Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
zjednoczenie 3 lata po rozwodzie?
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-21, 10:16   

Kobieta74 napisał/a:
elzd1,
uwierz,ja naprawde nie chce iść na łatwizne. przyglądałam sie temu mojemu małżeństwu wiele razy. jest mi łatwiej niż innym, bo rozwód cywilny był 3 lata temu, mieszkamy oddzielnie, sytuacja jest jasna, emocje opadły (w porównaniu do tego, co sie czuje, gdy kryzys trwa - czas jest idealnym lekarzem). i teraz odrodziłam sie na nowo jako człowiek. i zadaje sobie pytanie - co dalej? dałam sobie niezbedny czas na wylizanie ran. męża nie neguję - z tego, co było wyciągnęłam wnioski. o złym staram się nie pamietac. i dochodze do wniosku, że jest u nas kilka powodów stwierdzenia nieważności (psychiczna niezdolność męża do podjecia istotnych obowiązków małżenskich, niedojrzałość, ukryta schizofrenia bliskich członków rodziny, jego osobowość z pogranicza borderline - to takie najważniejsze).
Wit pisze:
"I nie można żyć iluzją! Nie tego od nas żąda Bóg. Nie można tworzyć wyidealizowanego obrazu kogoś, kto dawno odszedł ale trzyma nas jak emocjonalny wampir. Jest "cienka czerwona linia", po przekroczeniu której nie ma już powrotu dla krzywdziciela." teraz sobie mysle, że nie ma powrotu do tego,co było. ale można stworzyc cos zupełnie innego, nowego. w imie przysięgi i w imie dziecka, które jest. na innych,zdrowych zasadach. to jedyna możliwość.
mój dylemat to głownie to, czy czekać na cud czy czy starać sie z pomoca Kościoła oddzielić sie od małżonka i spróbowac ułożyć sobie życie na nowo.
podziwiam tych, którzy są w RWS. ja jestem z założenia "rodzinolubna" i tak chciałabym spędzic resztę swojego życia.ale w Bogu.
i wiem też,że można życ bez męża. ale to życie jest puste. Bóg nie na darmo stworzył mężczyzne i kobiete.
i uwierz mi, że nie kieruję sie modą. gdyby tak było nie miałabym podobnych dylematów.
pozdrawiam cieplutko:)

Zachęcam Cię, zanim cokolwiek zdecydujesz, do odwiedzenia miejsca, w którym cud jest na porządku dziennym.. Takie oto miejsce przygotował Pan Bóg ku zbudowaniu dla tych, co wierzą w Niego.
 
     
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-21, 12:02   

Kobieta74 napisał/a:


mój dylemat to głownie to, czy czekać na cud czy czy starać sie z pomoca Kościoła oddzielić sie od małżonka i spróbowac ułożyć sobie życie na nowo.
podziwiam tych, którzy są w RWS. ja jestem z założenia "rodzinolubna" i tak chciałabym spędzic resztę swojego życia.ale w Bogu.


Co to znaczy czekać na cud?
Czy czekać tak jak kobieta kananejska z ostatniego niedzielnego czytania?
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-21, 12:54   

Kobieta74 napisał/a:
elzd1,
uwierz,ja naprawde nie chce iść na łatwizne. (...) bo rozwód cywilny był 3 lata temu, (...) i zadaje sobie pytanie - co dalej? (...) z tego, co było wyciągnęłam wnioski. (...) i dochodze do wniosku, że jest u nas kilka powodów stwierdzenia nieważności (...)

(...) teraz sobie mysle, że nie ma powrotu do tego,co było. ale można stworzyc cos zupełnie innego, nowego. (...)
mój dylemat to głownie to, czy czekać na cud czy czy starać sie z pomoca Kościoła oddzielić sie od małżonka i spróbowac ułożyć sobie życie na nowo.
podziwiam tych, którzy są w RWS. ja jestem z założenia "rodzinolubna" i tak chciałabym spędzic resztę swojego życia.ale w Bogu.
i wiem też,że można życ bez męża. ale to życie jest puste. Bóg nie na darmo stworzył mężczyzne i kobiete.
i uwierz mi, że nie kieruję sie modą. gdyby tak było nie miałabym podobnych dylematów.
pozdrawiam cieplutko:)


Kobieto 74 - nikt nie zrozumie, kto nie chce zrozumieć, że Ci którzy mają wątpliwości co do ważności ich sakramentu małżeństwa, przeżywają ogromne rozterki. Jeżeli się nie chce kogoś zrozumieć, to najłatwiej jest napisać, że idzie na łatwiznę, z "duchem czasu", straszyć ...
Bóg wie ile każdy z nas wycierpiał...

