Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
moja historia- pomocy
Autor Wiadomość
editf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-15, 22:14   moja historia- pomocy

witam serdecznie

moja histora jak tysiące innych... małenstwo, miłosc, plany... potem on odszedl... załamanie rozpacz, walka o młenstwo, modliwty, błaganie o pomoc, wołanie do znajomych, przyjacioł, księzy, do Boga... nic... sprawa rozwodowa... moje NIE, walka o nas... sprawa w toku...a we mnie juz wszystko wypalone... uczucia, siły, nadzija na powrót... kochałam , walcvzyłam wczesniej jak lwica... nikt w nas nie wierzył, a ja nadal wierzyłam, ze to małzenstwo da sie uratowac... wyłam, cierpiałam i łudziłam sie nadzija, ze on kiedys przejrzy na oczy... tak sie nie stało... dzis spotykamy sie czasem aby załatiwc jakies formalnosci ( rachunki0 i zero emocji we mnie... normalne kolezesnkie spotkanie, zero płaczu, nawet usmiech na twarzy... stał mi sie ocby, nie wywołuje juz tyle emocji wspolne spotkanie, nie... wyleczyłam sie z tej miłosci, choc wydawało mi sie to jeszcze pól roku temu niemozliwe... przeciez 11 lat bylsimy razem, przeciez to moja pierwsza miłosc, przeciez to jedyny facet, z którym poszłam do łozka... a dzis... pojawil sie facet w moim zyciu... koelga, ktory doskonale mnie rozumiał, ktory potrafił wysłuchac... po prostu ot zwykła znajomosc.. sama, nie wiem w ktorym momencie zaczeło mi na nim zalezec i to nie jako na zwykłym koledze... wspolne wyjscie do dyskoteki, taniec... czułe objęcie... potem nic.. dalej kolezesnka znajosmoc i jednen weoeczor , ktory zmienił wszystko... zdradziłam męza i to wcale nie chodzi o zdradę fizyczna... po prostu o to, ze zaangazowałam sie bardzo emocjonalnie w ta znajomosć z panem X... nie chcialam tego a jednak, potrzeba bliskosci, chce bycia z kims, chec przytulenia do drugiej osoby byla silniejsza... potem pan X zorientowal sie ze angazuje sie w cos czego on nie chce i postanowil mnie oswiecic w tym temacie... z zacisnietymi zebami mowilam, ze okey, ze przeciez to tylko kolezenska znajosmoc, ze mi nie zalezy... w sercu czulam co innego... balam sie do tego przyznac...wsytdzialm, nie chcialam by mial wyrzuty, ze pozwlil soebie na cos wiecej w stosunku do mnie, nie chcialam najnormalniej w swiecie wyjsc na wariatke... dzis lzy, placz... moja naiwnosc... bol w sercu... nie wiem jak pzestac o nim myslec, jak znowu wrocic myslami do meza, jak samej soebie poradzic... nie potrafie... z jednej strony fajnie, ze znajosmoc z panem X spowodowala ze zaczelam sie usmiechac, wychodzic do luzdi, nie zadreczac myslami o rozwodzie, rozpadzie malzenstwa, z drugiej zas... nie potrafie soebie pomoc, zapomniec, niecierpiec... nie wiem co dalej.. co zrobic aby wszystko bylo tak jak byc powinno, tym nie cierpiala...pomozcie jesli potraficie.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-15, 22:29   

Editf - popełnilas spory i niestety czesty blad ludzi, którzy czuja glod emocjonalny po stracie współmałzonka. Po prostu zaangazowałaś sie emocjonalne, bo byla w Tobie pustka, która chcialas jakos wypełnić.

ozumeim Cie, ale wielka szkoda,, ze nikt Ci wczesniej, przed sytuacją nie uswiadomił (po ludzku, zwyczajnie) ze to jest ogromne ryzyko.

Czlowiek w stanie takim jak Ty po rozstaniu z mezem, jest wyjatkowo podatny na to, zeby angazować sie uczuciowo szybko. To jest bardzo złe, nie [pisze teraz tego z katoliciego punku wizdenia, a z czysto psychologicznego, bo taki czlowiek niekoniecznie trafnie ocenia zarowno wlasne, jak i tej drugiej osoby intencje oraz uczucia.

