Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Prosba o modlitwe
Autor Wiadomość
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-18, 11:09   

[quote="Estera"]Piki, dziekuje Ci za odpowiedz. Dobrze to ujelas- zdruzgotala mnie jego reakcja...i nie moge sie z tego otrzasnac bo nie jestem teraz w stanie przyjmowac jeszcze tak negatywnych emocji od kogos, kto mial nam pomoc.

Estero - wiem. Domyślam się, że teraz znacznie mocniej i dotkliwiej odbierasz wszelkie, nawet neutralne dla tej sprawy nieprzyjemne sytuacje.
Tak jest w stanie, w jakim się znajdujesz...

Prawdopodobnie, poza owymi spotkaniami wraz z mezem ty potrzebujesz indywidualnej terapii, dla siebie.

Czuje w sobie odpowiedzialnosc-by chodzic tam na te spotkania, bo moze przyniesie to cos dobrego, moze to jakis krok do uratowania naszego malzenstwa. Z drugiej jednak strony na dzien dzisiejszy mnie to przerasta- i postawa mojego meza jest zalamujaca- obojetnosc i zlosliwosc- ani jednego dobrego slowa, ani jednego dobrego gestu.
Jak w tym wszystkim trwac?

No wiesz - to mnie już calkiem przekonuje, ze z tym, czy bez tego - tobie jest indywidualnie potrzebna pomoc.

Po to, zebyś m.in. umiała sobie radzić ze swoimi emocjami, a takze z aktualną postawą meza.

Jego zachowanie wszelako nie wskazuje calkiem na to, wg mnie, że uwaza sprawe Waszego malzeństwa za przesązdana.
Uważam tak, bo na ogół taka osoba nie chce słyszec o żadnych spotkaniach, dyskusjach itp.
Mowi, ze odchodzi, nie ma szans zadnych i nie rozwija tego tematu, w każdym razie unika rozwijania go.

To, co powiem bedzie bardzo pewnie niepopularne, ale trudno...

Byc moze Twój mąz reaguje tak, a nie inaczej, bo twoja postawa jest taka, a nie inna. Oczywiscie robi bardzo źle i dla Ciebie i dla waszego mażłeńśtwa, ale paradoksalnie do tych złosliwosci skłania go Twoja postawa - proszącej, zabiegającej za wszelką cene.

Zabiegaj Estero, jeśli zcujesz, że to ma sens, ale rób to mniej otwarcie. Przede wszystkim nie pros i nie upokarzaj się - już nie raz to robilas i weź na logikę, skoro wówczas nie skruszyły u serca Twoje łzy, prośby - to teraz też się tak nie stanie.
Bęzdei za to powtórka z ponizania, kpienia i dogadywania.

To, co masz mu do powiedzenia mow spokojnie - nie placz, ani nie krzycz.
quote]
 
     
bolek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-18, 13:34   

Przed godziną rozmawiałem z moją żoną. Nie najlepiej to wyszło. Próbowałem przekonać Ją, żeby nie zakładała jeszcze sprawy rozwodowej - niepotrzebie; obstaje przy swoim i tak już będzie.Agnieszka jest osobą bezkompromisową i bardzo upartą. Nic nie jest w stanie zmienić Jej decyzji. Pozostała mi jeszcze maleńka odrobinka nadzieji i dużo, bardzo dużo wiary. Proszę WAS wszystkich o modlitwę. Ja odmawiam odmawiam Różaniec do Królowej Różańca Świętego z Pompeii. Różaniec składa się z dwuch części: blagalnej i dziękczynnej. Każda z części odmawiana przez kolejne 27 dni (razem 54 dni).

Część I błagalna (odmawiamy 3-4 dziesiątki)

,,Ten Różaniec odmawiam na Twoją cześć, Królowo Różańca Świętego i w intencji (...)"

Każdą dziesiątkę kończy się 3x Królowo Różańca Świętego - módl się za nami.

