Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
witajcie , potrzebuję waszej pomocy
Autor Wiadomość
pullo
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-22, 23:33   

Dziewczyny - macie rację - jest dokładnie tak jak piszecie. Jak jestem silny niedostępny wtedy ona zaczyna myśleć o powrocie. Jak się pogubię w tym wszystkim i pokażę swoją słabość siedzi mi na głowie - i tak mniej więcej wyglądało to małżeństwo ...
Brakło stanowczości. Mam zamiar to zmienić w sobie. Dobrze ,że to zauważyłyście.

Co do sytuacji to zareagowałem - ale faktycznie za mało stanowczo. Nie podobało mi się ,że żona uderzyła córkę (dała klapsa) i nie chciałem jej zwracać uwagi przy córce. Nie uznaję kar fizycznych. Córka się bardzo buntuje jak dostanie klapsa, płacze porównuje się do innych dzieci że one nie dostają klapsa i bywa agresywna. Inne kary wymagają więcej czasu i cierpliwości ale wg mnie są bardziej skuteczne wychowawczo. Żona ma z tym problem - nie potrafi zapanować nad emocjami.
Muszę popracować u siebie - nad stanowczością.

Właśnie wróciłem od żony i córki. Dziś w ciągu dnia ona znowu się kontaktowała z "nim" - wychodzi na to ,że "jego" kolega wykańcza jej jej nowe mieszkanie. Dobiło mnie to ... już nie tak jak kiedyś ale jednak. Ona przedwczoraj zagadywała ,że może zamieszkamy razem w jej nowym mieszkaniu ,a w międzyczasie ustala z nim szczegóły wykończenia mieszkania. Działa tak jakby w ogóle nie liczyła z moimi uczuciami.
Jest strasznie bezwzględna i potrafi złamać wszystkie moralne zasady. Być może Ona czeka aż ja pokażę jaki jestem silny ?? A ja trzymam się zasad. Mam masę pokus .... ale udaje mi się wytrwać.
Albo sam zejdę na złą drogę - tak jak Ona - albo uda mi się pokazać jej super stanowczość.
Brak mi sił bo nie mogę się pogodzić ze zdradą, porzuceniem...tak jak bym wrócił do stanu sprzed roku. Dziś myślę ,że nigdy nie wejdę do tego mieszkania - które mieliśmy razem planować. Dawno nie targały mną tak silne emocje.

Gubię się w tym wszystkim : w jej kłamstwach, w sytuacji, we własnych emocjach.
Ona świetnie kłamie i lawiruje.
Spokój udaje mi się odzyskać jak jej nie widzę i nie słyszę. Wtedy mam siłę do życia - jestem uśmiechnięty robię dużo dla siebie - Ona to zauważa i tak w kółko ....
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 09:29   

Pullo............ a co z twoimi spodniami???? Masz je?? Bądz facetem,bądż mężczyzną,nie pozwól sobą pomiatać.
Ale Pullo to że jesteś męzczyzną z urodzenia to nie znaczy że masz szukac potwierdzenia swojej męskości u żony ...........czy tez broń Boże u innej kobiety......
Facet....a to że jej mieszkanie wykańcza jakić tam kolega..... to wg mnie jeszcze nie zawiele znaczy............ kolega jest poprostu fachowcem od wykończeniówki ....i koniec.
Co do reakcji na scysję żonyu z córką............. to tak jest że to dorosli są tą silniejszą stroną w relacjach z dziećmi.Ojciec buduje wizerunek matki w oczach dziecka,ale i matka ma budowac wizerunek ojca w oczach dziecka.Ale przede wszystkim to tak jedno jak i drugie ma samo budować swój wizerunek w kontaktach dziecko-rodzic.

