Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
nie wiem juz nic - rozwalilo sie chyba prawie wszystko
Autor Wiadomość
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-28, 13:13   

koniec. rozwód.
choć strasznie z tym ciężko.

.......dobrze El trafiła........gorszy nastrój...mówisz,piszesz rozwód...tak a co to oznacza
że nagle nie masz dzieci ..nie znasz ich ..tata ucieknie..bo dostał w nos ..to ze nagle osobę jaką znałeś ,byłes przy niej obejdziesz głębokim krokiem..udasz nie znam cię ..to ze jak poprosi o pomoc powiesz ..cześć martw sie sama....nie człowieku ojcem jesteś zawsze...męzem przed Bogiem też na zawsze chyba że ktoś cię zwolni z tego....posłuchaj
mnie faceta jaki musiał dorosnąc tego ci niestety brak...ktoś dobrze trafił juz nie pamiętam kto....wielki ,silny facet na zewnątrz a w środku ..dziecko...i reakcja dziecka zabieram zabaweczki..skrzywdzono mnie ...mamo gdzie jesteś!!!!!!!!!..sory tak to brzmi....ja to zrozumiałem..ja to usłyszałem..i wiesz co ze wstydu ..sam przed sobą nie miałem gdzie uciec bo przed sobą nie uciekniesz....postanowiłem twardo..dorastam..to nie wstyd po 40-tce....dopiero dorosnąc ..wstydem jest żyć i dalej takim byc.....zastanów się....bo wiem co piszę...
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-28, 13:19   

Norbert ,dla Ciebie i wszystkich z okolic W-wy informacja................ Dziś u Św.Floriana zaczynaja sie rekolekcje dla małżeństw prowadzone przez Jcka Pulikowskiego.Trwają do niedzieli.Więcej informacji na stronie djecezji praskiej
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-28, 17:39   

Emem...dobrze Ci Marcin radzi ! Odszukaj wszystkie posty Norberta i sobie dokładnie poczytaj....przypatrz się, jak opornie przyjmował, jak się wił od naszych uwag...Oj , Norbi to prawdziwy tu gigant i I miejsce ! Cośmy sie natłumaczyli i wszystko jak grochem o ścianę !! Tylko, że Norbi się nie poddawał ! Pyskował, kłócił się, czasem obrażał ale zawsze wracał ! To nasz bohater ...bo miał strasznie z nami ciężko i z samym soba pod górkę....ale ciągnie ....z mozołem ! Jestem dla Norberta pełna podziwu ! Panie....za Jego wytrwałość, za Jego poobijanie w tak licznych upadkach....wesprzyj Norberta i prowadź Go już tylko prosta drogą !!

To co radzi Ci Elżbieta......zamknij się w ciszy modlitwy ! Teraz dostrzegam, że tak włsśnie stało sie u mnie. Gdy już nie wiedziałam jak po ludzku działać, zrobiłam wszystko co wiedziałam, co umiałam, na czym się znałam....a nic a nic się nie zmieniło.....zamknęłam się w ciszy modlitwy ! Żadna to Emem przenośnia....zwycajnie i po prostu tak jak to rozumiesz !
Spać po nocach nie mgłam...TV oglądać nie mogłam, nic nie mogłam , leki nie działały ....a noc długa. Prosiłam Ojca Pio, prosiłam Jana Pawła II...wstawcie się za mnie do Boga ! A Boga - Panie prowadź....Matko prowadź.....i różaniec. Wszystko w ciszy....Najpierw przyszedł spokój i cisza w moim sercu. Tego właśnie trzeba mi było ! TYLKO TEGO ! A w ciszy....w lekkim powiewie przychodzi Pan ........

Emem...piszesz, że rozkład zupełny, że nie ma już nic....Ej....chłopie....nie chesz wiedziec ile to trwało u mnie ?? Tyle co u Ciebie....to pestka ! Uwierz.....to pestka ! Chcesz wiedzieć ile bez rozmów , ile lat patrzenia wilkiem, ile bez seksu ? Oj...nie uwierzysz !