Na zkończenie modlitwa:

,,Pomnij o Miłosierna Panno Różańcowa z Pompeii, jako nigdy jeszcze nie słyszano, aby ktokolwiek z czcicieli Twoich z Różańcem Twoim, pomocy Twej wzywający, miał być przez Ciebie opuszczony.
Ach, nie gardź prośbą moją, o (...), o Matko Słowa Przedwiecznego, ale przez Święty Twój Różaniec i przez upodobanie , jakie okazujesz dla Twej Świątyni w Pompeii, wysłuchaj mnie dobrotliwie.
Amen"

Część II dziękczynną kończy modlitwa:

,,Cóż Ci mogę dać, o Królowo pełna miłości? Moje całe życie poświęcam Tobie - ile mi sił starczy będę rozszerzać cześć Twoją, o Dziewico Różańca Świętego z Pompeii, bo gdy Twej pomocy wezwałem nawiedziła mnie łaska Boża. Wszędzie będę opowiadać o miłosierdziu, które mi wyświadczyłaś o ile zdołam, będę rozszerzać nabożeństwo do Różańca Świętego, wszystkim głosić będę , jak dobrotliwie obeszłaś się ze mną, aby i niegodni tak jak i ja grzesznicy z zaufaniem do Ciebie się udawali. O gdyby cały świat wiedział, jak jesteś dobra, jaką masz litość nad cierpiącymi wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie.
Amen"

Jeszce ras wszyskich WAS proszę o modlitwę.

Pozdrawiam. :-(
 
     
Estera
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-18, 22:03   

Dobrze Bolek, bede sie modlic- trzymaj sie!
Elzbieto- masz racje duzo musze przebaczyc i mojemu mezowi, i sobie...a to czego nie przebaczymy obciaza nas. Ale przebaczenie to proces...i laska od Boga.
Piki, tak to bylo ze do tej pory moje prosby, placz na nic sie zdaly- wrecz przeciwnie!!!!
I dobrze, ze znowu mnie przed tym ostrzegasz.
Czy to nie straszne, ze tak trzeba ukrywac emocje i mysli przed czlowiekiem, ktory mial byc najblizszy? Wiem, ze jestem czasami za bardzo sentymentalna.
Powinnam pokierowac sie bardziej rozumem niz uczuciami- to nie takie latwe w tej sytuacji.
Ale probuje- nie dzwonie, nie pisze sms-ow jesli nie musze- on nie dzwoni i nie pisze wcale
Ostatnie dni byly b. ciezkie- czas na troche lepsze.
Pozdrawiam Was!!!!!!!
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-19, 22:06   

Estera napisał/a:

Piki, tak to bylo ze do tej pory moje prosby, placz na nic sie zdaly- wrecz przeciwnie!!!!
I dobrze, ze znowu mnie przed tym ostrzegasz.
Czy to nie straszne, ze tak trzeba ukrywac emocje i mysli przed czlowiekiem, ktory mial byc najblizszy? Wiem, ze jestem czasami za bardzo sentymentalna.
Powinnam pokierowac sie bardziej rozumem niz uczuciami- to nie takie latwe w tej sytuacji.
Ale probuje- nie dzwonie, nie pisze sms-ow jesli nie musze- on nie dzwoni i nie pisze wcale
Ostatnie dni byly b. ciezkie- czas na troche lepsze.
Pozdrawiam Was!!!!!!!


Estero, ja to wszystko wiem :(

Ale czasem czlowiek musi zamilknac - tak bywa w życiu każdego i na wielu polach.

Czasem bywa tak, ze odkrywanie prawdy w kazdej sytuacji zawodzi ...
Odkrylas ja juz kiedyś nie dziala?
Ale nie odwoalaś? Wiec druga strona jwest świadoma jak jest... Teraz zcas na bycie kotem, a nie psem. Pies jet zawszwe taki sam - wierny i poddany, albo ze swoim charakterem, akle do przewidzenia (jak ja kochjam te psy :). teraz czas Estero na bycie kotem :) Kot kocha i chce byc kochany, ale nie znosi tresury i stawiania warunkow, to KOT je stawia .. Chcesz mnie głaskać? Glaszcz, ale kiwedy zechcę. Nie kozesz być niemily i oczekiwac bycia milym,, jak ktos jest niemily prycham, albo ide sobie w moje kocie miejsce ...
Kot Cie dwa razy nie poprosi o glaskanie - nie amsz zcasu dla kota? On dla Ciebie tez nie ma...