Z Toba niestety tak się stało - i po jednym ciosie emocjonalnym, masz gotowy juz drugi, do tego dochodzi wstyd, ze tak postąpiłaś, zażenowanie, wyrzuty sumieniai rozczarowanie.

Wycisz emocje. Trudno - stalo się, teraz nie ciofniesz juz czasu. Przestań spotykac się z tym czlowiekiem, nie tłumacz suię, zwyczajnie powiedz, że sytuacja Cię pzrerasta i nie chcesz, zeby tak było.

Nie musisz starać sie wracać myslmi do meza, wg mnie, calkowicie wystarczy, gdy uleczysz się z tej fascynacji.

Pzrestań to rozpamiętywać, wspominać. I nade wszystko - dziewczyno - nie angazuj się uczuciowo dlatego, ze ktos Ci pomaga, że jest miły - wiem, masz god uczuć, ale nie - bo to dla Ciebie zarówno ze wzgledów czysto ludzkich, jak i jak się domyślam swiatopogladowych niedobre dla Ciebie.
Przyjdzie zcas, gdy bedziesz umiala przyjaźnić się z męzczyznami, kolegowac z nimi i nie angazowac sie emojonalnie tak jak teraz, ale na to Ty najwyraxniej potrzebujesz zcasu.

Zrob to, co powinnas, by pojednac się z Bogiem. Czujesz pzrecież prawdziwy zal, wiec jestes gotowa na spowiedź. A potem juz przestań rozpamietywac te znajomosc i to, co sie zdarzyło miedzy Wami.

Popełnmilas blad - trudno. Jesteś zclowiekiem a ludzie popelniają bledy. Wazne, zeby ich nie powtarzać i nie męzcyć swej psychuiki, ani sumienia.
Trzymaj się
 
     
editf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-15, 22:54   

dzieki za odpowiedz Piki... chyba masz troche racji... nie potarfie jednak całkowiecie zamknac sie przed panem X... chcialabym z nim zachowac zdroe relacje, jest fajnym facetem, dobrym kuplem... ale nie potrafie tez spojrzec na niego tylko jak na kumpla a bardzo bym chciała... a spowiedz... chyba nie jestem na to jeszcze gotowa... aby isc do spowiedzi trzeba załowac, trzeba chciec poprawy, a ja nadal mysle o panu X I NIE MOGE GO SOBIE WYBIC Z GLOWY ZA SKARBY...
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-15, 23:15   

Editf - rozumiem ...

skoro jednak o tym piszesz, znaczy, ze chces, aby twoja fancynacja panem X się skończyła.

Nie skończy się, jeśli bedziesz się z nim spotykac i pielęgnować w sobie uczucia do niego, czy namietnosc - taka jest brytalna prawda.

Nie chodzi o udawanie przed nim obojetnosci, ale o Twój stan psychiczny.
Na razie on jest nienajlepszy - zrobilas coś, co jest sprzeczne z Twoim systemem wartosci, jak rozumiem.

Skoro chcesz to zmienic - zmień, ale nikt nie da Ci zcarodziejskiego zajklecia w stylu "abrakadabra zapominam o panu X w sensie faceta" - takich zaklęc po prosttu nie ma ...

Nie łudź się i nie oszkuj, ze da sie kogos traktować serio po kolezeńsku, jeśli targają Toba takie emocje.
A co bedzie, jak znów sie "zapomnisz" i pan X też i znów Ci powie, ze to była pomyłka, na przykład - jak to przezyjesz?


Wybacz, ze pisze tak wprost Editf. Rozumiem Twoje rozdarcie, ale jedyny sposób na to, zeby zapomnieć o pany X w zakresie, ze tak pwoiem w jakim o nim teraz myslisz to izolacja od niego.

Udawać zalu nie ma po co, taka spowiedz i nie jest wazna i nie przyniesie ulgi. Moze spróbuj pogadać o tym zwuyczajnie z jakims psychologiem, moze z kaplanem.