I jeszcze do Eli - cytatu z Misia a zwłaszcza ten, pasuje do idiotycznych przykładów, wymyślania niestworzonych historii takich jak ten też - co by było gdyby unieważnić sakrament chrztu! O ile mi wiadomo to nad takimi sprawami Sąd Biskupi raczej się nie zastanawia, nad sakramentem małżeństwa tak.
Wnioski pozostawiam do wyciągnięcia.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-21, 14:22   

"Milość nigdy nie ustaje "- z Hymnu do miłości.

Jeśli On odszedł...to może rzeczywiście nie kochał....
Jeżeli Ty kochałaś....kochasz....to Twoja milośc do Niego nigdy się nie skończy.....co więc Ci da unieważnienie zawarcia związku małżeńskiego ?
Kochając swojego meża, będziesz umiała - umiał uczciwie pokochac inna osobę ?

Znam osobiście dwa małżeństwa, które rozwiodły się w Sądzie cywilnym ....dzisiaj znowu sa razem i buduja od nowa.
Znam swoja historię, ktora była równie dramatyczna....dzisiaj od nowa buduję z mężem i jestem nam dobrze.

Jeżeli to była miłość...to ona nie ustanie....nic jej nie zagłuszy...będzie trwać do końca życia !
Ale przeciez kochac nam wolno ! Zawsze i do końca.....syna marnotrawnego i męża ( zonę) ,który odszedł, zdradził. Nikt nam nie zabrania kochać !! EL.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-21, 15:16   

Elu - bardzo sie cieszę Twoim szczęściem, że Tobie się udało. Ja też byłem pełen nadziei.

Co do powtórnych zejść - też znam takie przypadki. Ale jest warunek - oboje muszą chcieć. Przegadałem o tym godziny z moją terapeutką.

Znam też małżeństwa, które poprzednie związki unieważniły i takie które są w trakcie unieważniania poprzednich sakramentalnych związków. Nie jest wcale tak łatwo jak sadzą niektórzy.

Znam związki niesakramentalne - tam też mieszka miłość...

Znam ludzi porzuconych, którzy są autentyczni w swoim heroicznym czekaniu ale zdarzają się też zombie, którzy sieja zgorzknienie i zabraniają innym być szczęśliwym...

A te przykłady są dowodem na to co mówi Benedykt XVI "nikt z nas nie ma gotowych formuł"


Co do tego czy miłość ustanie czy nie? ja uważam, że jest granica po przekroczeniu której sami siebie zaczynamy okłamywać. Bardzo byśmy chcieli być z tym, który odszedł. Kochamy go jak bliźniego a wmawiamy sobie, że jest to miłość małżeńska. Bóg powołał małżonków do bycia razem - nie w duchowym oddaleniu. Kochamy już nie małżonka ale bliźniego a to już nie jest małżeństwo.
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 08:07   

Mądre słowa, zgadzam się w 100 % . Nie ma gotowych reguł = ostatnie słowo należy do Pana Boga , a Jego ścieżki i myśli to nie nasze ścieżki i myśli , tzn. nie możemy ich przewidzieć. I ponieważ nie możemy przewidzieć wyroków Bożych w codziennym życiu i kryzysach dobrze jest skupić się na modlitwie i ROZPOZNAWANIU BOżEJ WOLI dla naszego życia na teraz. Wtedy jest łatwiej , bo jeśli Bóg jest z nami to któż może być przeciwko nam ?
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 156
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2008-08-22, 10:04   

Mąż Zosi napisał/a:
Andrzej napisał/a:
Mąż Zosi napisał/a:
Zadbaj o siebie i złóż papiery do sądu biskupiego. Poddaj się osądowi Kościoła.

Będziesz jeszcze szczęśliwa.


Jarku, dlaczego Ty nie złożyłeś papierów do sądu biskupiego w przypadku swojego małżeństwa?


Andrzeju. Dlaczego wywołujesz mnie do tablicy. Każdy przypadek jest inny. Ja myślałem w pewnym momencie o tym ale po zapoznaniu się z przepisami kościelnymi stwierdziłem że nie ma przesłanek w tym zakresie.

