Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Walczę o miłość
Autor Wiadomość
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 11:59   

Przeczytaj martina i mnie słowo po słowu . I uwierz , że wiemy , co piszemy . Tak wałśnie jest . martin ma 100% racji. zgadzam się z z każdym jego słowem. Wiem , co piszę. Tylko musisz uwierzyć w siebie w siebie samego nieprzyklejonego do żony. jesteś pelnowartościowym człowiekiem bez niej. Sam dla siebie.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 12:20   

myśle ze to twój problem żona nie chce dłużej ci matkowac .....mami dobrze napisała ..ale nie patrz na zonę...raz jesteś facetem..a facet zawsze ma byc silny,dwa krzywdzenie siebie
jest bez sensu..patrz na taką perspektywe..doły,czarne myśli,depresja,niechęć życia,smutek,łzy,niska ocena siebie...stan z boku i przyjżyj się jak wygląda taki człowiek..
ochyda..odstrasza i nic więcej...wiesz ja kiedyś usłyszałem od swojego syna tato nareszcie takiego cie kocham znowu jajczący,znowu masz w głowie zgrywy.....zrozumiałem nie tylko krzywdze siebie nie tylko wpędzam w doła siebie ale i wszystkich co znajdują się obok...od takich ludzi sie ucieka!!!!!!!!!!!!.a ja już nie chcę być ochydny.....chłopie prosta rada zacznij cenić sam siebie ....bo z oceny innych zawsze będziesz niezadowolony ile ludzi tyle ocen ciebie..a pamiętaj twoja jest w tym najwazniejsza!!!!!!!!!
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 12:20   

No i znowu Martin mnie ubiegl z odpowiedzia ;-)

Tlasz, wszystko, co tu pisza to swiete slowa... niestety..
widzisz, w moim zwiazku to ja bylam ta zla, zdradzajaca... :-(
wszystko zaczelo sie od kryzysu, na ktory oczywiscie zapracowalismy oboje. ja przez jakis czas niby tam o nas walczylam, ale chcialam walczyc sama, a tak sie nie da, nie ma szans. a swoich watpliwosci i Naszych problemow nie umialam opowiedziec mojemu Mezczyznie [troche dlatego, ze przedtem zawsze podczas mojego komunikowania problemu On sie wsciekal i obrazal, a tez dlatego, ze jak taka typowa durna baba uwazalam, ze mowie, a to same aluzje byly..]. i znalazl sie pocieszyciel, niby taki przyjaciel wielki, ktory, jak sie potem okazalo, od pol roku sie czail jakby tu mnie do lozka zaciagnac.
i zachowywalam sie DOKLADNIE tak jak Twoja zona :cry: :cry: :cry: "to wszystko Jego wina w koncu, tak dlugo bylam nieszczesliwa, musze teraz pomyslec o sobie i swoim szczesciu w koncu" - slowa powtarzane mi tak dlugo przez "zyczliwe" osoby, ktore uwazalam kiedys za przyjaciol wbily mi sie w glowe tak bardzo, ze sama w nie uwierzylam. tak skutecznie tlumilam swoje wyrzuty sumienia, ze w koncu ono calkiem ucichlo :-( i na nic sie zdaly Jego zmiany, bo juz mi zly glos w glowie i zly glos w osobach "przyjaciol" mowil, ze "to tylko na chwile, On tak tylko udaje, po co masz wracac do tego zlego co bylo.. zajmij sie soba"
JA JA JA
czysty egoizm :cry:

