Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
witajcie , potrzebuję waszej pomocy
Autor Wiadomość
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-24, 13:19   

zgadzam sie z tym co napisałaś czerwona, w tym jednak problem, zeby zapanować nad emocjami, a z głowy wybić sobie niepotrzebne nadzieje i złudzenia. fakt jest faktem nie chcą z nami być i doskonale radzą sobie beez nas, a to pewnie dlatego, ze w ich sercach ktos inny, a i emocje skierowane na inną osobe. Dla nas nie ma w ich sercach, umysłach miejsca. Boli po wsólnie spędzonych kilkunastu latach, gdzie nam sie wydawało, ze jesteśmy byc moze kochane, ale na pewno ważne.
Przykre. Oj żałoba po stracie ukochanych, a potem droga do uzdrowienia daleka....
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-24, 22:11   

Samotna ! Po przeczytaniu prawie całej książki , którą kupiłam dziś w empiku , którą Wam wszystkim polecam - Dwight Webb "Jak pogodzić się z rozstaniem" wiem już co nami rządzi - jakie emocje, w jakich kolejnościach. To oczywiście nie oznacza , że Ty rozstaniesz się z mężem ( na pewno powinniście już dawno razem siedzieć na terapii)ale pomaga zrozumieć co dzieje się w naszych głowahc po odrzuceniu przez osobę , którą się kocha ( albo tak się wydaje , że się ją kocha) . Ta nadzieja , jak się okazuje ,też jest potrzebna i naturalna w pierwszych etapach po porzuceniu ( inaczej człowiek by zwariował).We mnie też gdzieś głęboko się tli choć z nią walczę ( czasem mocno wypływa na wierzch ,czasem znika całkowicie na jakiś czas - za mocno mnie poranił i za bardzo zdradził). Ale walczę też nie z całych sił - co okazuje się , że nie jest takie złe. To mechanizm obronny , który pozwala na łagodniejsze i stopniowe zakończenie związku . Przeczytaj tę książkę - zobaczysz ,że wszyscy przeżywamy to samo. Pozdrawiam.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-25, 07:46   

czerwona jestes wielka super postawa godna naśladowania...
pozdrawiam gorąco
a potem przychodzi to cudowna cisza, spokój i zgoda na wszystko a potem jest juz tylko lepiej choc inaczej....
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-25, 10:31   

Czerwona. Świetnie piszesz. I rozumiem, że to wszystko ogarniasz rozumem, wiesz o tym, co się dzieje, co możesz, zo powinnaś robić, a co Tobie szkodzi. Powiedz mi, ile bierzesz "na rozum", a jak Ci idzie z wprowadzeniem tego wszystkiego w życie?
Pozdrawiam. I oby tak dalej.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-25, 21:37   

