Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
zjednoczenie 3 lata po rozwodzie?
Autor Wiadomość
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 22:38   

Co do powtórnych zejść - też znam takie przypadki. Ale jest warunek - oboje muszą chcieć. Przegadałem o tym godziny z moją terapeutką.

Znam też małżeństwa, które poprzednie związki unieważniły i takie które są w trakcie unieważniania poprzednich sakramentalnych związków. Nie jest wcale tak łatwo jak sadzą niektórzy.

Znam związki niesakramentalne - tam też mieszka miłość...

Znam ludzi porzuconych, którzy są autentyczni w swoim heroicznym czekaniu ale zdarzają się też zombie, którzy sieja zgorzknienie i zabraniają innym być szczęśliwym...

A te przykłady są dowodem na to co mówi Benedykt XVI "nikt z nas nie ma gotowych formuł"


czy nie zauważasz tu wskazywania różnych możliwości???
Czyż Benedykt XVI nie pisze że "nikt z nas nie ma gotowych formuł"

Ale Ty twierdzisz:
elzd1 napisał/a:
Kościół nie ma być nowoczesny, naginać się do współczesnych trendów, Kościół ma być niewzruszony jak skała, bo inaczej rozpadnie się. A czego ludzie tutaj się przede wszystkim dowiadują? Że każde małżeństwo, które rozpadło się z powodu czyjegoś grzechu, egoizmu - może zostać unieważnione? Że nie ma sensu ponosić ofiar? To po cóż to forum? Komu ma służyć, szatanowi czy Bogu?


Ty twierdzisz że Ci, którzy zadają pytania, szukają uważają:
elzd1 napisał/a:
Że każde małżeństwo, które rozpadło się z powodu czyjegoś grzechu, egoizmu - może zostać unieważnione? Że nie ma sensu ponosić ofiar?

Ty Elu wiesz. Ty wiesz że jedynie słuszną drogą, drogą Prawdy jak Ty napisałaś jest wierne trwanie.
elzd1 napisał/a:
To po cóż to forum? Komu ma służyć, szatanowi czy Bogu?
No tak czyli Ci którzy mają inne zdanie, którzy nie uznają Twojej drogi, oraz jedynie słusznej drogi na tym forum służą szatanowi.
coś niesamowitego - życzę Ci Elu byś to przemyślała. Dobranoc.

PS - Przestaję się widzieć w takim otoczeniu. Drażnią mnie zapędy faryzejskie.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 22:43   

wito napisał/a:
No tak czyli Ci którzy mają inne zdanie, którzy nie uznają Twojej drogi, oraz jedynie słusznej drogi na tym forum służą szatanowi.

Nie Witku, myślę sobie, że zły podsuwa czasem takie myśli, które prowadzą w jego kierunku, podszywa się pod dobro.

Dobranoc.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 06:04   

Aguniu...tak mi przykro,czytając to ,co piszesz.....współczuję z całego serca....

Wito bardzo mi się podoba Twoja dyskusja,pozdrawiam.
 
     
Darek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 07:20   

Dla chrześcijana - katolika droga jest tylko jedna: całkowite, bez najmniejszych wyjątków posłuszeństwo Panu Bogu, dla pozostałej reszty może być wiele dróg. Co do tego jak to posłuszeństwo ma wyglądać nie ma najmniejszych wątpliwości. Uporczywe trwanie w nieposłuszeństwie jest grzechem i to ciężkim - co do tego też nie ma wątpliwości.
Pan Bóg nie jest firmą sprzedającą łaskę. Wyrachowanie w wierze skazuje jakiekolwiek prośby na niepowodzenie. Trzeba ślepo zaufać w 100%. Tego nie da się kupić.
Nikt tutaj nie próbuje nikogo zmuszać do wiary poprzez wybranie właściwej drogi, każdy ma wolny wybór.
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 08:22   

Wito popieram Twoje słowa człowieka żyjącego i dojrzewającego.

