Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE
Autor Wiadomość
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-06, 22:01   

Norbert , nie zrozumiałam , to znaczy , że lepiej wierzyć w cud czy nie ? Zgadzasz się z elzd1 , czy nie ?
Ja uważam , że każde małżeństwo jest inne , każdy odchodzący inny - jedni to naprawdę wyzuci z uczuć , nieodpowiedzialni ludzie , inni przeżywający kryzys a potem wracający na dobrą ścieżkę. Róznie też zachowują się porzuceni - im bardziej się ciskają tym gorsze rokowania.
Są nawrócenia - czytamy o nich przecież , są powroty i szczęśliwe życie potem - owszem ale myślę , że lepiej , bezpieczniej jest się nie łudzić i nie trzymać nadziei kurczowo , pozwolić jej naturalnie się wypalić w odpowiednim czasie , pozostawić to Bogu i drugiej stronie , odpuścić sobie i iść do przodu - czasem cofnąć się znów o parę kroków ale już inaczej - bez tego szaleństwa w oczach , z tego , co czytam , taki naturalny cykl kiedy nadzieja się wypala to 2-3 lata separacji . Ja , po dość krótkim teraz czasie , mam przebłyski olśnienia - dosłownie wyładowania neuronów trwające chwilę - że szkoda każdego dnia , każdej minuty na trwanie w takiej beznadziei , że on nie jest tego wart , że ja mam też jedno życie - nie chcę go spędzić na czekaniu na Godota . To są przebłyski , potem znów "cofka" , czasem zalew łzawego sentymentalizmu , potem poczucie siły i tak cały czas - jak na karuzeli . Ale na pewno nie wolno zamknąć się w oczekiwaniu , w nadziei a jak jest beznadziejnie - pomyśleć - no dobrze , ewentualnie powrót ( czysta hipoteza) ale powrót do czego , powrót i co dalej ? Wiem , że to katolickie forum , gdzie chcecie ratować swoje małżeństwa , nawet te najgorsze ale nie każde jest do uratowania - to może być właśnie moje , twoje albo twoje . I już. Czyste dywagacje - nikt z nas nie wie , co będzie , w malutkim zakamarku można coś zostawić ale tylko w malutkim zakamarku - na pewno nie warto robić z tego sensu życia. Upływający czas wskazuje kierunek w jakim idą sprawy.
Samotna - złóż życzenia takie jakie uważasz za stosowne - powiedz mu po prostu szczerze , czego mu życzysz . Nic nie układaj - te układanki nic nie dadzą , nie rób żadnych założeń. Szczerze powiedz - czego mu życzysz - tylko takie życzenia mają sens.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-06, 22:07   

moje punkty miały przytaknąc temu co napisała Elzd1

a prosciej to tak
1.wola pojednania
2.checia naprawy
3.łaska Bożą

teraz czytelniej

[ Dodano: 2008-12-06, 22:14 ]
p.s czerwona pamietaj abys zyła nadzieją ktos musi ci dawac wskazówki....ze mozesz miec nadzieję..inaczej mówi sie motywowac do czegoś,dodawac skrzydeł ....a jezeli tylko podcina ci sie skrzydła to o jakiej nadzieji mówimy.....
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-06, 22:30   

a ja pozwole sobie pozostac przy swoim zdaniu.
dobrze, pewnie powiecie - mlode to i glupie, na zyciu sie nie zna. moze i tak jest. ale poznaje sie na tym zyciu coraz lepiej. widze, co sie dzieje dookola. i przede wszystkim - przezylam swoj wlasny upadek, swoja wlasna przemiane..
pewnie dlatego, ze patrze na to wszystko z tej "drugiej" strony uwazam, ze nie mozna czlowieka skreslic, pokiwac glowa ze stwierdzeniem, ze nic dobrego juz z niego nie bedzie i uciekac jak najdalej.
i nie mowie tu o zludnej pustej nadziei i czekaniu w miejscu z nadzieja na powrot! nie.. zgadzam sie w pelni, ze trzeba sie najpierw zajac soba, sama caly czas to powtarzam. ale jesli wbrew wszystkiemu sa w sercu jakies resztki nadziei to czy mamy je zabijac? na sile? bo nie powinnismy ich miec?

samotna napisał/a:
Moniko,
Pan Bóg moze, ale nie musi....,
Zostawiam to właśnie Panu Bogu, ale nie moge uczepić sie, ze będzie tak jak ja chce, tylko tak ja Bóg chce...

