Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
W Święta bardziej boli..........
Autor Wiadomość
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-27, 21:44   

mami napisał/a:
Norbert to będne myślenie o cierpieniu
..mami swietnie to napisałas..kurcze jakie wszystko to realne.....czy ty masz doczynienia z psychologią..mami kolejny twój post i kolejne bardzo mądre słowa.....powiem nawet tak tak pierunsko twoje spostrzeżenia ..ocena życia,sytuacji jest wspólna z myslami i ocena zycia przez moją żonę.....zaczynam sie zastanawiac czy mozliwwe aby istnieły dwa identyczne zasoby wiedzy????.....mami co dodam wpadłem w taka pułapke ..sam sobie dowalam,sam dokładam cierpienia ...wypełzam z tego i dane dni,swięta..bądz jakiś czas znowu mnie wprowadza w dowalanie sobie ..a najgorsze że to emanuje na zewnątrz ..nie mogę wypedzic tego pierunskiego smutku i najgorsze jest to że tyle wiem ,tyle sam piszę ,tyle sam dajkę rad ....a tu kurcze wpadam w te sidła......czemu jest tak że wciąż dowalam sobie..dlaczego????czy to az tak rozdygotane nerwy...że wystarczy mały paproch na drodze i sie juz potykam..ile jeszcze takich podknięc ..czy skończy się to ...jak wkońcu całkowicie zaakceptować sytuację w jakiej jestem..jak to przyjąc ze tak jest musi byc i nie myślec że to się kiedys zmieni...teoretycznie to wszystko wiem szwankuje tylko co jakiś czas praktyka....niby jest ten spokój w sercu,sa te myśli juz poukładane i nagle trach....a potem znowu pukanie w czoło...stwierdzenie znowu walneło,rozsądek i normalność ...jak wypełznąc z tego wachadła??????
 
     
Oli
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 09:23   

Norbret u mnie jest dokładnie to samo, nie potrafię się od tego uwolnić..... kiedy mam więcej zajęć, kiedy mam pełne dni pracy, wtedy o tym nie myślę, ale przychodzą święta, czas kiedy nie ma już tylu zajęć i brakuje tej drugiej osoby........ a najgorsze jest to,że pamiętam te dobre chwile, choć więcej było tych złych, bardzo złych... ale to gdzieś ucieka.... i kryje się przy tym kiedy widziałam w jego oczach radość,że jesteśmy razem, np. kiedy zaszłam w ciążę z naszą pierwszą córeczka ile wtedy było radości, czy też w dniu naszego ślubu........ nie wierzę,że wtedy chciał mnie krzywdzić, a jednak potem już było wiele krzywdy....... teraz realnie patrząc dla dobra dzieci i mojego już nie możemy być razem nawet gdybyśmy oboje chcieli........ zapytacie dlaczego? sytuacja się komplikuje, dzisiaj cieszę się że przed świętami zrobiłam to czego później żałowałam, wczoraj okazało się,że gdybym tego nie zrobiła prawdopodobnie dzisiaj nie byłoby mnie z dziećmi, ale nie mogę na forum ujawnić szczegółów, i tak krzywda za krzywdą, naraził nas na bezpośrednie niebezpieczeństwo, teraz to już muszę się wyprowadzić, bo jeśli tu zostane może stać się coś bardzo złego, nie wiem co będzie dalej, wiem już ,że mój mąż nie ukrywa się tylko dlatego żeby nie płacić na dzieci, ma inny powód, znacznie poważniejszy......... i patrzę na tego człowieka i zastanawiam się ciągle co się z nim stało? dlaczego kilka miesięcy za granicą tak bardzo go zmieniło, wcześniej był zupełnie inny, nie ciągnął go alkohol, chciał być z daleka od bagna w jakim żyła część jego rodziny i nagle wszystko się zmieniło, bagno zaczęło wciągać co raz bardziej, a dzieci i rodzina przestały cokolwiek znaczyć...... gdybym czytała taką historię innej osoby , gdyby to mnie nie dotyczyło pomyślałabym,że wymyśla, bo jak takie rzeczy mogą dziać się w realnym świecie, to tylko w filmach tak jest......... a jednak, wczoraj czułam się jak na amerykańskim filmie...... i wiem,że to działnie Boga samego,że wtedy poszłam to wszystko zgłosić,że to Pan Bóg mnie chroni, bo mogło się to wszystko źle skończyć, bo chciałam być lojalna, jak napisała mami...... nie tak miało być.... i ja to szystko widzę i wiem, a jednak tęśknię za tym co było kiedyś, kiedy robiliśmy wszstko dla swojego dobra, kiedy nie umieliśmy się krzywdzić, za wszelką cenę chcieliśmy mieć normalną rodzine i straliśmy się oboje.............
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 14:58   