Pullo......piszesz:'Jest strasznie bezwzględna i potrafi złamać wszystkie moralne zasady"

I co wtedy Ty robisz??? A może jednak warto pokazać te zasady? warto twardo pokazć konsekwencje związane z łamaniem zasad???
Może właśnie na taką siłę ,na taka demonstrację siły oczekuje Twoja żona?Pullo,Twoja żóna złamała zasady juz w momencie zdrady,a teraz to tylko albo aż brnięcie w to bagno,paplanie sie w nim.A "kusy" trzyma za łeb i nogi,pokazuje jak boli prawda że ona jest zdradzaczem............ dlatego łatwiej jej jest pozostawac tym zdradzaczem,bo to mniej boli.
Pokaz jej lustro,bądż jej lustrem,pokaz zasady,siłę ,męskość przy jednoczesnej (jak możesz )otwartości na nią.Określ jasno warunki,swoja gotowość do podjęcia wysiłku ku uzdrowieniu realcji małżeńskich,ku przebaczeniu............. ale na racjonalnych warunkach:terapia małżeńska indywidualna czy grupowa,spotkania małżeńskie potemi ciężka praca nad realcjami.

Pogody Ducha Pullo
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 09:54   

Pullo, poczytaj nauczanie Chrystusa.
Poczytaj Ewangelie. Przypowieści, nauczanie, Jego życie.
Poczytaj jak żył Chrystus i co zalecał, co mówił, gdzie chodził, jak odpoczywał, jak kochał.
Jak On kochał.
To chyba najbardziej interesuje.
Kiedy zapatrzysz się w Chrystusa, to wtedy nie będziesz musiał prosić o radę kobiet!
CHRYSTUS POWINIEN BYĆ TWOIM PRZEWODNIKIEM.
Pytaj PRZEWODNIKA co robić. Albo pytaj Sługi Chrystusa - poczytaj co o miłości mówił Jan Paweł II oraz każdy mądry kapłan!
Będziesz wiedział jak żyć i jak postępować w życiu, w małżeństwie, w rodzinie.
Pozdrawiam.


ps. jak gubisz się w kłamstwach żony, dam Ci radę!
na kłamstwa - Prawda! w Najczystszej postaci - Chrystus jest Drogą, Prawdą, Życiem!
zacznij głosić Chrystusa w swoim domu!
to była moja rada, ale nie musisz słuchać rad kobiet!
absolutnie!
rób po swojemu,
z Panem!
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 12:43   

Pullo , dałeś się wciągnąć w zabawę , przed którą ja bronię się rękami i nogami. Nie chcę Cię rozczarować ale wydaje mi się , że Twoja żona bawi się Twoimi uczuciami . Nie martwi się Tobą ani tym , czy jest Ci przykro- nie liczy się z Tobą bo wie , że na klaśnięcie w ręce będziesz przy niej. Ona Tobą manipuluje. Czuję to ponieważ u mnie jest ten sam schemat psychologiczny. Jakieś jedno zdanie , wspomnienie o możłiwości powrotu powoduje , że druga strona buduje sobie całą przyszłośc w głowie . Problem w tym , że to zdanie może być bąknięte od niechcenia , ot tak /- może nawet dla zabawy i sprawdzenia czy sługa jest nadal na posyłkach. Powtarzaniem ,że musisz być stanowczy nic nie zmienisz bo nie idą za tym czyny . Tylko czyny mogą coś zmienić . Ona wyczuwa Twoją uległość nawet jeśli mówisz inne słowa . Tylko terapia Was może uleczyć. Bo to , co piszesz jest chore - ona wspomina coś o powrocie a jednocześnie cały czas zadaje się z innym facetem. To jest chore. U mnie jest podobnie- ja też najlepiej się czuję , kiedy go nie widzę i nie słyszę . Dlatego wyczuwam , że jedziemy na tym samym wózku. Ja chcę zerwać ten toksyczny , fatalny , chory układ. Nie chcę w to brnąć tak jak Ty, bo nawet po Twojej historii widzę , że do niczego to nie prowadzi.Postaw jej warunki - idźcie na terapię i niech wreszcie zerwie wszelkie kontakty z innym facetem.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 13:11   