Poza tym była szansa na uratowanie małżeństwa. Takie podjąłem decyzje i szczerze mówiąc do dziś nie wiem jak to się stało i skąd brałem siły :-D


Ten kto kocha w naturalny sposób nie jest zainteresowany innym rozwiązaniem jak pragnieniem dążenia do zjednoczenia się z obiektem swojej miłości. W takiej miłości nie ma miejsca na układanie sobie życia z kimś innym. Taka miłość potrafi obronić to co cenne, odeprzeć pokusę nowego związku. Taki kochający małżonek w naturalny sposób nie jest zainteresowany wystąpieniem z inicjatywą zakwestionowania (zaskarżenia) swojego związku małżeńskiego przed sądem biskupim. Piękna, wierna i ofiarna miłość żony czy męża – szczególnie wtedy, gdy ma miejsce sytuacja zdrady ze strony współmałżonka - sama przez się wskazuje na ważność węzła sakramentalnego. Sakrament małżeństwa (Duch Święty) jest źródłem tej miłości. Małżonek, który kocha we własnym sercu (sumieniu) jest o tym przekonany, że jego związek jest ważnie zawarty. Ten kto kocha świadomie i bezinteresownie nie będzie poddawał w wątpliwość jego istnienia. Nie będzie dopuszczał do myśli i serca możliwość ułożenia sobie życia z innym człowiekiem. Gdyż prawdziwa małżeńska miłość ślubowana jednemu człowiekowi jest wyłączna.

Na szczęście nie jest tak, że każdy kryzys małżeński pociąga za sobą obowiązek badania ważności związku.

W 2004 roku Jan Paweł II mówił do pracowników Trybunału Roty o nierozerwalności małżeństwa. Przestrzegał przed zapominaniem o zasadzie fawor matrimonii, której istota jest domniemanie ważności małżeństwa w przypadku, gdy istnieją w tej kwestii wątpliwości (a czyż miłość nie jest taką wątpliwością :-) ).

Papież Jan Paweł II odrzucił pogląd, przenikający nawet do sądownictwa kościelnego, według którego „fiasko życia małżeńskiego powinno sugerować nieważność małżeństwa”. Bardzo ostro zabrzmiała też uwaga papieska, by nie przeceniać w procesach w sądach kościelnych wkładu, jaki mogą wnieść socjologia, psychologia czy psychiatria. „Nie można zapominać, że prawdziwie prawne podejście do małżeństwa wymaga metafizycznej wizji osoby ludzkiej i związku małżeńskiego” – mówił Jan Paweł II.
Żródło: ks. Artur Stopka „Favor matrimonii, czyli…” - „Gość Niedzielny” – Nr 6, 2004.02.08

W swoim przemówieniu do Roty Rzymskiej Jan Paweł II powiedział:
5. A cóż powiedzieć o tezie, według której nieudane życie małżeńskie powinno skłonić do domniemania nieważności małżeństwa? Niestety oddziaływanie tej fałszywej wizji jest czasem tak silne, że przybiera ona postać uogólnionego przeświadczenia, które prowadzi do poszukiwania tytułów nieważności wyłącznie po to, aby można było formalnie usprawiedliwić orzeczenie opierające się w rzeczywistości na empirycznie stwierdzonym niepowodzeniu małżeństwa. Pod wpływem takiego błędnego formalizmu przeciwnicy tradycyjnego favor matrimonii zapominają, że w ludzkiej rzeczywistości, naznaczonej przez grzech, ważne małżeństwo może zakończyć się niepowodzeniem na skutek niewłaściwego korzystania z wolności przez samych małżonków.
Stwierdzenie istnienia rzeczywistych nieważności powinno raczej skłaniać do bardziej sumiennego sprawdzania, czy w momencie zawierania związku małżeńskiego zostały spełnione niezbędne wymagania po temu, zwłaszcza dotyczące zgody narzeczonych i ich rzeczywistego nastawienia.

Źródło: http://www.opoka.org.pl/b...a_29012001.html

Papież zwrócił następnie uwagę na inne niebezpieczeństwo: "W imię rzekomych wymagań duszpasterskich pojawiły się głosy proponujące, aby uznać za nieważne związki całkowicie nieudane. Dla osiągnięcia takiego rezultatu sugeruje się zachowanie pozorów proceduralnych i substancjalnych, maskując nieistnienie prawdziwego procesu".
Ojciec Święty podkreślił, że stoi to w sprzeczności "z elementarnymi zasadami norm i nauczania Kościoła" i potępił tego rodzaju zachowania.
Żródło: Papież o nadużyciach w procesach kanonicznych http://ekai.pl/serwis/?MID=0000000000000008925

Zdaniem papieża takie sugerowanie nieważności w wyniku fiaska życia małżeńskiego bez odniesienia do naczelnej zasady nierozerwalności jedynie pogłębia współczesny kryzys instytucji małżeństwa.
Żródło: http://tygodnik2003-2007....97,0,dzial.html

