Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
witajcie , potrzebuję waszej pomocy
Autor Wiadomość
pullo
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 08:37   

samotna - pomysł z koleżanką jest świetny, ale niestety ciężko to zaaranżować - nie spotykamy się na mieście.Może jakbym kogoś miał to by na nią zadziałało .. ale wtedy wiesz były by pokusy...żeby już nie czekać na nią - więc muszę wymyślić jakiś inny kubeł zimnej wody lub czekać dalej.
Cały czas pracuję nad sobą i myślę ,że to daje świetne efekty. Zacząłem tu pisać bo nie wiem czy robię dobrze i pomyślałem ,że to może taki etap kiedy człowiek musi się doradzić... a czas mija...i jesteśmy sobie coraz bardziej obcy.

czerwona- u mnie nie ma już takiego odrzucenia, jak było na początku kiedy traktowała mnie jak obcą osobę i padło wtedy bardzo dużo gorzkich słów i przekleństw pod moim kierunkiem( ja nigdy jej nie odpowiedziałem)- ale przetrzymałem to i ona jest dość miła teraz,ale powiem Ci że to jest chyba gorsze niż gdyby całkowicie zerwała kontakty - bo ja teraz po roku ciągle jestem w huśtawce która mnie bardzo męczy.
Ona była coraz milsza gdy widziała ,że się wyprowadziłem, gdy ograniczam kontakty, gdy widziała, że mnie faktycznie traci.
Mamy córeczkę i nie mogę się całkowicie od mojej żony odseparować mimo ,że bym bardzo chciał.
Zaufanie straciłem do mojej żony całkowicie. Za dużo razy mnie okłamywała z uśmiechem na twarzy patrząc mi prosto w oczy.
On jest dużo starszy od niej i to wykorzystuje.. Nawet rozmawiałem z nim kiedyś.
Pomaga jej ... załatwił jej pracę itd
Miałem mu powiedzieć kilka ostrych słów - udało mi się tylko wydusić ,że nie zbuduje szczęścia swojego na czyimś nieszczęściu...

elzd1 - właśnie te kobiety są pokusą teraz dla mnie, często myślę ,żeby znaleźć bratnią duszę kobietę i móc jej dawać to co odrzuciła moja żona. Mam teraz dużo koleżanek i poznałem kobiety dużo lepiej :). Dalej są tajemnicą ,ale mam większy przekrój różnych charakterów i osobowości. Zauważyłem ,że bardzo mało nas łączy z moją żoną - trochę źle się dobraliśmy bo w wielu sprawach mamy zupełnie odmienne zdanie - jak jestem z koleżanką która jest bardzo podobna do mnie to myślę sobie ,że można było dużo lepiej trafić z wieloma cechami. Brakuje mi wspólnych wyjazdów , wieczorów przy kolacji, wspólnego gotowania, wspólnych wyjść na imprezy. Myślę, że już bym się ugiął tylko nie spotkałem tej bratniej duszy na razie,ale może się mylę i wytrzymam.
I też się zastanawiam czy ja chcę tego by Ona wróciła ... znaczy chcę ... bo gdybym nie chciał to bym tu nie pisał ... Po tych wszystkich jej szaleństwach.
Mówiłem jej ,że co mi przeszkadza jakby miała wrócić do mnie - ale Ona sobie z tego nic nie robi stara się to ukrywać myśli ,że ja nie widzę tego co ona ukrywa. I jeszcze dodaje co jakiś czas ,że może chciała by wrócić.
To strasznie męczy.

czerwona - z uczuciem starego kapcia sobie tak poradziłem ,że wziąłem się za siebie trenuję dbam o siebie i świetnie wyglądam. Jak ostatnio wchodziliśmy do klatki fajna sąsiadka :D tak się na mnie patrzyła ,że mało ze schodów nie spadła. Oglądają się za mną najładniejsze kobiety i mile to łechce moją próżność :). Zresztą zawsze byłem raczej taki nieśmiały i mało przebojowy dopiero teraz to się zmieniło i czasami myślę sobie ,że mógłbym uwieść każdą kobietę :D . Nie mam uczucia bycia starym kapciem. Moja żona to zauważyła i jej koleżanki też :). Bardzo dużo daje mi modlitwa i kontakt z Bogiem. W najcięższych chwilach leciałem do kościoła - tam klęczałem i modliłem się bardzo długo. A potem szedłem biegać - czy uprawiać jakieś inne sporty. Taki wysiłek fizyczny powoduje u mnie ,że nie myślę o tych przykrych rzeczach.]
CZERWONA PODZIWIAM CIEBIE i KOBIETY KTÓRE WALCZĄ O SWOICH MĘŻÓW !!! Bardzo chciałbym ,żeby moja żona też potrafiła tak walczyć o związek i małżeństwo.

