Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Szukający pomocy-błądzący
Autor Wiadomość
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-08, 19:36   

Elżbieta napisał/a:
Tadeusz kiedyś (oj, dawno temu) napisał:
"idź do Pana Jezusa i powiedz Mu: Panie Jezu, nie wyjdę stąd dopóki mnie nie wyciszysz!"

Nie pamiętam tego, ale bardzo mi się podoba.
 
     
Kecaj
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-08, 23:48   

Tania.
Ja tutaj na tych stronach również przeżywałem to co Ty. W moim pierwszym poście napisałem „Ja już jestem bezradny, modlę się, ale moja wiara jest coraz mniejsza. Popadam w apatię, beznadzieję, pustkę. Myślę o śmierci –mam już dość życia."
Tutaj dopiero zobaczyłem ,że nie jestem sam z tymi problemami, postanowiłem iść tą drogą, drogą walki i drogą Boga. Nie załamuj się ,razem w cierpieniu łatwiej iść .
MY WSZYSCY IDZIEMY W TYM SAMYM KIERUNKU.
 
     
owca
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-15, 22:37   

witam was czytam te posty i np.Kecaj i Tania i wszyscy ci ludzie tutaj na forum mają powody aby czuć się załamani skrzywdzeni bo osoba kochana zdradziła skrzywdziła ,opuściła ,a mnie nikt nie jest w stanie zrozumieć bo sama nie rozumiem dlaczego im mocniej walczę o miłość w moim sercu do męża tym mnirj jej ,po prostu nie umiem kochać męża pustka w moim sercu która mnie przeraża ,miłość była celem mojego życia i myślałam że to znalazłam ,mąż też mnie poranił nie było tu zdrady odpychał mnie bo jak twierdził był nie dojrzały a ja pękłam nie umiem żyć jestem załamana poszłam na terapię 12 kroków ale niewiem czy dam radę bo dopiero 1 krok a ja już nie mam siły upadam i nie mogę wstać.Was wszystkich tu rozumiem i wasz ból jest uzasadniony ,a czy ktos jest w stanie zrozumieć mnie ?czym więcej się modlę tym bardziej mnie boli nie mam siły już żyć to tak boli>>>>>
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-16, 14:49   

Owca.............. program 12 Kroków jest programen duchowego rozwoju.
Krok 1 to krok uznania swojej bezsilności,przyznania się do niej,uznania ,że tak naprawdę to nawet na własne życie mamy bardzo ograniczony wpływ.

I w tym tkwi siła tego Programu.........w słabości,w uznaniu upadku,w uznaniu swojego "dna".
Masz dobrego prowadzącego.
Zanieś ciało a duch sam przyjdzie za ciałem.

Ale praca nad soba,nad swoimi zmianami przy pomocy 12 Kroków to też jest wysiłek,odwaga,determionacja.
Bo to jest program osobisty,program obnażający słabe strony,wady,ułomności............ ale pokazujący równiez i te mocne strony,zalety.

Nie zniechęcaj się....................

W programie są tez obietnice.............. zaświadczam Ci że są one jak najbardziej realne.

Wklejam je...... przeczytaj i nie zniechęcaj się......

Czego możesz się spodziewać i oczekiwać idąc drogą Programu 12 Kroków?

Czy warto iść ta drogą?

,”Jeśli starannie wykonamy wszystko, co jest niezbędne na tym etapie naszego rozwoju nim przebrniemy połowę tej drogi spotka nasz zaskoczenie”:

A oto obietnice:

1. Poznamy taka wolność i szczęście, jakich dotąd nie zaznaliśmy
2. Nie będziemy żałować przeszłości,ani się od niej odcinać
3. Zrozumiemy, czym jest pogoda ducha
4. Dowiemy się, czym jest pokój

5. Niezależnie jak niskie dno osiagnelismy,zobaczymy,że nasz doświadczenia
mogą przynieść innym korzyść
6. Zniknie poczucie ze jesteśmy niepotrzebni i przestaniemy się nad sobą użalać

7. Przestaniemy żyć samolubnie zaczniemy się troszczyć o naszych kolegów

8. Zniknie nasz egoizm
9. Zmieni się nasze nastawienie i poglądy na życie
10.Przestaniemy obawiać się ludzi i niepewności ekonomicznej
11.Będziemy podświadomie wiedzieć,jak postępować w sytuacjach, które
zazwyczaj wprawiały nas w zakłopotanie
12.Uświadomimy sobie, że Bóg robi dla nas to, czego sami dla siebie nie
bylibyśmy w stanie uczynić