oli ale ze mna nie jest tak jak z toba ja niestety byłem tym złym facetem...jaki niejako prawie na własne zyczenie zmarnował małżenstwo....poniekad doprowadził do separacji...a teraz zzera go samotnośc po pragnie naprawy,pojednania i bliskości....ale swoimi działaniami zablokował całkowicie swoją żonę...i miłośc zamieniła sie w niechęc,bliskośc zamieniła sie w radośc wolnosci..itd..co dzisiaj wiem zawsze o tym pisałem....nie da sie przeginac bo jest granica a za nia nic...mam to co mam prawie na własne zyczenie..i co z tego ze teraz to zgniata,wypala umysł ....trudno..bardzo trudno znowu wzbudzic zaufanie,wzbudzic uczucie....oli ja czekam na swój dzien bo to mi pozostało...dlatego prywatnie zal mi tych wszystkich facetów robiacych błedy ..bo tak łatwo wszystko zniszczyc ..ale nie wiedza jak pierunsko trudno to naprawić....i to jeszcze kiedy chciałoby sie w jedna chwilę...a wiem ze to niemozliwe....widzisz jestes w takich momentach w jakich kiedys pewnie była moja zona ja jej wtedy nie słyszałem...nie rozumiałem brnołem dalej i nastapiło całkowite jej zamknięcie.....ale nic liczę ze jeszcze kiedys da mi szansę naprawienia...ze poczeka na mnie jeszcze....oli własna głupota,koszt własnych konsenkwencji pozera człowieka od środka...trudno jest przejśc do normalności kiedy sie człowiek wkoncu pokapuje ze stracił wszystko i bezpowrotnie
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 15:00   

Mami , w 100% się z Tobą zgadzam , Twój post mnie sprowokował na napisania swojego.
Ja - w lepszych momentach - taż tak czuję , sama w zasadzie ( choć nie do końca) do tego doszłam , że ta głęboka rozpacz paradoksalnie daje mi korzyści - uprawiedliwia mnie , usprawiedliwia moją bezradność , moje niedziałanie , moje zasklepienie się i odmówienie przyjęcia odpowiedzialności za swoje życie.
To bardzo trudne , kiedy ktoś prawie w 100% zaprząta Twoją uwagę i nagle zniknie , bardzo trudno jest zacząć żyć na nowo i przyjąć na siebie i TYLKO na siebie odpowiedzialność za to , co będzie dalej. Łatwiej jest mówić: zniszczył mi życie , moje życie skończyło się , straciło swój sens. On jest zły a ja taka dobra . Rozpamiętywanie tego , co się stało jest tematem zastępczym - też usprawiedliwieniem przed samą sobą , nieprzyznawaniem się do tego , że mnie tak potraktował bo ja pozwoliłam się tak potraktować , bo ja sama siebie nie szanowałam - a nawet szłam na łatwiznę - nie chciałam myśleć o sobie chciałam ,żeby on zapęłnił mi całe życie.Bo ja nie miałam na to życie pomysłu.
Teraz , kiedy czasami to do mnie dociera , mówię do siebie :gdzie byłaś kobieto , gdzie byłaś czerwona ? Co się z tobą działo, na jakiej byłaś planecie. Inna sprawa , że on świetnie mną manipulował - to była książkowa gra kata i ofiary- ani jedno ani drugie nie mogło wyzwolić się ze swojej roli, widzę u Oli tą samą grę- nie skończy się dopóki jedno z nich nie wyjdzie z roli.
Ale wiem też, że Oli teraz może tego w ogóle nie zrozumieć - u mnie musiało minąć wiele miesięcy i musiałam pobyc sama oraz z psychologiem , żeby to pojąć. A i tak , jak mnie czasem łapie poczucie krzywdy - musze sobie powtarzać : halo , tu ziemia - nie tędy droga.
Mami - zgadzam się w 100% . cierpienie uszlachetnia ale nie takie , które jest tarczą przed samym sobą,przed uznaniem , że sama sobie zgotowałam swój los, przed przyznaniem wrzeszcie , że nikt mi nie pomoże , jeśłi sama tego nie zrobię - muszę to wziąć w swoje ręce - a to jest najtrudniejsza rzecz na świecie.
Nikt nas nie wyzwoli z naszego cierpienia , a na pewno nasi nie zdrajcy. Sami się musimy wyzwolić albo ono nas przygniecie. To jest straszna walka bo walka z samą sobą - wbrew sobie . Bez usprawiedliwienia - dlatego tak łatwo jest z niej zbaczać - dlatego tak często muszę krzyczeć do siebie : halo , tu ziemia, gdzie jesteś kiobieto , nie wracaj na tę planetę. Ten , kto to przechodzi (ł) , wie, o czym piszę i ile pokus . Ja na tę słuszną , dobrą planetę ląduję na razie tylko czasami.

[ Dodano: 2008-12-28, 15:23 ]
Norber, rozumiem Cie doskonale - sama też "na rozum" wszystko łapię - na uczucia - nadal dramat - tylko przebłyski.
Myślę, że trzeba złapać złoty środek i nie myśleć , że "to" się zmieni- bo nie mamy wpływu na "to". Nie przebijemy głową muru , musimy uznać naszą bezradność. Myślę , że w ogóle"to" trzeba zostawić w spokoju i żyć swoim życiem . Wiem , że to najbardziej banalna prawda na świcie , powtarzana tu po 1000 razy - też 1000 razy najtrudniejsza do wykonania. Ale ja osobiście nie mam innego wyjścia - muszę zostawić "to". Bo na "to" naprawdę nie mam żadnego wpływu .Mam wpływ tylko na siebie a i tak niestety dość mocno ograniczony.
 