mami napisał/a:
Elzod mądrze i słusznie
inaczej sie nie da, inaczej wciąz na nowo odzywaja emocje i nadzieja...
a kiedy wszystko co możliwe juz zrobione nalezy zostawic swoje zycie w rekach Boga
i nie ma ostatniego etapu pogodzenia sie ze swoim teraźniejszym zyciem
bo oczekujac na cud i powrót męża życie przechodzi nam bokiem, ukradkiem ucieka czas i nieubłagalnie kończy sie nasze życie

ja sie z Wami zgadzam! nie mowie tu o zyciu pusta nadzieja i podporzadkowaniu wszystkiego czekaniu i wpatrywaniu sie w drzwi, ktorymi maz ma kiedys powrocic. ja tylko mowie, zeby tych drzwi nie zamykac, bo nie wiemy jaka jest wola Pana. czasami, kiedy Pan Bog nie dziala od razu tak jak bysmy tego chcieli, uznajemy, ze w takim razie pewnie taka jest Jego wola i tyle. ale skad my mozemy to wiedziec? moze Jego wola jest taka, zeby uzdrowic, ale CZAS nie jest ten?
wlasnie otwartosc na Boza Wole zaklada to, zeby nie zabijac w sobie reszki nadziei i milosci. bo co jesli Pan Bog zaplanowal uzdrowienie, ale nie teraz zaraz? to powiemy "nieee.. teraz to ja juz dziekuje.."? pelne otworzenie sie na Boza Wole to nie zalozenie, ze na pewno cudu juz nie bedzie.. to wlasnie nie zakladanie niczego.
elzd1 napisał/a:

Ludzie, przestańcie wciskać kawałki o nawróceniu i przemianie serc małżonków. Gdyby Pan Bóg chciał, to by już ten cud uczynił, nie raz a wiele razy.

tego nie wiemy. kazdy zasluguje na cud przemiany swego serca. i nie nam oceniac czy wlasciwy na co czas jest teraz, pol roku temu czy kiedy.. a moze za rok? Pan Bog przemienia najbardziej nawet zatwardziale serca. i chce je przemieniac. to, ze nam sie wydaje, ze "juz dawno powinien byl to zrobic" to nasze subiektywne spojrzenie na sytuacje. tylko On wie czy i kiedy jest na to wlasciwy czas.
elzd1 napisał/a:
Na razie nic takiego się nie dzieje. A takie wciskanie siłą wszelkich przypowieści o cudownych uzrowieniach sprawia, że człowiek nie może ruszyć dalej, bo wciąż czeka, bo ciągle na coś liczy.

mysle, ze kazdy na cos liczy. jesli nie, to jest to tylko jakas wegetacja. nawet jesli wiemy, ze to, na co liczymy ma niewielkie szanse powodzenia. tak juz jestesmy skonstruowani.. kim jest taki czlowiek bez oczekiwan? myslacy caly czas, ze jakos to bedzie.. kim jest czlowiek bez nadziei?
Pan Bog przemawia do nas nie tylko przez cuda, ktore nam sie zdarzaja, ale tez przez cuda, ktore spotykaja innych. wiec czy mamy sie teraz zamknac na swiadectwa uzdrowionych malzenstw, zeby sobie nie robic nadziei..
elzd1 napisał/a:
Im szybciej osoba porzucana przyjmie fakty, im szybciej przyzwyczai się do zmian, tym szybciej wyjdzie ze świata iluzji do normalnego życia. Życia być może bez małżonka, ale za to z Bogiem.

zgadzam sie z Toba w pelni! trzeba sie pogodzic, nie mozna zyc iluzja. otwartosc na Wole Boza, bo nie wiemy jakie sa Jego plany.
ale nie mozemy z kolei zakladac, ze na pewno sa takie, zby byc samotnym do konca zycia, ze wspolmalzonek nie opamieta sie nigdy, bo to z kolei rezyserowanie w druga strone.
tak jak napisala czerwona - zyc swoim zyciem, pogodzic sie.. ale calej nadziei nie zabijac.
elzd1 napisał/a:
Ogólnie jest wiadome, widać to na każdym kroku, że nie każde małżeństwo będzie uratowane, nie każdy grzesznik nawróci się, nie każdy zechce żyć w zgodzie z Jezusem.
Tak już jest świat zbudowany, a zło zatacza coraz szersze kręgi.

