Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Brak wiary w mojej rodzinie
Autor Wiadomość
Genowefa
[Usunięty]

  Wysłany: 2008-12-20, 20:49   Brak wiary w mojej rodzinie

Już sama nie wiem jak z tym złem walczyć,wszędzie zło synowa ze mną nie rozmawia syn nie chce chyba robić jej przykrości (gdyż ona od roku matki nie ma)to również mnie unika mówiąc że nie ma o czym ze mną rozmawiać.Poza tym wychowałam go w wierze,pragnąc chyba jak każda matka by był dobrym chrześcijaninem.On oczywiście dobry jest ale razem z żoną nie chodzą do kościoła co ona sama mi oznajmiła iż chodzić i tak nie będą a wiem że syn z domu tego nie wyniósł był nawet ministrantem,chodził na piesze pielgrzymki.A mój mąż znowu do kościoła co niedzielę chodzi ale co jak do mnie czuje taką nienawiść że ostatnio jak mnie pobił to musiałam wezwać policję gdyż wyrzucił mnie z domu.Zbliżają się święta a ja nie wiem co robić gdyż chciałabym pójść do spowiedzi ale gdzie tu rachunek sumienia i mocne postanowienie poprawy jeśli to nie ja krzywdzę tylko mnie niszczą.Dla synowej nie jestem nawet teściową tylko Panią.A dla męża k.... Proszę o pomoc bo po ludzku jestem bardzo słaba ciągłymi problemami domowymi.Pocieszam się tylko faktem iż inni mają się jeszcze gorzej.
 
     
Maria Anna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 20:53   

hm... wiem, ze to trudne... ale tak trzepnąc męzą w łeb patelnią... nie jednego to otrzeźwiło...

Gieniu. Wcale nie żartowłam pisząc te słowa na górze. Ja jestem z tych walecznych - ale uczyłam sie tego. Jak nie dać sie poniżać, jak mieć podniesiona głowę i walczyć o godne życie. Nie urodziłam sie podnóżkiem
Pana męza - i Ty też nie. uwierz, ze można zacząc zmiany od siebie i nauczenia się obrony siebie i swojej godności.
 
     
Genowefa
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 21:02   

Dla żony jest uległy gdyż jak mi się wydaje on ją kocha a jeszcze mocniej kocha swego synka a mego wnuka.Jeśli chodzi o wiarę to nie było tego by opuścić mszę św.w niedzielę.Zmienił się bardzo zresztą oni stale przeżywają kryzys małżeński,przykro mi powiedzieć bo ktoś powie że to już jest taki szablon iż teściowa zawsze chwali swego syna ale ja niestety nic dobrego na moją synową nie umiem powiedzieć choćbym chciała.Nawet myślałam że mogłybyśmy wbrew wszystkiemu żyć jak dwie przyjaciółki ale niestety to się nie da ja zamiast być dla niej przyjaciółką to jestem jej najgorszą koleżanką bo tak się do mnie odnosi.

[ Dodano: 2008-12-20, 21:07 ]
Tak Mario Anno pięknie napisane ale gorzej jak tego dokonać kiedy już i tak nikt ze mną nie rozmawia a co z komunią z odnową Duchową jeśli ta pomoc duchowa bardziej potrzebna jest mojej rodzinie niżeli mnie
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-20, 21:40   

No wiesz Genowefo, zcy Jolu - z grubsza z tego co opisałaś, to niestety tak wyglada jak w kawałach o tesciowych:(

Naturalnie nie znam ani Ciebie, ani Twej synowej, wiec mogę pisac tylko o wrazeniu, jakie odnoszę po tym co piszesz, a nie o faktach. No, ale ono wlasnie takie jest.

To milo i dobrze, że troszczysz się o syna, ale jakoś nie bardzo chce mi sie wierzyć, że jego zona jest takim potworem, a ty aniolem.

Rodzice dorosłych dzieci, także takich, które juz załozyły swe rodziny zcasem zwyczajnie nie potrafią "zastopować" i mają ajkąś obsesyjną chęc "wychowywania" dziecka dorosłwgo nadal i prawie zawsze owo "błogoslawieństwo wychowawcze" przechodzi także na współmałożonka takeigo dziecka.

Nie napisalas od kiedy i dlaczego jest konflikt miedzy Toba, a synowa. ale moze bylo i tak, ze wlasnie chcialaś tak bardzo dobrze, ze wyszło źle.

Współmałzonek dziecka to jest tak naprawdę obcy dorosly czlowiek Jolu.
Kto oczekuje od niego, że bedzie się podporządkowywał "metodom wychowawczym" rodzicow jest w bledzie. Tego rodzaju zachowanie wywoluje bunt i niechęć, bo to nie jest TWOJE dziecko, tylko jego zona, czy mąż.

Taki bnt i niechec z kolei budzi poczucie krzywdy u tesciowó, bo wszak oni tylko chcą pomóc, doradzić itd. Warto takie coś robić taktownie i nie oczekiwac, ze wszystkie pomysly beda akceptowane przez zięcia, czy synową.

Nir wiem co sie wydazryło, ale jakoś nie wierzę,ze wszyscy Ciebie atakują, a ty jesteś bez winy, do tego stopnia, ze nie masz "z czym" do spowiedzi iśc, czyli moznaby powiedzieć bezgrzeszna, a zatem calkiiem wolna od złego postępowania. Hmm no skoro tak uwazasz to już jest w tym coś niepokojącego, co do Twej oceny sytuacji ogółnie.

Rozumiem, ze martwi Cię zmiana zachowania syna co do chodzenia do kosciola i innych moze praktyk religijnych. Ja bym chciala na Twoim miejscu po prostu porozmawiac, zapytać co jest tego powodem. Z synową niestety chyba nie rozmawiacie, ale gdyby to po prostu też zapytać by warto. Z tym, ze rozmowa z nią powinna inaczej wygladać.