     
Oli
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 16:38   

Norbert podziwiam to,że zrozumiałeś i zawróciłeś z tej drogi...... na dzień dzisiejszy jestem prawie pewna,że mój mąż nigdy się nie opamięta...... podtrzymywany w przekonaniu,że dobrze postępuje przez swoją rodzinę..... tam nikt nie żyje z sakramentem i na trzeźwo więc po co on miałby się ze mną męczyć? byłam zawsze tą "czarną owcą" , bo nie chciałam,żeby z nimi pił, prosiłam o prawdę i uczciwość a tam liczy się cwaniactwo i przebiegłość, kto lepiej kręci ten sobie lepiej radzi, zostawił nas dla innej panny bo????? mówi,że młodsza ode mnie, jest z nim pomimo,że wie o nas i nie musi z nią ślubu brać, jak będzie nie taka to wymieni, ona się tego też nie wstydzi już przedstawił swoją "nową dziewczynę" rodzinie, poparli, podtrzymują go w przekonaniu,że jak taka mądra jestem to niech sobie teraz sama radzę, wiec ukrywają jego miejsce pobytu a mnie na ulicy omijają szerokim łukiem, albo jak ostatnio poprostu udają,że nie widzą........ zawsze byłam nie ta i nie taka, nie użądzałam imprez z litrami alkoholu, nie zapraszałam z kolejnymi " partnerami" wymienionymi na lepszy model.... widzisz jeśli rodzina trwa przy nim murem,że dobrze zrobił jak ma dotrzeć do niego,że źle....?????????? jeździ z nią tam gdzie dawniej wyjeżdżał ze mną a wójek, który podobno tak mnie lubił, lubi teraz nową dziewczynę mojego męża a gdy zpytałam dlaczego ich popiera powiedział mi,że głupio gadam, bo teraz każdy tak robi, jak się ludzie nie mogą dogadać to powinni się rozstać i zacząć od nowa z kimś z kim da się porozumieć....... nie wiem co stało się u Ciebie,że zrozumiałeś... ale on nie zrozumie bo wszyscy mu przyklaskują...... tak było wtedy rok temu, gdy nas zostawił( mnie z tygodniowym dzieciątkiem i dwóletnią córeczką) i pojechał do panny za granicę i tak jest teraz gdy zrobił to raz kolejny.......
on przeprasza ale to tylko słowa...... rano przeprasza a potem jedzie do swojej dziewczyny i razem piję i żyją, życie toczy się dalej.

[ Dodano: 2008-12-28, 16:47 ]
dla nich życie to zabawa a dla mnie zadanie, trudne, ale warte zachodu............ więc pewnie nigdy się nie dogadamy........ :cry:
  
 
     
chris
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 17:41   

Oli napisał/a:
...podtrzymywany w przekonaniu,że dobrze postępuje przez swoją rodzinę..... tam nikt nie żyje z sakramentem i na trzeźwo więc po co on miałby się ze mną męczyć? byłam zawsze tą "czarną owcą" (...) a tam liczy się cwaniactwo i przebiegłość, kto lepiej kręci ten sobie lepiej (..)a mnie na ulicy omijają szerokim łukiem, albo jak ostatnio poprostu udają,że nie widzą........ zawsze byłam nie ta i nie taka, nie użądzałam imprez z litrami alkoholu.... widzisz jeśli rodzina trwa przy nim murem,że dobrze zrobił jak ma dotrzeć do niego,że źle....?????????? (...), bo teraz każdy tak robi, jak się ludzie nie mogą dogadać to powinni się rozstać i zacząć od nowa z kimś z kim da się porozumieć.......
[ Dodano: 2008-12-28, 16:47 ]
........ :cry:



doskonale to znam z autopsji.
nawet dzisiaj idąc do kościoła, spotkałem moją żonę z młodszą córką, nie spodziewałem się tego spotkania. Wziąłem córeczkę na ręce i weszliśmy. nie byliśmy w kościele razem chyba z rok, ksiądz przeczytał list episkopatu na święto Świętej Rodziny, było też min o rozwodach...
a po mszy żona podeszła tylko żeby umówić się co do zabrania części mebli do jej nowego mieszkania...swoje osobiste rzeczy dawno pozabierała...
brak słów...
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 18:50   