Jan Paweł II kilkakrotnie przestrzegał, że tzw. "łatwe orzekanie" jest szkodliwe zarówno dla stron, jak i całej wspólnoty kościelnej. Zdaniem watykańskiego prawnika biskupa Antoniego Stankiewicza – dziekana Roty Rzymskiej, niebezpieczeństwo takich rozstrzygnięć polega m.in. na tym, że taka osoba nie dostrzeże prawdy o sobie, tzn. tego, że nie chodzi tu o jego niezdolność lecz o złą wolę i niezaangażowanie się w małżeństwo.
Bp Stankiewicz przypomniał w rozmowie z KAI o stanowisku Jana Pawła II wobec orzekania w sprawach małżeńskich. Papież podkreślał zawsze, że kryterium dominującym jest zasada nierozerwalności i to ona ma przewodzić. "Jeżeli więc sędzia orzeka nieważność z powodu jakiejś małej wady, nieznacznej anomalii czy małego zaburzenia psychicznego, a któż jest zupełnie takiego pozbawiony?" - pyta retorycznie watykański kanonista.
Żródło: http://www.info.wiara.pl/...184831680&dzi=0

Miłość małżeńska jaką ślubujemy jest bezinteresownym darem z siebie dla drugiej osoby – darem, który przejdzie każdą próbę, wszystko przetrzyma, wszystko przebaczy (1Kor13). Chrześcijaństwo - jak powiedział ks. Muszyński - jest zgodą na bezinteresowny dar z siebie. A my jesteśmy Wspólnotą Wiernej Miłości Małżeńskiej. :-) Miłość małżeńska - miłość jednego współmałżonka do drugiego jest owocem działania łaski sakramentu małżeństwa. Źródłem tej miłości jest sam Bóg.
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
 
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 11:12   

wito napisał/a:
Elu - bardzo sie cieszę Twoim szczęściem, że Tobie się udało. Ja też byłem pełen nadziei.

Co do powtórnych zejść - też znam takie przypadki. Ale jest warunek - oboje muszą chcieć. Przegadałem o tym godziny z moją terapeutką.

Znam też małżeństwa, które poprzednie związki unieważniły i takie które są w trakcie unieważniania poprzednich sakramentalnych związków. Nie jest wcale tak łatwo jak sadzą niektórzy.

Znam związki niesakramentalne - tam też mieszka miłość...

Znam ludzi porzuconych, którzy są autentyczni w swoim heroicznym czekaniu ale zdarzają się też zombie, którzy sieja zgorzknienie i zabraniają innym być szczęśliwym...

A te przykłady są dowodem na to co mówi Benedykt XVI "nikt z nas nie ma gotowych formuł"


Co do tego czy miłość ustanie czy nie? ja uważam, że jest granica po przekroczeniu której sami siebie zaczynamy okłamywać. Bardzo byśmy chcieli być z tym, który odszedł. Kochamy go jak bliźniego a wmawiamy sobie, że jest to miłość małżeńska. Bóg powołał małżonków do bycia razem - nie w duchowym oddaleniu. Kochamy już nie małżonka ale bliźniego a to już nie jest małżeństwo.

Kochasz żonę jak bliźniego, a wmawiasz sobie, że to miłość małżeńska?
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 15:00   

Andrzej napisał/a:
Małżonek, który kocha we własnym sercu (sumieniu) jest o tym przekonany, że jego związek jest ważnie zawarty.

A jeżeli jest przekonany, we własnym sercu, sumieniu, że jego związek został zawarty nieważnie???
Andrzej napisał/a:
Ten kto kocha świadomie i bezinteresownie nie będzie poddawał w wątpliwość jego istnienia.

czyli co? ten kto jest przekonany że mu "skradziono małżeństwo" kochał nieświadomie?, kochał z zamiarem czerpania zysków???
Andrzej napisał/a:
Nie będzie dopuszczał do myśli i serca możliwość ułożenia sobie życia z innym człowiekiem. Gdyż prawdziwa małżeńska miłość ślubowana jednemu człowiekowi jest wyłączna.

Czyli wszyscy ci, którzy unieważnili pierwszy związek sakramentalny i związali sie ponownie sakramentem małżeństwa kochają "nieprawdziwą miłością". A może są "gorsi", "nieświeży", "zakiszeni"???
Andrzej napisał/a:
Na szczęście nie jest tak, że każdy kryzys małżeński pociąga za sobą obowiązek badania ważności związku.

