Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy wierzycie ?
Autor Wiadomość
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 12:13   

włączę sie do postu ..czerwona nie wiem co chciał martin ci przekazać...ale przykład sill..jest własnie dobrym przykładem....to ze twój mąż teraz czuje ze jego trawka jest bardzo zielona nie oznacza że z czasem nie wypłowieje....kogoś kochac....a jak mozna mówic o miłości..w dobie kryzysu,zdrady,upadku małżenstwa..czerwona choć to brzmi brzydko istnieją dwa fronty..dwie ściany....rzucacie w nie nawzajem..wrzucacie sobie ochydę..potem cos takiego jedno żałuje ,myśli,zastanawia się a moze jeszcze nie!!!!...a druga strona dumna,w poczuciu obrazy...z myslami jak tak mozna to ja teraz nie....i za jakiś czas znowu inna wersja ..starający sie wkoncu dochodzi nie to nie ..i druga strona
zaczyna sie zastanawiać co dalej..rozumiesz czerwona jak dzieci wieczna przepychanka...i ta przepychanka moze trwac i trwać...widzisz ja tez tego nie mogłem pojąc a moze odpuścic
zobaczyc co z czasem los przyniesie...napisałas mąz podeptał związek sakramentalny...to teraz ty załatwiasz to destruktywnie bo tobie nagle tez przeszło....czerwona ...moja droga do zrozumienia co to jest związek dwojga ludzi..a do tego jeszcze co to jest związek sakramentalny ..tez trwała jakis czas...ja też kiedys zdeptałem mój związek!!!!...teraz juz wiem co zrobiłem ,zrozumiałem....czemu zakładasz że mąż twój nigdy nie zrozumie????
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 13:36   

Norbercie Kochany ! Jak patrzę w jego zimne stalowe i oczy i widzę odbijające się w nich złotówki i żal , że musi się ze mną jeszcze nimi podzielić - a przecież narzeczona wymagająca kobieta to moja wiara w niego schodzi do 0 . Jak napisałam - może go kiedyś olśni .... może ....ale szansy na to dużej nie widzę . Nie piszę tutaj i nie napisałam nigdy tych wszystkich okropności , które zrobił , on zniszczył , zdeptał dla tej laluni wszysko , cały nasz związek - też ten przed zawarciem małżeństwa - a znaliśmy się długo , niczego nie uszanował , nawet tej wspólnej młodości . To był mężczyzna mojego życia , za którym bym poszła na koniec świata o on wszystko opluł z obrzydzeniem. Naprawdę .Skruchy żadnej nie okazuje , nawet grama . Więc na cóż mogę liczyć ? Trzeba przetrzeć oczy i zobaczyć świat takim , jakim jest a nie takim jaki byśmy chcieli. Podrawiam Cię .

[ Dodano: 2008-12-05, 14:16 ]
Norbercie , tak , jak napisała Monika w "Życzeniach świątecznych"- ja go nie znajdę , on musi sam.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 14:24   

czerwona i w tym sens że nie ty masz liczyć na kogoś ty licz na siebie ,na swoja siłę ,na swoj pozytywny nastrój=ich sie trzymaj....sama nieraz piszesz nie masz wpływu na kogoś ,nie masz wpływu na jego myśli,odczucia na jego zachowanie...ten ktos musi sam z tym dojśc..czy warto było?...czy to czego chciał?..czy jest z tego szczęsliwy?..czy jego decyzja jest i była słuszna?....każdy jest kowalem swego losu...każdy działa jak chce....kazdy ma swoje wartości....i każdy musi dojśc że nieraz trzeba złamac zasady w imię czegośl ub kogoś....czerwona spokoju i radości.....święta to znak czystego serca tego ci życzę i zresztą wszystkim na forum!!!!!!!!!!
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 14:54   

Dziękuję , te święta będą ciężkie , myślę, że przeleją czarę goryczy, szczerze napiszę, że nie wierzę w niego , z głębi serca to piszę - nie wierzę w niego, on jest w innym świecie - wiecie jakim i wiecie jakie ma wartości ,sam ze sobą dojdzie tam gdzie teraz zaszedł - to chyba jest wszystko na co go stać.

