Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy wierzycie ?
Autor Wiadomość
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 17:50   Czy wierzycie ?

Chciałam Was wszystkich zapytać i prosić o szczerą odpwowiedź. Czy naprawdę Drodzy Forumowicze wierzycie w to , że Wasze małżeństwa ( pytam szczególni tych , których małżeństwa się rozpadły i są w faktycznej długotrwałej separacji albo już po rozwodzie) zostaną jeszcze ocalone ?Czy wierzycie w to , że naprawdę będziecie jeszcze tworzyć rodzinę po np. 2 czy 3 latach rozłąki , zdrady itd. ? czy wierzycie w to szczerze , czy chcecie wierzyć ?Proszę o szczere odpowiedzi, co Wami kieruje , co czujecie do drugiej strony szczególnie kiedy nie ma żadnych znaków , że ta droga strona chciałaby powrotu , uzdrowienia ? Napiszcie .
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 17:52   

Ja nie wierzę. I tyle. Bo jak uwierzyć, gdy tam już jest dziecko..............
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 17:58   

Wanboma , jak sobie radzisz? Czy nadal cierpisz ? Kiedy ból się wypala ? Czy w ogóle się wypala ? Jak jest dalej , napisz proszę - zostałam sama ze sobą , nie wiem co dalej...
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 18:09   

W tej chwili cierpię i to bardzo! Ból się nie wypala, ale może kiedyś..... Ja akurat mam taką sytuację, że często ich widzę - uśmiechniętych, szczęśliwych. Widzę, że im się udało - jest coraz lepiej. A teraz jeszcze dziecko! W tej chwili mam taki okres, że żyć się znów odechciewa. Wiem, że to minie, bo musi minąć - bo mam córkę i dla niej muszę żyć - tylko i wyłącznie dla niej.

Zżera mnie nienawiść do tej dziewczyny. Jest to jedyna osoba w moim zyciu, której nienawidziłam i nienawidzę. To dla mnie takie trudne - potrafiłam wybaczyć każdemu - jej nie potrafię. Nie potrafię wybaczyć komuś, kto zabral ojca memu dziecku - bo mąż całkowicie córki się wyparł. Nie potrafię wybaczyc osobie, która ostatnio mnie zwyzywała, bo dostała jakiś anonim ( nie ode mnie), która nie czuje żadnej skruchy.
Stałam się złym człowiekiem - widzę to i czuję - tak to wyglada.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 18:21   

Wanboma , nie możesz gdzieś się przenieść, uciec od tego ? Jak dlugo to trwa ? Od kiedy jesteś bez męża?Nienawiść to najgorsze uczucie - strasznie spala , nakręca , człowiek nie może sobie miejsca znaleźć . ja nie obwiniam obecnej "narzeczonej " mojego męża. To nie ona mi ślubowała - na tę chwilę nic do niej nie czuję. To on powienien dochować wierności i zachować się odpowiedzialnie.Czy nie potrafisz sobie w secu tego wszystkiego odpuścić? Inaczej zmarnujesz życie.
Facet- jeśli wyparł się dziecka nie jest go godzien. Mój wyparł się mnie i małżeństwa. Chciałabym żeby za karę już więcej mnie nie zobaczył ani nie usłyszał mojego głosu. Taki mam stan ducha na dziś , z doświadczenia wiem już , że jutro może być wszystko na opak.
 
     
chris
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 20:38   

a ja? chyba jeszcze wierzę, choć nie wiem jak długo. od żony wiele razy usłyszałem, że nie kocha, że chce być szczęśliwa, chce się bawić, tańczyć, nikomu się nie tłumaczyć gdzie i z kim wychodzi.
Myślę że kiedyś "usiądzie i pomyśli nad tym wszystkim", zawsze uważałem ją za rozsądną osobę, czas pokazał swoje...
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 20:42   

czerwona,
zdarzają się WYJATKI - ale ile ich tutaj???
Komu sie udało - jednostkom.
I jak żyją ????
Z bombą z opóżnionym zapłonem...
Z niepewnością,
z bólem,
z drżącym sercem - na kazdy sms, kazde wyjscie...
Co to za życie???
Ja raz zaufałam - zaufałam bezgranicznie - proszono mnie o to...
i co dostałam... ROZSTANIE,
i słowa - że już wtedy powinien był odejść....
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 20:43   