Na zasazdie rozmowy na razie - powiedz co sie zdieje z Tobą.

w tej chwili czujesz się podwójnie źle : zrobilas coś co nie iesci sie w kategorii Twoich wartosci i nie umeisz wyzwolic sie od fancynacji. Nawet jeśli nic sie nie wydarzy z panem X ponownie, bedziesz cierpiec, mysleć o nim itp.

Musisz przestac... Twój stan psychiczny jest pod wzgledem fscynacji bardzo piodobny do stanu wielu osób z tego forum, do twojego stanu po rozpadzie malzeńtwa. Nie chcesz tego uczucia, ale czepiasz się go, bo boisz się,z e jak go nie bedzie - to bedzie wielka czarna dziura - pustka.

wszelkie emocje ulegają oslabieniu jeśli ih nie "dokarmiamy" - przestalas "dokarmiać" emoje zwiazane z mezem - przycichły. Teraz też tak bedzie, tyulko musisz chciec
 
     
Ericc
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-15, 23:27   

Oj przypomina mi to historie mojej zony.
Tez miala zasady: "nigdy nie zdradze meza" i temu podobne. Można powiedzieć, że ona była bardziej religijna aniezeli ja, bardziej duchowa.
W naszym małzenstwie oddalismy sie troche od siebie i to wystarczylo zeby pojawil sie inny mezczyzna. Poczatkowo miala bardzo duzo wyrzutow sumienia wobec naszego malzenstwa i dziecka. Ale w koncu stwierdzila ze musi tak byc. Uznala tego mezczyzne jako pretekst zeby sie ode mnie uwolnic. Teraz jej zasada jest: "najwazniejsze zeby byc szczesliwym"...
Tylko czy mozna byc szczesliwym krzywdząc innych ludzi?
Wątpie, ale to juz jest jej wybór i jej droga...
 
     
editf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-16, 12:15   

dzięki Piki... prawda jest brutalana, boje się zerwac kontak z panem X, bo tak gdzies w głebi serca chciałabym byc szczesliwa i to własnie z panem X... gdzies tam sie łudzę, ze moze z nim mogło by mi wyjsc... wiem, ze to forum eligijne i nikt nie pochwali tu mojego zachowania, ale moze choć częśc z Was zrouzmie i powie jak z tego wybrnąć...nie wiem jak to mozliwie ze w moim sercu pojawiło sie miejsce dla pana X... przeciez przez wszystkie te lata był tylko mąz... mąz, mąż... nie Bog, nie nikt inny tylko mąz... potem gdy odszedł dalej był, w moeje głowie, w moim sercu, w każdej mysli... kazdego dnia, kazdej chwili... buzdziałam sie i w głowie miałam jego obraz, zasypialam i sniłam o nim... a tu raptem wszystko to odeszło... nie boli... nie wiem jak... po prostu nie wiem... czy nie mogło tak byc zebym przestała o nim myslec, ale nie zaczynała myslec o innym meżczyznie...????? dlaczego tak się dzieje...
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-16, 12:51   Re: moja historia- pomocy

editf napisał/a:
potem pan X zorientowal sie ze angazuje sie w cos czego on nie chce i postanowil mnie oswiecic w tym temacie... z zacisnietymi zebami mowilam, ze okey, ze przeciez to tylko kolezenska znajosmoc, ze mi nie zalezy... w sercu czulam co innego... balam sie do tego przyznac....

Z tego co piszesz widać jego dystans do Ciebie, więc raczej nie ma zagrożenia dla Ciebie, czyli odejścia od wierności złożonej przysięgi w dniu przyjęcia sakramentu małżeństwa.