[ Dodano: 2008-12-05, 14:54 ]
Ale piszcie dalej - Czy wierzycie , proszę !
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 15:35   

a to zle bo wiarę w innego człowieka zawsze trzeba mieć,taka wiara pomaga nawet tej drugiej stronie zmobilizowac swoje zycie nawet jak zagłuszony,zaślepiony z początku tego nie widzi..czerwona ciągle tylko widząc swoją racje ,swoje odczucia..widząc tylko siebie -swój beznadziejny los stawałem się coraz większym egoistą....wtedy zrozumiałem..nie wyłączam siebie z patrzenia na siebie ale zwracam uwage tez na innych to co czują ,czego pragną...teraz wiem dzieki temu czuję się lepiej..i choc w wielu oczach nadal nie jestem wiarygodny..bo na to pewnie całe zycie będe pracować!!!!....ale ja sam dla siebie czuję się lepszy,doskonalszy...zadajesz pytanie czy liczę????...tak ja liczę choć to jest zalezne o bardzo wielu czynników...okreslę 50% na 50%.........jedna połowa jest moja ..ale druga nalezy do kogoś innego...jeszcze do niedawna starałem się sterowac i nie moja 50 ,ale uznałem nadal wpływam,nadal ja oczekuję..a przeciez to nie moje 50% dlatego pozostawiam je właścicielowi....chyba przeszedłem wkońcu swój próg..uffff na to czekałem
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 18:11   

Norbercie , będę trwała przy swoim , to zły rozkapryszony dzieciak ,pusty w środku , taki , który przypala mrówki albo wyrywa owadom skrzydła bo sam nie wie , co to ból - robi to dla zabawy , sadystycznie . Zabrał swoje zabawki i poszedł i jest zły , że nie zdążył zabrać wszystkich - to jedyne, co go martwi. Jest pusty , próżny , bez empatii , wierzy tylko w pieniądze, nie ma żadnych wartości , nie wierzy w Boga , nie wie , co to odpowiedzialnośc , co to małżeństwo . Liczy się tylko on , jego wygoda , jego zabawki , do których zalicza się teraz lalunia. W środku jest jak wydmuszka - nie ma żadnego środka , jest tylko powłoka , środek zmącony przez jakieś pierwotne instynkty.
Ja mam tylko problem czemu nie dojrzałam tego wcześniej. Gdzie były moje oczy - patrzyłam a nie widziałam . Potrafi łgać bez mrugnięcia okiem . W sumie żal mi go - on nic nie rozumie o co w tym świecie chodzi , dalczego nie warto być świnią , ba , on nawet chyba nie rozumie , co to znaczy być świnią . Jestem współodpowiedzialna za to , że stał się ( zawsze był ??) taki.
Dlatego właśnie w niego nie wierzę , Pan Bóg musiałby się bardzo napracować a ma chyba ważniejsze sprawy na głowie.

[ Dodano: 2008-12-05, 18:16 ]
Piszcie proszę! czemu nie piszecie , jestem ciekawa , czy naprawdę wierzycie.
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 19:48   

Nie wierzę choć bardzo chciałabym wierzyć .
Nie wierzę - po 3 latach faktycznej całkowitej separacji .
Nie wierze - po roku bez żadnego kontaktu ( z wyjatkiem jednego obowiazkowego spotkania ) .

Życie bez tej wiary , w tym aspekcie jest przewidywalne bardzo , nic sie przecież ze strony małżonka dobrego nie wydarzy .
Jednocześnie , mimo wszystko takie życie tez potrafi być bardzo zaskakujące - na innych płaszczyznach . Bez męża .

Mimo braku wiary w uzdrowienie naszego małżeństwa Trwam wiernie - dla siebie i dzieci .
Pozdrawiam serdecznie .
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 19:49   

Ja napiszę tak. Szczerze wierzę, że każde małżeństwo może być uratowane, bo wierzę też, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. To, co napisałam nie oznacza jednak, że każde małżeństwo będzie uratowane, bo ludzie mają wolną wolę. Żeby małżeńswo trwało i kwitło musi być wola obu zainteresowanych stron. Dopóki nie ma świadomej woli, że oboje chcemy, to i widoków na wspólną przyszłość nie ma. Niczego tu się nie da przyspieszyć, ani też wymusić, niczego też nie da się na siłę zmienić. Jedyne, co pozostaje, to czekać i ... modlić się, ... mieć nadzieję, ... i dać szansę. Doświadczenie kryzysu małżeńskiego z pewnością otwiera nam oczy i pozwala na głęboką refleksję na temat naszego dotychczasowego życia i na temat nas samych i osób, z którymi to życie dzieliliśmy, dzielimy i być może dzielić będziemy. Kryzys małżeński możemy odbierać, jak dany nam talent. To od nas zależy, co z nim zrobimy. W niektórych przypadkach, mam wrażenie, że kryzys jest po to, żeby uchronić jednego z małżonków przed tym drugim, który ciągnie rodzinę w otchłań. W innym przypadku taki kryzys to kubeł zimnej wody - daje szansę na otrzeźwienie. Jest też pewnie wiele innych przypadków. Nie ma uniwersalnej diagnozy na kryzys i na jego przezwycieżenie. Pozdrawiam. Życzę szczęścia. Niektórym z nas już się udało, wielu innym też z pewnością się uda!!!
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 19:51   

czerwona

Wierzę, że kiedyś to nastąpi. Powtarzam sobie: wiara, nadzieja, miłość.