co podziala na Twoja zone?
nie wiem...
ale zimny prysznic daje duze szanse.
mi pomoglo.
wprawdzie nie wiem czy Nasz zwiazek, ktory zaczelismy psuc razem, ale dobilam go sama, ma jeszcze jakies szanse :cry: nie wiem czy moj Mezczyzna zechce dac mi, NAM szanse, czy wybaczy :cry: ale wiem, ze JA mam szanse. ze moja praca nade mna tworzy lepsza MNIE. dla mnie samej. ze bylo we mnie duzo wad, duzo niezamknietych spraw, ktore sie we mnie kumulowaly i uniemozliwialy normalne funkcjonowanie. teraz chodze na terapie, ale nie dla par. tylko taka w 4 oczy z psychologiem. ucze sie siebie. i siebie naprawiam :-) bo czlowieka da sie naprawic, tylko, ze on sam musi to zrobic i on sam musi tego chciec.
teraz Twojej zonie wydaje sie, ze wszystko ok z jej zyciem, wiec po co ma cokolwiek zmieniac? w sobie? przeciez z nia wszysciutko w porzadku. a Ty swoja postawa tylko utwierdzasz ja w tym przekonaniu. "tak, ja zly i niedobry, przepraszam kochanie, moze damy sobie szanse?" Ona musi zrozumiec, ze moze i Ty byles zly i niedobry i razem zaczeliscie Wasz kryzys, ale teraz to JEJ WINA. to ona ma sie naprawiac, zmieniac, wlaczyc o Was.

jeszcze na koniec:
"Co uzyskuje się
Łkaniem i błaganiem?
Niech wie, kto nie wie:
Dziewczęce serce
Coraz bardziej twardnieje"

[Edward Stachura]
taka jest prawda... Twarda milosc i postawienie warunkow. musisz sklonic swoja zone do przejrzenia, do zobaczenia co robi i jak bardzo jest to zle! ale Ty jej uniemozliwiasz przejrzenie na oczy. glaszczesz po glowce...
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 12:24   

Wydaje mi się pewne, ze zapytane osoby o to, czy mają romans zawsze odpowiedzą, że nie. I będą kłamać. Wydaje mi się także, ze amok jest tak silny, że nie dotrze NIC do takiej osoby.
Dlatego chyba najlepsze będzie milczenie - ani nie kajać się, ani (nie mając twardych dowodów) nie mówić o swoich podejrzeniach.

I tu pytanie do innych z forum - mówić czy nie mówić o swoich podejrzeniach? No właśnie.

Chłodne milczenie - i zajęcie się sobą, przestać nadskakiwać. Ona tymczasem musi skonsumować konsekwencje swoich decyzji. W tej chwili nie poradzisz nic - ona będzie robić co chce.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 13:15   

ketram napisał/a:
Wydaje mi się pewne, ze zapytane osoby o to, czy mają romans zawsze odpowiedzą, że nie. I będą kłamać. Wydaje mi się także, ze amok jest tak silny, że nie dotrze NIC do takiej osoby.
Dlatego chyba najlepsze będzie milczenie - ani nie kajać się, ani (nie mając twardych dowodów) nie mówić o swoich podejrzeniach.

I tu pytanie do innych z forum - mówić czy nie mówić o swoich podejrzeniach? No właśnie.

Chłodne milczenie - i zajęcie się sobą, przestać nadskakiwać. Ona tymczasem musi skonsumować konsekwencje swoich decyzji. W tej chwili nie poradzisz nic - ona będzie robić co chce.


No własnie wypowiedzcie sie proszę na zadane przez ketram pytanie.

Sama mam taka sytuacje, że dowodów nie mam, ale czuje ze jest osoba trzecia. Książkowe przykłady ( nowe ciuchy, gadzety, siedzenie po nocach w internecie, znikanie w ciągu dnia, wyjazdy co któryś weekend no i przede wszystkim rozstanie).
Mąż jak pytałam jakis czas temu, bo teraz już nie pytam oczywiscie sie nie przyznał, ale dał do zrozumienia, ze jest otwarty na nowy zwiazek, no i te same argumenty co u Tomka, wiec jak milczeć, czy mówić o swoich podejrzeniach?
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 13:53   

samotna napisał/a:
Sama mam taka sytuacje, że dowodów nie mam, ale czuje ze jest osoba trzecia. Książkowe przykłady ( nowe ciuchy, gadzety, siedzenie po nocach w internecie, znikanie w ciągu dnia, wyjazdy co któryś weekend no i przede wszystkim rozstanie).
.........samotna i inni a co to zmieni jak sie dowiecie...czystośc waszego serca????....czy spokój sumienia????????...nic to nie zmieni !!!!!!
a może tez jak to mówią co oczy nie widzą tego sercu nie żal.....udawać że nic sie nie dzieje ???-a najprościej jest zająć się sobą i przyjąc zasadę to nie mój problem....
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 14:03   

a jak bedziesz mial raka i nie pojdziesz do lekarza na diagnoze, to on zniknie i nie umrzesz?..

