Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Spaprałem nam życie...
Autor Wiadomość
Noviush
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-08, 00:35   Spaprałem nam życie...

Spaprałem życie naszej rodziny. Przez kilka ostatnich lat byłem jakby obok, nie zauważałem problemów lub je ignorowałem, zaniedbałem rodzinę, i to pod względem emocjonalnym jak i finansowym. Nie wiem co było tego powodem, mogę wymyślać różne przyczyny, ale tak na prawdę nie mam pojęcia co spowodowało takie zachowanie... Żona zawsze była skryta i zamknięta, ja raczej wybuchowy... przestałem pracować, zajmować się domem, dziećmi... Tylko Komputer i gry, gorsze od alkoholizmu...
Na oczy przejrzałem dopiero gdy żona zabrała dzieci i uciekła do swojej matki.
Dopiero wtedy zobaczyłem jak bardzo ją skrzywdziłem, jak destruktywnie działałem...
Dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo kocham Ją i dzieci... Ale boje się że to za późno, żona nie chce ze mną nawet rozmawiać, twierdzi że się przy mnie wypaliła, że przestała do mnie czuć cokolwiek, że to już jest koniec.
Chcę wszystko naprawić, podejmuje właśnie nową pracę, zacząłem spłacać długi w które popadliśmy, pracuje nad swoimi wadami i charakterem. Wiem że dużo szybciej traci się zaufanie niż je odbudowuje, ale wiara że jeszcze dam radę naprawić wszystko co tak strasznie popsułem jest jedynym co trzyma mnie w kupie.
Byłem teraz u niej, wiem prawie na 100 % że uczucia do mnie jeszcze z niej nie uleciały, ale stara się schować je bardzo głęboko, buduje wokół siebie mur, mający ją chronić przede mną.
Nie wiem co mam jeszcze zrobić, wiem że życie bez Niej i dzieci nie ma dla mnie sensu. Proszę o jakąś radę, o wsparcie i modlitwę za nasz związek.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-08, 09:59   Re: Spaprałem nam życie...

Noviush napisał/a:
Spaprałem życie naszej rodziny. Przez kilka ostatnich lat byłem jakby obok, nie zauważałem problemów lub je ignorowałem, zaniedbałem rodzinę, i to pod względem emocjonalnym jak i finansowym. Nie wiem co było tego powodem, mogę wymyślać różne przyczyny, ale tak na prawdę nie mam pojęcia co spowodowało takie zachowanie... Żona zawsze była skryta i zamknięta, ja raczej wybuchowy... przestałem pracować, zajmować się domem, dziećmi... Tylko Komputer i gry, gorsze od alkoholizmu...
Na oczy przejrzałem dopiero gdy żona zabrała dzieci i uciekła do swojej matki.
Dopiero wtedy zobaczyłem jak bardzo ją skrzywdziłem, jak destruktywnie działałem...
Dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo kocham Ją i dzieci... Ale boje się że to za późno, żona nie chce ze mną nawet rozmawiać, twierdzi że się przy mnie wypaliła, że przestała do mnie czuć cokolwiek, że to już jest koniec.
Chcę wszystko naprawić, podejmuje właśnie nową pracę, zacząłem spłacać długi w które popadliśmy, pracuje nad swoimi wadami i charakterem. Wiem że dużo szybciej traci się zaufanie niż je odbudowuje, ale wiara że jeszcze dam radę naprawić wszystko co tak strasznie popsułem jest jedynym co trzyma mnie w kupie.
Byłem teraz u niej, wiem prawie na 100 % że uczucia do mnie jeszcze z niej nie uleciały, ale stara się schować je bardzo głęboko, buduje wokół siebie mur, mający ją chronić przede mną.
Nie wiem co mam jeszcze zrobić, wiem że życie bez Niej i dzieci nie ma dla mnie sensu. Proszę o jakąś radę, o wsparcie i modlitwę za nasz związek.

"Nie wiem co mam jeszcze zrobić"

zajmij się tym co poniżej napisałeś, czyli sobą (powodem): odkryj powód Twojego zachowania, które spowodowało żony zachowanie, jednym słowem: poznaj siebie.

"Nie wiem co było tego powodem, mogę wymyślać różne przyczyny, ale tak na prawdę nie mam pojęcia co spowodowało takie zachowanie."

Zacznij od siebie.

Może zasnąłeś (rutyna, złe nawyki, zaniedbanie rodziny, uzależnienie od komputera?)
Teraz czas na PRZEBUDZENIE.


"Chcę wszystko naprawić, podejmuje właśnie nową pracę, zacząłem spłacać długi w które popadliśmy, pracuje nad swoimi wadami i charakterem. Wiem że dużo szybciej traci się zaufanie niż je odbudowuje, ale wiara że jeszcze dam radę naprawić wszystko co tak strasznie popsułem jest jedynym co trzyma mnie w kupie."

Widać, naprawiasz, tak?
Czas i cierpliwość - Twoi przyjaciele.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-08, 10:46   

Noviush ...piszesz:"Spaprałem życie naszej rodziny"

No.......... to już dużo wiesz.Juz budzisz sie ze snu ............ zrozumiałeś że Twoja kompulsja na gry komputerowe i zachowania z Tym związane są uzaleznieniem? Jak tak to juz dużo....... Gry kompuerowe i uzaleznienie od nich jest podobne do hazardu.Poszukaj w necie strony o www.hazard.org .........poczytaj.Może mityng hazardzistów? Poczytaj może tez posty Norberta na tym forum. Sa pewne analogie w waszych poczynaniach chyba.
Ale najważniejsze jest to że tu sie znalazłeś............ pod przymusem,bo boli,bo żle ale jesteś.Szukasz,Budzisz sie z letargu najprawdopodobnie uzaleznienia od zachowań kompulsywnych.

