Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Walczę o miłość
Autor Wiadomość
tlasz
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 15:51   Walczę o miłość

Witajcie
Jestem żonaty od ponad 5 lat. Mamy dwuletnią córeczkę (bardzo ją kochamy). Obecnie z żoną od maja przebywamy w ciężkim kryzysie małżeńskim. Pod koniec tamtego roku straciłem prace i nie mogłem znaleźć inną. Żona zasugerowała żebym wyjechał na kilka miesięcy do pracy do brata do Anglii. Ciężko było nam wszystkim tęsknota straszna, a i pieniędzy nie udało się odłożyć tyle, co się spodziewało. Wróciłem pod koniec kwietnia a od połowy maja zaczął się nasz kryzys. Żona twierdzi, że kryzys już był dużo prędzej, ale teraz dopiero dojrzała do tej decyzji. Żona mówi, że już mnie nie kocha i nie czuje żadnej więzi emocjonalnej ze mną. Chce się rozstać. Mowa jest o separacji. Ja żonę bardzo kocham i nie wyobrażam sobie życia bez Niej. Jest całym moim światem. Przeprasza mnie ze tak szybko wygasło w Niej uczucie, ale za długo sama dokładała do „tego pieca”. Wiem, że nie byłem idealnym mężem. Mój problem to okazywanie emocji i uczuć. Za mało jej okazywałem uczuć za mało jej mówiłem, że ją kocham. Żona mówi, że nie czuje się przy mnie bezpiecznie, bo po stracie pracy nie mogłem znaleźć innej (wyjechałem). Po powrocie w kwietniu dopiero w lipcu udało mi się znaleźć pracę. Jestem inżynierem. Zamiast brać jakąkolwiek pracę choćby na budowie ja szukałem i szukałem. Robiłem to zbyt opieszale. Kiedyś czepiałem się bzdur zamiast skupić się na żonie i na naszym małżeństwie. Żona mi wypomina, że po 5 latach dorobiliśmy się tylko kawalerki. Jej decyzja to dla mnie jak grom z jasnego nieba. Próby rozmów, że separacja czy rozwód to nie rozwiązanie nie dają skutku. Nie daje nam szans. Próbowałem namówić ja na rozmowę z terapeutą rodzinnym, psychologiem, ale się nie zgodziła. Mówi, że wie jak wyglądają te spotkania i że nikt nie będzie jej mówił co dla niej jest dobre. Nie mogę tego zrozumieć sama ludziom pomaga. Jest pedagogiem, mediatorem, kuratorem sadowy. Wielu ludziom pomagała a na nie chce. Udało mi się ja namówić na wyjazd na Spotkania Małżeńskie. Mówiła, że zrobiła to tylko dla mnie, ona tego nie potrzebowała. Myślałem, że będzie to jakiś przełom, liczyłem na cud, ale nic takiego sie nie zdarzyło. Za każdym razem utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie ma już naszego małżeństwa, żebym sobie dał spokój i pogodził się z jej decyzją. Zaproponowała żebyśmy postarali się być przyjaciółmi. Jeśli po drodze znajdzie bratnią duszę to odejdzie bez zastanowienia a jeśli ta nasza przyjaźń się uda to będziemy małżeństwem. Zgodziłem się, ale to trochę niesprawiedliwe tak czekać jak na wyrok nie znając przyszłości. Mieszkamy razem, ale tak jak w separacji. Nie kochamy się, nie przytulamy. Śpimy na skraju lóżka. Proszenie, błaganie płakanie nie daje skutku, żona mówi, że nie ma litości dla mięczaków. Czuje się tak jakbym nigdy z tej Anglii nie wrócił. Bardzo tęsknie za nią. Potrzebuję się przytulić, ale zostaje odpychany jak intruz. Kiedyś jeszcze jak nie byliśmy małżeństwem powiedziałem słowa, które żałuje do teraz. Powiedziałem jej, że za dużo się do mnie przytula, że czuje się uwiązany jak bluszcz, żeby troszkę mniej się do mnie przytulała. Przeklinam ten dzień, w którym to powiedziałem. Teraz bardzo potrzebuje się przytulić a ona mi to przypomina i mnie odsuwa. Wiele razy przepraszałem ją za błędy z przeszłości, mówiłem, że się już nie powtórzą, żeby mi dała ostatnia szansę, ale twierdzi, że jest już za późno. Mówię jej żeby się zastanowiła, bo rozbija rodzinę i co z naszą córeczką. Twierdzi, że rodziną będziemy zawsze a córeczka jest mała i niczego nie zauważy i żebym jej w to nie wkręcał.
Każda próba zaproszenia jej do kawiarni, kina czy na koncert kończy się jej odmową. Twierdzi, że szybo nie mielibyśmy z Sobą o czy gadać. Sama jednak wychodzi na piwo z przyjaciółmi z pracy i wraca późno. Ja w tym czasie zostaje z nasza córeczką.
Mówi mi, że nic ode mnie nie potrzebuje i nie chce żebym jej kwiatki przynosił.
Wożę żonę do pracy, chociaż mówiła, że nic ode mnie nie chce mówi, że jest to dla niej wygodne wożenie jej.
Razem tkwimy w tej toksycznej sytuacji. Na pytanie, co mam zrobić z moimi uczuciami do niej czy mam je zakopać w ogródku odpowiedziała ze to już mój problem.
Łudzę się, że może magia świat coś zmieni, ale codziennie utwierdza mnie, że tak nie będzie.
Coraz częściej myślę żeby przepisać mieszkanie na żonę i się wyprowadzić ale jednocześnie dbając o nasze dziecko. Żeby ja już nie wozić do pracy, niech sama sobie radzi. Ja tylko zajmę się naszym dzieckiem. Jest to dla mnie strasznie trudna decyzja i sytuacja. W tamtym roku jak sobie składaliśmy życzenia na święta obiecaliśmy sobie, że przyszły rok będzie przełomowy dla nas. Że zrobimy wszystko żeby był lepszy. No i jest przełomowy, ale w sensie negatywnym. Żona chce być szczęśliwa i nie zamierza być sama ( póki, co twierdzi, że nie ma nikogo). Dla mnie to jest niekończący się koszmar. W ciągu kilku miesięcy schudłem ponad 12 kg (ważę mniej niż na studiach). Ludzie mówią, że źle wyglądam. Kochani poradźcie, co mam zrobić. Czy jest jeszcze jakaś szansa na uratowanie tego małżeństwa pomimo tego że słyszę że już jest za późno. Bardzo ja kocham, nie wyobrażam sobie życia bez niej. Modle się za Nas i proszę o cud.