Co do męża - cóz niewiele napisalas, ale z tego co piszesz traktuje Cię b. źle. Skoro doszło do czegoś takiego, jak wzywanie policji to konieczne jest byś siebie chroniła.
Nie mozesz pozwalać, by ktoś Cie bił, czy znieważał, takie pozwolenie nie ma nic wspólnego z miłoscia do takiego kogoś, ani też z nauką Kosciola Katolickiego.

W wiekszosci miast sa grupy wsparcia dla osób otkniętych przemocą domową. Warto skozrystać, tym bardziej, ze tam na ogół są też terapeuci, a tobie takowy jest chyba potrzebny.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 00:49   

Co do męża zgadzam sie z Marią Anna....co do synowej.....cóz......nie znamy jej opinii, a wiemy jak to powszechnie bywa.
Może i ona marzyła o teściowej przyjaciółce?.....nie wyszło.

[ Dodano: 2008-12-21, 01:13 ]
Genowefo...po raz kolejny przeczytalam Twoj post...i.....powiem Ci jak bylo u mnie, u Nas...
Mąz mojej tesciowej zdradzał, założyl nową rodzinę.....i oczywiscie odszedł od kościoła, wiary.
Kiedy Go spotkałam walił zarzutami...... bo post, bo niedziela, bo .....dziś jestem wolny.
Mój mąż zdradzał przez wiele lat......nie przestrzegal juz tak bardzo regulaminu mamusi co do niedzielnej mszy, spowiedzi.
Drugi syn....wykrzyczał w mojej obecności.... nie jestem dzieckiem, nie bedziesz mnie zmuszać....prowadzi sie nienajlepiej(mało powiedziane)
Pozostałe dzieci są po rozwodzie.
Ja....miałam awersje na Kościół....zniecheciłam sie swego czasu(nie odeszłam od wiary)
Zadziałał mój ojciec, który pił i bił matke, ale pilnował abyśmy jego dzieci chodziły do kościła.....potem swoje dopełnia moja teściowa.....
Dziś chodzę chętnie.... chcę i potrzebuję....z własnej woli.
Nie masz wpływu na innych.....przeciwnie....możesz zaszkodzić.
Przemyśl.
  
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 10:23   

........Zbliżają się święta a ja nie wiem co robić gdyż chciałabym pójść do spowiedzi ale gdzie tu rachunek sumienia i mocne postanowienie poprawy jeśli to nie ja krzywdzę tylko mnie niszczą........


no własnie Genowefo a może czas przedświąteczny poświęcic na rachunek sumienia....
chaos w domu, w twoim zyciu a Ty nie wiesz nawet czy w tym wszystkim jest Twoja wina
więc jak tu cokolwiek naprawiac jak nie wiadomo nawet co robie źle
piszesz tylko, że ci cięzko i źle, że czujesz sie samotnie, niestety nie wiesz co jest przyczyna
wiesz tylko, że dzieci od ciebie sie odwróciły że mąż... ale dlaczego i co było powodem
mysle, że czeka cie wielki remont w zyciu by poprzestawiac wszystko na właściwe miejsce
nie ma żnaczenia kto winny Ty czy dzieci, mąż
ważne by dojśc do prawdy i zacząc naprawiac powody kłótni
a to trudne bo zazwyczaj uparcie staramy sie widziec wine u innych a skutki ich blędów na sobie
warto przemyślec swoje postępowanie w stosunku do innych, wczuc sie w skóre innych by doświadczyc co tak naprawde czują
czy Ja bym chciała by mi ktos udzielał takich "dobrych" rad i cały czas zmuszał do zycia tak jak ktoś mi karze, czy wskazuje na dobre i co jest powodem, że Ty nie masz swojego zycia i starasz sie zyc zyciem innych...
Genowefo zacznij życ swoim zyciem, ciesz sie z niego, nie staraj sie życ życiem innych bo wtedy jestes ciężarem dla innych
pogodzona z własnym zyciem z własnym losem będziesz przez innych pozytywnie odbierana
na dzień dzisiejszy chyba starasz sie znależ kogos dla kogo bys mogła życ i obdarowywac ich swoja osoba,
odrzucenie sprawia ci przykrośc nie zastanawiasz sie, że sama sie w jakis sposób przyczyniasz do tego wpraszając sie na siłe do zycia innych
jedynie miłym i zawsze serdecznie widzianym gościem w swoim życiu jestes Ty sam
tylko ze soba zawsze ci może byc dobrze i nikt cie z tego zycia nie może wyrzucic
tak pogodzona ze soba staniesz sie szczęśliwsza a przez to chętniej będą do ciebie lgnęli inni bliscy bo nie bedziesz im cięzarem a zawsze mile widzianym gościem mama w domu
życze ci miłych spokojnych świat w ciepłej rodzinnej atmosferze
 
