Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Mam jeszcze nadzieję, ale nie wiem, co robić... pomóżcie
Autor Wiadomość
agna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-03, 18:29   

Elżbieta napisał/a:
Agna, Twój mąż był dokładnie taki jaki chciałaś, aby był, czy raczej był czasem inny niż chciałaś, ale akceptowałaś jego inność?

oczywiscie, jest tylko czlowiekiem. Nie zauwazalam roznic na tle kulturowym. Ma swoje lepsze i gorsze strony, jak kazdy czlowiek, ale uwazalam go za dobrego i opiekunczego meza. Rozmawialismy o rzeczach, ktore mi przeszkadzaly a takze uczylam sie akceptowac.
elzd1 napisał/a:
Znaczy, te Twoje bóle nagle się skończyły? Bolało czy szukałaś wymówki?

nie szukalam wymowki. Teraz biore nowe leki, chodze do psychologa, najprawdopodobniej to pomoglo. No i pewnie organizm tez ma wieksza motywacje i kopa, zeby dzialac w sytuacji zagrozenia.
nałóg napisał/a:
pobraliście sie ze swoimi wyobrażeniami żony/męża? z marzeniami ?Ty wyśniłaś sobie faceta-męza-Hiszpana i nie budząc się nawet wyszłaś za niego za mąż?

Alez ja wcale nie wysnilam sobie meza Hiszpana. O ilez nasze zycie byloby prostsze, gdyby on byl Polakiem. Swieta albo u jednych albo u drugich, nasi rodzice nigdy nie porozmawiaja swobodnie bez tlumacza. Ja dobrze wiedzialam za kogo wychodze za maz. Kwestia jest taka na ile do konca da sie poznac czlowieka.
nałóg napisał/a:
A jak było przed slubem? jaka byłas Ty?jaki był on? pewnie mieszkaliście razem? Poznałaś jego rodzinę?Byłaś w jego domu rodzinnym?Poznałaś obyczaje rodzine?

Mieszkalismy razem przed slubem, poznalam jego rodzine. Jego rodzice sa w podeszlym wieku, jest ich 6 rodzenstwa, maz jest najmlodszy. Wszyscy sa szczesliwie sparowani, maja dzieci. To jedna z najcieplejszych i najcudowniejszych rodzin jaka znam i bylam do niej przyjeta od pierwszego dnia. Kocham ich bardzo i dlatego to wszystko jest tak trudne, bo czuje, ze trace nie tylko meza, ale i rodzine.

Dziekuje Wam za wszystkie odpowiedzi. Sklaniaja mnie do myslenia. Nie wierze jednak, ze moj maz chce mna w jakis sposob manipulowac. Tlumaczy sie, bo czuje sie winny. On juz nie cierpi z powodu naszego rozstania, jest mu bardzo przykro, ale nie widzi dla nas zadnej wspolne drogi, tylko dwie osobne.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-04, 09:31   

Agna........... czytam wiele sprzeczności w Twoim poscie.Piszesz:''ale uwazalam go za dobrego i opiekunczego meza"

Cos tu nie tak z tym Twoim wyobrazeniem.Dobry i opiekuńczy maz nie chce zostawiac żony ,bo mu sie znudziła.Tylko z tego powodu.Ty nie jestes rzeczą kupioną do używania.Ty jestes człowiekim płci żenskiej,Ciebie nie można instrumentalnie poużywac i zostawić.Człowieka się kocha, nie używa.Żoną ,kobietą nie można sie bawić.
Piszesz dalej:" O ilez nasze zycie byloby prostsze, gdyby on byl Polakiem"

No cóż......... Twój wybór,Twoje konsekwencje.Co nie znaczy że inny napewno byłby lepszy.................

Dalej :"On juz nie cierpi z powodu naszego rozstania, jest mu bardzo przykro, ale nie widzi dla nas zadnej wspolne drogi, tylko dwie osobne."

Mam wrażenie czytajac ten fragment ze piszesz go tak zimno,bez emocji,jak recenzent....... że nie masz juz zamiaru podejmowac wysiłków aby ratowac te Wasze małżęństywo.....może sie mylę?????
Czy Ty piszesz tu po to aby "wypisać sie" wylac swój żal z racji ewentualnego porzucenia,rozerwania tego małzeństwa, aby uzyskac zewnętrzne potwierdzenie że juz wszystko zrobiłas ,że juz więcej nic sie nie da zrobić,że tak ma byc,że nie musisz juz więcej sie wysilać?????
A może jednak nie warto dawać sobie i mężowi przyzwolenia na szybkie przekreslenie tego czasu wspólnego?Może warto podjąć wysiłki?
Pogody Ducha
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-04, 10:01   

agna napisał/a:
Elżbieto, dziękuję Ci za Twoje mądre słowa.
Wczoraj rozmawialismy z mężem. Nie wiem już jak ta rozmowa się zaczęła, ale Bogu dziękuję, że ją mieliśmy.
Zobaczyłam siebie oczami mojego męża i jestem przerażona tym, co zobaczyłam.