Ogrom agresji, niesprawiedliwych osądów, to wszystko wypisz wymaluj, jak u Ciebie 8 miesięcy w separacji (sądowej). Sam nie wiem, jak to przetrwałem. No i pytam się, jak Ty - czy jest jeszcze w co wierzyc? Teraz zaczynam słyszeć o rozwodzie. Po tamtej stronie - brak jakiegokolwiek uczucia czy woli. Karczemna awantura, gdy padła z mojej strony kwestia świąt, opłatka, jest przecież dziecko. Usłyszałem, że jestem chyba psychicznie chory, skoro przychodzą mi do głowy takie rzeczy. Oficjalnie nikogo trzeciego nie ma. Pytałem. Ale kto by się przyznał? Słowo, może już nawet wolałbym wiedzieć - ale ciągle nie wiem. Równie dobrze może naprawdę nie ma?

Nachodzą mnie coraz częściej momenty całkowitego zwątpienia. A często mówimy tu na forum o zmianach sami dla siebie. Zatem pytam wówczas siebie, czy powinienem rozpocząć pracę nad sobą w kierunku zaakceptowania stanu, że nigdy do siebie nie wrócimy. Zona jest o tym absolutnie przekonana. No ale przypominam sobie słowa przysięgi, wracają wspomnienia, kiedy żona była "absolutnie przekonana" że będziemy na zawsze razem. I myślę - nie znam jutra. 8 miesięcy temu też nie znałem jutra. Pytam się, jak powinien zachować się prawdziwy mąż? Myślę, że swoje lekcje odrabiam - nie robie z siebie niewinnego - popełniłem mnóstwo błędów: komunikacja, egoizm, niechęć do zrozumienia emocji żony. Przez ten czas zaliczyłem terapie, lektury, rozmowy, zbliżyłem się do Boga bardziej niż zwykle. Myślę, że prawdziwy mąż powinien trwać. Nauczyłem się już, że miłość to wybór. Wybrałem.

Pytam też Boga - Jezu dla kogo jest ten kryzys, dla mnie czy dla żony? Słyszę wtedy zawsze odpowiedź - dla Was.

Niestety popełniam ciągle błędy. Polegają one na tym, że jestem zbyt czytelny dla żony. Ona jest przekonana, że gdyby jej się zachciało, to ja z otwartymi rękami ją przyjmę. Problem polega na tym, że po mnie to widać. Raz, ze ją to drażni, dwa, że łatwiej jej, bo zawsze ma taką alternatywę.

Ciekawi mnie również, jak dalece można się zmienić. W przypadku moje żony dotyczy to nie tylko takich "detali", jak kwestia małżeństwa i rodziny - ale także diety, stosunku do pracy, zdrowia, wychowywania dzieci.

I jeszcze te oczy - inne, obce, złe.

A jeśli jest chora? Na duszy? Czy mąż może opuścić chorą żonę?

Robie swoje. Kocham na odległość. I pracuje nad tym, aby być mniej czytelnym. I oczywiście nad tym, abym był lepszym człowiekiem.

Tak, wierzę
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 20:34   

Ketram , u mnie to samo - inne , obce , złe oczy. Nie mogę i nie chcę w nie patrzeć . Siebie trzeba zmieniać - uważam , że po to, by umieć żyć bez współmałżonka - nie po to by znów razem z nim żyć - bo faktycznie do tego zawsze potrzebna jest wola dwóch stron. Trzeba się uczyć życia na nowo , swoje odcierpieć , stoczyć heroiczną walkę , tyle osób ją toczy , czemu nie ja ,Samotna , czemu nie Ty ?Ważne ,żeby starać się ja wygrać a , że będzie bolało - to widać musi . A potem ból się wypali i trawa znów się zazieleni.
Samotna - A KIEDY BÓL SIĘ WYPALI TRAWA ZNÓW SIĘ ZAZIELENI .Tak , czy siak - zazieleni się.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 20:39   