czerwona,
tak masz pewnie racje z tą zabawą psychologiczną. Stanowczośc nie w słowach, lecz czynach. Ok. w W sytuacji pullo, on wie, ze ktoś jest więc ma szansę postawić sprawę twardo, terapia, zerwanie kontaktów z tamtym panem, ale wiadomo wszystkim, ze nami panuje strach. Strach, ze jak w ten sposób postawimy sprawę, mozemy napotkać i to jest najwieksze prwdopodobienstwo na opór i odmowę, a wtedy znika nam z oczu chociaż ta
iskierka nadziei. Oczywiście zdajemy sobie też sprawę, ze tkwienie okrakiem i brak stanowczych decyzji z naszej strony nie jest dobre, moze nawet bardziej tragiczne w skutach dla nas samych, bo łudzimy sie mamy nadzieję, a i tak przyjdzie to co nieuniknione. Decyzja trudna, która powinna zakładać najgorsze.
Powiedz czerwona, w sytuacji kiedy nie wiesz tak do konca czy ktoś trzeci jest. Opierasz wszystko na domysłach to jak możesz stanowczo postawić sprawę?
Terapia nie, bo jest decyzja o rozstaniu,
zerwanie kontaktów z osoba trzecią- nie bo nie masz dowodów, a nawet jesli, to jest decyzja jak wyżej i nie masz już żadnych innych argumentów..., wiec co?
 
     
Dorota1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 13:47   

Czerwona,zgadzam się z Tobą,u mnie było dokładnie tak samo, jesteśmy na terapii z byłym mężem,każdy stara się leczyć w sobie te chore emocje . Jestem uzależniona emocjonalnie od męża,mimo tego,że jesteśmy po rozwodzie,często przy okazji różnych spotkań kłócimy się,potem godzimy,przytulamy i tak w kółko. Terapia sporo nam daje,ale jest to bardzo ciężka praca nad sobą,trzeba cały czas się pilnować i nad sobą panować
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 14:11   

Doroto,
powiedz jak to jest u Ciebie, ze po rozwodzie ( ile jeśli mozna zapytać) jesteści razem na terapii. Rozumiem, ze myslicie o odbudowie swojego związku?
Prosze napisz

[ Dodano: 2008-10-23, 14:16 ]
doroto, doczytałam sie juz w Twoich postach. rzeczywiście trudna i ciężka praca przed Wami. Najważniejsze, ze sie kochacie. Mam nadzieję, ze Wasza miłośc wszystkie trudy pokona i wyjdziecie obronną ręką.
Najgorszy wariant to brak miłości....
 
     
Dorota1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 14:44   

Samotna,
rozwód wzięłam w czerwcu tego roku,rozwód bardziej prawny,miłość jest, ale jest też uzależnienie męża,strach,lęk,oddalenie,oddzielne mieszkanie,dlugi.
Ja jestem od 2,5 roku na terapii dla osób współuzależnionych,mąż od kwietnia- dla uzależnionych. Uczymy się tam przede wszystkim jak dbać o siebie,wyrażać uczucia,rozpoznawać uczucia,zmieniać siebie,radzić sobie z emocjami i mnóstwa innych rzeczy. Dzięki terapii zobaczyłam swoje ogromne problemy z emocjami i staram się zmieniać,chociaż naprawdę jest to bardzo trudne. Często wraca się do starych nawyków i przyzwyczajeń,np krzyku,złości. Dużo juz zrobiłam,ale dużo pracy jeszcze przede mną. Jak trafiłam na terapię byłam smutna,załamana,zapłakana,niewiele mnie interesowało,teraz chociaż jeszcze co jakiś czas sobie popłacze,ale jestem spokojniejsza,częściej się uśmiecham. Chcielibyśmy kiedyś być ze sobą,chociaż raczej trudno planować,mąż ma dużo długów,ja nie zamierzam go utrzymywać,mieszka ze swoją mamą. Staramy się wspólnie dobrze opiekować synem,mimo tylu trudnych spraw,które zaszły między nami. Łatwo nie jest, ale może kiedyś jak mąż nie będzie grał , będziemy uczęszczać na terapię , Bóg nas połączy znowu.....
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 15:44   