Pozdrawiam
Tomasz
Ps. Jutro idę do psychologa
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 16:35   

Tomasz, walczysz o miłość? Walcz nadal. Co przeszkadza Ci walczyć?
Twoje emocje? Twoje wartości? Twoje zmęczenie?
Wszystko jest do pokonania.
Jesteś wierzący, mam nadzieję, że również żyjesz sakramentalnym i tak naprawdę wtedy małżeństwo sakramentalne ma sens, tzn. wtedy działa łaska - w dniach próby stałości Twojej miłości.
Życzę więc mądrych Twoich decyzji wobec - życia i bycia - w małżeństwie, życzę siły (Jezus Chrystus daje!), życzę wytrwałości i cierpliwości (ćwicz się w tym), życzę mądrości w rozeznawaniu tych decyzji (to dary Ducha świętego!) oraz polecam teksty, które powinieneś przeczytać.
O różnicach między mężczyzną i kobietą. Są w Zakładce Sakrament Małżeństwa tu na forum.
pozdrawiam
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 22:13   

tlasz napisał/a:
Czy jest jeszcze jakaś szansa na uratowanie tego małżeństwa pomimo tego że słyszę że już jest za późno


Tomek, szansa zawsze jest, a to co ona do ciebie mówi i to co sobie gdzieś tam myśli to też mogą być dwie różne sprawy. Jeśli cię teraz nie chce, to się na siłę nie wpychaj, bo tylko ją dodatkowo zrazisz, tak mi się wydaje. Jak nie chce kwiatków, kina czy kawiarni - to sobie z tym daj spokój, najwyżej co jakiś czas kontrolnie spróbuj czy się jej nie zmieniło. Jakoś to musisz przetrzymać. Możesz tez pomyśleć o czymś bardziej zaskakującym - zrób coś fajnego do jedzenia albo zrób prasowanie czy coś czego normalnie nie robisz. Ale tez nie licz na wiele.

Pomyśl czy nie zaszło coś między wami, co ją do ciebie zraziło? Może była jakaś sytuacja czy zdarzenie dla ciebie mało ważne, a dla niej będące jakimś przełomem?

Ja to bym chyba najpierw próbował sprawdzić czy nie ma kogoś trzeciego - czy ona kogoś nie poznała jak ciebie nie było, kto jej może imponuje pieniędzmi, zaradnością czy czymś tam innym jeszcze. Jeśli to w taką stronę poszło, to może być trudniej, chociaż też nie beznadziejnie.

I trzymaj się - macie dziecko które zawsze będzie cię potrzebować, zawsze będziesz ojcem, nawet jeśli zostaniesz z boku to wiele razy okażesz się potrzebny i będziesz dla córki oparciem. O tym też pamiętaj. No i o modlitwie bo to dobry moment żeby się zwrócić w tę stronę. Nawet w takim czysto ludzkim wymiarze znajdziesz w tym spokój i pocieszenie. A u niej o miłość nie żebraj, bo to raczej nie tędy droga.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 22:18   

Tomasz - dobrze, że idziesz do psychologa.................

Tak na pierwszy rzut oka - dajesz się zonie wykorzystywać. Ty musiałes się dorabiać, Ty musisz ją wozić do pracy, Ty musisz pilnowac dziecka............... A tymczasem ona odwraca się do Ciebie tyłem. Cos tu nie tak. Nie jestes workiem treningowym, a taka pozycję przybrałeś. Mam nadzieję, że psycholog Ci to uświadomi.


Czy Twoje poczucie wartości własnej jest na właściwym poziomie? Bo coś mi się wydaje, że sporo je zanizyłeś.

Nie wiem, czy znany jest Ci Dobson - "Miłość wymaga stanowczości". W Waszym przypadku może lektura książki i jej praktyczne wykorzystanie, cos by dało.

Pomyśl - czy Twoja zona ponosi konsekwencje swoich działań? Chyba nie...