Agna, nie mogłaś ujrzeć siebie oczami męża. To niemożliwe.
A jeśli nawet tak się stało, to teraz popatrz na niego SWOIMI OCZAMI.
Dla równowagi.


Mój mąż widział mnie jako apatyczną, pozbawioną energii osobę, która nie ma ochoty na nic, którą wiecznie boli głowa. Wymagałam jego zainteresowania 24/7. Do tego wszystkiego go dołowałam, mówi, że kładłam mu na głowie kamień, który ciągnął go do dołu. Nie chciałam wychodzić wieczorami z domu, dzwoniłam tylko po to, żeby powiedzieć jak bardzo boli mnie głowa i jak źle się czuję. Jak wyjeżdżał dzwoniłam i mówiłam, że za nim tęsknię w taki sposób, że czuł się winny, że mnie zostawił. On próbował wyrwać mnie z tego, ale ja tego nie zauważałam. Nie rozmawiał ze mną, bo za każdym razem temat mojego bólu głowy kończył się moim płaczem i oskarżeniami, że mi nie wierzy, że jest jak wszyscy inni lekarze. A on próbował mi tylko pomóc. On więc też zaczął być bardziej pasywny, brakowało mu energii, w końcu sam przestał mieć ochotę żeby gdziekolwiek wychodził. Obydwoje pogrążyliśmy się w apatii.

Agna, czy Ty naprawdę taka jesteś?...
Z tego postu wynika, że jesteś jakaś dziwna, bo twój mąż ma Ci TAK WIELE DO zarzucenia...
ale moje przeczucia mówią mi, że jesteś całkiem w porządku, kobieta w normie,
tylko
"skrzywdziłaś" go tym, że jesteś "NAGLE" inna niż jemu się wydawało, ale to jego problem. Nie dojdziesz prawdy tak szybko,
ale
Prawdą dla wierzących jest Chrystus. Jak Twoja relacja z Nim?
Zwróć się z modlitwą do Pana Jezusa. On nikogo nie zostawia w potrzebie.
Chrystus wchodzi w związek, który jest od teraz Sakramentem Małżeństwa i teraz Jemu musisz (nie musisz), powierzyć swój problem i cierpienie.



On podjął
decyzję juz dawno, ale nie potrafił mi wcześniej powiedzieć, bo się bał mnie stracić. W końcu doszło do momentu, że już się nie bał i mi powiedział. Nie bał się, bo już wiedział, że już mnie stracił, że już nie chce ze mną być.




On miał nadzieję, że ja coś zauważę, zapytam, bo on zawsze wiedział, jak coś jest ze mną nie tak. Ja po prostu sobie wmówiłam, że wszsytko jest pięknie i dobrze i nie zauważałam, albo nie chciałam zauważać jego szarpania się wewnętrznego.
On nie chce więcej próbować, bo przez 2 lata mu udowadniałam dzień w dzień jaka jestem. On nie potrafi być z taką osobą jak ja, bo ciągnę go w dół za sobą. I może nawet się moge zmienić, juz to zauważył, że nie mam codziennych bolów, ale on nie wie, czy za rok, za dwa, albo kiedy będziemy mieli dziecko, nie wrócę do tego mojego poprzedniego stanu, bo tak mi będzie wygodnie. On już nie chce się męczyć, nie chce wierzyć, bo wierzył, ale się rozczarował.

Przyjęłam to wszystko do swojego serca i rozważam.

Oprócz słów męża, które sobie przyjęłaś do serca, przyjmij wiele słów osób z forum - poczytaj Mirelę, Elzd, El., nałoga, Małgosię, Kasię, Kasię1, Małgorztę, Darka, Andrzeja i wiele, wiele innych - wyjdziesz z "krzywego lustra"... jesli Cię dopadło (tzw. krzywe lustro innych, czyli inaczej też "dopadło" Twoje odbicie z krzywego zwierciadła)

Ogromnie to boli. Kochając tak mocno wyrządziłam mu taką krzywdę, nieświadomie, bez premedytacji.


Agna, kochając mocno nie wyrządza się krzywdy! Co najwyżej kochałaś "nieumiejętnie", ale też zastanawiałabym się, czy w ogóle jest takie słowo!
Miłość dla chrześcijan - z Pisma Świętego,
ale
któż kochać umie?!
Tylko Jezus TAK naprawdę,
więc poleć Mu swoje troski. Uwierz Mu i zaufaj Mu.
Znasz Koronkę do Bożego Miłosierdzia?
Jezu ufam Tobie? Znasz te modlitwy i rozmowy z Bogiem-Synem?




I go rozumiem,


Czy na pewno rozumiesz?
A rozumiesz siebie?
Najpierw zrozum siebie, poznaj siebie (jest taka książka "Poznaj siebie" - polecam , ojca Józefa Augustyna),
potem nie koniec - bo pokochaj siebie,
a na koniec pokochaj męża, czyli poznaj=rozum go.

pozdrowienia


też pewnie nie chciałabym być z taką osobą jak ja.