czerwona,
dzieki Ci - Ty wiesz dobrze co czuje i jak targają mna emocje, Ty mnie słyszysz,
i wiesz jaka huśtawka u mnie.
Oczy zapuchnięte od łez.
tak bardzo chciałabym wierzyć....
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 21:07   

czerwona ty jestes ofiara tej trzeciej...to jest twoje cierpienie i twój stan....a czy ketram jest ofiara tego trzeciego...ja mysle że ketram nie odrabia lekcji.....ketram..czy twój stan to nie wynik konsenkwencji.....to nie stan za czyny,słowa wykonan przez ciebie....zimne oczy napisałes a czy sam przez swoje działanie nie wyziebiłeś ich......ketram....ja dzisiaj wiem to ...zrobiłem zle...zdruzgotałem wszystko co mozna w małżenstwie..i moze faktycznie nie jestem az taki jakim mnie widziano..i moze nie dokonałem az tyle zła....ale wiem jedno ....jeszcze jakiś czas temu....tak zmieniłem wiele w sobie,odnalazłem sens zycia sens małżenstwa....sens
kobiety jaka została mą żona....zrozumiałem potrzeby i wiele innych.....ale nadal siedziała we mnie tez i moja krzywda....szukałem usprawiedliwienia swych czynów,szukałem zła i wad w mej zonie,nie wierzyłem ze stan w jakim tkwię jest na moje zyczenie ....dzisiaj juz wiem....nie otworzyłem całkiem serca....ketram trzeba sie przyznac tak to ja doprowadziłem do mego stanu,tak to ja spijam konsenkwencje swoich czynów....i daj mi Boze godnie przyjąc moje konsenkwencje ....oczyśc me serce....i prowadż....Ketram doszedłem do swojego progu...przyjołem wszystkie swe uczynki....przeprosiłem sam siebie za swoje zło....i wiesz mysli moje juz nie bładzą,serce moje jest spokojne....tak trzeba wkoncu przyznac sie samemu przed sobą,aby uwolnic sie od poczucia winy!!!!!!
 
     
chris
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 21:32   

ketram napisał/a:


Niestety popełniam ciągle błędy. Polegają one na tym, że jestem zbyt czytelny dla żony. Ona jest przekonana, że gdyby jej się zachciało, to ja z otwartymi rękami ją przyjmę. Problem polega na tym, że po mnie to widać. Raz, ze ją to drażni, dwa, że łatwiej jej, bo zawsze ma taką alternatywę.


I jeszcze te oczy - inne, obce, złe.

A jeśli jest chora? Na duszy? Czy mąż może opuścić chorą żonę?

Robie swoje. Kocham na odległość. I pracuje nad tym, aby być mniej czytelnym. I oczywiście nad tym, abym był lepszym człowiekiem.

Tak, wierzę


ketram, przeczytałem w Twoim pscie to, co sam mógłbym napisać...


Być mniej czytelnym dla żony...
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 21:46   

Norbert

W czasie przesłuchań na gestapo ludzie przyznawali się do wszystkiego. W pierwszym okresie mego kryzysu - tak samo było ze mną. Jeden z moich sukcesów w pracy nad sobą - po kilku miesiącach - polegał na tym, że zacząłem odróżniać zarzuty prawdziwe od niesprawiedliwych. Potrafię je odróżnić.

Proponujesz, aby wziąć za wszystko odpowiedzialność. Biorę. Resztę powierzam Bogu. Ale także w trosce o żonę, modlę się, aby ona zobaczyła, co po jej stronie było i jest nie tak.

Tyle, że liczę że ona sama na to wpadnie. Albo Bóg jej oczy otworzy.


chris

Pracujmy nad tym.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-05, 21:57   

czerwona napisał/a:
Norbercie , będę trwała przy swoim , to zły rozkapryszony dzieciak ,pusty w środku , taki , który przypala mrówki albo wyrywa owadom skrzydła bo sam nie wie , co to ból - robi to dla zabawy , sadystycznie . Zabrał swoje zabawki i poszedł i jest zły , że nie zdążył zabrać wszystkich - to jedyne, co go martwi. Jest pusty , próżny , bez empatii , wierzy tylko w pieniądze, nie ma żadnych wartości , nie wierzy w Boga , nie wie , co to odpowiedzialnośc , co to małżeństwo . Liczy się tylko on , jego wygoda , jego zabawki , do których zalicza się teraz lalunia. W środku jest jak wydmuszka - nie ma żadnego środka , jest tylko powłoka , środek zmącony przez jakieś pierwotne instynkty.
Ja mam tylko problem czemu nie dojrzałam tego wcześniej. Gdzie były moje oczy - patrzyłam a nie widziałam . Potrafi łgać bez mrugnięcia okiem . W sumie żal mi go - on nic nie rozumie o co w tym świecie chodzi , dalczego nie warto być świnią , ba , on nawet chyba nie rozumie , co to znaczy być świnią . Jestem współodpowiedzialna za to , że stał się ( zawsze był ??) taki.
Dlatego właśnie w niego nie wierzę , Pan Bóg musiałby się bardzo napracować a ma chyba ważniejsze sprawy na głowie.

