Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
witajcie , potrzebuję waszej pomocy
Autor Wiadomość
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 00:35   

Szukanie winy w sobie w przypadku zdrady jakiej dopuścił się partner to zły pomysł, bowiem za zdrade odpowiada sam zdradzający!!!!!
Szukanie winy w sobie prowadzi do samobiczowania i usprawiedliwienia zdrady.
Nie szukanie winy, ale analiza siebie (rachunek sumienia), prowadzący do zmiany własnych zachowań,przekonań,myśli ......to wszystko z myślą o sobie i dla siebie, bez jakichkolwiek założeń i oczekiwań ze strony drugiego człowieka.
Mimo wszystko potwierdzam.....zmiana patrzenia na daną sytuacje, zwłaszcza na przykre doświadczenie, dostrzeżenie w nim choćby najmniejszego sensu( informacji dla nas) pozwoli nam "zaakceptować", uznać bieżące wydarzenie i przejśc do tworzenia, ulepszania własnej przyszłości.
To wszystko bardzo trudne dla zranionego człowieka, ale pomocne w "rekonwalescencji"....to droga do uzdrowienia.
Trudne, ale możliwe, niestety jak wszystko.... wymaga czasu.....i pomocy.
Możemy skrócić ten czas.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 10:34   

lena napisał/a:
Szukanie winy w sobie prowadzi do samobiczowania i usprawiedliwienia zdrady.
Nie szukanie winy, ale analiza siebie (rachunek sumienia),

zgadzam się z tym, nie mnie szukać winy w sobie i usprawiedliwiać szanownego. Ja mam tylko dokonać rachunku sumienia. Znajduję swoje błędy. I wiem, że nie zrobiłam NIC, co by usprawiedliwiało zdradę, szukanie kochanki. A gdybym nawet zrobiła, obowiązkiem małżonka jest powiedzieć mi o tym, wspólnie powinniśmy szukać rozwiązania.
 
     
pullo
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 11:28   

elzd1 - widzisz ja czuję się tak samo, przeszłości nie zmienimy - mamy teraz szansę pokazać jakimi ludzi jesteśmy.
Mi też bardzo ciężko pogodzić się z przeszłością której nie można zmienić. Czasami wydaje mi się, że już jestem pogodzony z tym, że mnie zostawiła, a potem znowu czuję że to przeżywam. U mnie to idzie takimi falami i powrotami chyba coraz słabszymi.

Ale patrząc na cały ten rok chyba nie robię źle skoro moja żona już chodzi w obrączce ?
Chyba ,że nosi ja w torebce i wyjmuje ją przy naszych spotkaniach. Miewam też takie myśli.
A na początku nie chciała ze mną rozmawiać w ogóle i nawet iść do kościoła razem a teraz sama o to zabiega.
Widocznie muszę jeszcze poczekać i robić dalej to co robiłem.
Przeczytałem dziś rano całą naszą korespondencję emaile i smsy i stwierdzam ,że byłem jeszcze zbyt mało stanowczy. I zbyt szybko chciałem ,żeby coś się zmieniło.

Możemy się wykazać w naszym małżeństwie - zrobić coś na co wiele ludzi nie ma siły pokazać innym wartość tego sakramentu. Być może taka jest moja droga.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 19:20   

lena napisał/a:
Mimo wszystko potwierdzam.....zmiana patrzenia na daną sytuacje, zwłaszcza na przykre doświadczenie, dostrzeżenie w nim choćby najmniejszego sensu( informacji dla nas) pozwoli nam "zaakceptować", uznać bieżące wydarzenie i przejśc do tworzenia, ulepszania własnej przyszłości.
To wszystko bardzo trudne dla zranionego człowieka, ale pomocne w "rekonwalescencji"....to droga do uzdrowienia.
Trudne, ale możliwe, niestety jak wszystko.... wymaga czasu.....i pomocy.
Możemy skrócić ten czas.