Czy nie możecie być przyjaciółmi?
Jeśli nie było między Wami cudzołóstwa kościół nie zabrania przyjaźni.
Lecz, aby Waszą relację diabeł nie wykorzystał - idź do spowiedzi i powiedz o zaangażowaniu emocjonalnym wobec tego mężczyzny.
Spowiednik, powiernik Jezusa i również męzczyzna, będzie wiedział jak Cię pokierować.
Nie chodzi o żałowanie grzechów.
Emocje a czyny - to dwie różne sprawy. W Twoim wypadku - ja swoim ludzkim marnym spojrzeniem - nie widzę grzechu zdrady. Jak będzie widział to o wiele ważniejsza osoba ode mnie Kapłan, Sługa naszego Pana Jezusa? Spowiedź jest wyznaniem grzechów, ale nie tylko! jest również PROWADZENIEM LUDZI DO BOGA I ROZEZNAWANIEM ICH TRUDNYCH SYTUACJI
Piki, która próbowała Ci wskazać tę drogą, sama nią TERAZ jeszcze NIE IDĄC, dobrze zrobiła.
Pozdrawiam.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-16, 13:02   

Droga Editf ...

Myśle, ze wkrótce admonistratorzy mnie zabanują :) dlatego chcę Ci teraz odpowiedzieć..

Dla mnie osobiscie sprawa wyglada u Ciebie tak, że poza glodem, uczuć masz jeszcze syndrom taki, który polega na braku poczucia włąsnej wartosci i prawdopodobnie także, że tak powiem - tozsamosci.

Na to wskazuje fakt, że jak sama napisalaś - przez całe lata w centrum Twojego myslenia i postrzegania śwaita był mąz, teraz to miejsce zajął pan X.

Co do religijnych sparw, na pewno znajdziesz tu wiele osób, które podsuną Ci stosowne pozycje z literatury i linki, ja mogę Ci powiedzieć z czysto ludzkiego punktu widzenia. Nie wiem, co sprawiło u Ciebie taki stan, czy to wychowanie, czy sama się do niego zainspirowałas jakoś, ale na teraz Ty dla siebie, jako TY sama nie istniejesz. Po prostu nie umiesz być sama z soba.

To nie jest zbrodnia Editf, raczej ciezar i pewnien spory, niestety deekt osobowosci.
Z tego powodu stalo się, jak się stało. Pzrestałaś żywić emocje do bylego meza, ale musiałaś natychmiast te pustkę kims, uczuciami do ogoś wypełnić.

Jak wspomniałam wczesniej - jest to dość czeste po rozstaniach i niestety mocno zawodne. Jak miliony ludzi przed Toba wzięlas życzliwosc, sympatie, moze i flirtowanie za miłosc i uczepilaś się tego, bo bardzo nie chcesz być "pusta w srodku". Chcesz, zeby uczucia do kogoś wypełniały Ciebie.

Niestety, w sporej czesci dzieje się tak dlatego, że nie wypełniaja Cię uczucia do siebie samej:(
Tu tkwi głowny problem. Tylo wówczas, gdy człowiek nauczy się kochac sam siebie, co bywa trudne po latach zwiazku w którego centrum był ktos inny i bolesnym rozstaniu, bedzie potrafił żyć dalej normalnie, w sensie psychiki.

Ty się nie kochasz, masz przemożna chęc kochania kogokolwiek, żeby dać upusc uczuciom, które w Tobie są. Dlatego tak szybko ulokowalaś te uczucia w ims i dlatego sobie z tym nie radzisz.

Pierwszym i jedynym sposobem na takie coś jest samoakceptacja, praca nad soba, owo pokochanie siebie, niezależnie od tego, czy się ma przy sobie innych.

Na to nie ma tabletek, ani zakleć - uwierz! Pan X prawdopodobnie zorientował sie co sie z Tobą dzieje i nie chce Cię skrzywdzić, ani wykorzystać - tak to odczytałam, z Twej opowieści.

Ty teraz potrzebujesz spokoju wewnętrznego, porozumienia z sobą, poznania własnej wartosci niezaleznie od tego, czy obok Ciebie jest ktoś. Musisz znaleźć "ja" nie szukać ciagle jakiegoś "my", kogoś kto to "my" dopelni.
Niezależnie od tego, jak sie potoczy dalej Twoje życie , nigdy nie bedziesz szcześliwa, jeśli nie pokochasz siebie i bedziesz żyć tylko i wyłącznie uczuciem do kogoś innego.
Jesli poznasz siebie, przestaniesz być emocjonalnym bluszczem - spojrzysz na świat i ludzi inaczej niż teraz.