Powiesz, ze to jest gra.. Jasne, to jest gra - my to tak odbieramy, ale zweirzaki odbieraja instynktownie, dla nich tom nie jest gra tylko bycie.

Pies tu nie zadziala - widziałaś kiedyś kota na łańcuchu:) ?
Pewnie nie...

zaraz mnie ktos zgromi za porownanie ludzi do zwierzaków .. ale kto te zwiezraki stwiorzyl, jesli nie Bog? Kto nam pozwala je obserwować?:)

Bylas jak wierny pies, ale ktos tego nie docenial, obudź w sobie kotka:) Nie, to nie - ale to nie przeszkadza kochac, zblizac się ... Tyle, ze kot podchodzi ostrosnie, czeka na reakcje, czasem dla zartu ucieka, pozwala sie gonić...

Ty jesteś wspaniała, madra i slizcna babka - niechjze zoabzcy jak tro jest , kiedy Cię nie ma ... tak fajnie? Nie sadzę estero ...
Nie bój się ....ja wiem, że to jest taki strach .. "Jak ja pójde sobie do swoich spraw to on sobie pójdzie ..." Jes.li pójdzie i tak by poszedł.. wiec co ryzykujesz próbując?
 
     
bolek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-20, 09:52   

Dzisiaj rozmowę zaczęła Agnieszka. Rozmawiała z prawnikiem. Czas do sprawy rozwodowej to około roku. Próbowałem nakłonić Ją do terapiiczy innej pomocy, która mogłaby uzdrowić nasze małżeństwo. Jej żadna terapia, ani pomoc nie jest potrzebna, chce definitywnie rozwodu i mam więcej nie mówić na temat ratowania małżeństwa, bo jak twierdzi tego małżeństwa nie ma już od lat. Tak więc pozostało mi ok roku na modlitwę w nadzieii, że tylko Bóg może mi pomóc. Ja pomagam sobie, staram się, wreszcie chc mi się chcieć zmienić siebie dla samego siebie. Wcześniej zdażało się, że się upijałem. Od czterech miesięcy nie zajrzałem do kieliszka, mało tego nie mam takiej potrzeby. Moje deklaracje, obietnice nie działają na Agnieszkę, mówi, że już mi nie wierzy, że nie chce niczgo ratować. Jak wytrwać nie raniąc, jak sprawić, żeby Agnieszka dostrzegła moją dobrą wolę i determinację. Wy Dziewczyny powinnyście wiedzieć, proszę o podpowiedź i modlitwę.
Pozdrawiam :cry:
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-20, 12:08   

Bolek ,słowami jej nie przekonasz , musisz jej pewne sprawy udowodnić czynami, bo tak naprawdę czyny się liczą, nie wiem jaki miałeś problem z alkoholem ale 4- miesięczna abstynencja to nie jest dowód na życie w trzeźwości przez następne ileś tam lat. Deklaracje i słowa nie pomagają - więc tylko czynami możesz to udowodnić. Słowa to tylko słowa . Żebranie nic nie przynosi - tylko utwierdza drugą stronę w słuszności decyzji. Musisz po prostu swoim zachowaniem udowodnić ,że Ci na niej zależy i naprawdę możesz i chcesz inaczej żyć. panika ( a widzę ja u Ciebie) tylko zaciemnia wszystko . Do ratowania małżeństwa potzreba dwojga - życzę Ci ,żeby się udało , ale Ty musisz zmienić swoją panikę na spokój . To bardzo boli qle to jedyna droga- łagodna pewność siebie. błagania tylko odrzucają. Naprawdę tak właśnie jest.
 
     
bolek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-20, 17:17   

czerwona; dziękuję. Z tym problemem z alkoholem jest tak, że żony rodzice pili oboje z wzwiązku z czym Agnieszka jest nadwrażliwa na tym punkcie, a ja nie jestem bez winy bo powinienem o tym pamiętać. ,,Łagodna pewność siebie" pięknie powiedziane. Wiem, że słowa i obietnice i panika pogorszy sytuację, ale jakie czyny mogą sprawić by ukohana kobieta, dla której umarłem zauważyła zmiany we mnie? Wiem jak nie mogę się zachowywać, ale w takim razie jak się zachować, by nie zostać źle postrzeganym? Być, żyć i co; nie robić, nie mówić nic? Jesteś mądrą kobietą; podpowiedz.
Pozdrawiam
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-20, 17:34   