     
Genowefa
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 12:23   

Dziękuję wszystkim co mi odpisali.Tak racja za mało napisałam aby zrozumieć mój problem.Ale jak bym chciała napisać o wszystkim to wyszła by z tego niezła powieść.Problemy z synową zaczęły się już w dniu ślubu a właściwie przed jak jeszcze ze sobą chodzili,ale przecież to nie o to chodzi bo wszyscy się docieraliśmy aby jakoś ten związek przetrwał.Ktoś mi niedawno powiedział że aby wyrazić zgodę na ślub dzieci najpierw trzeba poznać rodzinę z jakiej ta osoba pochodzi.Ale czy to coś da jeśli młodzi są sobą zauroczeni i wydaje im się że choć w związku swoich rodziców jest źle to oni tego błędu nie popełnią.Wiem to po sobie gdyż ojciec mój nie chciał zaakceptować mego męża,poza tym będąc wspólnie na rekolekcjach przed małżeńskich ksiądz rekolekcjonista odpowiadając na mój problem z przyszłym mężem poradził mi bym się dobrze zastanowiła gdyż on nie widzi w tym związku przyszłości a ja co nie dałam sobie nikomu nic powiedzieć uważałam że jakoś dam radę że wszyscy inni źle mi radzą i co męczymy się w tym związku już ponad 25 lat.Tak samo mój syn tylko że jemu nikt nie odradzał jedynie matka synowej mówiła do mnie że za często się kłócą zrywają ze sobą i wogóle lepiej żeby się jeszcze zastanowili.Gdy jednak okazało się że synowa jest w ciąży to mama jej wyraziła się że tak długo ze sobą chodzili ale czy to dziecko jest im potrzebne.Teraz myślę że jej mama dobrze wiedziała iż ona nie dorosła jeszcze do roli żony i matki choć wychodząc za mąż miała 20 lat.Od początku zamieszkali u nas gdyż połowa domu stała pusta a ona pochodzi z bloków.Poza tym ma jeszcze dwie siostry.No ale od początku prawie dziennie była u mamy czy jeszcze będąc w ciąży czy już z maleństwem,zima czy lato jechała na osiedle i tam w tych małych ścianach wolała przebywać niż w dużym domu.Syn nic na to nie mówił dla zgody gdyż on pracowała a ona mu tłumaczyła że mama nie pracuje siedzi sama tak jak i ona więc tam jeździła.Mogę tylko przypuszczać że nie radziła sobie synowa z wychowaniem dziecka a ponieważ jej mama miała jeszcze taką dwunastoletnią córkę więc wiele rzeczy pamiętała.Ale tragedia mama rok temu odebrała sobie życie.Mąż a ojciec synowej to tyran wykończył ją prawdopodobnie psychicznie,u nich stale chodziło o jakąś zazdrość,nawet na weselu swej córki obmacywał jakieś młode.Ja o tym nie wiedziałam dopiero na drugi dzień jak miały być poprawiny to się dowiedziałam że już wtedy chciała sobie odebrać życie.Nie spotykała się z nikim tylko ta moja synowa która obarczała ją swoimi problemami i opieką nad małym dzieckiem aby ona w tym czasie mogła pójść do koleżanki.Na dodatek ojciec synowej doprowadził do tego że ona nie rozmawiała ze swoimi rodzicami nie miała odwagi się do nich zwrócić gdyż kiedyś mieszkali u jej rodziców a ponieważ on ich nie tolerował choć finansowo ich utrzymywali bo on to stale zmieniał pracę a trzeba było utrzymać żonę i trójkę dzieci,wyjechał a ona z tymi dziećmi za nim.I teraz już nie miała odwagi aby się do nich zwrócić gdyż oni nie chcieli o nim słyszeć.Dlaczego to piszę bo historia się powtarzaja za wszystko płacę bo mój syn za dużo nie zarabia względem ich potrzeb.Mają wszystko na nic nie muszą wydawać oprócz swoich zachcianków.I co parę razy wyprowadzała się z domu,ale ponieważ nie dała rady z wychowaniem syna bo on jest strasznie za ojcem więc wróciła a mój syn ją przyjął.Stale żyje problemami swojej rodziny,gdyż jedna siostra wyjechała po śmierci mamy nie ma jeszcze rodziny ale żyje z kimś i prawie tu nie przyjeżdża ojciec synowej często "ucieka" za granicę pozostawiając bez opieki teraz już 14 letnią córkę która nie dosyć że nie chce mieszkać z synową i jej rodziną wolała by zostać sama w bloku a przecież jest nie pełnoletnia.Jest buntownicza więc stale są jakieś kłótnie dzięki którym potem synowa kłóci się z mężem.A ojciec to w osttnie święta upił się i wszystkie trzy córki czuwały przy nim bo straszył ich że również odbierze sobie życie.Więc u nas byli tylko na chwilkę i resztę przez święta na osiedlu.Teraz znów udaje chorego żeby synowa częściej go odwiedzała.On od początku wtrącał się w ich małżeństwo,zaraz po ich nocy poślubnej już do niej dzwonił aby tam przyjechała bo coś z mamą.A przecież miał jeszcze dwie córki i swoją mamę brata bo byli gośćmi na weselu.Ja nigdy się nie wtrącałam gdyż syn mnie o to prosił a poza tym nie chciałam być tą wredną teściową co się do wszystkiego wtrąca.Po smierci mamy synowa dopiuero zmieniła nastawienie do mnie zamiast obwiniać ojca bo tak wyraziła się jedna z sąsiadek taka przyjaciółka do kieliszka od zmarłej gdyż mama synowej często sobie popijała mówiąc że on czyli mąż zmarłej jest winien jej śmierci .Naprawdę musiała mieć duży problem.mnie kiedyś tylko powiedziała że rozmawia często z Bogiem bo nie ma z kim.Ze mną nie chciała ale rozumiem bo są tacy ludzie którzy nie chcą mówić o swoich problemach pokazując na zewnątrz że jest wszystko w porządku. Ale moja synowa obwiniała za to wszystkich i między innymi mnie byle nie ojca.Od ponad roku prawie wcale się nie odzywamy mamy osobne wejścia więc żadko się widzimy ja do nich nie chodzę a ona gdy mnie przypadkiem spotka to tylko się uśmiechnie i nawet nie umie się przywitać.Piją syn nawet się kiedyś wyraził że tym się uspokaja ale nie synowa która wtedy wszczyna awantury o parę razy poszłam do nich w nocy gdy usłyszałam bójkę.Bo jeśli się kłócą to nie reaguję gdyż to jest normalne ale stwierdziłam że jeśli się biją to muszę zareagować bo dojdzie do nieszczęścia a ja mieszkajac z nimi nawet nie zareaguję.No i właśnie ostatnio usłyszałam że jestem dla niej pani a nie teściowa,że płacę za wszystko bo to jest moja wola,i wiele innych przykrych słów usłyszałam a mówiła to jak do koleżanki, a dlaczego to wszystko tak powiedziała bo ja nie wytrzymałam już i wyraziłam swoje zdanie co do nich iż ja pracuję na okrągło płacę za wszystko a ich stać na picie,że jako podzięka mogła by wytrzeć choć sień i schody po których chodzą tym bardziej że nie pracuje,to odpowiedziała mi że to jest 21 wiek na co ja liczę a do kościoła chodzić nie będą bo jej mama chodziła z Bogiem rozmawiała i życie sobie odebrała.A dlaczego wspomniałam o kościele bo mówie do niej że odmawiając modlitwę w domu za mamę a nie ofiarując żadnej komunii ani odpustu ani mszy świętej to wiele jej nie pomoże.Ona zazdrości synowi że ma matkę że w każdej chwili ma na kogo liczyć a ona nie ma jej i to jeszcze w taki sposób skończyła.Ale przecież i ja mogłabym być dla niej jak matka przecież i tak wszystko co robię co finansuję to robię dla nich i zawsze to podkreślam gdyż kiedyś powiedziała -"mężu mama ci dała...".Przypomniałam historię jej rodziców dlatego że ona robi tak jak jej ojciec doprowadzi do tego że będą się musieć wyprowadzić bo ile ja to mogę wytrzymać kiedy rano wcześnie wstaję a wieczorem mam problem zasnąc gdyż oni dopiero zaczynają kiedy mały idzie spać.Martwię się o syna który rano niewyspany idzie do pracy.Ale nie wtrącam się bo on by mi nawet na to nie pozwolił.Zresztą choć mieszkamy razem to ja go mniej widuję niż ona ze swoim tatą do którego musi pojechać.Syn nie chce iść mieszkać na bloki bo mówi że tam by się udusił.A ja nie chcę choć synowa robi wszystko aby nas z synem poróżnić a on dla dobra rodziny unika mnie lub się ze mną sprzecza.Ale nie chcę by odczuł kiedyś że jest ode mnie odrzucony bo wtedy może zostać sam z problemami tak jak jego teściowa.Mój syn ze swoim teściem nie rozmawia za to wszystko co się stało i że nadal swoimi sprawami obardza ich natomiast ja co tylko reaguję gdy się biją to usłyszałam od synowej że mam się nie wtrącać do jej rodziny.Rzadko bywał w domu mam dość napięty czas bo szczerze powiem nawet mnie do niego nie ciągnie.I tak w skrócie wygląda sprawa z młodymi.