[ Dodano: 2008-08-23, 10:25 ]
Rzeczywiście to faryzeusze tak bronili litery Prawa , że ukrzyżowali Jezusa.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 08:31   

darek1 napisał/a:
Dla chrześcijana - katolika droga jest tylko jedna: całkowite, bez najmniejszych wyjątków posłuszeństwo Panu Bogu, dla pozostałej reszty może być wiele dróg. Co do tego jak to posłuszeństwo ma wyglądać nie ma najmniejszych wątpliwości.

tyle Darek
A teraz co o tym piszę Jan Paweł II:
"Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica między tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej ciężkiej winy zniszczyli ważne kanoniczne małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, w sposób nieodwracalny zniszczone, nigdy nie było ważne. Niech będą zachęcani przez swoich duszpasterzy do słuchania słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do trwania na modlitwie, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej. Niech Kościół modli się za nich, niech okaże się miłosierną matką podtrzymującą ich w wierze i nadziei"
przepraszam, że wytłuszczyłem tekst JPII ale to gwoli tego by ci, którzy tak łatwo rzucają kamieniami, którzy obrali "jedynie słuszna drogę" raczyli zauważyć, że w tym o czym tak głośno piszą nie ma miłości. Tam nie ma miejsca na drugiego człowieka.

uznałem, że po raz kolejny powinienem to zacytować:
"A dla nas, w sutannach czy bez, dla nas, często wydających surowe wyroki, sądzących i zamykających drogi do Boga, to ostrzeżenie. Ale i dla nas, apostołów głupoty, jest w tej Chrystusowej konstytucji jakaś nadzieja. Że i nas, dwudziestowiecznych faryzeuszów, potrafi zbawić, bo "co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga", bo "u Boga wszystko jest możliwe".

Nawet twoje zbawienie!

I moje... "

Stawianie sprawy "wiernego trwania" jako "jedynej słusznej drogi" może rodzić w ludziach będących w sytuacji stresu psychicznego - mechanizmy obronne.
Następuje wyrzucanie ze świadomości tego, co jest przykre i szkodliwe dla danej jednostki.
Może nastąpić wyrzucenie religijności jako tego czynnika, który budzi niepokój. Pomimo wewnętrznego przekonania, że poprzednie małżeństwo nie istnieje, być może nigdy nie istniało, pomimo poczucia skrzywdzenia, odrzucenia - obwiniają siebie że nie dają już rady dłużej trwać.
Nie mam upoważnienia by podawać przykłady osób z tego forum, które właśnie są w takim stanie. Część z nich uciekła - część dalej się miota.

Ale cóż to obchodzi dwudziestowiecznych faryzeuszy. Oni maja swój cel - błyszczeć swoim trwaniem, nie widząc po drodze niczego i nikogo.
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 10:27   

Ja widzę to tak: dwa tysiące lat temu faryzeusze tak ukochali swoje prawa , ludzkie wypociny i przepisy, tak chcieli być bardziej boscy niż Pan Bóg, że nie zauważyli, że oto przed nimi stoi żywy Pan Bóg w ludzkim ciele. A ponieważ Jego nauka o miłości, przebaczeniu , hierarchia, w której najważniejsza jest miłość do Pana Boga a zaraz za nią miłość do człowieka stała w sprzecznosci z przepisami więc Go unieszkodliwili .
Dzisiaj widzę, że jest tak samo.
Dla mnie sam Pan Bóg, Jego Słowo , dzieło Jezusa Chrystusa jest ważniejsze niż ludzkie wypociny - przepraszam papieży i sobory ale to tylko ludzie. żEBY nie być gołosłowną przytoczę wersety z Pisma św, na których się opieram:
Gal 1
(10) A zatem teraz: czy zabiegam o względy ludzi, czy raczej Boga? Czy ludziom staram się przypodobać? Gdybym jeszcze teraz ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa. (11) Oświadczam więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelią nie jest wymysłem ludzkim. (12) Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus.
Mat 5
(32) A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa.