moim zdaniem udawanie, ze problem nie istnieje niczego nie da, bo osoba brnaca w oddalenie i/lub zdrade zyje sobie dalej w przeswiadczeniu, ze wszystko jest dobrze i nic nie trzeba zmieniac..
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 14:12   

..monika.. napisał/a:
a jak bedziesz mial raka i nie pojdziesz do lekarza na diagnoze, to on zniknie i nie umrzesz?..

moim zdaniem udawanie, ze problem nie istnieje niczego nie da, bo osoba brnaca w oddalenie i/lub zdrade zyje sobie dalej w przeswiadczeniu, ze wszystko jest dobrze i nic nie trzeba zmieniac..
....moniko a odpowiedz czy jak poznasz problem to cos zmienisz....to uda ci się kogos namówić i przekonac do siebie.....sama napisałaś osoba brnąca w oddalanie-no własnie zawróć ją z tej drogi....czy komus tu na tym forum to się udało????....myslę że nie jezeli ta osoba sama nie zrozumie że chce zawrócić z tej drogi
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 14:28   

dokładnie moniko, a w dodatku taki poparaniec oprócz tego, ze robi co robi jest przeswiadczony o swoim sprycie, a współmałzonka odbiera jako takiego cichociemnego, którego właśnie mozna wodzic za nos i zawsze mozna wpierać, ze nie zdradził, a w sytuacji powrotu jesli nie wyjdzie z kochanką, ze nic w tym czasie złego nie robił i do niczego takiego nie doszło. Twarde dowody unaoczniają prawdę. Nie jest sie wtedy takim kryształowym człowiekiem, ani w oczach współmałżonka, ani w oczach rodziny, ani w srodowisku. Ujawnienie zdrady jest pewnego rodzaju konsekwencją dla popaprańca. Znając prawdziwy powód odejścia udowadniamy mężowi/żonie a przedw szystkim sobie, ze zarzuty którymi nas obarczano to najczęściej zwykłe wpuszczanie nas w kanał w poczucie winy, żeby odwrócić uwagę od prawdziwego powodu. Dowody to też wystarczajacy argument by w sytuacji rozwodu wina przypadła właściwej stronie, a nie jak czytaliśmy w niektórych postach, ze zdradzacz potrafił kota ogonem odwracać i przypisywać w sadzie wine osobie zdradzonej i zostawionej ( min. chyba damara).

No i Norbert nie zgadzam sie z Toba, ze to czy współmałżonek zdradza, czy nie to nie nasz problem. Oczywiście w kwesti sumienia nie nasz, ale nas najbardziej osobicie dotyka.
To, ze po czasie ze zdradą nauczymy sie zyc i być ponad to to zupełnie inna sprawa.
No i jeszcze jedno - najgorsza prawda, ale prawda.

[ Dodano: 2008-11-26, 14:32 ]
Norbert tu nie chodzi o to, ze wiedząc o zdradzie, czy kochance na to wpływ. Nie nie mamy- wolna wola i wybór popaprańca, ale chodzi o to co napisałam wyżej.
Poznanie prawdy nie jest wcale mniej bolesne, kierujac sie zasadą " czego oczy...", ale znamy rozmiar problemu z którym sie zmierzamy, a nie tak jak ja - umieram na raty, bo nie wiem co tak na prawde jest grane... . No tylko domysły.
Takie moje zdanie
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 14:52   

samotna napisał/a:
No i Norbert nie zgadzam sie z Toba, ze to czy współmałżonek zdradza, czy nie to nie nasz problem. Oczywiście w kwesti sumienia nie nasz,
samotna napisał/a:
Norbert tu nie chodzi o to, ze wiedząc o zdradzie, czy kochance na to wpływ. Nie nie mamy- wolna wola i wybór popaprańca, ale chodzi o to co napisałam wyżej.
....dobra teraz wiem o co chodzi..fakt ja sie skupiłem tylko nad kwestją
odczuć ....natomiast przy wszystkich innych aspektach zgadzam się..natomiast osoba
robiaca zle zawsze to sobie tłumaczy na swój sposób.....i w jego oczach zawsze będziesz ta zła ta jak popchneła go do takich kroków....no właśnie świetnie napisała to monika...poczuła sie biedna,samotna,on zły...ja tyle robiłam..głosy innych i co przecież ratuję siebie..mam prawo do zadbania o siebie...czujesz samotna w takim tłumaczeniu
na pozór nic zgarszjącego-przeciez dbam o siebie...monika zastopowałą własne ja i super..ale ile biedaków nie stopuje...samotna odpowiedz czy nie słyszałas ...kobieto on z ciebie zadrwił,wyluzuj sie masz prawo do radości,życia ..masz prawo do tego samego-słyszałaś takie głosy????