O, Czerwona, gdybyś wiedziała jak może być czarna dusza i jak bardzo ta dusza jest w otchłani, przestałabyś użalać się nad sobą.
Twój mąż jest w śmierci duchowej.
Nie piszę módl się za niego, lecz napiszę inaczej - zamów za niego msze święte wieczyste:
datek to 20 zł - u księży werbistów.

powtórzę:
Nie piszę, żebyś zaczęła modlić się za tego człowieka - męża,
to może być Najświętsza Ofiara - msza świeta (większej ofiary nie ma od śmierci krzyżowej Chrystusa)
ale conajmniej dziekować Bogu za krolę rosy w której jest TWOJA NADZIEJA.
ONA TAM JEST I TY JĄ ZNAJDZIESZ,
A ON NIE,
BO MĄŻ TWÓJ NIE ZNA BOGA I JEGO PRZYKAZAŃ.
JEGO DUSZA JEST SMUTNA I DLATEGO JEST W OTCHŁANI ŚMIERCI DUCHA.

Jak masz czas, przeczytaj tekst, warto poznać otchłań śmierci duchowej.

" Sakrament małżeństwa

Chciałabym tutaj poruszyć kwestię małżeństwa. Chciałabym Wam również opowiedzieć o wielkiej łasce płynącej z sakramentu małżeństwa. Gdy ktoś przyjmuje w kościele sakrament małżeństwa i mówi swoje „tak” i tym samym zobowiązuje się dochować wierności, być wiernym w dobrych i złych chwilach, wtedy obiecuje to samemu Bogu Ojcu. On jest tym jedynym świadkiem, gdy składamy sobie obietnice. Kiedy umrzemy, ujrzymy ten moment zapisany w księdze naszego życia. Widziałam, jak para małżeńska w owym momencie spowita była w niewymownie pięknej, złocistej poświacie. Bóg Ojciec zapisuje te słowa złotymi literami w naszej księdze życia. Kiedy później przyjmujemy Ciało i Krew naszego Pana, zawieramy przymierze z Bogiem i osobą, którą sobie wybraliśmy na małżonka/małżonkę, z którą chcemy dzielić całe swoje życie. Kiedy oznajmiamy naszą wolę, te słowa są zobowiązaniem nie tylko wobec partnera, ale i wobec Trójcy Przenajświętszej.

Pan pozwolił mi zobaczyć, jak w dniu mojego ślubu, gdy mój mąż i ja przyjęliśmy Komunię świętą, nie byliśmy tylko my dwoje, lecz troje: my i Jezus. Bowiem w chwili, gdy przyjęliśmy Komunię św., Pan tak nas jednoczy, że jesteśmy jedno. Bierze nas do Serca i w Jego Sercu stajemy się jedno. Razem z Jezusem tworzymy świętą trójcę. Człowiek zatem niech nie rozdziela tego, co Bóg złączył. I teraz pytam się: kto jest w stanie rozdzielić coś takiego? Nikt! Nikt, moi Bracia i Siostry w Chrystusie Panu, nikt nie może rozbić tego przymierza. Naprawdę nikt, po tym jak Bóg go pobłogosławił. I kiedy te dwie dziewicze osoby zawierają związek małżeński, o jakie błogosławieństwo spoczywa na takiej parze!

Ujrzałam również ślub moich rodziców: gdy mój ojciec wkładał mojej matce pierścionek na palec, a ksiądz ogłaszał ich mężem i żoną, Pan przekazał ojcu laskę pasterską, która wyglądała jak zgięta na górze świetlista laska; to jest łaska, którą Pan daje mężowi. To prezent autorytetu Boga Ojca, aby ten mąż mógł opiekować się małą trzódką swojej rodziny, którą są jego dzieci, dane mu w darze w małżeństwie, i aby bronił swego małżeństwa, aby strzegł swoich dzieci przed wieloma szkodami i niebezpieczeństwami, na jakie narażona jest rodzina.