Mam nadzieję, ze ci sie to uda. a co dfo obecnej sytuacji - dopóki targają tobą uczucia do tego pana X - naprawwdę nie ma szans na to, by bez ograniczenia kontaktów z nim je stłumić.
Wiem, że to trudne, ale to jedyne wyjscie. On jest - miły i ajny, a Ty bardzo potrzebujesz kogos kochać. Wiec kochasz, ale to dla Ciebie nie jest dobre. Koło sie zamyka - tylko jesli przestaniesz "dokarmiać" te emocje masz szansę na ich wyeliminowanie i pracę nad sobą.

[ Dodano: 2008-11-16, 13:14 ]
Elżbieta napisał/a:
[
Piki, która próbowała Ci wskazać tę drogą, sama nią TERAZ jeszcze NIE IDĄC, dobrze zrobiła.
Pozdrawiam.


Dziękuje mila Elzbieto za docenienie:)

Staram sie poradzić Editf tak, żey dla niej bylo dobrze.

Z ludzkeigo punktu wizdenia nie zgadzam sie absolutnie z tym, co napisałaś :(

JAsne, wg zasad Koscioła mozna przyjaźnić sie z kims, z kim nie doszło do cudzołóstwa - w pełni zgoda.
Tylko tu chodzi też o stan psychiczny Editf - ona potrzebuje bardzo darzyc uczuciami, szybko i gwaltownie te uczucia ulokowała w tym panu i tearz nie umie sie od nich wyzwolic.

Z ludzkiego punktu widzenia - jesli takie emocje są w człowieku NIE DA sie z kimś przyjaźnić naprawde, mozna udawac przyjaźń.
Ale to tylko udawanie, a dla Editf nie ejst dobry stan, w jakim teraz jest - tak mysle
 
     
editf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-16, 15:15   

dzięki dziewczyny... Elżbieto jesli nie było cudzołostwa... zalezy kto co przez to rozumie... my pocałowalismy sie, doszło do zblizenia, do tego ze mnie objał przytulił, nie poszlismy ze soba do łozka ( choc powim szczerze, ze taki scenariusz przez chwile chodził mi po głowie)... potem zimny prysznic... rozmowa, tak.. on nie chce mnie zranic, to była chwila zapomnienia, ktorejj nie powinno byc... a ja przytaknęłam na to... ze nie pownnno, ze to sie wiecej nie powtórzy, ze z moejej strony to tez była chwila... nie przynałam sie do tego, ze zaangazowałam sie emocjonalnie i narobiłam nadzijei tym własnie jednym pocałunkiem, tego własnie jednego wieczoru... on chciał byc szczery, a mi cięzko było sie pogodzic z ta szczeroscia...
Piki... tak masz sporo racji w tym co piszesz... zawsze zyłam dla kogos, zawsze kochałam mocno i bezgranicznie, zawsze widziałam sens w dawaniu, a nie braniu i zawsze ktos to wykorzystywał... mąz, teraz Pan X...to prawda, ze boje sie samotnopsci... tego, ze nigdy nie będe miec dzieci, a przeciez zegar biologiczny tyka, a w wieku trzydziestu kilku lat to moze byc cholernie trudne... chec budowania zwiazku, rodziny jest w tej chwili o wiele silniejsza niz chcec pozostania wiernej mezowi... targaja mna sprzeczne uczucia... nie wiem czy powiedziec o moim zaangazowaniu Panu X i tym samym zapewne wszystko sie calkiem rozleci jak domek z kart... juz go pewnie wtedy raczej nie ujrzę , czy tez dusic w sebie emocje i udawac ze wszystko jest okey, traktowac go jak zwykłego kolege... bo przeciez z jego strony nic mi nie grozi ( postawil sprawe jasno- nie chce pakowac sie w zaden zwiazek z kobieta w tej chwili)... nie chce tez pokazac swojej słabosci, tego ze mi na nim zalezy, nie chce by to wiedzial... rany, w co ja sie wpakowałam...
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-17, 00:03   

Estero - spokojnie przede wszystkim ...