Pogody Ducha
 
     
Tania
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-16, 20:39   

DZieki Wam za wasze odpowiedzi dla mnie,jest żle nadal,ale poszlam do psychiatry na początek,dał leki ,stwierdzil silna depresje,tyle to ja też (nawiasem mówiąc) wiedzialam ,czekam na działanie leków,co nie przeszkadza mi w tym ,że na okrąglo Was czytam,nawet sie nie logując,po prostu chcę zaczerpnąc najwięcej z waszych doświadczen,odpowiedzi innym ,niz mnie.Zauważyłam jednak coś dla mnie dziwnego,gdy tylko "polegam",idę w modlitwę,i to pomaga,postanowiłam więc,zanim zacznę cokolwiek uzdrawiac,chyba musze sie uspokoic wewnętrznie,a to bardzo trudne.Tylko ,powiedzcie,ma tak już zawsze być,że jak coś żle zemną,to "uciekam "w modlitwe?Przecież Bóg dał na wolną wole,powinniśmy z tego korzystac,a ja ?Ja jak tylko zaczynam plakac,zaraz biorę różaniec,jeszcze nigdy w życiu tylu modlitw nie "zaniosłam do Boga"Powiem tak,pomaga,ale czuję sie jakaś zniewolona.że tylko wymagam od Boga,a sama nic nie robie?
Pozdrawiam
Jezu Ty sie tym zajmij
a tak a'propo na mojej stronie glównej zniknęło" 12 kroków"..widzialam to kiedyś,a dziś nie mam ,:(
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-16, 21:08   

Tania napisał/a:
Zauważyłam jednak coś dla mnie dziwnego,gdy tylko "polegam",idę w modlitwę,i to pomaga

to nic dziwnego Taniu....to wezwanie i oferta pomocy :-)
Tania napisał/a:
Ja jak tylko zaczynam plakac,zaraz biorę różaniec,jeszcze nigdy w życiu tylu modlitw nie "zaniosłam do Boga"Powiem tak,pomaga,ale czuję sie jakaś zniewolona.że tylko wymagam od Boga,a sama nic nie robie?

j.w.
ponadto....zrobiłaś Taniu....poszłaś do psychiatry, pierwszy krok masz za soba, potem drugi, trzeci....
 
     
Tania
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-16, 21:28   

Poszlam do lekarza nie dla siebie ,w tym momencie,tylko dla dziecka w sumie i dla rodziców,przeciez nie moge im tego zrobic,o czym myślałam,to byłoby zabójstwo dla nich ,dla najbliższych mi osob,.Dlaczego oni maja cierpiec za moje niepowodzenia?Ale w moim wnętrzu,nadal tkwi pragnienie "unicestwienia mnie" ,tylko juz nie "samounicestwienia".A ze to takie trudne,bardzo?Ja tylko istnieję,ja nie żyję ,mnie nie ma ,na razie
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-16, 21:33   

Kazda motywacja jest dobra Taniu....ja równiez ze względu na dzieci zaczęłam....dalej samo poszło......
A psycholog?...myślałas o nim?.... choćby na początek dla dzieci,skoro nie potrafisz inaczej.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-16, 22:04   

Tania napisał/a:
Ja tylko istnieję,ja nie żyję ,mnie nie ma ,na razie

Istniejesz, żyjesz, jesteś cały czas. Hej, Witaj. :-D

Tania napisał/a:
Ja jak tylko zaczynam plakac,zaraz biorę różaniec,jeszcze nigdy w życiu tylu modlitw nie "zaniosłam do Boga"Powiem tak,pomaga,ale czuję sie jakaś zniewolona.że tylko wymagam od Boga,a sama nic nie robie?

Modlitwa to rozmowa.
Rozmawiasz z Najlepszym Ojcem.
Modlitwa to dialog, czasem tylko to "dialog milczenia" (czyli wtedy MONOLOG ;-)
my nawijamy, a Pan nas słucha, zawsze słucha, ZAWSZE SŁYSZY, nie wątp w to).

ps. modlisz się tyle, bo próbujesz nawiązać kontakt z Bogiem we własnym sercu - zapewniam Cię to normalne w Twoim stanie.