Prawie od 4-ech lat mąż jest z nią. Od trzech nie robi z tego tajemnicy.
Ja na pewno nie będę uciekać, nie mam zamiaru. Nie będę przestawiac świata do góry nogami - sobie i córce, po to, aby nie widzieć ich. Chyba bym zrobiła im tylko przysługę.
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 20:57   

samotna...

nie wszyscy tak żyją jak piszesz
jestem o wiele szczęsliwsza niż przed kryzysem, nie żyję na kredyt zaufania ,bo i nie umiem, zaufałam i kocham pomimo, mam wspaniałergo faceta u boku --dobrego męża i ojca
wnioski wyciągnęliśmy oboje, nadal pracujemy nad naszym małżeństwem i dokładamy drewienek do wpólnego ogniska, by nasza miłość wzrastała a jedność się umacniała
a podstawą jest nasza wiara i wspólpraca z łaską sakramentalną
kto nas poznał -a sporo jest ludzi na forum --to wie ,że nie jestem w tym wyznaniu gołosłowna,
oboje należymy do RWS i to z męża inicjatywy akurat
Bóg na pierwszym miejscu !!! i wszystko się poukłada na właściwym
cierpienie jest jak sól do potrawy --nadaje własciwy smak ;)

pozdrawiam wszystkich serdecznie
Miriam
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 20:59   

wierzyłem - bardzo, bardzo chciałem pojednania.
walczyłem o nasze małżeństwo.
jednak wszystko ma swój kres. Czasami rachunki krzywd są tak ogromne, że sama wiara nie pomaga.
Nie wyobrażam sobie w chwili obecnej życia z kimś kto postępuje tak jak osoba, której szczerze oddałem 20 lat życia.
Przychodzi czas, że orientujemy się, że tak naprawdę to przez ten czas oczekiwania na powrót marnotrawnego żyliśmy wspomnieniami, kochaliśmy obraz który wyrył się w naszej pamięci. Broniliśmy się rekami i nogami przed prawdą o krzywdzicielu.
Nie mam zamiaru dłużej dreptać w miejscu, grzebać pazurem i czekać aż ktoś kto drwił z mojego życia wróci na "ciepłe nóżki" na emeryturę.
Każdy ma swój czas i każdy musi się przekonać sam.

Nie twierdzę - czerwona - że się nie udaje - mnie w 1991 roku się udało, żyliśmy potem kilkanaście lat tworząc konstruktywną rodzinę. Tylko po latach zastanawiam się: "czy aby napewno przez te lata nie byłem okłamywany?" bo wykorzystywany napewno.

[ Dodano: 2008-12-03, 21:02 ]
Miriam - wierzę że to co piszesz to prawda. jest jednak jeden podstawowy warunek:
TO WY OBOJE CHCIELIŚCIE.
 
     
ekola
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 21:17   

Czerwona, Samotna,
może nie powinnam się tu wypowiadać... Mój kryzys trwał (trwa) krótko, bo w sumie rok. A już od paru miesięcy wracamy do siebie. Więc odpał mojego męża trwał - bo ja wiem - może z pół roku.
Mówił, to co wszyscy... więc nie będę powtarzać. Może jedynie to że zanegował całe wspólne 9 lat, nazwał je pomyłką, bladym odblaskiem od wielkiego uczucia... Jego "nowa" miłość, to taka trochę odgrzewana była, z młodości... A ja... zauroczenie (krótkie zresztą :mrgreen: ), błąd, letne uczucie, bo to wielkie i jedynie prawdziwe przetrwało przecież tyle lat...
Teraz wracamy...
Przeprosił, próbował wyjaśnić, twierdzi że tak nie myślał, że to w amoku, w gniewie...
Ciężko przeżył fakt, że nie jest tak wspaniały jak mu się wydawało, że potrafił z premedytacją i - jak ja to nazywałam - okrucieństwem ranić najbliższą osobę.
Widziałam, z jakim trudem przychodziło mu przyznanie się do tego.