Mówisz, że slonko już tylko zewnętrzne....i to zewnętrzne świeci dla Ciebie ...od kogoś tam z góry ....czerp ! Cmooooook !! EL.
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-28, 18:20   

emem napisał/a:
tak naprawde to cały czas nie było i nie ma woli naprawy małżeństwa. niestety.


Emem, ty mów za siebie, a nie tak bezosobowo.
Powiedz uczciwie: 'NIE MAM WOLI NAPRAWY MAŁŻEŃSTWA. NIESTETY'.

Jeżeli kochasz swoją żonę, swoje dzieci, to tę wolę jeszcze znajdziesz. Pomyśl - czy chcesz się z dzieciakami na codzień widywać, patrzec jak rosną, wychowywac je, byc blisko, z nimi? Odchodząc - tego już NIGDY nie odzyskasz. Zostaniesz takim niedzielnym tatusiem, w najlepszym razie starszym przyjacielem, jak to sobie rozsądnie poukładasz. A to zupełnie inna relacja, to nie to samo... na początku może się wydawać atrakcyjne, ale w taki sposób już nie będziesz dla nich takim 'pełnym' ojcem, juz tego nigdy nie odzyskasz, ze stratą także dla ciebie.

Ja nie jestem pewien co tam się naprawdę stało między wami, ale wszystko można zmienić... a przynajmniej starać się zmienić, i to przez dłuższy czas niż kilka miesięcy. Pomyśl - ile lat nie było cię w domu??? Pisałeś o depresji zony - i o tym ze jednak pokazuje się na zewnątrz uśmiechnięta - mnie to nie dziwi, jedno drugiego nie wyklucza. Może jest w środku poraniona, zamknięta, nieufna, nie wie co ma robić... Moja to ma dopiero piękny uśmiech jak sie boi coś po sobie pokazać.

Jej odgrzana miłość... to boli na pewno bardzo... to dla niej mogło być atrakcyjne, bo właśnie na dystans, bo wyidealizowane, bo przez to mało realne, nawet jeśli sie coś może konkretnego zdarzyło. Zamiast to rozdrapywać, pomyśl lepiej - czego jej zabrakło z twojej strony? Co Ty możesz naprawić, co możesz jeszcze zrobić? To nie z jakimś typem z młodości ma dzieci - tylko z Tobą. Piszesz dość inteligentnie, czy do głowy ci nie przyszło że gdzieś w niej jest, gdzieś chyba musi być myślenie o spokojnym życiu z tobą i z dziećmi, o pełnej rodzinie? Tylko jej czegoś pewnie bardzo brakuje?

Jak miałeś w domu dyktat, to znaczy że TY się na niego godziłeś. Co ty - małe dziecko jesteś? Swojego zdania nie masz, nie potrafisz o swoje racje zawalczyć, tylko uszy po sobie? Zostawiłeś to wszystko w rękach swojej żony??? To żes jej bracie na głowe zwalił cała odpowiedzialność???
 
     
emem
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 01:59   

może brak mi wiary?
nie mam już 'powietrza' kolejne miesiące tak żyć. choć wiem, co oznacza rozwód.
i tak jak ktoś tu pisał, na myśl o braku kontaktu z dziećmi chce się wyć. zresztą podobnie mogę napisać o braku kontaktu z żoną.
tyle, że prawda jest taka, że żyjemy jak rowiedzeni ludzie już czas jakiś. brak tylko papierka.
może to niedojrzałość? może.
niestety to nie jest chwilowy zły nastrój. i choć wciąż próbuje, to już nie widzę nadziei.
przeczytałem kolejną książkę, świetną, j. pulikowskiego. widzę wiele swoich błędów.
niemniej już nie dam rady sam pociągnąć. I. zdecydowanie nie ma woli odbudowy naszego małżeństwa.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 08:34   