"Panie do kogóż pójdziemy dziś?!"

Taniu, módl się tak jak to robisz do tej pory - na wyczucie!
Czujesz i widzisz - jak działa Różaniec.
On, Różaniec daje Ci spokój - idź za tym głosem.
TO NORMALNE. ZROZUM, ŻE NORMALNYM JEST UZNAĆ BOGA ZA OJCA.
A Twoja wola?....
czyż nie modlisz się Ojcze Nasz,... BĄDŹ WOLA TWOJA".

Doświadczasz.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-17, 00:12   

Wobec każdego człowieka Bóg ma plan , ale do końca nie wie jak na niego odpowiemy...możemy go odrzucić lub przyjąć. Bóg w swojej wielkości i wspaniałomyślności podarował nam wolna wolę....dał nam mozliwośc wyboru.
Ty dokonałaś wyboru....właściwego!!!
Modlitwa + działanie.
Kiedy się już wyciszysz....usłyszysz co dalej.
Spokojnie Taniu.

[ Dodano: 2008-10-17, 00:18 ]
Jeszcze jedno Taniu....kiedyś jak Ty wyłam i modliłam się....pewien ksiądz powiedzial....to dobry znak...nie ustawaj....możesz nawet krzyczeć, mieć pretensje,ale nie ustawaj.
Mądry ksiadz to był :-)
 
     
Kecaj
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-17, 00:22   

Witajcie
Owca witaj.
Wiesz ja mam podobny problem z żoną .Moja żona twierdziła i(miała chyba trochę racji), że walczyła o nasze małżeństwo, o moją miłość do niej. Żona mówi mi , że jej miłość już się wypaliła do mnie, że już mnie nie kocha. Ja jako facet rzadko okazywałem jej uczucia to był mój błąd, nie mówiłem do niej otwarcie ,że ją kocham. Ja tez ją raniłem ,odpychałem .Teraz cierpię z tego powodu równie mocno co Ty teraz.
Starałem się być dobrym , pracowitym ,myślałem że to wystarczy żona mnie chwaliła, cieszyłem się z tego. Parę razy w naszym małżeństwie były bardzo poważne kłótnie ,ale jakoś wracaliśmy do siebie z przeprosinami ,życie toczyło się dalej. Do czasu. Jak Tobie napisałem żona ma też pustkę w sercu i nie chce już walczyć o nasze małżeństwo. Nie potrafi mi zaufać i sobie chyba też .Ty jednak próbujesz walczyć ,jesteś blisko Boga , a moja odeszła od Boga.
Pytałem się mojej żony co rozumie przez słowo miłość, nie potrafiła mi określić, ale to co mi przekazała to mówiła o uczuciach, a uczucia są zmienne ona tego nie rozumie. Prawdziwą miłością jest postawa, nasza postawa moralna. Twoje uczucie miłości wypaliło się ,ale zostało coś więcej, została Twoja wiara w nierozerwalność małżeńską ,troska o to co się teraz dzieje, chcesz ratować rodzinę ,jesteś odpowiedzialna. Ty kochasz..Uczucie może powrócić.
Jesteśmy grzeszni ,jesteśmy ludźmi błądzimy, chcemy przebaczać i chcemy przebaczenia. To nam dał Bóg –swoje przebaczenie, a my nie chcemy lub nie umiemy przebaczać, dlatego nas to tak boli gdy druga , kochająca osoba nas odrzuca. Wiele razy prosiłem żonę o modlitwę razem, o przebaczenie wobec siebie nawzajem. Ona tego nie chce. Ja więc jestem bezradny, modlę się sam o nasze małżeństwo. Ale postawa mojej żony jest raniąca.
Jeżeli Twój mąż chce się z Tobą modlić to jest to na pewno krok ,duży krok w walce o ratowanie małżeństwa, to jest ta postawa moralna ,Twoje TAK dla ratowania małżeństwa.
Wróciłem właśnie z rekolekcji w Częstochowie-warto było-Tam na wykładzie-świadectwie pana Jacka Racięckiego nie potrafiłem powiedzieć jemu o moim problemie o on nie umiał mi przekazać. Teraz chyba wiem o co nam razem chodziło. Ja starałem się jemu pokazać ,że moja postawa wobec żony to objaw miłości nie tej uczuciowej ale tej drugiej o której mówił, mojej postawy ,ale już jestem wypalony przez to, że ona odrzuca to co ja jej ofiaruję, tłamsi mnie. To powoduje , że człowiek traci wiarę ,nadzieję i miłość. Właśnie od chcenia tej drugiej osoby Twojego męża, czy mojej żony zależy dalsze kształtowanie się miłości małżeńskiej, jej dalszy rozwój. Jeżeli druga strona traktuje to jak zabawę, jak coś złego ratowanie małżeństwa, to właśnie jest najgorsze.
Moim drogowskazem od wielu lat była książka księdza prałata Aleksandra Zienkiewicza ”Miłości trzeba się uczyć”(POLECAM). Znałem jego osobiście , starałem się, choć to nie zawsze udawało się mieć na uwadze aspekty zawarte w jego książce.
W Częstochowie również były wykłady pana Mieczysława Guzewicza .Tam kupiłem jego książkę „Miłośc w służbie małżeństwa”, która potwierdza to ,że miłość to nie tylko uczucia ,które są dobre, ale nasza postawa.
Niestety samemu kochać i nie być kochanym jest ciężko. Człowieka nachodzą złe myśli , trudno jest się modlić i zaufać Bogu. Przechodzę to samo, raz jest lepiej ,raz gorzej. Dopóki mam nadzieję ,dopóki ją buduję w sobie jakoś trwam .Chcę kochać i chcę być kochanym.
Modlę się i proszę Boga aby wysłuchał ,Ciebie, mnie i wielu ,wielu innych cierpiących z powodu niezrozumienia w rodzinach.
Nie upadaj na duchu, modlitwy przynoszą ukojenie .Ja staram się mówić do Boga tymi słowami: ”Jezu, Ty się tym zajmij”: ”Jezu ufam Tobie” chociaż ze łzami w oczach, ale wierzę, że jest nadzieja i w sercu miłość zagości.