Doroto,
ważne, ze chcecie, ważne ze obydwoje sie staracie, ze wiele zrozumieliście, ze pracjuecie nad sobą. To daje nadzieję i to dużą. Jeszcze wiecej wytrwałości, siły a przede wszystkim miłości Wam zyczę. Pozdrawiam
 
     
pullo
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 15:50   

nałogu - czuję się facetem !! Nie pozwolę sobą pomiatać .

Co do gościa - to ona chyba urządza mieszkanie z swoim byłym szefem. Dla którego mnie zostawiła ... i jakiś kolega tego gościa jej je remontuje. Oczywiście nie jestem zazdrosny o tego co remontuje - jedynie o to ,że ciągle utrzymuje kontakt z tym szefem ...
Ona nie powiedziała ,że ma kogoś - Ona ciągle to ukrywała - ale mimo to po ponad roku wszystko wychodzi. Spotkałem ich razem kilka razy. To nie może być przypadek.
Dałem jej wybór rok temu w styczniu : albo ON albo Ja . Po tym się wyprowadziłem bo ona się nie zdecydowała a ja nie mogłem wytrzymać jej wyjść,imprez itd.
Tak jestem w stanie być otwarty na Nią - ale ciężko połączyć to ze stanowczością.

Elżbieto - dzięki - właśnie tak próbuję żyć .. dużo czytam. Słowa od Ciebie dodały mi siły.
Wczoraj czułem się paskudnie.

czerwona - jest tak jak mówisz. Ona robi jakiś gest , rzuca jakiś tekst- a ja już myślę w głowie jak będzie w przyszłości(jak wróci do mnie). Potem rzeczywistość koryguje wszystko.
Wiesz już postawiłem jej warunki - ale teraz czas postawić kolejne ...
Nie boję się i tak nie mam nic do stracenia.

samotna - też do końca nie wiem czy Ona ma "przyjaciela" , mówi ,że nie - ale wszystko wskazuje ,że miała i dalej ma z nim kontakt. Staram się nie myśleć o tym - przecież nie mam wpływu na to.

Dorota1 - gdzie chodzicie na terapię ?
 
     
Dorota1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 16:15   

ja chodzę na Woli, małżonek na Pragę, adresy podałam Ci na priva
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 16:19   