Mojej matce Bóg Ojciec dał coś na kształt ognistej kuli i umieścił ją w jej sercu. Oznacza ona miłość Ducha Świętego; zobaczyłam, że moja matka była bardzo czystą kobietą. Bóg był pełen radości.

Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak wiele nieczystych duchów próbowało zaatakować mojego ojca w tamtym momencie. Te duchy wyglądały jak larwy, pijawki.

Musicie wiedzieć, że gdy ktoś ma pozamałżeńskie stosunki płciowe, to wówczas te nieczyste duchy uczepiają się natychmiast tej osoby, oblepiają ją wszędzie, zaczynają od genitaliów, biorą w posiadanie ciało, hormony, osadzają się w mózgu, zajmują przysadkę mózgową, grasicę (glandula) i wszystkie neurologiczne miejsca organizmu ludzkiego oraz rozpoczynają produkcję mnóstwa hormonów, które pobudzają niskie instynkty. Przekształcają dziecko Boże w niewolnika swej żądzy, instynktów, pożądania seksualnego. Czynią z niego człowieka, o którym mawia się, że używa życia.

A my mówimy tak lekkomyślnie: raz się żyje – i to „raz” pociąga za sobą gorzkie konsekwencje…

Gdy para małżeńska jest dziewicza, Bóg jest szczególnie uwielbiony. Bóg zawiera z nimi święte przymierze i błogosławi ich seksualność. (To błogosławieństwo otrzymuje również para, która nie zawarła związku małżeństwa będąc czystą). Seksualność bowiem nie jest grzechem. Bóg dał ją jako błogosławieństwo. Tam gdzie małżeństwo zawierane jest przed Bogiem, tam jest On obecny, także w łożu małżeńskim. W sakramentalnie zawartym małżeństwie osoby udzielają sobie łask Bożych w intymnym obcowaniu, w związku niepobłogosławionym brudzą się wzajemnie swoim grzechem.

Bóg raduje się, gdy może im towarzyszyć w ich nowym życiu. Bóg i taka para tworzą jedność. Szkoda, że wiele małżeństw tego nie wie i nie myśli o tym. Gdy bierze się ślub w kościele jedynie z tradycji, nie wierząc w ten sakrament, błogosławieństwa nie ma.

Wielu myśli podczas ceremonii o tym, aby jak najszybciej się skończyła, aby mogli wreszcie świętować, jeść, pić, bawić się. Zapominają o Panu. Tak jak ja wtedy uczyniłam i zostawiłam Go samego. Do głowy mi nie przyszło, aby zaprosić Pana do mojego nowego domu, do mojego nowego życia. On tak bardzo lubi być zapraszanym do bycia z nami, we wszystkich sytuacjach życiowych. Chce, abyśmy odczuli Jego obecność. Wprawdzie jest obecny z racji sakramentu małżeństwa, ale lubi, kiedy z własnej woli Go o to prosimy i zapraszamy.

Także i ja nie zaprosiłam Go, aby po moim weselu przybył do mojego domu. Zostawiłam Go w kościele, potem spędziłam moje tygodnie miodowe, w ogóle nie myślałam już o Nim, powróciłam do domu, a On smutny pozostał na zewnątrz i w ogóle nie zwracałam na Niego uwagi, nie zapraszałam do siebie.

Ale jak dobrze byłoby dla małżonków, gdyby byli świadomi Jego obecności i nie popełniali tego samego błędu, jak ja wtedy. Przy ślubie moich rodziców najpiękniejsze było to, że Bóg przywrócił memu ojcu wszystkie łaski, które stracił z powodu swego rozpustnego życia. Bóg uczynił to z miłości do mojej matki, jego żony, która jako dziewica zawarła związek małżeństwa. Bóg uleczył przez to zbrukaną seksualność mojego ojca i cały związany z nią nieporządek hormonalny. Ale ponieważ ojciec był bardzo „męski” – istny, tak zwany macho – i jego przyjaciele zaczęli go znowu zatruwać i zwodzić, mówiąc mu, aby nie dał się wodzić za nos swojej żonie, szybko go przekonali do powrotu do swego wcześniejszego trybu życia. Okazał się niewiernym swojej powierzonej żonie, mojej matce, już w 14 dni po swoim weselu i dał się zaciągnąć do domu publicznego, by udowodnić swoim przyjaciołom, że jest panem, że nie będzie pantoflarzem.