Leno to jest prawda ale jest jedno ale wszystko zalezy od człowieka
1.czy chce tego
2.czy mu naprawdę zalezy na tym
3.czy nadal cos czuje jeszcze do osoby jaka go skrzywdziła
4.myśli o wspólnej przyszłości ,czy tylko akceptuje sie w danej rzeczywistości
reasumując wszystko nadal to jest zależne od dwóch osób tak jak całe małżeństwo
jedna strona naprawia błędy własne i te jakie wykonała do współmałżonka.
A druga strona winna wkońcu pracowac nad sobą i tym co nazywamy zrozumieniem i wybaczeniem
Nic nie da sie naprawić jak działa tylko jedno ogniwo
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 19:53   

Norbercie....zawsze można znaleźć kolejne "ale"
Ja juz nie szukam.
Moja zmiana zależna jest ode mnie ...nie od innej osoby, bo robie to dla siebie....Ty rób jak chcesz.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 20:17   

Leno to były tylko teoretyczne pytania ,ja swojego nowego nie uzalezniam już od nikogo
no przepraszam jedynie szukam wsparcia ze strony wiary,jeżeli odebrałas to jako moje ale to nie o moje ale chodziło .Jedynie starałem sie wypowiedziec na temat że uzdrowienie małżeństwa ..samego małżeństwa zalezne jest od dwojga...a praca nad sobą pozostaje tylko dla nas samych ..i wiem że wynik może nie wiązać się z nagroda jakim jest
pojednanie od to!!!!
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 20:21   

powiedzcie mi kochani czy ja mam szanse pokazac innym wartosc sakrametu w sytuacji kiedy druga strona zwiazana tym sakramentem kpi i drwi z niego tak jak kpi i drwi ze mnie , on niemalze pluje na to , zohydza sobie mnie i malzenstwo na wszelkie mozliwe sposoby opowiadajac brednie na jego temat do ludzi i w sadzie, sprzedal je naprawde za pare srebrnikow , jak moge pokazac wartosc sakrametu , i komu ? ja coraz powazniej zastanawiam sie czy po rozwodzie nie wystapic o uniewaznienie tego malzenstwa , nie mozna tak kpic z niego , to oznacza , ze kiedy pobieralismy dla niego nic to nie znaczylo , cala przysiega , nic z tego nie rozumial i nadal nie rozumie , sprzedal je dla byle kogo i dla przyziemnych przyjemnosci ,
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 20:31   

Skoro tak Norbercie to oki...sorry.
Rozumie ,że zmieniasz się dla siebie bez konkretnych założeń,ale z nadzieją. :-)

Czerwona...co możesz zrobić napisano wyżej.
Wyluzuj bo szkodzisz sama sobie.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 20:39   

czerwona takimi myslami sama opluwasz sakrament,to ty przysięgałaś przed Bogiem
i to jest powód noszenia tego na całe życie w sercu bez względu na to jak będzie .
Widzisz czerwona szczera odpowiedż ja kiedyś też widziałem dowolność myslenia
o sakramencie..byłem pogubiony...znalazłem się i teraz jest to zbyt bliskie memu sercu
Masz teraz faze buntu,złości,żalu lecz stan przed Bogiem i spytaj go czy zwalnia cię
z tej przysięgi..co usłyszysz
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 20:53   

czerwona

Ślub zawierały trzy strony: kobieta, Bóg, mężczyzna

W Twoim wypadku śluby zerwała jak dotąd tylko jedna strona ...
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 21:27   

Ketram.
Ślub zawierały dwie osoby: kobieta i mężczyzna. Pan Bóg błogosławił, był obecny, czekał, żeby Go wpuścić do tego związku, ale ślubu nie zawierał. On już raz zawarł z nami przymierze, więcej nie musi.

Czerwona.
Sobie masz świadczyć, swojego słowa dotrzymać, złożonej przysięgi. Ludzie zobaczą, zareagują różnie. Ale to chodzi o Ciebie, o Twoje sumienie.
Trzymaj się, bo coś czuję, że masz ciężki dzień.
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-28, 22:17   

elzd1

Słusznie. Napiszę zatem inaczej - małżeństwo to sprawa dotycząca trzech stron - a nie tylko dwóch.

Osoba, która zrywa ślub - odwraca się i od współmałżonka i od Boga
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-29, 10:39   

czerwona napisał/a:
powiedzcie mi kochani [b]czy ja mam szanse pokazac innym wartosc sakrametu w sytuacji kiedy druga strona zwiazana tym sakramentem kpi i drwi z niego tak jak kpi i drwi ze mnie , on niemalze pluje na to , zohydza sobie mnie i malzenstwo na wszelkie mozliwe sposoby opowiadajac brednie na jego temat do ludzi i w sadzie, sprzedal je naprawde za pare srebrnikow , jak moge pokazac wartosc sakrametu , i komu ?[/b] ja coraz powazniej zastanawiam sie czy po rozwodzie nie wystapic o uniewaznienie tego malzenstwa , nie mozna tak kpic z niego , to oznacza , ze kiedy pobieralismy dla niego nic to nie znaczylo , cala przysiega , nic z tego nie rozumial i nadal nie rozumie , sprzedal je dla byle kogo i dla przyziemnych przyjemnosci ,


Czerwona...
TY nie masz szans!!!
Zdziwiona?