Znów calkiem po ludzku powiem Ci tak - na Twoim miejscu nie mowiłabym panu X o swoim zaangażowaniu. Z róznych przyczyn - po prostu powiedziałabym, na pytanie, czemu ograniczam kontakty, że tego rodzaju intensywna zznajomosc z kimkolwiek na ten moment mnie przerasta. Tyle.

Calkiem rozumiem Twoje sprzeczne uczucia. Rzecz w tym, że tak naprawdę Ty serio rozpaczliwie chcesz wypełnić pustke emocjonalna i przez to pakujesz sie w klopoty.

Pewnein chaos widać w Twoim sposobie myślenia. Sama piszesz, że istotnie byłaś nastawiona, zaprogramowana na dawanie, zero brania. To jest zła postawa, bo normalne relacje z ludźmi polegaja na dawaniu i braniu.

Nieumiejetnosc brania jest róznie zła, jak nieumiejętnosc dawania, bo w relacji miedzy ludxmi zaburza konieczną rownowagę. Na ten moment rzstaliscie się z męzem, ale Twoja postawa jest nadal nastawiona na "dawać". Dajesz wiec uczucie komus, panu X. Na dobra sprawe nie zastanawiając się, czy nie tylko on chce dawać je Tobie, ale nawet czy chciałby je brac, po prostu masz potrzebe dawania nadal.

Nie odbieram tego tak, że ten czlowiek Cie wykorzystał. Choć Ty byc moze czujesz sie wykorzystana. To też jest czlowiek, pewnie poniosły go emocje, ale jak widać w pore umieliscie to opanowac. On zauwazył co się stalo z Toba, albo i nie, ale najwyraxniej nie chce Cię skrzywdzic emocjonalnie, ani inaczej i dlatego jasno postawił sprawe póxniej.
Być moze jest na tyle dojrzaly, byc moze o czym wspomnialaś pisząc, ze on nie chce teraz zwiazku z zadną kobieta, po prostu chroni siebie przez podobnymi burzami emocji, po jakichs przejsciach.

Tak, czy owak - to co się wydarzyło to na dobrą sprawe nic tragicznego - zaraz się dowiem czegoś o sobie pewnie:)- gorsze jest to, ze Ty nie radzisz sobie z uczuciami ...

I powiem to jeszcze raz - nie radzisz sobie, bo Ty masz przemozna potzrebę ulokowania gdzieś tych uczuć, on się po prostu trafil ...

Mozesz mi wierzyć na 95 proc. to nie ejst miosc, to zwyczajne zauroczenie, tym silniejsze, że jesteś głodna dawania uczuć.

Powinnas porozmawiac o swoim problemie z psychologiem - serio. Naprawdę nieumiejętnosc panowania nad tym i brania od innych moze Cie wpędzic w nie lada koopoty, gorsze niz teraz masz.

[ Dodano: 2008-11-17, 00:05 ]
Przepraszam oczywiscie Editf a nie Estero
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-17, 10:54   

Piki, skubańcu , znów masz rację. Editf, tak jest - to nie jest miłość tylko przemożna chęć zapełnienia pustki i ucieczki przed bólem po rozpadzie małżeństwa , ucieczki przed samą sobą . To droga na skróty - ucieczka przed żałobą , odchorowaniem tego , co się stało. Żeby znów poczuć się dobrze , choć przez chwilę... Wiem , bo mnie samą ciągnie w tą stronę, na szczęście kandydata brak... Uczucia stłumione niestety wrócą, trzeba teraz wszystko przeżyć - do trzewi - tak piszą i mówią wszyscy mądrzy psycholodzy. Trzeba wejść do rzeki i ją przepłynąć. Editf - bronisz sie przed tym i ja to świetnie rozumiem - każdy chce się poczuć dobrze i bezpiecznie. Probem w tym , że poczujesz się naprawdę dobrze i naprawdę bezpiecznie dopiero wtedy kiedy przepracujesz to w sobie. Emocje związane z panem x pozwalają nie rozmyślać o sobie samej i o tym , co naprawdę czujesz. Ja też byłam chorobliwym dawcą i ciągnie mnie też w tą stronę.Ale to droga na skróty . Ponoć żeby umieć być z kimś trzeba najpierw umieć byc z samym sobą - ja tego jeszcze nie potrafię . U mnie związek rozpadł się bo właśnie ja byłam tylko dawcą a on był tylko biorcą - w końcu zabrał siebie a straciłam sens życia . Rozumiem Cię Editf bardzo dobrze - powinnaś iść do psychologa , wszystkich tu wysyłam do D O B R Y C H psychologów bo to lekarze duszy . A my wszyscy właśnie przeszliśmy operację na duszy .
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-17, 12:11   