Masz małe poczucie własnej wartości. Musisz je odzyskać. To Twój skarb, który widać zagubiłaś

Przeprosiłam go, on mi wybaczył i życzy mi szczęścia.

Ma nadzieje, że obydwoje się nauczymy na błędach tego związku


To nie związek, ale małżeństwo. Przypomnij MĘŻOWI, że nie żyjesz w związku. małzeństwo wiążą wzajemne zobowiązania

i nie popełnimy ich w przyszłości.
A ja nie wiem, czy kiedyś będę to sobie umiała wybaczyć

Agna, dotrzyj teraz do swojego serca. Opłaci Ci się poznać siebie bliżej. Potem zajmiesz się mężem ;)



nałóg napisał/a:
Człowieka się kocha


Dokładnie tak. Człowieka się kocha, tylko czym jest ta miłość prawdziwa, jedyna, największa?
Uczymy się kochać całe życie.
Nie umiemy kochać. Przyjmij to za pewnik.
Tylko Jezus kochał aż po śmierć.
Zawisł na Krzyżu z miłości.
Kto tak potrafi z ludzi pokochać?
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-04, 10:36   

Agna, przechodzicie trudny etap, ale to tylko etap. Spojrz tak na to.
Nawet jeśli twój mąz przekresla małżeństwo, to Ty go nie przekreślaj.
Uwierz, że ono istnieje.
Dopoki choc jeden z malżonków wierzy w małżeństwo - ono ma szansę!!!
To bardzo wazne.
Nie tak łatwoskończyc małżeństwo, twoj mąż też na pewno sie miota, nie jest mu dobrze.
Jesli Ty bedziesz spokojna i pewna - to powoli on też bedzie dojrzewal.
Spójrz tak na to, ze do tej pory Twoj mąz był silniejszy, był twoim opiekunem - a teraz jet czas, ze to Ty powinnaś być bardziej pewna i silna.
To jest dojrzewanie - wasze wspólne.
Wiem, ze bardzo bolesne, ale może z niego wyniknąc dobro :-)
 
     
agna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-04, 11:06   

dziekuje Wam, macie racje, musze odnalezc swoja prawde, musze odnalezc siebie, musze i chce. Bede prosic Boga, zeby dodal mi sil, zeby moja milosc byla madra, podobna do tej Chrystusowej, bezwarunkowa. Chce walczyc o nasze malzenstwo i chce byc dla meza ostoja, chce stac sie lepsza osoba. Bede sie modlic i powierzac to wszystko Bogu.
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-05, 09:29   

I zostań z nami :-)
 
     
agna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-10, 01:14   

bardzo chciałam Was prosić o modlitwę za mnie i za mojego męża jutro.
Jutro jest dzień mojej wyprowadzki. Mój mąż zachowuje się w sposób bardzo dla mnie przykry, wszystko zaczął nagle widzieć przez pryzmat rzeczy materialnych, wypomniał mi, że nie chcę płacić za separację, że zabieram "tyle" rzeczy... a przecież powiedział mi, że mogę zabrać, co chcę. Wspólnie ustaliliśmy, co zabieram, co zostawię. Nie było go przez tydzień, więc jak wrócił zastał spakowane torby i stwierdził, że nie wie, co ja tam popakowałam....
Starałam się wszystko ułagodzić, chowam dumę do kieszeni, nie chcę żebyśmy się rozstawali skłóceni.
Jest mi bardzo bardzo ciężko. Szczególnie, że mąż mówi, że prawdopodobnie za 2 miesiące wyjeżdża z kraju. Ja ciągle modlę się do Boga byśmy odnaleźli sposób, żeby być razem. Ale jak on wyjedzie, będzie dużo ciężej.
On teraz traktuje mnie bardzo źle, chce zrzucić na mnie odpowiedzialność za to, co się dzieje.... Ja wszystkimi siłami powstrzymuję się od płaczu, a on chodzi po domu i śpiewa :shock:
Jego żona się wyprowadza z mieszkania, załatwiają się sprawy separacji, a on śpiewa radośnie. W ogóle nie szanuje moim uczuć. :-(
Przepraszam, chciałam się wypisać, bo jak tu się wypiszę, to mu jutro (Boże dopomóż mi) niczego nie wygarnę.
Modlę się do Boga, bym potrafiła kochać go mądrze, tak jak pisaliście. Chcę by on odnalazł siebie, bo jest bardzo zagubiony i nie wie, czego chce. Nie będę z nim, ale to nie znaczy, że przestaję go kochać. Będę, dopóki starczy sił...
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-10, 11:06   

agna napisał/a:
Ja ciągle modlę się do Boga byśmy odnaleźli sposób, żeby być razem. Ale jak on wyjedzie, będzie dużo ciężej.

...

Modlę się do Boga, bym potrafiła kochać go mądrze, tak jak pisaliście. Chcę by on odnalazł siebie, bo jest bardzo zagubiony i nie wie, czego chce. Nie będę z nim, ale to nie znaczy, że przestaję go kochać. Będę, dopóki starczy sił...