[ Dodano: 2008-12-21, 12:39 ]
Ktoś napisał by żyć swoim życiem nie patrzeć na innych ale czy tak idzie poza tym jak można tak żyć, kiedy najbliższe sercu osoby cierpią.Popatrzcie w naszą wiarę,Pan Jezus mógł żyć szczęśliwie u boku kochajacych rodziców i nie troszczyć się o zbawienie naszych dusz tym bardziej że my tego nie doceniliśmy i stale swymi grzechami Go zasmucamy.A Matka Boża do dziś prosi nas byśmy się więcej modlili i Boga przepraszali a mogłaby będąc w niebie u boku Swego Syna być szczęśliwa a apostołowie,niektórzy mieli rodziny zostawili wszystko aby ludzi nauczać o Zbawieniu,a Wszyscy Święci czy zostali by nimi gdyby żyli swoim życiem i nie zajmując się innymi problemami.To nie jest tak, ja nie mówię że nie mam z czym iść do spowiedzi tylko jest powiedziane najpierw pojednaj się z bratem swoim a potem idź pojednać się z Bogiem.,I o to się martwię jak mam to uczynić.Jestem słabą istotą i po ludzku patrząc jak ja się upokorzę przed kimś kto mnie nie nawidzi i ma takie różne zdanie o mnie to mnie zniczszy dokładnie.
  
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 13:36   

Jolu, czy jak wolisz Genowefo

sytuacja rzeczywiście jest b. trudna.
Z tego co piszesz, ani synowa, ani syn Twój pobierając się nie byli na to gotowi, tym bardziej, ze zaraz pojawiło się zdiecko. Taka prawda. Wiesz, 20 lat to naprawdę bardzo młody zclowiek. To jest dobry czas na rozpozcynanie studiów, wybor zawodu, o ile sie wczesniej go nie wybralo, a nie na zakladanie rodziny.

W dodatku obje pochodzą z trudnych, dysfunkcyjnych rodzin. Tak, Twoja też jest dysfunkcyjna: skłoceni rodzice i nadopiekuńcza matka to także dysfunkcja.

mam wrazenie, ze Ty nie dostrzegasz, iz Twoja synowa po prostu sobie nie radzi ze swoimi emocjami i sytuacją w swej najblizszej rodzinie. Moez traktuje tak ojca, nie obwinia jego za to co sie stalo, choć wie, ze on na pewno sporo sie przyczynił do tragedii, bo jest on rodzicem, który jej pozostał. Po prostu.

Myslę, ze moze też czuć sie winna wobec matki, że nie zauwazyla w pore jej stanu, że nie zaobiegla temu ostatecznemu krokowi, jaki jej matka uczyniła. Nie wiesz tez dlaczego spezdała z nią tyle czsu, moze datego, zeby mama pzry maym nie pila, moze po to, zeby nie byla sama. Nie rozmawiasz z synową i nie znasz jej stanu ducha, jej problemów.

To, co spotkalo w życiu te dziewczynę naprawde wystarczyłoby na "obdzielenie" problemami kilkunastu osób, a ona jest młoda i jedna.
Nie dziwię się,ze sytuacja ją przerasta.
Tym barzdeij, ze nie ma matki, która odeszła w taki sposób, moze e jej pojęciu pozostawiając ją, ojciec jest jaki jest, jedna siostra się odsunęla, a druga jest jeszcze dzieckiem i sama wymaga wsparcia i opieki. W męzu synowa nie ma oparcia, z tego co pisze, w tesciu nie, w teściowej - nie.Czyli na dobrą sprawę w nikim.

Młodzi ludzie, a takim jest Twoje synowa, zreszta nie tylko młodzi, czesto mają "pretensje" do Pana Boga o to, że spadło na nichj zbyt wiele.
Z opisu wynika, ze tak ma własnie Twoja synowa.
Ze swoimi problemami, jest jak podkreślam, calkiem sama, dlatego zamyka sie w sobie, nei chce rozmawiac, sama móisz, ze tylko się usmiecha, nawet nie pozdrawia.