Oli, Chris - znam to wszystko, ja przeżywam dramat a druga strona wraz z rodziną najbardziej frapuje się pozostawionymi przez niego drgobiazgami w domu, to najważniejsze , żeby je odzyskał i nic nie stracił na rozwodzie.
Rodzina katolicka , stale obecna w kościele, nie miała mi nic do powiedzenia , kompletnie nic - widać małżeństwo było złe a ja zła żona , to , co mówią w kościele to jedno a życie to drugie , w życiu ważne , żeby było wygodnie i dostatnio , człowiek nieważny , można go wymienić na fajniejszego , bogatszego i być nawet z tego dumnym. Mówić prawdy też nie trzeba , pomagać absolutnie - trzymajmy się razem przeciwko tej , co cię skrzywdziła przez małżeństwo , przeciwko tej złej żonie , bo małżeństwo to tak naprawdę od zawsze było złe itd.itd.
Być dobrym człowiekiem , wierzącym w Boga i troszczącym się o innego to dobre w teorii w zyciu to u tej katolickiej rodziny zwykłe frajerstwo - w życiu trzeba dbać o siebie , swoje dobra , kosztem innych - inni mają pecha.W życiu trzeba udawać, że już się nie zna tej , którą się błogosławiło przed ślubem - to już teraz jest obca , zła, wróg , niepotrzebna. Ważne żyby syn był szczęśliwy , miał dużó przyjemności w życiu , te przyjemności najważniejsze- dla niech przecież katolicka rodzina żyje, gromadzi dobra -żeby inni też widzieli ten dostatek. Ludzie naprawdę nieważni - potzrebni do pewnego moementu , potem na śmietnik i udajemy ,że ich nie znaliśmy.
Nie mam na to wpływu , nie zmienię ich ani nic nie wytłumaczę , sami muszą poczuć gorycz rozczarowania , przejechania się na całej tej sytuacji . Muszą poczuć gorycz - jeśli nie przyjdzie do końca życia będą przekonani , że to ja zła byłam a on musiał się ode mnie wyzwolić . Nieważne , co mówi ksiądz, Bóg , wiara . Ważne , że ich syn się "ustawił".
I ważne ,żeby zabrał wszystkie swoje rzeczy ,żebym się nie wzbogaciła jego kosztem , żebym nie dostała złotówki za dużo . A , ze to rozwód - cóż - tak , jak Ty Oli piszesz , zabawa się skończyła , teraz się będzie bawić w życie z komś innym . Bo życie to zabawa , duża piaskownica , znudziło mi się - idę gdzie indziej - tylko trzeba pamiętać o wszystkich zabawkach .
Z kim ja byłam..... I czemu nie mogę z tego wyjść....

[ Dodano: 2008-12-28, 18:56 ]
Nie rozumiem , czy ci ludzie , jak mój były mąż i Twoja żona Chris są tacy głupi , tacy bez uczuć , tacy nietaktowni , czy oni nic nie rozumieją czy też tylko udają, że nie rozumieją , po co ona chodzi do kościoła skoro w życiu robi wszystko na odwrót , czy oni nie zdają sobie sprawy z tego , co robią, czy też faktycznie tak bardzo ich to małżeństwo męczy , nie rozumiem , jak można sprowadzać kilkanaście wspólnych lat tylko do podzielenia się przedmiotami ,nie rozumiem za żadne skarby...
 
     
Oli
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 19:14   

czerwona widzisz czyli to standard, u mnie też tak jest, często słyszę,że oddam wszystko co tu zostawił, a nawet to,że jeśli sprzedam dom ( choć wie,że część pieniędzy, nawet duża część, będzie oddana na długi, które mi zostawił) to zapłace mu za czas i pracę, którą w ten dom włożył, bo on go remontował. Widzisz to standard, liczą się tylko rzeczy, pieniądze, my jesteśmy te złe, mówi mi często,że zniszczyłam mu życie, choć przyznaje,że on mi też ( chociaż tyle). Dzisiaj znowu przepraszał ale dalej robi co robił....... a moja trzy letnia córeczka powtarza" ja chcę żeby tata wrócił", nie widział ich już dwa miesiące...... bo panna ważniejsza, dla niej ma czas i pieniądze dla naszych dzieci nie, bo jeszcze ja bym przypadkiem coś z tego miała, nie musi to nie daje nic, żadnej dobrej woli, żeby tylko jak najwięcej na tej sytuacji skorzystać................
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 19:49   

Oli, chris, czerwona

U mnie to samo. Niepojęte.

Próbowałem ostatnio rozmawiać z kimś mądrym, aby zrozumieć to zachowanie drugiej strony. Usłyszałem cos takiego
- Nawet nie próbuj, nie da się tego ująć żadną logiką, żadną !
- Ale moze się da jakims sposobem dotrzeć, otworzyć oczy, obudzć ? - pytam.
- To jest tak - usłyszałem - stoisz teraz naprzeciw rozpędzonego TIRA i nijak go nie zatrzymasz, rozjedzie cię, mozesz się jedynie odsunąć, aby cię nie przejechał.
- Ale dokąd ten TIR pędzi ?!
- Prawdopodobnie w przepaść
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 20:11   

czerwona napisał/a:
Nie rozumiem , czy ci ludzie , jak mój były mąż i Twoja żona Chris są tacy głupi , tacy bez uczuć , tacy nietaktowni , czy oni nic nie rozumieją czy też tylko udają, że nie rozumieją ,
....czerwona odpowiem tak bo to jest zapatrzenie w siebie...choc kazdy z nas jest zapatrzony w siebie....w momencie krzywdy zapala czerwone swiatło i nie widzi nic...tylko siebie,krzywdę...widzi tylko swoje racje ...ba dookoła utwierdza przekonuje wszystkich to ja mam żle....ale przyznaj ..czy teraz identycznie ty,oli,chris,ketram....zaczynacie na skutek czegos patrzec tylko na siebie...tak bo to normalne ..typowe działanie nie krzywdzic mnie bo nie chcę,nie lubię...kazdy z nas ma ta reakcję obronną ...ale..i to wazne ..trzeba sie dookoła siebie rozejżec czy ta zbyt troskliwa obrona siebie nie krzywdzi innych...tego juz nie widzimy...bo i po co ..skoro nasze JA....jest tak wazne...a ile razy Bóg dał przykład ..ile razy pokazał nam jak wyglada prawdziwa miłość..człowieka do człowieka.....nauki Jana Pawła czy też Ojca Pio.....to sa pokłady....pokłady miłości do człowieka....ile razy modląc sie powtarzamy ...kochaj bliżniego swego,jak siebie samego....i tak pozostajemy tylko na tym ostatnim akcencie...to do nas dociera i posostaje JAK SIEBIE SAMEGO...i kochamy siebie...i tylko siebie