A jak modlisz się do Boga? W jaki sposób?
Swoimi słowami czy którąś Litanią lub Różańcem Świętym?



cytat:
"Na próżno będziesz prosić o miłość Jezusa, jeśli sam się nie kochasz i jesteś bezwzględny dla swojego serca."

I jeszcze Augustyn Pelonowski pisze w swojej książce "Wolni od niemocy":

 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-11, 22:17   

Kobieto! Cóż to za nieporozumienie - to co sądzisz o tym małżeństwie i swoim mężu, chyba ktoś musi Ci to napisać dosadniej. On faktycznie całkowicie Cię zmanipulował , zrobił to , co robi 90% odchodzących facetów. Przerzucił winę na ciebie a Ty w to naiwnie uwierzyłaś. Wiem to dobrze ! Znam doskonale , znam ten numer - ja odchodzę bo jestem nieudacznikiem ale wmawiam Ci , że to z Twojej winy , bo gdybym Ci tego nie wmówił musiłabym przyznać, że to ja jestem do niczego. Klasyczny numer - osiągnął co chciał - on niszczy Wasze małżeństwo bo mu się znudziło a Ty go .... przepraszasz. I wiesz po co to robi ? Skoro przepraszasz , to masz za co ! Czyli , że jest rozgrzeszony , bo on ma rację , przecież przyznałaś , że to Ty zniszczyłaś małżeństwo. Mój mąż odchodząc do innej , ledwie poznanej kobiety też zrobił to rewelacyjnie- też go przepraszałam za to , że był ze mną nieszczęśliwy a powinnam spakować mu rzeczy i powiedzieć : nigdy więcej tu nie wracaj skoro jesteś nieszczęśliwy, znajdź szczęście gdzie indziej . Oni idealnie odwracają sutuację wykorzystując nasze najlepsze cechy - ufność ( graniczącą z naiwnością) i dobroć . To ona ma prosić o przebaczenie i miłość z Twojej strony , to ma prosić o jeszcze jedną szansę . Widząc tak totalną Twoją uległość ( wycieraczka ) - robi , co chce i czuje się rogrzeszony. Boże , co to znaczy , że nie chcesz go rodrażniać , żebyście nie rozstawali się skłóceni. Ona powinien wiedzieć , że traci najlepszą rzecz jak mu się w życiu trafiła i to z powodu własnej głupoty. Szanuj się dziewczyno - bo on Cię nie szanuje. On Cię nie szanuje bo Ty się nie szanujesz.
 
     
agna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-03, 19:01   

Ostatnio nic nie pisalam, duzo czytam i staram sie wszystko przemyslec.
Wracam do Was z prosba o rade, o Wasze opinie.
Nie mieszkam z mezem, wszystko to jest jeszcze bardzo swierze. Ja staram sie byc pogodna i wierzyc w lepsze jutro, tak jak pisala Malgosia, traktuje to jako etap naszego malzenstwa.
Maz kontaktuje sie ze mna prawie wylacznie w sprawach administracyjnych. Ostatnio zaczal na mnie krzyczec, ale teraz juz mu sie nie daje, nie pozwalam zle sie traktowac.
Chcialam Was zapytac jak myslicie, w jaki sposob powinnam z nim utrzymywac kontakty? Czy w ogole powinnam je inicjowac?
Nie chcialabym zupelnie sie odciac, nie chce zebysmy sie od siebie oddalili zupelnie (choc moze tu sie tylko oszukuje, bo on juz tak bardzo oddalil sie od naszego malzenstwa). Ale na razie kazda rozmowa z nim sprawia mi bol. Rozsadek wiec podpowiada zebym nie probowala nawiazac z nim kontaktu na sile.
Nie mam zamiaru prosic, blagac go by wrocil, nie chce mu niczego tlumaczyc ani udowadniac. Moze po prostu za jakis czas, jak juz bede spokojniejsza, dam rade tak po prostu z nim rozmawiac. I wlasnie, jak z nim rozmawiac? Tak jakby nigdy sie nic nie stalo? Jakby byl moim przyjacielem? Nie czulabym sie z tym dobrze, bo to takie falszywe, przeciez on tak bardzo mnie skrzywdzil, zawiodl moje zaufanie, zlamal przysiege. Tu nie chodzi o jakies odgrywanie sie na nim, ja mu wybaczylam, mnie to latwo przychodzi, bo bardzo go kocham i w duchu wierze, ze po prostu jest zagubionym, samotnym czlowiekiem.
Chyba chodzi mi o znalezienie sposobu, gdzie on nie bedzie myslal/czul, ze ja uznalam, ze on ma racje traktujac mnie w taki okropny sposob, a jednoczesnie kazda nasza rozmowa nie bedzie przeobrazala sie w klotnie.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-04, 11:01   

Agna.......pytasz o sposób na utrzymywanie kontaktów......
Czy potrafisz oddzielić osobę męża jako człowieka, jako istotę ludzką od męża -krzywdziciela? męża-wyobrazenia?męża- kojarzącego się z odrzuceniem?
Wiesz..... co to jest „twarda miłość”???
To akceptacja człowieka bez akceptacji jego złych poczynań.
W świetle powyższego ,może uda Ci się oddzielić męża od człowieka .Rozmawiać z człowiekiem odkładając na bok to że jest tym co wzgardził Twoją miłością .Oczywiście masz prawo a nawet obowiązek pamiętać o tym co zrobił ,ale nie musisz tym żyć na co dzień.