Bolek??? a Ty w psychiatryku wylądowałeś może na detoksie???
Bo tak mi przebrzmiewa coś flaszka w tle problemu.
Niewątpliwie Twoja żona jest DDA..............a to bardzo utrudnia życie codzienne
 
     
bolek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-20, 18:35   

to ty masz pseudo nałóg, a ja wylądowałe z powodu próby ,,S" jeśli tak bardzo to cię interesuje
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-20, 19:29   

Bolek........o nie......... ja nie mam pseudo nałogu.Ja mam swój nałóg.
Próba "s' jak napisałeś jest tez wynikiem jakiegoś "popaprania czy pogibania".Nie czuj się lepszy.
Dysfunkacja jest dysfunkcją.......... niezależnie czego dotyczy.
Podłoża i zachowania są podobne. Podejmujący próbę "s" usiłuje uciec od życia,od siebie i mój nałóg jest po to aby uciekać od rzeczywistości,od siebie,od problemów,z poczucia krzywdy,z nieradzenia sobie z życiem ,z poczuciem własnej wartości,z nieakceptacją siebie i otoczenia.
Moje pytanie nie było podyktowane czystą ciekawością.Poprostu łatwiej jest z kimś sie utożsamić gdy sie cos wie na temat jego przeżyć.
Pogody Ducha Bolek
 
     
bolek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-20, 20:56   

Jeden problem to nie problem, ale tysiąc problemów, to jest problem. Tak było, dokładnie jak piszesz nałogu; ucieczka od życia, siebie, jako bezwartościowy, niepotrzebny nikomu do tego stopnia, że nie miałem już dna. Czas spędzony w psych..., praca z psychologiem pozwoliły mi odzyskać dno. Teraz się od niego próbóję odbić. Najważniejsze; wróciła wiara i to, że chcę żyć, chcę być, chce mi się chcieć. Potrzebuję czasu, wyrzucenia z siebie całego bólu i modlitwy.
Pozdrawiam
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-21, 00:14   

Bolek ! Na wstępie napiszę , że nie jest łatwo , że życie może być bardzo trudne . To banały ale ktoś kto jest w traumie wie o czym piszę. Po pierwsze nie powinno być tak żebyś zmieniał się po to by wróciła żona . To nie powinien być Twój cel , jesteś odrębną jednostką od Twojej żony . Uwierz , że nie zyskasz większego szacunku u niej w inny sposób aniżeli przez udowodnienie(także sobie) , że potrafisz mądrze , dobrze i godnie żyć- SAM. Wiem , że chcesz ratować małżeństwo - w rodzinach , w których są takie problemy wszyscy uwikłani jesteście w jakieś konflikty emocjonalne - i Ty i Ona . Moim zdaniem bez porządnej terapii nie obejdziecie się - ale to Twój wielki sukces , że tego chcesz , że widzisz problem . Ja teraz widzę , że najpierw zawsze trzeba ratować siebie i pracować nad sobą żeby potem móc ratować małżeństwo.Moje wcześniejsze posty temu przeczą - ale byłąm w takiej fazie jak Ty - paniki , co zrobić , żeby natychmiast wszystko było jak dawniej . Wiem ze swojego doświadczenia , że panika tylko dalej niszczy - naprawdę , naprawdę , naprawdę. U mnie zniszczyła wszystko. Złość i agresja też niszczy. Nie potrafię Ci pomóc- dobry psycholog to powienien zrobić . Bądź wobec żony szczery i szczerze wyrażaj uczucia ale nie w celu jej powrotu tylko po to by wiedziała co czujesz. Nie naciskaj , nie proś itd. Jak żyć i co zrobić by ratować małżeństwo to bardzo trudne pytanie do osoby , która sama swoje w części zniszczyła i całkowicie nie potrafiła go uratować. Nie ma gotowych recept.Wiem tylko, że proszalna postawa przynosi całkowicie odwrotny skutek. Daj żonie odpocząć od siebie, bądź bardziej tajemniczy i żyj swoim dobrym życiem - to ją na pewno zaciekawi , zastanowi , pomyśli - może on naprawdę chce się zmienić , może faktycznie szkoda to przekreślać . Postaraj się czasami postawić w jej sytuacji i zastanów się jakie zachowanie by Cię przyciągnęło a jakie odepchnęło.
Bolek - dziękuję za komplement ,mój mąż najwyraźniej tak nie uważał skoro rozwiódł się ze mną ale prawda jest też taka , że od momentu jego odejścia przeszłam bardzo długą drogę - sama w sobie. Cierpienie też ma sens - czasem uczy nas na nowo wartości i wskazuje jak żyć. Ważne byś miał szacunek do samego siebie i tak właśnie postępował - wówczas otoczenie też będzie Cię szanowało, Twoja żona także. Bolek - nie ma jednej recepty na uratowanie małżeństwa - ja takiej napewno nie mam.Mogę Ci tylko przekazać , co mnie pomogło a co zaszkodziło. Zaszkodziło błaganie i zaklinanie rzeczywistości. Pomogła praca nad samą sobą i uznanie , że widać teraz przyszedł czas na ból. Pozdrawiam Cię - znajdź dobrego terapeutę - najpierw dla samego siebie- takiego dobrego, jeśli masz problem z piciem - takiego od nałogów. Pozdrawiam.
 