editf twoja historia jest jak tysiące innych...
i w tym przypadku...
zmieniłas obiekt fascynacji z męża na kolege
to nie miłośc, a utożsamianie swojego wyobrazenia o miłości z kolega,
doszłąs juz do etapu ze mąz nie jest tym kim myslałas, wspaniałym księciem który
będzie cie do końca życia uszczęśliwiał, wręcz przeciwnie sprawił
ci wiele bólu i upokorzenia
czar prysł i zobaczyłas go prawdzimwymi oczami
na drodze twojego nieszczęsliwego życia pojawił sie kolega, pomocny, uczynny o dobrym sercu,zawsze służący radą i cierpliwie słuchał
i co zrobiłas...

starasz sie wpasowac go w swój wymarzony świat, pewnie zbliżyłas sie do niego emocjonalnie bo potraktował
cie z szacunkiem, opowiedziałas historie swojego życia bardzo bolesną a kolego jak większosc z Nas ludzi oburzył
sie na takie traktowanie człowieka, kobiety, żony...
okazał sie bratnią dusza chętną do pomocy i wysłuchania
pomyliłas jednak
jego przyjacielskie zamiary z uczuciem miłości
dlaczego ..... dlatego że usilnie potrzebujesz aprobaty swojej osoby, szukasz niestety w złym miejscu
to ty jestes ta osoba w której masz znalez uczucie pogodzenia siebie, swojej akceptacji
inaczej wiecznie bedziesz bluszczem, bedziesz odwiecznie poszukiwac kogos z kim bedziesz mogłą sie utożsamiac
problem w tym ze masz byc szczesliwa sama ze soba, nie szukac aprobaty swojej osoby w kims tylko w sobie
pogodzona ze soba dopiero bedziesz mogłą jasno i trzeżwo widziec świat i ludzi
nikt cie nie zmanipuluje bo bedziesz silna potrzebny ci bedzie partner do zycia, nie zas do chowania sie przed życiem w jego ramianach...
na włąsne życzenia pakujesz sie w nową niewole... teraz to niewola niespełnionej miłosci według ciebie... bo nie potrafisz kochac siebie szukasz kogos dla kogo bedziesz ciągłym dawcą, nic proszac o nic -- tyle otrzymujemy
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-17, 13:03   

Gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu.
 — św. Augustyn

Małżeństwa, w których Bóg jest osobą numer jeden są trwałe i znacznie bliższe, a ich jedność silniejsza.
Czy w waszych małżeństwach tak było do tej pory? A czy teraz dla was samych , miłe moje dziewczyny, Jezus jest Najlepszym Przyjacielem?
Kryzys powstał, bo tak naprawdę to małżonek był na piedestale i na miejscu Boga w waszym życiu.
Jeśli nie odbudujemy własnej intymnej relacji z Jezusem, nie będziemy jej pielęgnować i umacniać, to nie łudźmy się, że odbudujemy ją z kimkolwiek innym. Sami ze sobą nawet nie dojdziemy ładu. Nie pomoże tu najlepszy psycholog, jeśli terapia nie jest oparta na fundamencie wiary. To właśnie Jezus jest najlepszym lekarzem duszy!
Nie mamy wpływu na nasze uczucia, które pojawiają się i znikają, ale dzięki naszej więzi z Bogiem możemy odzyskać nad nimi kontrolę.