GANDALF - faktycznie kiedyś moja żona pluła mi w twarz "swoim zachowaniem" a ja mówiłem kocham Cię. Teraz jest u mnie troszkę inaczej jak ona "pluje mi w twarz" ja wycieram moją twarz i odwracam się od niej. Czas pomaga zrozumieć miłość lepiej.

KETRAM - świetna przenośnia z tą księżniczką uwięzioną w zamku ... i z tą podmianą - łatwiej sobie poradzić w głowie ze świadomością zdrady. Mnie to męczy strasznie - ale na razie skoro moja żona jeszcze nie wróciła i może nie wróci nie myślę o tym jak sobie z tym poradzić.

Teraz już jakoś sobie tam lepiej czy gorzej poradziłem z odejściem swojej żony.Ale i tak co jakiś czas przychodzi taki wieczór ,że nic mi się nie chce i wszystko jest nieważne. Nie wiem co robić dalej - pewnie będę robił to co do tej pory - czyli modlił się , trenował i pracował nad swoją duchowością i charakterem.
Bardzo kocham moją żonę - w tym momencie kiedy to piszę poczułem taką siłę która pozwoli mi wytrzymać dla NIEJ to cierpienie.

Może ktoś już przeżywał podobną sytuację ? Wiem ,że na forum jest kilka par którym się udało. Jestem bardzo ciekawy jak One widziały walkę o związek z drugiej strony.
Słowa często nie docierają ...

Pullo

P.S.
Zauważyliście plakaty z twarzą Ojca Świętego Jana Pawła golącego się na tle kajaka na mieście ??
Strasznie mi pomógł ten wizerunek jak miałem doła ... jechałem autem i tu nagle uśmiechnięta twarz Karolka :)
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-24, 14:22   

Może zaskoczy niektórych moja wypowiedż..człowiek nie jest naszą własnością ani rodzic,ani żona ,ani dziecko......każde ma swoje odczucia,myśli
i dlatego rozumiejąc to trzeba dać odejść ,uszanować jego decyzję mimo że
nieraz tak trudno ją zaakceptować,lecz przemyślmy jedno czy trzymając go na siłę
będzie szczęście czy tylko złuda,to jest to prawo wyboru naszego i drugiej strony
pragniemy zatrzymać na siłę lecz się nie da,ktoś inny pragnie się wyrwać z całych sił ucieka do swojej pojętej swobody,pamiętajmy nic na siłę jeżeli jest prawdziwa miłość ona się odezwie wczesniej czy pózniej ..jeżeli zamilkła raz nic jej już nie wskrzesi.
Co ja wiem jedno -dwoje kochających się ludzi zawsze przyciąga się wzajemnie
jak to mówią w tym ambarans aby dwoje chciało naraz...i tak to się tyczy wszystkiego
wskrzeszenia małżeństwa,zażegnania kryzysu,właściwego podejścia do separacji,pojednania po rozwodzie,odbudowania miłości,odpowiedzialności rodzicielskiej
i wielu innych .Drodzy forumowicze coś co wyniosłem z moich terapii odpowiedzialność
a chodzi o to ani sama mama nie zastąpi dziciakom mamy i taty,ani sam tata nie zastapi dzieciakom taty i mamy ..i w tych naszych egoizmach,ustalaniach ,przepychankach kto winien..kto więcej..kto ofiara..kto sprawca ..pamiętajmy o tych jakich krzywdzimy najbardziej....my wypisujemy czujemy sie jak stare kapcie ..czy ktoś pomyślał jak się czują dzieci..pewnie nie bo zawsze jest bo JA !!!!
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 14:47   

<kochani , nie mysle o dzieciach bo ich nie mam , staram sie myslec o uczuciach drugiej strony i zrozumiec je -nie ma milosci na sile ,nikogo do niczego nie zmusimy ale szacunek do innego czlowieka i malzenstwa zawartego z wlasnej nieprzymuszonej woli , odpowiedzialnosc za wlasne czyny to nie kwestia uczuc i emocji tylko naszego czlowieczenstwa,
pullo jestes bardzo madrym facetem , ktory ma zasady, nie wiem czemu <twoja zona odeszla -nie znajdzie szczescia gdzie indziej,tylko trzeba troche na to poczekac,
uwazam jak TY ,ze nie wolno nadstawiac drugiego policzka ani pozwalac na siebie pluc ,dochodze tez do wniosku, ze moj maz umarl , jest teraz w jego skorze inny obcy facet, ktory ma swoja kobiete ,
mysle tez czasem niestety , ze tak naprawde nigdy mnie nie kochal -gdyby kochal przez 10 chociaz minut nie wymienil by mnie tak latwo,albo sie kocha albo nie.
tez caly czas go kocham ale tego starego ktorego juz nie ma i nie bedzie ,
drodzy forumowicze plci meskiej-przywracacie mi wiare w mezczyzn! jednak gdzies sa prawdziwi faceci..