Myslę, ze ona czuje te wyższosc z twojej strony, ktora ja poczulam czytając Twe posty. Że syn jest "z domu" a ona mieszkaam "na blokach" w tych "malych scianach", ze ma takiego ojca, że jej matka popijala, a w końcu się zabila. No i że ona rzekomo nie radziła sobie z dzieckiem mmm 20 latka perfekcyjna mama ? Chyba rzadkość. Niemal każda młoda mama zwraca sie o pomoc przy dziecku, nawet jeśli ma wiecej niż tylko 20 lat.

Ty z kolei nie masz udanego malzeństwa, wiec całą swą miłosc i uwagę przelałaś na syna. Niestety najlepiej byłoby, żeby mlopdzi sie wyprowadzili z Waszego domu. Na swoje. Moze bedzie skromniej, ale bez ingerencji. Tak misie zdaje w każdym razie, aczkolwiek wiem, ze to moze byc trudne.

Nepokojące jest to, co piszesz o piciu i bójkach mlodych. Trochę to zaskakujące, skoro twoj syn to taki porządny człowiek. Wiesz wplyw żony wpływem, ale facet porządny nie wdaje się w rodzinne bójki z zoną.

Mam atakie wrazenie, ze wszelkie zło widzisz w synowej. Twój syn tez idealny na pewno nie jest. To, ze pracuje to naprawdę standard. Wydaje mi sie, ze nie jest dla swej żony wsparciem, w jej trudnej sytuacji niewątpliwie.

Zblizają się Świeta, moze jednak uda Wam się usiąśc przy wspólnym stole, porozmawiać, polamać sie opłatkiem. Nie patrz na gest wobec synowej jak na upokorzenie - jesteś starsza i madzrejsza życiowo. Zaryzykuj, co Ci szkodzi, gorzej już nie bedzie. Zrób jakis prezent jej, dla NIEJ. nie dla dziecka, nie dla obojga.
Pokaz, ze jest dla Ciebei człowiekiem, nie tylko doczepka i to nie tą pożądaną do syna.

Jesli się uda razem siąsc nei krytykuj, nie pouczaj.

Życzę Ci, by w te święta udało się Wam po ludzku porozmawiac, okazac sobie wzajemnie współczucie i serce. Weirzę, że się da. Z tego co piszesz, żadne z Was nie zrobilo drugiemu czegoś tak okropnego, by zaciąl sie w sercu. Po prostu sie nie dogadujecie i w moim odczuciu także z Twojej winy, choć niezamierzonej.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 13:38   

Jestem słabą istotą i po ludzku patrząc jak ja się upokorzę przed kimś kto mnie nie nawidzi i ma takie różne zdanie o mnie to mnie zniczszy dokładnie.
o jakim upokorzeniu mówisz?

Genowefo.....jakże powszechna sytuacja.
Osobiście nie znam małżeństw, choc pewnie takie bywają..... które mieszkając z rodzicami jednej ze stron sa szczęsliwym małżenstwem...niestety.
Synowa kontra teściowa........wzajemne żale, pretensje.....synowa ponoć nienawidzi, ma różne zdanie, ale... Twoje zdanie Genowefo też nie jest najlepsze.

Martwisz sie o syna, bo rano niewyspany idzie do pracy.... a wiesz...ja sie o Twego syna nie martwie....martwie sie natomiast o małe dziecko,ktoremu rodzice ...mama z tata gotuja taki los. Martwie sie o te rodzine/małżeństwo. Jako matka winnaś potrząsnać synem a nie rozczulać sie nad nim.

Wspólne zamieszkanie zawsze powoduje pewne zamieszanie,nie ulega watpliwości,że sytuacja synowej w domu teściów jest znacznie trudniejsza.W omawianej sytuacji bardzo ważna jest rola i stanowisko,jakie przyjmuje młody małżonek względem żony i względem matki.Sprawą najważniejszą jest to, aby we wszystkich sprawach mąż zawsze brał stronę żony.Brak zdecydowanego stanowiska z jego strony może spowodować powstanie "obozu rodzinnego" przeciwko młodej mężatce,czego ona najczęściej długo nie wytrzyma.Skala zagrożenia jest duża,wyraźny jest też powód.Młody mężczyzna,który nie potrafi oderwać sie od matki, mieć swoje zdanie,podjąć odpowiedzialności za żonę i dzieci i uświadomić sobie,że w jego życiu one są najważniejsze,taki człowiek nie jest dojrzały do małżeństwa i jeśli założy rodzinę będzie to wielkim błędem.Pismo św. wyrażnie mówi:(...)opuści(...)ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną..." a opuszczenie to dotyczy głównie sfery psychicznej.....

Genowefo...mam dwóch synów i wiesz co?.....kiedy dorosną, założa swoje rodziny...nigdy nie chciałabym mieszkać z żadnym z nich.....choć dziś sa moim najwiekszym szczęsciem.
Jestem i zawsze będe ich matką, a oni moimi ukochanymi synami.
Matki bywają nieobiektywne...zwłaszcza w relacji dziecko kontra synowa bądź zięć.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 13:42   

Leno, 100 proc. racji...

Dobrze, ze Twoi synowie maja taka mame:) Kiedyś Ci za to podziękuja moze osobiscie, a moze w opowiadaniu komuś, zcy modlitwie ich zony.
 