Tam, gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu w małżeństwie, to tam jest wierność, miłość prawdziwa - taka "aż po grób" - zaufanie, szacunek, zdrowe relacje...
I tego nie można uznać za przypadek! Wspiera nas bowiem łaska płynąca z mocy sakramentu, a Bóg jest przecież Wszechmogący.

Najtrwalsza i najpewniejsza miłość to taka, nad którą czuwa Bóg i kiedy to właśnie JEMU przekazujemy w niej kierownictwo!

Ks. Marek Dziewiecki pięknie o tym napisał, że:

"Człowiek wyrządza sobie największą krzywdę wtedy, gdy stawia coś lub kogoś w miejsce Największego Przyjaciel. Gdy w miejsce Boga stawiam siebie, drugiego człowieka albo jakąś rzecz czy jakieś doznanie, wtedy tyranizuję samego siebie albo poddaję się jakiejś zewnętrznej tyranii.
Człowiek, który kogoś lub coś postawił ponad Boga, może stracić wszystko: życie, świętość, zbawieniea. Natomiast ten, kto stawia w swoim życiu Boga na pierwszym miejscu, staje się panem samego siebie i zachowuje niezależność od osób, sytuacji, wydarzeń.
Pierwsze przykazanie chroni największe dobro, jakim dla człowieka jest przyjaźń z Bogiem. Gdy bowiem na pierwszym miejscu w moim sercu, w mojej świadomości i w moim postępowaniu jest Bóg, wtedy moja postawa wobec wszystkich i wszystkiego, co istnieje, staje się dojrzała i odpowiedzialna. Im bliżej jestem Boga, tym bliżej jestem szczęścia, gdyż tym lepiej chronię siebie przed zagrożeniami zewnętrznymi i przed własną słabością"


Źródło:
http://fakty.interia.pl/p...miejscu,1147099


Pozdrawiam .Miriam.
Ostatnio zmieniony przez miriam 2008-11-17, 15:44, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-17, 15:00   

Edith jeśli jesteś osobą wierzącą to Pan Bóg kieruje Twoim życiem. Jeśli Pan X, z którym TY już budujesz w wyobraźni swoje życie najwyraźniej odmawia pójścia wymarzoną przez Ciebie drogą to może znaczy, że nie tędy droga , że Twoje rozwiązanie nie jest zgodne z Bożą wolą . Na marginesie skąd wiesz co byłoby dalej, jeśli bylibyście razem . NIe znasz jeszcze dobrze faceta, po prostu się zadurzyłaś- my kobiety jesteśmy podatne na czułe gesty, opiekę, silne męskie ramiona itd........ :lol: A Pan Bóg wie co będzie dalej i po prostu stawia tamę i pewnie unikniesz wielu komplikacji dzięki temu. Ale zwróć się do NIego , tatuś w niebie widzi jak cierpisz , On Cię utuli i pocieszy. I pytaj Go co dalej , mów o swoich pragnieniach, On słyszy i wysłucha Cię.

[ Dodano: 2008-11-17, 16:01 ]
I oczywiście całkowicie zgadzam się z powyższą prawdą opisaną przez MIRIAM.
 
     
editf
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-17, 16:03   

dzięki dziewczyny... trudne o wszystko niesamowicie... chcialam sie odciac, ale nie potrafie... nie potrafie uciec i nie spotykac go " przypadkiem"... nie wiem jednak w dalszym ciagu czy w ogole zaczynac z nhim rozmowe, czy tez po prostu zaczac go unikac a wtedy sutuacja sama sie zamknie.. przestane chodzic w miejsca, w ktorych on bywa, zaczne omijac wielkim lukiem miejsce, w ktorym pracuje, a do ktorego czesto zachodzialm niby przypadkiem...a nie bede musiala przyznawac sie ze sie zaangazowalam... to trudne, ale mysle ze mozliwe..., czy lepiej raz kategorycznie powiedziec mu o wszystkim, tymsamym zdaradzajac mu ci czuje i stawaiajac w troche niezrecznej sytuacji, byc moze sprawiajac ze bedzie mial wyrzuty sumienia, ze sprowokowal pocalunek??? nie wiem... sama juz nie wiem nic...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8