Dziewczyny ! Dziękuję za komplementy . Od czasu kiedy odszedł mój mąż przeszłam do innych stanów świadomości , to niesamowite , że człowiek może tak wiele pojąć w tak krótkim czasie. Jednym z elementów tego przejścia było zrozumienie , że jestem współodpowiedzialna za to , co się stało . Że swoją bierną postawą pozwoliłam na taki właśnie rozwój sytuacji. Targają mną emocje - wszystkie opisane we wspomnianej przeze mnie książce ale już wiem , że to zdrowa i naturalna obrona przed zbyt wielkim cierpieniem. Tego cierpienia ma być tyle , ile człowiek może znieść. Wiem , że trauma skutkować może dwoma postawami : załamaniem i utopieniem w rozpaczy lub zmężnieniem i postawą : wszystko będzie dobrze , dam sobie radę. Cierpię ale uczę się znosić to cierpienie postawą : to cierpienie musi mieć swój sens , czegoś ma mnie nauczyć. Jak już kiedyś napisałam w najgorszych chwilach wzywam Boga mówiąc niech się dzieje wola Twoja , zawierzam Ci . Wtedy jest lżej bo rozumiem ,że nie wszystko od nas zależy a skoro tak "mogę sobie odpuścić" przestać obłędnie myśleć , co będzie dalej na zasadzie : będzie , co ma być , teraz się tym nie martwię. Jeszcze przed przeczytaniem książki instynktownie czułam , że nie wolno walczyć z cierpieniem , trzeba wszystko przecierpieć , odcierpieć . Instynktownie czułam też , że złość i nienawiść jest złym uczuciem - tak naprawdę wyrazem naszej rozpaczy , odrzucenia ,strachu i bezradności wobec tego , co się stało . Miałam okres wielkiej nienawiści i złości( widać to po moich postach) , ograżałam się mężowi i kochance w myślach - ja was załatwię, odechce się wam miłości. Ale sama czułam ,że to tylko wyraz mojej bezradności i zazdrości , tęsknoty za straconym uczuciem. Złośc i gniew to najbardziej niszczące uczucia - nie przynoszą żadnej ulgi choć są najłatwiejsze do przeżycia. Cierpieć , tęsknić, wyć z rozpaczy jest o wiele trudniej . Ale wiem , od psychologa , że tych właśnie uczuć nie wolno hamować , trzeba im dać przejść przez nas. Często tak mam, że po względnie dobrym początku dnia nadchodzi wielkie załamanie np w sklepie : zaczynam szlochać, potem znów jest ulga i powrót do codzienności. Wiem też i zaczynam mocno w to wierzyć , że najważniejszy jest szacunek dla samego siebie , nawet za cenę dalszego cierpienia. Powiem Wam , że mnie bardzo pomógł pewien film , który obejrzałam przez przypadek włączając telewizor. Pewnie wszyscy go znacie : Katyń Wajdy. Paradoksalnie zrozumiałam ( choć to oczywiście sytuacja całkowicie nieprzystająca , może nawet powoływanie się na ten fim jest nadużyciem) , że w życiu nie chodzi o to , by było wygodnie . Czasem dla idei wartości , zasad trzeba poświęcić potocznie rozumiane "dobre" życie i zacząć zmagać się z tym życiem na nowo.Ja jakby nie mam wyjścia - należy zacząć wszystko na nowo , w nowych wartościach .W tych wartościach nie ma miejsca dla mojego męża takiego jaki on teraz jest - złego , konsumpcyjnego , bez jakichkolwiek zasad , raniącego mnie z przyjemnością , bawiącego się moimi ciągle żywymi uczuciami. Dlatego między innymi zamilkłam wobec męża , zrozumiałam , że każdy kontakt z nim przynosi nowe rany , tylko rany , że moje myślenie o nim jest życzeniowe. Tak , jak napisałam , trzeba wytrwać jak narkoman bez narkotyku - będzie bardzo , bardzo ciężko ale .... kiedyś ,Bóg da ,odejdzie narkotykowy głód. Nie zakładam kiedy. Piszesz eldz1ile tego jest na rozum a ile w uczuciach - na rozum jest wszystko - im częściej powtarzane tym śmielej wkrada się w uczucia. Naprawdę - nawet dziś miałam chwilę uczuciowego olśnienia - jak w ogóle jeszcze mogę wspominać czowieka , który był i jest tak okrutny.Czy warto dalej żyć myślami o nim? Kiedy mój mąż odszedł ode mnie wszyscy mówili : on teraz jest juz w innym świecie , nowym , ty nie tkwij w tym starym. I wiecie co , jeśli ktoś teraz jest w nowym świecie z nas dwojga - to jestem to ja , czuję się tak jakbym patrzyła na to wszystko z góry a on kręci się w starym konsumpcyjnym układzie : wyjazdy , zakupy , seks , "haj" - jak piszą w artykułach o nałogach .To ja jestem w innym świecie , to on nic nie rozumie i kiedy kolega napisał mi , że mi współczuje ( jego kolega - napisał to złośliwie ) odpisałam , że nie potrzebuję tego współczucia - to mój mąż go potrzebuje . Dla ludzi jestem przegrana, dla mojego męża też. A ja patrzę w lustro i myślę , czy zrobiłam coś złego ? Mam momenty chodzenia na czworakach ale mam też momenty uczucia moralnego zwycięstwa - nad samą sobą i swoim strachem . Dlatego piszę cały czas Samotnej - trzeba przestać się bać. kiedy to się stanie - wszystko zaczyna wyglądać inaczej. Nie myślcie , że jestem siłaczką, mam koszmarne chwile kiedy czołgałabym sie przed nim byleby wrócił. Z tym sobie też jakoś radzę - myśląc - to kryzys chwilowy , przejdzie . i przechodzi. Tak jest teraz . Co będzie dalej - nie wiem. Jeśli ktoś dobrnął do końca - niech napisze , czy też tak się czuł. I najważniejsze - trafiłam na psychologa , który przekręcił moją głową jak żarówką - od tej pory naprawdę zaczęłam widzieć inne kolory zycia.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-25, 22:09   

Strach jako taki nie jest zły- ostrzega, mobilizuje do szukania wyjścia.
Trzeba go tylko opanować- wtedy jest dobrze.
Strach jest naturalny- ale to my mamy nim kierować a nie on nami.
Nie jest niczym złym bać się.
Źle jest jak sie dajemy ponieść strachowi.
Pozbyć się go a raczej ograniczyć pole jego rażenia można
pokonując go i przejmując kontrolę .
I to jest super.