Agna piszesz:” przeciez on tak bardzo mnie skrzywdzil, zawiodl moje zaufanie, zlamal przysiege. „

A za chwile piszesz że mu wybaczyłaś:
” Tu nie chodzi o jakieś odgrywanie się na nim, ja mu wybaczyłam , mnie to łatwo przychodzi, bo bardzo go kocham i w duchu wierze, ze po prostu jest zagubionym, samotnym człowiekiem. „

Dostrzegam tu 2 sprzeczności. Gdybyś wybaczyła to nie byłoby bólu ,oczywiście byłaby pamięć ale nie bolało by. Więc tak naprawdę top jak jest???
Czy Ty sama się nie okłamujesz?
Bo wg mnie to Ty wcale mu nie wybaczyłaś, wręcz przeciwnie .

Agna............. w ostatnim zdaniu próbujesz ubrać się w jego buty i zobaczyć jak on to odczuwa....... nie dasz rady.
Zajmij się sobą ,swoim widzeniem siebie. Popracuj nad swoimi mocnymi stronami charakteru ,popracuj nad rozpoznaniem swoich wad .
Potrzebne Ci jest lustro, nie fałszywe lustro ale prawdziwe .
Może ktoś z uczestniczących w grupie 12-krokowej podjął by się bycia Twoją sponsorką ??? Pomógł by Ci zobaczyć siebie???

Na temat kontaktów......... a możesz sobie odpowiedzieć czy Ty chcesz tych kontaktów??? Czy potrzebujesz ich???? Jakich kontaktów??? Czy takich które sa wylewaniem żali? Pretensji? Czy po prostu kontaktów dla podtrzymania jakieś tam nici ku porozumieniu??
Wiesz.............. sądzę że jak zaakceptujesz fakt że nie mieszkacie razem ,że jesteście w ostrym kryzysie to może łatwiej Ci przyjdzie odpowiedzieć sobie na postawione pytanie

Pogody Ducha
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-04, 12:43   

Agno, jak wiele tu sprzeczności....
Piszesz...mój mąż to dobry człowiek...ja Go skrzywdziłam....a za chwilę - on mnie tak bardzo skrzywdził...
Rozumiesz...czytaj co piszesz...słuchaj siebie.....
To rozhwianie.....niestabilność....
Byc może ona wynika z tego dramatu jaki teraz przezywasz....ale też czy też ona nie jest elementem Twojej osobowości ....a to może drażnić, denerwować, rozpraszać, dziwić i powodowac lęk u innych.....skoro tak częsta dwoistośc Twoich słów.

Dalej.....różnice kulturowe.....oj, to nie bagatela ! Owszem , może sie udać....i jestem święcie przekonana, że ci ludzie naprawdę sie kochaja i naprawdę chcą być razem na zawsze.....Kto jeszcze nie oglądał filmu lub nie czytał książki - "Biała Masajka"- bardzo polecam !

I jeszcze dalej Agno....dlaczego sie wyprowadziłaś ?? Piszesz- mąż wrócił ze swojego kraju , przemyslał i stwierdził, że On się nie wyprowadzi, tylko wynajmie pokój.....
Kochana...On owszem pojechał i przemyslał.....wysiudał Cię na zielona trawkę a Ty....pokornie sie zgodziłaś !! Kobieto Ty mogłaś Mu ten pokój wynająć albo On Tobie....mieszkalibyćsie razem....no niby osobno, ale razem....

Po piąte i dziesiąte....
Agno, ja rozumiem, że Hiszpan to temerament...a Polska z chłodnieszego kilmatu...to chłodniejsza nieco.....
Ale skoro slub....więc było szaleństwo, była miłość...i czy On tylko udawał ? Jaki miałby w tym cel ??

Wiesz...juz kiedyś tu było o tym mówione.....tak z dania na dzień czlowiek się nie odkochuje i nie odchodzi w próżnię. Ty lepiej dowiedz się ( jeżeli chcesz i masz siłę) czy Twój mąż nie ma aby kogoś innego ?? Ech to straszne co piszę...wiem....ale ja to wiem, przeszłam....nie odchodzi sie ot tak......