[ Dodano: 2008-09-25, 14:56 ]
Pullo , naprawde fajny z Ciebie facet , daj jej przeczytac moj post ..........mnie tez strasznie brakuje codziennosci , sniadania, kolacje , soboty ,wakacje, wszystko bylo razem, rok temu uslyszalam , ze po 2 dniach za mna teskni bo zawsze wszystko robimy razem i nie wyobraza sobie inaczej,teraz slysze ,ze wypalilo sie 2 lata temu i od 2 lat mnie nie kocha ...wszystko nic nie warte slowa i zabawa drugim czlowiekiem , zabawka sie popsula trzeba wyrzucic na smietnik, stary mis z urwanym uchem , bez ktorego nie mozna bylo kiedys zasnac , ja wszystkie swoje stare misie trzymam i zawsze mnie wzruszaja...
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 15:35   

czerwona wiem że brak takich rzeczy,kazdemu kto tu jest brak,ale nieraz wszystko odbywa się z dala od nas ...napisałaś stary miś..nie- nie o to chodzi..ludzie z naturą podróżnika..szukający piorun wie czego...muszą wciąż iść...tacy ludzie duszą się w małżeństwie i wiesz co ktoś kiedyś mi powiedział i zagłąskać to też żle bo można na śmierć.
Ale my jestesmy tacy jak cudowni to usuwamy nawet pyłek,jak żli to do przesady,jak dający iskre do rozbudzenia w zazdrości to też za wielką....jaki jest ideał ano taki
ja kiedyś na początku napisałem małżeństwo nie powinno wchodzić nigdy w sferę stagnacji bo to żle....to winno być właśnnie jak kazdy z nas pisze jak na początku,czyli jak..zdobywanie się każdego dnia nawzajem....kokieteria...by druga osoba coś wiecznie czuła..a my jacy jesteśmy zblazowani,spracowni,dzieciaki i wieczne problemy..dużo kasy..mało kasy...nie mamy siły nawet dla siebie a już napewno dla drugiej osoby,więc jak mało rozmawiamy,a jezeli już to pierdoły.Tak wspominamy ..wakacje ..wypady,kawa,śniadanie ale to są cząstki w całości małżeństwa..zaczyna się wypalć i teraz albo żyjemy tak dalej w obłudzie,albo ktos mówi stop chcę czegoś innego..wtedy drugi cierpi ....i fakt ma prawo cierpiec
lecz tu trzeba zadać pytanie jakie było to małżeństwo,czy zawsze dawałem/dawałam ciepło,
czy zawsze go słuchałam/słuchałem,czy nie byłem gderający/gderająca.
czy dawałem/dawałam mu czas dla siebie..i wiele takich pytań.
Odpowiadając w 90% tak na te pytania, że nic nie zrobiłem/zrobiłam nie tak w małżeństwie można dopiero czuć swoją wielką krzywdę
i myślę że nie obraziłem nikogo taką wypowiedzią
p.s są faktycznie skrajne przypadki gdzie człowiek jest wieloletnią ofiarą gry drugiej osoby..ale i nieraz to trzeba ocenić czy naprawdę zgodne ze sprawiedliwością
czy też tylko nasz wymysł ,aby samemu przed sobą się usprawiedliwić
Radzę zawsze jedno zanim ocenimy kogoś najpierw surowo oceńmy siebie
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 20:23   