     
Genowefa
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 13:56   

Genowefo zacznij życ swoim zyciem, ciesz sie z niego, nie staraj sie życ życiem innych pogodzona z własnym zyciem z własnym losem będziesz przez innych pozytywnie odbierana jedynie miłym i zawsze serdecznie widzianym gościem w swoim życiu jestes Ty sam tylko ze soba zawsze ci może byc dobrze i nikt cie z tego zycia nie może wyrzucic -te słowa które mi napisałaś miami dotyczą właśnie mego męża.Od początku żył swoim życiem nie starał się o innych nie obchodziły go żadne problemy najbliższych.Już od początku naszego małżeństwa było żle często po pracy przychodził pijany wszczynał awantury a mieszkaliśmy u moich rodziców.Mama moja była chora i on wiedział o tym bo chodziliśmy ze sobą trzy lata i mu to nie przeszkadzało po ślubie jednak zaczęło przeszkadzać.Mama zmarła gdy byliśmy dwa lata po ślubie.Został mi tato ile on musiał wycierpieć słuchając naszych ciągłych kłótni to dopiero teraz zdaję sobie sprawę słysząc kłotnie u moich.Już parę razy kazałam mu się wyprowadzić bo miałam tego dość ale znów ustępowałam z obawy iż nie poradzę sobie z wychowaniem dzieci.Do momentu aż dom został przepisany na nas obu gdyż zagroził że jak ojciec przepisze tylko na mnie to nie da ani grosza na ten dom i nie będzie przy nim nic robić.Więc namówiłam tatę aby to przepisał na nas dwóch.Od tego momentu do dziś nie mam prawa się go pozbyć a on wręcz wygania mnie mówiąc "sp.....laj z tąd".Stale było źle niby razem żyliśmy a jakby osobno.W żadnej sytuacji nie mogłam na niego liczyć.Czy dzieci chore on spał spokojnie ja czuwałam.Gdy ja dostawałam ataki woreczka sama autem jechałam na pogotowie po zastrzyk działający silnie przeciw bólowo a przed podanim pytali czy ktoś mnie przywiózł bo po tym lekarstwie nie mogę prowadzić.Innym razem dzieci chodziły na dyskoteki nie podobało mi się bo to wiadomo ale onego to nie obchodziło nie brał żadnej odpowiedzialności ty im pozwoliłaś więc się martw.I znów on spał snem spokojnym a ja jeździłam po nich.Nawet taka niby głupota np.dwa samochody stojące w garażu proszę go by mi wyjechał jednym to usłyszałam "masz prawo jazdy to sobie wyjedź".Co kolwiek siś popsuło to musiałam ja wszystko załatwiać bo on jak mówił nie jest fachowcem.Przy smierci mego kochanego taty jeszcze mnie opieprzał że tylko wszędzie wydzwaniam a ile to tych ludzi na stypę proszę a przecież to wszystko było za pieniądze jeszcze mego taty.Syna zawiozłam z chorymi zatokami do szpitala to usłyszałam że już jednego do szpitala zawiozłam czyli taty i nie wrócił teraz robię to samo.Gdy leżałam w szpitalu na wycięcie wyrostka to owszem przyjeżdżał mnie odwiedzać ale po powrocie ze szpitala usłyszałam wypominania że jak by nie przyjechał to bym mu to wygarnęła więc już wolał jeździć.Choć jak przyjeżdżał to załaczał telewizor i w niego patrzał.Kiedyś bo on jest mało mówny więc to ja próbowałam choćby kłotnią ale żeby się odezwał teraz już od paru lat stwierdziłam że nie ma sensu.I tak nie rozmwiamy już ze sobą wcale.Nie sypiamy ze sobą też już od parę naście lat a właściwie to już nie pamiętam tego bo od początku spaliśmy osobno bo najpierw dzieci on chodził do pracy więc się chciał wyspać potem już stwierdził że spać razem to jest za ciasno a na dodatek to ja podobno chrapię więc nie umie się ze mną wyspać . I tak życie nam upływa on myśli tylko o sobie dawno jest już emerytem nic nie robi w domu tylko rozwiązuje krzyżówki czy gra na komputerze czy ogląda non stop telewizor.Jedynie z nudów to wykonuje dwie czynności ogrzewa dom i gotuje.Bójka gdy jest u młodych to go wogóle nie obchodzi,idzie spać a ja nie mogę zasnąc niekiedy do rana.Ze mną wogóle nie rozmawia ale to już było a teraz nagle od jakiegoś czasu choć nie dałam mu żadnego powodu do zdrady ale ubzdurał sobie że jestem k...Stale mnie nie ma w domu więc mam kogoś i na dodatek przewalam jego pieniądze.Ja mam swoje dochody pracuję na pełnych obrotach a pieniądze no jak pisałam opłacam wszystko młodym,a nie powiem mu tego bo on ma jeszcze coś takiego że kumuluje wszystko co się wokół dzieje jaką on to ma krzywdę i potem się upije i robi awanturę na cały dom że i młodzi słyszą tylko że się nie angażuje jak oni robią awanturę to synowa przez to nic do niego nie ma.Właśnie podczas takiej ostatniej awantury kiedy to jak już spałam to mnie zaatakował wezwałam policję.Rozmowa z nim nic nie daje bo on w trakcie mojej wypowiedzi na nasz tem rozwiązywał krzyżówkę jakby nic się nie stało.Zapytałam co z świętami to stwierdził tylko abym kupiła sobie tyle co zjem on sobie poradzi sam.Do dziś nie kupiłam jeszcze nic nie mam wogóle żadnego zapału do przygotowań świątecznych.Zapomniałam powiedzieć że u młodych synowa stale mówi o zazdrości to swemu mężowi wmawia zdradę choć on ją tak kocha to znów w nim wzbudza zazdrość.To jest chore a na dodatek tego udzieliło się memu mężowi bo nigdy nie okazywał żadnej zazdrości.Ktoś pomyśli to po co to ciągła ta kobieta przez tyle lat.A ja odpowiem bo mam taki głupi charakter że całe życie jakie z nim jestem żyję nadzieją że wreszcie się to kiedyś zmieni na lepsze że poczuję iż nie jestem sama że nie mieszka mąż obok ale ze mną.Jest to głupie bo zamiast tego jest coraz gorzej a ja znów myślę że idzie starość i co na stare lata zostanę sama?A przecież i tak jestem ciągle sama teraz tylko że zamiast usłyszeć coś miłego dostaję od niego z pięści.I znów problem co ze spowiedzia przed świąteczną nie dosyć że dostałam nie dosyć że każe mi sobie odprawić kolację wigilijną bez niego to ja jeszcze mam go przeprosić.Nie wiem czy dość dobrze przedstawiłam swoje w skrócie opisane problemy.Ale ja naprawdę proszę pomóżcie bo nie wiem co mam dalej czynić mam jeszcze przy sobie dwudziestoletniego kawalera z nim narazie oprócz tego że w wikend lubi iść się zabawić i popić a wtedy znów się martwię ,nie mam problemu.Jest kochany martwi się o mnie i również powtarza że mam się nie przejmować nikim tylko myśleć o sobie ale ja tak nie potrafię jak mój mąż.Więc nie wiem co robić chetnie zostawiłabym to wszystko i gdzieś się wprowadziła ale tego nie zrobię bo i tak nie ucieknę od tych problemów,gdyż się i tak będę zamartwiać.Wiara dużo mi pomaga inaczej dawno skończyłabym jak mama synowej która miała tych problemów o wiele mniej(zazdrość o męża zresztą przez cały czas on o nią a ona o niego)to może jeszcze córka opowidająca swoje fantazje bo to onej wychodzi najlepiej sama się przekonałam na sobie
 