oczywiscie, ze nie kazdy dostapi laski, nie kazdego spotka cud taki, jakiego on sam by sobie zyczyl. zlo zatacza coraz szersze kregi, to prawda... ale my mamy sie na to godzic? my nie jestesmy bezsilni! a kto niby jest zabojca nadziei? dla kogo nasza nadzieja, tlaca sie gdzies mimo wszystko jest niewygodna??
elzd1 napisał/a:
Monika, ja nie mam nic do Ciebie, po prostu pod Twoim postem się wypowiadam.
Dobrze, możecie mnie zlinczować, jeśli Wam to w czymś pomoże, ale faktów nie zmienicie.

nie mam zamiaru Cie linczowac. kazdy z nas ma prawo do wlasnego zdania i do tego, by je wypowiedziec.
jak juz pisalam, pewnie powiecie, ze jestem naiwna. ze niedojrzala moze. coz, ja wierze, ze wiara moze gory przenosic i mam swoja niedojrzala naiwnosc zamiast sceptyzmu.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 00:36   

...czy mamy sie teraz zamknac na swiadectwa uzdrowionych malzenstw, zeby sobie nie robic nadziei..

Moniko jedno nie przeszkadza drugiemu

można życ bez czekania na powrót męża czyli bez złudzeń jak i można miło się rozczarowac gdy następuje to czego nie oczekiwaliśmy

miłośc wtedy na nowo powróci ze zdwojoną siłą, jeśli Bog sprawił, że małżonek powrócił to i sprawi, że uśpione uczucia miłości na nowo ożyją

dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego prawda...

ale nikt nie musi choc może poświęcac swojego życia na ciągłe złudne marzenia o powrocie małżonka

można ten czas zając w bardziej pozytywny sposób niż trwanie w ciągłym smutku, bólu i cierpieniu

pomagając bliźnim, można realizowac swoją misje życia na ziemi nie tylko jako żona ta opuszczona ale jako dziecko Boże

na świecie są jeszcze inne problemy niz tylko moje małżeńskie, którymi moge sie z pasją równie wielką jak nadzieja na powrót męża zając...

poza tym wydaje mi sie, że jeśli nie mam wpływu na coś i kłade swój los, małżeństwo w ręce Boga to czy nie jest to czasem ciągłe życie nadzieją na powrót

ucieczką od noszenia swojego krzyza w samotności?

aktem wiary jest poddanie sie woli Bożej skoro wola Boga jest by ktoś był tu i teraz, potem, nawet do konca sam to czy mam prawo się temu sprzeciwiac....

mam wolna wole moge... ale jako katolik przyjmuje z pokora krzyż

takie moje małe rozważania
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 17:57   

Cytat:
A więc ty , który jesteś utrudzony , obciążony , w y s z y d z o n y ,
rozczarowany , grzeszny znajdź oparcie w Tym , który c z y n i wszystko nowym
i rozpoczyna od początku .
...dziewczyny pozwoliłem sobie to zacytowac z akapitu samotnej....to cała prawda...ale do tego trzeba miec,spokojne serce...nie rozrywac go wiecznie...trzeba umiec powiedziec samemu sobie STOP....wtedy przyjdzie ukojenie,spokój i ciszaaaaaaaa...w hałasie,krzyku nie usłyszymy jego słów....nic nie daje wciąz rzucanie sie na druty kolczaste by nadal kaleczyło....wolnośc dopiero przychodzi wtedy kiedy kazda z was stajaca naprzeciw swojego współmałzonka mimo tego co doznałyście,co wam zrobił- potraficie stojąc ze spokojem sie spytać..co u ciebie ..jak sie czujesz....o to chodzi Bogu o ta czystośc serca....czy teraz to potraficie?????? czy teraz macie puste serca od zalu,krzywdy?????jak długo bedziecie jeszcze to nosic w sobie??????..czystośc serca daje wkońcu wiarę w człowieka...samego człowieka bez względu na to co jest,będzie czy ma być
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 21:08   

NORBERT napisał/a:
czy teraz macie puste serca od zalu,krzywdy?????jak długo bedziecie jeszcze to nosic w sobie??????..czystośc serca daje wkońcu wiarę w człowieka...samego człowieka bez względu na to co jest,będzie czy ma być


A Ty skąd niby wiesz, co jest w sercu innej osoby?
Znasz moje myśli? Znasz moje odczucia?
KTO DAŁ CI PRAWO DO POUCZANIA INNYCH??
Wstyd, że ośmielasz się tak napisać. PYCHA - wiesz że to grzech?
Za Pana Boga się uważasz?