Norbert wszystko w porzadku-pod jednym warunkiem , ze po drugiej stronie masz do czynienia z normalnym odpowiedzialnym czlowiekiem a nie z niedojrzalym facetem , ktory wyprowadza sie pod twoja nieobecnosc , opowiadajac juz po fakcie , jaki to byl nieszczesliwy od lat a przede wszystkim mowiac mi o tym juz po fakcie i mowiac to z drwina na zasadzie -zobacz jak cie zalatwilem , ja teraz jestem ustawiony a ty zawsze bylas beznadziejna tylko zapomnialem ci o tym powiedziec.zalosne! ja mam siebie surowo oceniac ?ok, popelnilam mnostwo bledow ale mam do nich prawo , on tez je popelnial , tylko , ze ja nie zwialam jak tchorz pod jego nieobecnosc chociaz tez moglam . bo jestem czlowiekiem i mysle o drugim czlowieku , o jego uczuciach i planach , o tym , co chcial osiagnac wiazac sie ze mna .kazdy moze miec kryzys , ucieczka jest jego najbardziej zalosnym rozwiazaniem. on mnie tez od dawna nie zdobywal , nie walczyl o to malzenstwo, po prostu czekal na okazje , mnie utrzymujac celowo w uspieniu , bo gdyby mu nie wyszlo - mial mnie i dom w odwodzie. teraz jest bardzo pewny swoejgo szczescia i pokazal swoja prawdziwa twarz , zero uczuc , zero sentymetu, wyrzucam starego misia na smietnik. nie wiem czy gra byla wieloletnia ale wim , ze trwala od jakiegos czasu i to wystarczy zeby czuc sie bardzo oszukanym i zdradzonym , zeby czuc sie starym misiem .wiecie co , teraz mam bojowy nastroj - ten sie smieje , kto sie smieje ostatni.trzeba troche odpoczac od tego sentymentu i odbrazowic tych cynicznych zdrajcow , ech , a jutro pewnie znow bede plakala.....dobrej nocy
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 22:26   

Norbert wszystko w porzadku-pod jednym warunkiem , ze po drugiej stronie masz do czynienia z normalnym odpowiedzialnym czlowiekiem

Czerwona...każdy z nas skrzywdzonych, zdradzonych, bitych , poniżanych, opuszczonych miał do czynienia z nieodpowiedzialnym człowiekiem. Wszyscy czujemy się oszukani bez wzgledu na to, jak długo trwało to "coś"... miesiąc, rok, czy pięć lat......ale i od nas zależy jak będziemy się czuć przez kolejny miesiąc, rok, czy pięć.
Ocena siebie jest bezwarunkowa, spojrzenie w/na siebie winno się odbywać każdego dnia,bo to jest gwarancją właściwego postępowania....jest nasza ochroną.
Jeśli nawet kiedyś popełniłaś jakieś błedy...dzis tego nie odmienisz, nie zmienisz biegu wydarzen, ale możesz zmienić siebie dla siebie z korzyścią na przyszłość.

Czerwona...nie ma starego kapcia, nie ma zużytej zabawki ...to tylko Twoje nazewnictwo wynikajace z zaistniałej sytuacji....ale to juz sie wydarzyło, nie masz na to wływu, ale.... masz wpływ na jutrzejszy dzień.
Możesz postanowić że od jutra nie bedzie juz starego kapcia itp....ale bedzie ta własciwa wartościowa osoba.

trzeba troche odpoczac od tego sentymentu i odbrazowic tych cynicznych zdrajcow , ech , a jutro pewnie znow bede plakala.....dobrej nocy

Wielce prawdopodobne ,ze przy takim założeniu ...jutro będziesz płakać

Czerwona...a może inaczej....

trzeba troche odpocząć od tych wspomnień bo to rani Tylko Mnie samą, a jutro....będzie nowy dzień...bez płaczu.
Ten dzień mimo przykrych doświadczen może być dniem radosnym....i oby taki był...i tego Ci życzę.
Dobrej nocy :-)
 