I na moje wyczucie (może mylne), byc może jest juz ktoś gdzieś obok zony - może nie dostrzegasz tego, może nie chcesz - ale jakoś tak pachnie mi to klasyką w tym temacie - myslę, że sporo osób przez to przechodziło - "Uczucia się wypaliły, Ty jestes taki i owaki...". Guzik prawda! Może raczej - na horyzoncie pojawił się ktos nowy. Nie prorokuję - oby tak nie było - czego Ci życzę................
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 00:07   Re: Walczę o miłość

Witaj Tomku
Strasznie bolesnie sie czyta to co napisales, bo ja moge powiedziec prawie to samo o sobie z czerwca tego roku.
Z tymi roznicami, ze nie 12kg, tylko 10 i nie bylismy jeszcze malzenstwem, wiec nie bylo dzieci.
Jest zimna, oschla, nie chce ciepla?
Wybacz moja bezposredniosc, do mnie taka nie trafiala wowczas, ale jestem na 90% przekonany, ze Ona znalazla sobie kogos innego. Ja zdaje sobie sprawe, jak bolesne Ci sie to moze wydawac, ale z tego co doswiadczylem od mojej M. wiem jedynie tyle, ze jako facet musisz sie postawic.
Piszesz "bo ona nie lubi mieczakow". Zadna Baba nie lubi. Ale ostaja sie czasem, do pewnego momentu w zyciu faceci a to zbyt romantyczni, a to zbyt ulegli, kochajacy soba, uczuciowo, w taki z poczatku dla Pan lubiany sposob. Ale one i tak sobie musza poprobowac granic wladzy, probowac byc u gory, zeby facet sie nie dal. A jak sie daje, to Ona sobie mowi, rany co za dupa (wybacz, ale taka prawda). Ja tez nie rozumiem po co kobiety to robia, ale tak niestety jest.
Widzisz ja z mojego doswiadczenia, moge Ci powiedziec tak - tez byl kryzys, byla nagle zimna, lodowata, chciala rozstania, wszystko mi wypominala, ale pomoc i owszem przyjmowala, nawet sama czasem sie bezczelnie o nia zwracala w jakichs sprawach sluzbowych, nie chciala psychologa, nic nie chciala ode mnie, byla ciagle wsciekla, obrazona, zla i wypominala mi, co to ja zrobilem zle.
I co sie okazuje - ze zdradzala, byla egoistka.
Teraz duzo padlo wyjasnien, uswiadomienia, moja M chodzi do psychologa itd. ale to nastapilo dopiero po tym jak dostala ode mnie kopa, ze ma sie wynosic mi z zycia.
I widzisz jaki z tego moral? Ze faceci tacy kochani i mieciutcy dla swojej Damy wcale nie sa w cenie.
Ok, w kazdym razie podsumowujac - musisz:
1) wiecej wychodzic - "sorry, ale ja ide z kumplami (albo znajomymi, zeby bylo wiadomo, ze kumpele tez jakies sa), zajmij sie Mala" i sie wyszykuj tak ekstra i idz, nawet jesli to bedzie picie do telewizora u kolegi z pracy, niech widzi Twoja niezaleznosc. I wroc caly rozpromieniony. (ja wiem, ze trudne i to Cie moze strasznie bolec)
2) postawic sie - to nic przyjemnego, ale prawdopodobnie Twoja zona jest podwozona przez Ciebie na spotkanie, ale nie z kumpelami, wiec wlasnie jak ma gdzies jechac to NIE podwiezc, bo Ci cos wyskoczylo, a niech czuje co to bylo fajnego. - ja cos takiego przerobilem, niemal fizycznie czulem, ze cos jest nie tak, ale nie posluchalem intuicji i nie poszedlem za Nia, zreszta kto wie, mogloby wtedy dojsc do tragedii i bym nie siedzial na forum, tylko za kratkami.
3) stwierdzic, zeby roboty poszukala - o coreczke dbac trzeba, a to w gestii obojga rodzicow. Jaka minke moze miec zdziwiona, ze to nie tylko ty, ten zly i winny sie kajasz i biegasz szukac kolejnej pracy. Mi wszyscy powtarzali caly lipiec "Ona Cie wykorzystuje" a ja nie wierzylem - uwierz. Jako wola roboczego. Dlatego twardo swoje - owszem, ja szukam, ale Ty tez powinnas. Bez agresji, po prostu stanowczo.
4) TRUDNE - przestac sie wpedzac w poczucie winy. "a bo zbyt opieszale pracy szukalem" itp. bzdury. Widzisz, wina za kryzys jest w Was obojgu, ale Twoja zona jest kompletna egoistka. Zrzuca na Ciebie cos co jest wina obojga, a to swiadczy o jej niedojrzalosci emocjonalnej. I tak jak chyba, ktoras z dziewczyn u gory napisala - Twoja zona nie czuje konsekwencji tego co robi. No bo przeciez i tak Ją podwieziesz i za przeproszeniem poduszeczke pod tylek podsuniesz, co by sie biedactwo nie obilo. Pewnie teraz na mnie zly jestes i sie za Nia wstawisz, tez bym tak wtedy zrobil, serio, a to blad.

Ale tak obiektywnie - stanowczosc, zdecydowanie, owszem milosc, ale nie sluzalcza, godnosc. I nagle Ona zacznie widziec, ze kurcze, Ty to nawet ciekawy facet jestes.
Ja musialem zostac tak skopany, ze teraz leze i patrze na ostatnie 5 miesiecy i sie bije po glowie, jak moglem byc tak glupi i nie postawic od razu na swoim, dlatego Cie ostrzegam przed bledami.
I zdaje sobie sprawe, ze jak teraz masz takie nastawienie, to pewnie Ją bedziesz wybielac, starac sie itd. Oczywiscie, gesty milosci - jak najbardziej moga byc, proby z psychologiem, poradnia itd. ale nic na sile, a z tego co piszesz, to juz probowales i to zawsze bylo "bo Ty chcesz". No to niech sie Dziewczyna przekona, jak to jest, kiedy sama zostaje postawiona na nogi, ze Ty WYMAGASZ, co jest jedna z podstaw dojrzalej milosci.