[ Dodano: 2008-12-28, 20:32 ]
i oto przykład z mego zycia..narozrabiałem w naszym małżenstwie,mniejsza z tym jak....tak!! opamietałem sie ,zarządziłem stop swoim działaniom pod wpływem działan żony..tak!!wziołem sie ostro za siebie..dokonałem analizy,terapi,zmian ,wnikania w lektury,
wyprostowania moich krzywizn....i poczułem o,k jestem gotowy do pojednania ..a tu nic i oczywiscie wlazło co moje JA...no jak to ,dlaczego,poczucie smutku,samotności wzieło góre nad rozsądkiem..proste znowu zauwazyłem tylko siebie..a gdzie moja zona,gdzie jej odczucia...tak jak napisałem wypływając z soba nie rozejrzałem się dookoła...dobrze ze jestem teraz wierny Bogu..bo on w pore otwiera oczy...i mówi synu jeszcze nie twój czas...i daje mi spojrzec jest drugi człowiek...spójrz na niego..jak on sie czuje i to widzi..wazne jest tylko to skoro raz mu zaufaliśmy trzeba sie tego trzymać.....choc trudno bo nasz natura..tylko naszego ja wciąz stara sie z nas wyjśc na wolność....to jest proste dbajmy o siebie ale bez krzywdy dla innych ...lecz nie wszyscy to potrafia i dlatego wielu z was cierpi...lecz cierpiąć nie skupiajcie sie zbytnio na swoim Ja bo kiedys na tym forum mi duzo pisano sami krzywdzicie siebie
  
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 21:03   

Norbert - Ty jeszcze inaczej na to patrzysz bo Ty narozrabiałeś, ja nie narozrabiałam . Może było , na pewno było dużo błędów z mojej strony ale ja nie dążyłam nigdy do zniszczenia mojego małżeństwa bo miało dla mnie dużą wartość ( ma nadal) .
To , że nie powinno się skupiać na swojej krzywdzie napisałam powyżej - to wiem ale TO JEST BARDZO TRUDNE.
W tym , co napisałam , chodziło mi o bezduszność ,brak wyczucia drugiej strony , która związek dwojga ludzi - poważny , bo małżeństwo przecież sprowadza do podziału majątku. Chodziło mi o hipokryzję moich byłych teściów i żony Chrisa , która po wysłuchaniu kazania , po którym powinna klęczeć cały dzień przed ołtarzem - podchodzi do niego i pyta o sprawy , które NIE MAJĄ ŻADNEGO ZNACZENIA.
Co do takiego zachowania - można to wytłumaczyć głębokim poczuciem winy - tak głębokim ,że muszą dalej w to brnąć. Brnąć w zło. A my brniemy w krzywdę - kto wypadnie z roli ten burzy cały chory układ. I na tym właśnie powinna polegać nasza praca nad sobą .

[ Dodano: 2008-12-28, 21:16 ]
Oli, chciałam Ci jeszcze napisać, że podobnie jak u Ciebie ,odkąd odszedł ani razu nie zapytał czy czegoś nie potrzebuję , wręcz przeciwnie - drży żeby nie był stratny, na lalunię płynie kasa bez ograniczeń ...
 