     
Elena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 23:43   

Oj Lena..masz rację..tez będę ryczała..nad moim małżeństwem..ale..dzięki Wam tutaj ,dzięki "nowej" modlitwie,nie do męża-bożka...ja dziś chyba umiem (nooo,nie zawsze ,tak dobrze nie ma)"pomagam"...koleżankom ,które nie są uwikłane w zdrady ,np ,moja kol.jest wdową(ma 40 lat)ma kłopoty z dziećmi ,z partnerem,..i ja jej polecam ..to ,czego sie od was ucze..czyli ..przyjmij Jezusa do swego serca,zaufaj mu ,on pomoże Tobie nieść krzyż...co ciekawsze...ona zawsze była bardziej pobożna niż ja(mimo ,ze zawsze byłam wierząca).ale .sama sie sobie dziwie,Ona jakoś mnie bardzo słuchała,chyba uwierzyła,że tylko Jezus może uleczyć jej rany,jakie zadaje życie..a u mnie?..Po o kresie dobrych nowin ,po tym ,jak potrafiliśmy po rozwodzie sie dogadac...nastał ..zastój,nic sie nie dzieje..mam na myśli nic,co by dało iskierkę nadzieii, ale..ja teraz zmieniam siebie ,nie czekam,mimo ,ze to trudne,na męża,mimo ,ze powiedzial,że kwestia jego odejscia od kochanki to tylko kwestia czasu..Widzę,że tego czasu dla ,mnie może zabraknąć,(ona jest wdową)ale..to tak wiele,że mogłam siebie zobaczyć w innym lustrze,w złym lustrze n ie byłam idealna..mój zięć..mlody żonkoś,powiedzial,..mamo ,bo małżeństwo nie jest nam dane na zawsze,je trzeba codziennie pielęgnowac..:)a my ,kilkunastoletni małżonkowie,myślimy,że nasze połówki są nam dane na "przynależnożść ",że tak ma być ,bo sakrament..tylko ,że takie fora ,jak to ,musiałoby być np w TV publicznej,by obie strony kryzysu je zrozumiały...i powiem wam coś jeszcze na temat rozwodów...ja otzrymałam rozwód z winy mężą na drugiej rozprawie:(...mam wrażenie,że oboje mieliśmy nadzieję,że ten "krok rozwodowy "nas uzdrowi,da nam rozum,kazdy mówił,że rozwód z czyjejs winy trwa latami) ..a sędzia(pewnie ateista) tak nami zakołowal,że sami nie wiedzieliśmy ,kiedy to sie stało,(oboje byliśmy bez adwokatów) mąz powiedzial,że nie da mi rozwodu z jego winy,sędzia tak pokierował sprawą,,że z płaczem sie na to zdecydowal,malo tego,sędzia nas ,kazdego oddzielnie pytal,czy sie kochacie,żadne z nas nie chcialo temu zaprzeczyc....wtedy ..dostaliśmy taką "reprymende"...że sami sie pogubiliśmy...sami wiecie(którzy to przeżywaliście),że sąd i tak zrobi ,co zechce,bo..gdyby patrzył na nas ..psychologicznie..to sam fakt,że oboje nie mogliśmy powiedziec,że nie kochamy ,powinien przerwac proces rozwodowy..niestety,sie tak nie stało..a ja .jak mój pierwszy post"za pózno do WaS DOTARŁAM" teraz ,mimo rozwodu,umiemy sie porozumiec(przed rozwodem mąż tylko krzyczał,nie rozmawial),pomagamy sobie w codziennych sprawach(mąż nadal mieszka z kochanką).porozumiewamy sie w sprawach dzieci..ale,ja pragnę uzdrowić to małżeństwo,BÓG dał nam szansę ,dał znak,i ja z mężem o tym rozmawiam,tylko ,niestety od tego "znaku"mija czas....niby jest on moim sprzymieżeńcem,ale...się to jakoś rozmywa...i dzis wiem ,radziła bym kazdemu...by pochopnie sie nie wyprowadzac od współmałżonka,,tak dziś sobie myśle,gdybym na siłę nie chciała sie dowiedziec o jego zdradzie,gdyby wszystkie znaki na niebie i na ziemi na to nie wskazywały..żyła bym sobie w blogiej nieświadomości...a jak sie nie wie?...to serce nie boli....wiem,że to niemoralne..ale...wtedy ,trzeba by zacząc terapie...taką ,jak propunujecie,,,,"szkoda,że tak póżno do Was dotarłam" .Sorki za haotyczne myśli,ale ,jak zrozumailam,po to m.i. tu jesteśmy,by tutaj ,nie w życiu ,wyrazać swoje emocje,
pozdrawiam serdecznie,

[ Dodano: 2008-09-26, 00:06 ]
Aha..i sorry dla autora tego postu,ale może mu to ,co ja czuję ,przeżywam,pomoże ,moze powinnam zalożyc wlasny post,ale ,to trudne,powiem wam tylko tyle jeszzce..mój mąż mial imieniny ,spytalam go ,co chce dostac w prezencie..(było po rozwodzie),,zażartowalam ,czy chce w "naturze" :oops: czy inaczej...odpowiedzial..jak ty chcesz..i w tym momencie przyszedł mi do głowy pomysł?znak?....dam mu jego ślubną obrączke(od 3 lat mialam je obie razem,w puzdereczku) tak tez zrobiłam ,jak mu w ten dzien złożyłam życzenia ...na palec zaczęłam mu zakładac obrączke..a on ją wsunął dalej(sie zrobiła za mala),ale do teściowej ,która mieszka w innym miescie ,pojechal z tą obrączka,i ,jak mówiła moja ukochana teściowa.bardzo sie cieszył,że mu tą obrączke dałam.....ale :cry: mineły dni...i nic sie nie dzieje.zastój kompletny...tak po ludzku nieraz rozpaczam,ale...to już nie są psychotropy,z nimii walcze,tak ,jak i walczę z szatanem ,który chce ...rozbić moje sakramentalne malżenstwo
Modlę sie za was i prosze o modlitwę,w wiarę wytrwania dla mnie
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 01:26   