Jeszcze moge polecic ksiazke Jacka Pulikowskiego "Warto byc Ojcem" - ciekawie przedstawia wzorzec mezczyzny w rodzinie i podaje wiele wartosciowych rad. (trafilem na nia dzieki chlopakom z forum - dzieki!).
Znajdz cos, co oboje mozecie poczytac, wynotuj uwagi i niech Ona naniesie swoje, albo przeczytajcie razem.
Idzcie razem do Spowiedzi i Komunii św. Co prawda jesli Ona w srodku nie poczuje, ze teraz robi zle, to nawet jak wejdzie do kosciola, to nic nie da, dlatego mowie jeszcze raz - stanowczosc!!

Wybacz ostry ton, ale widze naprawde w Tobie kopie siebie, zanim do mnie dotarlo wiele rzeczy i wolalbym, zebys nie oberwal az tak.
Powodzenia i dziel sie z nami tutaj, co sie dzieje.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 09:13   

Nie do końca jestm przekonana Martinie, czy zona Tomka znalazła jakiegoś innego mężczyznę teraz....

Moze tak, wykluczac to nie wykluczam, ale pewnosci bym nie miała. Moze być tak, że sie kims zauroczyła, ale wcale nie jest z tą osoba, a moze być tak, że po prostu .. nie chce przebywać z nim w domu :(

Wiem, że to całkiem realne, bo sama przeszam taką fazę z moim eksmęzem - z tym, że nie mieliśmy dzieci, no i ja faktycznie niczego od niego nie chciałam, żadnych przysług - sama soie radziłam. Wcale nikogo nie miałam, po prostu jego mialam dość. Wychodziłam z kolezankami, albo gdziekolwiek, nawet do hipermarketu, byle z nim nie przebywać.
Z tego co piszesz Tomku wszelako Twoja żona nie ma powodow tak uciekać, ale jak mówię jej zachowanie nie musi zaraz swiadczyć o tym, ze kogos już ma.

Ono świadczy o tym natomiast, że cos w niej pęklo. Czy się da naprawić - nie mam pojęcia, ale na logikę, skoro Twoja "miezcakowatośc" wqrza żonę, to :) przestań być tym mięczakiem.

Macie dzieci i to ulatwia Ci sytuacę w pewnym sensie... Chodzi o to, że ktos z nimi musi zostać - zona chce wyjść? Ty też chciej:)

dziekolwiek idź, jedź - do kolegi, koscioła, kina - WYJDŹ. Nie kłóc się i nie sprawiaj wrażenia, ze robisz na złośc. Jak Ci powie "W sobote ostaniesz z dziećmi, bo ja ide gdzieś tam" powiedz "O, przykro mi. Ja sobie też cos na sobote zaplanowalem"

Co do tego podwożenia - no wiesz ...
Rozumiem, że samochód wspólny? Ale tak czy owak - zawsze mozesz poweidzieć "Wiesz, jutro to mam to i to rano i musze być wczesniej w pracy. Nie bedę móg Cię podwieźć"

Wszystko co mówisz mow kulturalnie, ale chłodno, bez emocji i pokazywania "a masz za swoje"
Nie narzucaj sie zonie, bo to powoduje jeszcze większą chęc ucieczki.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 10:00   

Tlasz na to jak wygląda nasze życie pracuje sie od początku
cóz ty myslałes, ze dostałes z urzędu i na wiecznosc miłosc i oddanie zony bez wysiłku z twojej strony
na jej liczne próby zbliżenia sie do ciebie reagowałes zimno i odpychająco no to nauczyła sie po czasie zimnego traktowania i ciebie,
uczucia nie pielęgnowane gasną, co nie prawda jest,że nie można ich ozywic..
niestety na to trzeba sobie zapracowac samym chceniem by było dobrze, jak na początku to za mało,
potrzeba teraz dużo twojego wysiłku staran by zona poczuła na nowo chec przytulania do ciebie... ty ja nauczyełs bycia zimnym, radzenia sobie samej, cóz pewnie nie było lekko jak straciłes prace, kto dbał o dom, o jego utrzymanie? pewnie zona sie zamartwiała jak pogodzic finanse a ty?
teraz ponosisz konsekwencje, i nie ma sie tu co nad soba uzalac tylko pracuj nad soba.... i nad małżeństwem pokaz silnego faceta, który mimo ciązkich sytuacji nie załamuje sie tylko szuka róznych dróg wyjscia a nie zostawia tego tylko zonie...
ona musi poczuc na nowo w tobie faceta silnego zaradnego opiekuńczego pod skrzydła którego bedzie chciała bezpiecznie sie schowac tylko tyle a zarazem az tyle
pozdrawiam mysle ze dasz rade uratowac małżenstwo by to problem który da sie rozwiazac jak usilnie tego pragniemy....i sie staramy
 