Ale z całą pewnością BÓG ŻYWY I PRAWDZIWY w Twoim sercu mógłby...
Dasz Jemu na to szanse?
Kiedy wymieniasz takie sceny jak kpiny , drwiny, plucie... nie przypomina czegoś?
Bo mnie przypomina podobieństwo do Chrystusa właśnie wtedy kiedy doświadczam czegoś trudnego...i pytam się podobnie jak Ty...czy ja mogę ...nie odpowiadam sobie...Ja nic nie mogę...Pan Jezus Tak! I z całą pewnością ma to sens !!! Najpierw odkryjesz Ty wartośc tego Sakramentu ( obawiam się ,że możesz miec teraz mieszane uczucia...zapewniam ...ten Sakrament ciągle sie odkrywa, jego wartośc, jego sens...)
Twoja dedukcja jest zupełnie ludzką dedukcją...a ten Sakrament wykracza poza taką dedukcję...Dlatego warto pytac u Źródła w Trybunale Miłosierdzia- SPOWIEDŹ.

Pozdrawiam serdecznie;)
Rozumiem,że trudne doświadczenia , rany odbierają nam siły , zniechęcają, wyzbywają nas sensu i zaufania Panu Bogu... A taka ciekawostka...,że to właśnie wtedy Hiob potrafił usłyszec Boży głos, nie wcześniej w momencie powodzenia...ale właśnie w momencie trudów...
Co Tobie chce powiedziec Bóg?
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-29, 11:05   

czerwona napisał/a:
powiedzcie mi kochani czy ja mam szanse pokazac innym wartosc sakrametu w sytuacji kiedy druga strona zwiazana tym sakramentem kpi i drwi z niego tak jak kpi i drwi ze mnie , on niemalze pluje na to , zohydza sobie mnie i malzenstwo na wszelkie mozliwe sposoby opowiadajac brednie na jego temat do ludzi i w sadzie, sprzedal je naprawde za pare srebrnikow , jak moge pokazac wartosc sakrametu , i komu ? ja coraz powazniej zastanawiam sie czy po rozwodzie nie wystapic o uniewaznienie tego malzenstwa , nie mozna tak kpic z niego , to oznacza , ze kiedy pobieralismy dla niego nic to nie znaczylo , cala przysiega , nic z tego nie rozumial i nadal nie rozumie , sprzedal je dla byle kogo i dla przyziemnych przyjemnosci ,

Czerwona, zostaw działanie Bogu - tylko daj Mu, pozwól Mu, na to działanie.
Gdy ktoś kpi i drwi...
Diabeł kpi i drwi. Chcesz sama walczyć z diabłem? Raczej nie masz szans już na starcie.

SPOWIEDŹ.

Czerwona - po spowiedzi jesteś wzmocniona ŁASKĄ BOŻĄ. TAK, WTEDY WALCZ Z DRWINĄ!
A W DODATKU - Kapłan podpowie Ci co masz robić.
Kapłani wiedzą jak walczy się z drwinami.
Dlaczego? Przeczytaj poniżej.

Drwina i kpina.

"Pluton egzekucyjny, kohorta kilkunastu ludzi, którzy bawią się ofiarą. Po ubiczowaniu Chrystusa zaczynają kpić z Niego. Chrystus staje wobec przemocy. To są ludzie, którzy nie szanują drugiego, boją się jedynie mocniejszego od siebie. Jeśli jest słaby, potrafią bawić się jego kosztem. Odkrywamy nowe aspekty zła. Kpina, która potrafi zranić człowieka głęboko, niszcząc jego serce. Chrystus zostaje wykpiony. Jest to okrutna zabawa. Cierniem ukoronowany. Powiedziałeś, że jesteś królem, a gdzie Twoja korona? Zrobimy Ci koronę z ciernia. Twierdziłeś, że jesteś królem, a gdzie Twój królewski płaszcz? My damy Ci płaszcz, łachman szkarłatnego płótna. Mówiłeś, że jesteś królem, a gdzie masz berło? Damy Ci w jego miejsce trzcinę. Będziemy Ci składać pokłon. Podchodzili i klękali, brali tę trzcinę i bili po głowie, pluli w Jego twarz.