Eleno, pięknie to napisałaś
tyle nadziei dostałaś. Ja jeszcze mieszkam zmężem, ale on zyje swoim zyciem. siedzimy teraz na przeciwko, on pewie z kims romansuje, bo cały czas klawiatura chodz, a moje serce krwawi. Boje sie, że to sie rozsypie skoro postanowił sie rozstać. Jeśli nawet kogos jeszce nie ma i sie nie przyznaje, to na pewno cały czas szuka, chce kogos poznać i nie chce na mnie patrzeć jak na zonę. Boli bardzo....
Elenko, ja wszystkich prosze o modlitwe za nas, bo mój mąz twardzie i jego serce skruszyc nie łatwo. Eleno, moze u mnie zdarzy sie cud ..., prosze pomódl sie, bo łapie doły
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 08:20   

Witaj Eleno...jaki znajomy nick ;-)
Wiesz...moje pisanie to również w dużej mierze odzwierciedlenie tego czego sama się tu na forum nauczyłam.
Mądry polak po szkodzie...ale ważne że jednak mądry...w końcu zrozumie.
Sądzę ,że wszystko co się dzieje w naszym życiu ma jakieś znaczenie, jakiś cel.
Wszystkie zdarzenia, "zbiegi okoliczności", ludzie których spotykamy.... to nie przypadek...to jakas informacja dla nas , którą nie zawsze w pore potrafimy odczytać. Zabiegani, zakręceni nie przywiazujemy do tego uwagi, zapominamy, ignorujemy i dalej lecimy przez życie aż.....krach!!!
Dopiero jakieś przykre wydarzenie stawia nas na nogi, otwiera oczy.Dopiero ból z nim zwiazany zmusza nas do zatrzymania i zadumy. Ten ból jest najsilniejszym przekazem,ze coś jest nie tak, że coś wymaga zmiany.

Bólu, cierpienia nie da sie odrzucić, nie ma przed nimi ucieczki...jak wszystko ma swój czas i to trzeba przeżyć.
Nie na wszystko mamy wpływ, ale tam gdzie go mamy powinniśmy zareagować.

Zawsze mamy jakiś wybór......albo siądziemy w cieniu, będziemy wspominać produkujac tym samym negatywne emocje i cierpiąc do końca życia, albo zaczniemy coś zmieniac...siebie dla siebie.

Eleno...z obrączką super....świetny pomysł...przypadek?
Facet po rozwodzie mieszkający z kochanką przyjmuje od od żony obrączkę, zakłada ją i jeszcze się cieszy z tego powodu.
To dobry znak....ogromny znak....daj mu się jednak z nią oswoić, wszak 3 lata jej nie nosił.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 08:48   