     
tlasz
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 14:39   

Witajcie

Dzięki za odpowiedzi i za rady. Rzeczywiście troszkę się czuje wykorzystywany przez żonę. Mam wrażenie, że jest na razie ze mną a może do czasu aż nie znajdzie sobie kogoś innego z wygody. Bo po zajmę się dzieckiem a i zawiozę ją i przywiozę z pracy. Żona pracuje na zmiany poza miejscem zamieszkania z trudnym dojazdem i trzeba sporo ludzi żeby ją dowozić (ja, siostra, rodzice, teście – ktoś musi zostać z dzieckiem jak ja jadę po Nią). Mam wrażenie, że nie docenia tych starań.
Myślę też, że żona nie do końca zdaje Sobie sprawę z konsekwencji Swoich działań. Z decyzji o rozstaniu i separacji. To komplikuje życie wszystkim. Nie chcę też w żaden sposób się wybielać kosztem żony. Dalej ją kocham. Dużo było przemyśleń o naszym maleństwie. Wiem, jakie błędy popełniłem. Wiem też, że jeśli dostałbym szansę od Niej już nigdy bym ich nie popełnił. Bardzo mi zależy na żonie i na naszym maleństwie. Pomimo moich zapewnień, żona twierdzi, że jest pewna, że za 2 lata będzie tak samo i że nie chce do tego dopuścić i że chce to zerwać jeszcze przed Swoja trzydziestka.
Martin nie mam do Ciebie żalu i pretensji o Twoje wypowiedzi. Wiele ludzi mi mówi żeby zadbać o siebie i przestać się przejmować ty, że żona nie ma się czy dostać do pracy. Czasem mi przemyka taka myśl. Przemyka mi też myśl żeby nasze nowe mieszkanko przepisać na ją z całym wyposażeniem i wszystkimi ratami i kredytami i niech się martwi jak to spłacać. Niech wie, że decyzja o separacji to nie dziecinada. Może wtedy się ocknie i i stwierdzi, że może warto jednak dać szansę drugiej stronie. Może ten sposób podziałałby szybciej na uzdrowienie naszego małżeństwa. Teraz nie czuje się szanowany przez nią. Ale, pomimo że ciężko jest mieszkając razem w takim stanie nie mogę się przełamać żeby jej to powiedzieć. Nie może mi to przez gardło przejść – „radź sobie sama”. Martwię się jak by sobie poradziła. Nie chce jej z tym wszystkim zostawiać. Boje się też, że nasze relacje jeszcze gorzej się popsują. Mam poważny dylemat. Co mam zrobić?
Żona zapewnia mnie, że nie ma nikogo na boku. Chociaż mówi, że znalazła Sobie przyjaciela (kolegę z pracy), z którym rozmawia o problemach. Zapewnia mnie, że nie jest w jej typie. Co mnie niepokoi to że całymi dniami pisze sms-y . Od rana do wieczora. Mówi mi, że pisze z podopiecznymi. Sam już nie wiem.
Mami masz rację – miłość trzeba pielęgnować. Nic nie dostaje się z urzędu na zawsze. Zrozumiałem to jakieś pół temu, kiedy zaczął się nasz kryzys. Być może za późno to zrozumiałem. Bardzo żałuje, że tak późno. Nie niszczyłem naszego związku z premedytacja. To było poza mną, wychodziło mimowolnie. Ale nie było dnia żebym żony nie kochał. Tak też jest do teraz. Naprawdę wiele bym dał żeby mi żona ponownie zaufała i dała jeszcze szansę. Wiem, że nie zmarnowałbym już tej szansy!
Nie wiem, którą drogę obrać żeby ja obrać? Radykalnej zmiany i wyprowadzenia się czy trwaniu tak jak teraz w naszym byciu, który nie jest łatwy, ale jesteśmy jednak przy sobie. Bardziej chyba mi na tym zależy. Ciężko jest też się uśmiechać i tryskać humor będąc ignorowanym, odpychanym. Dzisiaj idę do psychologa.

Pozdrawiam Was mocno.
Tomasz
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 17:00   

Tomasz..swoją ,swoją drogę.Ja jak zawsze polecam do przeczytania książke Pulikowskiego :"Warto byc ojcem" .Na "Dzikie serce" czy "Urzekającą" chyba za wcześnie i jeszcze zawsze Dobson.

Piszesz:"Dużo było przemyśleń o naszym maleństwie. Wiem, jakie błędy popełniłem. Wiem też, że jeśli dostałbym szansę od Niej już nigdy bym ich nie popełnił"

Czy aby napewno? a swoja droga to cos Ty chłopie zmalował że żona nie chce Ci wybaczyć...

Załóz spodnie i badz męzczyzna,wojownikiem.Nie ciepłymi kluchami.
Ale wiesz co??? mądrzy ludzie mówia że za kryzys w małżęństwie w znacznym stopniu odpowiadają meżowie.
Słuchałes co miała i ma do powiedzenia Ci żona?
Pewnie nie za bardzo ,bo znalazła sobie słuchacza.Wydaje się jej pewnie że złapała anioła.Uważaj............ bo -jak napisała tu jedna z forumowiczek-kobieta w takim stanie jest jak małpa.Puszcza się drzewa i skacze na inne drzewo bananowe.......... bo wydaje sie jej że banany tam sa ładniejsze i smaczniejsze.
 