[ Dodano: 2008-11-26, 15:01 ]
p.s sory wracam bo brzmi to jak oderwane od watku o co mi chodzi zawsze są dwie racje..twoja i drugiej strony...i co gorsza każdy twierdzi że to jego racja....a do tego wiadomo nikt nie przyzna sie do tego ze robi zle...zakombinuje na wszystkie sposoby...
na szcerośc ,bądz otwartośc może liczyc tylko wtedy gdy
1.zrozumie że zrobił zle i chce sam to naprawic
2.jest pewny stabilności nowego gruntu-wtedy podejmie zniszczenie starego
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 15:10   

mówić czy nie mówić o swoich podejrzeniach?

tak naprawde wiemy kiedy coś jest nie tak, czujemy to, potwierdzenie tego jest tylko ukoronowaniem, stwierdzeniem faktu
jak i dla opuszczonej zdradzonej potwierdzeniem, że to nie moja wina
bo o to chodzi nie czuc sie winnym tego co sie zdarzyło
w większosci jednak tak jest ze przerzuca sie na opuszczoną osobe odpowiedzialnośc, wywołując w niej poczucie jedynie winnego rozpadowi i to sprawia ze czujemy sie tak strasznie żle z tym bo świadczy to o tym ze jestem do niczego, nie potrafie nic, własna samoocena ulega wtedy zniekształceniu i z tym tak trudno sie pogodzic
problem w tym czy pytając słuchamy czy tylko potwierdzamy własną teze
albo nie chcemy wiedziec i wolimy trwac w niewiedzy bo lęk przed opuszczeniem
albo sami sobie z rozmachem dopowiadamy tego co nie powiedział partner
słuchając uwaznie odpowiedzi na zadane pytanie patrzac na zachowanie partnera łatwiej o prawdziwa zgodną z prawda odpowiedz...
bez względu czy sie wie czy domyśla...
i do czego ta prawda jest komus potrzebna
czy do tego by oczyscic sie z winy i poczuc ulge i wybaczenie
czy do tego, ze to nie moja wina, zdradzacz jest wszystkiemu winny ze odszedł
chodzi o pogodzenie sie z faktem
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 16:18   

Mami , ja nie czuję się winna tego , że mąż mnie zdradził i odszedł chociaż on uważa, że nie zrobił nic złego tylko zadbał o swoje szczęście bo w małżeństwie był nieszczęśliwy . Ja nie czuję się winna tego ,że ktoś nieszczęsliwy w małżeństwie nie mówi o tym tylko rozgląda się na boki , nie rpóbuje nic ratować , niszczy bezmyślnie wiele lat , wspólnych i naprawdę dobrych. czuję się współodpowiedzialna za to , co było przed zdradą - to tak, wiem ,posypuję głowę popiołem ,ale też na Boga jestem tylko człowiekiem , mam prawo do błędów - byle je naprawiać i nie ranić innych. Osoba ,która zdradza musi to sobie jakoś wytłumaczyć , nie chce myśleć o sobie źle dlatego uczy się bajeczek o nieszczęściu w małżeństwie , którego nie była w stanie znieść. Ja w odpowiednim ( choć i tak za późno) momencie otrząsnęłam się z poczucia winy , to on wszystko po szczeniacku rozwalił , ja nie zrobiłam nic złego.U mnie zdardzacz jest wszystkiemu winny - temu , że zdradził i odszedł . Nie musiał zdradzać mógł zaproponować terapię ,wyjazd , cokolwiek . Tylko trzeba chcieć i mieć poczucie odpowiedzialności.Natomiast uważam , że zawsze lepiej jest znać prawdę - to wszystko przewartościowuje , nawet najbardziej bolesną - , że druga strona nas nie kocha itd. Prawda nawet najbardziej bolesna jest lepsza od ułudy.Życie z zamkniętymi oczami zawsze kończy się katastrofą.