Agno.....za związek odpowiedzalne są obie strony.....
Ty w pierwszych swoich postach wzięłaś wine tylko na siebię....
Zastanawiam się.....teraz myslisz troche inaczej....co się zadziało ??
Czy nie było tak, że wyidealizowałaś sobie faceta.....czy aby nie wyidealizowałaś małżeństwa jako związku ....czy aby nie postawiłaś męża na piedestale ??? On taki cudowny dbał o Ciebie, gdy bolała glowa....i nagle wysiadł ??
Czy aby nie tylko wtedy sie Toba interesował, gdy bolała Cię głowa ?? Więc ta głowa rzeczywiście musiała ciągle boleć, bo wtedy miałas uwagę i zaintersowanie męża ?? Bo wtedy zostawał w domu i nie wychodził wieczorami.....a temerament i wychowanie Hiszpana....kto to widział wieczory spędxać w domu...a tańce, a wino, a śpiew itp ??

Agno....uważam, że każde małżeństwo mozna uratować . Skoro masz siłę, to ratuj ! Swoja siłę dostałam od Boga i murem stałam.....i wygrałam.
Polecam Ci więc Boga, jako wspieracza, ratowacza.....jak sie nie ugniesz, wytrwasz, nie poddasz...masz szansę w wola Boga zwyciężyć. Z wola Boga, tzn, jeżeli sam Bóg będzie chciał Was dla siebie uratować !!

Póki co....uważam, że oczywiście, niezobowiązujące smski do męża - miłego dnia !! Lub kawa na mieście, kolacja na miescie.....zaproś Go i niech będzie fajnie ! A janie będzie, jak Ty będziesz piekna, ponętna, wesoła i spokojna....i żadnych rozmów teraz o Was.....takie rozmówki niezobowiązujące...ot ,ćwiczenie języka....tak jak było kiedyś ! Niech to wróci !!
Powodzenia !! EL.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-04, 18:12   

Agno, a moze daj mu kilka chwil spokoju, moze nie kontaktuj sie z nim, a w tym czasie wlasnie popracuj nad soba, nad tym, abys osiagnela spokoj, nad tym, bys znowu zaczela sie usmiechać. Moze go to znow pociagnie - Twoja radosc, beztroska. Mam wrazenie, ze miotasz sie i chcialabys juz teraz, w tej chwili miec go spowrotem. A moze on potrzebuje jeszcze chwili wytchnienia.

Idz do psychologa, dobrego psychologa, aby postawil Cie do pionu i pomogl trzezwo spojrzec na zaistniala sytuacje. Obwinianie siebie nie ma sensu. Nie ma tez sensu wylaczne obwinianie jego. Tyle razy tu pisano - Ty masz wplyw na siebie, Ty mozesz zmienic swoje myslenie. Nie masz wplywu na niego. Mozesz byc tworcza, mozesz cos zbudowac - jesli ruszysz do przodu, jesli zajmiesz sie wlasnym ogrodkiem. To Cie czeka, jesli chcesz normalnie zyc - z nim czy bez niego.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-04, 18:25   

agna napisał/a:
Ostatnio nic nie pisalam, duzo czytam i staram sie wszystko przemyslec.
Wracam do Was z prosba o rade, o Wasze opinie.
Nie mieszkam z mezem, wszystko to jest jeszcze bardzo swierze. Ja staram sie byc pogodna i wierzyc w lepsze jutro, tak jak pisala Malgosia, traktuje to jako etap naszego malzenstwa.
Maz kontaktuje sie ze mna prawie wylacznie w sprawach administracyjnych. Ostatnio zaczal na mnie krzyczec, ale teraz juz mu sie nie daje, nie pozwalam zle sie traktowac.
Chcialam Was zapytac jak myslicie, w jaki sposob powinnam z nim utrzymywac kontakty? Czy w ogole powinnam je inicjowac?
Nie chcialabym zupelnie sie odciac, nie chce zebysmy sie od siebie oddalili zupelnie (choc moze tu sie tylko oszukuje, bo on juz tak bardzo oddalil sie od naszego malzenstwa). Ale na razie kazda rozmowa z nim sprawia mi bol. Rozsadek wiec podpowiada zebym nie probowala nawiazac z nim kontaktu na sile.
Nie mam zamiaru prosic, blagac go by wrocil, nie chce mu niczego tlumaczyc ani udowadniac. Moze po prostu za jakis czas, jak juz bede spokojniejsza, dam rade tak po prostu z nim rozmawiac. I wlasnie, jak z nim rozmawiac? Tak jakby nigdy sie nic nie stalo? Jakby byl moim przyjacielem? Nie czulabym sie z tym dobrze, bo to takie falszywe, przeciez on tak bardzo mnie skrzywdzil, zawiodl moje zaufanie, zlamal przysiege. Tu nie chodzi o jakies odgrywanie sie na nim, ja mu wybaczylam, mnie to latwo przychodzi, bo bardzo go kocham i w duchu wierze, ze po prostu jest zagubionym, samotnym czlowiekiem.
Chyba chodzi mi o znalezienie sposobu, gdzie on nie bedzie myslal/czul, ze ja uznalam, ze on ma racje traktujac mnie w taki okropny sposob, a jednoczesnie kazda nasza rozmowa nie bedzie przeobrazala sie w klotnie.