Do Andrzeja. Proszę nie zamieszczaj wypowiedzi Ojca Salija i innych księży interpretujących wielostronicowymi tekstami jedno zaledwie zdanie wypowiedziane przez Pana Jezusa lub apostoła. Ja naprawdę na tyle boję się Pana Boga, że On jest dla mnie najważniejszy i Jego Słowa w myśl słów Dawida z Psalmu 33
(8) Niech cała ziemia boi się Pana i niech się Go lękają wszyscy mieszkańcy świata! (9) Bo On przemówił, a wszystko powstało; On rozkazał, a zaczęło istnieć. (10) Pan udaremnia zamiary narodów; wniwecz obraca zamysły ludów. (11) Zamiar Pana trwa na wieki; zamysły Jego serca - poprzez pokolenia.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 12:52   

Z jednej strony zauważam głos osób , które mówią ,że jest Sąd Biskupi, że jest tez taka droga. Z drugiej strony zauważam ,że jest tez głos osób , które mówią ,że jest inna droga.
I nie widzę potrzeby krytyki ani jednej ani drugiej strony. Jeśli jedna strona widzi w tym zagrożenie i podkreśla ,jakie są skutki jednego kanonu...to nie jest to powód , by nie uwzględnic w swoich przemyśleniach tego co ktoś mówi z uporem"maniaka". No przecież nie będziemy traktowali Jana Pawła , czy innej osobistości wybiórczo, nawet Ewangelię...nie o to chodzi...Sąd Biskupi ma swoje uzasadnienie. Problem w tym jak traktowany jest mentalnie , moralnie kanon który od 1983 r przysporzył wiele nieporozumień...
Jeśli uczestnicy wspólnoty Kościelnej dostrzegają ,że dzieje się coś co wydaje złe owoce, to jest to wspaniały obraz ,że społeczeństwo żyje Kościołem. I nie człowiek poraniony jest tutaj osobą do prostowania takich spraw , a sam Kościół raczej...Dlatego ,że to ten najmniejszy ...maluczki przychodzi do Matki Koscioła.
Wszystkie sygnały dla Kościoła są ważne. Bardzo ważne,bo przecież on jest powszechny, my jesteśmy uczestnikami tej wspólnoty. Starac się trzeba spojrzec na problem nie swoich przekonań, racji...ale Bożych...Zdaje sobie sprawę ,że do spraw Bożych się ciągle dojrzewa...Kościół też dojrzewa ciągle ....rozwija się...a w nim wierni...
Nie można mówic o faryzeuszach, literze prawa krytykując Kościół, bo jest on "głową Chrystusa". Nie można lekceważyc osób , które napisały Encyklikę, czy inną ważną naukę..., bo żaden człowiek nie może ocenic , zmierzyc, zważyc, przejrzec ile w tym jest Ducha Sw. To bardzo ryzykowne posunięcie... świadoma jestem ,że dojrzewam w wierze...wracając do tego co było rok temu...powiedziałabym...,że "śmiechu warte jest moje pojmowanie wiary"..., za rok , pewno też się z czegoś uśmieje...wiec ostrożnie używałabym słów, faryzeusz, litera prawa itp...
Rozumiem i gospodarzy forum , bo przecież jest FORUM,WSPóLNOTA WIERNEJ MIłOSCI, TRUDNYCH MAłżENSTW "SYCHAR" po to, by ratowac , próbowac...uzdrowic małżeństwo w kryzysie ... Rozumiem tych , którzy szukają innej drogi, bo takie rozwiązanie daje Kościół...Rozumiem tez tych ,którzy nie maja nadziei, albo po ludzku chcą "życ" mając czyste sumienie...albo znajdują wiele innych powodów...

Dostrzegam potrzebę głosu dla Kościoła o tak ważnych sprawach..., by nie było sytuacji , gdzie człowiek wkracza w sferę , gdzie jego byt jest już ograniczeniem... ( Ks. Rdz 3 )
Tą sprawę rozstrzygnie Kosciół , a my będziemy się modlic za Kościół, za kapłanów, za osoby pracujące w Sądach Biskupich...
Warto też pomyślec samemu dla siebie...na ile jestem Apostołem w życiu codziennym...