     
Magdallena63
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 14:00   

Przepraszam bardzo gdzie mam napisac aby modlono się za mnie i mojego męża , bo modlitwa ta jest nam bardzo potrzebna. Bóg zapłac za odpowiedź
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 14:38   

Genowefo...
Chyba opacznie zrozumialas wypowiedź Mami. Nie wstrącanie się i nie narzucanie nie oznacza braku zainteresowania, czy niechęci do pomocy.

Oznacza dokadnie - życie swoim życiem i zdrowe zainteresowanie otoczeniem. Ktoś prosi o pomoc, radzi się - ok pomagasz i udzielasz rady. Nie prosi - nie pchasz się sama.

Widzisz ze dzieje się cos zlego - rozmawiasz. Tyle, ze nadopiekuńczy rodzice doroslych dzieci popełniają czesto taki bład, że rozmawiają z doroslym dzieckiem (i czesto z jego współmalzonkiem), jak z malym, z takim którym chcą kierowac, które wychowują.

W synowej upatrujesz nawet podłoze złegop zachowania swego meza, to swiadczy o tym, jak bardzo jej nie cierpisz i chcesz obwinic za swoje niepowodzenia.
Niestety tak jest. Genowefo - w Twoim zwiazku z mezem było źle od "niepamiętnych czasów" z tego co piszesz. Synowa nie ma z tym nic wspólnego. Gdyby jej nie było, wcale nie byłoby między wami lepiej, tak sądze.

Twoje życie z mezem było i jest b. trudne. Tym trudniejsze, ze niejako pławisz się w krzywdzie, wyciągasz jakies sprawy nawet sprzed kilkudziesieciu lat, ale nie zrobilaś nic, zeby to zmienic, tylko czujesz sie skrzywdzona.

Nic dziwnego, ze się tak czujesz, ale czasu juz nie cofniesz, nie ma co rozpamietywac krzywd, ale nie ma też co czekac na "cudowną" zmiane zachowania małzonka.
Przez cale lata skupialaś sie tylko na tym, ze Ci źle i chcesz, zeby sie zmienil, ale on sie nie zmienial, wiec było nadal xle i tak sobie to trwa.

A on się nie zmienial, bo i po o? Nic mu nie grozilo w zwiazku z tym, ze zachowywał sie tak, jak sie zachowywał. żadnych warunków tylko utyskiwanie, a do tego pewnie przywykł, skoro nie szło za tym nic konkretnego.
Wygodnie mu tak było i jest. Dlatego nie licz, ze się sam z siebie zmieni teraz.

Nie za bardzo zrozumiałam tekst o spowiedzi. Niby dlaczego masz pzrepraszać meza, by móc do niej przystąpić? Zrobilas mu coś złego?
Z tego co piszesz - nie. To za co u licha masz go przepraszać?

Nie jestem jakims znawcą nauki Kosciola, ale wydaje mi się, ze warunkiem dobrej spowiedzi nie jest bynajmniej przepraszanie tych, którzy nas krzywdzą.

Przebaczenie w sercu, porzucenie negatywnych myśli dotyczących takiej osoby nie jest jakos bezpośrednio zwiazane z przepraszaniem jej. Nie wiem skąd Ci to przyszło do glowy, ale na mój rozum - ani nie musisz tego robić, ani nawet nie powinnaś. Kosciół tego nie wymaga. Wystarczy, jeśli nie bedziesz mieć do niego zapiekłej urazy, nienawisci, czy źle mu życzyć, albo złozreczyć.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-21, 20:07   

Genowefo skorzystaj z terapii dla współuzaleznionych
sprawi, że poczujesz sens zycia
dzieci odchowane, niestety życie w rodzinie alkoholickiej odbiły się piętnem na Was wszystkich stąd wszystkie problemy urosły do rangi nie do pokonania
ty obecnie masz pusty dom, w którym czujesz sie niepotrzebna a całe zycie byłas jego podpora i jedynym zdrowym filarem
dziś nie ma juz kim sie opiekowac stad taka duża potrzeba w tobie by pomagac dzieciom
ale oni niestety sa już dorośli i tej opieki nie potrzebuja
jak wtedy gdy byli mali i skazani tylko na ciebie bo na męża nie miałas co liczyc....
jeden syn poszedł w strone ojca a problemy i schemat wzięty z domu utrwalił mu mozliwośc i zgode na picie jak sama piszesz kawaler bawi sie i pije
starszego syna także nie ominął problem zakochał sie w dziewczynie, która tez tym samym problemem jest obarczona
i po trochu jej zycie podobne jest do twojego
straszne jakie alkohol robi spustoszenia w rodzinie i w tożsamości człowieka
jedyna radą jaka jest dla ciebie to terapia
uzyskasz tam wsparcie i sposoby radzenia sobie z problemem alkoholizmu w rodzinie
pomożesz tez młodszemu synowi uporac sie z nałogiem
póki jeszcze jest dla niego szansa na godne życie bo niestety zabawa nie musi sie wiązac z piciem
masz czas, dużo tego czasu
spożytkuj go w mozliwie jak najleszy sposób by to co da się jeszcze uratowac mądrą postawa ratowac
poświęc go dla siebie na mądre ratowanie siebie i swojej rodziny
na terapii dla współuzaleznionych dowiesz sie wiecej o problemie alkoholu i co robi z członkami rodziny problem nałogu
staniesz sie silniejsza i mądrzejsza bedziesz potrafiła zrozumiec zarówno swoje jak i synowej zachowania będziesz wiedziała skąd sie wzięły i co jest ich przyczyna...
łatwiej będzie ci akceptowac synowej postępowanie a może tez naprawic zdrowe relacje między wami
a nade wszystko będziesz potrafiła konsekwentnie z mężem postępowac i chociaz w drugiej połowie swojego zycia zyc godnie i z szacunkiem do siebie
pozdrawiam życze spokojnych świąt obfitych w mądre decyzje podjęte do dalszego lepszego i bardziej szczęsliwego zycia
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-22, 08:50   