Tego czy związek był zawarty ważnie czy nie nikt nie bada kiedy trwa kryzys w małżeństwie. Wtedy ludzie, którzy poważnie traktują swoje życie starają się ratować związek. Nie spotkałem nikogo kto kiedy małżeństwo "wchodziło" w kryzys od razu poleciał do Sądu Biskupiego. Przeważnie następuje to po kilku latach. Kiedy opadną emocje, kiedy potrafimy realnie spojrzeć na swojego małżonka.
Andrzej napisał/a:
Miłość małżeńska jaką ślubujemy jest bezinteresownym darem z siebie dla drugiej osoby – darem, który przejdzie każdą próbę, wszystko przetrzyma, wszystko przebaczy (1Kor13).

Takim darem był niejeden z nas. Wielu było jak miód. Każdą nawet największą miłość można podeptać i zbrukać. Z największego nawet daru uczynić szambo. A skoro uważasz, że Ci, którzy nie chcą więcej za wycieraczkę robić i powiedzą dość - nie są godni by im zacytować (1Kor13) - Twoje sumienie.

Elżbieta napisał/a:
Kochasz żonę jak bliźniego, a wmawiasz sobie, że to miłość małżeńska?

Nie Elżbieto - ja już właśnie kocham żonę wyłącznie jako bliźniego. I jako bliźniemu jej chcę wybaczyć.
Nie Elżbieto - ja sobie nie wmawiam, że sytuację, w której się znaleźliśmy można nazwać małżeństwem. Małżeństwo Bóg ustanowił jako przymierze pomiędzy mężczyzną a kobietą. Czy sytuacje kiedy jeden z małżonków wiernie trwa a drugi odszedł, często dalej krzywdząc wiernego można nazwać przymierzem??? Czy to jest obraz przymierza miły Bogu??? Jaka więź emocjonalna łączy takich małżonków? W czym sie wspierają?
 
     
Elena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 17:18   

czytam wszystkie posty na tym forum...i sie ..pogubiłam...miałam wrażenie ,ze jest to jedyne w swoim rodzaju forum,które dąży do ratowania małżeństw(nawet po rozwodzie cywilnym) Post Kobiety jest jednoznaczny......."zjednoczenie 3 lata po rozwodzie"..a ja czytam odpowiedzi ,które nijak do tego nie pasują.....jestem na tym forum ,by uzyskac pomoc,jak ratowac sakramentalne małżeństwo...a czytam ..jak można je uniewaznic...sakramentalnie:(.Ja tylko raz ślubowalam przed BOGIEM.....i dla mnie tylko ta przysięga sie liczy)....rozwód hmm...kościelny dawają ludzie(mimo ,że są kapłanami) Bóg POWIEDZIAŁ.... do śmierci.....i czy człowiek(nawet ,jesli jestksiędzem) może to zmienić? jakoś tego nie mogę zrozumiec.,sorry....szanuję zdanie kazdego ...ale ..po prostu nie mogę zrozumiec niektórych wypowiedzi....np ,że można uniewaznić sakramentalny związek.....przeciez.nie wymagajmy od BOGA ,by nam to udostępniał,przeciez on sam powiedzial ,ze tylko raz można ślubowac...aż do śmierci...proszę was ,uszanujmy to forum,forum ratowania małżeństw.a nie ich degratowania,
sorry,jesli to żle brzmi ,ale ja po prostu liczę na waszą pomoc,jakratowaćmałżeństwo,a nie ,jak zrobić wszystko ,by nawet unieważnic ten ŚWIĘTY SAKRAMENT
modlę sie codziennie za wszystkich ,ktorzy tu są,także za siiebie i swojego sakramentaslnego męża oraz ...jak mi ktoś powiedział"przyjmij Jezusa do swego serca,tak szczerze ,wtedy on nigdy Cie nie zawiedzie ,zawsze będzie Ci doradzał" i ja codziennie sie o to modlę....
I codziennie sie modle, ...o wzystkich na tym forum ,byśmy sie wzajemnie wspierali i udzielali sobie rad ,jak pokonac taki kryzys małżerński
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 19:35   

Kobieta74 napisał/a:
elzd1,
podziwiam tych, którzy są w RWS. ja jestem z założenia "rodzinolubna" i tak chciałabym spędzic resztę swojego życia.ale w Bogu.
i wiem też,że można życ bez męża. ale to życie jest puste. Bóg nie na darmo stworzył mężczyzne i kobiete.
i uwierz mi, że nie kieruję sie modą. gdyby tak było nie miałabym podobnych dylematów.
pozdrawiam cieplutko:)