Dorota , Samotna, Pullo - kiedy was czytam naprawdę widzę, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Ta sytuacja jest powtarzalna- z jednej strony nałogowiec miłości , który składa całe swoje życie u stóp innego człowieka , z drugiej strony człowiek , który po jakimś czasie tego daru juz więcej nie chce.
Kochac prawdziwie to też dać wolną wolę drugiej stronie i pozwolić jej odejść . ja naprawdę widzę, że wszyscy tkwimy w chorych układach . osoba zdrowa w zdrowym związku nie legnie do swojego oprawcy ! Przeciez oni są naszymi oprawcami , niszczą nas albo nienawiścia albo obojętnością.Mój wspaniały mąż odkąd odszedł ani razu nie spytał czy czegoś mi brak , ani razu nie spytał , czy czegoś nie potrzebuję - po kilkunastolenim związku ! To , że nadal do niego lgnę oznacza , że moje emocje i moje uczucia są chore! Powinnam się z nich wyzwolic i to jest droga do ozdrowienia a nie liczenie na to , że on kiedyś wróci . Wróci i co dalej ? - takie trzeba sobie zadać pytanie. Liczenie na to ,że coś sie zmieni może być kolejną iluzją , projekcją - przeczytajcie naprawdę o nałogowej miłości , która tak naprawdę żadną miłością nie jest.Pullo ! Piszesz o stanowczości - przepraszam , że tak ci prosto z mostu napiszę ale stanowczość polega na tym ,że jeśli ktoś na nas pluje odwracamy się na pięcie i nigdy do niego nie wracamy . To właśnie jest stanowczość .Jeśli druga strona zmądrzeje , coś do niej dotrze i ma jakiekolwiek do nas uczucie - jest szansa. Wiem , wiem , wiem , że teorie łatwo sie pisze, znam uczucie , kiedy ktoś , za kim tęsknimy nie tęskni za nami ani trochę i jest obojetny. Ale trzeba pojąć , że to właśnie jest nasz problem , naszych emocji . Druga strona nie jest przecież winna tego , że nas nie kocha . Nie da sie kochac na siłę, pod przymusem. Samotna! Boisz się, że mąż odejdzie - rozumiem , też znam to uczucie . Dlatego jedyne wyjście jest takie , jak napisałam - przestać sie bać , przestać się bać. Dlaczego on nie boi się żyć bez Ciebie ? Odpowiedz sobie na to pytanie , może zrozumiesz , co nim kieruje. Dorota 1 - to , co robisz , to jedyna słuszna droga - katorżniczej pracy nad sobą . Mną miota jak narkomanem , wszyscy mówią, że na twarzy mam wypisane cierpienie. Mam, postarzałam sie o parę lat ale tak, jak napisałam - wizja zdrowia w przyszłości - może za parę lat dopiero - trzyma mnie przy życiu. Boże dopomóż.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-24, 12:02   

Pullo, żyj w Prawdzie >>> TUTAJ
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-24, 12:15   

czerwona,
piszesz kochac to dać wolną wolę - wolna wole ma każdy z nas, moze chodzi o to by dać, ale wolność. Z drugiej jednak strony oni sobie tą wolność sami dają. To nie jest kwestia tego, czy mi im cos damy, czy nie. Oni informują nas , dokonują wyboru i idą własna drogą.
Stawiają przed faktem i guzik mamy do powiedzenia. Mozemy tłumaczyć, prosić, proponować, zapewniać o swoim uczuciu i tylko tyle, a w sytuacji kiedy druga strona podjęa decyzje taką, a nie inną to my już nie mamy na nią zadnego wpływu. Żaden z odchodzących nie zapytał, a czy Ty mi dasz wolna wolę, wolność, albo nie, bo jak nie dasz to zostanę przy Tobie, bo Ty sie nie zgadzasz. Tu bardziej chodzi o pogodzenie się z rzeczywistością, niż z dawaniem wolności.
Piszesz: "osoba zdrowa w zdrowym związku nie legnie do swojego oprawcy ! Przeciez oni są naszymi oprawcami" - czerwona, o jakim związku piszesz, tych związków już nie ma. My lgniemy, tęsknimy, bo kochamy. Kochamy nieodwzajemniona miłością, a ona zawsze rodzi cierpienie i tęsknotę. Osoby, dotąd nam bliskie,teraz obojętne i nie kochające nazywamy oprawcami - dlaczego? Ano dlatego, ze nie zachowuja sie tak jakbyśmy sobie tego zyczyli/ zczyły. Popatrz kazde ich zachowanie jest w takich sytuacjach poddawane analizie.
Gdyby byli w stosunku do nas mili, uprzejmi, odwiedzali by nas, pytali o zdrowie, to jak sama wczesniej zauważyłaś budowalibysmy sobie na ich zachowaniu przyszłość, pielegnowali nadzieję, jeśli zaś są tacy jacy są to są wg. nas oprawcami.
Oczywiście wypadałby w tej sytuacj rzeczywiście odciąć sie i nie reagować, nie wdawać w dyskusje, nie analizować. Trudne to wszystko.
Piszesz;
''Samotna! Boisz się, że mąż odejdzie - rozumiem , też znam to uczucie . Dlatego jedyne wyjście jest takie , jak napisałam - przestać sie bać , przestać się bać. Dlaczego on nie boi się żyć bez Ciebie ? Odpowiedz sobie na to pytanie , może zrozumiesz , co nim kieruje.