czerwona ja mimo zawsze swego mniemania i przekonania o sobie i swoich czynach ,nagle zrozumiałem że tez jestem gnojkiem-bez urazy kazdy z nas moze byc nazwany gnojkiem,
dlaczego gnojkiem bo egoizm i skupienie nad sobą i tyko sobą jest rodzajem gnojostwa
wtedy tez nie rozumiemy ze przez postawę zapatrzenia w siebie ,ranimy kogoś innego.
Widzisz gnojkiem jest twój mąż jak napisałaś tak bo ucieka,bo odzrzuca, ale czy potrafisz spojrzeć jak to wygląda z twojej strony ja chcę,ja pragnę -typowe działania -dlaczego piszę o tym bo dokładnie to przchodziłem.
Widzisz czerwona posłuchaj Leny sztuką jest tak polubić siebie,tak zaakceptowac,odkryc same dobre rzeczy w sobie odrzucając złe ,choc kazdy winien miec i parę wad..ale to jest potrzebne do tego- szanując siebie samego ,kochając siebie samego (bez narcyzmu),przekonanie o tym że jestem wartościowy -pozwala nam na najwspanialszą
rzecz możliwość widzenia ludzi w dobrym świetle
Wiesz ostatnio to tłumaczyłem nawet memu ojcu ..mówił tak synu dlaczego mam byc dobry dla ludzi..skoro większość z nich jest zła ,skoro świat jest zły....
starałem się mu powiedzieć to niewazne że sa oni nawet zli ,że świat jest zły ..ale ja jestem dobry...chcę wnosić to dobro nie rozumieją ich sprawa -leczc ja w środku czuję się dobrym...
Kończąc to najczęściej jest tak-zło naprawiamy dobrem i tylko dobrem nigdy złością,żalem,rozterkami
nawiązując do wypowiedzi Leny mimo ze boli,mimo że żal,strach musisz odciąć się od tego doła ,od tych złych dni-a zobaczysz czerwona że nagle dzień jest piekny,nagle jest uśmiech,..
męża zostaw samemu sobie jak jest mądry zobaczy coś w sobie zacznie pracę,jak nie
będziesz wtedy dopiero mogłą ocenić czy faktycznie był twoim celem zycia i największą wartością
p.s rozpisałem się ale dlatego bo starałem sie wyjaśnić uczucia jakie zawsze występuja
w takich sytuacjachl..życzę samych pogodnych dni..czerwona nikt z nas nie rodzi się bez wad,uprzedzen,obrzydliwych nawyków,braku wyrozumiałości ale Bóg dał nam po to rozum i serce by sie kształtowac kazżdego dnia
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 10:20   

dziekuje Norbert, wiem ,ze popelnilam bledy<, naprawde to wiem , zaluje za nie szczerze ale odpowiedz na moje bledy byla zbyt brutalna, wiem , ze duzo winy za te sytuacje jest z mojej strony , wiem , ze kazdy ma jedno zycie - trzeba sie pogodzic z wolna wola drugiej strony , boli to wszystko . to , ze ja chce i ja pragne - to naturalne , druga strona tez cos chce i czegos pragnie, kiedy jeszcze bylismy razem wystarczalo o tym spokojnie porozmawiac , nie raz ale wiele razy , zeby sie dotrzec , sprobowac na nowo . tylko , ze tego musza chciec obie strony a on juz nie chcial.niestety z twojego postu daje sie wyczuc duze poczucie winy, naprawde tak przeskrobales czy dales sie w to wpedzic ? wiesz , ze ulubiona manipulacja tych ktorzy odchodza wiedzac , ze robia zle jest wpedzenie drugiej strony w poczucie winy, czy przypadkiem nie zostales sprytnie zmanipulowany , za duzo tej samokrytyki....
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 10:41   

Odpowiem czerwona tak nas samych ocenia jedynie Bóg on wszystko wie i widzi,za kryzys odpowiadają zawsze dwie strony,jezeli coś jest nieuniknione i tak tego nie zatrzymamy..
i najwazniejsze czas...i jeszcze raz czas- ukazuje całą prawdę,ale wiesz co jest najlepsze
pamiętaj zawsze najgorzej czuje sie z tym właśnie ten co manipuluje,zawsze nadchodzi coś co nazywasz właśnie poczuciem winy.Ja dokonałem już rachunku swego sumienia,analizy
mojego zycia ,zrozumiałem jak napisał do mnie kiedyś forumowicz nałóg..ja juz wiem że jestem popaprancem...ale czy ci wspaniali wiedzą że nie sa popaprańcami........odpowiedz zawarta w analizie i ocenie tego zwrotu popapraniec

[ Dodano: 2008-09-26, 11:20 ]
p.s i jest w tym wszystkim jeszcze jedno to forum zna przypadki on zły/ona zła nie naprawia swego małżenstwa nie zależy na nim,on dobry/ona dobra naprawia swe małżeństwo zalezy na nim...ale sa tez i takie on zły/ona zła naprawia swoje małżenstwo zalezy na nim,a także on dobry/ona dobra ale nie naprawia swego małżenstwa...
I tu pytanie to kto w koncu jest dobry a kto zły i kto naprawdę rujnuje.
Wiem jedno naraz musi chciec dwoje jezeli jedno sie nawet wacha to znaczy że nie chce
i wtedy szuka sposobu przerzucenia winy,tudziesz manipulacji
 
     
M_oni
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 13:15   zachować godność