Emem jejku a ty ciagle swoje....chce sie wyc...super ze chcesz nie kapujesz ..przechodzisz kolejny etap....moze zatrzymanie nastapiło ale bedzie jeszcze powracac targanie mysli nieraz.....dobrze słyszysz ja to przechodziłem i wiele innych osób tutaj.....ksiazki J.Pulikowskiego na ciebie zadziałały ano super ...bo co przeczytałes w nich role ojca ,role męza w życiu....i co zrozumiałeś...gdzie byłem co robiłem....tylko nie było mnie w ich zyciu
żyjesz jak w rozwodzie a wiesz ile z nas tak zyje,ile z nas zyje juz po rozwodzie.....powiem jedno...nie trac czasu na patrzenie na siebie...na krzywde ..zobacz na krzywde swojego dziecka i krzywde zony nie możesz byc blisko.....to postaraj sie byc przy niej ale daleko..
kochasz...ja też kocham....ale zdecydowałem nie bede zabijac moja miłością...ta miłość jest w mym sercu....i kocham skrycie ....nie nazywam juz tego nieszczęsliwa miłoscią....
nie patrze na to ze skoro ja kocham to ktoś też musi....nie emem człowiek kazdy człowiek ma prawo wyboru....ty możesz kochac ktos inny nie ....ale może skoro czuje że kochasz go bez wzajemności to jest mu ciepło w sercu ze tak jest.....chłopie naucz sie życ i nic nie oczekiwac od życia..naucz sie wspierac..pomagac nic nie oczekując dla siebie....naucz sie byc przykładnym ojcem....mężem bo przed Bogiem zawsze będziesz...bo to jest twoje nikt tego ci nie zabierze....przejdz do czynów.....odpuśc mysli,słowa.....wiesz jest taka piosenka zespołu FEEL.....pokaz na co cie stac i to nie jeden raz.....i dalej słowa piekne mówią wszystko lecz nie zmienią nic......to była moja wyuchodna!!!!!!!!!!
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 08:41   

emem napisał/a:
niestety to nie jest chwilowy zły nastrój. i choć wciąż próbuje, to już nie widzę nadziei.
przeczytałem kolejną książkę, świetną, j. pulikowskiego. widzę wiele swoich błędów.
niemniej już nie dam rady sam pociągnąć. I. zdecydowanie nie ma woli odbudowy naszego małżeństwa.


Emem, nie jesteś sam. Czy ty jesteś wierzący? Módl się, to ci jeszcze zostało zawsze. Módl się do Maryji, módl sie za zmarłych, kup sobie różaniec i poświęć jeśli nie masz.

Ściągnij sobie kazania X. Pawlukiewicza z http://www.choinski.pl/zatoka i trochę posłuchaj

Masz też przyjaciół na tym forum. Zobacz ile osób pisze do ciebie z troską, chociaż czasem pisza trudne rzeczy.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 13:47   

Emem....ej...nie szfuj tu na niskich uczuciach .....nie jesteś Chłopie sam!! Jesteśmy my..więc nie mów, że sam , bo Cie nie wyu=puścimy, nie opuścimy !! Jest Bóg, z którym teraz....w czasie tego kryzysu warto odbudować relacje ! Masz pewnie rodzinę, przujaciół...buduj koalicję, nie bądx sam!!