Bo życie jest piękne. Pisałam juz kiedyś.
Piękne jest i już.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-25, 22:22   

Zuza ! Masz rację , chodzi o to , by nie robić rzeczy tylko pod wpływem strachu , by nabrać nieco odwagi , inaczej mówiąc: uwierzyć w siebie, w to , że może jeszcze spotkać nas coś dobrego i by dokonywać słusznych wyborów - właśnie wbrew własnemu strachowi. To jest najtrudniejsze . Oczywiście boi się każdy . Ja się boję - czasem bardzo- samotności , przyszłości , tego czy będę jeszcze kiedyś szczęśliwa. Najgorsze i najbardziej zgubne jest właśnie to lgnięcie do kogoś pod wpływem strachu - na zasadzie , że ta osoba ma nas obronić przed wszystkim, przed nami samymi i naszą odpwiedzialnością za życie.
Chciałam jeszcze napisać o nadziei - o tym , co wyczytałam w książce . Pamiętam kiedy na samym początku mojej traumy - wszyscy krzyczeli - on nie wróci , nie łudź się , nie myśl tak itd. A ja w rozpaczy krzyczałam : pozwólcie mi mieć nadzieję . I znów mój mózg instynktownie się bronił. Ja nie mogłam się pozbyć tej nadziei w tamtym czasie - to było niewykonalne - jak stracić nadzieję w ciągu paru tygodni po kilkunastu latach życia. Autor pisze, że trzeba znaleźć złoty środek : nie pielęgnować jej ani nie starać się zabić za wszelką cenę. Po prostu z czasem pozwolić jej samej wygasnąć . Stracić ją w naturalny sposób . Jednym zajmuje to kilka miesięcy innym lat . Ale im wcześniej - tym lepiej dla nas.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-25, 22:34   

Ksiązki nie czytałam- ale z opisu jakoś wychodzi że piszą rację he he he .
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-25, 23:33   

Jeszcze jedno ! W tym temacie pisałam do Pullo o grze jaką prowadzą z nami nasi współmałżonkowie - , że każdy najmniejszy sygnał z ich strony odbieramy jako szansę na wspólne dalsze życie. To ponoć też naturalny odruch - wyolbrzmianie pozytywnych sygnałów, które tak naprawdę nic nie znaczą. Do tego także dajmy sobie prawo. Widzę już też co znaczyły Wasze rady kierowane do mnie - zajmij się sobą , skup się na sobie , nie na nim - teraz to rozumiem - tylko trawienie tej sytuacji przez to , co ja czuję , jak ja mam sobie z tym poradzić, kim ja jestem i dokąd ja zmierzam powoduje ,że idę na przód - nie drepczę w miejscu. Kurczę, jaki mam dziś płodny dzień, dobrze ,że jest to forum , to trochę jak publiczny pamiętnik naszych strachów. Tu się można bezpiecznie rozładować , dać upust , komputer jest cierpliwy , dzięki Bogu Wy także. Dobranoc.

[ Dodano: 2008-10-26, 08:38 ]
Samotna ! Gdzie jesteś ? Co się dzieje? Jak się przedstawia sytuacja? Zaciągnij sprytnie tego swojego do dobrej poradni na dobrą terapię, co masz do stracenia?Daj znać, co u Ciebie.

[ Dodano: 2008-10-26, 20:36 ]
Samotna ! czemu cisza? Daj znać - ja cały dzień dołuję ale trzyma mnie myśl,że tylko chwilowo . Znów bym się czołgała - ta huśtawka jest najgorsza.
 
     
pullo
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-28, 20:08   

Postawiłem swojej żonie twardy warunek, (ostatnio jak pisałem, że Ona zaczęła chodzić w obrączce i tak jakby dawała mi nadzieję) , że jak chce wrócić musi zerwać całkowicie kontakty z Nim oraz ,że potrzebna nam jest TERAPIA.
Wyśmiała mnie - dowiedziałem się ,że Ona ze względu na ślub kościelny nie będzie sobie marnowała życia. Że wzięcie ślubu kościelnego dla niej nie oznacza męczenia się przez całe życie. Zrobiła mi masę wyrzutów za całe 10 lat naszego małżeństwa ,że to ,że tamto ... udało mi się zapanować nad emocjami i koniec końców przedstawiłem jej swoje zdanie nie obrażając jej.
Stwierdziła ,że może moglibyśmy coś budować, ale skoro ja stawiam takie warunki to nie ma sensu nic robić i żebym przestał się interesować jej życiem. Bo Ona nie ma zamiaru mi mówić z kim się spotyka i kto do niej dzwoni.
Nie wiem czy dobrze ,ale pokazałem jej granice jednocześnie nie wracając do przeszłości i nie wyciągając starych brudów.
Ten sam dzień po rozmowie spędziliśmy razem, byliśmy wspólnie w kościele itd ...
Od tego dnia staram się znowu jak najmniej czasu spędzać razem z Nią i jednocześnie normalnie się do Niej odnoszę - bez jakiejś złości czy wyrzutów.
Dziś powiedziałem żonie ,że nie pójdę z Nią i córką na groby w sobotę.
Próbuję wprowadzić tą stanowczość w naszych relacjach jednocześnie będąc otwarty na Nią.

czerwona w tygodniu kupię tą książkę :) na razie czytam "Warto być Ojcem" potem mam do przeczytania "Dzikie serce - tęsknoty męskiej duszy" i "Urzekająca" , a przeczytałem już "Miłość wymaga stanowczości"
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8