     
Oli
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 21:25   

Wiesz Norbert, to tak się mówi , popatrz na innych, wiesz patrzyłam na niego, patrzyłam cały ten czas, dwa miesiące po ślubie pierwszy raz mnie zdradził, chodził do pracy na nocki, cały miesiąc,nigdy nie dostał za tę pracę zapłaty tylko motor od swojej kochanki za spędzone noce i przyjechał nim do domu, a wiesz dlaczego się skończyło? bo się zaraził, nie powiem głośno czym i wiesz co? wmawiał mi,że to ode mnie choć ja byłam wtedy w ciąży z naszą pierwszą córeczką i pewnie lekarz zauważyłby,że jestem chora. Wybaczyłam, potem była inna poznana przez internet, byłam znowu w ciąży z naszą drugą córeczką, która nam potem zmarła, dostałm w twarz bo się odezwałam,że znowu mnie zdradza i poszedł...... do niej. Wtedy byliśmy w trakcie sprzedaży działki, wyłudził od potencjalnej nabywczynii 2500zł, które stracił na kochnkę i wrócił do domu jak już nie miał za co jej kupować ...wybaczyłam a pieniądze musiałam oddać bo do tranzakcji nie doszło.... ile było innych nie wiem, często nie wracał na noce, a to praca, a to coś tam......... wierzyłam bo nie chciałam rozpadu rodziny, potem była ta zagranica i panienka dunka 19letnia, ona wiedziała o mnie i nic ją to nie obchodziło, zostawił mnie najpierw w 9 miesiącu ciąży a potem drugi raz jak już narobił nadziei,że będzie dobrze... nawet ze szpitala po porodzie przyjechałm taksówką, bo był sylwester i mój mąż już do domu nie wrócił, wyjechał gdy dziecko miało tydzień ( urodziło się chore, czekamy na kolejną operacje) pisał z tamtąd,że tęskni,że wszystko tam skończone,że kocha..... wybaczyłam kolejny raz . wrócił...... przez pół roku bezwstydnie wydzwaniał do kochanki z zagranicy, ciągle i pisali do siebie........ nawet po jednej kłutni do niej jeszcze pojechał na tydzień, pił,ćpał i nie wiem co jeszcze??????? skończyło się bo znlazł sobie nową, nagle znikał na 20godzin dziennie, przyjechał przebrał sie i wysprzątał samochód i jechał z powrotem, robił przekręty na moje nazwisko!!!!!! wiesz gdzie wczoraj byłam? przyjechał samochód pod dom a Pan pomachał mi odznakom i znalazłam się na komisarjacie, dzieki mojemu mężowi, a teraz jeśli sprawa skończy się pomyślnie dla policji to nie koniecznie dobrze dla mnie bo zainteresowani inaczej znają mój adres....... i ja mam się zastanawiać co on czuje? wiesz co czuje? napisał mi, przed chwilą z reszta " nie kocham jej, ale ktoś musi prać , sprzątać i dać jeść........ a poza tym ona jest lepsza od Ciebie!" odpowiedziałm "bo jest bardziej naiwna??????" nic nie odp. ale czy można być bardziej naiwnym niż ja?????????? wogóle to co mówi jest sprzeczne, w jednym smsie pisze"myślę o was," a w drugim takie rzeczy...... ta panna to jego kolejna ofiara, bo wykorzystuje ją tak jak mnie przez lata, ją teraz do czasu aż znjdzie sobie kolejną, bo w trakcie naszego małżeństwa nie ona pierwsza jest....... i patrze Norbercie i zastanawiam się co on naprawdę myśli i wiesz co? dochodzę do wniosku,że on sam tego nie wie, tak się pogubił w tych kłamstwach,że sam przed sobą już nie wie co jest prawdą, ja naprawdę nie chcę go krzywdzić, to drugi człowiek, mój mąż, ale i oprawca...... obawiam się,żę nie tylko mój i wiesz, ku zdziwieniu mnie samej odp. mu,że w takim razie niech się z nią ożeni, ja dam mu rozwód. Chcę zmienić całe moje życie. Jeśli tylko sprzedam ten dom, chcę wyjechać do innego miasta i tam kupić mieszkanie i może zacząć coś robić sama dla siebie, mały sklepik ? może spożywczy, a może z odzieżą, pamiątki z miasta, w którym obecnie mieszkam też pewnie by się dobrze sprzedawały, nie chcę robić już tego co robię, nie chcę zeby cokolwiek przypominało mi co było, nie zakładam ,że Pan Bóg nie zdziała cudu i mój mąż się nie zmieni( bo na nic innego nie mogę już liczyć). Może jak nas na serio zabraknie to zrozumie, tak jak TY? Jeśli mamy kiedyś być razem to z dala od rodziny jego byłoby lepiej bo nikt by mu nie wmawiał,że jestem nie ta i nie taka, ale tak naprawdę to ja nie wierzę w uzdrowienie mojego małżeństwa....... Czerwona kiedyś pytała czy wierzymy - ja nie wierzę. Dopuszczam raczej myśl,że kiedyś któregoś z nas zabraknie i to drugie ułoży sobie życie... choć jeśli chodzi o mnie jestem dość samodzielną kobietą i właściwie potrafię tyle,że mężczyzna potrzebny raczej był jako wsparcie psychiczne niż jako ten, który musi coś dla mnie innego zrobić, więc dam radę bez męża........ boję się tego wszstkiego ale wierzę,że z pomocą Bożą uda się! dziękuję,że mogę się przed wami wyżalić, wygadać , tego mi bardzo potrzeba a wielu rzeczy nawet własnej rodzinie ne mogę powiedzieć........ módlcie się za mnie proszę żeby się udało!!!! już nie układać z nim od nowa ale zacząć nowe życie, od nowa, dla dzieci..........i samej siebie też!!!!!!!!!!!! DAJ BOŻE CHOĆ PRZEZ CHWILĘ POKÓJ W SERCU I TROCHĘ RADOŚCI I UŚMIECHU NA CODZIEŃ............. WSZYTKIM !!!!!!!!!!!!

[ Dodano: 2008-12-28, 21:33 ]
czerwona panienka ma wycieczki, imprezy restowracje, przyjaciół, którzy myślą,że to jej mąż, bo mieszkają razem,( dostałam na jego dawną kartę życzenia świąteczne dla nich - piękne, z chasłem cudownych świąt) biegają po sklepach z telefonami komórkowymi za gotókę i powyżej 1000zł, spotakała ich kiedyś moja koleżanka, sprzęt AGD nowy, ja musiałm sobie kupić sama kuchenke na raty ja się star popsuła, bo mój małżonek przy mnie zawsze taki biedny był, i wszystko co chce, a zapomniałabym, ma już drugi samochód od kiedy odszedł a minęło zaledwie dwa miesiące..........
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 21:37   