     
tlasz
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 10:26   

Witam

Ciezko to wszystko pisać ...
Moja żona coraz bardziej oddala się ode mnie. Mówi, że nie jesteśmy małżeństwem, że nie jest moja żoną ani ja jej mężem (jesteśmy tylko na papierze). Faktycznie to też tak wygląda. Żyjemy jak dwoje obcych sobie osób. Jedno, co na łączy to córeczka. Każda rozmowa z żoną kończy się sprzeczka. Jest oschła, zimna i cały czas ma pretensje do mnie w zasadzie o wszystko, że mieszkanie źle posprzątałem, (chociaż mnie nie prosiła tylko sam chciałem), że ręcznik w łazience źle poskładałem, że w ogóle rozmawiam o Nas. Żyjemy tak w takim zawieszeniu i marazmie. Nic do przodu. Jestem na samym dnie ropa czy. Żona z tego, co obserwuje to ma się dobrze. Stroi się do pracy, jest uśmiechnięta i pięknie wygląda. Zdaje się tak wyglądać jakby ten kryzys jej nie dotyczył. Ma w pracy kolegę przyjaciela, z którym się chyba dobrze czuje, bo sms-ują od rana do 24-ej. Mam mocne obawy, że ona z nim romansuje, albo jest nim zauroczona ze wzajemnością. Żona twierdzi inaczej, że to jest tylko przyjaźń, ale jakoś te jej zachowania nie przemawiają do mnie. Zresztą mówi, co to mnie obchodzi przecież nie jesteśmy małżeństwem. Jeszcze nigdy nie czułem się tak jak teraz
Czuje, że jestem już na samym dnie, gdzie jest ciemno i chłodno. Że nikt nie może mi pomóc w tej sytuacji. Jak wyciągam rękę o pomoc do żony to zostaje ona odtrącona a ja skopany. Emocjonalnie jestem strasznie poraniony. Czuję się bezradny. Nie wiem, jakiego jeszcze sposobu się chwycić i jak z żoną rozmawiać. Łudzę się, że będzie dobrze, ale kolejne dni pokazują, że tak nie jest. Żona mówi, że nie potrzebuje ode mnie nic, ale nie odrzuca mojej pomocy a i często prosi mnie żebym jej coś kupił. Robi się wtedy taka słodka, że nie potrafię jej odmówić. Łudzę się wtedy , że zmieni się w stosunku do mnie. Ale rzeczywistość jest inna. Mówi, że nie potrzebuje żebym ja woził do pracy, ale codziennie ze mną uzgadnia, o której mam ją zawieźć.. Jest mi przykro, że nie docenia moich starań i pomocy. To, że dowożę ja do pracy kosztem swojej pracy i krótszego czasu spędzonego z córeczką. To, że pomagam jej w pracach w domu i w jej pracy zawodowej (przepisałem jej prace na komputerze).
Żona ciągle mówi, że za mało się staram i oczywiście tylko ja powinienem się starać ona nie musi, że te moje starania to drobiazg, że zawalam w podstawowych sprawach. Nie czuje się przy mnie bezpiecznie. Pod koniec tamtego roku straciłem pracę i z powodu tego, że nie mogłem znaleźć nowej wyjechałem do Angli na początku roku a wróciłem pod koniec kwietnia. Znalazłem pracę dobrze płatna w Polsce, obecnie przedłużyli mi umowę na stałe i zostałem oceniony przez przełożonego bardzo wysoko. To żony nie przekonuje, bo w poprzednich pracach narzekałem na nie. Teraz już nie narzekam i nie wiem, co jeszcze mogę w tej kwestii zrobić? Utrzymuje cały dom płacę rachunki i kupuje rzeczy dla dziecka, ubranie i jedzenie. Podział obowiązków miał być taki, że żona kupuje jedzenie, ale z tym ostatnio jest nie jest najlepiej, bo lodówka świeci pustkami.
Żona mówi, że nie ma do mnie zaufania i nie może na mnie polegać, bo wyżaliłem się o naszych problemach jej mamie. To prawda wyżaliłem się, bo mama się dopytywała, co u nas a ja nie mogłem się z nikim podzielić problemami. Faktycznie to żona nikomu nie mówi, co się dzieje miedzy nami, próbuje to jakby zataić. Przez długi okres nie rozmawiałem z nikim o nas tylko dusiłem to w sobie i też to nie dawało rezultatów (żona dalej była oschła)
Żona mówi, że chciałaby chcieć wracać do domu i czuć się w nim bezpiecznie i ciepło.
Ja to muszę wszystko sam to dokonać, bo ona mi w tym nie pomoże. Mam wrażenie, że co bym nie zrobił to jest źle i nie tak. Że te jej warunki są niewykonalne i nie wiem jak długo mam jej udowadniać, że się staram.
Żona mówi, że nie czuje się ze mną szczęśliwa i że chyba się w grudniu wyprowadzi. Z jedej strony sobie myślę że może dobrze by się stało. Może by z czasem zrozumiała, co traci. Ja bym się zajął tylko córeczka i sobą, a ona niech radzi sobie sama. Tylko nie wiem czy takie rozstanie Nam pomoże czy jeszcze bardziej oddali? A z drugiej strony myślę sobie, że nie chcę żeby się wyprowadzała. Pomimo tego, że jest zimna i oschła w stosunku do mnie. Mimo tego, że nie traktuje mnie jak męża to jednak razem jesteśmy i mieszkamy. Poza tym chciałbym jakoś rodzinnie spędzić nadchodzące święta. Dalej się łudzę, że magia świąt coś zmieni.
Nie myślałem, że ten rok będzie taki straszny. Ten marazm, w którym teraz tkwimy jest strasznie dołujący.
Zbieram się żeby porozmawiać z żoną, na czym stoję i jeśli spełnię te jej warunki brzegowe czy będziemy znowu małżeństwem. Tylko jak to zrobić żeby jej nie denerwować?
Na koniec chciałbym napisać, że bardzo kocham Swoja żonę i bardzo jej potrzebuję
Wiem, że nikogo na siłę nie można zatrzyma nawet ukochana osobę, ale dlaczego to tak strasznie boli?