Wiem Emem,że czasem brakuje sił, że upadamy....ale trzeba szybko wstawać, nie pozwalać siebie na taplanie sie w błotku ! Trzeba szybko wstawać i chociaz mały kroczek do przodu.
ProsEmem Boga o siłę i wytrwanie !
A Jak po ludzku brak Ci sił i nie wiesz co robić...to nie rób nic. Poświęc czas na modlitwę, an wyciszanie, uspokajanie.
Glowa do góry !! Miłej niedzieli !! EL.
 
     
ekola
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 14:33   

Emem,
nie wiesz co będzie za miesiąc, za pół roku...
Dlaczego my tak lubimy pisać scenariusze z wyprzedzeniem? I tacy pewni jesteśmy... Bo co, ktoś coś powiedział? Nieraz powie coś innego. Bo tak nam się wydaje? Budujemy przyszły czas opierając się na swoich osądach, planach (bądź czyichś). A one nie mylne przypadkiem??? zmienne?...
Pół roku temu byłam święcie przekonana, że już będę sama, na całe życie. I nic tego nie zmieni, bo przecież mąż powiedział...
No i co? Teraz mówi co innego, przeprasza, inaczej myśli, inaczej mówi... Sam miód!
Nie jest łatwo, ale skąd miałam wiedzieć, że mu się zmieni? Może powinnam wtedy zaufać Bogu, że On wie, co mi jest pisane, co dla mnie najlepsze... Może powinnam spróbowac choć troszkę być spokojniejsza? Może...
Emem, nie wiesz co będzie!
Dlatego dbaj o każdą chwilę, o to co Ci pozostało. Możesz pokazać dzieciom i żonie że je kochasz? To pokazuj! I co z tego, że nie masz pewności? Do mnie dotarło że nigdy nie będę miała pewności... Tak sama z siebie czy nawet "z męża". Pewności szukać muszę gdzie indziej, na szczęście już wiem gdzie. :-)
Nie pisz czarnych scenariuszy, Emem. Tylko postaraj się żeby każdy następny dzień był lepszy. Dla Ciebie, dla żony, dla dzieci... Może warto?
Pozdrawiam
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 16:14   

Emem............ Ty jednak jeszcze nie zaliczyłeś swojego dna........... jeszcze walczysz,manipulujesz,racjonalizujesz.
Ty rozumujesz............... ale masz rozum "popaprany".
A może tak Emem........... stara prawda biznesowa mówi: nie wkłąda sie dobrego pieniądza do złego,bo na styku zawsze ten zły popaprze ten dobry.
Ty jesteś tym ,sory..... raczej Twoje zachowanioa są "złym pieniądzem" albo łyzką dziegciu w beczce miodu.
Musisz sie oczyścić aby nie psuć miodu-małżństwa.
Ale pyszałki tak mają,nie jesteś odosobniony.... ani 1 ani ostatni............. jednak musisz zaliczyć dno ,abys zrozumieł że walka to porazka.
Wiesz ...... to jak ring........... Ty to bokser wagi lekkiej,a kryzys i Twój chory rozum to super ciężka waga.Zawsze przegrasz............... więc nie walcz............ zmieniaj siebie
 
     
emem
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 18:00   

najpierw dziękuję Wam wszystkim!

ok, będę siebie zmieniał. chcę siebie zmieniać.
raz gorzej, raz lepiej robię to od dwóch lat niespełna.
że przegram - wiem. rozwód to porażka. największa.
z innymi już się pogodziłem.
nie zamierzam przestać być ojcem dla dzieci, nie zamierzam nie myśleć o I., chcę być gotowy z jakąkolwiek pomocą, uprzejmy itd. chcę być przykładnym ojcem, nawet wtedy gdy słyszę jak żona mówim dzieciom, że mama jest najważniejsza w ich życiu, a jej rodzina (tu wyliczenia...) to prawdziwa, najbliższa rodzina.
będę przy nich, choć daleko już bardzo (fizycznie sąsiednia dzielnica). widzę jak z każdym dniem (ok, czasem może nie dosłownie) jesteśmy coraz dalej od siebie z żoną.
czy można być przykładnym ojcem z dystansu, nawet paru przecznic, nawet jeśli żadne z małżonków nie jest w nowym związku? to pytanie retoryczne raczej.
nie będę czekał na dobicie do dna rowu mariańskiego.
nie mam na to siły. to niszczy mnie (ok, możecie powiedzieć, że mam rozbudowane do przesady ego). pozwalając siebie zniszczyć, współuczestnicząc w tym, nie będę w stanie być chocby wartościowym ojcem z dystansu.
I. wciąż wyraźnie podkreśla brak woli odbudowy małżeństwa. powiedziała mi to wyraźnie, wprost. musimy być jedynie rodziną (bo zawsze będę ojcem). tyle, że rozbitą.