I wiecie, co się stało z laską pasterską, którą otrzymał od Pana? Demon mu ją zabrał. I wszystkie te brudne złe duchy powróciły i przykleiły się do niego. Mój ojciec przeobraził się z pasterza swojej rodziny w wilka, który nie chronił już swej rodziny, a otworzył demonom drzwi na oścież i stał się postrachem całego domu.

Mój ojciec powiedział we łzach po tamtej stronie: „Dzięki mojej cudownej żonie, twojej matce, która modliła się przez 38 lat za mnie o moje nawrócenie i prowadziła przykładne życie jako ofiarna matka, zostałem uratowany przed piekłem”.

Moja matka modliła się przez 38 lat swego życia za mojego ojca, który prowadził zepsute i pełne cudzołóstwa życie, także z winy mojego dziadka, który zabrał go, 12-latka ze sobą do domu uciech, by zrobić z niego mężczyznę. I wiecie, jak modliła się zawsze moja matka przed Najświętszym Sakramentem? Mówiła: „Panie, wiem Boże mój i ufam, że nie pozwolisz umrzeć Swojej służebnicy, zanim nie ujrzę nawrócenia mojego małżonka. Proszę Cię nie tylko za moim mężem, a błagam Cię również, abyś wspierał wszystkie te biedne kobiety, które znajdują się w tej samej nieszczęśliwej sytuacji, co ja. Szczególnie proszę Cię za tymi kobietami, które oddają się mocy wróżbitów, czarnoksiężników i innym narzędziom magii oraz siłom demonicznym. Proszę Cię za wszystkimi tymi, które w ten sposób sprzedają demonom swoje dusze i dusze swoich dzieci, zamiast być przed Najświętszym Sakramentem – przed Tobą – modlić się tutaj i Cię uwielbiać. Proszę Cię także za nimi. Wspieraj je wszystkie i uwolnij je z więzów złego!”

Tak modliła się moja matka. I wiecie, dlaczego zawsze kochałam swego ojca i na niego spoglądałam? Ponieważ moja matka była właśnie dobrą kobietą, która nas nigdy, ani na trochę, nie skłaniała do tego, by kogoś nienawidzić, a tym bardziej naszego ojca, mimo że dawał jej ku temu powody.

Czasami moja matka mawiała do mnie, jakoby miała widzenie i widziała, że po każdym ciężkim grzechu ziemia się otwiera i połyka daną duszę. Często naigrywałam się z tych jej opowiadań i nazywałam ją głupią oraz naiwną. Mówiłam często do niej: „Wiesz co, Bóg mi właśnie pokazał, jak otwarła się ziemia i połknęła tatę”. Mówiłam to nawiązując do jej wypowiedzi odnośnie ciężkich grzechów.

Ale w tym drugim świecie stało mi się jasne, że moja matka naprawdę miała mistyczną wizję. Odpowiedziała mi tak: „Tak, moja córko, widziałam twego ojca. Był spętany przez diabła, który chciał go zaciągnąć do otchłani. Ale musisz wiedzieć, że owinęłam go natychmiast moim różańcem i zaciągnęłam do kościoła przed Najświętszy Sakrament. To była ustawiczna walka. Szatan chciał go zaciągnąć w dół swymi pętami, a ja swoim różańcem ciągnęłam go z powrotem w górę. I kiedy wreszcie przyprowadziłam go do kościoła, rzekłam do Pana: „Oto przyprowadzam Ci go i ufam Tobie, że go uratujesz”.

Mój ojciec nawrócił się osiem lat przed swoją śmiercią. Z głęboką skruchą prosił Boga o przebaczenie, a miłosierny Bóg odpuścił mu. Mój ojciec jednakże nie odpokutował swoich czasowych kar za grzechy. Wprawdzie żałował, wyspowiadał się i otrzymał rozgrzeszenie, ale nie miał okazji odbyć pokuty. Dlatego znajdował się w Czyśćcu aż po szyję w tym cuchnącym bagnie, który już wcześniej opisałam.

Pokutowanie za popełnione grzechy i zadośćuczynienie to jedna z tych rzeczy, o których tak łatwo zapominamy. Właściwie to bardzo mało o tym myślimy. I jest też tak, że my sami z siebie bardzo mało możemy zadośćuczynić. Ale Jezus w Najświętszym Sakramencie może nam udzielić łaski, abyśmy mogli pokutować. Gdy Go odwiedzamy w Najświętszym Sakramencie i uwielbiamy Go, otrzymujemy często ten dar pokuty, zadośćuczynienia za skutki naszych grzechów. Właśnie w tym drugim świecie Bóg ukazuje nam, czym nasze grzechy skutkują dla innych. Cierpi On bardziej z powodu skutków naszych grzechów dotykających inne osoby, aniżeli z powodu samego grzechu, ponieważ te skutki są zazwyczaj bezpośrednim atakiem przeciwko Jego miłości. Bóg sam w Sobie jest miłością.

Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu to jedyna droga, która nas bezpośrednio prowadzi do Nieba. Zapamiętajcie to sobie! To bardzo ważne dla nas wszystkich.

Gdy ktoś zdradza swojego małżonka/małżonkę, zdradza Pana Boga. Łamie obietnicę, którą złożył Bogu i swojemu partnerowi w dniu swego ślubu. Jeśli ktoś zamierza nie dotrzymać obietnicy małżeńskiej, niech lepiej nie zawiera związku małżeńskiego. Pan mówi do nas: „Jeśli jesteś niewierny, sam siebie potępiasz. Jeśli nie jesteś wierny, to się nie żeń”.

Pan mówi: „Moje dzieci, proście Mnie, abyście mogły być wierne swojej małżonce/małżonkowi, abyście mogli być wierne waszemu Bogu”.

Ile szkód i cierpień doświadcza małżeństwo z powodu niewierności! Gdy np. mężczyzna idzie do domu publicznego albo rozpoczyna romans ze swoją sekretarką, to pomimo prezerwatywy zaraża się wirusem. Wtedy nie pomoże żadna kąpiel. Ten wirus nie ginie i później, gdy przychodzi do swej żony, przenosi tego wirusa na nią i ten zagnieżdża się w pochwie lub w macicy, a później rozwija się z tego rak. Tak, rak!

Kto więc odważy się twierdzić, że cudzołóstwo nie zabija?! I jakże wiele kobiet, które dopuściły się cudzołóstwa, boi się potem, że zostanie odkryty ich cudzołożny związek, i wtedy chcą usunąć dziecko? Zabijają niewinnego człowieka, który nie może jeszcze ani mówić, ani się bronić. To kilka przykładów nieprzewidzianych konsekwencji grzechów, krótkiej chwili przyjemności.

Cudzołóstwo zabija w wieloraki sposób. Potem mamy jeszcze czelność skarżyć się na Boga, atakować Go naszą bronią i zrzucać na Niego winę, gdy rzeczy nie mają się tak, jak tego byśmy chcieli, gdy mamy problemy, nawiedzają nas choroby. To my fundujemy sobie nieszczęście i ściągamy je na siebie naszymi grzechami. Za grzechem stoi zawsze przeciwnik, szatan. Otwieramy mu drzwi, gdy ciężko grzeszymy. I gdy spotyka nas jakieś nieszczęście, wtedy Boga obarczamy odpowiedzialnością za to. Biada temu, który próbuje zniszczyć małżeństwo. Gdy ktoś rujnuje małżeństwo, uderza w skałę, którą jest Jezus. Bóg chroni małżeństwo, nigdy w to nie wątpcie!

Chciałabym Wam też jeszcze powiedzieć, że musicie dobrze uważać na wszelkiego rodzaju teściów, którzy mieszają się do małżeństwa dzieci, aby zniszczyć ich związek, zaszkodzić relacji małżonków, siejąc nieufność, uważając się za kogoś mądrzejszego. Nawet jeśli nie lubicie swojej synowej lub zięcia, czy sprawiedliwie czy nie, nie mieszajcie się w ich związek. Lepiej pomódlcie się za to małżeństwo. Oboje są już w małżeństwie i nic już nie można zrobić. Jedyną rzeczą, którą możecie zrobić, to modlić się za nich. Módlcie się za to małżeństwo i milczcie. I ofiarujcie Panu to swoje milczenie, które być może nie przychodzi Wam łatwo. Wiele kobiet samo się potępiło, ponieważ mieszały się do małżeństwa swoich dzieci. To bardzo ciężki grzech. Gdy zauważacie, że coś nie jest w porządku, że jedno z nich grzeszy przeciwko małżeńskiej obietnicy, bądźcie cicho i módlcie się.

Proście Boga za nimi, proście Boga o pomoc. Możecie również porozmawiać z obojgiem i prosić ich, aby ratowali swe małżeństwo, aby brali pod uwagę swoje dzieci, gdyż małżeństwo jest po to, aby kochać, obdarzać się i wzajemnie sobie przebaczać. Trzeba walczyć o małżeństwo, ale nie poprzez mieszanie się i ustawianie po jednej stronie barykady."


źródło : zakładka świadectwo Glorii: http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=2807
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8