pozdrawiam

Ps.
Żona nie chce skorzystać z żadnej pomocy poradni małżeńskiej, mediatora i psychologa 
Tylko ja w miarę możliwości chodzę do psychologa
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 11:04   

kurcze przerwałem swoje postanowienie ..ale trudno po przeczytaniu twojego postu..az dech zapiera ..nie od ogromu twojej krzywdy tylko człowieku co ty ze soba robisz...ja wiem trudno się podzwignąc trudno byc silnym..choc mnie identico szargało wstawaj z kolan na nogi to po pierwsze..cos co dotarło do mnie choc tez po czasie...człowieku męska duma..skomlenia dośc,błagania dośc..sam sobie odpowiedziałeś nic na siłę ,nikogo nie zmusisz...i to jest jak codzienna twoja litania...teraz jesteś sam dla siebie...kochasz córeczkę poświęć dla niej wszystko..żona zostaw niech idzie..niech się cieszy swoją wolnością,radością..pewnie kiedyś przyjdzie czas że to ją zdusi....wiesz co nałóg napisał ci swietnie masz spodnie jesteś facet to bądz nim...nie kochaj bardziej -bo bardziej będziesz niekochany,nie proś bo nie będziesz słuchany,nie narzucaj się bo staniesz się odpychający
a w większości sam dajesz sobie odpowiedzi co byś nie zrobił i tak będzie żle....chłopie
głowa do góry i mocno w życie..stan mocno na nogach i rozejrzyj się widzisz świat..widzisz życie,widzisz ludzi ..bo ja już widzę!!!!!

p.s warto poszukac w sobie tez tych mrocznych zakamarków,naprawić to co było nie tak
bo to twoja przyszłośc ,zdrowe relacje z ludzmi,dzieckiem,bliskimi....to twoja przepustka do nowego..a czy ktoś to zobaczy,dojży nie myśl o tym dzisiaj....
to co od dzisiaj wieczorem po wizycie przed lustrem ...widzisz mocnego faceta tak!!!!!!!!!
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 11:09   

Tomasz, a jeśli Twoja żona Cię zdradza, to co zrobisz?

Te sms-y to nie są czymś normalnym.
Jeśli żona żyje w grzechu nieczystości, to wiesz - diabelskie sztuczki właśnie wtedy się ujawniają - GRZECH BARDZO POCIĄGA i potrafi ZNISZCZYĆ RODZINĘ, która święta ma być i jest ze swej natury, bo stworzył tak Bóg.

GRZECH NIECZYSTOŚCI POCIĄGA.


dwa - to Twoje emocjonalne poranienie - ZAJMIJ SIĘ TYM JAK NAJSZYBCIEJ.
Praca nad emocjami jest możliwa.
Czy ten psycholog pracuje z Tobą nad Twoimi emocjami?
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 11:17   

Tlasz , dołączę sie bo wszystko to , co piszesz znam z własnego doświadczenia - piszesz , że walczysz o miłość a ja Ci napiszę , że ją skutecznie własnymi rękami dusisz. Martin napisał świętą prawdę - ze wszystkim się zgadzam , bratalna prawda jest taka , że Twoja żona albo ma romans albo jej sie romans kroi. jej słowa są cytatami z wypowiedzi mojego męża , kiedy mnie zdradzał i planował odejście . Tez słyszłam , że małżeństwem jestesmy tylko formalnie. ja tez sie łudziłam , że ma kryzys i coraz badziej lgnęłam do niego jak trzęsąca sie galareta. Skutek- wiadomo - zniszczone i rozbite małżeństwo , moja życiowa tragedia. Tlasz , jeśłi chcesz coś zmienić - musisz zmienić swoje nastawienie do tej sytuacji nie dac się więcej upokarzać. Nie daj się wpędzić w poczucie winy - tak robi każdy zdradzający - zdradzam bo ty jesteś zły i do niczego się nie nadajesz. Bzdury , do mnie to dotarło po paru miesiącach. jedyna droga to ostro postawić pannę do pionu. Naprawdę - zdecydowanie , licząc się z wszelkimi konsekwencjami. Martin ma rację - to Ty musisz zacząć stawiać warunki. To , że żona nie chce psychologa to tez normalne - mój też nie chciał .Musisz wziąć sprawy w swoje ręce - sama magia świąt nic nie zmieni , ja tu pisze do znudzenia - nikt nas nie bedzie szanował jeśli sami się nie szanujemy . A Ty sie chłopie nie szanujesz , jesteś też trzesą się galaretą , która boi sie , że zóna za chwilę tupnie nóżką. To zabrzmi strasznie - ale żadna kobieta nie będzie szanowała takiego mężczyzny , w drugą stronę też. Skorzystaj z mojego doświadczenia - przeszłam to na własnej skórze i nadal przechodze. Droga , którą idziesz prowadzi do samozagłady. Musisz zawalczyc sam ze sobą a to najtrudniejsza rzecz na świecie. Nie daj sie tak traktować - to Cię tylko poniża a małżeństwa nie ratuje tylko je topi. piszesz , że tkwisz w maraźmie - a kto ma za Ciebie z niego wyjść ? Trzeba wziąć odpowiedzialnośc za własne życie a nie chować się za plecami żony - co ona chce , A co Ty chcesz Tlasz ? Jeśli tak dalej bedziesz postępował wróżę Ci koniec małżeństwa. Dopóki jesteście razem - nadal możesz działać ale D Z I A Ł A Ć a nie trwać .Trzeba kobietę postawić do pionu - stanowczością , nie agresją , wyzwiskami itp. stanowczością . Odwagi.
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 11:43   