Dla mnie post Kobiety nie jest jednoznaczny, jest pełen pytań rozterek. Bo ludzie je mają. Kobieta jest jak to określiła "rodzinolubna' - chciałaby mieć rodzinę, nie jakąś iluzję, coś co nawet rodziny nie przypomina. Wie że można żyć bez męża ale tego nie chce. Chciałaby by jej rodzina była rodzina sakramentalną. Czy to takie trudne do zrozumienia, że ktoś kogo oszukano, okradziono z wolności, obdarto z ideałów, szuka życia w zgodzie z Bogiem? Po ludzku, bo ludźmi a nie cyborgami jesteśmy szuka sprawiedliwości??? Wszyscy grzeszymy, podnosimy się trwamy lub szukamy rozwiązań, które podpowiada nam sumienie aż boję się napisać w Sądzie Biskupim. Nikt z nas nie zjawił sie na tym forum z radością. Kryzys nas tu wepchnął, a że różne drogi wyjścia z kryzysu... Każdy ma swoją drogę. Każdy szuka jej u Boga.
Wszak wszyscy którzy się tu znaleźliśmy nie szukamy drogi wyjścia poprzez łatwiznę.
Każdy niesie swój krzyż. Jeden miesiąc, drugi rok a trzeci kilka kilkanaście nawet lat.

Kobieta podziwia tych z RWS ja się przyznam też mam wiele szacunku dla Andrzeja. Za jego autentyczne trwanie w miłości do żony. Bo tą miłość u niego widzę.

Ale niestety nie mogę zrozumieć jednego jakim prawem droga trwania jest "jedynie słuszną drogą".

Nie mogę się zgodzić też z jednym - sakrament nie jest celem samym w sobie. Naszym celem jest Bóg a Bóg jest miłością i z miłości będziemy sądzeni. Nie zapominajmy o tym, że w samym trwaniu też można się zatracić. Też trwanie może być swego rodzaju bożkiem. Ucieczką od rzeczywistości - często bardzo przykrej, że ktoś odszedł i już nie wróci.
Co to ma wspólnego z miłością???
 
     
Mąż Zosi
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 20:59   

Andrzej napisał/a:
Ten kto kocha świadomie i bezinteresownie nie będzie poddawał w wątpliwość jego istnienia.

To taki trochę szantaż z twojej stron.
Tu nie chodzi o poddawanie czegokolwiek w wątpliwość ale o dochodzenie do prawdy chyba że uważasz że sąd biskupi to jakiś szwindel.

Andrzeju. Są sytuacje że ktoś świadomie i bezinteresownie kocha swoje dzieci a mimo to sprawdza czy na pewno to jego dzieci. Czasami odkrywa bolesną prawdę. I wtedy ma wybór. Co robić.

Dla mnie najważniejsza jest prawda. A co ktoś zrobi w jej obliczu to już sprawa sumienia każdego z nas.

A poza tym napisałeś pięknie.

pozdrawiam
Jarek
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 21:03   

wito napisał/a:
Dla mnie post Kobiety nie jest jednoznaczny, jest pełen pytań rozterek. Bo ludzie je mają. Kobieta jest jak to określiła "rodzinolubna' - chciałaby mieć rodzinę, nie jakąś iluzję, coś co nawet rodziny nie przypomina. Wie że można żyć bez męża ale tego nie chce. Chciałaby by jej rodzina była rodzina sakramentalną.


Witek. I ja widzę rozterki, nie mówię, że jest inaczej. To, że ktoś chce mieć pełną rodzinę też mnie nie dziwi, to normalne, i ja chcę również.
Fakt, iż ktoś nie chce żyć bez męża... chyba tu leży problem: zrobić wszystko, by móc kiedyś związać się z innym człowiekiem. Ale, czy na tym polega wierność? Czyż nie jest to doszukiwanie się na siłę w mężu złych intencji od samego początku, żeby mieć dowody dla Sądu Biskupiego? Człowiek może wmówić ludziom różne rzeczy, sobie tym bardziej, i wtedy łatwiej przekonać innych, jeśli samemu się wierzy choćby w "kradzież sakramentu".
Wiem że takie sytuacje się zdarzają, i tu były i są takie osoby, których małżeństwo od początku mogło być nieważne. Ale to są bardzo sporadyczne przypadki.
Pewnie że nie wiem wszystkiego, nie wszystko rozumiem, nie jestem wyrocznią, są do tego powołani ludzie, którzy badają i orzekają. Nie nadaję sobie żadnych praw, wyrażam tylko to, co myślę na podstawie postów i rozmów.

wito napisał/a:
Ale niestety nie mogę zrozumieć jednego jakim prawem droga trwania jest "jedynie słuszną drogą".