Po prawie 1,5 roku po rozstaniu - analizie tego czasu - nasuwa mi się jedno - walka o małżeństwo nigdy nie powinna celować we własne poczucie godności i szacunku do samego siebie. Uważam, że walkę tę każdy powinien zacząć od walki o siebie. O nic nie prosić, do niczego nie namawiać, swoim zachowaniem - postawą czekania i wybaczenia - nie dawać poczucia akceptacji zdrady. Zminimalizować lub wykluczyć jeśli to możliwe spotkania - jakikolwiek kontakt. Skupić sie na sobie - rozpieszczać swój organizm, który wyniszczamy w czasie takich tragicznych przeżyć - nie analizować milion razy co będzie jeśli zostaniemy sami, jeśli partner nie wróci, nie żyć jego życiem, nie dowiadywać się co robi, jak miło spędza czas. Nie wolno marnować tego czasu na płacz i błaganie, narzucanie się. Dopiero do tak silnej osoby, szanującej siebie i swój czas, świadomej swojej wartości - jest szansa, że partner wróci - doceni - zobaczy w innym świetle.
Ci z Was, którzy sa na etapie myślenia o tej tragedii 24h, bezsennych nocy - obiecuje, że będzie lepiej. Dużo lepiej.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 13:36   

jezeli mogę dodam tylko M-oni co nieco...do dośc wyczerpującej twojej wypowiedzi,zgodzę się że jest to czas dla siebie bo ku temu ida roztania i odpoczynek od siebie...choć zminimalizowanie nieraz kontaktów w prtzypadku dzieci przy dużej odpowiedzialności
rodzicielskiej obojga nia udaje się ,a nawet jest złe w skutkach dla dzieci..poruszany był ten temat
nieraz potyczki nas starych to nasza zabawa i bawmy sie jak chcemy..ale ta zabawa ma odbywać się bez uszczerbku dla tych co cierpią najbardziej..i każdy psycholog poprze moja wypowiedż-a czemu bo dla psychologa,sądu największa istotą są dzieci i troska o nich.
Natomiast do tego ze mamy skupic sie nad sobą o,k lecz jest jedna podstawowa alternatywa jaka odrazu nas ulecza,bez niej nawet to co napisałaś to pic ,czemu a to proste bo w ostatnich strofach wypowiedzi odrazu nakreśliłaś cel czemu to robić ..a brzmiało bo do takiej osoby może powrócić dopiero współmałżonek,czy inaczej osoba bliska(była).
Czyli działając ku swojej osobowości odrazu wytyczas cel.
Rada jest prosta i oczywista ,a wtedy nasze działanie będzie naprawdę prwadziwe i lecznicze .
N a wstępie przyjąc że druga osoba nigdy nas nie zechce,i nigdy nie będzie nad sobą pracowała-przyjąc to najgorsze.
A czemu każdy psycholog,terapeta odpowie tak człowiek uodparnia swój organizm na największe ciosy-odrzucanie i nieakceptowanie takiej myśli to nadal wewnętrzne łudzenie się,bądż tłumienie lub zamrażanie problemu jaki i tak wczesniej czy póżniej powróci w myślach i bez obaw za 1,5 roku..za 2 lata itd

[ Dodano: 2008-09-26, 13:50 ]
p.s sory zapomniałem dodać..i pojawi się nowy problem .zarzut..przecież ja tak pracowałem/pracowałam..ja tak sie zmieniłem/zmieniłam i co ona nadal..ona nadal nic
Następny cios i ciężar.
Życze wszystkim jak najlepszych myśli,serca i spokoju ducha ,to że nasze życie się nieudało nie oznacza że mamy być prymitywni,odsuwać się cakowicie bezsens
mamy szansę pomóc pomagajmy-ale pamiętajmy by grzecznie się spytać czy ci pomóc
Znam takie stare stwierdzenie jak dzieci ..jesteś nie o,k to zabieram swoje zabaweczki i idę do innej piaskownicy.......dziecinada !!!!
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-26, 13:51   

Norbercie zaczynasz się zapędzać i gubić w swoim pisaniu...tylko tyle jeśli chodzi o Ciebie.

M_oni......zgadzam się...... najmniej ważnym jest kto bardziej zawinił, bo czasami to szukanie,analizowanie... zmienia się w zrzucanie odpowiedzialności na innych za swoje niepowodzenia i nierzadko powoduje,że spoczywamy na laurach .......bo i po co skoro to nie od nas zależy, bo to ktoś doprowadził do takiego stanu.
Owszem ....ktos sie przyczynił, ale to własnie powinno nas zmobilizować i zmusić do zmiany siebie i własnego życia, bo przecież zazwyczaj na nic innego nie mamy juz wpływu.
Szkoda energii, szkoda naszego zdrowia, nerwów i czasu .Szkoda Nas.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9