[ Dodano: 2008-11-26, 16:22 ]
Przez jakiś czas miałam je zamknięte i nawet z całych sił zaciskałam powieki , nic to nie dało , nie zaczarowało rzeczywistości. rzeczywistość jest jedna , kiedy otworzymy te oczy uderza nas brutalnością , ja z mojej perspektywy wolałam wiedzieć.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 17:49   

czerwona,
wyjęłaś mi to wszystko z ust bo wg. Norberta zawsze wina leży po obu stronach. Podobnie jak czerwona - nie czuje sie winna. Nie jestem popaprancem, nie czyniłam nic złego jako żona i matka. Jeśli popełniałam drobne błędy jak kazdy człowiek winno byc mi to powiedziane, a nie zostało. Nie jestem wróżką i nie jestem w stanie odgadywać czyiś pragnień. Postawiono mnie przed faktem. Poza tym NIE CZUJĘ SIĘ WINNA, choćby z tego względu, ze jesli z mojej strony było wg. męża cos nie tak to nie uciekłam tak jak on tylko wykazałam gotowośc do naprawy, odbudowy do zmian. Mogłabym czuć sie winna gdybym i ja doszła do wniosku, ze ratować nie ma co. Mogłabym sie czuć winna gdybym przyjeła dezyzje męża i nie próbowała, nie chciała czynic nic więcej w naszym kierunku.
Zrobiłam co mogłam i dalsze wbijanie sie ( mnie) w poczucie winy nie ma sensu.
Nie mam zamiaru juz sobie na to pozwalać. Dośc!

Jeśli mnie nie potrafił kochać to to jest moją winą?
Dlaczego w takim razie tkwił tyle lat ze mna, dlaczego planował wspólne życie, dlaczego było tyle wspólnie spędzonych chwil, żartów, śmiechu.
Ja Ci powiem bo w nim jest coś nie tak, ze potrzebuje jeszcze sobie coś udowodnić, ze za moimi plecami usypiajac moją czujnośc otworzył sie na wszystko co nowe.
Tak najpierw zaczęło sie od wyrzucania wymieniania rzeczy, wszystko musiało byc nowe, aż doszło do ludzi. Stara żona też do wymiany. Nie pasuje do nowego stylu, nowego życia, nowego wizerunku.
Poza tym Norbert wiem, ze mąż ze mnie zadrwił, ale czy Ty musisz mi to jeszcze powtarzać. No po co kopac leżącego???
Czy Ty myslisz, ze ja sobie nie zdaję sprawy z tego co sie stało?
Wystarczająco przykrych słów sie nasłuchałam, moge miec już tego dość?
Celem między innymi tego forum jest ratowanie sakramentalnych związków małżeńskich, ale też przez pracę nad soba - odzyskiwanie własnego poczucia wartości, a ja je wreszcie zaczynam mieć.
Tak czerwona - jesteśmy moralnymi zwycięzcami - bardzo mi sie to podoba.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 18:03   

Samotna , miło Cię czytać taką , ale uprzedzam - to są porywy siły , przyjdą doły, najgorsze sa te huśtawki, nawet moje koleżanki po moich słowach wiedzą , czy mam lepszy czy gorszy dzień , czasem mówią , że znów strasznie bredziłam , a ja nawet nie pamiętam , co mówiłam ! Niestety , te huśtawki są wykańczające , naprawdę raz jestem jak dobrze zaprogamowany robot a potem zapłakana trzęsąca galareta . Boże , kiedy przjdzie jakiś względny choćby spokój ? Czy Wy też tak mieliście - słabość wymieszana z siłą , po Samotnej widzę , że idzie moimi krokami , czyli to chyba normalka. Samotna , pozdro. ( muszę chyba zacząć chodzić na terapię dla uzależnionych od tego forum).
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-26, 18:13   

Dziewczyny.....Obie się Was fajnie czyta :-)
Zmiany ewidentne, a że huśtawki?....normalna rzecz ;-) ....z czasem coraz rzadsze.
Brawo.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9