobie w tym temacie, to tylko żeby przestrzec, Elżbieto, przed cytowaniem. Bo taki fragment wyjęty z kontekstu może więcej złego zrobić niż dobrego.
Pozdrawiam

P.S. Grażynko, kochana, a protestuj sobie na zdrowie i pisz ten protest na Berdyczów.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-27, 14:27   

Tak Grażynko!
Zło jest niesprawiedliwością!
Porównywanie siebie i swoich wysiłków podejmowanych do życia w Prawdzie z poczynaniami współmałżonków może wydobyć z nas żal i cierpienie. Ale kiedy przyjrzymy się temu oczyma Bożymi, wtedy poznajemy źródło tej tej sytuacji. To tak jak byśmy mieli „ pod stopami wszystkie królestwa tego świata”. Rzeczą piękną jest kiedy zapraszamy każdego dnia Boga do naszego życia i wtedy nie jest to życie w pojedynkę. Nawet nie polecam takiego życia. Prawdą jest również, że sytuacje w których się znajdujemy nie do końca są naszym wyborem. Patrzenie na cierpienie bliskich jest rzeczywiście dużym wysiłkiem, a obdarowywanie ich radością , miłością pomimo wewnętrznych boleści jest obrazem życia z Bogiem. To podnoszenie się do Życia pomimo cierpienia jest niezwykłe. Największą pociechą odkrywam obecnie jest to ,że Bóg jest sprawiedliwy. Zawsze będzie patrzał na nas, na cały obraz naszej istoty, nawet na nasze słabości i to dodaje mi skrzydeł, bo to niezwykła tajemnica Miłosierdzia Bożego. Dzięki temu potrafię żyć dając innym to co w człowieku jest od zawsze, co Bóg zakorzenił. Dlatego patrzenie w taki sposób na świat z Bogiem przestaje być straszne, niesprawiedliwe, i niedorzeczne.
I nie chcę Grażynko nawet protestować , On wie co dla nas najlepsze, choć nam wydaje sie to niesprawiedliwe.

Pozdrawiam serdecznie:)
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-27, 21:04   

Wiesz, Mirelko, ja swoje przeżyłam, kochałam i byłam kochana, mam dziecko i sporo życia za sobą... Ale żal mi młodych dziewczyn, które są tuż po ślubie, które nie zostały jeszcze matkami... Dlaczego one z powodu głupoty swoich mężów mają być pozbawione tego apektu miłości jakim jest miłość macierzyńska i miłość mężczyzna-kobieta? To takie moje rozterki wewnętrzne... Zastanawiam się, czy rzeczywiście Bóg tego od nas chce? Zresztą przypominam sobie taki fragment ewangelii, w którym jest napisane tak: "A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu..." Zdrada chyba własnie jest nierządem, przynajmniej ja tak to rozumiem... Takie mam różne wątpliwości okołorozwodowe...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9