A niby jak droga jest słuszna? Czy każde nieudane małżeństwo winno być poddane badaniom? Czy kilka czy kilkanaście lat rozłąki jest odpowiednim argumentem, by podważać to, co jest niepodważalne? I jak określić ten czas, żeby był wystarczający: rok, dwa, pięć? Każdemu po równo, czy w zależności od stażu małżeńskiego? A może od ilości dzieci? Albo ilości przewinień małżonka?
To absurd.

Jest temat "Krzyże naszych małżeństw", założony przez Reniuszka. Może właśnie to jest ten krzyż, który mamy dźwigać, a przed którym chce się uciec zgodnie z literą prawa kanonicznego?
Pamiętasz wykład P.Guzewiecza i moje pytania dotyczące sensu modlitwy za męża? Może właśnie o to teraz chodzi? Żeby ich ( męża/żony) nie opuszczać duchowo?

Kościół nie ma być nowoczesny, naginać się do współczesnych trendów, Kościół ma być niewzruszony jak skała, bo inaczej rozpadnie się. A czego ludzie tutaj się przede wszystkim dowiadują? Że każde małżeństwo, które rozpadło się z powodu czyjegoś grzechu, egoizmu - może zostać unieważnione? Że nie ma sensu ponosić ofiar? To po cóż to forum? Komu ma służyć, szatanowi czy Bogu?

wito napisał/a:
Nie mogę się zgodzić też z jednym - sakrament nie jest celem samym w sobie.

Masz rację, sakrament nie jest celem. Jest motywacją, jest zobowiązaniem, które każdy z nas podjął dobrowolnie i świadomie. Nawet nasi małżonkwowie, cokolwiek by teraz nie mówili i robili. Czy mamy sumienie zmieniać jak oni? Czy mamy ich zdradzać jak oni nas? Czy mamy prawo namawiać do takiego wyjścia?
Od podobnych rozmów są księża, nie my, tak sądzę, że takie delikatne i trudne sprawy nie powinny być w ogóle omawiane przez anonimowych świeckich rozmówców.

W wielu przypadkach trzeba przestać myśleć o ratowaniu małżeństwa, jest za późno, nie ma czego ratować, jest przemoc, zdrada, często wielokrotna. Ale trwać w wierności, nie zaś szukać ucieczki ( bo badanie jest ucieczką ), to można zawsze, nie ma przeszkód. I do tego tutaj powinno się zachęcać, a nie głosić, że można zbadadać i ewentualnie można później założyć nową rodzinę. Za dużo tutaj tych zachęt, za dużo porad tego typu.
Według mnie mamy sobie pomagać w nauce życia bez męża/żony, szukać pozytywnych stron obecnego stanu, rozwijać się, jednoczyć z Bogiem, cieszyć się tym, co teraz mamy, chociaż radość w pojedynkę jest połową radości.
Tego oczekuję od ludzi, którzy tutaj piszą, nie zaś tłumaczenia, że "masz prawo do szczęścia".
Każdy ma takie prawo, jednak nie każdemu jest to szczęście dane, a niektórym dane było, teraz jest odebrane. I ja doskonale wiem, jak jest samemu trudno, ciężko, smutno. Jak boli poczucie odrzucenia. I jak bardzo pragnie człowiek być z kimś, porozmawiać, przytulić się. I Ty wiesz, i wszyscy piszący.

Do RWS nie przystąpiłam. I do GW też nie.
Bo nie mam przekonania, iż każde małżeństwo jest do uratowania. Moje raczej nie, w cuda nie wierzę, w takie cuda. Ale nie jest to sprzeczne z zamiarem życia w pojedynkę, skoro szanowny postawił mnie w takiej sytuacji.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 21:35   

elzd1 napisał/a:
Ale trwać w wierności, nie zaś szukać ucieczki ( bo badanie jest ucieczką ),


Widzisz Elu ja w swoich postach podaję różne drogi - dla Ciebie liczy sie tylko jedna - ta która Ty akceptujesz.
Obrałaś drogę samotności - proszę bardzo.

Ale są inne drogi...
Ja nikogo nie namawiam - Kobieta pyta - odpowiadam, tak jak ja myślę. Jak czuję.

I niestety forma jedynie słusznej drogi mnie nie odpowiada. Przypominają mi się czasy kiedy podczas szkolnych apeli na wymioty mnie ciągnęło.

"A dla nas, w sutannach czy bez, dla nas, często wydających surowe wyroki, sądzących i zamykających drogi do Boga, to ostrzeżenie. Ale i dla nas, apostołów głupoty, jest w tej Chrystusowej konstytucji jakaś nadzieja. Że i nas, dwudziestowiecznych faryzeuszów, potrafi zbawić, bo "co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga", bo "u Boga wszystko jest możliwe".