Czy ja sie boję, pewnie jakiś lęk jest, ale tez jest miłość i to właśnie boli, ze to nie ja, ze to nie mnie itd.
Na pytanie dlaczego mąż sie nie boi żyć bez mnie?

No cóż mężczyzna to mężczyzna zawsze łatwiej, zreszta fakt niezależności no i brak tej milości i chęć ułozenia sobie na życia na nowo. Być może też męska prózność która została połechtana przez inną/inne kobiety co dało siłę i wiarę, ze jeszcze wszystko można.
Poza tym świdomośc, ze go kocham i moze przynajmniej na tym etapie wrócić.
Dodatkowo egoizm i wiara we własne siły i możliwości.
Moze też być, tak jak u Ciebie, ze nie boi się bo ktoś na moim miejscu już jest i w próżne nie idzie.
Moze też być tak, ze zrezygnował z wszelkich zależności na rzecz wolności i poczucia, ze od teraz moze robić co mu sie żywnie podoba i spotykać, wiążać z kim chce.
Nie musi sie nikomu tłumaczyć, co, gdzie i kiedy.

No i niestety też na twarzy wypisany smutek i cierpienie, chociaż łapię się na tym, zeby chociać uśiechać sie do ludzi. taki śmiech przez łzy, zeby ze skwaszoną miną nie chodzić.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-24, 12:51   

Samotna , celowo napisałam , że tkwimy w chorych związkach. Ja tkwię i Ty tkwisz.Pullo też. Te związki są w naszych głowach , ich realnie już nie ma ale my nadal jesteśmy z współmałżonkami związani . Nasze emocje sa z nimi związane. Gdyby tych związków nie było - uwierz mi nikt z nas nie pisałby na tym forum. Ja jestem z daleka od mojego męża ale każda prawie minuta mojego dnia poświęcona jest rozmyślaniu o nim, o naszym małżeństwie. Dlatego piszę , że tkwię w związku z nim. To jest moje uwiązanie , moje więzienie emocjonalne, z którego chciałabym bardzo się uwolnić. Dać im wolność nie oznacza też u mnie - powiedzieć :daję ci wolność. Dać im wolność to uwolnic sie od nich samemu. To oczywiste , że nikt nas nie pytał : czy moge od ciebie odejść. Piszę o tym byśmy sami w naszych głowach pozwolili im odejść , nie szarpali sie więcej , nie tłumaczyli , dzwonili itd. to oznacza : pozwolić komuś odejść , inaczej : dac mu spokój , niech żyje swoim życiem. To , czy potrafię bez niego życ to tylko mój problem, moich emocji . On potrafi , co więcej: on chce żyć beze mnie ! Nie oznacza to , że to ich rozgrzeszam , nadal uważam , że taki człowiek źle czyni, łamie zasady takie jak uczciwość, odpowiedzialność, wierność , lojalność . Ale co zrobić? Łamie i już. Nie mam na to wpływu. On ma swoje życie , jedno życie i chce je przeżyc po swojemu , w inny niż dotychczas sposób , z kim innym. To , że mnie to bardzo boli - to naprawdę tylko mój problem . Tylko dla mnie ma to znaczenie. On sie tym całkiem nie przejmuje . piszę , że jest moim oprawcą ponieważ wielokrotnie mnie poranił , celowo z premedytacją , sprofanował moje małżeństwo - jedyne sakramentalne. Dlatego jest oprawcą , głupim i tępym. Ale niech mu będzie, może kiedyś coś do niego dotrze , a może nie . mam mieszane uczucia - cały czas huśtawkę , od żalu , rozpaczy , nienawiści po spokój i odrętwienie. Generalnie faktycznie jestem na bardzo ostrym zakręcie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8