"Nie wystarczy wierzyć, aby być dobrym. Diabeł na pewno nie jest ateistą."
Marie von Ebner-Eschenbach
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 21:16   

Elzd1 nie rozumiem czemu odczytujesz mnie kierujacego sie pycha....ja tylko zadaje pytania....nie wiem i nawet nie mam pojecia co dzieje sie w sercach innych....wiem co dzieje sie w moim ..i tym moge sie dzielic...zbyt mocna ocena tego co napisałem....jeżeli uraziłem wypada przeprosic.....
Czy czujesz sie urażona????

[ Dodano: 2008-12-07, 21:27 ]
p.s..
elzd1 napisał/a:
Nie wystarczy wierzyć, aby być dobrym. Diabeł na pewno nie jest ateistą."
.....mocne słowa....ale odpowiem tak gdyby moja wiara była tak mocna...gdybym był bardzo dobrym człowiekiem....nie było by mnie dzisiaj tutaj!!!!
nie schylał dzis głowy i prosił Panie wybacz wszystko....
Elzd ucze się kazdego dnia by miec mocna wiare...i byc dobrym człowiekiem
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 21:31   

To były pytania? Inaczej odczytałam. A czytać ze zrozumieniem nauczyłam się wiele lat temu.

[ Dodano: 2008-12-07, 21:34 ]
"Nie wystarczy wierzyć, aby być dobrym".
Naszło mnie na na szukanie mądrości. Nie do Ciebie to skierowane, dzielę się tym, co mnie poruszyło.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 21:49   

Elzd1 ....nie zrozumiano moich intencji ..fakt moze troche zle da sie odczytac...ja w zasadzie opisałem cos co sie w moim sercu dokonało...wiłem sie ,szukałem wymówek,ciagla zadawałem pytanie ..czemu..dlaczego....moja zona mnie juz nie chce...czułem smutek,ból,zal.....i wczoraj bedąc na mszy w kosciele gdzie teraz mieszkam..
nagle zrozumiałem..nagle do mnie dotarło..synu wyrzuc z serca co cię gniecie...otwórz swe sece....i poczułem nagle cisze ..cisze w moim umysle....i spokójjjjjjjj
zostałem w ławce po mszy i długo wsłuchiwałem sie w tą ciszę.......wiem ze dzisiaj czuje sie inaczej..nie przeszkadza mi że jestem sam i cztery sciany.....nie myslę..czy ktos do mnie zadzwoni.....nie myslę czy ktoś spyta co u ciebie....tego chyba potrzebowałem spokoju serca!!!!!!..........ale skoro zostałem zle zrozumiany dlatego za to przepraszm....tak wypada!!!
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 21:52   

Tak zrozumiałam. Jeśli źle, i ja przepraszam.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 22:06   

Norbercie , czy Ty naprawdę tak narozrabiałeś bo masz bardzo duże poczucie winy . czy oby nie za duże ?Czasem mi się zdaje , że bierzesz na siebie zbyt dużo .
Ja też siedzę sama w czterech ścianach i stram się oswoić tą sytuację - opornie idzie.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 22:19   

czerwona moje poczucie winy juz zostawiłem za sobą zbyt długo je w sobie miałem....nie mysle juz dlaczego ....czemu....akceptuje to w czym jestem.....wiem na co mam wpływ ..a no co juz nie....a tak ogólnie to czuje jakbym przelazł do następnej klasy.....cos ciągle sie we mnie dzieje....ale korzystnie!!!!!
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 22:23   

Norbert

Nie znam waszej sytuacji, ale wydaje mi się, że gdzieś są granice - i że bez końca nie możesz się biczować.
W końcu Twoja żona Tobie ślubowała, że Cię nie opuści aż do śmierci. Czy Ty ją kiedyś opuściłeś?
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 22:35   

Norbert , samobiczujesz się - Ketram ma rację - to widać po Twoim nowym temacie - a jednak jesteśmy coś warci , jesteś dużo wart, chłopie - daj już spokój - zachowujesz się jakbyś był sprawcą zła na całym świecie.
To oczywiste , że jesteś coś wart- jesteś dużo wart.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-07, 22:37   

ketram ale ja sie wcale nie biczuje..juz nie ..wlazłem do czegos co nazywamy juz normalnoscią..wiem tyle ze nie mam na wszystko wpływu i tyle....czy ja kiedyś odszedłem nie-nie odszedłem...mieszkam oddzielnie ale to wynik separacji!!!!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8