Nawet twoje zbawienie!

I moje... "

Pozdrawiam.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-08-22, 22:17   

Wito. Niby nie namawiasz. Ale bardzo wyrażnie informujesz i wskazujesz, że są inne drogi, takie bardziej współczesne, Ja zaś myślę, że ktoś, komu przychodzi myśl o badaniu ważności, dokładnie sprawdził i przeanalizował możliwości oraz przesłanki. Zaś Twoja polemika jest wyrażną zachętą, żeby próbować, może się uda. Nie piszesz o tym, że są inne drogi. Wiem, ludzkie współczucie, i mnie ono dopada, z całego serca bym krzyczała: rozwiąż tę sytuację, masz prawo być szczęsliwa. Zaraz jednak przypominam sobie, że jestem w wyjątkowej wspólnocie ludzi, którym bliższa jest Prawda, niż przyziemność. Chociaż to takie bolesne i trudne.
Mogę nie mieć racji, może za bardzo wzięłam do siebie katechezy o niesieniu krzyża? Nie wiem, przyszłość pokaże.
Również pozdrawiam :-)

[ Dodano: 22-08-2008, 23:38 ]
Kobieta74 napisał/a:
elzd1,
uwierz,ja naprawde nie chce iść na łatwizne. przyglądałam sie temu mojemu małżeństwu wiele razy. jest mi łatwiej niż innym, bo rozwód cywilny był 3 lata temu, mieszkamy oddzielnie, sytuacja jest jasna, emocje opadły (w porównaniu do tego, co sie czuje, gdy kryzys trwa - czas jest idealnym lekarzem). i teraz odrodziłam sie na nowo jako człowiek. i zadaje sobie pytanie - co dalej? dałam sobie niezbedny czas na wylizanie ran. męża nie neguję - z tego, co było wyciągnęłam wnioski. o złym staram się nie pamietac. i dochodze do wniosku, że jest u nas kilka powodów stwierdzenia nieważności (psychiczna niezdolność męża do podjecia istotnych obowiązków małżenskich, niedojrzałość, ukryta schizofrenia bliskich członków rodziny, jego osobowość z pogranicza borderline - to takie najważniejsze).

Nie wiem jakie są ważne przyczyny według Sądów. Czy schizofrenia członków rodziny to argument? Niedojrzałość? każdemu można to przypisać, któż z nas był w pełni dojrzały, gdy zawierał ślub? Borderline - trudne do wykrycia, często przypisane innym zaburzeniom.
Nie mnie osądzać, nie mnie podejmować decyzję. Całe szczęście.
Ja tylko wskazuję, że czasem w rozpaczy czy zniechęceniu możemy mieć złe myśli, chęć ucieczki od problemu, który nas przerasta.


Kobieta74 napisał/a:

mój dylemat to głownie to, czy czekać na cud czy czy starać sie z pomoca Kościoła oddzielić sie od małżonka i spróbowac ułożyć sobie życie na nowo.
podziwiam tych, którzy są w RWS. ja jestem z założenia "rodzinolubna" i tak chciałabym spędzic resztę swojego życia.ale w Bogu.
i wiem też,że można życ bez męża. ale to życie jest puste. Bóg nie na darmo stworzył mężczyzne i kobiete.
i uwierz mi, że nie kieruję sie modą. gdyby tak było nie miałabym podobnych dylematów.

Wiesz, czekanie na cud jest trudne. I tego cudu może nie być. Ale sam fakt tęsknoty za posiadaniem rodziny, czy to nie za mało? Owszem, Bóg stworzył kobietę i mężczyznę by żyli razem. Czasem jednak nie może tak być, czasem trzeba żyć w pojedynkę. I można, skoro nie ma innego wyjścia. A samotnośc została nam narzucona przez małżonków, nie była naszym wyborem.
Czyż nie jest cudem, że żyjemy nawet po takich przejściach, że po zimie przychodzi wiosna, a póżniej lato, jesień, że mamy dzieci?
Czy życie musi być puste bez męża? Sama się nad tym zastanawiam od ponad trzech lat. I wciąż tej pustki nie mam czym zapełnić.

Zastanowiło mnie to, co napisałaś w pierwszym poście: "ja zaczelam dojrzewac do tego, aby się z kims zwiazac".
Więc przyczyną ew. badania w Sądzie Biskupim nie jest według tych słów to wszystko, co napisałaś póżniej, przyczyną nie jest myśl, że może zostałaś oszukana. Przyczyną jest pragnienie obecności drugiego człowieka, Sąd Biskupi ma być li tylko formalnością?
Tak to zrozmumiałam.

Również pozdrawiam.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 9