Pozdrawiam...
Pamiętam w modlitwie:)
Ostatnio zmieniony przez Mirela 2008-08-23, 17:38, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 13:35   

Mirelo - rozumiem, jako administratorzy, moderatorzy widzicie zagrożenie, że ktoś piszę o Sądzie Biskupim.
Rozumiem - to kłóci się z ogólnym założeniem tego forum - "Każde trudne małżeństwo jest do uratowania".
Rozumiem, że jako żyjący w Kościele dostrzegacie, że Sąd Biskupi "wydaje złe owoce".
Nie zauważyłem by ktoś używał określenia faryzeusze w stosunku do Kościoła.
No tak nie można lekceważyć Encyklik - ale czyż nie widzisz, że Jan Paweł II - największy obrońca rodziny użył określenia "w sposób nieodwracalny zniszczone, nigdy nie było ważne"?


Mirela napisał/a:
albo po ludzku chcą "życ" mając czyste sumienie

Nie osądzaj Mirelo - kto żyje a kto "żyje". Takie praktyki przystoją Gazecie Wyborczej a nie katolickiemu forum.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 13:54   

Wito...pozdrawiam...
;)
Wito "życ" w cudzysłowiu oznacza dla mnie to ,że nie zawsze człowiek rozumie słowo życ w sposób wolny...To nie ocena to już Twoja interpretacja...

wito napisał/a:
Mirelo - rozumiem, jako administratorzy, moderatorzy widzicie zagrożenie, że ktoś piszę o Sądzie Biskupim.
Rozumiem - to kłóci się z ogólnym założeniem tego forum - "Każde trudne małżeństwo jest do uratowania".
Rozumiem, że jako żyjący w Kościele dostrzegacie, że Sąd Biskupi "wydaje złe owoce".
Nie zauważyłem by ktoś używał określenia faryzeusze w stosunku do Kościoła.
No tak nie można lekceważyć Encyklik - ale czyż nie widzisz, że Jan Paweł II - największy obrońca rodziny użył określenia "w sposób nieodwracalny zniszczone, nigdy nie było ważne"?

Może kiedyś zrozumiesz..., bo nie sposób byś mógł patrzec moimi oczyma...
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 14:09   

Wito...pozdrawiam...
;)
Wito "życ" w cudzysłowiu oznacza dla mnie to ,że nie zawsze człowiek rozumie słowo życ w sposób wolny...To nie ocena to już Twoja interpretacja...

wito napisał/a:
Mirelo - rozumiem, jako administratorzy, moderatorzy widzicie zagrożenie, że ktoś piszę o Sądzie Biskupim.
Rozumiem - to kłóci się z ogólnym założeniem tego forum - "Każde trudne małżeństwo jest do uratowania".
Rozumiem, że jako żyjący w Kościele dostrzegacie, że Sąd Biskupi "wydaje złe owoce".
Nie zauważyłem by ktoś używał określenia faryzeusze w stosunku do Kościoła.
No tak nie można lekceważyć Encyklik - ale czyż nie widzisz, że Jan Paweł II - największy obrońca rodziny użył określenia "w sposób nieodwracalny zniszczone, nigdy nie było ważne"?

Może kiedyś zrozumiesz..., bo nie sposób byś mógł patrzec moimi oczyma...moją duszą...
Cytat:

Nie zauważyłem by ktoś używał określenia faryzeusze w stosunku do Kościoła.

Moje wypowiedzi nie muszą odnosic się tylko do tego co tutaj zostało napisane, czy powiedziane...DOBRZE ZAUWAZYłES :)
 
     
ekola
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 14:33   

Przepraszam, że się wtrącam.

Wito, napisałeś:
Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, w sposób nieodwracalny zniszczone, nigdy nie było ważne.

Wyboldowałeś fragment zdania. Ale w pełnym brzmieniu: są ... często subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo w sposób nieodwracalny zniszczone, nigdy nie było ważne. jest już troszkę inaczej...
Czyli - człowiek może mieć takie wrażenie, może subiektywnie tak postrzegać. Czy to jest wykładnia?