Ale teraz... Nie myślę, że za jakiś czas on znowu...
Nie czekam kiedy...
Nie boję się smsów - nie myślę o tym.
Boli mnie nadal, poczucie krzywdy kotłuje się we mnie cały czas,
Ale mam wrażenie że ta sytuacja tak wywróciła do góry nogami moje życie, że teraz nie ma w nim miejsca na strach.
Na pewno przestałam opierać swoje życie na mężu. Właściwie, jak się czasem zastanawiam, nie jest mi potrzebny do życia... :shock: Ale kocham go i chcę nam dać szansę.

Powoli, mozolnie, z wielkimi oporami uczę się wyrozumiałości w stosunku do świata... i do niego. Przynajmniej teoretycznie, bo praktyka póki co mocno szwankuje.
Na razie nie czekam na kolejny cios, jeszcze tego nie rozliczyłam. :mrgreen:

P.S.
Smutne to wszystko... Trzymam za Was kciuki! I podziwiam...
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 21:18   

WITO...
troszkę to trwało zanim oboje chcieliśmy i krok w marszu wyrównaliśmy...
Były obawy, ze strony męża szczególnie, czy to się uda, czy można razem po czymś takim , czy zaufam i będę potrafiła z tym żyć? Czy wystarczy uczuć? Jak prezwyciężyć ból i smutek...Jak pokonac ból pustki i wypalenia ...? Wiele było niewiadomych.
Kto to przeżył, to wie o czym mówię. Powrót to naprawdę początek ciężkiej drogi- nie ma nic za darmo.
Ale warto bronić miłości i godności sakramentu. Zawsze jest za wcześnie, aby się poddawać, bo jak widać cuda się zdarzają i nigdy za późno tylko w swoim i Bogu wiadomym czasie.

Dobrej nocki wszystkim
Miriam
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 21:30   

Gratuluje tym co sie udało
Mnie kilka lat temu wydawało sie, ze walke o nas wygrałam - mąż podchwycił moją rekę, którą wyciągnełam pomimo tego co zrobił.
Tez było wspaniale na początku, potem - nawet motyle wróciły - teraz mysle, ze chyba tylko u mnie.
Myślałam teraz jest lepiej niż przed kryzysem, ze oboje czegos sie nauczylismy.
Wydawało mi się, ze wyciągnął wnioski - wiedział jak bardzo to przeżyłam. Zna mnie i wie, ze jestem typem wrażliwca, który nie zgadza się na zło tego świata.
Niejednokrotnie mówiłam - ja tego nie rozumiem - dlaczego ludzie tak postepują - gdzie ich sumienie- ja chyba nie nadaję sie do dzisiejszego świata...
I co wróciło zło, ale obawiam sie, ze na dobre.
Zresztą nie che rozpatrywać hipotetycznie - gdyby....,
Nie jestem na to gotowa, czuję, ze jest zbrukany, nie ufam i nie wiem czy miałabym tyle siły....
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 21:58   

Miriam - chcieliście i chcecie.
"Pon by siła mogli mieć żeby tylko chcieli chcieć" - to z "Wesela" mi się przypomniało
Bóg daje wolną wolę człowiekowi.
przeżyłem powrót i ja. I wiem co człowiek przeżywa.
Nie miejsce tu na licytację.
masz rację - trzeba bronić godności sakramentu - nie wolno pozwolić by ktoś jaja sobie z małżeństwa robił.
A Bóg? Miłosierdzie każe wszystkim regułom ustalonym przez Kościół dostosowywać się do konkretnych sytuacji konkretnych osób. I nie nam zamykać innym drogi do raju - zwłaszcza tym słabym, którzy już sił nie mieli.
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-03, 22:27   

kiedy mąż mnie zdradzał, porzucał nie pozwalalam sobie na wiarę ze w przyszłosci stanie się tak jak ja chcę, ale wierzyłam ze stanie się tak jak chce Bóg, tak właśnie się modlilam-o pomoc Boga wg jego woli cokolwiek to będzie-bo Bóg pomaga wtedy kiedy ufasz w to o co się modlisz...podczas kryzysu nie udało mi się podnieść z psychicznego bagna ani na centymetr...bylam wrakiem człowieka...modlilam się prawie bezustannie
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10