zostawiłem parę dni temu jedną z książek pulikowskiego żonie, ona lubi czytać, czyta bardzo dużo. następnego dnia mnie wyśmiała, że to kompletny banał.

czy jestem wierzący? tak.
choć może moja wiara jest mała.
bo zdecydowałem spotkać się w przyszłym tygodniu z prawnikiem, by zacząć formalizować nasz koniec.
dziś mam utrudniony kontakt z dziećmi. za każdym razem jak mają być ze mną jest jakieś ale. wiem, że w polsce kobieta może bardzo utrudnić ten kontakt ojcu nawet jeśli sąd ją do tego zobliguje. ale dziś ją do tego nic nie obliguje, ona nie widzi takiej potrzeby, tat wystarczy na urodziny albo jeśli ona chce wyjść wieczorem.
wierzcie lub nie, tak dotąd nie było w naszym (teraz juz jej) domu.

wiara daje mi wiele.ale nie mam daru nadziei, że jest sens trwać kolejne lata tak.
ostatnie trzy lata zawodowo podejmowałęm wyzwania z myślą o mojej rodzinie. mieliśmy czerpać z tego wszyscy (nie o pieniadze chodzi, bardziej np. o możliwość zamieszkania w zasadzie w dowolnym zakątku). nie doczekaliśmy tego.

nie obrażam się na nikogo. dotarłem do ściany. ona dalej będzie stała, ja mogę tylko zbudować drabinę. a to znaczy dokładnie koniec naszego małżeństwa.
oczywiscie życie pisze różne scenariusze, never say never.
zostaje modlitwa, od niej staram się nie uciekać.

znam też małżeństow, które połączyło się po rozwodzie. ale to było 30 lat temu, inny świat. on przeżył głębokim załamaniem antysemicką nagonkę, cały czas mieszkali ww wspólnym M3...
nas raczej to nie spotka.
I. szokuje mnie swoim uparciem. agresja werbalna na maksymalnym poziomie non stop. nie ważne czy jest miło, czy pochmurno.

tyle. przykre to.
nie szukam poklasku.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 18:29   

Emem w zasadzie to twój wybór ..i twój los..pamietaj jednak nic nie stoi na przeszkodzie być dobrym człowiekiem.....człowiek dobry to wolny od kłamstw,urazu,złości..to wolny od potępiania....ja nazywam to zachowaniem własnej twarzy bez względu na przyszłośc ....bo tak naprawdę nikt nie zna z nas swojej przyszłości i nie wie co nam dalej pisane.....krzywdząc kogoś ...będąc dla kogoś ochydnym nie wiemy czy kiedyś jeszcze los nas nie postawi na drodze tego czlowieka...o tym trzeba pamiętać.....
zastanów się czy jezeli ktos dla nas jest niemiły to znaczy że my mamy być niemili....czy jeżeli ktoś do nas się nie odzywa to znaczy że my nie mamy zacząc rozmowy.....i wiele jeszcze takich.....napisałeś o dole mariańskim.....fajne ja zaliczyłem chyba taki dół....ale wiesz dzięki za ten dół....bo już nie jestem narwańcem,nie bolą mnie słowa,nie mam odczuć bolących myśli,nie skupiam się tylko na swoim ego-jak napisałeś.....dół dał mi wiele
i z tego sie cieszę...warto nieraz za taką cenę być zwykłym normanym facetem!!!!!!!!!
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 19:11   