Trochę rozumiem elzd. Mam wrażenie że w ostatnich latach zbyt łatwo sięga się po uniewaznienie małżeństwa. Pamiętam taki przypadek sprzed około 20 lat w mojej rodzinie. Były podstawy - zatajona przed slubem choroba umysłowa. A i tak, proces oparł sie o Watykan i ciągnął długie lata. Teraz odnoszę wrażenie że dla wielu wystarczającym powodem nieważności jest jedynie fakt że sie nie udało. I nie wiem - nie udało się, to nieważne, czy nie udało się, bo człowiek zawiódł? Różne są sytuację, ale coraz częściej tu na forum słyszę głosy właśnie takie - nie wyszło, nie z mojej winy, to może było nieważne? Bo czemu mam się męczyć sam/sama przez najbliższe lata?
Żeby nie było - każdy ma prawo do własnych decyzji. Przede wszystkim, każdy wie najlepiej jak wyglądało jego małżeństwo, na jakich podstawach zostało zbudowane.
Bardziej chodzi mi o to, że powoli, powolutku zmienia się nasza mentalność. Coś co kiedyś było nierozerwalne, teraz można spróbować unieważnić. Uda się albo się nie uda! No bo dlaczego tak nagle zwiększyła się liczba wniosków o unieważnienie?

Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Może nie powinnam się wypowiadać... Ale już któryś raz powraca ten temat. I się gubię...

Pozdrawiam
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 14:34   

Mirela napisał/a:
Może kiedyś zrozumiesz..., bo nie sposób byś mógł patrzec moimi oczyma...

Swoimi oczyma rozumiem tak - im bardziej jakiś temat jest rozmydlany tym będzie trudniej zrozumiały dla odbiorcy.

Jan Paweł II w "Familiaris consortio" jednoznacznie opowiada się za nierozerwalnością małżeństwa, ale jakoś nikt z administratorów tego forum nie chce zauważyć że używa też słów:
"mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica między tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej ciężkiej winy zniszczyli ważne kanoniczne małżeństwo."
oraz:
"w sposób nieodwracalny zniszczone, nigdy nie było ważne."

Proszę wytłumacz mi co to znaczy rozumienie słowa żyć w sposób wolny.
Ja facet jestem, dla mnie po ludzku żyć mając czyste sumienie - brzmi jasno
a po ludzku "żyć" mając czyste sumienie - brzmi tak - nie można mieć czystego sumienia żyjąc po ludzku. Bo według ciebie żyjemy wtedy w cudzysłowiu - nie żyjemy.

To tak jak z tym szatanem, z którego Elzd próbowała wybrnąć jak z jej wypowiedzi wynikało, że forum na którym się pisze o Sądzie Biskupim służy szatanowi a nie Bogu.

[ Dodano: 2008-08-23, 16:15 ]
ekola napisał/a:
Wito, napisałeś:
Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, w sposób nieodwracalny zniszczone, nigdy nie było ważne.


masz rację - powinienem zaznaczyć tak jak Ty zaznaczyłaś. Uważam, że właśnie na podstawie naszych przeżyć, tego co będąc już po kryzysie na trzeźwo możemy powiedzieć jak to naprawdę było możemy stwierdzić czy ten ktoś z kim żyliśmy był naszym małżonkiem czy tylko żerował na naszej miłości.
Ale istotne były dla mnie słowa, papieża - "zniszczyli małżeństwo i nieodwracalnie zniszczone, nigdy nie było ważne." I nie mam zamiaru ich inaczej interpretować jak właśnie tak jak zostały wypowiedziane.

Podobnie się ma ze słowami "Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu". Też w kościele toczy się dyskusja - pisaliśmy kiedyś o tym. Jedni kardynałowie widzą to tak inni inaczej...

A co do tego że kiedyś nie było rozwodów. Były a często małżeństwo istniało wyłącznie na papierze. Rzeczą normalną było to iż jaśnie pan miał cała rzeszę kochanek, a małżeństwo trwało bo łączyło majątki. Małżeństwo było swego rodzaju interesem.
Chłop był przywiązany do ziemi a kobieta przywiązana do chłopa.
W czasach Jezusa Chrystusa też. Nie zawierało się małżeństwa tylko - brało żonę z posagiem. Potem pisało się list rozwodowy podając argumenty dopuszczalne w prawie. Nikt tego nie badał i już jest następna żona z następnym posagiem.
Zestaw to ze słowami ""Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu".