Warto dla jednej miłości żyć,
choć szukać trzeba stale,
może dla kogoś szczęściem być
dobro nieść w życie dalej.

Miłość jedyna jest, miłość nie zna końca,
miłość cierpliwa jest, zawsze ufająca,
wszystko potrafi znieść, wszystko oddać może,
życiu nadaje sens, nasze szczęście tworzy.

Warto całego siebie dać,
jak bukiet polnych kwiatów,
i chociaż potem trudno trwać,
uśmiech darować światu.

Miłość jedyna jest...

Warto w nieznane nawet iść,
choć drogę mgła zasnuwa,
idąc przez radość i przez krzyż,
wiedzieć, że Pan Bóg czuwa.

Miłość jedyna jest...
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-17, 01:07   

Kecaj napisał/a:
Moim drogowskazem od wielu lat była książka księdza prałata Aleksandra Zienkiewicza ”Miłości trzeba się uczyć”(POLECAM). Znałem jego osobiście , starałem się, choć to nie zawsze udawało się mieć na uwadze aspekty zawarte w jego książce.

Warto dla jednej miłości żyć,
choć szukać trzeba stale,
może dla kogoś szczęściem być
dobro nieść w życie dalej.

Miłość jedyna jest, miłość nie zna końca,
miłość cierpliwa jest, zawsze ufająca,
wszystko potrafi znieść,
wszystko oddać może,
życiu nadaje sens,
nasze szczęście tworzy.

Warto całego siebie dać,
jak bukiet polnych kwiatów,
i chociaż potem trudno trwać,
uśmiech darować światu.

Miłość jedyna jest...

Warto w nieznane nawet iść,
choć drogę mgła zasnuwa,
idąc przez radość i przez krzyż,
wiedzieć, że Pan Bóg czuwa.

Miłość jedyna jest...

Wujek to ciągle śpiewał. Zgadza się.

22 listopada w Rocznicę Jego śmierci - msza święta z udziałem Arcybiskupa Mariana, modlitwa o rozpoczęcie procesu beatyfikacji :-)

W Dziele Wiernej Miłości Małżeńskiej - Wujek - ma swój udział.
I ma On swoją stronę www.wujek.wroc.pl
Całe życie poświęcił miłości narzeczeńskiej i małżeńskiej.