Czemu się Ciebie czepiają Emem , widzę tu na forum chęć przerzucania winy za wszelką cenę na tego , który wali w klawiaturę z rozpaczą , że jego małżeństwo się rozpada. Emem pracował i zarabiał na dom , żonka jedzie od dłuższego czasu na fochu z przyczyn jej tylko znanych , jeśli wyśmiewa Twoje propozycje ratowania małżeństwa i zrywa terapię itd. to znaczy , że jest niedojrzała i nieodpowiedzialna . Pewnie , że w jakiejś części Ty też zawaliłeś - ale nie ma ludzi idelanych a wszystkie błędy można naprawić przy dobrej woli drugiej strony. Do tego musi być chęć drugiej strony. Nie wiem , czemu padają tu rady w stylu : bądź miły , staraj się , kajaj się itd. w sytuacji gdy druga strona kopie i gryzie . Ja Ci chłopie napiszę : jest agresywana to ją zostawa w spokoju , Ty nie bądź agresywny bo to do niczego nie prowadzi ale nie daj sobą pomiatać . Odpuść jej a raczej puśc ją wolno , będzie za jakiś czas niemile zdziwona , że sługi na posyłki nie ma . Do jasnej anielki - mądrze piszesz a Nałog Ci wmawia , że jesteś popaprany. To ona ma problem - bo ona rozwala teraz Twoje małżeństwo, Ty chcesz je ratować. Kto tu jest poparany ( mnie ta agresja pachnie osobą trzecią - ale oczywiście tylko pachnie - u mnie była straszna agresja i oczywiście - była osoba trzecia - Broń Boże nie nakręcam Cię ) . Nie daj się wpędzić w poczucie winy , to najgorsze . dziećmi się zajmij i nie daj ich sobie odebrać. Tylko nie działaj z agresją - ze spokojem i stanowczością . Nie wiem dlaczego wmawiają Ci , że masz chory rozum i jesteś pyszałkowaty , bo pracowałeś na dom. ?Twoja żonka ma chyba za dobrze w życiu , pora , żeby Cie doceniła.

[ Dodano: 2008-11-30, 19:15 ]
Ja teraz też się wspinam po drabinie , też nie mówię nigdy ale ..... do tanga trzeba dwojga, druga strona niech też się powspina , nie można bezkarnie pluć komus w twarz, a jak nie to nie ... czasem lepiej jest odpuścić.
 
     
emem
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 19:16   

dzięki Norbercie.
100% racji, że warto być dobrym człowiekiem.
na pewno tu wciąż wielkie pole dla mnie do pracy.
nikogo nie zamierzam potępiać, co nie znaczy, że wszystko mam zamiar chwalić.
nie potępiam wcale nie dlatego, że niezależnie od tego jak się nasze losy potoczą, to i tak przez najbliżesze przynajmniej kilkanaście lat będziemy z I. 'w kontakcie'.

staram się nie skupiać nad sobą. różnie to wychodzi, sam wiesz najlepiej. 3,5,7 razy wytrzymujesz, ale przychodzi moment kiedy odreagowujesz jakąś karkołomną bzdurę. ale próbuję z tym u siebie walczyć.
nie chcę ekstrasów, chcę być normalny. i być traktowany jak normalny.

a z zupełnie innej beczki, może to będzie kompletnie naiwne:
jakieś Wasze rady co do takich rozmów 'naprawczych ostatniej szansy'?
spokojnie, nic takiego się nie kroi,
nie mam też oczekiwań, żeby jedną rozmową naprawić zepsute miesiące.
bardziej pytam o taką rozmowę-wstęp o ewentualnych fundamentach próby wspólnego naprawaiania...
(raz jeszcze: to pytanie o lekcję od Was, nie zadanie domowe, przygotowanie się do czegoś konkretnego).

pozdrawiam,
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-30, 19:18   

Czasem po prostu trzeba odpuścić, Głową tej ściany nie przebijemy , możemy ją tylko obejść.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 10