Na czerwono powyżej -
tam sama sobie odpowiedziałaś.
A jak?
Za JAKIŚ czas będziesz wiedzieć.
Tylko musisz odczekać ten jakiś czas.
Bo to jak u małego dziecka - chciałoby już wiedzieć jak to jest jak się jest dorosłym, a musi odczekać.
Ty też odczekaj, a będziesz wiedzieć jak rozmawiać. TERAZ SIĘ TYM nie martw zbyt i za bardzo, bo Cię wyczerpią "siły zamartwiające duszę".
Przebaczaj - tak jak do tej pory - codziennie 77 razy.
(Nałóg - wybacza się codziennie w takich sytuacjach, dlatego Agna pisze wybaczyłam - a to dotyczy raptem "do wczoraj", a codziennie zapewne jest tego wiele)
Wybaczaj,
a znajdziesz miłość, ta miłość będzie o wiele piękniejsza, bo będzie miłością Miłosierną.
Do jutra trwa Tydzień Miłosierdzia.
Idź się od Jezusa Miłosiernego TEJ NOWEJ MIŁOŚCI - W NIM I Z NIM - z Najwiekszą i Jedyną Prawdziwą Miłością Miłosierną!
 
     
agna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-04, 23:26   

Najpierw chcę podziękować za Wasze wypowiedzi i odnieść się do kilku. Wiem, że nie znacie sytuacji i czasem ciężko jest komuś cokolwiek odpowiedzieć, gdy nie ma się jasności sytuacji. Chciałabym odpowiedzieć więc na kilka Waszych postów. I przepraszam, jeśli dłużę, ale jestem bardzo wdzięczna za Wasze odpowiedzi i bardzo chcę to Wam okazać.
nałóg napisał/a:
Dostrzegam tu 2 sprzeczności. Gdybyś wybaczyła to nie byłoby bólu ,oczywiście byłaby pamięć ale nie bolało by. Więc tak naprawdę top jak jest???
Czy Ty sama się nie okłamujesz?
Bo wg mnie to Ty wcale mu nie wybaczyłaś, wręcz przeciwnie .

Dla mnie to, czy wybaczyłam związane jest bardziej z tym, czy czuję, że mamy jeszcze szansę, że chcę z nim ciągle być, tworzyć rodzinę, bez wypominania tego, co się stało, że mogę z tego czerpać na przyszłość.
Oczywiście, że boli! Bo jak ma nie boleć, gdy człowiek, którego kocham stara się przy każdej sytuacji udowodnić, że nic dla niego nie znaczę i nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Moje wybaczenie to gotowość do dalszej walki o nas, to, że mogę mu ciągle powiedzieć, że jestem gotowa zostawić to za nami i iść do przodu, wyjaśnić co było złe i czerpać z tego na przyszłość.
nałóg napisał/a:
Na temat kontaktów......... a możesz sobie odpowiedzieć czy Ty chcesz tych kontaktów??? Czy potrzebujesz ich???? Jakich kontaktów???

Póki co nie sądzę żebym była na tyle silna, aby móc tak po prostu zadzwonić do niego.
nałóg napisał/a:
Wiesz.............. sądzę że jak zaakceptujesz fakt że nie mieszkacie razem ,że jesteście w ostrym kryzysie to może łatwiej Ci przyjdzie odpowiedzieć sobie na postawione pytanie