Chrystus milczy i kocha. Oto odpowiedź na potęgę zła i przemocy. Kiedyś powiedział, „Kto Cię uderzy w jeden policzek, nadstaw mu drugi", teraz to realizuje. Odkrywamy metodę działania dobra w spotkaniu ze złem, które objawia się w przemocy. Chrystus nie może oddać ciosem za cios, bo jest czystą Dobrocią, a Dobroć nigdy nie niszczy. Pozostaje zatem przyjąć uderzenie i odpowiedzieć na cios miłością. Dotykam tu wielkiej tajemnicy, w której dobro niszczone przez zło, wzrasta. Trzeba kochać tę rękę, która uwiła cierniową koronę, która wymierzyła policzek, trzeba kochać te usta, które napluły mi w twarz. Istnieje tylko jedna odpowiedź - ukochać tych ludzi. Chrystus na każde uderzenie odpowiada miłością. Zło nie potrafiło jeszcze rozłupać tego atomu czystej dobroci i miłości, jaki pojawił się na ziemi. Bije, uderza, ale to wszystko jest jeszcze za mało, bowiem za każdym uderzeniem energia dobroci i miłości w Chrystusie wzrasta. Kiedy zostanie całkowicie zniszczony, wówczas objawi się ona w pełni, a dokona się to w dniu zmartwychwstania.

Rozważając wydarzenia, które miały miejsce na dziedzińcu Piłata, odkryliśmy postawę Chrystusa wobec okupanta, urzędnika państwowego, a także ataku zazdrości, wobec tłumu i wobec przemocy."
 
     
M_oni
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-29, 11:10   

Witam. Czytam z uwagą co piszecie. Wszyscy chcą dobrze dla innych, dla siebie. Trzeba jednak ważyć słowa, radzić z uwagą i przemyśleniem, rozważyć róźne etapy przeżywania tej tragedii - żeby czasem - zupełnie niechcący nie było to odebrane jak atak - tak może to poczuć osoba, która jest zupełnie w innym punkcie postrzegania.

Myślę, że z rady rozważenia swoich błędów, swojego wpływu na sytuację, w której jesteśmy - w tym gremium bym zrezygnowała. Sama obecność tu świadczy o dużej dojrzałości i jestem przekonana, że poczucia winy, wyciągniętych wniosków, przemyśleń - tego mamy w nadmiarze. Żaden błąd nie usprawiedliwia rujnowania życia osobie najbliższej. Znacie to?: 1. Gorszy moment w związku (być może również/przede wszystkim z naszej winy), 2. Partner odchodzi do innego związku. A to?: 1. 1. j.w., 2. Partner tłumaczy - walczy - odchodzi, bo nic się nie zmienia, obie strony cieprią - albo nie - albo jedna - ALE sam ból rozstania jest duży - nie fundują sobie horroru związanego z odejściem do innej osoby. To jest dojrzałość.
W pierwszym wariancie - zwykle jest to poszukiwanie w trakcie małżenstwa - brak skupienia na ratowaniu - a raczej na szukaniu nowej opcji - ale podtrzymywanie małżeństwa gdyby się nie udało - potem po odejściu zwykle starej furtki się nie zamyka - nie ma decyzji o rozwodzie - żeby było do czego wrócić. Nawet jeśli się Wam wydaje, że partner tej furtki nie potrzebuje - że jest szczęśliwy - błąd! Zwykle potrzebuje - ale sam nie musi zabiegać - to my nie mamy jej odwagi zatrzasnąć, dajemy poczucie, że czekamy. To wystarczy - przy tym w pewnym sensie sami trochę dajemy poczucie akceptacji takiej postawy - a reakcja powinna być radykalna. ( To nie znaczy, że nie należy walczyć, że nie należy wybaczyć - ale z godnością - ja bardzo wierzę w siłę modlitwy)

Złożyłam pozew z orzekaniem o winie. Obyło się bez świadków. Poszło łatwo - wszystko załatwiłam - mąż nie musiał nic zrobić. Teraz rozpocznę procedurę w sprawie stwierdzenia nieważności małżeństwa. Ślub kościelny to nie zabawa - i osoba, która tak uznała powinna to poczuć. Nieważne jak się to skończy - albo stwierdzeniem nieważności - (bo skoro partner tak postąpił to prawdopodobnie nigdy nie kochał) albo uświadomieniem - że małżeństwo zostało zawarte ważnie. To moja odpowiedz jak można walczyć o nierozerwalność sakramentu - w sytuacji gdy partner zupełnie to trywializuje.

pozdrawiam
m.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9