Dzieło WMM:
www.rws.kryzys.org - RWS
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 156
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2008-10-17, 02:18   Najdłuższa lekcja

Kecaj napisał/a:
Witajcie
Tam na wykładzie-świadectwie pana Jacka Racięckiego nie potrafiłem powiedzieć jemu o moim problemie o on nie umiał mi przekazać. Teraz chyba wiem o co nam razem chodziło. Ja starałem się jemu pokazać ,że moja postawa wobec żony to objaw miłości nie tej uczuciowej ale tej drugiej o której mówił, mojej postawy ,ale już jestem wypalony przez to, że ona odrzuca to co ja jej ofiaruję, tłamsi mnie. To powoduje , że człowiek traci wiarę ,nadzieję i miłość. Właśnie od chcenia tej drugiej osoby Twojego męża, czy mojej żony zależy dalsze kształtowanie się miłości małżeńskiej, jej dalszy rozwój. Jeżeli druga strona traktuje to jak zabawę, jak coś złego ratowanie małżeństwa, to właśnie jest najgorsze.


Jeśli jestem w postawie prawdziwej miłości do bliskiej mi osoby, to nigdy się nie wypalę. Jacek mówił, że taka postawa prawdziwej miłości występuje tylko i wyłącznie wtedy, kiedy miłość Boża przepływa przez mnie. Wtedy mamy do czynienia z miłością bezinteresowną - nie uwarunkowaną odwzajemnieniem i czymkolwiek.

Kiedy natomiast kocham miłością własną tzn. kiedy źródłem miłości jestem ja sam (człowiek), to wtedy ta miłość może się kiedyś skończyć, bo jej we mnie zabraknie. I (jak pokazuje życie) skończy się tym szybciej, im mniej będzie ona odwzajemniana, oraz gdy zostanie poddana próbie np. zdrada ze strony współmałżonka. Miłość własna przez zdradę może zostać tak upokorzona, że w którymś momencie może jej zabraknąć. Tylko Bóg ma nieskończony rezerwuar miłości, której nigdy nie zabraknie.

W swoim wykładzie w w 1. części (Relacje) Jacek wyraźnie o tej różnicy mówi.

Kto wie, jaka jest najdłuższa lekcja w życiu każdego człowieka? :)
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
 
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-17, 14:02   

Andrzeju, ale się z Tobą zgadzam własnie tak.
Wiesz jak mąż mi powiedział, że się wypalił to własnie pomyślałm o tym co piszesz. Pomyslałam, że Jego miłość nie czerpała z Boga. Ja poczułam, że chociby mnie opluł i nie wiem co jeszcze strasznego mi powiedział to kocham, a czasami mam wrażenie, że kocham jeszcze bardziej i nie potrafię tego wytłumaczyć. Czym wiecej się modlę, tym wiecej kocham. To jest niesamowite uczucie, że te przykre słowa nie bolą. Nadzieja, którą Bóg wlewa w nasze serca nawet w beznadziejnej sytuacji pomaga nam wytrwać w naszym powołaniu i Chwała Panu.
Pozdrawiam
JEZU UFAM TOBIE!
 
     
Kecaj
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-17, 15:02   

Nie rozumiem, dlaczego Wy czytacie tak jak chcecie . Ja piszę że się wypalam, wypaliłem ,bo druga osoba lekceważy mnie ,nie znaczy ,że ja nie chcę kochać. Ja łomoczę do bram Boga, aby mi pomógł trwać ,i kochać mimo tego co się dzieje. Jestem na początku walki i tego co wielu z Was już przeszło. Ja pytam, błądzę. Wasze rady są mi pomocne.
Jacek na swoim wykładzie powiedział, że opuścił swoją żonę na prawie rok czasu i to ona jego zaprosiła z powrotem. On wtedy był też zagubiony, wypalony też zaprzeczał (te sławetne garnki w zlewie :-D )
Każdy ma swoją drogę. Tu na forum poznajemy różne drogi i sposoby powrotu.

”…A jeżeli i te rady-w gruncie rzeczy rady Ewangelii-komuś się przydadzą, rozproszą jego troskę i niepokoje o ludzi i Boży kształt polskich małżeństw i rodzin, a z nimi o losy miłości, największej wartości na tym i przyszłym świecie-o losy cywilizacji miłości…Bogu niech będą dzięki”
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8