A znakomity sposób na unieważnienie małżeństwa znalazł Henryk VIII - on się nie rozwodził - a miał 6 żon...
Rozwody nie są wymysłem naszych czasów. Tylko, że TU i TERAZ się zmienia.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 15:43   

A racja jest jak plecy............... każdy ma swoje.
A temat jak weksel..........albo bumerang wraca,i wraca........i budzi emocje.
Ma to swoje plusy..............pozwala piszącym oderwac się od swoich problemów,zadań.
Pogody Ducha
 
     
Darek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-23, 15:49   

Oczywiste jest, że żaden katolik nie pójdzie do zboru Świadków Jehowy, aby udowadniać zgromadzonym tam ludziom, że katolicyzm jest jedyną słuszną religią. Tak samo uważam, że czymś niepoważnym są próby udowadniania nieistnienia nierozerwalności sakramentalnego małżeństwa i słuszności stwierdzania jego nieważności na życzenie zainteresowanych na forum zajmującym się ratowaniem sakramentalnych małżeństw. Jest przecież wiele miejsc zarówno w świecie rzeczywistym jak i wirtualnym, gdzie można otrzymać fachową pomoc w uzyskaniu rozwodu cywilnego i stwierdzenia nieważności małżeństwa, zyskać uznanie za swoją postawę. W dodatku nie trzeba przy tym wykazywać żadnej wiary, mogą być potrzebne jedynie pieniądze.
Jak czytam posty ubliżające osobom pragnącym dochować wierności przypomina mi się sytuacja, kiedy to moja siostra wysiadała z samochodu po Pierwszej Komunii Świętej, ubrana w biały strój i podszedł do niej świadek Jehowy i rozpoczął nawracanie. Czy nie możemy się zajmować właśnie ratowaniem małżeństwa? Dlaczego tak wielu próbuje podważyć sens istnienia tego forum, wsadzając przysłowiowy kij w mrowisko? Jak wynika z regulaminu forum powinniśmy się zajmować ratowaniem, a nie unicestwianiem małżeństw. Ci, co mają inne zdanie i chcą je aktywnie promować robiąc to tutaj zachowują się po prostu niegrzecznie w stosunku do innych, tak jak ów świadek Jehowy, którego zachowanie opisałem powyżej.
Zauważyłem, że został na forum wykreowany termin „sprawdzanie ważności” czy coś w tym stylu, co wydaje się czymś nienormalnym, szczególnie dla małżeństw o wieloletnich stażach, mających dzieci. Dlaczego nikt nie jest zainteresowany takim testem, gdy wszystko układa się dobrze, co niewątpliwie kiedyś miało miejsce. Jeśli jednak małżeństwo nigdy nie miało miejsca, to dzieci pochodzą z cudzołóstwa, które było praktykowane po rzez wiele lat. Czy małżonkowie nie wiedzieli, że cudzołożą, skoro wiedzą, że małżeństwo jest nieważne? Oczywiście, że małżeństwo może być nieważne, ale jest nieprawdopodobne, żeby miało to miejsce na taką skalę jak obecnie (2007 rok: 65 tysięcy rozwodów, z czego 10 tysięcy w sądach biskupich, dwie trzecie zakończone stwierdzeniem nieważności). Nie można w ten sposób omijać nierozerwalności sakramentalnego małżeństwa. Źle się będzie działo na świecie, jeśli te praktyki się rozpowszechnią i Kościół w porę nie zareaguję. To nie jest osobista sprawa każdego z nas, a problem całej ludzkości. Jeśli wierzysz lub wiesz, że twoje małżeństwo jest nieważne, to nie wchodz na to forum i nie próbuj go ratować, bo nie ma czego. Skoro nie ma małżeństwa, to nie ma o co prosić Pana Boga. Udaj się prosto do sądu biskupiego. Zrób to jak najszybciej, bo narazisz się na cudzołustwo, najlepiej jeszcze przed kryzysem.