I to jest bardzo mądre spostrzeżenie i zdaję sobie sprawę z tego, że jest to moim głównym wyzwaniem. Przychodzi mi ciągle bardzo ciężko akceptacja obecnej sytuacji, nie potrafię się odnaleźć, wcześniej wiedziałam jak wszystko funkcjonuje, teraz całe moje życie jest przewrócone do góry nogami, stało się to tak nagle, zupełnie niespodziewanie, ciężko mi się z tym wszystkim pogodzić. Nie chcę się pogodzić z tym, że to koniec mojego małżeństwa, ale wystarczy, że rozejrze się wokół siebie – jestem sama, w mieszkaniu gdzie nie ma jego rzeczy, bo on tu nie mieszka, telefony od niego dotyczą tylko rachunków do zapłacenia albo innych spraw administracyjnych, nie obchodzi go jak się czuję, czy sobie radzę, opowiada tylko o sobie, mnie nie chce słuchać.... Codziennie rano budzę się sama, zakupy robię tylki dla jednej osoby, nie siadam do kolacji z nim, by opowiedzieć o całym dniu, nie zasypiam wtulona w niego, nie widzę na codzień jego kochanych oczu...
Ciężko mi się pogodzić z tym, że nie jestem dla niego już jego żoną. Powiedział mi, że on się już ze mną rozwiódł, nie widzi mnie w swojej przyszłości i życzy mi najlepszego, ale z dala od niego. To słyszę od mężczyzny z którym mieliśmy tyle planów, z którym przeszliśmy przez tyle ciężkich chwil, ale zawsze najważniejsze było to, że mamy siebie...Bo choćby wszystko wokół się waliło, zawsze mieliśmy naszą miłość, która dawała nadzieję na przyszłośc. Pamiętam jakie życzenia składaliśmy sobie w Nowy Rok, obiecaliśmy sobie, że w tym roku zostawimy stare problemy za sobą i ten rok będzie dla nas łaskawszy. I tak było – jemu zaczęło lepiej układać się w pracy, dostał propozycję nowej, znaleźliśmy to piękne mieszkanie, zaplanowaliśmy przeprowadzkę do Hiszpanii, bo bardzo chcieliśmy żeby nasze maluchy wychowywały się z rodziną, bo przecież tak bardzo chcieliśmy mieć dzieci....
Naprawdę trudno mi jest wymagać od samej siebie żebym zaakceptowała, że tak już nie będzie, że to wszystko było jakąś wyidealizowaną wizją. Bo nie było. Mnie jest daleko do idealizowania, jestem bardzo mocno stąpająca po ziemi osobą. My przegadaliśmy czego chcemy od życia, od naszego małżeństwa, od siebie i zawsze udawało się nam dojść do porozumienia, nie potrafię przejść do porządku dziennego z tym, że było to nie prawdą.
EL. napisał/a:
To rozhwianie.....niestabilność.... Byc może ona wynika z tego dramatu jaki teraz przezywasz....ale też czy też ona nie jest elementem Twojej osobowości ....a to może drażnić, denerwować, rozpraszać, dziwić i powodowac lęk u innych.....skoro tak częsta dwoistośc Twoich słów.

Moje rozdarcie wynika głównie z tego o czym pisałam powyżej: tym, co ja uważałam za nasze małżeństwo a tym, o czym powiedział mi mój mąż, już jakby po fakcie, gdy podjął decyzję, że to koniec (on- sam zdecydował).
Na codzień nie jestem rozchwianą osobowością. Jestem bardzo otwartą osobą, która z łatwością przyjmuje argumenty innych, nie znaczy, że się na nie zgadza.
EL. napisał/a:
Kobieto Ty mogłaś Mu ten pokój wynająć albo On Tobie....mieszkalibyćsie razem....no niby osobno, ale razem....

Ale ja bardzo tego chciałam! On się nie zgodził.
EL. napisał/a:
.nie odchodzi sie ot tak.....

Właśnie, dlatego to wszystko jest takie trudne. Nie wiem, czy kogoś ma.
EL. napisał/a:
Ty w pierwszych swoich postach wzięłaś wine tylko na siebię....
Zastanawiam się.....teraz myslisz troche inaczej....co się zadziało ??

Co się zadziało? Zaczęłam wychodzić z szoku i myśleć trochę trzeźwiej. Na pewno wina tego, że mieliśmy problemy leży po obu stronach. Ale on nie dał nam żadnej szansy, nie dał mi żadnej szansy, stwierdził, że jest problem i uciekł. Zaczął więc manipulować mną, zrzucił na mnie winę tak, by on mógł poczuć się lepiej. Ja nie mogę brać odpowiedzialności za jego czyny, do tej pory robiłam tak w wielu sytuacjach i to był mój błąd, wiem.
EL. napisał/a:
a temerament i wychowanie Hiszpana....kto to widział wieczory spędxać w domu...a tańce, a wino, a śpiew itp ??

Przepraszam EL. ale to jest szufladkowanie ludzi, coś, czego bardzo nie lubię, z czym się w ogóle nie zgadzam. Jego rodzice, rodzeństwo wcale nie spędzają wieczorów pod hasłem tańce, wino i śpiew. A jeśli on miał na to ochotę, to ma buzię, mógł się odezwać, częściej na tańce, wino i śpiew to ja go wyrywałam. Bo on bez swoich kumpli to się z domu nie ruszał.
wanboma napisał/a:
Mam wrazenie, ze miotasz sie i chcialabys juz teraz, w tej chwili miec go spowrotem. A moze on potrzebuje jeszcze chwili wytchnienia.

Elżbieta napisał/a:
Za JAKIŚ czas będziesz wiedzieć.
Tylko musisz odczekać ten jakiś czas.

Dokładnie tak jest. Cierpliwość nie jest moją mocną stroną, chciałabym już i teraz, a tu trzeba czasu. Wiem to, ale serce tak bardzo za nim tęskni.
Chodzę do psychologa, póki co te wizyty właśnie mają głównie cel stawianie mnie do pionu, uświadamianie, że pogrążanie się w rozpaczy niczemu nie pomoże.
Dzisiaj widzieliśmy się, wydaje mi się, że poszło dobrze. Starałam nie zachowywać się „pod niego”, zachowałam się tak, jak czułam na ten moment. Nie bałam się go, co było dla mnie ważne, bo ostatnio zaczęłam się bać kontaktów z nim. Sądzę, że następnym razem będę dużo spokojniejsza.
Dużo pracy przede mną, wiem.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8