kazdy w zyciu kieruje sie jakimis zasadami, im dalej od Boga tym łatwiej o przewartościowywanie zasad, tym łatwiej o zatrate morale, łatwiej sie wtedy zyje bo w zgodzie ze swoimi poglądami, nie ma wyrzutów, jest aprobata tego co robie i samego siebie,
nikt przeciez nie chce zyc z poczuciem krzywdzenia innych
dlatego musi taki popapraniec zmienic poczucie krzywdzenia innych na odczucie to mnie krzywdzą, to mnie ograniczaja i zakazuja
a im dalej jest od wiary tym łatwiej o zatracenie prawdziwych wartości
bo najważniejsze by podobac sie innym za cene wszystkiego, bo najważniejsze by mi sie zyło dostatnio i dobrze
przy tym taki popapraniec chce byc dobrze postrzegany i robi wszystko by otoczenie tak go widziało
dlatego manipulujemy każdym kto go zle odbiera by widział w nim tego dobrego, szanowanego, zacnego człowieka, robi wszystko by widziano go takim jakim chce by go widziano
to daje mu siłe i pozwała na zatrate wyrzutów sumienia
po czasie juz sam wierzy ze to co fałszywie mówi i robi jest prawda, żyje w kłamstwie, w krzywym zwierciadle i nie przeszkadza mu to
w końcu inni mnie lubią i cenią
zreszta swój do swego ciągnie takimi tez sie przyjaciółmi i znajomymi otacza
a wszystko po to by nie czuc dyskomfortu bycia złym a tym samym
czuc aprobate w oczach sąsiadów, kolegów, znajomych i całej rodziny
przeinacza prawde tak świetnie, że nawet udaje mu sie partnera na swoja modłe zmienic po to by chodził na smyczy przy nodze...
czasami sie ktos taki zbuntuje, smycz uwiera, brak wolnosci i zdania ciązy bardzo i na chwile odbiega od nogi
by znów przyleciec do pana i posłusznie wykonywac rozkazy...
taki bezradny partner nie potrafi juz inaczej, wyuczony posłuszeństwa reaguje tylko na komendy i rozkazy
łasi sie i wykonuje każdy rozkaz by tylko poczuc w oczach swojego pana odrobine aprobaty i zadowolenia
wyuczony bezradności nie potrafi sie przeciwstawic i choc mu źle i ciężko żyje w poczuciu krzywdy i cierpienia
dlaczego nie potrafi sie urwac ze smyczy?
dlaczego nie potrafi zyc na wolnosci?
bo ciężko jest życ samemu
bo cięzko jest na powrót odnalez siebie
wolimy trwac w bezradności zamiast walczyc o siebie
a naszemu panu tymczasem w naszych oczach wiedzie sie dostatnio i szczęśliwie
nie widzimy że nałóg w jaki wpadł to pułapka jego bezradności i uwolnienie sie od własnych ułomności
nie widzimy ze kolejny ciąg po to tylko by zagłuszyc sumienie bycia nikim, to nieradzenie sobie z samym soba
widzimy tylko że jemu jest dobrze niczym sie nie przejmuje zamiast płacic za swoje kroki pije i niczym sie nie przejmuje
gdy tak naprawde konsekwencje czynów takiego popaprańca tak go juz przytłaczają że musi dziennie czyms to zastapic
lepiej nic nie czuc niz przygniatające jazmo nicosci swojego zycia
i tak dziennie dla odrętwienia siebie samego staczają sie na dno własnej bezradności zyciowej
juz nie potrafią pokonac ani problemów ani nałogu
próbują jeszcze trafiac do poczucia naszej lojalności ale w nas juz jej nie ma bo nie nas albo nie ma juz w nas wiary i nadzieji że ten popapraniec sie zmieni
konsekwencją takiego życia jest bagno w jakie sami sie brakiem zasad, ucieczką przed prawdziwym zyciem wpakowali
oni musza odczuc to bagno nie mozna za nich ciągle na nowo kazdego dnia brac na swoje barki ich ułomności i konsekwencji w nadzieji ze nasza ofiara i cierpienie zostanie przez nich doceniona
oni tylko moga nas na to dno rozpaczy za soba pociągnąc