     
Estera
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-21, 21:46   

Czerwona, Piki,
to co piszecie to naprawde madre rzeczy. Ja strasznie musze sie pilnowac, zeby sie nie rozkleic, nie zadzwonic do meza...i co mu powiem?- ze chce by bylo jak za dobrych czasow, ze jest mi ciezko, ze powinnien przynajmnie troche pokazac ze mu zalezy? Nic by to nie dalo- pewnie by sobie tylko pomyslal ze jestem niezrownowazona emocjonalnie, bo on przeciez swietnie sobie radzi...Jakos nie potrafie uwierzyc, ze separacja moze przyniesc cos dobrego- przynajmnie na razie nie.
I tak naprawde to on podjal dcyzje, bo uwazal ze to dla nas najlepsze- ja nie mialam i nie mam nic do powiedzenia, a moja propozycja by mieszkac razem i robic terapie zostala odrzucona.
Wiem Bolek, ze jest cholernie ciezko, i ze chcialoby sie by ta druga osoba dala na powaznie szanse - sobie, mnie, naszemu malzenstwo. Wiem, ze trudno jest przyjac taka rzeczywistosc, zmagac sie z samotnoscia, ze soba...Nikt z nas tu obecnych tego nie chcial- ale musimy znalezc sile by przez to przejsc, nie tracic nadzieji, wiary w Boga i ludzi. I dobrze ze jest takie miejsce jak to forum- nie jestes z tym sam, ja tez nie- i mozemy posluchac ludzi ktorzy juz jakies etapy juz przeszli, czegos sie nauczyli, chca pomoc.
A czasami mozemy nawet innym dodac odwagi.
Pozdrawiam.
estera
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-22, 21:13   

Estero, zdumi Cię reakcja Twojego męża, jeżeli zaczniesz sobie świetnie radzić . Warunkiem jednak jest być sobie zaczęła świetnie radzić dla samej siebie a nie po to aby on wrócił czy pokazał , że choć trochę mu zależy. To musi być szczere i robione dla samej siebie po to by dalej dobrze żyć.

[ Dodano: 2008-11-22, 21:15 ]
Stare dobre czasy nie wrócą - nie ma takiej możliwości bo przecież nic już nie będzie takie jak dawniej ale mogą pojawić sie inne nowe czasy. Tylko trzeba widzieć w tym wszystkim samą siebie - a to jest najtrudniejsze.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-22, 22:01   

Estero słuchaj Czerwonej, mimo ogromego bólu, złości dojrzała do zmian, może nie jest łatwiej czy prościej teraz ale dała rade, na pewno jest teraz spokojniej, bez mieszanych uczuc, huśtawki ciągłego oczekiwania na powrót marnotrawnego syna...
spełnia sie i realizuje dla siebie, co zycie przyniesie tego nikt nie wie ale nie warto życ złudzeniami, czy trwac w oczekiwaniu na to ze nasze marzenia sie spełnia
warto po drodze poczuc szczescie i spokój z zycia takiego jakie mam teraz
a mam wiele....
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8