Genowefo................ wiesz.... aż mi ciarki poi plecach chodza jak Cię czytam.
Kobieto............. czy Ty sobie zdajesz sprawę że największy Twój problem to jeteś Ty sama dla siebie??????
Z Twojego postu wynika że jesteś od bardzo dawna w ogromnej dysfuncji...własnej dysfunkcji.
Mam wrażenie że Twoje problemy leżą w wyborach z przed ponad 25 laty....... Zamozpujście wbrew chyba woli rodziców trochę..........
Potem wojna z mezem........
Dysfunkcyjne pozycie małżęńskie........
Mimo wielkiej chęci ,dysfunkcyjne wychowywanie dzieci.......... przez przyklad miłości rodzinnej i małżeńskiej,poprzez pokazywanie wzorca ojca,matki,stosunków pomiędzy Wami.
Wreszcie ożenek syna........... ja czytam że wbrew Twojej woli.Choć nie piszesz tego wprost ,to ja tak to odczutuję.Masz i miłaś duże problemy z akceptacją wyborów syna.
Wiesz ....to sioe nazywa nadopiekuńczość.A jest to wyntaurzenie miłości matczynej.WYNATURZENIE tego co ma być w założeniu piekne.
Nie akceptacja decyzji syna daje nieakceptacje jego wybranki-synowej.
Z tego co piszesz-mimo ogromnej dysfunkcji we własnym domu-uważasz że to w domu rodzinnym synowej jest problem/był problem.Widzisz wyraznie co tam ,wybielasz to co u Ciebie.
Masz sie za kogoś bardziej wartościowego,lepszego,za lepszą rodzinę ,bo synowa jest "z bloków" z osiedla".
A Ty masz swój dom.I co z tego???? piekło tam............. piekło u Ciebie.......... a Ty jesteś "lepsza".
Popatrz........... Twój syn poprostu powielił dom rodzinny.Piekło domu rodzinengo,pierwotnego domu,przeniósł na sój dom ,na swoją rodzinę.
Nawet żonę wybrał sobie pewnei bardzo charakerologicznie podobna do swoje matki.Tez silny ,choć bardzo dysfunkcyjny charakter.
Twoje życie małżeńskie leży w gruzach.
Wiesz.......... opisujesz winy synowej.Pewnie nie jest bez winy,ale czy Ty jesteś w porządku wobec niej??? czy Ty nie rywalizowałąś podświadomie z nią o syna? czy podświadomie nie mialąś żalu do syna że wybrał sobie na żónę tę ,nie akceptowana przez Ciebie dziewczynę?
Genowefo............... największy problem to Ty masz ze sobą.To Tobie potrzebna jest pomoc psychologiczno-terapeutyczna .
I to solidne pogrzebanie w dziecinstwie i młodości.
Genowefo...... zacznij od siebie.zacznij by dać szansę na uratowanie sie młodszemu synowi.Dajesz mu ,dajecie mu razem z Twoim mężem ,a jego ojcem bardzo mcne podstawy do tego by sam stworzył dysfunkcyjna rodzinę,by wybrał sobie na żonę dziewczynę o cechach podobnych do Twoich,a tym samym nie akceptrowaną przez Ciebie.
Ty od lat żyjesz z mężem jak przysłowiowy pies z kotem.
Co zrobiłaś by to zmienić????
Piszesz o świętach,o spowiedzi............. kobieto............. zacznij od siebie,od swojego rachunku sumienia.Tylko mam obawy że Ty sama nie jesteś w stanei tego rachunku zrobić.Ty zmanipulujesz ten rachunek sumienia tak że wyjdzie Ci czysta i godna naśladowania Genowefa czy Jolka(sam juz nie wiem...... a może w Tobie jest dwie kobiety????) a świat wokół jest do bani.Ty nie masz co naprawić ,a naprawy wymaga tylko świat i Twoje otoczenie.

Na koniec........... Jolko-Genowefo ......plecam Ci książkę Jacka Pulikowskiego "Warto pokochać teściową"
Może lektura otworzy Ci oczy na to co tak klasycznie rozwalasz? na Twoje/wasze rozwalające sie małżęństwo,na rozwalające sie małżeństwo syna,na wzorzec jaki dajesz synom,czego0 od nich oczekujesz.

Może Ci sie wydawać że to co napisałem to dołuje Cię.............
Może wydać Ci się niesprawiedliwe..............
Może Cię bardzo to wzburzyć............
Ale ogromny problem tkwi w Tobie
Zobacz co piszesz o komunikacji w Twoim małżeństwie:".Kiedyś bo on jest mało mówny więc to ja próbowałam choćby kłotnią ale żeby się odezwał teraz już od paru lat stwierdziłam że nie ma sensu.I tak nie rozmwiamy już ze sobą wcale".

Zacznij od siebie,zmieniaj siebie,bo to Ty wymagasz najpierw zmina.Ty jesteś dysfunkcyjna.
Poradnia małżeńska,terapia dla Ciebie,a twoje otoczenie zmini sie pod wpływem Twoich zmian w sobie.Ono zmieni sie poprzez Twoje inne postrzeganie .Bo To Ty możesz sie zmienić.

Żeby chciało sie chcieć Jolko-Genowefo.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9