Jeśli ktoś wątpi w nierozerwalność sakramentalnego małżeństwa to niech bierze do ręki Pismo Święte i przeczyta całe, najlepiej kilka razy. Jeśli nie ma w nim ducha zła i nie zacznie podważać zawartych tam racji, zostanie przytłoczony słusznością tej tezy. Ponadto nie znajdzie ani jednego słowa na temat nieważności małżeństwa i innych metod mających je rozwiązać za życia małżonków. Największym zyskiem z takiej lektury będzie jednak wzrost duchowy jakiego niewątpliwie dozna.
Można też znaleźć wiele postów usprawiedliwiających wejście w niesakramentalne związki. Często poparte jest to dobrem dzieci w nich poczętych. Nie ma bardziej błędnego myślenia. Zło jakiego te dzieci doznają w przypadku nawrócenia się i powrotu małżonka do sakramentalnego partnera jest owocem cudzołóstwa, którego ów małżonek się dopuścił i to on za to odpowie. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że jego odpowiedzialność będzie na pewno mniejsza niż w przypadku życia w trwałym, publicznym cudzołóstwie. Największa szkoda dla dziecka ma miejsce wtedy, gdy żyje w cudzołożnej rodzinie i ogląda ten rażący przykład, który zostaje zassany wraz z mlekiem matki jako coś normalnego i jak najbardziej słusznego.
Kolejny absurd to sposób pojmowania miłosierdzia dla osób tkwiących w niesakramentalnych związkach. Nie polega ono bynajmniej na akceptacji takiego związku, ponieważ w świetle wiary jest on nie do zaakceptowania (nawet ze względu na dzieci), stanowi bowiem trwałe, publiczne cudzołóstwo, gorszące innych, ziejące złym przykładem. Miłosierdzie dla tych ludzi polega na braku potępienia i na niezamykaniu drogi do nawrócenia. Warunki nawrócenia pozostają jednak niezmienne. Oczywiście, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak żaden rozsądny człowiek nie będzie liczył na to, że specjalnie dla niego Pan Bóg uchyli dane nam prawa, szczególnie za jego nieposłuszeństwo. Czy Pismo Święte uczy, że Kain lub Judasz zostali zbawieni? Jak uczy Pan Jezus, przyjmowanie Najświętszego Sakramentu jest niezbędne do zbawienia, co stanowi kolejny argument. Swoją drogą ciekaw jestem treści postów w sytuacji, gdy kościół zacząłby dopuszczać takich ludzi do Komunii, co wcale nie jest wykluczone, słyszy się o tym coraz częściej od modernistycznych, póki co niedoszłych reformatorów, bo „trzeba być ludzkim”, tak jak to wielu mówi i „okazywać miłosierdzie”. Czy to też byłoby nieomylne ze strony kościoła? Wielu zapewne nie zauważa, że duchownych toczy taka sam gangrena jak nas. Nam pozostaje się tylko modlić za Kościół i za nas samych, no i oczywiście nie dać się zwieść.
Jeśli ktoś chce mnie skrytykować za te słowa, to proszę zauważyć, ze zawsze jestem za podniesieniem, lub utrzymaniem poprzeczki wiary, nigdy za obniżaniem, co po ludzku także dla mnie jest niekorzystne.
Nie ma w tej sytuacji innego sposobu na posłuszeństwo Panu Bogu jak pozostanie w wierności sakramentalnemu małżonkowi. Nie oznacza to zadręczania się jego odejściem, ciągłego wyczekiwania, uzależniania swojego dalszego życia od jego bezbożnych poczynań. Po prostu póki on żyje trzeba być gotowym na jego nawrócenie i chęć powrotu. Ktoś zapewne powoła się na cytat z Ewangelii Mateusza „…poza wypadkiem nierządu…”. Ja się powołuję na modlitwę „Ojcze Nasz”: „.. i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…”, bowiem brak przebaczenia jest jednym z najcięższych grzechów.
Jak Wam wszystkim, tak i mnie jest bardzo ciężko. Każdy z nas pragnie bowiem być kochanym, szczęśliwym, mieć rodzinę, zaznać jej ciepłą, poczucia bezpieczeństwa. Nie można jednak zapomnieć, że to czego doświadczamy tutaj w swoim ziemskim życiu jest przemijające, a niewłaściwe decyzje będą skutkowały w wieczności.

Darek
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9