Witaj Tomek
Norbert mnie wyprzedzil i zgadzam sie z jego zdaniem - wstan z kolan!!
Oprocz tego pozwole sobie znowu niestety na troche zlosliwosci, bo widze, ze przechodzisz krok za krokiem te same bledy co ja!!
No co za egoistyczna Gowniara.
Facet - Twoja zona ma romans. Jest jakis tam procent szansy, ze nie, ale w to NIE WIERZE! Widziales ktoregos z Jej smskow z "przyjacielem z pracy"? Bo uwazaj, zeby Cie nie zmrozilo jak zobaczysz. To moze byc Twoja najgorsza trauma zycia, pytanie tylko, czy chcesz miec taka wieczna niepewnosc? Jak ja bym w czerwcu wiedzial i zobaczyl co moja M. pisala to najpierw bym poszedl obic morde temu kolesiowi a potem wrocil i powiedzial Jej co mysle o takich zachowaniach. TYLKO, ze nie wiem, jak na owczesnym etapie swojego zaslepienia i zaklamania by zareagowala.
Postaraj sie mnie zrozumiec - my patrzac z boku mozemy powiedziec w miare obiektywnie, ze walczysz o malzenstwo, ratujesz zwiazek. I nie mowie, ze jak bedziesz ciagle za Nia biegac i prosic, to w koncu moze nawet ulegnie ALE to bedzie "z laski". Tak bylo u mnie, ze w pewnym sensie - przynajmniej ja to teraz tak postrzegam "wyprosilem" powrot. Przyznawalem sie do bledow, do winy, jaki to ja zly, jak sie staram, a Ona co ... ? Niewinna, ktora raczyla mi dac szanse. I do czego to doprowadzilo? Ze mnie zdradzila po chwili ponownie i dopiero moje postawienie sie gdy sie dowiedzialem i stwierdzenie, ze dziekuje za taki zwiazek otworzylo Jej oczy. I wtedy zaczela pracowac nad soba, dopiero wtedy.
Powtarzam Ci NICZEGO nie zyskasz latajac za zona. Bedzie Cie traktowac jak smiecia, wykorzystywac i wysmiewac. Za to jesli calkowicie, zupelnie przestaniesz, to nagle bedzie zdziwienie - ale co sie stalo? Gdzie sie Tomus podzial? Zawsze byl, jak potrzebowalam. Mozesz okazywac milosc, ale stanowcza z bardzo wyraznym zaznaczeniem Twoich granic, a nie, ze ona slodka jak cos chce, no tak to wlasnie dziala!! Wykorzystywanie!! Musi Cie zaczac szanowac.
Byc moze przydalyby sie tutaj rady nawroconych zdradzaczy, ktorzy mogliby Ci powiedziec na tyle, na ile sa w stanie sobie to zwizualizowac, czy na etapie swojego zaslepienia jakas meska/damska przygoda byliby w stanie sie obudzic na taki mocny bodziec jak brak zainteresowania ze strony zdradzanego i jego postawienie na budowanie siebie??
Dowiedz sie, czy Cie nie zdradza, chociaz mimo, ze to moze bolec to jesli tak jest - bedzie musiala przestac zgrywac niewiniatko.
I na koniec - oczywiscie, ze do psychologa nie chce - jeszcze by Jej przypadkiem powiedzial, ze zle robi!

Wybacz ostry ton, ale w moim odczuciu niczego dobrego nie zdzialasz bedac tzw. "cieplymi kluchami" co dla zonki wszystko robia. Ona moze jeszcze sie z tego wyrwac i zycze Wam jak najlepiej, ale to musi byc sprawiedliwy, partnerski uklad, a nie oranie Toba pola.
Powodzenia
Ostatnio zmieniony przez martin 2008-11-26, 12:30, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 11:50   

a czy to czasem nie niska samoocena siebie powoduje te twoje nieszczęscia, niedowartościowany w pracy przez to ciągłe zmiany i poszukiwania nowej, niedoceniony w małżeństwie, mimo iż tyle robisz dla żony, twoim zdaniem
cóz to co robisz jest powinnością partnera, który sam wziął na siebie poprzez małżeństwo obowiązki utrzymania rodziny, domu
brak ci uczuc, które przedtem egoistycznie odrzucałeś
nie licz, że magia tych świąt uzdrowi twoje małżeństwo
na troche zażegna kłopoty by ze zdwojona siłą powrócic
myśle, że żona ma dosyc patrzenia i pomagania słabemu mężowi zapatrzonemu na swoje krzywdy
cóż post twój świadczy o tym jaki jestes słaby wobec tego czego doświadczasz.... wobec życia i jego problemów
dlatego żona jest zimna, nieczuła... bo widzi małego chłopczyka nieradzącego sobie w życiu a najmniejsze kłopoty przerzuca na żone, uskarża sie przed teściową po co? by kolejna osoba pomogła za ciebie rozwiązac problemy?
Tomek musisz dojrzec, stac sie twardym silnym facetem, który ma swoje zdanie, który nie pozwala na pewne traktowania siebie, którego nie zrażają zimny wyraz twarzy, który nie zraża się niepochlebną opinia pracodawcy i dlatego rzuca prace szuka innej, badż nie przyjmuje takiej która nie będzie świadczyc o jego autorytecie,
musisz uważac w obecnej pracy, z której jestes zadowolony bo jestes tu doceniony, by pierwsze oznaki krytyki cie nie pokonały
człowiek juz taki jest, że nie jest doskonały i ma do tego prawo byc taki, nie zawsze musisz byc max dobry
tak jak nie kazda krytyka jest niesłuszna i nie zawsze swiadczy, ze jestes beznadziejny, po prostu cos robisz zle masz to poprawic i tyle nic wiecej bez zadnych podtekstów
Tomek ty masz wiedziec czego chcesz, bronic swojego zdania i nie zrażac sie tym, że ktos ma inne
każdy ma do tego prawo i ty i każdy inny
a to że ktoś ma inne zdanie niż ty nie oznacza ze jestes nieważny, głupi czy nie masz racji
myśle ze to twój problem żona nie chce dłużej ci matkowac chce miec w tobie partnera dorosła osobe przed sobą, wtedy bedzie miałą do ciebie szacunek a wyraz twarzy będzie ciepły
pozdrawiam Tomek trzymaj sie
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10