Masz szansę............ wykorzystaj ją..............
 
     
Noviush
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-08, 11:08   

W temacie mojego uzależnienia, tak, zdałem sobie sprawę że to nałóg. I pierwsze co zrobiłem to wywaliłem z kompa wszystkie gry, włącznie z pasjansami, oraz wszystkie płyty z grami. Wiem że zapewnienia nałogowca są mało warte, ale mam pewność że nigdy do żadnej gry nie zasiądę. Wiem co "spieprzyłem" (przepraszam za wulgaryzm, ale trzeba nazwać sprawę po imieniu, a to najłagodniejsze określenie jakie mi do głowy przyszło...) i wiem że dam radę to naprawić i zmienić swoje podejście. Boję się tylko że jest już za późno, i ten strach paraliżuje mnie. Potrzeba mi nadziei, sygnału od mojej żony, że jest jeszcze szansa... Ale chyba za wcześnie na to, Ona ten żal i ból tłumiła w sobie latami, a ja chciałbym to wszystko cofnąć w miesiąc... Ale boję się że im dłużej potrwa taki stan, resztki jej uczuć zaczną topnieć.

Przez ten okres mojej degrengolady oddaliłem się od Boga, było mi tak łatwiej, wygodniej... Teraz, zgodnie z powiedzeniem o "TRWODZE" siedzę prawie codziennie w kościele, modląc się o przebaczenia, nadzieję, o cud...
I szczerze mówiąc, te modlitwy przynoszą mi więcej ukojenia i nadziei, niż porady i wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół...
Tak wiec proszę wszystkich którzy choć trochę nam współczują, o modlitwę za nas, o modlitwę bym miał wystarczająco sił by walczyć o moją rodzinę...
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-08, 11:40   

Noviush napisał/a:
Ale chyba za wcześnie na to, Ona ten żal i ból tłumiła w sobie latami, a ja chciałbym to wszystko cofnąć w miesiąc... Ale boję się że im dłużej potrwa taki stan, resztki jej uczuć zaczną topnieć.


Duzo wiesz, dobrze piszesz, więc nie bój się, na pewno nie jest za późno.
Pamietaj, że czyny sa ważniejsze niż słowa.
Wiec jeśli rzeczywiście masz pracę, spłacasz długi - to bedzie dla zony prawdziwy sprawdzian Twojej dobrej woli. Ona straciła poczucie bezpieczeństwa, które Ty miałeś jej zapewnić!!!
Musi potrwać, zanim je odbudujesz.
Więc cierpliwości i tak trzymaj :-D
I trzymaj się Pana Boga.
 
     
GregS
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-09, 00:24   

do najważniejszego udało Ci się szybko dojść, a mianowicie co zrobiłeś, jaką krzywdę wyrządziłeś swojej rodzinie i KTO musi Cię pokierować, KTO powinien być najważniejszy w Twoim i twojej rodziny życiu
piszesz że żona
Noviush napisał/a:
twierdzi że się przy mnie wypaliła, że przestała do mnie czuć cokolwiek, że to już jest koniec

pewnie jak dla kobiety to chyba to normalny objaw, jeżeli prawdą jest że
Noviush napisał/a:
wiem prawie na 100 % że uczucia do mnie jeszcze z niej nie uleciały
to czeka Cię olbrzymia praca aby "rozdmuchać" te odrobinę żaru w sercu Twojej żony. Tylko wszystko powoli, z rozwagą, bez pośpiechu. Mówi się, że ile lat psułeś przez co najmniej tyle lat musisz naprawiać. Na pewno warto podjąc ten trud. Dopóki walczysz jesteś zwycieżcą!

Wrzuć sobie na odtwarzacz MP3 i znajdź czas aby posłuchać homilii x. Piotra Pawlukiewicza - pomoga inaczej spojrzeć na to co się wokoło nas dzieje
 
     
Noviush
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-09, 02:53   

Tak... Pokrył mnie śnieg...

GregS napisał/a:
...Czeka Cię olbrzymia praca aby "rozdmuchać" te odrobinę żaru w sercu Twojej żony. Tylko wszystko powoli, z rozwagą, bez pośpiechu. Mówi się, że ile lat psułeś przez co najmniej tyle lat musisz naprawiać....


I tu mój problem, mój strach... Czas.
Obawiam się że z czasem, zamiast rozdmuchać, Jej żar raczej wygaśnie.
Magda jest typowym Baranem, uparta i trzymająca się tylko swojego zdania. A uparła się, że musi się usamodzielnić i stanąć na nogi sama. Tak więc wyrobiła sobie dodatkowy argument za nie wracaniem. No i zaczął się koło Niej kręcić ktoś trzeci, na razie bez szans na związek, ale obdarowała go dużym zaufaniem i szczerą przyjaźnią, o ile nie czymś więcej.
Tak więc boję się, że z biegiem czasu będzie mi coraz trudniej przekonać Ją o mojej zmianie i że resztki Jej uczuć do mnie będą topniały z każdym mijającym dniem...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5