Norbert nie musimy zawsze słusznie postepowac i myślec
jak kazdy smiertelnik mamy prawo do błędów wytarczy tylko w pore je widziec i naprawiac błedne myśłenie
mamy prawo do popełniania błedów bo tak naprawde tylko one ucza nas jak prawdziwie życ
nie dopasowywac sie do tego jak chcą nas widziec inni
życ prawdziwie w zgodzie z samym soba tylko wtedy jestesmy zadowoleni z siebie
tylko wtedy otoczenie nas pozytywnie odbiera
- on nie robi tego ani z musu czy przypodobania sie innemu,
on postepuje tak bo sam tak czuje i wie, ze tak nalezy, to droga jaką przeszedł by sie uczłowieczyc i zyc prawdziwie po ludzku-
to świadoma droga tego co robie i jaki wpływ ma moje zycie na innych...
nikt nie rodzi sie zły a jedynie jakis okres w naszym zyciu sprawił iz wyuczylismy sie jakis zachowań
które tak trudno zmienic
wydarzenia krytyczne, rozstania z osobami które kochamy, brak kontroli nad tym co sie dzieje
zmuszaja nas do działania, do zmiany zachowania nawet jak tego nie chcemy i sie opieramy
wymaga to wysiłku i czasu, przede wszystkim otwarcia się na zmiany, na przyjęcie nowego i pokonania lęku przed nieznanym.
otwarcie sie na zmiany nie jest możliwe bez pogodzenia się ze stratami, osobami, które odeszły, czy naszym własnym wczorajszym „ja”.
to trudne i bolesne, wymagają od nas walki a nie bezradności
wolimy raczej by to partner sie zmienił bo to nasza tożsamosc sprawia, że postępujemy tak a nie inaczej, zmiana tożsamosci to zatrata mnie samego
rodzi sie pytanie kim jestem, jak zyc dalej
nie wiem kim jestem, nie wiem czego pragne, do czego dąze
wole życ życiem innych, pozwalac soba kierowac, to mnie uwalnia od prawdziwego zycia na własny rachunek
nawet za cene poniżania i cierpienia
jestem wtedy zbędym balastem, który raz ciązy i tylko czasem sie przydaje do czegos
jak tylko nadarza sie okazja pozbywamy sie takiego zbędnego balastu, którym musimy sie ciągle opiekowac, który ciązy i uwiera
trzeba sie nauczyc tak zyc by nie ciążyc nikomu
tak zyc by znalez oparcia w sobie, znalez zaufanie i wiare w siebie, że trafnie sam potrafie podejmowac decyzje,
nikt wtedy mnie nie zawróci z raz obranej drogi słuszności swoich racji i zasad
bede uparcie i wytrwale dązyc do własnej autonomii gdzie bede wyznaczone granice, zakaz ingerencji manewrowania moich zasad, gdzie bedzie brak kontroli nad moim zyciem
to długa droga do prawdziwie dojrzałego własnego życia,
nie nalezy sie martwic jak po drodze bede popełniac błedy
bo tak naprawde tylko one ucza i swiadcza, ze mysle sam o sobie i o tym co robie i dojrzale sam naprawiam błedne kroki i myslenie

Norbert pytasz skąd takie myslenie to wynik własnych przemian
w obliczu wyuczonej bazradności na krzywdy i cierpienia doprowadziły mnie do zmian innego pojmowania mnie samej
zamiast starac sie bezradnie zmieniac otoczenie i partnera wolałam zmienic siebie i swoje myslenie o sobie
to sprawiło stawianie mu granic, jak i akceptacje wad partnera, bez przymuszania sie do tego czego nie chce, ograniczania mnie samej w związku
to lepsze od ciągłego starania sie o zmiane partnera one nic nie dają
nadal wtedy jestem niewolnikiem wyuczonej własnej bezradnosci na problemy zyciowe bo nie wiem jak je wtedy rozwiązywac
wtedy spogląda sie na partnera z nadzieją, że podpowie mi czy moja decyzja jest słuszna
a on przeciez własnymi racjami i dobrem sie kieruje i doprowadza do tego, że zmieniam zdanie na jego korzysc
i dalej ide wtedy na smyczy przy nodze bez świadomości, ze mam racje i bez upierania sie przy swoim

Oli, czerwona wszyscy zagubieni we własnej wyuczonej bezradności dacie rade musicie tylko sie otworzyc na zmiany siebie samej, pokładac nadzieje i ufośc iz Bóg nie daje większego krzyża niz możemy go udźwignąc a w tej ciężkiej drodze modlic sie o siłe i mądre decyzje by nie dac sie wmanewrowac w błedne myslenie iz nie dam rady, nie potrafie bo to mysli i sidła złego, który pragnie bysmy trwali w bezradności

pozdrawiam gorąco
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-28, 23:29   

Mami , jesteś genialna .
Oli - czy nie jesteś współuzależniona ?( na tyle mu pozwoliłaś ) Na Twoim miejscu pobiegłabym do dobrego psychoterapeuty , jeśli jesteś - sama możesz sobie nie dać rady.
Mami - podpisuję się obiema rękami. Ja na rozum już to wiem - z wykonaniem gorzej ale po każdym upadku staram się poddźwignąć - Twoje posty mi w tym też pomagają , bo widzę ,że dałaś radę i wiesz o co chodzi . I mądrze piszesz.
W cud , że popapraniec się odmieni nagle - nie wierzę , wierzę , że musi brutalnie upaść na twarz , żeby coś poczuć.

[ Dodano: 2008-12-28, 23:32 ]
Nie chcę trwać w bezsilności , chcę wykrzesać siłę - tylko to takie trudne.Trudniejsze niż użalanie się, obwinianie , czekanie , fantazjowanie itp.
To Mami , czego dokonałaś - to najtrudniejsza i najmądrzejsza droga.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-29, 09:15   

Oli............... juz Ci kiedyś pisałem chyba................. czy Ty jesteś masochistką??? lubisz byc zdradzana,poniżana,oszukiwana,tłamszona,zarażana,popychana,okradana???????????? Oli.............. Czy Ty kochasz siebie??? czy Ty lubisz siebie????
Oli.......wiesz?? to co napiszę jest mocne,nawet grubiańskie............ ale czy Ty specjalnie mu ułatwiasz to aby Toba pomiatał? ???
Czy Tobie nie jest potrzebny dobry psychiatra?
Jeszcze sprzedaj dom............ daj mu kasę by wjęcej poszalał ........... jak sie kolejny syfem zarazi to przyjdzie do Ciebie................
Oj Oli............... głowa do wiadra z zimną wodą i uruchom myslenie.
Uruchom instynkt samozachowawczy.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9